Mam nadzieję, że zjadliwe.
Mam nadzieję, że zjadliwe.
Jestem wszech pisząco-widzącym autorem dlatego też przedstawię budzącą krew w żyłach historię. Historię z kosmosu. Wszystko zaczęło się dawno, dawno temu, ale z racji tego, iż nie będziemy cofać się do tyłu przejdziemy do przodu, gdzie nastąpił suspens.
– Rozłóż uda – powiedział odchylając dwie żółte, niczym blady ser żółty, nogi przerażonej Bukake.
– Ale kaptanie?! – Oburzył się jeden z przyglądających się im żołnierzy zwany Alekaptan.
– To nie czas i miejsce na wątpliwości Alekaptanie! – odpowiedział stanowczo przystojny dowódca, który nazywał się Capitaneus Caput.
Zerknął w złowieszczą, bezdenną i nadmiernie nieprzystrzyżoną otchłań pomiędzy żółtymi udami i zaklął siarczyście. Miał nadzieję, lecz z każdą kolejną sekundą było w nim jej coraz mniej.
– Cholera! Skąd tam ten róż! – dodał po chwili.
– Kapitanie! To nie jest najistotniejsze w tej chwili aczkolwiek też się zdziwiłem! – powiedział Monte – jedyny afropolak w grupie i zarazem przyjaciel Caput’a. – Musimy to z niej wyciągnąć! Rzadko to mówię, ale musimy!
– Masz rację! Tylko jak to zrobić? Przeklęty drań…
Przeklęty Drań był nemezisem Kapitana Capitaneus’a Caput’a. Jako autor nie tylko wszech pisząco-widzący, ale i wiedzący mam obowiązek teraz nieśmiale przedstawić kim, a być może nawet czy, jest owa abominacja. Dlatego teraz musimy się niestety pomimo wcześniejszych zapowiedzi cofnąć w rozwoju, wydarzeń.
Pięć lat wcześniej Capitaneus Caput był zaledwie pod porucznikiem. Kapitanem był Tupac Suenatipac, grek z pochodzenia a z zamiłowania tenisista znany z szybkiej ręki. Byli oni członkami grupy najemników Delta St. 0 – LEC. Wynajmowano ich do zadań niemożliwych do wykonania, którym nikt inny podołać nie był w stanie. Nawet jeżeli bardzo tego chciał. Nazywali ich szfadronem śmieci, bo nikt się nimi nie przejmował. Pięć lat wcześniej Kapitan Tupac, po porucznik Caput i Jan Mambo – Polak afrykańskiego pochodzenia zostali wynajęci przez bogatego magnata, by odnaleźć i sprowadzić na teren jego rezydencji doktora Z. Tytułem. Pomimo iż mianował siebie doktorem, był naukowcem. Pracował nad genetyką i mutacją. A w wolnych chwilach walczył o równouprawnienie kobiet – jego zdaniem one też powinny mieć nieograniczone prawo do penisa. No ale wracając do tematu tegoż to meritum, waleczna trójka wylądowała ostatecznie na wyspie, gdzie podobno przebywał doktor (naukowiec) Tytułem. I o dziwo faktycznie tam był, a dokładniej pracował w jednym z laboratoriów. Niestety waleczna trójka okazała się pomimo broni, nie przygotowana wystarczająco. Bronia, która ich tam doprowadziła okazała się nie tylko double agentem, ale triple agentem i tak naprawdę cały czas współpracowała z Baronem Zygmuntem Uo, który to nakazał jej zabić waleczną trójkę za wszelką cenę. I podczas ostatecznej komfrontacji w laboratorium doszło do strzelaniny, gdzie śmierć podniosła ciężkie żniwo jakim był epizodyczny Jan Mambo i jeszcze mniej epizodyczny kapitan Tupac. Obaj zginęli na miejscu jak zostali zastrzeleni plazmowym karabinem międzyplanetarnej zagłady skonstruowanym przez pozaziemską rasę kosmicznych pozaziemskich ludzi z kosmosu. Tam też pod porucznik Caput został postrzelony odłamkiem i jego DNA i krew zmieszały się z symbiotantem, nad którym latami pracował doktor Tytułem. Ku zdziwieniu wszystkich zdziwionych po tym jak krew i DNA zmieszały się z lepką, niebiesko-różową mazią powstał on – Nemezis.
– Przeklęty drań – powiedział Caput widząc swoje niemalże lustrzane odbicie.
– Wolę żebyś nazywał mnie Hubert – odpowiedział nemezis stojący vis-a-vis z Caput’em.
– Przelęty drań – powiedziała Bronia, która chwilę później została zastrzelona przez Mambę, który ostatkiem sił strzelił w nią nim wyzionął ducha. A następnie uleciał do ciepłych krajów. Duchem, nie ciałem bo to zaczynało zimnieć.
– JESZCZE SIĘ SPOTKAMY! – Krzyknął Nemezis Hubert, zwany Przeklętym draniem i uciekł.
Caput był zbyt oszołomiony by pobiec za nim, a poza tym nikt mu za to nie zapłaci. Załapał więc na muszkę doktora i pociągnął go szybkim chwytem za sobą.
– A oni? – zapytał Tytułem.
– Im już nie pomożemy – powiedział Caput i odeskortował doktora do willi bogatego magnata, gdzie został mianowany przez prezydenta na Kapitana.
W ciągu kolejnych pięciu lat walczył na statku U.S.S. Penetrator z Baronem Zygmuntem Uo, którego ostatecznie pokonał…. Wybaczcie mi te uproszczenia, ale nie chcę Was zanudzać… Na Saturnie, gdzie doszło do pierwszego pozaziemskiego pojedynku dobra ze złem. Oczywiście w międzyczasie szukał śladów swego nemezisa – Huberta, a w międzyczasie międzyczasu skompletował załogę, która podobnie jak on była gotowa oddać życie za pieniądze. Grupa największych rzezimieszków galaktyki, która pracowała dla pierwszego planetarnego rządu światowego w zamian za ułaskawienie.
Minęło cztery lata od wydarzeń na wyspie i w końcu Caput dotarł do niego – Nemezisa, który ukrywał się w opuszczonej fabryce fajerwerków.
Niestety był silniejszy niż wszystkim się początkowo zdawało, gdyż okazało się że nie tylko lewituje, chodzi przez ściany i inne materie stałe, rozciąga swoje ciało, rozumie pięćdziesiąt trzy języki i posiada nieliche zdolności interpersonalne, ale też jest odporny na kule i inne bronie.
Gdy tylko go otoczyli kapitan powiedział:
– Hehe, przyszła kryska na nemeziska! – Następnie wystrzelił serię z karabinu.
Lecz Hubert był szybszy i zaskoczył wszystkich rozciągając rękę i przyciągając do siebie pierwszego z brzegu towarzysza Caputa, który przyjął serię naboi. Pominę imię tego mężczyzny z racji, iż ktoś kto tak szybko umiera nie musi mieć zbyt wiele miejsca poświęconego dla własnej osoby. Wszyscy zdziwieni patrzyli się jak Hubert rozpłatuje na pół ich kolegę a następnie rzuca górną połową w Caputa, a dolną w Alekaptan i Montego. Bukake, która została na nogach wypuściła serię lecz Hubert szybkim susem jej uniknął, a następnie przyciągnął do siebie. Ku jej jeszcze większemu zdziwieniu, gdy reszta uwalniała się ze wnętrzności swego towarzysza, pogmerał on w swoim brzuchu niczym w plecaku i wyciągnął laskę dynamitu z napisem TNT.
– Nie chciałem tego robić aczkolwiek mnie zmuszacie – powiedział a następnie dodał: – Patrz.
Zsunął jej spodnie i włożył laskę dynamitu w jej wnętrze, tak że teraz spomiędzy nóg wystawało jej coś co z daleka mogłoby przypominać penisa. Następnie włożył rękę w jej brzuch, używając mocy przenikania przez wszystko, i pogmerał. Bukake jęczała z bólu do momenty, gdy Huber cisnął nią w dwójkę żołnierzy, która zmierzała w jego stronę. Sam natomiast używając siły latania odfrunął, unosząc się nad podłogą, do drzwi przez które przeszedł, uprzednio je otwierając a następnie zamykając. Na klucz. I w ten oto sposób, pomijając kolejne piętnaście minut intensywnego myślenia, walki ze szczurostonkami i zadekowaniu się w malutkim pomieszczeniu trafiamy do momenty, w którym zaczęliśmy.
– Cholerny przeklęty drań, połączył dynamit z jej wnętrznościami! – powiedział Caput.
– Ale chociaż nie odpalił – pocieszyć starał się ich Monte.
– Też racja.
– Bukake… Nie będziesz w stanie tak chodzić. Nie będziesz w stanie tak żyć. W każdej chwili mogłabyś eksplodować… WIESZ CO TO ZNACZY? – Zapytał, z naciskiem, Caput.
– Tak – wyjęczała Bukake.
– To jest zajebiste, jesteś pierwszym człowiekiem dynamitem! Piona! Ups, przepraszam. To nie zmienia faktu, że nie możesz z nami dalej leciec, rozumiesz? Ale damy ci czas, byś mogła spróbować się rozbroić.
– Ale kaptanie! Przecież to pańska żona! – oburzył się Alekaptan.
– Znajdę drugą, zrobię z nią nowego syna i będzie jak dawniej – powiedział Caput przeciągajc dwójkę towarzyszy przez drzwi. – Żegnaj Bukake, powiedział na odchodne i drzwi za nim się zamknęły. Bo je zamknął. Dziesięć minut później Bukake jak i całe pomieszczenie wybuchnęło.
Monte i Alekaptan pocieszyli miłymi słowami Kapitana.
– Zrobię sobie nowe dziecko, i znajdę sobie nową żonę – powiedział sam do siebie, ale wystarczająco głośno by reszta to usłyszała.
– Ale kaptanie masz pan przecież dziecko, ono żyje!
– Serio? W takiej chwili chcesz kwestionować moje plany? Ok, mam dziecko ale co z tego skoro będę z inną kobietą? Wyobrażasz to sobie, żebym znalazł kobietę a później przeprowadził się do niej z pięciolatkiem? Bo ja nie. Koniec tematu ruszamy zabić Huberta – powiedział przeładowując broń. Ale po chwili dodał: Tylko ktoś taki jak Twoja głupia siostra mogłaby się na to zgodzić!
– Nie jest głupia kaptanie!
– Nie? A jak zobaczyła ekshibicjonistę?! Myślała, że to policjant!
– Bo miał pałkę!
– NIE BĄDŹ TRYWIALNY! – Oburzył się Caput.
I wtedy znikąd pojawił się Hubert. Skręcił kark Montemu, a Alekaptanowi urwał obie ręcę i też skręcił kark.
– Zostaliśmy sami we dwóch – powiedział do Caputa.
– Ano tak. Sami a jednak we dwóch – powtórzy Caput, a w ustach jego brzmiało to niczym przekleństwo. Splunął tytoń i wyciągnął broń. Strzelił dwa razy i zrobił niekonieczny unik. Powtórzył czynność jeszcze dwa razy i odrzucił wystrzelaną broń. Wyciągnął następnie karabin zza pleców i puścił serię, aż wyładował magazynek.
– To wszystko na co cię stać? – zapytał Hubert.
– Gdybyś widział moje konto to wiedziałbyś na co mnie stać! – zripostował Caput.
Wyciągnął z pochwy nóż komandosa i podbiegł do Huberta. Ten wykręcił mu rękę i odrzucił nóź. Walczyli wręcz długo. Aż do momentu, gdy jeden z nich padł martwy. Walka trwała dwa dni i trzy noce. Wygrany oddalił się w stronę wschodzącego słońca. Kosmicznego słońca, bo wszystko działo się od początku do końca w kosmosie.
Od poczontku do końca prawdziwie na prawdę kosmiczna opowieść. Poruszyła moje serce i moją dusze i wycisła mnie łzy wzruszenia.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Natłoczyłeś akcji do tego opowiadania o kosmicznych żołnierzach aż tyle, że prawie tych żołnierzy zza niej nie widać, ale to chyba nie bardzo przeszkadza, bo i tak umierają, co będąc żołnierzem nie powinno specjalnie zdziwić. Ale to chyba dobrze tak wyszło, bo było pasjonująco, że hej! Dobrze że w retro inspekcji wróciłeś do zdarzeń wcześnie nie napisanych, bo by nikt nie wiedział, co tkwiło w Bukake i dlaczego. A tak, jak się wróciłeś i napisałeś, to wszystko wiadomo i nie ma się do niczego przyczepić. Innymi słowami mówiąc – ano, ano, to jest dobre, pane Havranek.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Chciałem się przy capić jak kot psiego ogona, ale nie mam do czego. Chodź do jedynego mogę, że zbyt mnogo postacie na wytykałeś, ale to nie problem.
:D
F.S
Miejscami bezsensownie niesmaczne, ale widać, że się starałeś. Uśmiechnęłam się parę… może nawet naście razy ;)
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
No, ładnie natłukłeś żołnierzów, ale od tego oni som. Od tego som oni.
Babska logika rządzi!
Caput był zaledwie pod porucznikiem.
A potem przyszła zmiana i to Caput wlazł na kapitana… pfu! Porucznika!
w wolnych chwilach walczył o równouprawnienie kobiet – jego zdaniem one też powinny mieć nieograniczone prawo do penisa.
Koleś powinien nazywać się Dobry Doktor Ajboli.^^ A ja od dzisiaj nazywam się jego elektoratem. W pełni i zupełnie i bardzo popieram jego poglądy, a co więcej, gotów jestem poświęcić się dla sprawy!
Na prawde wybuchowa powieźć ci wyszedła, zwłaszcza kawałek o wybuchowym dynamicie i wy buchającej żonie bukake były bąbowe.
I ten wszechwiedzący autor który widział i zapisywał wszystko – genialne! Żeteż sam na to wypadłem i nie wymyśliłem tego pomysłu…
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Plus za tytuł :) Gdzieś w laboratorium się zgubiłem, ale potem odnalazłem się w kosmosie i już wiedziałem, gdzie jestem. Powiedziałbym, że mocno nierówne to opowiadanie, ale summa summarum wyszło dobrze. Bukake i doktor Z. Tytułem to bardzo udane imiona.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Dzięki za miłe komentarze! :P
O, z dalekiej podróży wróciłeś, Idaho! ;-o
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.