- Opowiadanie: GrissT - Narodziny bestii.

Narodziny bestii.

Znalazłem się tu przez głupi, przegrany zakład z przyjacielem, jednak zawsze lubiłem czytać książki i właśnie dlatego pomyślałem, że warto spróbować. Jednak skoro mam już coś robić to chcę robić to najlepiej jak się da, dlatego proszę o krytykę i wasze rady. Jest to mój pierwszy tekst jaki napisałem kiedykolwiek z własnej woli więc na pewno jest w nim błędów co nie miara. Zwłaszcza takich, których sam nie rozumiem. Jest to fragment dłuższego opowiadania ( mam nadzieję :D ), które pojawiło się w mojej głowie dzisiaj rano. Z niecierpliwością czekam na wasze uwagi.

Oceny

Narodziny bestii.

Pustka i ciemność. Otwieram powoli oczy. Półprzytomny patrzę na niemy krzyk Sivir rozgniatanej przez ośmiometrową, humanoidalną zbroję bojową imperium. Jak przez mgłę docierają do mnie kolejne fakty. Leże zasypany niemal całkowicie w piachu, tuż obok strzępów rozerwanego przez granat ciała dowódcy. Choć nie wiem, co dzieje się poza moim polem widzenia, jestem pewien jednego. Wpadliśmy w zasadzkę. 

Rozglądam się uważnie. Wygląda na to, że wokół wszyscy są martwi.

 

Zesztywniałą od wybuchu ręką sprawdzam komunikator głosowy. Nic nie słyszę. Ściągam hełm. Wszystkie systemy działają poprawnie, przynajmniej według kolorowych diod umieszczonych na jego boku. W mojej głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl. Mimo, że widzę przed sobą w oddali walczące mechy, wciąż otacza mnie głucha cisza. Podnoszę rękę. Moje obawy zostały potwierdzone. Krew spływa z uszu, w których popękały bębenki.

W tym momencie w mojej głowie pojawiło się pytanie.

Zostać w miejscu? Czy zaryzykować ucieczkę i spróbować odszukać członków oddziału? Przecież i tak jestem na straconej pozycji.

Alice! To imię ucina wszelkie wątpliwości. Ociężale wygrzebuję się z piachu równocześnie sięgając po leżący obok, półautomatyczny karabin snajperski. Sprawdzam amunicję na elektronicznym wyświetlaczu. Ledwie piętnaście pocisków. Leżąc, obracam się w kierunku miasta Arinhold, do którego zmierzaliśmy.

 

Najwidoczniej było już po bitwie, bo do tej mieszanki krwi, metalu, szczątków ludzkich i maszyn weszli grabarze. 

Zbliżali się powoli w kierunku mojej pozycji, zbierając po drodze wartościowe przedmioty i dobijając jeszcze żywych członków Tekkadan. Moich kompanów.

 

Musiałem podjąć kolejną trudną decyzję, w sytuacji bez dobrych rozwiązań.

Zabić czy nie zabić? W jaki sposób będzie mi łatwiej uciec?

Pozbawiony jednego z moich najbardziej wyczulonych zmysłów, nie mam pełnego obrazu sytuacji.

Co robić? Wiem tylko jedno. Najgorszą decyzją będzie niepodjęcie żadnej.

Wstaje, podpierając się na kolanie. 

 

Wtem moim oczom ukazuje się kolejna niema scena śmierci. Strugi krwi tryskają w powietrze z ciał grabarzy. Stałem oniemiały, patrząc jak welfy, zwane również przez ziemian wilkołakami, rozrywają im gardła. Nie miałem jednak czasu oglądać tego hipnotyzującego tańca śmierci.

 

Ruszyłem biegiem w przeciwną stronę, oddalając się od swego celu.

Dopiero biegnąc zauważyłem jak bardzo zniszczony jest mój kombinezon bojowy. Nie miałem jednak czasu na dokładne oględziny uzbrojenia. Gonił mnie czas a w sercu płonęła nadzieja, że nie ruszyły za mną bestie i nie zostałem zauważony przez ludzi imperium. 

Chwyciłem się skraju lasu niczym brzegu, wynurzając się z rwącego nurtu adrenaliny i podniecenia. Wiedziałem, że muszę się uspokoić, jednak moje ciało miało najwidoczniej odmienne zdanie. Serce pompowało krew z prędkością jakiej chyba nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

 

Biorąc kolejny głęboki wdech, obejrzałem się za siebie. Z ulgą stwierdziłem, że nikt ani nic nie zauważyło mojej desperackiej ucieczki, a przynajmniej tak myślałem. 

Po drugiej stronie pola walki, stał na dwóch łapach, potężny, śnieżnobiały welf. Nietrudno było się domyśleć, kto w tym stadzie jest samcem alfa. Poruszył kilka razy szczęką wymachując przy tym majestatycznie przednimi łapami w kierunku swoich pobratymców. 

Nagle spojrzał na mnie. Serce zabiło jeszcze mocniej. Stałem sparaliżowany kiedy jego do przesady niebieskie oczy świdrowały moje ciało i duszę. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, na jego pysku pojawił się grymas na kształt uśmiechu, a w mojej głowie  wybrzmiał obcy, niski głos:

Jeszcze nie czas , przyjacielu.

 

Chwilę później, całe stado rozpłynęło się w niknącym świetle zmierzchu.

Ponownie ruszyłem w stronę Arinhold, myśląc jedynie o Alice i o tym jak moja mała siostrzyczka sobie beze mnie poradzi.

Nie uszedłem jednak daleko. Byłem zbyt wyczerpany. Upadłem na ziemię i usprawiedliwiając się, że to tylko na chwilkę, zamknąłem oczy. 

 

 

Koniec

Komentarze

No cóż, sprawnie posługujesz się językiem. Masz problem z interpunkcją, dostrzegłem też kilka literówek, ale ogólnie nie jest źle. Mój problem z odbiorem twojego tekstu jest taki, że wprowadzasz zamęt. jakaś bitwa, ktoś z kimś walczy, padają nazwy istot i lokacji, które nic nie znaczą dla mnie jako czytelnika. Wiem, że to jest tylko fragment, ale może należałoby inaczej podejść do tematu. Jeszcze jedno: jeśli dalsza część opowiadania będzie opisem, jak główny bohater szuka siostry i próbuje dostać się do Arinhold, to będziesz musiał wznieść się na wyżyny pisarskiego kunsztu, by zainteresować czytelnika. Inaczej spotkasz się ze zdaniami typu “już to gdzieś czytałem”.

humanoidalny kostium bojowy imperium – pogrubione słowo jakoś mi nie pasuje do opisu rzezi. Może zbroja bojowa imperium?

PS. Czy nazwy zaczerpnąłeś z istniejącego już gdzieś świata typu Warcraft, czy to są twoje własne pomysły?

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Na początek dzięki za tak obszerną i konstruktywną uwagę. Zamęt miał być wprowadzony celowo choć może przesadziłem. Pomysł tego chaosu na początku dłuższej opowieści został zainspirowany przez jednego z moich ulubionych pisarzy. Chciałem stopniowo wprowadzać czytelnika w świat, w którym się znajdujemy.

Jest to mój pomysł autorski, na który wpadłem podczas nudnego wykładu na uczelni i tak, wymyśliłem już zakończenie, które jest dość odległe w czasie czytania. Zresztą nigdy nie grałem w warcrafta choć pewnie niektóre obrazy bym skojarzył.

Faktycznie bohater zmierza do Arinhold ale to wcale nie jest miejsce, w którym przebywa jego siostra i on to wie. W dodatku miałem zamiar zniszczyć wyobrażenie siostry jakie samo się tu czytelnikowi nasuwa na wskutek słów bohatera.

Miałbym prośbę żebyś wskazał jeszcze jakieś rażące błędy, oczywiście jeśli nie będzie to problemem.

Proponuję, żebyś zamieścił dłuższy fragment na betaliście. Wtedy chętnie dokonam głębszej analizy. Na razie czekaj, może ktoś jeszcze podzieli się wrażeniami i wskaże, jak powinieneś pokierować opowieść.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Dzięki, tak też zrobię. Co do betalisty, prawdopodobnie umieszczę tam kilka rozdziałów w ciągu kilku kolejnych dni.

Celowy chaos mi nie przeszkadza. Nad interpunkcją musisz popracować. Co mnie boli, to brak konsekwencji w czasie. Najpierw narrator posługuje się czasem teraźniejszym, potem przechodzi do wspomnień - czas przeszły, na koniec wracamy do teraźniejszości i… wciąż przeszły. A może jednak ten chaos scen mnie pogrążył?

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Taka była koncepcja, przeżywania wszystkiego w czasie, jednak nie każdy moment dokładnie w tej chwili. Brent Weeks często używał podobnego zabiegu. Faktycznie nie zawsze to wygląda dobrze i pewnie moje przeświadczenie jest błędne, jednak zanim to poprawię poczekam co jeszcze napiszą inni, o ile tacy będą. Tak czy inaczej wielkie dzięki :D

Mimo, że widzę przed sobą w oddali walczące mechy wciąż otacza mnie głucha cisza. Podnoszę rękę. Moje obawy zostały potwierdzone. Krew obficie spływa z uszu, w których popękały bębenki.  ==> w pierwszym zdaniu przenieś przecinek za ‘mechy’. Zastanów się, czy krew obficie spływa, czy wypływa z uszu. Potem zastanów się, czy obficie płynącej krwi nie można poczuć – na samej konsze ucha, na policzku, w kącie zażuchwowym, zależnie od ułożenia głowy i ciała. Na deser sprawdź, czy samo pęknięcie błon bębenkowych skutkuje obfitym krwawieniem…

Jednak ku mojemu zdziwieniu, na jego pysku pojawił się grymas na kształt uśmiechu, a w mojej głowie obcy, niski głos.

Jeszcze nie czas przyjacielu.  ===> wstawiłbym przecinek po ‘jednak’. Czy głos może się pojawić? Znam kilka lepszych określeń… Dwukropek po ‘głos’, ponieważ zapowiedziana jest wypowiedź dialogowa.

>>>>>>>>>>><<<<<<<

Znowu wojna, imperia, wilkołaki… :-(

Po pierwsze, nie pokazuj tekstu ludziom bezpośrednio po napisaniu. Pozwól mu poleżeć, sprawdź po jakimś czasie. Wyłapiesz część literówek, zrobisz lepsze wrażenie na starcie.

Wojna, szamotanina… Absolutnie nie moje klimaty. Nie byłabym zainteresowana dalszym ciągiem, ale to kwestia gustu.

Leże zasypany niemal całkowicie w piachu, tuż obok strzępów rozerwanego przez granatnik ciała dowódcy. Choć nie wiem co dzieje się poza moim polem widzenia, jestem pewien jednego.

Literówka. Nie znam się, ale na pewno granatnik rozerwał dowódcę? Nie lepszy byłby granat? Przecinek po “wiem”. Zasadniczo, jeśli masz w zdaniu na czasowniki, to potrzebujesz dobrego powodu, żeby nie oddzielić ich przecinkiem.

Wygląda na to że wokół wszyscy nie żyją.

Przecinek przed “że”. Zgrzyta mi konstrukcja “wszyscy nie żyją”. IMO, lepiej brzmi “nikt nie żyje” lub “wszyscy zmarli”.

Nie trudno był się domyśleć kto w tym stadzie jest samcem alfa.

Nietrudno. Literówka. Przecinek po “domyśleć”.

Jeszcze nie czas przyjacielu.

Wołacze, Grissie, oddzielamy przecinkami od reszty zdania.

 

Edit: Ciekawy powód do znalezienia się na portalu. To jak to było z tym zakładem? ;-)

Babska logika rządzi!

Już to czytałem, może nieco inaczej, lepiej lub gorzej napisane, ale pomysł wtórny. Cóż…

 

F.S

Dzięki za cenne wskazówki! Dokonałem już zmian i mam nadzieję, że niczego nie pominąłem. Teraz po kolei:

 

AdamKB → Sprawdziłem i faktycznie bardzo rzadko dochodzi do na tyle poważnego urazu ucha, iż powoduje on mocne krwawienie. Pozbyłem się więc wyrazu “obficie”. Czy można wyczuć krew spływającą po twarzy? Oczywiście, jednak w tym przypadku się nie zgodzę. Zapewne sam doświadczyłeś czegoś podobnego. Uderzenie, np głową, spowodowało rozcięcie i krwawienie, jednakże nie miałeś o tym pojęcia dopóki tego nie zobaczyłeś lub nie minęła dłuższa chwila. Adrenalina. Właśnie tym się tu kierowałem od początku.

Co do koncepcji trochę się zgodzę XD Wojna to z pewnością mocno wyeksploatowany temat, choć to  nie na niej chciałem się skupić. Nadaje ona tylko tło i sensu całej historii. Imperium jako nazwa mocarstwa, nasunęła się sama, a co do wilkołaków to ich tu nie ma. Pojawia się stwierdzenie, że ziemianie je tak nazywają, ze względu na nasze legendy. Oczywiście tego nie mogłeś wiedzieć bo pojawia się później.

 

Finkla → Co do twojej rady. Z pewnością zastosuję ją przy dalszej części tej historii i wrócę do już napisanego tekstu za parę dni. Jako, że jest to jak już wspominałem, mój pierwszy tekst, nie myślałem o tym w ten sposób.

 

Co do zakładu :D Mam zwyczaj często zakładać się z moim przyjacielem o sztuczki magiczne (na którym zwykle testuje nowe :d), czym de facto na co dzień się zajmuję. Tym razem było to zakładanie pierścienia na palec, poprzez rzut od dołu pod kątem 90 stopni. Niestety trik wykonałem na tyle nieudolnie, że już po drugim powtórzeniu, zrozumiał zasadę działania. Więc tak przegrałem zakład, a karą okazało się napisanie opowiadania na stronę, na której podobno sam publikuje. Choć z tego co widzę nie odezwał się w żaden sposób, ani nie potwierdził prawdziwości swoich słów :d

 

FoloinStephanus -> Ciężko jest uniknąć całkowicie wszystkiego. Wątki wojny itp przewijają się wszędzie. Być może faktycznie widziałeś już coś do bólu przypominającego ten fragment, jednak zapewniam cię, że osobiście nie spotkałem się jeszcze z taką mieszanką, choć z pewnością jest to bardziej wyraźna później.

 

Dobra kończę, bo w tym momencie, komentarz będzie dłuższy od zamieszczonego fragmentu :D

Fragment, który w zasadzie nic mi nie powiedział. Nie wiem kto z kim walczy i dlaczego, i może dlatego niespecjalnie ciekawi mnie, jak potoczą się dalsze losy bohatera.

 

Kropka w tytule jest błędem, usuń ja.

 

W mojej gło­wie po­ja­wi­ła się nie­przy­jem­na myśl. Mimo, że widzę przed sobą w od­da­li wal­czą­ce mechy, wciąż ota­cza mnie głu­cha cisza. Pod­no­szę rękę. Moje obawy zo­sta­ły po­twier­dzo­ne. Krew spły­wa z uszu, w któ­rych po­pę­ka­ły bę­ben­ki. W tym mo­men­cie w mojej gło­wie po­ja­wi­ło się py­ta­nie. – Nadmiar zaimków.

 

Naj­gor­szą de­cy­zją bę­dzie nie pod­ję­cie żad­nej.Naj­gor­szą de­cy­zją bę­dzie niepod­ję­cie żad­nej.

 

Wsta­je pod­pie­ra­jąc się na ko­la­nie.Wsta­ję, pod­pie­ra­jąc się na ko­la­nie.

 

 

Chwy­ci­łem się skra­ju lasu ni­czym brze­gu… – W jaki sposób można chwycić skraj lasu?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka