- Opowiadanie: trico - Pomyłka

Pomyłka

Dziękuję śniącej za betowanie, które bardzo mi pomogło. Opowiadanie daleko odbiega od wersji beta, więc co złego, to ja.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pomyłka

Mały statek powietrzny lekkim łukiem minął kolejną skalną iglicę. Harun spojrzał na towarzyszącego mu strażnika, ubranego od stóp do głów w granatowy, lśniący uniform i zrobiło mu się nieswojo. „Nawet nie wiem, czy to cyborg, czy człowiek” – pomyślał. Od początku lotu strażnik, którego głowę okrywał czarny hełmofon, nie odezwał się do Haruna ani słowem. Stał obok nieruchomo, co potęgowało nieprzyjemne uczucie alienacji.  „Gdybym chociaż mógł zobaczyć jego twarz” – przemknęło Harunowi przez myśl. W celu pozbycia się nieprzyjemnych uczuć, postanowił obserwować mijane iglice skalne. Ich strome zbocza, w wyniku erozji usiane dziurami, porastała karłowata roślinność. Z tego co wiedział, iglice nie były dziełem wypiętrzania skał, lecz trwającej miliony lat erozji. Cała planeta, z wyjątkiem obszarów podbiegunowych, pokryta była takimi górotworami. Ich wysokość szacowano na co najmniej kilka kilometrów. Szacowano, bo jeszcze nikt nie zbadał powierzchni planety.  „Planeta – jeż” – pomyślał. –  „Idealne więzienie”.

Istotnie, planeta była jednym, wielkim więzieniem. Jednoosobowe cele – namioty, wyglądające jak wielkie odwłoki owadów, przytwierdzone były do zboczy mijanych skał. Harun zauważył, że niektóre z nich unoszą się w powietrzu, powoli dryfując w różnych kierunkach. Całości obrazu dopełniał fakt, że planeta miała trzy słońca, w związku z czym nie istniało tu pojęcie nocy.

Statek zwolnił i zaczął zbliżać się do jednego z namiotów. Gdy byli w odległości kilkunastu metrów, z konstrukcji wysunął się pomost. Zakołysało lekko, gdy do niego dobili.

 – Masz dziesięć minut – powiedział strażnik szorstkim głosem.

„Chyba jednak człowiek” – pomyślał Harun o strażniku. Zszedł na pomost i udał się w stronę wejścia do namiotu. Statek w tym czasie odleciał na odległość kilkunastu metrów i unosił się nieruchomo. Harun czuł na plecach wzrok strażnika.

W środku, na małym dywaniku w centralnym punkcie namiotu, siedział Asim. Był strasznie wychudzony, broda sięgała mu do połowy piersi a paznokcie dawno już przerosły opuszki palców i wyglądały jak szpony.  Pozlepiane włosy sięgały daleko poza ramiona. Jedynym jego odzieniem była przepaska na biodrach.

– As-salam – Harun powiedział to tak głośno, aby mógł go usłyszeć strażnik na statku.

– As-salam – odrzekł Asim z trudem wstając. Harum z niepokojem patrzył na brata. Ascetyczna twarz, tak wesoła kiedyś, teraz była twarzą starca. A przecież Asim nie przekroczył jeszcze czterdziestu lat.

Wymienili ukłony, po czym padli sobie w objęcia.

– Bóg jest wielki – powiedzieli jednocześnie szeptem. W oczach Asima widać było wciąż siłę ducha i radość ze spotkania. „Chyba jeszcze się nie poddał”. – pomyślał Harun z nadzieją.

– Jak ci się udało mnie tu znaleźć? – Asim wczepił się kościstymi palcami w ramiona Haruna, jakby nie dowierzając temu, co widzi. – Myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę.

– Emir użył swoich wpływów. Jestem tu oficjalnie z ramienia agencji humanitarnej. Mam sprawdzić, jak jesteś traktowany – Harun mówił szeptem, jednocześnie rozglądając się po wnętrzu namiotu, który w środku wydawał się o wiele mniejszy niż z zewnątrz. Zbiornik na wodę, sedes, niewielkie naczynie z piachem i mała skrzynka przy ścianie namiotu, którą Harun zidentyfikował jako kompensator grawitacyjny, stanowiły całe wyposażenie namiotu-celi.

– Jak jestem traktowany? Rozejrzyj się, bracie.

–  Po co ci piach? – Harun nie krył zdziwienia.

–  Do mycia, bo wodę mogę tylko pić. Ale to nie jest najgorsze. Najbardziej nieznośny jest brak nocy. Nie potrafię ocenić upływu czasu.

–  Nie wyglądasz najlepiej – w głosie Haruna słychać było troskę.

–  Za to tobie, jak widzę, dobrze się powodzi. – W głosie brata Harun wyczuł szczyptę złośliwości. Faktycznie, przytył ostatnio, ale składał to na karb przekroczonej czterdziestki. Patrząc na Asima poczuł zażenowanie.

–  Jak  cię tu karmią?

– Raz dziennie dostarczają mi posiłek małym dronem. Jesteś pierwszą osobą od roku, z którą rozmawiam.

– Kontaktowałeś się tu z naszymi ludźmi? – Harun zaczynał się przekonywać, że opowieści o niespotykanym rygorze na tej planecie nie były przesadzone.

– Chyba żartujesz. Te namioty są tak zaprogramowane, że codziennie zmieniają położenie. Czasem dryfują w powietrzu, a czasem cumują na jednej ze skał. Poza tym one są przezroczyste od zewnątrz, więc z daleka widać, co się robi w środku. A strażnicy i drony krążą tu bez ustanku. Pomost też wysuwają tylko wtedy, gdy robią inspekcję.

–  Próbowałeś ucieczki?

– To nie ma sensu. Rośliny wokół są toksyczne i nie ma tu żadnych zwierząt większych od muchy. Ta planeta to piekło. Boję się pomyśleć, co jest na dole. Raczej nie ma już szans, abym kiedykolwiek przysłużył się naszej sprawie, bracie.

Harun rozumiał, jak może się czuć najgroźniejszy niegdyś terrorysta, któremu odebrano jakąkolwiek nadzieję.

– Usiądźmy, ja właśnie w tej sprawie – zniżył głos do ledwo słyszalnego szeptu.

Usiedli naprzeciw siebie. Harun położył dłonie na brzuchu i wymownie spojrzał na brata. Zrozumieli się bez słów. Od dziecka szkolono ich w zasadach konspiracji. Dżihad wymagał przyswojenia niekonwencjonalnych metod walki, a Asim zawsze miał smykałkę do takich rzeczy. Opracował system migowy, polegający na odpowiednim ułożeniu palców jednej dłoni w stosunku do palców drugiej. Ilość kombinacji umożliwiała swobodną rozmowę. Wystarczyło ułożyć dłonie na brzuchu i poruszać palcami. System oszczędny w ruchach i znany niewielu osobom. Dla postronnego obserwatora mógł być odbierany jako nerwowe przebieranie palcami. W celu zmylenia przeciwnika należało w tym samym czasie prowadzić niewinną rozmowę.

–  Emir przysłał mnie, abym dał ci coś, co rozwiąże wszystkie nasze problemy raz na zawsze – wymigał  Harun.

–  Co z rodziną? – spytał Asim. –  Wszyscy zdrowi?

–  Czy istnieje w ogóle taki sposób? – pytające spojrzenie Asima mówiło wszystko.

–  Ojciec zmarł dwa lata temu – Harunowi na chwilę głos uwiązł w gardle.

–  O Boże!  – Asim spostrzegł karcący wzrok brata.

–  O Boże! – wyszeptał. – Nie było mnie przy nim, gdy tego potrzebował. – Po policzku spłynęła mu łza.

–  Przywiozłem ci pierścień, który widzisz na moim palcu – Harun na chwilę oderwał dłoń od brzucha wyciągając ją w kierunku brata. Złoty pierścień z błękitnym oczkiem nie prezentował się zbyt okazale. Ot, zwykła błyskotka. – Ten pierścień przed wiekami należał do naszego rodu. W Drugiej Erze skradziono go nam podczas walk, które nazywano Krucjatami. Niedawno udało się go odzyskać.

–  Na każdego z nas przychodzi kres. – powiedział spokojnie. – Bóg wezwał go do siebie. Musimy się z tym pogodzić. Śmierć miał łagodną. W ostatnich słowach wspominał o tobie.

 –  Doceniam to, że przywiozłeś mi pamiątkę po ojcu, ale na co mi ona? – Asimowi dużą trudność sprawiała rozmowa prowadzona dwutorowo. Często układ palców stawał się niezrozumiały dla Haruna. – Kto sprawuje władzę po śmierci ojca? 

–  Oficjalnie Emir, ale plemiona są tak skłócone, że ta władza jest tylko teoretyczna. –  Harun nie potrafił ukryć troski w głosie. – Nic nie rozumiesz. Ten pierścień, to broń, którą wykorzystasz do ostatecznego zwycięstwa. Wszak byłeś w tym najlepszy. Jeśli nie mam racji, to czemu tu jesteś?

– Tylko nie mów, że Emir zaprzestał walki z niewiernymi. – pytający wzrok Asima pokazywał, że gubi się on coraz bardziej w rozmowie. – O czym ty w ogóle mówisz, bracie?  –  wymigał szybko.  –  Wszystko skończone. Na zwycięstwo jest o wiele za późno.

– Przykro mi to mówić, bo wiem, jaka to dla ciebie przykrość, ale Emir niestety skapitulował. Przecież nie będzie walczył przeciwko wszystkim. Po śmierci króla niewierni triumfują. – Harun ściągnął pierścień z palca i podał Asimowi.  – To jest pamiątka po ojcu. –  Znów ułożył palce na brzuchu i wymigał :  –  Nie mam czasu na długie wywody, bo zaraz kończy nam się widzenie. Załóż ten pierścień na palec i potrzyj dłonią.

–  Nie rozumiem.  –  Mina Asima mówiła wszystko. – W mojej sytuacji noszenie takiego klejnotu byłoby co najmniej groteskowe  –  powiedział. Włożył jednak pierścień na palec.

Potęga tego pierścienia, o czym zaraz się przekonasz, przewyższa wszystko, co człowiek wymyślił. To jest nasza największa tajemnica i zarazem jedyna nadzieja. A ty masz wielki zaszczyt użyć go przeciwko niewiernym. Potrzyj go więc, proszę.

Asim patrzył na Haruna, jak na chorego umysłowo.

– Taka była wola naszego ojca i zrobiłem tylko to, co do mnie należało. – Harun ponaglił go wzrokiem. – Ojciec nie zdążył go użyć, i w tobie cała nadzieja – wymigał nerwowo.

Nadal nie rozumiem cię, bracie. Czy postradałeś zmysły, czy mnie uważasz za wariata?  –  Widzisz, nie pasuje. Mam zbyt chude palce.  –  na bladej twarzy Asima widać było zmieszanie.  –  Jeśli to prawda, co mówisz, to czemu sam go nie użyjesz?

–  Nie mam czasu na długie wywody, bo zaraz kończy nam się widzenie. Zapomniałeś, że jestem twoim przyrodnim bratem. Nie pochodzę z rodu królów. Nie pytaj o nic, tylko zrób, o co cię proszę. – Skonsternowany  Harun niewyraźnie wymigał ostatnie zdania. Pomimo tego Asim skinął głową, że zrozumiał intencje brata.

– Jestem pewien, że zaraz po twoim wyjeździe odbiorą mi ten pierścień. – Asim zaczął pocierać pierścień wnętrzem dłoni.

– Służę, panie – słysząc głos za swoimi plecami, Asim niemal podskoczył. Za nim, przy ścianie, unosił się w powietrzu Dżin. 

– To, to, to…

Tak, to Dżin. Jak widzisz, legenda jest prawdziwa.

–  Czy masz, panie, lustro? – ukłoniwszy się spytał Dżin.

– To, to, to… –  powtarzał Asim , jak zacięta płyta.

–  Uspokój się  –  Harun szarpnął go za ramię, po czym szepnął:  –  powiedz mu, że nie ma tu luster. Asim zignorował prośbę brata. Harun odwrócił go w swoją stronę i patrząc mu prosto w oczy, wymigał, powoli układając palce  –  Opanuj się, bracie, bo zaraz obaj będziemy mieli kłopoty.

–  Ale co ja mam z nim zrobić? Oni go zobaczą.  –  Asim powoli wracał do siebie.  –  Gdy wrócisz, przekaż wszystkim przyjaciołom, że modlę się za ich dusze.

–  Nie zobaczą. Dżin ukazuje się tylko tym, którym chce się ukazać. Po prostu wydasz rozkaz, a on go wykona – ruchem głowy wskazał  Dżina. Obaj spojrzeli w jego kierunku. Dżin wyglądał naprawdę okazale. Bardzo muskularny, a zarazem półprzeźroczysty, jakby uformowany z dymu. Ubrany był w dziwną uprząż i opleciony łańcuchami, które zwisały wzdłuż ramion. Na końcu każdego z nich wisiała ludzka czaszka. Dżin spoglądał właśnie w lustro, które przed chwilą pojawiło się w jego dłoni. Nie zwracał na nich uwagi.

–  Te rekwizyty czemuś służą ?  –  wymigał Asim.

–  Tym się nie przejmuj. To taki imaż. Może wyglądać tak, jak tylko chcesz. Wystarczy, że mu rozkażesz. Każ mu wrócić do pierścienia .

Dżinie! – na głos Asima Dżin odwrócił się w ich stronę.  – wróć do pierścienia!  – Po tych słowach Dżin rozwiał się w powietrzu.

– Pozdrowię wszystkich i powiem im, że myślami ciągle jesteś przy nich. Zresztą niedługo sam im to powiesz.

–  Mów, jak go używać. – Asim znów stał się stuprocentowym terrorystą.

– Pocierasz pierścień i wydajesz rozkazy. Dżin wykona dokładnie to, co mu powiesz. Słucha tylko tego, w czyim władaniu jest klejnot. Będę już się żegnał. Nie zawiedź nas. Bądź zdrów, bracie –  mówiąc to, Harun wstał szykując się do wyjścia.

–  A jeśli zabiorą mi pierścień, albo go zniszczą?

Dżin wraca do pierścienia wyłącznie po wykonaniu zadania. Nikogo nie będzie słuchał, kto nie jest z królewskiego rodu. Jeśli klejnot ulegnie zniszczeniu, będzie wolny, ale zadanie musi wykonać do końca. Acha, byłbym zapomniał… Emir cię pozdrawia. – Harun powiedział to głośno widząc zbliżający się statek.

–  Bóg jest wielki.

– Bóg jest wielki. – Harun skierował się do wyjścia. Do pomostu właśnie cumował statek. Harun obejrzał się raz jeszcze.

 – On ma taką dziwną cechę – powiedział, po czym na chwilę zawiesił głos. – Jest trochę narcystyczny.

–  Jaki?

–  Lubi być podziwiany.

– As-salam  –  ukłoniwszy się, Asim wzruszył ramionami.

– As-salam – Harun odwzajemnił ukłon, po czym wsiadł na statek. Pomost automatycznie zaczął się zamykać.

 

 

 

 

***

 

 

 

 

Statek lekko zakołysał, przybijając do pomostu.

–  Ile? – Harun spytał strażnika.

–  Dziesięć minut.

–  As-salam, bracie  –  powiedział, wchodząc do namiotu.

– As-salam – Asim postarzał się przez te dwa lata, które minęły od ich ostatniego spotkania. Było widać, że więzienie coraz bardziej daje mu w kość.

– Bóg jest wielki – powiedzieli jednocześnie padając sobie w objęcia. Po chwili usiedli i Harun spostrzegł, że brat jest niezwykle pobudzony. Dosłownie nie mógł usiedzieć w miejscu.

– Nie masz pojęcia, bracie, jak bardzo jestem szczęśliwy widząc cię tutaj. – Asim mówił to obojętnym tonem. – Myślałem, bracie, że przybędziesz na czele wielkiej armii, aby odbić mnie z rąk tych bydlaków. – wymigał szybko. – Czy wszystkie niewierne psy gryzą ziemię? Czy nasz król jest już władcą wszystkich planet Przymierza? I czy Emir jest zadowolony z mojej krucjaty?  –  W oczach Asima widać było radość i dumę.

Ja też się bardzo cieszę – w głosie Haruna zabrzmiała złowroga nuta. – Niestety, bracie, podejrzewam, że gdyby Emir mógł, to skróciłby cię o głowę osobiście. A twoim ciałem nakarmiłby psy  –  wzrok Haruna był zimny.  –  Jesteś moim bratem, ale tego, co zrobiłeś, nigdy ci nie wybaczę. Wygrana była na wyciągnięcie ręki.

A co słychać u naszych przyjaciół?  – Asim odsunął się lekko zaniepokojony.  – Nie rozumiem, co mówisz. Wszystko zrobiłem tak, jak było ustalone.

Nasi przyjaciele też cię pozdrawiają – Harun nie potrafił ukryć złości. – Wiesz, co zrobiłeś? Powiem ci. Zmarnowałeś wszystko, co mieliśmy najcenniejszego. Takiej broni już nigdy mieć nie będziemy. Przymierze wyłapie nas wszystkich i ześle na tę planetę bez nadziei na cokolwiek. I wszystko to przez ciebie i twoją głupotę

– Wiesz, śniło mi się, że jestem wolny. Ale to był tylko sen, prawda? – Zakłopotanemu Asinowi drżał głos.  –  Powiedz mi, co się stało. Co z Dżinem? Wysłałem go z konkretnym zadaniem. Czyżby go nie wykonał? Przecież mówiłeś, że musi wykonywać rozkazy właściciela pierścienia. – Asim był zdruzgotany. W jego oczach Harun zobaczył strach połączony z niedowierzaniem.

– Były plany, aby przysłać ci truciznę, ale Emir stwierdził, że to zbyt łagodna kara. Lepiej, jak się wyraził, abyś tu zdychał do końca swoich dni. –  wzrok Haruna wyrażał pogardę.  – Jestem pewny, że o wolności możesz tylko śnić, bracie. –  Na te słowa  Asim skurczył się w sobie. Patrzył pod nogi i nawet nie próbował oponować.

–  Gdzie pierścień?

 Zabrali  –  Asim głośno przełknął ślinę.

– Zresztą nieważne. Dżin nie zabił ani jednego niewiernego psa. – Harun z premedytacją wolno migał słowa.

 Niemożliwe.

–  Powiem ci, co zrobił Dżin. Nie dość, że nie zabił żadnego z niewiernych, to jeszcze skumał się z nimi i dostarcza im rozrywki.

–  Czekałem długo na to widzenie, Harunie, a gdy już do niego doszło, nie cieszy mnie ono tak, jakbym tego chciał. Jak to? – Asim był już całkiem skołowany. – Ty żartujesz sobie ze mnie, prawda?

Myślisz, że leciałem ponad rok świetlny, aby z tobą pożartować? Dżin stał się gwiazdą na wszystkich planetach Przymierza. Na samej Starej Ziemi ma setki tysięcy wiernych wyznawców. –  Harun nie mogąc opanować złości, podniósł się z podłogi. – I to wszystko przez ciebie, bracie.  – rzekł na głos, nie zważając, że jest doskonale słyszany.  –  On ogłosił się następcą Szatana i stworzył sektę. Napisał też własną biblię.

–  To jakiś obłęd, bracie, co ty mówisz?  –  Asim nerwowo wstając też zrezygnował z migania.

–  Powiedz dokładnie, jaki rozkaz mu wydałeś?!  – Harun krzyczał w złości. Kątem oka dostrzegł statek przybijający do pomostu. Zostało mu kilka sekund na poznanie powodu fiaska operacji.

Do Asima dotarło, co zrobił. Klęknął i zaczął rwać włosy z głowy, kiwając się w przód i w tył. Jęczał przy tym i zgrzytał zębami.

– Jaki był rozkaz?!  –  Harun nie wytrzymał i uderzył go na odlew.

– Powiedziałem: Idź i zrób niewiernym piekło na ziemi. – wyjęczał Asim i osunął się na podłogę.

 

Koniec

Komentarze

Pomysł może i niezły, ale przewidywalne zakończenie.

Wykonanie niezgorsze.

Ignorancja to cnota.

Na razie widzę, że się tekst rozrósł :) W wolnej chwili przeczytam jeszcze raz. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Harun czół na plecach wzrok strażnika. – czół i czuł to jednak nie to samo. Błagam, popraw babola!

Przeczytałam z lekkim uśmiechem – sympatyczne, acz rzeczywiście zakończenia można się było domyślić.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

trico, litości!

Harun czół na plecach wzrok strażnika.

ześle na planetę bez nadziei – tę

 

Rozjechały Ci się też znów zapisy dialogów.

 

Jednak całość, w porównaniu do pierwszej wersji, jest lepsza. Bardzo ładnie rozwiązałeś problem głównej nielogiczności.

A to jest świetne:

Opracował system migowy, polegający na odpowiednim ułożeniu palców jednej dłoni w stosunku do palców drugiej. Ilość kombinacji umożliwiała swobodną rozmowę. Wystarczyło ułożyć dłonie na brzuchu i poruszać palcami. System oszczędny w ruchach i znany niewielu osobom. Dla postronnego obserwatora mógł być odbierany jako nerwowe przebieranie palcami.

Tylko z wytłuszczeniem się nie zgodzę, bo spotkałam już babinki z rękami na brzuchach, poruszające niby nerwowo palcami w trakcie plotkowania – one to wymyśliły przed Asimem ;)

 

Edycja.

Widzę, że Bemik mnie wyprzedziła :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałem! 

 

Dziękuję za udział w konkursie! 

 

Pozdrawiam! 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dziękuję dziewczyny za pomoc :-)

Zaprzyjaźniłem się ostatnio z panem Edytorem, ale on czasem jest zawodny.

Trafne spostrzeżenie, śniąca. Moja babcia też tak miga, najczęściej kciukami :-)

Błędy poprawione.

Mało oryginalne zakończenie sprawiło, że opowiadanie zdało mi się podobne do czegoś w rodzaju strasznie długiego i mało satysfakcjonującego dowcipu.

 

„ Nawet nie wiem, czy to cy­borg, czy czło­wiek” – po­my­ślał. – Zbędna spacja po otworzeniu cudzysłowu.

Błąd występuje kilkakrotnie.

 

do jed­ne­go z na­mio­tów. Gdy byli w od­le­gło­ści kil­ku­na­stu me­trów, z na­mio­tu wy­su­nął się po­most. – Powtórzenie.

 

Do­ce­niam to, że przy­wio­złeś mi pa­miąt­kę po Ojcu, ale na co mi ona? – Nieuzasadniona wielka litera.

 

–Jest tro­chę nar­cy­stycz­ny. – Brak spacji po półpauzie.

 

Asim po­sta­rzał się przez te dwa lata, jakie mi­nę­ły od ich ostat­nie­go spo­tka­nia.które mi­nę­ły od ich ostat­nie­go spo­tka­nia.

 

– Nie ro­zu­miem, mó­wisz. – Pewnie miało być: – Nie ro­zu­miem, co mó­wisz.

 

wy­ję­czał Asim i i osu­nął się na pod­ło­gę. – Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, regulatorzy :-)

Bardzo proszę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciekawy pomysł na wykorzystanie obrazka miejsca. Porządny warsztat. Świetne zakończenie.

 

Wady: Dość prosta opowieść. Wykorzystanie obrazka postaci.

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ciekawe, egzotyczne środowisko, ale w dużej części wynikało z obrazka. Fajny pomysł na planetę – więzienie. Puenta mnie rozczarowała – uważam, że nie wykonał i chyba trzeba było poszukać lepszego, bardziej dwuznacznego tekstu.

Mam wrażenie, że teksty “migane” są zbyt długie. Gdybym się spieszyła i mówiła takim szyfrem, to maksymalnie skracałabym zdania. Wysyłasz tak rozbudowane SMS-y?

Stał obok nieruchomo, co potęgowało nieprzyjemne uczucie alienacji.  „Gdybym chociaż mógł zobaczyć jego twarz” – przemknęło mu przez myśl.

Coś mi się widzi, że podmiot zwiał.

Całości obrazu dopełniał fakt, że planeta miała trzy słońca, w związku z czym nie istniało tu pojęcie nocy.

Nie kupuję. Nie znam się, ale chyba, jeśli gwiazdy tkwią w środku układu, to planety krążą dookoła wszystkich i jakieś noce na nich panują. A gdyby orbita przebiegała między gwiazdami, to IMO musiałaby być cholernie niestabilna. Problem można było rozwiązać w banalny sposób – planeta ciągle zwrócona jedną stroną do słońca, jak Księżyc do Ziemi.

Babska logika rządzi!

Dzięki, Finkla, za komentarz.

Puenta miała być inna, i teraz żałuję, że nie poszedłem w tamtą stronę. To nie jest mocny punkt.

Faktycznie, podmiot uciekł :)

Myślałem o skróceniu “miganych” tekstów. Pomyślałem jednak, że w sytuacji, gdy trzeba przekazać instrukcję bardzo dokładnie, a na dodatkowe wyjaśnienia nie ma czasu, forma skrótowa wprowadziłaby dodatkowy chaos.

Myślałem też nad koncepcją Księżyca. Doszedłem do wniosku, że po słonecznej stronie temperatura powierzchni byłaby zbyt wysoka, aby mogło przetrwać życie oparte na białkach. Postawiłem na układ potrójny, trochę podobny do tego, o którym mowa przy odkryciu Konackiego. Centralna gwiazda, którą w ciągu kilkudziesięciu lat ziemskich obiega układ dwóch mniejszych gwiazd. Gwiazdy te okrążają się wzajemnie w ciągu kilkudziesięciu dni ziemskich, a na orbicie jednej z nich krąży opisywana przeze mnie planeta. Dochodzą zmienne: długość orbity planety i szybkość jej ruchu obrotowego. Myślę, że jest duża szansa na baaaardzo długi dzień i noce tylko w obrębie biegunów.

 

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka