- Opowiadanie: tojestniewazne - Pan i pani albo salto mortale

Pan i pani albo salto mortale

Krótka impresja z delikatną fantastyką.

 

Bardzo dziękuję betującym za lekkie rozhermetyzowanie tekstu oraz cenne uwagi stylistyczne i przepraszam, że tak się broniłem przed braniem ich pod uwagę.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Pan i pani albo salto mortale

Przyśniło mi się nad ranem.

 

Pan J. ogląda obracające się w powietrzu nagie, przezroczyste ciało. Naprężone, wygięte w niemożliwy łuk, kręci się do tyłu wokół osi przechodzącej przez kolce biodrowe. Grające pod skórą mięśnie, małe piersi i charakterystyczne rysy twarzy sugerują ukraińską gimnastyczkę. Od ostrzy dwóch zakrzywionych sztyletów, które ściska w dłoniach, siła odśrodkowa odrywa krople gęstej krwi. Pan J. otwiera oczy. Ośnieżona droga, ośnieżone drzewa, na wietrze wiruje biały puch. Mężczyzna bierze wdech tak głęboki, że trzeszczą guziki kożucha, po czym powoli, jednostajnie wypuszcza powietrze. Uśmiecha się łagodnie, obraca głowę w lewo.

Pani J. dłońmi odzianymi w jasnobrązowe rękawiczki z koźlęcej skóry kurczowo trzyma kierownicę. Wzrok skupia na drodze, zaciska zęby; boi się. Boi się stromych serpentyn i wyślizganego lodu w rosnących pod nimi górach, boi się stumetrowych przepaści i nieoznaczonych osuwisk. Boi się niepohamowanego gniewu swego męża, który wypełni wnętrze czerwonego moskwicza, jeśli pani J. popełni najdrobniejszy błąd. Choć dzisiaj, być może, już go nie doświadczy. Decyzja została podjęta.

Pan J. jeszcze raz zerka na drogę; pomrukując z zadowoleniem, upewnia się, że żona robi wszystko jak należy – wedle jego wskazówek, według jego poleceń. Wraca do wspomnień. Przez wysokie, zamrożone okna do pałacu zagląda zimowy księżyc, płoną świece w złoconych kandelabrach. Zabójczyni zakończyła salto mortale i teraz miękko ląduje na ugiętych nogach. Skóra nie przepuszcza już światła, a ciało nie przenika przez ściany. Trzy metry od jej stóp dwa truchła odziane w białoarmijne mundury walą się z hukiem na dębowy parkiet. Kobieta podnosi głowę i zawadiacko uśmiecha się do pana J., który podziwia ją z antresoli. Zawodowe uznanie profesjonalisty miesza się z podnieceniem, czas zwalnia. Na kilka uderzeń serce przyspiesza. Szkoda, że przez ostatnie dziesięć lat roztyła się jak mors, myśli; że brak już tamtego błysku w jej oku. Wielka szkoda. Choć ja…

W tych godzinach ostatnich pani J. również wspomina czasy przebrzmiałej świetności. Konieczność skupienia uwagi na oblodzonych serpentynach nie pozwala jej zamknąć oczu i spojrzeć na nich dwoje – pomnik doskonałych zabójców, zapamiętałych w miłosnym uścisku pośród mroźnej, petersburskiej nocy. Dlatego we wspomnieniach wyraźniejszy jest zapach oblanych świeżym potem ciał, skrzypienie grubego śniegu pod zaścielającym ziemię kożuchem, jak skrzypienie łóżka.

Sto lat później niewiele zostało z dawnej posągowości długożywnych inkwizytorów Lenina. Ich piękno rozbełtał czas, życie zniszczyła przeszłość: ideologia i polityka. Po raz trzydziesty któryś uciekają obudzeni nad ranem przez ostatnich neobolszewickich lojalistów: “FSB złapało wasz trop!”. Więc zrywają się z łóżek (od miesięcy oddzielnych), opuszczają kolejną kryjówkę i wysłużonym moskwiczem pędzą w stronę słońca. Niedługo dotrą tak daleko na wschód, że nie będzie trzeba zsyłać ich do łagru.

Pan J. nie ma ochoty uciekać. Pan J. nie ma już siły. Chce się oderwać od tego ciała, tego świata, od poczucia odpowiedzialności za tę kobietę, od wszystkich wspomnień, których nie ma odwagi przywoływać, bo więcej w nich makabry niż piękna, więcej krwi i flaków niż akrobatyki. Nie chodzi nawet o poczucie winy, skutecznie stłumione przez warunkowanie i chemię. Chodzi o poczucie estetyki. Pan J. się brzydzi; sobą, swoim istnieniem, zapachem skóry na siedzeniach samochodu, tłuszczem na brzuchu żony, nawet nierównomiernie zaśnieżoną drogą. Obrzydza go rzeczywistość. Obrzydza go istnienie. Chciałby umrzeć, to jedyne wyjście, lecz obrzydza go każdy sposób, w jaki mógłby zaspokoić tę chęć. Obrzydza go i samobójstwo, i prośba.

Pani J. przeżywa równoległy kryzys. Doskonale zna bolączki męża, rozmawiali o nich godzinami przez ostatnie tygodnie. To znaczy on krzyczał, ona mogła tylko próbować coś powiedzieć. Jak zwykle, jak zawsze. I też ma już dość. Ale jej pragnienia są prostsze.

Wprowadziwszy samochód na szczyt stromej serpentyny, na dole dostrzega nareszcie odpowiednią przepaść. Dociska pedał gazu, prostuje kierownicę. Pierwszy raz odwraca twarz w stronę męża. Patrząc mu w oczy, szepcze zapomniane zaklęcia, spina się w sobie. Kiedy kończy wrzucać luz, jej prawa rękawiczka bezwładnie opada na dźwignię zmiany biegów. Pan J. wszystko widzi i wszystko rozumie, lecz nie wpada w panikę; w jego oczach krzepnie pogodna rezygnacja.

 

Pani J. wykonuje ostatnie salto, z powrotem zagęszcza własną materię, naga ląduje na ugiętych nogach w skrzypiącym, zmrożonym śniegu.

Jej pragnienia są prostsze. Pani J. chce być wolna.

 

grudzień 2015

Koniec

Komentarze

Obawiam się, że chyba nie zrozumiałam.

 

który wy­peł­ni wnę­trze czer­wo­ne­go Mo­skwi­cza… – …który wy­peł­ni wnę­trze czer­wo­ne­go mo­skwi­cza

 

po­mnik do­sko­na­łych za­bój­ców, za­po­mnia­łych w mi­ło­snym uści­sku po­śród mroź­nej, pe­ters­bur­skiej nocy. – Czy tu nie miało być: …po­mnik do­sko­na­łych za­bój­ców, za­pamiętałych w mi­ło­snym uści­sku po­śród mroź­nej, pe­ters­bur­skiej nocy.

 

wy­słu­żo­nym Mo­skwi­czem pędzą w stro­nę słoń­ca. – …wy­słu­żo­nym mo­skwi­czem pędzą w stro­nę słoń­ca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ech, a znajomy spoza portalu stwierdził, że teraz już wszystko za bardzo podałem na tacy…

 

Poprawki wprowadziłem. Dziękuję za korektę :) Z zapomniałymi wydawało mi się, że będzie OK, ale po dłuższej eksploracji dzisiaj rano ostatecznie muszę przyznać, że nie miałem racji.

Hmmm… Dziwne. Również nie do końca rozumiem, jednak podobało mi się. Historia płynie gładko pomiędzy państwem J, powoli odsłania tajemnicę akrobatki, czytelnik się wciąga, a potem… sama nie wiem co? Czy pani J jest czarownicą? Jakąś śnieżynką, która wybrała Lenina, zamiast Dziadka Mroza? Czy też odpowiedź jest bardziej sci-fi? Mutantka w stylu Mystique? Kosmitka z wypranym mózgiem?

Jakby nie było – napisane bardzo przyzwoicie, więc: kilk.

Hmm... Dlaczego?

Z początku nie wiedziałem, co się dzieje. Ale jak już załapałem, to stwierdzam, że mi się podoba. Nie wiedziałem, o co chodzi z panem i panią J, kto kogo ściga, co w ogóle się dzieje, ale ja jestem z tych, co wolą kawę na ławę, a nie dwuznaczności, sugestie i niedopowiedzenia.

Zastanawiam się tylko nad kwestią fantastyki, bo szczerze powiedziawszy nie wyłapałem jej. Chyba, że zdolności pani J. miały być fantastyczne.

Pozdrawiam

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Wszystko OK. Przebrnąłem bez problemu. Nie bardzo wiedziałem do czego to zmierza, ale połowie tekstu już powolutku się wkręciłem w klimat. Ale zakończenie nie trafia do mnie.

Pomachałeś mi przed nosem ostrzegawczą chorągiewką z napisem “fantasy“, ale żadnej fantasy nie było. Minus za oszukiwanie czytelnika.

Plusem jest niewielka liczba błędów. Ale patrząc na liczbę betujących nasuwają mi się wątpliwości i jedno bardzo bezczelne pytanie :)

 

lol

EDIT: To, co poniżej (spoiler) jest tylko dla tych, którzy nic nie zrozumieli, ale chcieliby się dowiedzieć, o czym do cholery próbowałem napisać ten tekst. Czytać na własną odpowiedzialność – psuje zabawę i odbiera radość samodzielnej interpretacji.

 

Żeby nie spoilować w komentarzach, spoiler jest w zewnętrzym linku. Jeśli bardzo chcesz dowiedzieć się, co autor chciał mieć na myśli, gdzie według mnie tam jest fantastyka, kliknij tutaj

 

Z jednej strony chciałbym pisać teksty, które trafiają do sensownie dużego grona odbiorców (ale z założenia nie do najbardziej masowej publiczności), z drugiej strony nie lubię dosłowności i wykładania kawy na ławę. I chyba zawsze będę balansował na ostrzu noża.

A betujących było dużo, bo chciałem, żeby beta była krótka. Zaczęła się 16.12.

Jakby coś, tekst sprzed bety jest tutaj.

 

Ale jeśli chcesz zadać bezczelne pytanie, proszę.

Bardzo ładnie napisany tekst. Nic nie zrozumiałam ^^

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

SPOILER

 

Aha! No i wszystko jasne :D

Nie byłem pewien czy przenikanie przez ściany to umiejętność czy jakaś przenośnia, oddająca umiejętności kobiety. Co tylko potwierdza, że jestem zwolennikiem jaśniejszych opowiadań, ale to nie zmienia faktu, że mi się podobało.

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Kurde no słownik/wikipedia się kłania autorze. Fantastyka to bardzo szerokie pojęcie. Fantasy (do którego zaklasyfikowałeś swego shorta) to rodzaj fantastyki. Kojarzy się ludziom z mieczami, magią i elfami. To właśnie tych elfów się spodziewałem i tego zabrakło :(

Chociaż zmień kategorię na “INNE“

lol

Ale dobrze, ja się nie upieram. Czy ktoś jeszcze uważa, że to nie jest fantasy, tylko inne?

Ja uważam, że to jest inne. Ale dobre. Zrozumiałe. I chętnie przeczytam jeszcze coś w podobnym stylu.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Ups, chyba mi się na komórce kliknęło ZGŁOŚ przed chwilą przy poprzednim komentarzu. Przypadkiem, oczywiście. Dzięki za pozytywną opinię.

Uważam, że inne, ew. bliżej do s-f.

Przeczytałem, pomyślałem i … stwierdziłem, iż nie rozumiem tła (zakończenie zrozumiałem, decyzję pani j. też). Wtedy dostrzegłem udostępnionego przez autora spoilera (to wyjątkowy zły pomysł pokazywać coś takiego) i moja ocena poszybowała w dół. Wszakże lekkość pióra autor posiada, postaci psychologiczną głębię buduje, a obrazy zręcznie szkicuje, lecz… tajemnicę nie tam gdzie trzeba proponuje (1) i fantastyki nam nie pokazuje (2) (wiem, poetą nie będę).

(1) Prosty, w fabularnej konstrukcji, szorcik stał się łamigłówką z niezrozumiałym tłem (tło to to co miało miejsce 100 lat wcześniej i ostatnio), niepotrzebnie. Jeśli celowo – to błąd, bo to nie tło stanowi o jakości opowiadania (autor prawidłowo uzasadnia decyzję pani j i czyni ją zrozumiałą psychologicznie, a nawet przekonuje do zakończenia). Jeśli przypadkowo – to błąd, bo świadczy (jednak) o braku warsztatowym. Wystarczyłoby popracować nad:

– akapit 2 – strach pani j. przed krętą drogą i gniewem męża – zakodowałem ja jako “słabą” kobietę i ofiarę sadysty (bo któraż akrobatyczna maszyna do zabijania ze zdolnością do chwilowej dematerializacji boi się krętej drogi, zrozumiałem, iż boi się o swoje istnienie, a nie o błąd w prowadzeniu, który zaskutkuje gniewem pana j)

– akapit 3 – wspomnienie zmienia obraz pani j. (ale mam wątpliwość, iz to ona jest wspomnieniem – patrz akapit 2), zakodowałem iż roztyła się 10 lat temu i wspomnienie pochodzi z tego okresu, a nie wcześniejszego, “białoarmijne mundury” – pomijam jakoś, nie oznaczają tego co oznaczać mają

– akapit 4 – zdanie 2 – nie zamyka oczu (bo pilnuje drogi) potem jednak otrzymuję ich pomnikowy wygląd (ponadto czy wyobrażenie sobie kogoś wymaga zamykania oczu?), czy akapit 4 to jednoczesne wspomnienie drugiej osoby o wydarzeniach sprzed 100 lat?, mam nadzieję, iż nie, bo jednoczesność wymagałaby bodźca, a tego brak

– akapit 5 – czas jest tak pomieszany (100 lat później), iż nie wiem czy to wspomnienie teraźniejsze, czy nie (ale nie – bo FSB), to znaczy, iż wcześniejsze było i jego i jej sprzed 100 lat? zaraz, a co o tym świadczy? mundury tylko…

-akapit 5 i 6 – to uzasadnienie późniejszej decyzji, dobre. Razi mnie tylko zwrot o równoległości kryzysu.

-akapity ostatnie – jest pewien suspens, ale dobrze uzasadniony już wcześniej i całość nabiera głębi

(2) fantastyka = długowieczność + przenikanie – to niewiele.

 

Gdybyż wspomnienia były bardziej czytelne = miałbym znękaną super babinę-zabójczynię, która zabija (w imię wolności kobiet od strachu przed złymi mężami) sprytnie swego chłopa, a on myśli, iż to zgodne wspólne samobójstwo.

I prosty przekaz: uważajcie na swe żony. :)

Czyli byłoby 4, bo to psychologiczne mędrkowanie, a nie fantastyka.

 

 

Ignorancja to cnota.

tojestniewazne

Poprawki jak najbardziej na plus – ta wersja też mi się podoba ;) Całe szczęście długożywni zostali :D

Jak dla mnie fantasy też kojarzy się jednoznacznie, znowuż kategorii zbyt wielu nie ma do wyboru, ale niestety to odwieczny problem tekstów “spoza” wszelakich gatunków. Mnie, np. bardziej dawała do myślenia początkowa kwalifikacja (jeszcze z bety), ale ogólnie pojęcie fantasy jest bardzo szerokie, więc przyjmując tę szeroką definicję uważam, że może zostać :D:D:D

F.S

Zmieniłem już na inne, po tylu głosach, że to jednak nie fantasy.

Ugłeś się :D:D

 

F.S

Zdarza mi się ;) Zapomniałych teź poprawiłem wcześniej. To było wyjątkowe zarozumialstwo z mojej strony.

Tekst jest dobry. Już zamierzałem przyczepić się do nieistotnych potknięć, ale wciągło ;) 

A  bez wątpliwości na biblio z zasługuje. 

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Tak jak pisałem w becie, podoba mi się “salto mortale” jakie ciągle wykonuje związek bohaterów i to, co z tego wynika.

Jak to mówił Spider-man: “Wielka moc, to wielka odpowiedzialność”, więc odpowiedzialnie klepię promieniem bibliotecznym. 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Eh… Z całego testu widziałem tylko gimnastyczkę robiąca salta. Wiem, dziwne. :)

Aha, mam pytanie do Katastrofa. 

 

Hmm. Szczere mówiąc, Twoja ocena tekstu na: o jeden stopień lepiej niż beznadziejny, wydaje mi się pochopna, czy być może niesprawiedliwa. 

 

Serio tak sądzisz? 

 

 

 

Nie biegam, bo nie lubię

Corcoranie, powód takiej, a nie innej oceny jest kilka postów powyżej.

Zacytuję tu też Zaltha (i spidermana jednocześnie), też powyżej: “Wielka moc, to wielka odpowiedzialność” – lecz u mnie oznacza to coś innego: autorze, trzeba się …wa lepiej postarać.

 

Ignorancja to cnota.

Ok, to, mam nadzieję, wyjaśnia :) 

Nie biegam, bo nie lubię

Blackburn: ja na początku też widziałem tylko gimnastyczkę. Często mi się zaczyna od wrażenia.

Ależ ja nie narzekam. Tekst doby, a i gimnastyczka (za młodu) wielce urodziwa. ;)

Drewian, Corcoran, Zalth: dzięki za opinię i kliki.

 

Chciałem, żeby wciągało, choć zdaję sobie sprawę, że na krótko.

 

Katastrof: skrajnie negatywne opinie też się przydają. Choć nie wszystkie argumenty do mnie trafiają, bo nieprzenikalność tej historii była od początku częścią pomysłu.

 

Za niecałą godzinę będę już w świecie Star Wars w IMAXie, więc na razie się wylogowuję z gorączkowego czytania kolejnych komentarzy pod moim dzieckiem. Miłego wieczoru :)

@tojestniewazne:

Nie! Oszczędź sobie Star Warsów! Stracisz wiarę w ludzi, jak to zobaczysz :(

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Lista betujących jest dłuższa niż sam tekst^^. Ten natomiast skomentuję latoś. Bo obecnie, to w sumie śpię, choć nadal dzielnie udaję, że tak nie jest.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ciekawy, oryginalny tekst.

Wielki plus za salto moralne i relacje bohaterów :)

Po namyśle zmieniłem ocenę (na lepszą). Najwyraźniej wczoraj miałem zły dzień. Tak naprawdę winno być 4 (za tekst), ale nie mogę…, bo ten spoiler mam wciąż przed oczami.

Ignorancja to cnota.

Ja natomiast zmieniłem treść komentarza ze spoilerem, na bardziej zniechęcającą do korzystania z niego.

Skull: bez przesady, aż tak źle nie było.

 

[TROCHĘ SPOILER SW7] Straciłbym wiarę w Carrie Fisher, ale nigdy jej nie miałem. [KONIEC SPOILERA]

Kobieta podnosi głowę i zawadiacko uśmiecha się do Pana J., […].

W tych godzinach ostatnich pani J. również […].

Alibo tak, alibo tak, jak mawiał pan major. Więc jak, proszę Pana Autora i wszystkich świę… e, betujących?

Tylko użycie inicjałów zamiast imion bądź nazwisk powstrzymało mnie przed wiadomym klikiem. Więcej – przed nominacją.

AdamKB: dzięki za wyłapanie :) Poprawiłem to jedno duże “p”.

 

Czyli niewstawienie pierwszego lepszego rosyjkobrzmiącego nazwiska kosztuje mój tekst (mam nadzieję, do czasu) pozostanie w czyśćcu poczekalni? Nosz k…. Nie dogodzisz tym ludziom. Inicjały to był bardzo świadomy zabieg, ze względu na brzmienie i rytm, więc nawet nie będę pluł sobie w brodę.

Króciutkie, a wciągnęło w klimat tak, że nawet nie zastanawiałem się czy cała opowieść ma sens. Jako impresja bardzo fajne. O. Dopiero teraz zauważyłem (czytając poniewczasie wstęp), że to impresja z założenia. No więc udana.

Tak naprawdę mam mieszane uczucia. Czytało mi się płynnie i w miarę dobrze. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co chodzi, ale po krótkim zastanowieniu i ponownym przeskanowaniu tekstu, większość stała się zrozumiała (przegapiłam tylko przenikanie, o którym dowiedziałam się później z komentarzy). Szort swój urok i klimat ma, ale. No właśnie – główne “ale” to te okropne inicjały. Osobiście ich bardzo nie lubię, powodują u mnie duży dyskomfort w czasie czytania. Wolę imiona, nazwiska, ksywki – cokolwiek, byle pełne słowo nazywające postać.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Sam początek; opis tego salta, kolców biodrowych, krwi, noży, nienaturalnych łuków i całej reszty, niemal zabił to opowiadanie w moich oczach, bo wracałem kilka razy do tego fragmentu i nic, cholera, nie mogłem zeń zrozumieć. O wizualizacji nie wspominając. Niewytłumaczona przez narratora przezroczystość ciała – choć od razu rzuciła mi się w oczy jako element fantastyczny (ale jednak zdecydowanie nie fantasy) – też w niczym nie pomogła (eufemizm).

Musiałem więc przełknąć frustrację wynikającą z samoświadomości własnej głupoty oraz uzasadnioną chaotycznym początkiem obawę, że będzie to tekst równie trudny jak “Nieśmiertelny” (zapis uproszczony) i, nie wyzbywszy się jednak nadziei, że wszystko z czasem się wyklaruje, czytałem dalej.

Doczytałem i przeczytałem.

Do spoilera oczywiście zajrzałem w stosownej chwili, obawiając się, że tekst ma jakieś podłoże historyczne (coś a’la Bonnie i Clyde made in Mateczka Rosja, tylko podrasowani przez Autora) i, z racji braku obeznania z tą historii, umknął mi jakiś smaczek. Ale – jak się okazuje – wschodnich smaczków niet, a ja nieco poprawiłem sobie samoocenę pojąwszy, że zrozumiałem z tekstu dokładnie wszystko to, co zrozumieć powinienem.

Zastanawiam się, co by tu powiedzieć o samej historii. Bo o tym jak została napisana, mam już gotowe zdanie. Leci ono mniej więcej tak: Pomijając Genezis, wyszło ładnie, fajnie, porządnie (choć nie wiem, ile w tym zasługi Oddziału B.E.T.A. /Będziemy Emancypować Twoje Absurdy/, bo nie zaglądałem do wersji “sprzed”) i, generalnie, czytało się przyjemnie, a maść na ból dupy pozostała w tubce, chwała Bogu.

Podczas pisania powyższych bredni miałem chwilę, żeby się zastanowić, jak naprawdę odbieram tego króciaka. I wychodzi mi: “Ot, takie sobie dywagacje o problemach małżeńskich, tyle, że w skali makro (jak nazywa się setna rocznica ślubu?). Generalnie ciekawe ujęcie tematu z ładnym, a przy tym pięknie uzupełniającym tytuł zakończeniem, ale raczej bez szans na zwojowanie świata czy choćby dłuższe zameldowanie w mej pamięci.”

No, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, komu się podobna sztuka podobnym gabarytowo tekstem udała…

 

Nie, Erneście, ja tylko żartowałem, natychmiast odłóż ten ka… AUUUU!

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Niezwykłej cechy pani J. nie wyłapałam, dopiero spojler pomógł. A później zaczęłam się zastanawiać – na końcu pani ląduje naga na śniegu. OK, rozumiem, że ubranka zostały na siedzeniu kierowcy. Ale dlaczego sto lat temu trzymała sztylety?

No i nie mam pojęcia, co trzyma tę kobietę przy mężu, który nie da jej nic powiedzieć, z którym dawno już nie sypia i którego gniewu się boi.

Ale wiesz, ja jestem z tych, którzy wolą jednoznaczność.

Babska logika rządzi!

Wygrzebałem się w końcu spod stosów świątecznego żarcia, ale pewnie już tego nikt nie przeczyta…

 

Tekst był pomyślany jako kolejna wprawka, kolejny test z pisania na krawędzi zrozumienia. Zaczynam coraz lepiej czuć, gdzie jestem na skali między thank you Captain Obvious eeeeee?! Prawdę mówiąc, poza Nieśmiertelnym, nie mam na razie poczucia, że cokolwiek piszę na serio. Ot, impresje i etiudy. Cieszę się, że ta okazała się na tyle udana, że trafiła na półkę.

 

varg: Próbowałem, żeby było tam choć trochę sensu. Ale najwyraźniej ukryłem go nieco zbyt głęboko.

 

śniąca: Zastosowanie inicjałów wpadło mi do głowy od razu z pomysłem na tekst i choć zastanawiałem się, czy z nich nie zrezygnować, ostatecznie nie byłem w stanie.

 

Cieniu: tak naprawdę z pierwszego akapitu najmniej jestem zadowolony, od początku miałem wrażenie, że trudno sobie to wszystko wyobrazić. Jak w ogóle opisać taki obrót w powietrzu? Anglofoni mają łatwiej, bo istnieją oddzielne określenia na salta z prostymi nogami robione do tyłu (back layout). Ja mogłem próbować łopatologicznie (i tak spróbowałem) albo porównaniami (bo to niby wygląda trochę jak skok wzwyż). Pewnie piękno było w jakiejś trzeciej drodze. Może kiedyś się nauczę. 

 

Finkla: Niezwykłą cechę próbowałem jeszcze uwypuklić, żeby fantastyka była bardziej oczywista, ale widzę, że to nic nie dało. Z tych sztyletów się sam sobie próbowałem wytłumaczyć podczas bety, ale to powielenie zarzutu, który sam mam do fantasy – bo magia?

Przy mężu właśnie nic już jej nie trzyma i dlatego w końcu ucieka.

Dobra, przeczytałam to jeszcze dwa razy po becie, wciąż nie zrozumiałam do końca, ale jako człek, któremu zdarza się nagminnie wprowadzać “konstrukcyjne chaosy” i “głęboko zagrzebane puenty” – dostrzegam potencjał. Bardziej instynktownie, ale jednak. Poza tym, styl oryginalny i dobry.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

OK, niech sobie zabiera magicznie sztylety przez ścianę, nie ma sprawy. Ale dlaczego ubrania nie? Ja tam bardziej bym chciała mieć coś na sobie podczas lądowania na śniegu niż broń przy morderstwie. Człowieka łatwiej udusić niż hipotermię…

Babska logika rządzi!

Szyję adhocowo trochę, ale bezlitośni mordercy nie przejmują się brakiem ubrania. Może zaklinanie przedmiotów nie jest proste, więc trzeba ograniczyć się do tych absolutnie niezbędnych podczas wykonywania zadań.

Niezły króciak. Po tygodniu pamiętam, o czym był, a to plus:)Jedno co mi nie za bardzo pasowało, to strach pani J. przy prowadzeniu auta – nie potrafiłam go zrozumieć biorąc pod uwagę jej przeszłość, plany i powziętą decyzję. Do spojlera zajrzałam, bo wydawało mi się, że zbyt prosto zinterpretowałam tekst i uciekły mi jakieś smaczki – ale nie.

Z czepialstwa:

kręci się do tyłu wokół osi przechodzącej przez kolce biodrowe

A przez które dokładnie kolce biodrowe przechodzi ta oś? Bo mamy ich aż cztery pary^^. Wydaje mi się, że ta nadmierna szczegółowość na początku mocno zgrzyta.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

“Boi się niepohamowanego gniewu swego męża, który wypełni wnętrze czerwonego moskwicza,“ – też bym się bała, gdyby mąż mi zaczął wypełniać samochód :P

Opowiadanie zrozumiałam całe – myślałam, że nie zrozumiałam, ale przeczytałam spojler i jednak zrozumiałam :D Myślałam, że kryją się tam jakieś fakty historyczne i państwo są aluzjami do konkretnych osób, ale widzę po spojlerze, że nie.

Ładny tekst, choć też miałem trochę problemów, o co chodzi – zwłaszcza tego przenikania orzez ściany nie wyłapałem.

Dzięki za kolejne opinie :)

 

Alex: nie pokazałem tego dobrze w tekście, ale ona przy swoim dużo straszniejszym i bardziej bezwzględnym mężu, mogła być nadal trochę zalęknioną słabszą połową. A z kolcami biodrowym faktycznie trochę schrzaniłem. Ale będę już wiedział.

 

Bell: no ale chyba z kontekstu to wiadomo, czy nie? ;)

 

Zygfryd: a to chyba jest otwartym tekstem tam gdzieś zapisane. Może za bardzo “przy okazji”…

Ja wszystko zrozumiałam i miałam podobnie jak Cień – po przeczytaniu spojlera poczułam się dowartościowana jako czytelnik :D

tojestniewazne – jeśli nie bardzo odpowiada Ci pierwszy akapit (mi również), to go zmień :) Uprościj samo salto (ten opis chyba będzie mi się śnił po nocach:P) a podkreśl przezroczystość skóry albo dodaj jakieś zdania o przenikaniu przez ściany. Bo to chyba jest bardziej istotne niż wykonywane przez bohaterkę obroty wokół kolców w niesamowitym łuku, czy jakoś tak :P

Jak dla mnie – całkiem zgrabnie napisane i zrozumiałe. A użycie “J.” zamiast nazwisk też przypadło mi do gustu, bo wyszło trochę tak, jakbyś chciał chronić anonimowość zabójców ;) A z pewnością byliby za to wdzięczni :)

Ja się nie wkręciłem w historię. Również spodziewałem się jakichś aluzji historycznych, które by wyjaśniały sens pojawienia się w tekście wirowania, przenikania przez ściany, 100 lat i tak dalej. Bez tego pozostało mi wrażenie, że ww. elementy można z powodzeniem wyciąć i wtedy zostaje pani, która powoduje wypadek, ale wyskakuje z samochodu. A to już nie jest tak atrakcyjne. Wydaje mi się, że opowiadaniu dobrze by zrobiło uzupełnienie o kilka takich prawdziwie rosyjskich scen : P

Poza tym nieźle napisane, lekko się czyta etc. 

I po co to było?

O, dziękuję za “późne” opinie :) Każą wrócić do tekstu, do którego już zdążyłem nabrać dystansu. Z tej odległości łatwiej się akceptuje własne błędy.

Nowa Fantastyka