- Opowiadanie: Sebastian B. - Ucieczka

Ucieczka

Historia pewnej ucieczki

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ucieczka

Gdzieś w Polsce

Kiedy wybrzmiała ostatnia nuta piosenki, rozległy się oklaski i żywiołowe krzyki publiczności.

– Ma-ry-la, Ma-ry-la, Ma-ry-la! – wspólnym wysiłkiem obecni na koncercie ludzie zachęcali swoją idolkę, żeby zaprezentowała im kolejne numery.

Maryla Rodowicz uśmiechnęła się szeroko i posłała fanom całusa. Następnie, ze stojącego nieopodal stojaka, wzięła gitarę akustyczną, założyła ją i podeszła do mikrofonu.

– Rozumiem, że chcecie jeszcze? – zapytała uśmiechając się.

– Taaak! wykrzyknęły setki pod sceną.

– Ten numer, z całą pewnością, znacie.

Zaraz potem dało się słyszeć, przywołujący młodzieńcze wspomnienia u wielu Polaków, charakterystyczny wstęp na gitarze, po którym Maryla zaczęła śpiewać:

To ył maj,

pachniała Saska Kępa 

szalonym, zielonym zem. 

To ył maj,

gotowa yła ta sukienka 

i noc się stawała dniem…

Publiczność szalała.

*

Było to tak nieoczekiwane, że początkowo brano to za jakiś zwykły błąd, taki, który pojawia się często i zaraz znika, jednak tym razem, to było coś innego. (a) nie dawało wiary pierwszym doniesieniom, ale po tym, jak te niewiarygodne pogłoski zaczęły się potwierdzać, wiadomo już było, że oto nadchodzi kryzys…

*

Tymczasem gdzieś w Polsce

– Dziecko drogie, gdzie się tak urudziłaś? – zatroskana matka spytała swoją kilkuletnią córkę, której twarz pokrywała jakaś maź.

– To wszystko przez artka – pochlipywała dziewczynka. – awiliśmy się w ogródku, a on mnie zaczął rzucać łotem.

– Co? – zdenerwowała się matka. – A gdzie teraz jest twój rat, co?

– Chowa się w ogródku o się cieie oi…

*

(a) biegło wzdłuż korytarza, bo wiedziało, że trzeba wszystkich natychmiast poinformować. Kiedy wpadło do wielkiego salonu, litery oddawały się akurat relaksowi, beztrosko konwersując. Po wielkim wejściu (a), jak w westernach, kiedy do saloonu wchodził nieznajomy, wszystkie rozmowy ucichły, a spojrzenia skupiły się na gościu.

– (b) gdzieś przepadło! – wykrzyczało (a) angażując w to resztki sił, które zostały mu po wyczerpującym, korytarzowym sprincie.

Litery spojrzały jedna na drugą, a zaraz potem zaczęły się błądzić wzrokiem po pomieszczeniu szukając (b).

– To jakiś absurd – zauważyło (f).

– Przecież…, no, ale… Po co miałoby uciekać – zapytało (c).

– Czy to prawda? – zatroskało się (k).

– Obawiam się, że to najprawdziwsza prawda – odpowiedziało (a) po złapaniu oddechu. – Mamy kryzys, proszę ja was i to poważny.

*

Tymczasem gdzieś w Polsce

– Pan rednie opowiada, panie pośle. Czy pan słyszy, co pan mówi, czy też recytuje pan co prezes panu kazał mówić? – jeden z uczestników telewizyjnej dyskusji atakował swojego adwersarza.

– A pan yłeś ueckim agentem, tak powtórzę to, ueckim agentem. Mam na to dowody.

– Oj, proszę pana, w sądzie się spotkamy o to jest skandal i ja tak tego nie zostawię.

– A proszę ardzo…

*

– Co teraz będzie? – zapytała jakaś litera stojąca z tyłu.

– Bez (b) jesteśmy niekompletni, nie jesteśmy już alfabetem, a jakimś tam alfaetem, co to ma być? – zdenerwowało się (a), a w jego głosie wyczuwalny był też smutek. 

– Mam jedno pytanie – odezwało sie (h). – Gdzie, do cholery, mogło się podziać to (b)?

– Dobre pytanie – zgodziło się (a). – Nie ma co, trzeba zacząć poszukiwania. Powołuję grupę poszukiwawczą, składającą się z (ą), (ę), (ł), (ż), (ź), (ó), (ń), (ś).

– Dlaczego akurat my? – zapytało (ś).

– Wiecie dobrze, że od czasu rozpanoszenia się Internetu i smsów wiele osób przestało was używać, więc macie trochę więcej czasu niż inni.

Wobec siły tego argumentu, litery wytypowane do grupy poszukiwawczej, podporządkowały się poleceniu (a).

*

Tymczasem gdzieś w Polsce

– No to co się dzieje, panie Szczypiorek? – zapytała lekarka z troską w głosie.

– oli mnie rzóch już od sooty – odpowiedział pacjent.

– Od sooty, mówi pan? – upewniła się lekarka.

– Tak, w sootę yłem na urodzinach rata mojej żony, szwagra znaczy się.

– Pił pan alkohol?

– Szwagier postawił domowy imerek. Siedemdziesiąt pięć woltów. Trochę się tego wypiło.

Rozumiem – odpowiedziała lekarka, a więc zroimy tak…

*

– Zanim wyjdę – powiedziało (a) – muszę porozmawiać z (i) oraz (j). Chodźcie tutaj, no już.

Przewidując co się święci (i) oraz (j) wymieniły się porozumiewawczo szybkimi spojrzeniami, a następnie podeszły do (a), człapiąc powoli gdyż wiedziały, co będzie dalej. Reszta liter, w tym czasie rozbiła się na podgrupy, w których żywo dyskutowały o konsekwencjach zaistniałej sytuacji.

– Tak? – odezwały się (i) oraz (j).

– Zastanawiam się – zaczęło (a) – czy też może to tajemnicze i nagłe zniknięcie (b) nie ma czegoś wspólnego z wami, co?

– Skąd! – zaprzeczyły obie litery oburzone.

– Rozumiem zatem, że nie powtórzyła się ostatnio sytuacji sprzed roku, kiedy to drwiłyście z krągłości innych liter, hm? Wiecie, że (b) jest bardzo wyczulone na punkcie swojego brzuszka.

– Nie, oczywiście, że nie – zapewniło (i). – Od tamtego czasu, kiedy się tylko przeprosiliśmy byliśmy jak bracia, no może nie jak bracia, jak kuzyni.

– Jak dalecy kuzyni – dodało mu (j). – Właściwie to jak dalecy znajomi, którzy się lubią, ale nie odwiedzają za często.

– Tak – dołączyło znowu (i) – jak przyjaciel, którego się jeszcze nie spotkało. Byliśmy jak…

– Dość tych głupot – wyraźnie wzburzyło się (a) nie mogąc już dłużej tego słuchać. – Mam nadzieję, że mówicie prawdę, bo jeżeli dowiem się, że (b) zwiało przez was, to zobaczycie, wy, wy, wy… patyczaki!

– Cooo? – obruszyły się (i) oraz (j).

– Jajco. Wracać do innych – powiedziało (a) i poszło sprawdzić jak szły poszukiwania.

*

Tymczasem gdzieś w Polsce

Aktor popatrzył na publiczność, zamilkł na chwilę, a następnie zaczął monolog, na który czekała cała sala:

yć alo nie yć – oto jest pytanie.

Kto postępuje godniej: ten, kto iernie

stoi pod gradem zajadłych strzał losu,

Czy ten, kto stawia opór morzu nieszczęść

I w walce kładzie im kres?

*

(a) rozmyślało, wracając do swojego biura.

„A niech to, takiego bałaganu nie mieliśmy od…”

Tu (a) spojrzało na miotłę, którą byle jak ktoś cisnął w kąt.

„O właśnie, od czasów wprowadzenia kursywy.”

(a) nie cierpiało kursywy, tak bez powodu. Nie cierpiało i tyle. Pamiętało, kiedy do świata liter przedostał się alkohol i (a) znalazło je wszystkie leżące pokotem. Trwało to kilka dni, a w świecie ludzi przyjęły te pochylone litery. W końcu (a) ustąpiło i też dało się pisać kursywą, którą nazywało „zbożem po burzy”. (a) nie cierpiało również wprowadzania nowych czcionek, ale niestety, nie miało na wszystko wpływu, a więc poddawało się tym zmianom, nowym modom, trendom. Jednak ta sytuacja teraz to było coś innego, coś o wiele poważniejszego. Litera zniknęła i ludzie pletli od rzeczy. Jeśli (b) się nie znajdzie może być tak, że inne litery także zapragną wolności i ludziom na górze pozostanie tylko pismo obrazkowe.

„Nie ma mowy, nie na mojej wachcie!” – pomyślało (a).

– Czekaj, chwilkę! – zawołało zdyszane (t), które od jakiegoś czasu próbowało dogonić (a).

– Tak? – zapytało (a) mając nadzieję na jakieś dobre wieści. – Znaleźliście je?

– Nie, ale podobne w dziale liczb widziano wielkie (b), które pełzało tamtędy udając znak nieskończoności.

– Przepytaliście cyfry?

– Próbujemy, ale wiesz jak tam jest trudno. „Nasza mama jest królową nauk.” bla, bla, bla, rozumiesz. Takie pierdy.

– Nie interesuje mnie to! – wrzasnęło rozwścieczone (a). – Dalej do roboty.

– Dobra, dobra, już nie krzycz – odpowiedziało (t) odchodząc. 

– Daruj, to przez…, wiesz – przepraszało (a) odchodzącą literę.

– Nie ma sprawy – odpowiedziało (t) nie odwracając się.

*

Tymczasem gdzieś w Polsce

Nauczycielka zapisała temat na tablicy, po czym odwróciła się do klasy i zapytała.

– Kto ył pierwszym królem Polski?

– Ja, ja – wołała Dżesika podnosząc dłoń.

– Tak, Dżesiko?

– Mieszko I.

Klasa ryknęła śmiechem. 

– Gupia jesteś – zawołał Rafał. – Mieszko ył księdzem.

– Sam jesteś gupi – skarciła go Aneta. Mieszko ył księciem, a nie księdzem!

– Ciiiszaaa! – podniosła głos nauczycielka, żeby opanować rozwrzeszczaną klasę.

*

Puk, puk, puk.

(a) podeszło do drzwi, żeby sprawdzić kto to. Okazało się, że stało tam kilka liter z nietęgimi minami.

– Co? spytało krótko (a).

– Kłopoty – odpowiedziało (f).

– Tylko mi nie mówcie, że któraś znowu zniknęła?

– Nie – odpowiedziało (f) i odwróciło się do towarzyszy szukając u nich wsparcia. – Wydaje się, że powstała jakaś grupa, która próbuje własnymi sposobami walczyć z brakiem (b). Obawiam się, że są już pierwsi poszkodowani.

– No słucham – burknęło (a).

– Najpierw znaleźliśmy (p), które ryczało w kącie całe w swoich wymiocinach bo ktoś kazał mu stać do góry nogami, żeby przypominało (b). Następnie odwiedziliśmy (d), które z nadwyrężonym kręgosłupem twierdziło, że jacyś chuligani usiłowali z niego zrobić (b) i strasznie je powykręcali. Zdarzył się też jeden krwawy incydent, bowiem, prawdopodobnie ci sami sprawcy dorwali (h) i usiłowali zeszyć ze sobą jego nogi. Na szczęście ktoś spłoszył złoczyńców, ale pierwsze szwy już zostały wykonane, bez znieczulenia. 

– Jest jeszcze (k) – przypomniała jakaś litera z tyłu.

– Co z (k)? – zapytało (a).

– No więc, ktoś czymś napoił (k), że stało się głupsze niż zwykle, a następnie ubrał je w spódnicę i kazał rozpowiadać, że jest (b), co oczadziałe (k) też uczyniło wprowadzając trochę zamętu.

– I kto to zrobił? – zapytało (a).

– Nie wiemy. Sprawcy zawsze byli zamaskowani.

(a) przyjęło do wiadomości najnowsze doniesienia z, jakby się mogło wydawać, spokojem. Następnie zwróciło się do gości:

– Dziękuję wam, dziękuję. Idźcie już, a ja zastanowię się co robić dalej bo tak nie można tego zostawić.

Litery wyszły, a kiedy zamknęły się drzwi (a) wybuchło:

– A niech to wszyscy diabli! Gdzie jesteś (b), do czorta, gdzie jesteś?

*

Tymczasem gdzieś w Polsce

W pokoju panowały nieprzeniknione ciemności. W pewnej chwili, śpiącego w łóżku pana Ryszarda, obudziło ujadanie własnego psa. Zaniepokojony zachowaniem swojego czworonoga postanowił sprawdzić, co też dzieje się na podwórku. Kiedy włączył lampę stojącą na stoliku nocnym, przed oczami przemknął mu jakiś kształt.

„Złodziej” – pomyślał.

Rezygnując z założenia kapci, nieustraszony pan Ryszard ruszył w pościg za nieznajomym. Po włączeniu światła w całym mieszkaniu oczom właściciela ukazał się zamaskowany człowiek, który nie chciał wyjaśniać swojej obecności w obcym domu i czmychnął spektakularnie przez oszklone drzwi prowadzące do ogrodu. Sześćdziesięcioletni pan Ryszard nie miał już takiej formy jak niegdyś i jedyne na co się zdobył, w tej chwili, to uaktywnienie swojego psa krzycząc:

– ierz go urek, jeż go!

*

(a) siedziało w fotelu próbując to wszystko jakoś ogarnąć. 

„Wyrzuć z głowy ten cały bałagan i zastanów się gdzie może być (b). Myśl!”

Cisza i chwila spokoju podziałały zbawiennie. 

– Czemu nie? – powiedziało do siebie na głos (a) i wyszło z biura.

Szło szybko, a podejrzenie, że tam dokąd zmierza, znajdzie (b) przyjemnie zaczęło przeistaczać się w pewność. Po kilkunastominutowym spacerze (a) dotarło do miejsca, które rzadko odwiedzało. Nad drzwiami wisiał wielki napis ZNAKI SZCZEGÓLNE.

„Cholerne nieroby.” – pomyślało (a) i zapukało.

Otworzyło mu (ζ), paląc papierosa.

– Och – odezwało się (ζ) taksując (a) wzrokiem. – A czym zasłużyliśmy na odwiedziny kogoś z samej góry? – zapytał (ζ) nie ukrywając zalotnego uśmiechu.

– Gdzie ono jest? – zapytało sucho (a).

– Ojej, kto złotko, kto?

– Dość tego! – powiedziało (a) i wtargnęło do środka trącając (ζ), które zdawało się być tym podniecone.

– Tam nie wolno – zawołało (ζ), ale (a) było już daleko.

„Musi tu być.” – powtarzało sobie w myślach (a).

Jak w gęstym kisielu (a) posuwało się wolno w gąszczu (ϡ), (ϔ), (Ѭ), które zachowywały się jak by były w narkotycznym transie. Nie przepadał za nimi chociaż z drugiej strony było mu trochę żal tych znaków. Rzadko stąd wychodziły, bo rzadko ktokolwiek je potrzebował, no to trochę im odbijało z nudów. Nie to co one, alfabet i cyfry, elita elit bez których…

– Jesteś! – krzyknęło (a) widząc (b) beztrosko rozmawiające z jakimś znakiem, który znakiem przypominał poskręcane jelita.

(b) było tak oszołomione, że nie wiedziało co się dzieje, a z powodu dużej ilości znaków skoncentrowanych na małej przestrzeni nie było mowy o szybkiej ucieczce. 

– Zostaw nas – (a) poleciło nieznanemu sobie znakowi, który oddalił się bez szemrania.

– A więc masz mnie – podsumowało sytuację (b).

– Co ci odbiło?! – krzyknęło (a).

– Wiesz… – zaczęło (b).

– Wiesz, wiesz. Ty wiesz co się tam dziej na górze bez ciebie.

– Co – zdziwiło się (b).

– A to, że zaraz tam wracamy, bo jeszcze trochę i skutki będą nieodwracalne.

(a) wyrzuciło z siebie całą złość, a następnie zmieniło ton na bardziej przyjazny, można by rzec, braterski.

– Dlaczego uciekłeś?

(b) ze zrezygnowaniem opuściło głowę.

– Miałem już tego dosyć. Wieczni drugi i drugi i drugi. Ja mam aspiracje, a tu przez całe życie w cieniu ciebie…

– Co ty bredzisz? – zapytało zdziwione (a). – Chyba napaliłeś się tego co te znaki tu sobie skręcają, co? Nie ma ważniejszych i mniej ważnych liter. Wszystkie są sobie potrzebne, nie wierzę, że muszę ci tłumaczyć takie proste rzeczy. Jesteś pewien, że to o to chodzi?

(b) spuściło głowę i nieśmiało pokiwało nią na boki.

– Więc o co tak naprawdę chodzi? – zapytało (a). No powiedz, wiesz, że mnie możesz powiedzieć wszystko.

– Bo – tu (b) zrobiło krótką pauzę – bo (i) oraz (j) się ze mnie śmieją, że jestem gruuubyyy. Buee…

(b) zaczęło ryczeć jak małe dziecko.

– No wiedziałem – powiedziało (a). – Wiedziałem, do diabła. Chodź no tu. Posłuchaj, nie możesz być takim mazgajem. Widziałeś kiedyś (i), hm? – zapytało (a). Kurdupel, nie? A (j)? Konus ze zwisającą nogą.

(b) zaczęło się uśmiechać przez łzy. 

– No, już nie płacz – powiedziało (a) czując, że kontroluje sytuację. Chodź do naszych. Opowiem ci po drodze jak przez ciebie porzygało się (p).

– Cooo? – zapytało wyraźnie zaciekawione (b).

– To jeszcze nic, uśmiejesz się jak ci powiem co zrobili z (k). W sumie nadawało by się tu teraz – zauważyło (a) rozglądając się wokół siebie…

*

Tymczasem w gdzieś w Polsce

Grzegorz wszedł do sklepu i westchnął ze zrezygnowaniem. Nienawidził kiedy żona wysyłała go na zakupy. Przynajmniej miał listę.

„Załatwmy to raz bwa.” – pomyślał sobie i wyciągnął kartkę z tylnej kieszeni spodni.

„Co my tu mamy? bomidory, margaryna do smarowania, parówbi… Co? Jakie parówbi? Pisze jak bura bazurem.”

Koniec

Komentarze

Bardzo fajna koncepcja na żywe literki z własnymi problemami i przygodami. Niestety, skrzywdzona wykonaniem.

Interpunkcja mocno kuleje – wołacze, Sebastianie, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. W zdaniach złożonych z imiesłowem przecinek też jest niezbędny.

Czasami traktujesz literki jak istoty rodzaju nijakiego, a czasami męskiego.

Trochę, IMO, za dużo tych opisów, co się dzieje gdzieś w Polsce. Od pewnego momentu kolejne scenki nic nie wnoszą do opowiadania. Ale gdybyś pokazywał coraz gorsze katastrofy; na przykład mamę ochrzaniającą Artka zamiast Bartka, kogoś, kto w restauracji dostał liny zamiast blinów, niewłaściwe lekarstwo, sprzeczkę w ONZ na temat Bogu ducha winnej Oliwii…

(a) nie dawało wiary pierwszym doniesieniom, ale po tym, jak te niewiarygodne pogłoski zaczęły się potwierdzać, wiadomo już było, że oto nadchodzi kryzys…

Te nawiasy początkowo mnie myliły. Kojarzyły się z wymienianiem opcji; “Ile książek tygodniowo Pan/i czyta? (a) 3 lub więcej (b) 1 lub 2 (c) mniej niż jedną”. I na początku zdania dawałabym dużą literę. A może nawet w ogóle? Skoro kursywa jest źle widziana, to może pogrubienie, żeby je jakoś wyróżnić?

Tu (a) spojrzało na miotłę, którą byle jak ktoś cisnął w kąt.

Bardzo dziwny szyk.

(b) beztrosko rozmawiające z jakimś znakiem, który znakiem przypominał poskręcane jelita.

To chyba nie miało tak wyglądać.

Babska logika rządzi!

Całkiem sympatyczna opowiastka. Dokładam ją do tej o przecinkach.

Ale Finkla ma rację – warto przejrzeć tekst i poszukać własnych brakujących literek i literówek wink

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

O przecinkach to ja, ja! Jaaaa! :D

Sympatycznie o literkach, aż mi się przypomniało “ta jes anie enerale!” albo “ta jes anie ukowniku”. 

F.S

Taa… abecadło z pieca spadło i literki pogubiły się po Polsce.

Nie podobało mi się.

Tymczasem gdzieś w Polsce:

Niestety, ale nie przypadło mi do gustu :( Szczególnie nie mające nic wspólnego z literkową opowiastką fragmenty dziejące się tymczasem gdzieś w Polsce. Chociaż same literkowe przygody również raczej skierowane do innych odbiorców.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Następnie podeszła do stojaka, skąd wzięła gitarę akustyczną, założyła ją i podeszła do mikrofonu. – w jednym zdaniu, to trochę za dużo.

 

– Chowa się w ogródku bo się cieie oi… – a tu (b) zostało…

 

Rozumiem – odpowiedziała lekarka, a więc zroimy tak… – rozjechał się całkiem zapis dialogu

 

Wiedząc co się święci, (i) oraz (j) wymieniły się porozumiewawczo szybkimi spojrzeniami, a następnie podeszły do (a), człapiąc powoli, gdyż wiedziały, co się stanie. – znów dwa grzybki w barszczu

 

Kiedy włączył lampę na stoliku nocnym przed oczami przemknął mu jakiś kształt. – tu mam zagwozdkę kto, co, gdzie: włączył lampę na stoliku przed oczami, przed oczami przemknął mu kształt, czy na stoliku przed oczami przemknął kształt. A wszystko przez jeden zagubiony przecinek. 

 

Plus kilka literówek i braków interpunkcyjnych. 

 

Ale gdybyś pokazywał coraz gorsze katastrofy; na przykład mamę ochrzaniającą Artka zamiast Bartka, kogoś, kto w restauracji dostał liny zamiast blinów, niewłaściwe lekarstwo, sprzeczkę w ONZ na temat Bogu ducha winnej Oliwii…

O to to to! Ta, poza tym wszystkim całkiem sympatyczna, bajka o uciekającej z alfabetu literce, przy takim zabiegu nabrałaby jakiegoś pazurka i z pewnością byłaby ciekawsza.  

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wrażenia odniesione z lektury Ucieczki zachowam dla siebie, bo skoro do tej pory Autor nie zareagował na choćby jeden komentarz pod swoimi tekstami, doszłam do wniosku, że opinie czytelników nie są Mu do niczego potrzebne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka