
Wszyscy w teatrze garderobę statystów nazywali „wagonem”. Jędrzej skonstatował, że śmierdzi tak, jak zwykle – przeterminowanymi płynami do zmywania makijażu, tanią wódą, marnym piwem i dymem tytoniowym. Cuchnęła nieświeżymi oddechami ludzi, takich jak on, czwartorzędnych wykonawców, przygotowujących się do wyjścia na scenę. Szykujących się do kilkunastominutowych występów w rolach halabardników, anonimowych dworzan, bezimiennych żołnierzy. Przepełniał ją gorzki posmak rezygnacji tych, którzy ciągle grali rolę tła.
Jędrzej miał wrażenie, że w dusznej sali unosi się jeszcze inny zapach – fetor niespełnionych marzeń, zawiedzionych nadziei na stanie się kimś chociaż trochę znanym i rozpoznawalnym. Ciasne pomieszczenie wypełniał odór życiowej klęski, ciągłego pozostawania statystą, człowiekiem, na którego nikt nie zwracał uwagi.
– Kogo właściwie grasz? – Z zamyślenia wyrwał go głos kolegi, siedzącego przy sąsiedniej toalecie. Starszy mężczyzna z uwagą studiował w lustrze swoją twarz. Wszyscy nazywali go Stachem, bo prawie nikt nie pamiętał jego nazwiska. – Wiesz, Jędrek, dostaję zmarszczek na czole. Pierwszoklaśnie! Za parę lat może otrzymam rolę starca. Nikt nie chce grać staruchów…
– Halabardnika. – Jędrzej splunął na podłogę. – Człowiek się napoci w tym pancerzu i hełmie. Mieli sprowadzić plastykowe atrapy, ale reżyser nie chciał. Stanisławski i jego teorie, naturalizm, wszystko musi być prawdziwe… Drzewce z tym pieprzonym toporem sporo waży, a jeszcze ten dupek, wielki interpretator Szekspira, kazał go oczyścić, żeby błyszczał jak psu jaja. Muzealny grat, tępy jak zużyta golarka.
Prychnął pogardliwie i rozsiadł się wygodnie. Musiał uszminkować twarz, by w świetle jupiterów nie raziła bladością. Reżyser nadal dopieszczał każdy szczegół słynnego już przedstawienia. Potem pozostawało czekanie, długie czekanie na króciuteńki pobyt na scenie.
– Co za życie… – rzucił, ocierając wargi. Szminka źle rozprowadzała się po wilgotnej skórze. – Jedno wielkie gówno. Do emerytury grać człowieka tłumu. Kogoś wypełniającego przestrzeń… Do tej pory ze szkoły pamiętam kwestie Romea. Już go nie zagram. Ryszarda III też nie…
Westchnął ciężko.
– Kurwa, za stary już jestem – kontynuował, chociaż Stachu wcale go nie słuchał. Sąsiad podziwiał wydatne bruzdy nad swoimi siwiejącymi brwiami. – A ten szczun, wcielający się w księcia Yorku, ciągle występuje przy nadkompletach widzów!
„Wagon” szybko zapełniał się podtatusiałymi mężczyznami, starszymi kobietami o zmęczonych twarzach, młodymi dziewczynami, żywo o czymś dyskutującymi. Beż żenady zdejmowały bluzki i spodnie, żeby nałożyć stroje dam dworu. Rozlewano wódkę do pojemników po musztardzie, różowiono policzki, nakładano peruki, kaftany i długie suknie.
– Nie przejmuj się. – Stachu roześmiał się tubalnie. – Pensję płacą regularnie, składki odprowadzają. – Zatarł dłonie. – Mamy zajęcie na długo. Wielki sukces!
Niespodziewanie zmierzwił starannie przyczesane szpakowate włosy, burząc idealny ład ich ułożenia. Nagle wykrzywił twarz w dziwnym grymasie.
– Wyglądam jak leciwy, całkiem popieprzony świr – stwierdził z zadowoleniem. – Może się przyda komuś gość z takim emploi… Rodzi się jakaś szansa…
– Najistotniejsze, żeby dotrwać do emerytury – ciągnął Stachu po chwili. – Reszta nie jest milczeniem – jest nieważna.
– A ja pragnę w końcu zagrać jakąś rolę. – Jędrzej kończył związywać rzemienie napierśnika. – Chcę nareszcie zostać aktorem, a nie żywym składnikiem didaskaliów. Rozumiesz to!? Aktorem!
***
Jędrzej zza kulis patrzył, jak Ryszard wyznaje miłość Annie Neville. Wibrujący uczuciem głos ogarniał widownię, oszałamiał siłą ekspresji, zachwycał. Porywająca mowa ciała aktora przekonywała, że Gloucester pała żarliwym uczuciem. Mimika sztucznie postarzałej twarzy oddawała siłę długo skrywanej miłości.
Spoglądał na młodego odtwórcę roli Ryszarda. Oczywiście, ten chłopak miał odrębną, wspaniałą garderobę. Przed występem długo krzątało się przy nim kilka kosmetyczek, tworząc na gładkim czole i policzkach bruzdy zmęczenia walką o władzę i ciężarem minionych lat. Ktoś inny starannie mocował na plecach szmaciany tłumok, imitujący garb. Kolejny pracownik przemyślnie krępował kolano, żeby przyszły król Anglii kulał.
Jędrzej dobrze wiedział, jak zakończy się przedstawienie – frenetyczną burzą braw. Grzmotem oklasków i wiwatów. Błyskami fleszy telefonów komórkowych, chwytających obraz, gdy główny odtwórca kłania się, dziękując za owacje. Zwieńczy się długimi chwilami przeżywania aktorskiej chwały, dającej temu chłoptasiowi poczucie wielkiego tryumfu. Zapisania się w historii teatru.
A jemu halabarda już ciążyła w dłoni, a ciasny pancerz wrzynał się w szyję i dusił oddech.
Wpadł na scenę. Ciął zamaszyście, raz, drugi, trzeci… I znowu. Gwiazdor dbał o swoje ciało i intensywnie ćwiczył. Umięśniona szyja słynnego już artysty stawiała opór, jednak Jędrzej siekał toporzyskiem tak długo, aż trzasnął kręgosłup, a brocząca krwią głowa Ryszarda potoczyła się po deskach sceny. Przeraźliwy wrzask trwogi nagle zastygł na wykrzywionych w męce konania ustach ofiary.
Jędrzej nie wiedział, że powtarza bitewne ruchy, widziane w jakimś znanym filmie.
Ze zdziwieniem oglądał czerwone plamy na żeleźcu broni. Polizał je. Miały dziwny, słodko-kwaśny smak, całkiem przyjemny.
Potem wzniósł halabardę w geście zwycięstwa, opierając nogę na ciele aktorki, grającej Annę Neville. Straciła przytomność. Leżała pośrodku kałuży wymiocin i moczu.
– Fenomenalna, nowa interpretacja Szekspira! – Ciszę przerwał głos widza, siedzącego w rzędzie przeznaczonym dla krytyków i dziennikarzy. – Człowiek z plebsu wymierza sprawiedliwość arystokratycznym gnojom, tuczącym się krwią i potem poddanych! Osądza mieszkańców zamkniętych dla innych zamków! Strzeżonych osiedli! Cóż za paralela do współczesności! Wspaniały odtwórca!
Zerwał się huragan braw. Sala oszalała z zachwytu. Jakaś kobieta rozerwała bluzkę, zdjęła i poczęła nią machać. Po chwili bluzkę zastąpił stanik.
Jędrzej głęboko się kłaniał. Tylko jedna myśl przepełniała jego umysł – w końcu zagrał główną rolę. Już nikt nigdy mu tego nie odbierze.
Nareszcie został prawdziwym aktorem… Przeżył chwile sławy, ekscytujące dusze jego i widzów.
Wspaniałą kreacją wpisał się w karty historii teatru.
8 września 2015 r. Roger Redeye
Ilustracja – za Wikipedią: „Król Ryszard III” – obraz nieznanego mlarza z XVI wieku
Źródło ilustracji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ryszard_III_York