
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Jagoda Mellis obudziła się w ten piątek wyjątkowo wcześnie. Wyjrzała przez okno. Zapowiadała się piękna pogoda. Była końcówka czerwca 2009 roku. Jagoda czuła się wyjątkowo szczęśliwa. Za niecały miesiąc miała stanąć na ślubnym kobiercu. Od tygodnia mieszkała z powrotem w Sopocie, swoim rodzinnym mieście. Na co dzień była bowiem w Warszawie gdzie studiowała prawo. Zdała właśnie na drugi rok. Wszystkie egzaminy zaliczyła jak mogła najszybciej żeby wrócić do domu i spokojnie zająć się weselem. Jej Wojtek co prawda był rodowitym warszawiakiem ale zgodził się na ślub w jej rodzinnym mieście. Zresztą cała jego rodzina była bardzo za ślubem nad morzem. Jagoda zawsze myślała, że żoną zostanie dopiero po studiach, tak bliżej trzydziestki. Stało się jednak zupełnie inaczej. Miała dopiero dwadzieścia lat i szykowała się do zamążpójścia z mężczyzną starszym od niej o trzy lata. Jej znajomość z Wojtkiem potoczyła się bardzo szybko. Poznała go tydzień po przyjeździe do Warszawy. Zaczęli się spotykać, a po pół roku byli już zaręczeni. Jagoda często zastanawiała się dlaczego tak szybko zgodziła się na ślub. Wojtek był studentem medycyny, miał zostać chirurgiem. Był przystojnym mężczyzną, miał kruczoczarne włosy, wysportowane ciało, spojrzenie powodujące kisiel w majtkach na dzień dobry i do tego był jednym z najlepszych studentów. Mellis sama właściwie nie wiedziała czy szczerze kochała Wojtka, tak jak on zdawał się kochać ją, czy po prostu imponowało jej, że zainteresował się nią tak fantastyczny facet. Ona sama nie wyróżniała się niczym szczególnym. Miała kręcone, blond włosy które często lubiły z nią walczyć. Poza tym miała nadwagę. Nie była jedną z tych dziewczyn, które pokazują się na plaży w bikini. Nosiła raczej jednoczęściowe kostiumy, a i tak sadełko wylewało się bokami. Miała małe oczy i niewielki nos, który za czasów jej dzieciństwa często kojarzył się ludziom z ryjkiem prosiaka. Studentką też była przeciętną. Ani złą, ani dobrą. Idealnie pomiędzy. Jednak najwyraźniej coś tak urzekło w niej Wojtka, że zapragnął być jej mężem. Jagoda rozejrzała się po swoim pokoju. Mama nic tu nie zmieniła. Wciąż miała ściany w kolorze bladego fioletu, biurko z jasnego drewna, krzesło z różowym obiciem i spore łóżko w podobnej kolorystyce. Na oknach bladoróżowe firanki i czerwone zasłonki. Wyglądało jakby mieszkała w babeczce truskawkowej. Jagoda wstała i spojrzała na zawieszone na ścianie spore lustro. Dobrze wiedziała, że nie należy do najładniejszych i najszczuplejszych dziewczyn i to właśnie sprawiało jeden bardzo duży problem. Wciąż nie miała sukni ślubnej. Nic na nią nie pasowało, w większości wyglądała dość groteskowo. Zaczynała już bardzo się stresować. Dzień ślubu zbliżał się bardzo szybko, a ona wciąż nie miała jednej z podstawowych rzeczy. Spojrzała na zegarek. Była siódma. Postanowiła zebrać się już do wyjścia. Dzisiaj była umówiona ze swoją mamą Bernadettą i starszą siostrą Kają na szukanie sukien ślubnych. Były gotowe zjechać całe Trójmiasto.
Zbliżała się szesnasta. Bernadetta Mellis spojrzała na córki. Miała już szczerze dość tego łażenia i szukania sukni ślubnej dla Jagody. Co prawda liczyła dopiero czterdzieści osiem lat jednak męczyła się już wyjątkowo szybko. Mimo, iż ubrała się w najbardziej przewiewne ubrania jakie miała, swoje długie włosy spięła w kok i założyła bardzo wygodne sandały, i tak było jej niemiłosiernie gorąco i okropnie bolały ją nogi. Usiadła na ławce i raz jeszcze spojrzała na córki. To zastanawiające jak siostry mogły aż tak się różnić. Jagoda wdała się w ojca. Nie za wysoka, przygruba, blondynka. Wypisz wymaluj Janek. Kaja z kolei wyglądała zupełnie inaczej. Smukła dwudziestoośmiolatka, elegancko ubrana, długie kasztanowe włosy opadały jej na ramiona. Pół roku temu urodziła syna, a jej figura była nienaganna. Zdecydowanie wdała się w Bernadettę. Z drugiej strony czy to wyszło jej na dobre? Bernadetta w młodości była niezwykle atrakcyjna, a wyszła za mąż za grubego Jana Mellis. Teraz Jagoda miała wyjść za mąż za Wojtka, który wyglądał jak model z gazet. A mąż Kaji? Tomasz Nowak. Czy można nazywać się bardziej pospolicie? Jakiś nauczyciel polskiego w gimnazjum, w za luźnym sweterku i niemodnych okularach na nosie. Bernadetta nie miała pojęcia co Kaja w nim widziała. W końcu jej córka była w zarządzie sopockiego oddziału jednej z bardziej popularnych firm kosmetycznych w kraju. Cóż, miłość nie wybiera.
-Dziewczyny, to co my robimy? – odezwała się w końcu Bernadetta.
-Mamo, nie możemy się jeszcze poddać. Wiem, że nie znalazłyśmy jeszcze nic dobrego ale przecież gdzieś musi być suknia moich marzeń! – Jagoda była bliska płaczu. -Posłuchajcie, chodźmy tutaj do tej kawiarenki. Napijemy się czegoś, może zjemy po ciastku i pomyślimy co dalej. – powiedziała Kaja.
Kobiety ruszyły do kawiarenki. W środku było trochę duszno więc wybrały stolik na zewnątrz. Bernadetta zamówiła zielona herbatę, Jagoda wodę mineralną z cytryną, a Kaja latte. Żadna nie chciała ciastka. Bały się przytyć przed weselem. W rezultacie zamiast rozmawiać co dalej, siedziały w milczeniu i popijały swoje napoje. Tak naprawdę winna temu była Bernadetta. Dziewczyny nigdy do końca nie czuły się swobodnie w jej towarzystwie. Matka zawsze ewidentnie faworyzowała Kaję. Jako, że siostry miały ze sobą świetny kontakt , przeszkadzało to obydwu. Kaja często stawała w obronie siostry i broniła się jak mogła przed byciem określaną jako ta ładniejsza, zdolniejsza, mądrzejsza. To Jagodzie zawsze się w niej podobało. Maksymalna skromność, kiedy tak naprawdę Kaja miała wiele powodów żeby się wywyższać. Atrakcyjna, zawsze najlepsza uczennica, dyplom ze studiów z wyróżnieniem. Bernadetta tak chwaliła się swoją córką na każdym kroku, że zaczynało być to żenujące. Jagoda czasami miała wrażenie, że jej starsza siostra wyszła za nijakiego Tomasza na złość matce. Żeby w końcu mieć w jej oczach jakąś skazę. Kaja nie radziła sobie z tym piedestałem, na którym posadziła ją Bernadetta. Z rozmyślań wyrwał je nagły powiew wiatru. Nagle nie wiadomo skąd nadleciała ulotka i wylądowała prosto na twarzy Jagody. Dziewczyna wzięła ulotkę w dłoń i zapiszczała. -Patrzcie! Jakiś nowy salon sukien ślubnych chyba! I to niedaleko!
-Jak myśmy mogły go ominąć… – zamruczała Kaja i spojrzała na ulotkę. Na kredowym papierze na jasnofioletowym tle widniały zdjęcia nowo otwartego salonu sukien ślubnych niejakiej Agnieszki Lisieckiej. Widać było również przykładowe modele sukien. W prawym rogu umieszczone zostało zdjęcie Lisieckiej. Na oko miała jakieś trzydzieści, trzydzieści parę lat. Ubrana była w czarny kostium, miała rozpuszczone czarne włosy i krwistoczerwone usta. Gdy Jagoda patrzyła na jej zdjęcie miała wrażenie, że ta kobieta świdruje ją wzrokiem. Mellis nie mogła oderwać oczu od ulotki. Miała wrażenie, że zaraz ją wciągnie.
-Jagoda, idziemy? – matka wyrwała dziewczynę z zamyślenia.
-Rachunek….
-Jagódka, co z tobą? Przecież przed chwilą był pan kelner i zapłaciłam. No, chodźmy do tego salonu.
Po mniej więcej piętnastominutowym spacerze były już w salonie Agnieszki Lisieckiej. Salon był piękny, a zarazem panował w nim lekko niepokojący nastrój. Ściany miały beżowy kolor, marmurowa podłoga dawała uczucie chłodu. Na całej przestrzeni salonu w rzędach stały wieszaki z najróżniejszymi sukniami ślubnymi. Na suficie wisiał kryształowy żyrandol, dający lekko przydymione światło, co było dość zaskakujące. Pozostałe lampy znajdujące się w pomieszczeniu też zdawały się nie dawać pełnego światła, co dawało wrażenie pewnej tajemniczości. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające najróżniejszą martwą naturę. Najciekawsze było to, ze w każdym z tych obrazów kolor czerwony był najżywszy. Kaja czuła się w tym miejscu jakoś nieswojo. Wszystko było tak sterylne, że aż nieludzkie. Wtem otworzyły się drzwi z napisem zaplecze i wyszła z nich Lisiecka. Wyglądała dokładnie tak jak na zdjęciu z ulotki. Długie, czarne włosy sięgały jej połowy pleców. Widać było, że czarny kostium założyła na nagie ciało. Prawdopodobnie nie miała nawet stanika. Czerwone usta i takież paznokcie były niezwykle widoczne na jej bladej cerze.
-Dzień dobry. Czym mogę paniom służyć? – odezwała się Agnieszka. Miała niski głos. Brzmiał jakoś dziwnie, niepokojąco. Jagoda poczuła, że przeszedł ją dreszcz.
-Ja… Ja wkrótce wychodzę za mąż i potrzebuję sukni…no tej… ślubnej…. – wydukała w końcu. -Ach. Gratuluję. To piękny moment w pani życiu – Lisiecka posłała Jagodzie uśmiech. Trzy kobiety widząc ten uśmiech poczuły się wyjątkowo nieswojo. Jakby uśmiechał się do nich drapieżnik na chwilę przed atakiem.
– Czy ma pani jakiś zamysł sukni?
-Mówiąc szczerze to nie… Ciężko coś znaleźć na mnie…
-Proszę się nie przejmować pani Jagodo. Proszę za mną. Na pewno coś znajdziemy. – Lisiecka ruszyła w głąb sklepu. Kobiety poszły za nią. Kaja na chwilę przystanęła i próbowała sobie przypomnieć czy one zdążyły się Lisieckiej przedstawić. Przecież zwróciła się do Jagody po imieniu. Jakoś nie mogła w ogóle się skupić. A może podały swoje imiona…. Dziwne. Kaja wzruszyła ramionami i poszła za resztą.
Lisiecka miała duży wybór sukien. Wydawało się wręcz, że z każdą chwilą one się mnożą. Jednak Jagoda nie była z żadnej zadowolona. Jak już cos się jej spodobało, to albo Bernadetta albo Kaja znajdowały jakiś feler. W końcu Agnieszka zniknęła na chwilę i przyniosła nową suknię. -A co powiedzą panie na to? Kobiety zamarły. Jagoda miała wrażenie, że serce wyskoczy jej z piersi. To było to. Jej wymarzona suknia. Była biała jednak gdzieniegdzie przebijał lekki róż. Gorset był koronkowy i od razu widać było, że pięknie eksponuje dekolt. W pasie przewiązany był aksamitną różową szarfą. Dół sukni składał się z dwóch gładkich warstw, które mieniły się na zmianę białością i różem. Do tego był długi welon, powodujący że całość wyglądała jak sukienka księżniczki.
-Piękna… Mogę ją przymierzyć? Ale czy się zmieszczę….
-Proszę spróbować. – Lisiecka podała Jagodzie suknię. Dziewczyna weszła do przymierzalni. Każdy dotyk materiału powodował u niej przyjemną gęsią skórkę. Suknia była niezwykle delikatna, jakby zrobiona z mgły. Gdy ją założyła wydawało jej się, że dopasowuje się do jej ciała, starając się ją jak najlepiej ukazać. Pasowała idealnie. Jakby była szyta dokładnie na Jagodę. Co więcej, dziewczyna miała wrażenie, że suknia zdecydowanie ją wyszczupla. Czuła się w niej jak w drugiej skórze. Była niezwykle wygodna, a do tego dodawała Jagodzie elegancji. Mellis wyszła z przymierzalni. Bernadetta próbowała coś powiedzieć ale była zbyt oszołomiona tym, jak pięknie wyglądała jej córka. Kaja przełknęła ślinę i wydukała. – Jagoda, od ciebie normalnie bije jakiś blask w tej sukni. Ona jest jakaś zaczarowana.
Lisiecka uśmiechnęła się do Jagody. -Wygląda pani przecudownie. Uważam, że to jest ta suknia.
-Ile ona kosztuje? – zapytała Jagoda. -Hmmm…. Ta suknia nie należy do tanich…. Ale wygląda w niej pani tak zjawiskowo… Niech stracę! Dwa tysiące złotych.
-Biorę! – krzyknęła Jagoda. Była tak oszołomiona, że prawdopodobnie zapłaciłaby nawet pięć tysięcy. Zresztą pozostałe dwie kobiety też bez problemu przyjęłyby każdą podaną przez sprzedawczynię cenę. Lisiecka z szerokim uśmiechem zapakowała suknię i pobrała pieniądze z karty Bernadetty.
***
Jagoda długo nie mogła zasnąć. Siedziała na łóżku i wpatrywała się w suknię wiszącą na otwartych drzwiach szafy. Spojrzała na zegarek. Była pierwsza. Musiała ją przymierzyć raz jeszcze. Nie mogła się powstrzymać. Zdjęła koszulę nocną i stanęła naga przed suknią. Kątem oka zerknęła na lustro. Czyżby jej brzuch był trochę mniejszy? Nie, niemożliwe. Wzięła suknie i ubrała ją na siebie. Materiał pieścił jej skórę niczym najczulszy kochanek. Jagoda nie była dziewicą ale to doznanie zdawało się być o wiele przyjemniejsze niż pieszczoty Wojtka. I wtedy stało się coś dziwnego. Jagoda poczuła lekkie szarpnięcie. Jakby jej suknia zaczęła sama się poruszać. Miała wrażenie, że czuje lekkie szczypanie w niektórych miejscach na ciele. Trwało to chwilę. Spojrzała w lustro i prawie krzyknęła. Schudła. Ewidentnie schudła. Nagle. Niespodziewanie. Gołym okiem widać było, że straciła ze dwa rozmiary. Ale jak to możliwe? Tak nagle? Jagoda spojrzała na suknię. Przez chwilę miała wrażenie, że materiał sam się porusza. Jakby oddychał. Zdjęła ją i powiesiła na wieszak. Założyła koszulę. Była za duża. Złapała leżące na krześle jeansy. Zawsze były na nią dobre. Teraz stały się za luźne. To było coś czego Jagoda nie była w stanie pojąć. Zdjęła spodnie i znów spojrzała na suknię. Materiał znowu lekko się uniósł. Jagoda przetarła oczy, uznała że to zmęczenie, wyłączyła światło i poszła spać. Gdyby wyjrzała przez okno ujrzałaby odchodząca w mrok kobiecą postać.
Jagodę obudziły głosy dochodzące z holu. Tak! To dziadek i babcia! Przyjechali z Krakowa! Jagoda uwielbiała rodziców swojego ojca. Byli tak cudownymi ludźmi, że na każde spotkanie z nimi cieszyła się jak mała dziewczynka. Szybko wstała i ubrała t-shirt i spodnie. Były na nią za duże. Spojrzała w lustro. Widać było, że na sto procent schudła. Wynalazła w szafie jakieś mniejsze ciuchy i ubrała je na siebie. Pasowały idealnie. Zeszła szybko na dół.
-Babcia Józia! Dziadek Antoś! Jak was super zobaczyć! – Jagoda uściskała się z dziadkami.
-Jagódka! Kochanie! Jak ty super wyglądasz . -uśmiechnął się dziadek.
– Życie w stolicy najwyraźniej ci służy.
Kaja przyjrzała się siostrze. -Jagoda. Czy ty od wczoraj zeszczuplałaś?
-Wydaje ci się.
-Nie. Ty ewidentnie schudłaś przez noc!
-Kaja, nie wymyślaj. Zjedzmy coś! – Jagoda pod pachę z dziadkami ruszyła do kuchni. Kaja odprowadziła siostrę wzrokiem. Jagoda na pewno była szczuplejsza. Ale przecież to niemożliwe…
Dzień minął szybko i wypełniony był najróżniejszymi zadaniami. Jagoda padła zmęczona na swoje łóżko. Była nieprzytomna ale szczęśliwa. Jutro miał przyjechać Wojtek. Nie mogła się już doczekać. Spojrzała na suknię wciąż wiszącą w tym samym miejscu. Miała coś w sobie. Jagoda miała wrażenie, że woła ją do siebie. Podeszła do szafy i zdjęła suknię z wieszaka. Czy powinna ją znów przymierzyć? Materiał znowu sam się uniósł. Jakby suknia chciała ją dotknąć. Jagoda położyła ją na łóżko. Rozebrała się do naga i założyła suknię. Znów to samo niepowtarzalne uczucie. Dotyk materiału przyprawiał ją niemal do ekstazy. I nagle znowu to poruszenie i szczypanie. Tym razem troszkę mocniejsze. Trwało tylko chwilę. Jagoda delikatnie zdjęła suknię i położyła ją na łóżku. Powoli spojrzała w lustro. Znowu schudła. Widać było, że traciła sadełko po bokach. Nogi stawały się smuklejsze, już prawie nie miała drugiej brody. Ale jak to się działo? Co to była za suknia? Czy ona chudła mając na sobie tę suknię? Przyjrzała się ciuchowi leżącemu na łóżku. Na chwilę zamarła. Suknia ewidentnie się unosiła. Oddychała. Jej suknia ślubna delikatnie oddychała. Jagoda pogłaskała ją. W tych miejscach gdzie jej dłoń dotykała materiału, ten lekko się unosił. Jakby reagował na pieszczotę. -Chyba zostaniesz moją najlepszą przyjaciółką. – wyszeptała Jagoda.
W ciągu najbliższych kilku dni Jagoda zaczęła raptownie chudnąć. Gdy Wojtek zobaczył swoją narzeczoną był w ciężkim szoku, który pogłębiał się z każdym dniem. Ciało Jagody zaczynało kurczyć się jak oszalałe. Bernadetta powoli zaczęła podejrzewać swoją córkę o bulimię bądź anoreksję. Przecież nikt nie chudnie tak nagle o kilka dobrych rozmiarów. Tym bardziej, że Jagoda jadła normalnie, a następnego dnia była jeszcze szczuplejsza niż poprzedniego. W końcu musiała kupić sobie kilka nowych rzeczy, bo reszta wisiała na niej jak worek. Tylko suknia ślubna była zawsze idealna. Kaja próbowała namówić siostrę na wizytę u lekarza. Ta jednak ją zbywała. Co więcej Jagoda stwierdziła, że nie powinna spać z Wojtkiem w jednym łóżku przed ślubem. Było to dziwne, gdyż nie czekali do ślubu z rozpoczęciem współżycia, z czego zdawali sobie sprawę nawet rodzice Jagody i nie mieli nic przeciwko aby Wojtek spał w jej pokoju. Jagoda jednak kategorycznie odmówiła. Nie chciała aby Wojtek był świadkiem jej codziennego rytuału, czyli zakładania sukni, która stawał się coraz bardziej zachłanna. Wysysała Jagodę jak jakiś owoc. Pochłaniała jej tłuszcz coraz mocniej i więcej. Z czasem te uszczypnięcia, które towarzyszyły całemu procederowi stawały się dość bolesne, jednak Jagoda nic sobie z tego nie robiła. W końcu przestała być tą grubą siostrą. Zaczęła wyglądać lepiej niż Kaja.
W końcu Jagoda zaczęła wyglądać na chorą. Jej skóra była szara, policzki zapadnięte. Wszyscy zaczęli już nawiać ją na wizytę u lekarza. Jagoda zaczęła reagować na te sugestie agresją. Zmieniła się nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Stała się niemiła, burkliwa i oschła. Pewnej nocy długo nie mogła zasnąć. Pokłóciła się chyba z każdym domownikiem. Była wściekła i niespokojna. Spojrzała na suknię. Czy powinna znowu ją ubrać? Tak. Musi to zrobić. Uzależniła się od tego. Musiała mieć tę suknię na sobie każdego wieczoru. Po prostu musiała. Suknia jak zwykle pasowała na nią idealnie. Nagle Jagoda zaczęła mieć problemy z oddychaniem. Suknia zaatakowała ją wyjątkowo agresywnie. Zamiast uszczypnięć tym razem poczuła ostra ugryzienia. Z nosa poszła jej krew. Chciała krzyczeć ale nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Czuła, że suknia zaczyna zaciskać się na jej ciele coraz bardziej. Pękły jej żebra, posypał się kręgosłup. Upadła na podłogę. Suknia zmniejszała się coraz bardziej. Zmiażdżyła jej już prawie wszystkie narządy wewnętrzne. Krwotok gonił krwotok. Wkrótce zrobiło się jej ciemno przed oczami. Umarła. Suknia jednak nie skończyła. Wysysała życie z Jagody tak długo aż ta zamieniła się w kupkę popiołu. Cicho samo otworzyło się okno w pokoju Jagody. Delikatny wietrzyk wdarł się do środka i porwał suknię leżącą na podłodze. Porwał także kupkę popiołu i rozsypał ją w ogródku przed domem. Suknia natomiast poszybowała w powietrzu aby za chwilę delikatnie wylądować na dłoniach Agnieszki Lisieckiej. Kobieta z uśmiechem na twarzy zapakowała suknię do dużego, różowego pudła i odeszła w ciemność niezauważona przez nikogo.
***
Długo zastanawiano się jakie były powody zniknięcia Jagody Mellis. Policja nie potrafiła wyjaśnić dlaczego kobieta zniknęła tak nagle, nie zabierając żadnych swoich rzeczy. Z wyjątkiem sukni ślubnej. Psycholog policyjny uznał, że ostatnie zmiany jakie zaszły w Jagodzie spowodowane były zapewne stresem związanym ze ślubem. W końcu doszło do załamania nerwowego i dziewczyna uciekła nie wiadomo gdzie wraz ze swoją suknia ślubną. Załamany Wojtek wrócił do Warszawy. Rodzina nie chciała liczyć tylko na policję. Sama zaczęła szukać Jagody jednak bez większych rezultatów. W dwa miesiące po zniknięciu siostry Kaja pewnego dnia przypomniała sobie o Agnieszce Lisieckiej. Właściwie podczas całej tej sprawy ani razu nie padło jej nazwisko. Kaja właściwie sama nie wiedziała dlaczego. Przecież wszystko zaczęło się od zakupu tej nieszczęsnej sukni. Swoją drogą patrząc na to z perspektywy czasu Kaja zastanawiała się co one tak naprawdę widziały w tej dość prostej sukni. Postanowiła odwiedzić ten salon sukien ślubnych. Gdy dotarła na miejsce okazało się, że po salonie nie było ani śladu. Na jego miejscu stał sklep mięsny „U Aliny". Kaja weszła do środka. W sklepie panował chłód bijący od lodówek pełnych mięs i wędlin. Niebieski kolor ścian potęgował uczucie chłodu. Oprócz Kaji w sklepie był jeszcze sprzedawca ubrany w biały fartuch i starsza kobieta gabarytów trzydrzwiowej szafy.
-Przepraszam pana bardzo ale nie wie pan co się stało z salonem sukni ślubnych, który był tutaj jeszcze dwa miesiące temu? – Kaja zagadnęła sprzedawcę. Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Nie rozumiem o czym pani mówi.
-Salon sukien ślubnych. Moja siostra kupiła tu suknie ponad dwa miesiące temu…
-Ale proszę panią. Pani się myli. Ja z żoną prowadzimy tutaj ten sklep nieprzerwanie od trzech lat.
Kaja zdębiała. Na pewno nie pomyliła adresu. To musiało być to miejsce. -A może mówi coś panu nazwisko Agnieszka Lisiecka?
Na dźwięk nazwiska starsza kobieta oderwała się od oglądania wędlin i splunęła na podłogę.
-Pani Sarecka! Ale co pani robi! No przecież ja tu sprzątałem! – sprzedawca uniósł ręce do góry w geście rozpaczy.
-Panie Bąk. Ja pana przepraszam ale gdy słyszy się imię i nazwisko wiedźmy należy splunąć!
-Co…? – Kaja powoli przestawała rozumieć. Sarecka zwróciła się w jej stronę.
-Nie zna pani tej historii? Tak. Tu kiedyś był zakład sukien ślubnych i prowadziła go właśnie Agnieszka Lisiecka. To był trochę ponad trzy lata temu. Lisiecka zaręczyła się z takim jednym…. Piotr…. Takie ptasie nazwisko… Kruk! Piotr Kruk się nazywał. Świata poza nim nie widziała. Szykowali się do ślubu ale nie doszło do niego.
-Czemu?
-Bo Kruk ją rzucił. Proszę pani. Lisiecka sama uszyła sobie suknię na ten ślub. Chciała mieć dokładnie taką jaką sobie wymarzyła. Wie pani, to bardzo atrakcyjna babka była. A ten Kruk ją rzucił na miesiąc przed ślubem. Niby spotkał swoją prawdziwą miłość. A wie pani dla kogo ją rzucił? Dla niskiej, tłustej dziewuchy, co to dobrze policzyć nie umiała. Była gruba i niezbyt ładna, ale najwyraźniej ujęła czymś Kruka. Lisiecka nie mogła przeżyć, że jej ukochany rzucił ją dla jakiejś brzyduli. A teraz najlepsze… Bo wie pani… O Lisieckiej to się mówiło, ze była… czarownicą.
-Pani Sarecka! Co tu pani za brednie dziewczynie opowiada! No by się pani wstydziła!
-Oj panie Bąk! Pan dobrze wie, że w każdej takiej plotce jest ziarenko prawdy! Podobno jakaś przodkowa Lisieckiej została spalona na stosie za czary. W tej rodzinie moc przechodziła z matki na córkę. Czarna magia. Mówię pani! Strach się bać! Ta Lisiecka miała w sobie coś takiego, co zawsze przerażało. Wzrokiem przeszywała człowieka na wskroś… I ona podobno rzuciła zaklęcie na tę swoją suknię, co to ją uszyła. Że każda gruba, nie za ładna dziewczyna, która chociaż trochę przypominać jej będzie tamtą, co omotała jej ukochanego, gdy tylko ubierze na siebie jej suknię, ta powoli będzie pozbawiać ją życia, aż całkowicie je z niej wyssie. I tak będzie się mścić na każdej takiej aż do końca swoich dni. Takie przynajmniej chodziły słuchy.
-A Kruk i tamta dziewczyna…?
-Podobno mieszkają teraz w Stanach. A Lisieckiej to ja już dawno nie widziałam wie pani…? Ciekawe… Ale mówię, dziwna historia. Ostatnio ja nawet widziałam ogłoszenie o zaginięciu takiej jednej dziewczyny. Takie owocowe imię miała… Malina czy Jagoda… Jakoś tak. W telewizji widziałam. Jak pokazali jej zdjęcie to wypisz wymaluj jak ta ukochana Kruka. Bardzo podobna. Kto wie czy Lisciecka i jej czary nie miały z tym czegoś wspólnego. Ech, nic to! Panie Bąk! Schabowego bez kości poproszę!
Kaja chwilę jeszcze stała sparaliżowana tym co przed chwilą usłyszała. Cicho wyszła ze sklepu zostawiając Bąka i Sarecką zajętych schabowym. Na zewnątrz mocno wciągnęła powietrze. I wtedy w oddali ją zobaczyła. Agnieszka Lisiecka w swoim czarnym kostiumie. Stała i uśmiechała się do niej tajemniczo. Kaja chciała do niej podpiec ale nie mogła się ruszyć. Agnieszka pomachała do niej, po czym odwróciła się i zniknęła w tłumie przechodniów. Kaja odzyskała władzę w nogach. Powoli ruszyła w drogę powrotna do domu. Już wiedziała co musi teraz zrobić. Zacząć szykować pogrzeb.
Przeczytaj opowiadanie wyłapując błędy i wtedy wstaw poprawione. Sama zobaczysz ile wkradło się błędów w tekst.
Co do pomysłu... Raczej nie porywa. Początek stanowczo za długi i musiałem przeskoczyć dalej, aż Jagoda zaczęła chudnąć. Dalej już przeczytałem, jednak uważam, że zakończenie nie jest dobre. Opowiadanie powinno się skończyć przed ostatnimi gwiazdkami. Takie niedopowiedzenie było by ciekawsze. Takie moje zdanie.
Za długie opisy, które niczemu nie służą. Więcej dialogu na pewno się przyda.
"Dokładnie zdała właśnie na drugi rok" - "dokładnie" jest zbędne.
"Miała kręcone, blond włosy które..." - przecinek i dalej: "Nie była jedną z tych dziewczyn które".
Ps.
Pozdro:D
Kurrr... W CO ubrała te przeklęte ubrania? Czemu ludzie sobie ubierają w coś ubrania, a ja nadal nie wiem, o co chodzi?
Dziękuję bardzo za wszystkie uwagi. To moje pierwsze próby w pisaniu więc czasami mogę pewnych rzeczy nie wyłapać.
Pomysł, jak mi się wydaje, niezły. Niestety, w większości przegadane to opowiadanie --- za wiele nieistotnych szczegółów. Błędów też nie brak. Chyba dobrze byłoby raz jeszcze przemyśleć, co jest ważne, a co można skrócić, skondensować, nawet wykreślić. Moim zdaniem uczyniłoby to tekst ciekawszym i przyjemniejszym w czytaniu.
Zgadzam się z AdamemKB - wykonanie nie naljepsze, ale takie bywają początki, więc powodzenia! :)