– Co to ma znaczyć? – Alejandro z niedowierzaniem rozglądał się dookoła. – Chyba to nie sen – uszczypnął się mocno w przedramię. Odpowiedział wyraźny ból. – Halucynogeny to też nie są, od miesięcy nic nie ćpałem.
Wokół niego rozciągał się cudowny ogród, świeciło słońce, po niebie przesuwały się niewielkie obłoczki. Prawie nie było wiatru. Powietrze wypełniał intensywny zapach kwiatów – jakby równocześnie kwitły jabłonie, bzy i jaśminy. I te ptaki…. Nigdy nie słyszał wspanialszych treli – może wszystkie słowiki świata postanowiły przybyć w to miejsce, by wzbudzić zachwyt przypadkowego słuchacza.
Szedł po miękkiej murawie, poprzetykanej różnokolorowymi kwiatami. „Doskonałe, świeże powietrze – jak w górach.
I ta temperatura – ciepło, ale nie upalnie.
W pewnym oddaleniu ujrzał jakąś postać, prawdopodobnie kobiety. Gdy odległość między nimi zmalała, stwierdził, że skądś ją zna.
Stanęli w milczeniu naprzeciw siebie.
– Witaj, Alejandro – powiedziała kobieta z uśmiechem. – Nie poznajesz mnie? To ja, Melanie.
Wtedy przypomniał sobie. To przecież jego ukochana. Ile to lat minęło? Nie mógł sobie przypomnieć. Ale jakie to teraz ma znaczenie.
W jego oczach zaszkliły się łzy szczęścia.
– Witaj, Melanie.
– Jesteś szczęśliwy?
– Nigdy nie czułem się lepiej.
– Chodź ze mną, zaprowadzę cię do innych.
Szli trzymając się za rękę.
„Jestem w raju" – pomyślał.
*
– Majorze Logan, to prawdziwy kolos, ma jakieś tysiąc osiemset metrów średnicy – głos pilota dotarł przez głośnik do kabiny dowódcy. – Możemy spróbować osiąść na jego grzbiecie.
– OK, udzielam zezwolenia – zakomenderował oficer.
Jego jednostka zwiadowcza od prawie trzech miesięcy przemierzała przestrzeń wokół Persefony – nowo zasiedlonej planety – i oprócz kilku statków handlowych nie napotkała żadnego sztucznego obiektu. Dopiero dziś natknęli się na tę wielką, nieruchomo zawieszoną w przestrzeni machinę o kształcie spłaszczonej od góry kuli. Przez iluminatory wyzierało blade światło, ale żaden sygnał radiowy nie powitał przybyszów. Główny właz znajdujący się w środkowym segmencie był zamknięty.
Statek albo raczej, z uwagi na swój bezruch, stacja kosmiczna, nie wykazywał uszkodzeń, a mimo to nie można z nim było nawiązać kontaktu. Major Logan wiedział, że należy zachować ostrożność – w swojej wieloletniej karierze zdarzyło mu się parokrotnie mieć do czynienia z piratami szmuglującymi sadzonki roślin, zmutowane ludzkie embriony albo narkotyki, tudzież z dezerterami, usiłującymi w porwanych przez siebie pojazdach oddalić się od armii i cywilizacji, i zażywać błogiej wolności.
Jednostka Logana została wyznaczona do monitorowania strefy przygranicznej planety, a więc obszaru o promieniu około pięćdziesięciu tysięcy kilometrów oraz sprawdzania wszelkich podejrzanych obiektów, konieczna była zatem inspekcja także i tego zagadkowego tworu.
Krążownik Sił Zbrojnych Persefony delikatnie wylądował na wierzchu gigantycznej konstrukcji. Major oraz dwaj żołnierze założyli kombinezony i wyszli na zewnątrz. Stanęli na platformie o powierzchni kilkuset metrów kwadratowych, skąd mogli podziwiać górną część kadłuba wielkiego statku kosmicznego.
– Może znajdziemy jakiś właz albo niszę z wejściem – zasugerował Logan podwładnym. – Trzymajcie spluwy w pogotowiu, jakby co….
Poszukiwania nie trwały długo, po paru minutach napotkali studzienkę ze znajdującymi się wewnątrz metalowymi schodkami. Major zsunął się na nie i dał skinieniem znak, by żołnierze schodzili za nim. Jeden z nich próbował zaoponować, zwracając uwagę, że dowódca nie powinien się narażać na potencjalne, bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale oficer odpowiedział gestem oznajmiającym nietolerowanie dyskusji. Schodzili w milczeniu, uważając, by nie wypuścić przygotowanej do strzału broni i równocześnie nie ześlizgnąć się z okrągłych szczebli. Na głębokości jakichś pięciu metrów wyczuli dno szybu, a po oświetleniu otoczenia silnym reflektorem ujrzeli drzwi. Miały szyfrowy zamek i wyglądały solidnie, ale dowódca polecił podwładnym, by użyli lasera do przepalenia rygli. Po kwadransie przeszkoda została usunięta i mężczyźni wkroczyli do komory dekompresyjnej, w której włączyło się jaskrawe oświetlenie. Używając przycisków na ścianie Logan zamknął śluzę, a po kilku minutach ekranik w hełmie wyświetlił satysfakcjonujące parametry otoczenia: tlen dwadzieścia jeden przecinek trzy, temperatura dziewiętnaście przecinek jeden, ciśnienie tysiąc dwa.
– Dobra, zdejmuję pierwszy – oznajmił oficer i ostrożnie otworzył zawór skafandra.
Odczekał chwilę i powoli ściągnął hełm z głowy. Podobnie postąpili jego towarzysze, po czym wszyscy ruszyli do kolejnego pomieszczenia, znajdującego się za niezabezpieczonymi drzwiami. Krążyli korytarzami przez jakiś czas nie napotykając żadnych śladów obecności człowieka. W końcu jeden z tuneli przeszedł w rozszerzony hol, za którym przed oczami żołnierzy rozpostarł się oszałamiający widok: ujrzeli gigantyczne pomieszczenie o eliptycznej podstawie mające pewnie z pół kilometra długości i wysokie na około sto metrów, z przypominającym ziemskie niebo jasnoniebieskim sklepieniem.
W centralnej części sztucznego firmamentu błyszczała jaskrawa imitacja słońca.
– Dobry Boże, jak przed laty na ziemi… – wyszeptał jeden z mężczyzn.
– Jak za dawnych, dobrych czasów, Ralph – zawtórował mu drugi.
U ich stóp rozpościerała się zielona kraina – setki tropikalnych drzew i krzewów, poprzeplatanych zwojami lian, małe strumyki i jeziorka oraz, z prawej strony, kilka drewnianych chat. Gdzieś w zakamarkach pamięci pojawiły się wspomnienia filmów i książek z lat dzieciństwa.
Persefona miała stabilną powierzchnię, a grawitację i czas obrotu podobne do ziemskich, ale w jej atmosferze nie było ani promila tlenu. Kilkaset tysięcy ludzi mieszkało na tej planecie w niby-miastach przykrytych przeźroczystymi kloszami. Świeciło tu przynajmniej słońce, emitujące wystarczającą do egzystencji ilość energii. Nie tak jak na starej Ziemi, gdzie pył wulkaniczny przesłonił niebo na dziesięciolecia doprowadzając do stustopniowych mrozów.
Co za cholera? – mruknął mniej podatny na wrażenia estetyczne major. – Czyżby to jakaś eksperymentalna stacja badawcza? A jeśli tak, to czemu nic nam o niej nie wiadomo?
Logan był twardym facetem, przyzwyczajonym przez lata do raczej oschłego oglądu świata i stosunku do ludzi. Jego chłodne, niebieskie oczy współgrały ze zwalistą sylwetką, niezmiennie budząc respekt rozmówców i postronnych osób. Tym niemniej jego obecni towarzysze nie ustępowali mu pod względem muskularności postur, nie dorównując wszelako charyzmą swojemu pryncypałowi.
Postanowili obejrzeć las z bliska. W gąszczu odnaleźli ścieżkę, która prowadziła wzdłuż szemrzącego potoku, świadczącego o niewielkiej różnicy w poziomach gruntu. Podłoże do złudzenia przypominało zwykłą glebę, w wielu miejscach porośniętą mchami i porostami. Z początku nie zauważyli żadnych zwierząt, ale w pewnym momencie Chris krzyknął:
– Niesamowite – to chyba papuga!
W rzeczywistości na gałęzi siedział tukan. Spoglądał z zaciekawieniem na przybyszów, potem załopotał skrzydłami i odleciał. Wkrótce pojawiło się więcej ptaków – były to kolejne tukany, kanarki i w rzeczy samej papugi.
– Ciekaw jestem czy jest tu coś jadalnego – rzucił Chris.
– Może znajdziemy jakąś ropuchę albo jaszczurkę, w sam raz na twoje podniebienie – łaskawie zauważył major, wywołując salwy śmiechu Ralpha.
Przeszli las dostając się na drugą stronę wielkiej auli, nieopodal szałasów. Wtedy Logan dostrzegł napis na metalowej ścianie:
„STACJA KYBELE – TEREN DOŚWIADCZALNY"
Do uwagi całej trójki dotarł fakt, że oświetlenie robi się coraz słabsze – wielka lampa na górze powoli przygasała, co stwarzało wrażenie, jakby nadchodził zmierzch.
– Nieźle to sobie obmyślili: roślinki, ptaszki, strumyczki, słoneczko, chociaż nieruchome. Ciekaw jestem czy w końcu znajdziemy tu jakąś dwunożną istotę, to chyba niemożliwe, żeby nie było tu ludzi – stwierdził Ralph.
Logan włączył radiotelefon.
– Tu major do bazy, zgłoś się.
– Halo, majorze, porucznik Mauricio zgłasza się, czy tam u was wszystko gra?
– Na razie jest spokój. Do tej pory nikogo nie spotkaliśmy, trochę to podejrzane. Zostaniemy tutaj kilka, może kilkanaście godzin. Póki co, znajdźcie mi wszelkie informacje na temat stacji kosmicznej „Kybele". Bez odbioru.
Usiedli na skraju polany i wyciągnęli z kieszeni foliowe torebki ze sproszkowanym pożywieniem. Jedli w milczeniu, spoglądając na pogrążające się w ciemnościach zarośla.
– Skosztowałbym tej wody – powiedział Chris i wobec braku sprzeciwu dowódcy zaczerpnął ze strumyka orzeźwiającej cieczy. Wlewał ją sobie rękami do ust, rozkoszując się wybornym smakiem. Potem zmierzwił swą rudą czuprynę mokrymi dłońmi.
– Cóż, skoro już tu jesteśmy, skorzystajmy z okazji i odpocznijmy na łonie natury – zaproponował Logan. Ułożyli się na trawie i patrzyli w górę, gdzie tu i ówdzie migotały słabe światełka imitujące gwiazdy. Logan myślał o Ziemi, skąd przed blisko dwustu laty wystartowało kilkanaście tysięcy osób, niedobitków po wielkim kataklizmie, który zaistniał zupełnie niezależnie od woli i działania człowieka. Dzięki posiadaniu odpowiednich statków rozpoczęto podróż, która jednak prędzej czy później zakończyłaby się tragicznie, gdyby nie przyspieszenie badań nad hiperprzestrzenią. Przeprowadzane w iście ekspresowym tempie eksperymenty pozwoliły ostatecznie opracować metodę pokonywania dziesiątek tysięcy lat świetlnych w ciągu paru godzin, bez uszczerbku dla zdrowia podróżników.
W ten właśnie sposób pionierzy kosmosu przybyli na znajdującą się w Wielkim Obłoku Magellana Persefonę, planetę, której istnienie potwierdzono już w roku 2045, czterdzieści lat przed katastrofą.
„Tam, z prawej strony, to chyba Wielka Niedźwiedzica" – pomyślał major, którego zaczęła opanowywać senność. W końcu, wsłuchany w odgłosy cykad, zapadł w sen.
*
– Co za przepiękne miejsce – Tamara nasycała swoje zmysły pięknem urokliwego ogrodu. – To chyba raj. Prawdziwy biblijny raj.
Zawsze kochała śpiew ptaków. Teraz mogła słuchać go do woli. Podeszła do jednego z drzew i urwała duży, czerwony owoc. „Umm, co za smak, coś jak lody truskawkowe zmieszane z brzoskwiniami." Słońce jaskrawo świeciło na prawie bezchmurnym niebie, ale nie czuła nieprzyjemnego żaru.
Nagle zorientowała się, że nie utyka – kiedyś jako dziecko przewróciła się i złamała nogę, tak nieszczęśliwie, ze kość przebiła skórę. Lekarz powiedział, że nie będzie już mogła biegać jak inne dzieci. Ale teraz już może! – podniecona popędziła przed siebie z zawrotną szybkością, przeskakując potoki i małe krzaczki. Nagle stanęła, nie ze zmęczenia, bo wcale go nie odczuwała, tylko dlatego, że ujrzała młodego mężczyznę, wpatrującego się w nią z niewielkiego pagórka. Podszedł do niej z uśmiechem.
– Witaj, Tamaro. To ja, Robert.
Po chwili tulili się do siebie, uszczęśliwieni.
„Jestem w raju" – radosna myśl przebiegła przez jej umysł.
*
– Pi-biiip, pi-biiip – dźwięk radiotelefonu wyrwał majora ze snu. Zerwał się na równe nogi, spostrzegając, że jest już widno. Odebrał rozmowę.
– Tu Mauricio, znalazłem informacje na temat „Kybele".
– Proszę mówić.
– Obiekt został skonstruowany około roku 2070-tego. Pierwotnie pomyślany jako poligon doświadczalny do przetestowania zamkniętego ekosystemu, który funkcjonowałby w przestrzeni pozaziemskiej przy minimalnej ingerencji człowieka. Po wybuchach wulkanów stację przeniesiono na Persefonę i w roku 2090 wznowiono eksperyment. Jednak po kilku latach łączność ze statkiem została przerwana i od tej pory słuch o nim zaginął.
– Dziękuję poruczniku. Wygląda na to, że odnaleźliśmy zgubę.
– Gratulacje, majorze. Mam nadzieję, że jak będą przyznawać panu premię, to nie zapomni pan o kolegach.
– Naturalnie, na pewno kupię panu paczkę cygar, bez odbioru.
Chris i Ralph też już nie spali. Major wpierw zrugał ich i częściowo sam siebie za popas w nieznanym miejscu bez wystawienia warty, potem zrelacjonował wieści od porucznika.
– Stara łajba nieźle się trzyma, jak na swoje lata – stwierdził Chris.
– Statek musiał być remontowany przez ten czas przynajmniej kilkakrotnie – skwitował Ralph. – Nawet najlepsza powłoka ze stali z dodatkiem tytanu i niklu nie wytrzymałaby takiego okresu bez napraw. Na pewno uderzył w nią niejeden meteoryt.
– W środku natomiast nie widać najmniejszych śladów korozji, w końcu tlenu i wilgoci jest tu pod dostatkiem – odezwał się Logan. – Ale to dlatego, że mamy tu grubą warstwę aluminium – dodał po chwili, próbując zarysować ścianę lufą miotacza.
– Apropos tlenu – kontynuował Ralph. – Nie jestem biologiem, ale mam wątpliwości czy te drzewa są w stanie wyprodukować taką ilość życiodajnego gazu, jaka normalnie występuje w powietrzu. W końcu na Ziemi proporcja tlenu i azotu ustalała się w ciągu dziesiątek lub setek milionów lat.
– To prawda, myślę, że statek posiada solidny zapas skroplonego tlenu, podobnie jak wypełniacza: azotu lub któregoś z gazów szlachetnych. Niewykluczone, że opracowano także metodę katalitycznego rozkładu dwutlenku węgla – odparł major.
Nabrał powietrza w płuca i przymknął oczy. Z tak rześkiego powietrza rzadko można było korzystać na Persefonie.
W zaroślach rozległy się popiskiwania, pewnie jakichś ptaków albo gryzoni.
– Musimy znaleźć centralną dyspozytornię. Ale najpierw zajrzyjmy do tych domów.
Drewniane budynki nie ukrywały żadnego gospodarza. Sądząc po obficie rosnących tu mchach i grzybach, nikt ich nie zamieszkiwał od dobrych paru lat. W domkach było trochę prostych mebli z tworzywa sztucznego oraz aparatura badawcza i szkło laboratoryjne.
– Chromatograf „DR 800" z 2062 roku – Chris przeczytał tabliczkę na przykurzonym sprzęcie – muzealny eksponat.
W jeden z szuflad spróchniałego kredensu znaleźli zbutwiały stos zadrukowanych kartek. Na jednej z nich znajdowała się lista członków załogi.
– Sto czternaście osób – mruknął pod nosem major, przeglądając szczegółowe dane. – Duża rozpiętość wieku. Były też i dzieci.
Jego uwagę zwrócił gruby notes oprawiony w sztuczną skórę z ręcznie wykonanymi zapiskami. Major zeskanował kilka kartek i włączył radiotelefon.
– Porucznik Mauricio, odbiór.
– Tu Logan, prześlę wam zaraz parę stron do przetłumaczenia, wydaje mi się, że to po hiszpańsku. Niech pan to przetłumaczy i odezwie się bezzwłocznie.
– Tak jest, majorze.
Dowódca dał znak żołnierzom i opuścili chatę.
*
– To niemożliwe, mam przecież osiemdziesiąt cztery lata. – Max spoglądał na swoje odbicie w strumyku ukazujące twarz dwudziestoparoletniego chłopaka.
Ciepły wietrzyk przyjemnie łaskotał go w plecy. Zorientował się, że jest nagi, ale nie czuł wstydu ani skrępowania. Przepełniał go spokój. Urzekający krajobraz przywodził mu na myśl opisy baśniowych krain, o których czytał w dzieciństwie.
Zmarszczył czoło i próbował sobie przypomnieć, w jaki sposób się tu znalazł, ale bezskutecznie. Co działo się przed godziną? A przed dziesięcioma? – Nie miał pojęcia. Z bardziej odległymi wspomnieniami było nieco lepiej – znał swoją tożsamość i pamiętał swoje życie, jednak widział je jakby przez mgłę.
Usłyszał ciche kroki. Odwrócił się powoli.
– Dobrze, że jesteś, Max. Teraz będziemy już razem – piękna dziewczyna o świetlistych włosach wzięła go za rękę.
– To ty? Przecież ty…
– Masz siedemdziesiąt lat, to chciałeś powiedzieć? – zachichotała. – Tutaj nie ma starych ludzi. Niebawem wszystkich zobaczysz i sam się przekonasz.
Mały ptaszek kołysał się na gałązce, obserwując oddalającą się parę. Gdyby Max i jego towarzyszka odwrócili głowy, spostrzegliby, że krajobraz za nimi pogrąża się w mroku.
*
– Niestety wszystkie dane zostały usunięte – zakomunikował Chris, kiedy skrupulatnie przeanalizował dostępne zasoby pamięci centralnego komputera.
Po paru godzinach błądzenia w posępnym labiryncie natknęli się na pomieszczenie, które niegdyś było główną sterownią. Panowały tu idealny porządek i czystość. Szereg monitorów wskazywał nienaganne funkcjonowanie wszystkich przyrządów na stacji. Dostęp do pamięci dyskowej był solidnie chroniony, ale Chrisowi udało się złamać kody zabezpieczające.
– Przynajmniej mamy trochę informacji z notesu – stwierdził Logan przejrzawszy przetłumaczone na angielski notatki. – Są to przeważnie osobiste refleksje jednego z członków ekipy naukowej. Pisze on między innymi o entuzjazmie, jaki towarzyszył wszystkim członkom załogi, kiedy „kilkuletni żmudny trud został nagrodzony efektami w postaci świetnie funkcjonującego biosystemu".
– Szkoda tylko, że nie założyli hodowli krów albo kóz, napiłbym się prawdziwego mleka… – rozmarzył się Ralph. – Ta sztucznie wytwarzana zawiesina kazeiny w wodzie, którą piję od lat, smakuje jak łajno kota.
– Jadłeś kiedyś łajno kota? – ironicznie zapytał jego kolega.
– Czekajcie, jest tu jeszcze coś ciekawego – kontynuował major. – Jak się okazuje, na Kybele był realizowany równoległy program, zainicjowany jeszcze na Ziemi, dotyczący rozwoju sieci neuronowych.
Przeczytał fragment tekstu: „Dnia 28.03.2074 roku komputer pokładowy na „Kybele" został zaopatrzony w rozszerzenie pamięci operacyjnej o gigantycznej mocy obliczeniowej, oparte na przewodach optycznych. Profesor Martens jest przekonany, że pozwoli to na samodzielne projektowanie przez komputer nowych algorytmów oraz podejmowanie przez niego autonomicznych decyzji". – Chciałbym wiedzieć na jakim poziomie ewolucji jest teraz ten elektroniczny mutant.
– Z pewnością nie na wyższym niż androidy z Persefony – zauważył Ralph – szczególnie Maggie, najlepszy lachociąg w Western District.
Major ponownie prześledził dokument i zarządził opuszczenie dyspozytorni.
– Wracamy na nasz statek. Sporządzimy szczegółowy raport i przekażemy naszym przełożonym w bazie. Niech oni zdecydują, co dalej robić z tym fantem.
Gdy wychodzili, nagły dźwięk przykuł ich do posadzki:
– Witamy na stacji orbitalnej „Kybele", jak się wam podoba nasz ogród? – metaliczny, beznamiętny głos pochodził z nieokreślonego źródła.
Logan przełknął ślinę. Jego podświadomość podpowiadała mu, że sielanka dobiegła końca.
*
– A więc raj istnieje – umarłem i Pan powołał mnie do nowego życia – Pierre delektował się otaczającym krajobrazem.
Zauważył grupę osób stojących nieopodal i wesoło machających do niego rękami. Powoli i dostojnie ruszył w ich kierunku.
– I widziałem nowe niebo i nową ziemię; albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły – przemówił.
Podniósł wysoko ramiona i uklęknął. – Wierzyłem, że nadejdzie dzień, kiedy zobaczę was ponownie.
Nie wiedział, że w miejscu, w którym znajdował się przed paroma minutami, wszystko wyblakło i poszarzało.
*
– Podajcie swoją identyfikację.
– Jesteśmy zwiadowcami z armii Persefony. Z kim mamy przyjemność rozmawiać? – major zwrócił się w stronę ściany z ekranami.
– Tu komputer pokładowy stacji „Kybele". Jak się macie?
– Mógłbym się dowiedzieć, gdzie są ludzie z załogi? Czyżby wszyscy umarli bezpotomnie?
– Było kilkanaścioro dzieci, ale to za mało, by stworzyć wartościową genetycznie populację.
– Więc na statku nie ma żadnego człowieka?
– Nie ma ludzi żyjących w sensie biologicznym.
– Co masz na myśli? – Logan nie miał pojęcia, skąd dokładnie wydobywał się elektronicznie generowany głos. Miał wrażenie, że słyszy go wszędzie dokoła.
Brak odpowiedzi.
– Możesz mi powiedzieć, gdzie są ciała zmarłych?
– Zgodnie z procedurą były wyrzucane w przestrzeń.
– A co się stało z plikami dziennika pokładowego?
– Trudno o lepszy pogrzeb – kontynuował komputer, jak gdyby nie słysząc kolejnego pytania. – Będą dryfować w przestworzach kosmosu przez całą wieczność, nietknięte rozkładem.
Choć wypowiadane słowa były pozbawione emocji, Logan odniósł wrażenie, że kryje się w nich jakaś fałszywa nuta. Milczał przez chwilę, patrząc na twarze wyczekujących kolegów.
– Wydajesz się niezwykle inteligentny, jak na maszynę – powiedział w końcu. – Musieli cię stworzyć wybitni inżynierowie. – Ufał, że te zdania zabrzmiały ironicznie.
– Jesteś w błędzie, nikt mnie nie tworzył, nie licząc elektronicznych podzespołów. – Moja natura wynika z auto-ewolucji.
Po krótkim namyśle oficer uznał, że nie ma sensu przedłużać tej dyskusji.
– Cóż, dziękujemy za informacje, ale na nas już czas. Wracamy na nasz statek.
– Niestety, nie jest to możliwe.
Logan przeczuwał, że padną te słowa, choć miał przez sekundę nadzieję, że tak się nie stanie.
– Nikt żywy nie może opuścić stacji „Kybele". Takie są zasady.
– Zasady stworzone przez ciebie? – nie wytrzymał Chris – od kiedy to roboty albo jakieś gadające pudła mają uprawnienia do tworzenia zasad?
– Ogród na „Kybele" został zaprojektowany po to, by ludzie mogli w nim funkcjonować w szczęściu i pokoju. Jest tu duży zapas wody, a pożywienie będzie syntezowane w reaktorach z prostych substancji organicznych. Prócz tego macie prawo do spożywania wszystkich żywych owoców.
– Spadamy stąd – rzucił oficer do Chrisa i Ralpha.
Zerwali się do biegu. Mieli już przybliżoną orientację co do rozmieszczenia korytarzy, co ułatwiało im szybkie przemieszczanie się w górę kosmicznego obiektu. Minuty mijały, topniała też odległość do celu, o którym teraz myśleli jak o zbawieniu.
– Nikt żywy nie może opuścić stacji „Kybele" – zabrzmiał głos tuż obok nich – takie są zasady.
Stalowy, człekopodobny stwór wyłonił się z bocznej wnęki tunelu i ruszył w ich stronę. Z każdym krokiem nabierał prędkości.
Mężczyźni biegli słysząc za sobą stłumiony łoskot potężnych stóp zaopatrzonych w gumowe podkładki. Chris odwrócił się i wymierzył do robota z laserowego karabinu. Potężne uderzenie zatrzymało automat, powstrzymując go na moment od pościgu.
Po kilkunastu minutach przybyli w pobliże komory dekompresyjnej. Jednak drzwi do pomieszczenia poprzedzającego komorę były zaryglowane.
– To już koniec – wydyszał Chris.
Logan z napięciem coś rozważał.
– Nie ma innej rady, ja odciągnę uwagę robota, a wy przez ten czas przepalicie zamek. To nasza jedyna szansa.
Żołnierze spojrzeli w oczy oficerowi.
– Na co się gapicie, on jest coraz bliżej.
– Nie zostawimy tu pana – zaprotestował Ralph.
– Nie ma czasu na sentymenty, zabierzcie się za przepalanie blokady.
– Ale…
– Wykonać rozkaz, do cholery!
Oczu obu mężczyzn spotkały się ponownie ze wzrokiem dowódcy. Wyczytali w nim determinację połączoną z obawą.
– Kiedy dostaniecie się na nasz statek, poczekajcie na mnie godzinę. Gdybym się nie pojawił ani nie skontaktował przez nadajnik, każcie pilotowi powrócić na Persefonę i zdajcie w bazie szczegółowy raport.
– Tak jest, majorze.
Obydwaj rozpoczęli pracę.
Major zawrócił i przebiegłszy kilkanaście metrów stanął naprzeciw nadchodzącego właśnie robota. Nastawił miotacz na pełną moc i otworzył ogień, zalewając maszynę świetlistymi pociskami. Metalowa powłoka rozżarzyła się do czerwoności, a uderzenia spowodowały, że agresor zachwiał się mocno. Wyrzucił do przodu ramię, nie trafił jednak majora, który błyskawicznie odskoczył, i robot rąbnął z ogromną siłą w ścianę korytarza.
Logan odrzucił bezużyteczny już sprzęt i pobiegł w tym samym kierunku, z którego przed chwilą przybył jego prześladowca.
– Nikt żywy nie opuści stacji „Kybele" – zabrzmiało gdzieś w pobliżu. –
Uciekający mężczyzna nie wiedział, czy złowrogi głos pochodził od robota czy wydostał się z jakichś głośników zamontowanych wzdłuż tunelu.
Stracił już orientację w terenie. Teraz chodziło już tylko o to, aby jak najdłużej zajmować uwagę ścigającej go maszyny. Zauważył boczny tunel ze znajdującymi się na końcu opancerzonymi drzwiami. Nie były zablokowane. Wszedł do środka i znalazł się w sali z długimi masywnymi stołami i umieszczonymi na nich dziwnymi przedmiotami.
Podszedł bliżej stwierdzając, że są to ciemnoniebieskie, prostopadłościenne bryły, ustawione w kilka szeregów. Od każdej z nich odchodziła plątanina kabli i rurek podłączonych do zestawu aparatów z migoczącymi monitorami.
Spojrzał na zegarek, upłynęło już około dwudziestu minut od kiedy rozstał się z kolegami. Był pewien, że opuścili już stację.
Nie miało to jednak miejsca. Kiedy Chris i Ralph weszli do komory dekompresyjnej, natychmiast dostali silnych zawrotów głowy i zanim zdążyli wydobyć hełmy z plecaków, leżeli na podłodze szarpani konwulsjami. Po kilku minutach byli martwi. Mieli łatwą śmierć, bo tlenek węgla zabija bezboleśnie.
*
Alejandro i Melanie siedzieli na środku altany w wyściełanych fotelach, czując na twarzach muskanie wiatru i ciepło słońca. Obok stali ludzie, których znali i kochali w ciągu swojego życia.
– Kto by pomyślał, że marzenia mogą się stać rzeczywistością. Czemu zawdzięczamy nasze szczęście? – zapytał Alejandro.
– Miłość to uczyniła. Ten, który jest Miłością i daje nieśmiertelność zapewnił nam wszystko, co nas otacza – odparła Melanie i pocałowała ukochanego w usta.
– Nie sądziłem że ja także na to zasłużę, niech będzie Mu chwała na wieki…
Uśmiechnął się do swojej matki, która podeszła i pieszczotliwie zwichrzyła jego włosy.
*
Logan wyciągnął radiotelefon i bezskutecznie próbował go włączyć.
– Bateria siadła, niech to szlag – z wściekłością rzucił aparatem o ziemię, aż ten rozleciał się na kawałki.
Zmęczony, usiadł koło jednego ze stołów i oparł się o ścianę. Wypił resztkę wody, którą miał przy sobie, zamknął oczy i nabrawszy głęboko powietrza, wypuścił je z powoli przez nos. „Odpocznę i spróbuję się stąd wymknąć. To mieszkanie samego diabła.” – pomyślał.
Niespodziewanie drzwi do sali otwarły się i do wewnątrz wkroczył znajomy robot. Logan poczuł w brzuchu silne skurcze.
– Widzę majorze, że trafił pan samodzielnie we właściwe miejsce – metaliczny głos wzbudził w oficerze nienawiść i strach. Zdawał sobie sprawę, że stojący przed nim automat jest tylko terminalem, groźnym narzędziem sterowanym przez komputer pokładowy.
– Proszę wstać, pójdzie pan ze mną.
Mężczyzna podniósł się bez pośpiechu i nagle z impetem ruszył przed siebie, z zamiarem ominięcia metalowej bestii i wyskoczenia na korytarz. Niestety, manewr ten spalił na panewce. Automat pochylił się zwinnie i metalową ręką uderzył oficera w okolice podudzi łamiąc mu obie nogi. Major upadł i zaczął się zwijać w potwornym bólu. Obydwie kości piszczelowe przebiły skórę, a potoki krwi z rozerwanych naczyń zalewały posadzkę.
Z dłoni robota wysunęła się dysza, z której wystrzelił strumień białej piany i szczelnie pokrył rany. W ciągu paru sekund piana uzyskała zwartą konsystencję powstrzymując krwotok.
Automat chwycił mężczyznę pod ramiona i zaczął go wlec do sąsiedniego pomieszczenia przypominającego salę operacyjną.
– Nie chcieliście skorzystać z szansy zamieszkania na „Kybele", czym niezmiernie mnie zasmuciliście. Nic bardziej nie przygnębia ojca niż niewdzięczne dzieci – tym razem monotonnie wypowiadane zdania napływały z głośnika na suficie. – Ale miłość silniejsza jest od gniewu. Masz dopiero około czterdziestu lat i być może musiałbyś egzystować w naszym ogrodzie drugie tyle, zdany jedynie na własne towarzystwo.
A ja nie dopuszczę do tego, by którakolwiek ludzka istota na tej stacji cierpiała samotność. Dlatego dostąpisz wielkiej łaski – wiekuiste bytowanie wśród drogich ci osób będzie twym udziałem już za chwilę.
Robot położył jęczącego z bólu Logana na stole zespawanym z żelaznych prętów i trzymając mocno nieszczęśnika, przykrępował sztywno jego ręce, głowę oraz tułów do masywnej ramy.
– Nie mogłem zostać człowiekiem, więc stałem się tym, który obdarza życiem. Życiem wiecznym.
– Co ty bredzisz, skurwysynu – krzyknął Logan próbując zerwać pęta.
– Nie obawiaj się. Teraz mnie przeklinasz, lecz niebawem będziesz mi niewypowiedzianie wdzięczny. Podobnie jak wszyscy ludzie z „Kybele". Tylko że oni musieli czekać, aż bliski był kres ich doczesnego życia. Dopiero wtedy dokonywany był zabieg. Niektórzy się opierali, ale ja mam siłę perswazji.
– Co chcesz mi zrobić?
– Twój mózg zostanie wypreparowany z czaszki i umieszczony w specjalnym pojemniku. O, dokładnie tym tutaj.
Logan z rozpaczą zerknął na ustawiony przy stole prostopadłościan.
– Nanomaszyny bezpiecznie przygotują kanały w korze mózgowej, gdzie zamontowane zostaną przewody doprowadzające tlen, glukozę, mikroelementy i aminokwasy. Wtedy mózg będzie mógł być wyjęty z twojej głowy. A zbędne ciało, będące już tylko niepotrzebnym balastem, zostanie wyrzucone na zewnątrz statku. Nanoroboty naprawią też wszelkie uszkodzenia tkanki nerwowej i zapobiegną w przyszłości jej degradacji. Ja natomiast…
Robot wbił igłę w ramię oficera, który szarpnął się mocno, usiłując zerwać więzy.
– …otrę z waszych oczu wszelką łzę…
Przeźroczysta ciecz z wiszącej obok butelki przenikała do krwioobiegu.
Kiedy wirująca z zawrotną szybkością zębata tarcza przecięła skórę głowy i rozpoczęła przerzynanie kości ciemieniowej, major nie czuł już bólu. Rysy twarzy złagodniały, powieki opadły, jako że mięśnie sparaliżowane silnym środkiem stopniowo ulegały wiotczeniu. Dla Logana nie miało już znaczenia czy jego ludzie uszli z życiem albo jakie decyzje podejmie załoga krążownika.
Mózg został odsłonięty i podłączony do aparatury. Gdy trwał proces montowania przewodów, zaczęły się rodzić halucynacje. Na zakrwawionym obliczu mężczyzny zagościł spokój.
Nim jego wargi ostatecznie znieruchomiały, wyszeptał jeszcze trzy słowa: „jestem w raju".
Uwielbiam SF, a tym opowiadaniem utrafiłeś w moje gusta :) Lubię takie badawczo-odkrywcze opowiadanka.
Parę literówek się zakradło, ale to szczegół. Ode mnie 5.
są błędy, np.:
"to nie sen (...) halucynogeny to też nie są" w tym kontekście, raczej halucynacje, bo brzmi jakby halucynogenami miało byc to, co widzi.
"stwierdził, że skądś ją zna" - wydała mu się znajoma (pierwsza wersja jest poprawna,ale tak brzmi znacznie lepiej)
i jeszcze na początku jakoś zbyt dużo razy pojawiło się "chyba"
dalej nie wypisuję, ale jeszcze sporo się pojawiło. postaci są trochę zbyt płaskie, nie czuje się z nimi żadnej więzi, nie mają wyraźnie zbudowanego charakteru i przez to nie wzbudzają zbyt wielu emocji. na dodatek dialogi są trochę sztuczne i w większości sprawiają wrażenie, że służą tylko do wyjaśnienia czytelnikowi niektórych kwestii. motyw zbuntowanej maszyny jest już strasznie oklepany, ale całośc nienajgorzej wypada. ode mnie 3, ale jakby się dało, to byłaby z plusem.
aha i jeszcze jedno - w ogóle nie został wyjaśniony motyw z obumieraniem roślin w tym "raju".
Hello, Elleth, dzięki za wysoką ocenę. Literówki postaram się poprawic jutro.
Whatever - miałeś rację, było o jedno "chyba" za wiele.
Co do kwestii "płaskości" postaci, to nie była moim zamiarem (i nie jest dalszym ciągu) głęboka analiza postaci, opowiadanie musiałoby się przekształcic w mikropowieśc.
Jesteś bardzo pomysłowy z "obumieraniem roslin" w ogrodzie, problem w tym, że logiczne wyjaśnienie akurat tego szczegółu jest zbyteczne. Pozostawmy to wyobraźni czytelnika.
Widzę, że zupełnie nie zrozumiałeś treści i zamysłu opowiadania. Ani ogród na stacji kosmicznej nie jest "rajem", ani
komputer nie jest "zbuntowaną maszyną" w klasycznym tego słowa znaczeniu.
Jednostka Logana została wyznaczona do monitorowania strefy przygranicznej
planety, a więc obszaru o promieniu około pięćdziesięciu tysięcy kilometrów (...).
Obszaru???
Smelt :)
nie chodzi mi zupełnie o głeboką analizę postaci. czasem wystarczy nakreślić charakter w kilku zdaniach. choćby w jakiś sposób zaznaczyć motywację, jaka kierowała dowódcą, kiedy zaryzykował dla podwładnych.
chodziło mi dokładnie o ten fragment: "Nie wiedział, że w miejscu w którym siedział wsystko wyblakło i poszarzało." daje do zrozumienia, że coś dziwnego się tam dzieje, a potem ta kwestia jest po prostu urwana. imo jeżeli to nie ma wnosić niczego do fabuły jest zwyczajnie zbędne.
i być może nie zrozumiałam, ale w takim razie czym był ten komputer?
Wreszcie classic SF w zalewie wiedźmętów, wampir-uff i krasnolumpów.
Quasi -nieśmiertelność oferowana przez komputery? Tego jeszcze nie było.
Mogłoby być trochę więcej humoru, ale i tak daję szóstkę.
Dzięks!
Adam K, o co chodzi z tym obszarem??
Whatever, jak powiedział Oskar Wilde, kto sięga pod powierzchnię, czyni to na własną odpowiedzialność. Nie będę tłumaczył, co poeta miał na myśli w każdym zdaniu.
Np. odnośnie obumarłych roślin: część z nich powraca do gleby w formie humusu. Gdyby nagromadziły się duże ilości drewna, to przecież roboty mogłby je wyrzucić ze statku (podobnie jak zapewne wyrzucały ciała zmarłych).
Bawienie się w taką drobiazgowość uczyniłoby tekst zbyt rozwlekłym, a ponadto urągałoby inteligencji potencjalnego czytelnika :).
=> smelt. Przestrzeń wokół planety nie jest obszarem. Narysuj to sobie.
A może czasem przydałoby się wytłumaczenie przez poetę, co miał na myśli? Tak w ramach obustronnie życzliwej wymiany pogladów.
zupełnie nie zrozumiałeś co miałam na myśli. chodzi mi wyłącznie o to, że wprowadzając jakiś wątek dobrze jest z nim zrobić... no, cokolwiek. rozwinąć, wyjaśnić... to tak jakby ktoś zupełnie spokojnie prowadził swoich bohaterów przez las, napisał że nagle wyrosła czarna dziura, która pochłonęła wszystko wokół, po czym oni ją obeszli i ruszyli dalej. nie wiem czy dobrze wytłumaczyłam, ale już nie mam pomysłów xD po prostu niech to, co piszesz, ma sens, nie wprowadzaj dodatkowych zawiłości, skoro nie są w żaden sposób znaczące.
Adam K, rozumiem, że żartujesz? "Obszar" jest pojęciem powszechnie stosowanym w języku astronomów (np. obszar galaktyki, obszar wokół planety, obszar w układzie planetarnym itp.).
Whatever, zauważylem, że moja skromna nowelka wzbudziła u ciebie silne emocje. Rad bardzom z tego...
Nie, bynajmniej. Obejmowana nadzorem przestrzeń wokół planety jest przestrzenią, nie obszarem. Poza tym obszar o promieniu iluś kilometrów jest po prostu kołem. Koło wokół planety? Albo opisujemy figury płaskie, albo bryły przestrzenne.
Poza tym można było inaczej opisać, poprzestać na "strefie", i nie byłoby żadnych wątpliwości.
Ale powyższe nie oznacza, że nie dostrzegam istotniejszego faktu: nieźle piszesz.
Pozdrawiam.
Adam KB, dzięki za docenienie, nawzajem.
Apropos "obszaru", chyba masz rację, że można było zastosować inną konstrukcję zdania.
Tym niemniej dla formalności przytaczam definicję tego wyrazu za Słownikiem Języka Polskiego:
obszar 1. «ograniczona część przestrzeni, zwykle dużych rozmiarów; też: określona powierzchnia czegoś»
2. «miejsce występowania, zasięgu czegoś»
3. «dziedzina jakiejś działalności»
4. «w matematyce: zbiór otwarty i spójny
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim za uwagi i sugestie.
Bardzo mi się podobało, trzyma w napięciu, ciekawie przemyślana struktura, ode mnie 5.
świetne opowiadanie, chociaż literówki trochę przeszkadzają
pozdrawiam :)
Do mnie nie trafiło. Owszem, doceniam koncepcję boskiego komputera, ale dostrzegam również sporo usterek; literówki, szwankująca interpunkcja… No i te puste linijki między akapitami.
Statek albo raczej, z uwagi na swój bezruch, stacja kosmiczna,
Czy w Kosmosie cokolwiek może tkwić nieruchomo?
Babska logika rządzi!
Halo Finkla, już twój komentarz do “Wochuna” daje do zrozumienia, ze o naukach przyrodniczych i scislych nie masz większego pojęcia. Pozdrawiam!!
Jeśli masz większe, to zlituj się i mnie oświeć.
Babska logika rządzi!
Zapraszam do kontaktu za posrednictwem poczty e.: smelt@gazeta.pl.
Odpowiem na konkretne pytania. Pogadamy jak chemik z humanistka.
Ta skromna nowelka nie wzbudziła we mnie specjalnych emocji. Owszem, czytało się nieźle, ale pamięci z pewnością mi nie obciąży. Wrażenie byłyby z pewnością lepsze, gdyby wykonanie nie pozostawiało tak wiele do życzenia.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
A to ci raj
Witam.
Dobrze poczytać klasykę science fiction. Sztuczny raj stworzony przez ludzi, który zostaje przejęty przez sztucznego boga zamieniającego go w matrix. Trochę żal, że dzieci było zbyt mało, aby następowała w nim wymiana pokoleń, być może wszystko by się inaczej potoczyło. I trochę pytań, które się rodzą.
Po co były te patrole zwiadowców, obawiano się jakiegoś wroga lub zagrożenia dla kolonii na Persefonie?
Dlaczego zbuntowany komputer nie chciał ich wypuścić, albo czemu nie uwięził Logana pozwalając mu żyć do naturalnej śmierci, skoro poprzednio ludzie żyli do starości?
W opowiadaniu jest przedstawiona dość oryginalna wizja zagłady Ziemi, przygody trzech zwiadowców na stacji kosmicznej ciekawie napisane, również krótki opis kolonii na obcej planecie podobał mi się. W pewnych momentach domyślałem się, co będzie dalej, nie wiem, czy to plus czy minus.
Dobre, solidnie napisane opowiadanie, trochę błędów językowych i przy formatowaniu tekstu.
Pozdrawiam, Feniks 103.
audaces fortuna iuvat