- Opowiadanie: A.Sokal - Odmęt

Odmęt

Chciał­bym na po­czą­tek za­zna­czyć, że jako Autor od­że­gnu­ję się od po­li­ty­ki upra­wia­nej na ła­mach opo­wia­da­nia. Po­glą­dy bo­ha­te­rów, to jest ich pry­wat­na spra­wa i mnie nic do tego. Ja je­stem je­dy­nie skry­bą ;)

 

Pod­czas cię­cia tego tek­stu, za­cią­łem się krwa­wo, a i tak prze­kro­czy­łem limit.

W pew­nym mo­men­cie prze­sta­łem li­czyć i tak mi się roz­rósł, że póź­niej szko­da mi było wy­rzu­cać nie­któ­rych frag­men­tów. Pod­czas ko­rek­ty zna­ków tylko przy­by­ło.

Zatem wy­cią­łem frag­ment do­ty­czą­cy roz­rod­czo­ści po­pu­la­cji (moim zda­niem istot­ny, ale z punk­tu wi­dze­nia czy­tel­ni­ka może być zu­peł­nie ir­re­le­want­ny) oraz parę dia­lo­gów, które może i przy­bli­ża­ją bo­ha­te­rów, ale ge­ne­ru­ją zna­ko­wą nad­mia­ro­wość, a także parę scenek rodzajowych.

Za­miesz­czam zatem wer­sję “di­rec­tor’s cut”poza kon­kur­sem, jakby kogoś za­in­te­re­so­wa­ła peł­niej­sza wer­sja wer­sji ocio­sa­nej ;]

Na­zgu­lo­wi dzię­ku­ję za wy­ro­zu­mia­łość. Co prawda jest więcej niż miało być i IMO cięcie odbyło się raczej ze szkodą dla tekstu, bo zubożyło wyobrażenie świata (i mogło spowodować pewne nieścisłości w fabule, których mogłem nie zauważyć).

Tak, czy inaczej, świadom swych przewinień kładę głowę pod topór.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Odmęt

Sie­dział u wej­ścia swo­jej kwa­te­ry i palił zioło. Pa­trzył le­ni­wie przed sie­bie na setki ta­kich sa­mych lo­ka­li, do­kład­nie i prze­my­śla­nie za­pro­jek­to­wa­nych przez Nan­Cor­po, za­wie­szo­nych ni­czym wiel­kie ule w ska­li­stej prze­strze­ni No­we­go Sto­rver­den.

– Nie pal na ze­wnątrz. – Zza jego ple­ców ode­zwał się młody, choć lekko za­chryp­nię­ty, ko­bie­cy głos.

– Mam to w dupie. – Za­cią­gnął się i wy­pu­ścił rdza­wy ob­ło­czek dymu. – A ty nie wy­chodź na go­la­sa. – Po­kle­pał po nagim, zgrab­nym udzie, które ni stąd ni zowąd po­ja­wi­ło się przy jego pra­wym boku. – Dziś mają zneu­tra­li­zo­wać Od­mę­ta – dodał jakby mi­mo­cho­dem, splu­wa­jąc przez szcze­li­nę mię­dzy zę­ba­mi.

– Nie na­zy­waj go tak. – Zgrab­ne udo wy­co­fa­ło się z lek­kim fo­chem w gło­sie. Zdą­żył jed­nak chwy­cić szczu­pły nad­gar­stek, na­le­żą­cy do ro­dzi­ny zgrab­ne­go uda. Dłoń spró­bo­wa­ła się wy­rwać, lecz nie­zbyt sta­now­czo. Od­wró­cił się w stro­nę wła­ści­ciel­ki i objął parę mięk­kich, ko­bie­cych po­ślad­ków. Przy­cią­gnął ją do sie­bie i po­ca­ło­wał w pre­cy­zyj­nie wy­de­pi­lo­wa­ny wzgó­rek ło­no­wy.

– Prze­stań, przy­pa­lisz mnie. – Ko­bie­ta ścią­gnę­ła z sie­bie jego dło­nie i we­szła do środ­ka.

Uniósł ręce do góry w pod­dań­czym ge­ście, trzy­ma­jąc fifkę mię­dzy pal­ca­mi lewej dłoni. Pod­niósł się z zydla, za­cią­gnął jesz­cze raz i po­szedł za nią. Po­miesz­cze­nie, zgod­nie z za­my­słem pier­wot­ne­go pro­jek­tan­ta, było bar­dzo prak­tycz­ne. Nie­wiel­ka ku­ba­tu­ra po­zwa­la­ła na zor­ga­ni­zo­wa­nie wszel­kich aspek­tów życia co­dzien­ne­go. Wszyst­ko było kom­pak­to­we i skła­da­ne. W jed­nej chwi­li można było z niego zro­bić kuch­nię, ja­dal­nię, salon, czy biuro. To, jed­nak nie było po­dob­ne do więk­szo­ści kwa­ter w Nowym Sto­rver­den. Na środ­ku stał niski, drew­nia­ny sto­lik – zde­cy­do­wa­na rzad­kość, nie tylko tutaj, ale i w całej Fe­de­ra­cji. Co praw­da, był bar­dzo cien­ki i ra­czej przy­po­mi­nał tek­tu­ro­wą dyktę na ką­tow­ni­ko­wych wspor­ni­kach, ale był za to z praw­dzi­we­go drze­wa, a nie syn­te­ty­ku. Ze wzglę­dów eko­lo­gicz­nych, wy­ro­by z drew­na, w tym rów­nież pa­pier, były za­bro­nio­ne za­rów­no dla wy­twór­ców, jak i po­ten­cjal­nych po­sia­da­czy. Luk­su­sem rów­nież było po­sia­da­nie ksią­żek, z cho­ciaż­by pię­cio­pro­cen­to­wą do­miesz­ką praw­dzi­we­go pa­pie­ru. W ogóle, samo po­sia­da­nie ksią­żek było luk­su­sem. Bo­wiem tylko nie­licz­na grupa oby­wa­te­li znaj­do­wa­ła sens w sa­mo­dziel­ne­mu czy­ta­niu. Zde­cy­do­wa­na więk­szość spo­łe­czeń­stwa od­da­wa­ła się lek­tu­rze co naj­wy­żej co­dzien­nych ko­mu­ni­ka­tów, pu­bli­ko­wa­nych przez Cor­po­Press na do­mo­wych od­bior­ni­kach lub czyt­ni­kach per­so­nal­nych. Z ko­mu­ni­ka­tów każdy oby­wa­tel mógł się do­wie­dzieć prak­tycz­nie wszyst­kie­go o sobie, ota­cza­ją­cej go rze­czy­wi­sto­ści, jak i do­bro­dziej­stwach pły­ną­cych z bycia oby­wa­te­lem Fe­de­ra­cji Zjed­no­czo­nych Wspól­not. Jed­nak więk­szość czasu an­te­no­we­go zaj­mo­wa­ły re­kla­my Nan­Cor­po, które in­for­mo­wa­ły oby­wa­te­li o no­win­kach tech­no­lo­gicz­nych, za­gro­że­niach epi­de­mio­lo­gicz­nych oraz roz­wią­za­niach me­dycz­nych ra­tu­ją­cych życie oby­wa­te­la. 

Wokół sto­li­ka spo­czy­wa­ły ni­skie pufy wy­peł­nio­ne gał­ga­na­mi i po­kry­te ko­lo­ro­wy­mi wzo­ra­mi ro­bó­tek ręcz­nych, wy­ko­na­ne z or­ga­nicz­nych włó­czek, a także jedna więk­sza peł­nią­ca funk­cję ka­na­py.

– Nie za­mie­rzasz się ubrać? – Po­sta­rał się, żeby jego głos za­brzmiał mięk­ko i uwo­dzi­ciel­sko, pod­czas gdy po­now­nie ob­ra­cał ją ku sobie.

– Jesz­cze nie – od­par­ła, sta­ra­jąc się z kolei, żeby jej głos za­brzmiał dość oschle.

Przy­klęk­nął przed nią i objął ją ra­mio­na­mi.

– Mó­wi­łam, uwa­żaj! – Znie­cier­pli­wio­nym ge­stem od­su­nę­ła jego lewą rękę na bok, a pra­wej po­zwo­li­ła nadal się obej­mo­wać.

– Czuję za­pach ple­śni. – Od­chy­lił głowę do tyłu i wcią­gnął po­wie­trze w noz­drza.

– To od snak­ke. Nie pal tego tyle. – Szyb­kim ru­chem za­bra­ła mu zioło spo­mię­dzy pal­ców i wy­cią­gnę­ła skrę­ta z fifki. Trzy­ma­jąc go mię­dzy kciu­kiem a pal­cem wska­zu­ją­cym przy­ło­ży­ła do wą­skich, lekko spierzch­nię­tych, bla­dych ust i za­cią­gnę­ła się głę­bo­ko, pusz­cza­jąc po chwi­li rudą, gorz­ka­wą chmu­rę wprost w twarz męż­czy­zny. – Wy­ostrza ci nie­po­trzeb­nie zmy­sły. – Uśmiech­nę­ła się do niego i przy­tu­li­ła jego głowę, głasz­cząc kę­dzie­rza­we, nie­chluj­nie zwią­za­ne u góry włosy.

– Yar­ren, a co jeśli znaj­dą wszyst­kich? – Ujęła jego twarz dłoń­mi i spoj­rza­ła mu w oczy.

– Jak co? Prze­cież prę­dzej czy póź­niej i tak znaj­dą. Wojna się skoń­czy­ła. Jest nowy po­rzą­dek, a po dru­giej stro­nie już ni­ko­go nie ma. – Od­wró­cił głowę, by na po­wrót przy­tu­lić po­li­czek do jej brzu­cha. – A ta cała wojna to i tak pew­nie jedna wiel­ka ście­ma…

– A wiesz o czym po­my­śla­łam? – prze­rwa­ła mu, po­now­nie szu­ka­jąc uwagi w jego spoj­rze­niu, ob­ra­ca­jąc jego głowę tak, aby mogła go wi­dzieć.

– Pew­nie znowu o dziec­ku? – od­parł z nutą iry­ta­cji w gło­sie. Lekko ją ode­pchnął, za­bie­ra­jąc z dłoni skrę­ta i fifkę, po czym wstał. – Za­po­mnij o tym. – Za­kie­po­wał go ner­wo­wo na jed­nej z kar­tek.

– Ja aku­rat nie to chcia­łam… – za­czę­ła, nieco od­su­wa­jąc się od niego i ro­biąc krok w tył. – Ale w sumie, skoro sam za­czą­łeś ten temat, to myślę że ty i tak nie chcesz dziec­ka, nawet gdy­by­śmy mieli szan­sę do­stać po­zwo­le­nie.

– Po­zwo­le­nie?! Ja? – Za­śmiał się nie­sym­pa­tycz­nie. – Kotku, ja mam za wy­so­kie IQ, na ich po­zwo­le­nia. Po­zwo­le­nia po­trze­bu­ją tylko de­bi­le z Nan­Cor­po.

– Nie lubię jak tak ro­bisz. – Skrzy­żo­wa­ła ręce na ma­łych, lecz jędr­nych pier­siach, lekko je spłasz­cza­jąc. – Za­cho­wu­jesz się tak, jakby cię nic nie do­ty­czy­ło. Je­steś wiel­kim ar­ty­stą, an­ty­sy­te­mow­cem, re­be­lian­tem i tak dalej… Ale tak na­praw­dę, to nic z tego nie wy­ni­ka.

– Nie mów tak, bo to dzię­ki mnie nor­mal­nie funk­cjo­nu­jesz w tym gów­nie! – Yar­ren po­czer­wie­niał i wy­mie­rzył w jej kie­run­ku palec, ni­czym na­ła­do­wa­ny pi­sto­let.

– Nor­mal­nie? Chyba sobie żar­tu­jesz! – Teraz ona pod­nio­sła głos i pod­par­ła się pod boki, jak do tańca. – Nor­mal­nie, to mieć ro­dzi­nę, dziec­ko… – Te­atral­nie od­wró­ci­ła się do niego ple­ca­mi.

– To trze­ba było dalej pra­co­wać dla Corpo i zro­bić sobie ba­cho­ra z ja­kimś dok­tor­kiem! – wrza­snął na nią tak, aż mu za­rzę­zi­ły stru­ny gło­so­we, a dla wzmoc­nie­nia efek­tu kop­nął szma­cia­ne sie­dzi­sko, które dzię­ki swo­jej lek­ko­ści prze­le­cia­ło na drugą stro­nę, strą­ca­jąc kilka bi­be­lo­tów z półki. Ko­bie­ta nie­znacz­nie drgnę­ła, ale się nie od­wró­ci­ła.

Za­pa­dła cisza. 

– Nie chcę po raz setny pro­wa­dzić tej idio­tycz­nej roz­mo­wy. – Od­wró­cił się od niej i sta­nął w wej­ściu kwa­te­ry, spo­glą­da­jąc na ze­wnątrz. – Poza tym, jak trze­ba mieć na­sra­ne w gło­wie, żeby chcieć wła­sne dziec­ko wy­da­wać na taki po­pier­do­lo­ny świat?

– Wi­docz­nie ja mam tak na­sra­ne – mruk­nę­ła pod nosem, prak­tycz­nie bar­dziej do sie­bie, niż do niego i skie­ro­wa­ła się w głąb po­miesz­cze­nia, gdzie znaj­do­wa­ły się  roz­kła­da­ne scho­dy. Schod­ki, a ra­czej nie­wiel­kie me­ta­lo­we dra­bin­ki pro­wa­dzi­ły ko­lej­no na górne pię­tra. Każda z kwa­ter stan­dar­do­wo po­sia­da­ła trzy po­zio­my. Zda­rza­ły się jed­nak lo­ka­le z dwoma, bądź czte­re­ma, jed­nak nie wię­cej.

Znik­nę­ła na mo­ment na pię­trze, a po chwi­li wró­ci­ła i sta­nę­ła w świe­tle przed spo­rym lu­strem, które po na­ci­śnię­ciu pa­ne­lu ob­ro­to­we­go po­ja­wi­ło się w ścia­nie. Rude włosy upię­ła wy­so­ko, od­sła­nia­jąc długą, bladą szyję.

– Mika, co ty ro­bisz? – za­py­tał nagle z obrzy­dze­niem. – To śmier­dzi jak ze­psu­te mięso!

– Nowa pasta ma­sku­ją­ca – od­par­ła ze spo­ko­jem sma­ru­jąc do­kład­nie, po kolei całe ciało sza­ra­wą mazią z prze­zro­czy­ste­go, trój­kąt­ne­go pu­deł­ka. – Za­po­mnia­łeś, że dziś mamy wi­zy­tę Me­dy­ka?

– O żesz kurwa! – Wziął od niej pu­de­łecz­ko i za­czął ob­ra­cać w pal­cach. – Co tym razem do­da­li?

– Zmie­ni­li pro­por­cje sta­bi­li­za­to­rów, bo po­dob­no przy po­przed­nich za dużo na­no­fa­gów prze­ni­ka­ło przez skórę. Na­no­li­pi­dy po­win­ny utrzy­my­wać się na skó­rze do kilku go­dzin.

– Jaja sobie ro­bisz? – krzyk­nął z obu­rze­niem. – To nikt tego gówna wcze­śniej nie spraw­dził?

Mi­ka­ela tylko po­pa­trzy­ła na niego wy­mow­nie.

– Dobra, ale fiuta tym nie wy­sma­ru­ję!

– Wy­sma­ru­jesz, bo jak nie, to potem nie bę­dziesz miał go gdzie wsa… – za­czę­ła, lecz Yar­ren gwał­tow­nie przy­cią­gnął ją do sie­bie i mocno po­ca­ło­wał w usta.

– Lubię jak cza­sem ro­bisz się wul­gar­na. – Pal­cem wska­zu­ją­cym trą­cił jej pie­go­wa­ty nos i oddał pu­de­łecz­ko z mazią. – O kurwa, cały się tym gów­nem uma­za­łem! – za­wo­łał spoj­rzaw­szy po sobie i za­czął ścią­gać z sie­bie ubra­nie tak spiesz­nie, jakby było z ognia.

– Ja za to nie lubię, jak je­steś wul­gar­ny – od­par­ła i na po­wrót po­da­ła mu po­jem­nik z pastą. – Skoro już się ro­ze­bra­łeś, to się po­sma­ruj, a po wi­zy­cie Me­dy­ka jakoś ci to wy­na­gro­dzę. – Uśmiech­nę­ła się za­lot­nie wcią­ga­jąc krót­kie szor­ty z sze­ro­kim skó­rza­nym pasem wy­po­sa­żo­nym w wą­skie kie­szon­ki i me­ta­lo­wą klam­rę.

Mi­ka­ela była mi­strzy­nią koń­cze­nia kłót­ni. Nie po­dej­mo­wa­ła dal­szych dys­ku­sji i za­cho­wy­wa­ła się, jakby nic się nie stało. Yar­ren miał po­czu­cie speł­nie­nia ko­mu­ni­ka­cyj­ne­go i po spo­ko­ju part­ner­ki wnio­sko­wał, że do­tar­ły do niej jego ar­gu­men­ty. Na­to­miast ona prze­waż­nie nie miała żad­ne­go po­czu­cia speł­nie­nia, może poza łóż­ko­wym, po­nie­waż w taki spo­sób Yar­ren za­zwy­czaj upew­niał się, że jego dziew­czy­na się przy­pad­kiem jesz­cze na niego nie gnie­wa.

– Dziś przy­cho­dzi Ke­drik – rzu­cił Yar­ren roz­kła­da­jąc się nago na ka­na­pie, po­zwa­la­jąc pa­ście prze­schnąć.

Mi­ka­ela, która koń­czy­ła się wła­śnie ubie­rać, na­rzu­ca­jąc sze­ro­ką ko­szu­lę na ob­ci­sły top, pod­kre­śla­ją­cy jędr­ne wy­pu­kło­ści, drgnę­ła, a oczy jej za­błysz­cza­ły.

– Wiesz może w ja­kiej spra­wie? – za­py­ta­ła z oży­wie­niem, jed­no­cze­śnie spę­dza­jąc go ge­stem z sie­dzi­ska.

– Nie emo­cjo­nuj się, na pewno nie ma to nic wspól­ne­go z Od­mę­tem – rzu­cił zgryź­li­wie, pod­no­sząc się z ka­na­py i szu­ka­jąc no­we­go ubra­nia w koszu na bie­li­znę, który przy­nio­sła Mi­ka­ela.

– Pro­si­łam cię, żebyś prze­stał… – Jej twarz za­ró­żo­wi­ła się. – Dla­cze­go cią­gle wra­casz do tego te­ma­tu?

– Bo widzę, że cie­bie to rusza.

– Ani razu o tym nie wspo­mnia­łam. To ty cały czas o nim mó­wisz – po­wie­dzia­ła spo­koj­nie, jed­no­cze­śnie wyj­mu­jąc mu z dłoni ubra­nie, które w końcu wy­brał. – To są rze­czy do pra­nia, czy­ste są tu w schow­ku po pra­wej, nie zdą­ży­łam jesz­cze po­skła­dać.

– Idą już – oznaj­mił Yar­ren le­ni­wie, wi­dząc gości zbli­ża­ją­cych się po po­mo­ście pro­wa­dzą­cym do kwa­te­ry.

– Wi­dzie­li­ście dzi­siej­sze wia­do­mo­ści? – za­py­tał Ke­drik pod­nie­co­nym tonem sta­jąc w wej­ściu i opie­ra­jąc się o fra­mu­gę.

– Jasne, kurwa – żach­nął się Yar­ren, a Mika po­krę­ci­ła prze­czą­co głową. Z krzy­wym uśmie­chem wska­za­ła miej­sce, w któ­rym w więk­szo­ści kwa­ter znaj­du­je się od­bior­nik.

– Mó­wi­li o Si­riu­sie, jaki to z niego wróg dla zdro­we­go spo­łe­czeń­stwa. – Ke­drik za­czął grze­bać w kie­sze­ni, z któ­rej wy­cią­gnął stary czyt­nik per­so­nal­ny. – Że po­ja­wie­nie się Od­mę­tów i ich wro­gich dzia­łań spo­wo­do­wa­ło lo­kal­ny po­wrót epi­de­mii, wszel­kich cho­rób i za­gro­że­nia cy­wi­li­za­cyj­ne­go. – Skie­ro­wał go w stro­nę Yar­re­na i Mi­ka­eli – O, na­gra­łem frag­ment prze­mó­wie­nia Ge­ne­ra­ła: "… to wy­na­tu­rze­nie, które nie jest jed­nost­ką ludz­ką i nigdy do ta­ko­wych na­le­żeć nie po­win­no, na­zwa­li­śmy "Od­mę­tem", gdyż sta­no­wi odmęt wszel­kich wy­na­tu­rzeń, z ja­ki­mi przy­szło nam wal­czyć przez ostat­nie dwa stu­le­cia. Nie dość, że nie po­win­no mieć żad­nych praw oby­wa­tel­skich, to na do­da­tek uzur­pu­je sobie prawo do in­ge­ro­wa­nia w nowy ład i po­rzą­dek Fe­de­ra­cji Zjed­no­czo­nych Wspól­not, wi­chrze­nia prze­ciw oby­wa­te­lom, po­da­jąc kłam­li­we tezy na temat do­bro­dziej­skie­go sys­te­mu, który gwa­ran­tu­je bez­piecz­ną sta­bi­li­za­cję, dzię­ki osią­gnię­ciom na­uko­wym Nan­Cor­po, któ­rym tyle prze­cież za­wdzię­cza­my…". – Pod­nio­sły ton głosu Ge­ne­ra­ła Far­ren­ba­cha wy­do­był się z me­ta­lo­we­go, pła­skie­go urzą­dze­nia. – Coś mi się obraz po­psuł – do­rzu­cił Ke­drik stu­ka­jąc pal­cem w wy­świe­tlacz.

– Weź to wy­łącz! – wark­nął Yar­ren. – Tylko mnie tym wkur­wiasz. – Po­de­rwał się z ka­na­py i pod­jął próbę wy­rwa­nia czyt­ni­ka z ręki Ke­dri­ka, lecz ten wy­ko­nał unik. Głos sam ucichł.

– I wy­obraź sobie, – nada­wał pod­eks­cy­to­wa­ny Ke­drik – ponad sześć mi­lio­na ko­men­ta­rzy!

– Niech zgad­nę ja­kich. – Yar­ren skrzy­żo­wał ręce na pier­si.

– No tak, nasi już dawno nie ko­men­tu­ją ta­kich wy­stą­pień. – Ke­drik spoj­rzał na urzą­dze­nie i scho­wał jej po­now­nie do kie­sze­ni. – Ale żebyś wi­dział tę nie­na­wiść… Hoho! Nie muszą wcale neu­tra­li­zo­wać Si­riu­sa. Wy­star­czy­ło­by go wy­pu­ścić na ulicę – żach­nął się Ke­drik nie­we­so­ło.

– Nie mogę tego słu­chać – po­wie­dzia­ła Mi­ka­ela po­trzą­sa­jąc głową i osten­ta­cyj­nie przy­kła­da­jąc dło­nie do uszu.

– Prze­pra­szam, już nie będę, Złot­ko. – Ke­drik uca­ło­wał we­wnętrz­ną stro­nę palca wska­zu­ją­ce­go i ge­stem prze­słał po­ca­łu­nek w stro­nę Mi­ka­eli.

– Gdy usły­sza­łem imię Zora my­śla­łem, że przy­cho­dzisz z nową dziew­czy­ną. – Yar­ren spró­bo­wał zmie­nić temat.

– To ja je­stem nową dziew­czy­ną – za­śmiał się przed­wcze­śnie ły­sie­ją­cy, lecz nie­sta­ry, bar­dzo szczu­pły męż­czy­zna, który do tej pory stał przy­glą­da­jąc się im w mil­cze­niu. Teraz wy­szedł przed Ke­dri­ka, wy­cią­ga­jąc na po­wi­ta­nie dłoń. Yar­ren wy­cią­gnął naj­pierw lewą, a potem szyb­ko cho­wa­jąc ją, prawą rękę i uści­snął pra­wi­cę Zory.

– Po­przed­nia na­zy­wa­ła się Zula, zdaje się? – za­py­tał zbity z tropu, pod­czas gdy nowa dziew­czy­na Ke­dri­ka już ca­ło­wał Mi­ka­elę w oba po­licz­ki, tro­chę na­zbyt ser­decz­nie – i była… no… – Ge­stem za­ry­so­wał ob­fi­ty kształt na wy­so­ko­ści swo­ich pier­si.

– Zula, Zora… Co za róż­ni­ca? – Zora pu­ścił oko do Yar­re­na, aż ten się mi­mo­wol­nie wzdry­gnął.

– Może i miała pewne atuty, – za­czął Ke­drik z uśmie­chem – ale je­że­li cho­dzi o kwe­stie, wiesz… łóż­ko­we… to…

– Na Boga, nie chcę tego sły­szeć! – krzyk­nął na­zbyt gło­śno i pa­nicz­nie Yar­ren.

– Prze­cież ty nie wie­rzysz w Boga – rzu­ci­ła Mi­ka­ela, a spoj­rze­niem, które po­tra­fią wy­ge­ne­ro­wać je­dy­nie ko­bie­ty, na­ka­za­ła Yar­re­no­wi żeby się za­cho­wy­wał.

– A pro­pos Boga, to jakby ist­niał, to ktoś taki jak Si­rius nie mu­siał­by zgi­nąć – wtrą­cił Ke­drik. – Myślę, że w ogóle nie by­ło­by tego ca­łe­go gówna…

– Bóg tu nie ma nic do rze­czy. – Mi­ka­ela po­trzą­snę­ła głową.

– A co ty się nagle taka wie­rzą­ca zro­bi­łaś? – na­sko­czył na nią Yar­ren. – Może się po­mo­dlisz, to ocali tego wa­sze­go Od­mę­ta?

– Od­no­szę wra­że­nie, że masz coś prze­ciw na­sze­mu Od­mę­to­wi. – Ke­drik wy­mie­nił spoj­rze­nia z Mi­ka­elą i prze­wró­cił ocza­mi py­ta­ją­co.

– Nie mam nic prze­ciw­ko – od­parł Yar­ren. – Poza tym, że rżnął moją dziew­czy­nę.

– Nie wy­ra­żaj się – syk­nę­ła na niego Mi­ka­ela, a jej po­licz­ki okrył żywy ru­mie­niec.

Nie­zręcz­ną ciszę prze­rwał Zora.

– Szcze­rze? To ja oso­bi­ście nie miał­bym nic prze­ciw­ko, żeby i mnie wy­ru­chał. – Ro­ze­śmiał się gło­śno i skrze­kli­wie.

Yar­re­no­wi nie było do śmie­chu, ale za to Ke­drik za­re­cho­tał mimo woli, po czym po­słał kar­cą­ce spoj­rze­nie Zorze. Mi­ka­ela, jesz­cze tro­chę za­że­no­wa­na, uśmiech­nę­ła się uprzej­mie w stro­nę za­do­wo­lo­ne­go z sie­bie Zory.

– Wstrzy­maj konia! – Ke­drik po­ło­żył dłoń na nie­ma­łych roz­mia­rów przy­ro­dze­niu Zory i lekko ści­snął.

– Prze­stań­cie! – wy­krzyk­nął Yar­ren za­kry­wa­jąc lewą dło­nią oczy i od­wra­ca­jąc się do nich ple­ca­mi. – Mika, po­wiedz im, żeby skoń­czy­li.

– Chęt­nie bym skoń­czył… – Zora z uśmie­chem po­ło­żył rękę na dłoni Ke­dri­ka, która w dal­szym ciągu tkwi­ła w oko­li­cach jego kro­cza i po­gła­dził ją czule. – Ale nie wiem, czy wy­pa­da tak tutaj…

Mi­ka­ela za­chi­cho­ta­ła, a Yar­ren wydał z sie­bie jęk roz­pa­czy.

– Z czego się śmie­jesz? – zwró­cił się do niej ner­wo­wo. – To wcale nie jest śmiesz­ne. Zaraz się po­rzy­gam.

– Dobra, prze­stań­my. – Zli­to­wał się Ke­drik i ła­god­nie wy­swo­bo­dziw­szy się spod do­ty­ku Zory pod­szedł do Mi­ka­eli.

– Sły­sza­łem, że jest nowy model ae­ro-je­ta – rzu­cił Zora, żeby po­now­nie sku­pić uwagę wszyst­kich na sobie. – Model MV260.

– Dla­te­go 260, bo ma taki kąt skrę­tu na se­kun­dę – od­parł Yar­ren tonem znaw­cy. – Ke­drik, nie chcę być nie­uprzej­my, ale mó­wi­łeś, że masz spra­wę, i to pilną.

– Po­trze­bu­je­my ma­ni­fest. Na dzi­siaj. – Ke­drik bły­ska­wicz­nie spo­waż­niał.

– Jaja sobie ro­bisz?! – za­wo­łał Yar­ren z obu­rze­niem w gło­sie.

– Wy­bacz, de­cy­zji nie było wcze­śniej. Po­sta­no­wi­li jed­nak wy­ko­rzy­stać eg­ze­ku­cję Si­riu­sa, żeby do­trzeć z po­stu­la­ta­mi do spo­łe­czeń­stwa. Ga­piów za­pew­ne bę­dzie mnó­stwo. Szko­da zmar­no­wać taką oka­zję.

– Tro­chę to cy­nicz­ne, nie uwa­żasz? – Mi­ka­ela nie zdo­ła­ła ukryć roz­cza­ro­wa­nia w gło­sie. 

– Dobra, daj mi szcze­gó­ły – po­wie­dział szyb­ko Yar­ren, osten­ta­cyj­nie ją igno­ru­jąc i sia­da­jąc przy drew­nia­nym sto­li­ku.

– Wyślę ci na twoją Pe­Er­kę – od­parł Ke­drik i spoj­rzał prze­pra­sza­ją­co na dziew­czy­nę.

– Yar­ren prze­stał ko­rzy­stać z PR – oznaj­mi­ła Mi­ka­ela. – Uważa, że czyt­ni­ki oso­bi­ste służą ogłu­pia­niu spo­łe­czeń­stwa.

– To praw­da, – za­cią­gnął te­atral­nie Ke­drik – ale też mają inne uży­tecz­ne opcje, wiesz? – dodał gło­sem, jakim się mówi do ma­łe­go dziec­ka i za­czął kli­kać po swoim PR na­chy­la­jąc się jed­no­cze­śnie do Yar­re­na, lecz ten od­pę­dził go ręką.

– Ale też mogą cię przez niego na­mie­rzać i widzą wszyst­ko co wy­sy­łasz – od­parł Yar­ren z re­zy­gna­cją w gło­sie.

– No, wła­śnie nie! – wy­krzyk­nął en­tu­zja­stycz­nie Ke­drik. – Wszyst­kie nasze Pe­Er­ki zo­sta­ły zbaj­pa­so­wa­ne na pro­to­ko­le ko­mu­ni­ka­cyj­nym. Zora jest ge­niu­szem! – Tu rzu­cił pełne dumy spoj­rze­nie swo­je­mu przy­ja­cie­lo­wi. – Szy­fru­je­my ko­mu­ni­ka­ty w pro­to­ko­łach sie­cio­wych, a tego aku­rat nikt nie spraw­dza. Nad­pi­su­je­my te ra­por­ty o prze­pu­sto­wo­ści w sieci, cza­sie re­ak­cji, uży­tych pro­to­ko­łach, itede, które są do­łą­cza­ne do każ­dej wia­do­mo­ści. Nie będę cię za­nu­dzał szcze­gó­ła­mi…

– Nie mów mi, że tego nikt nie we­ry­fi­ku­je?

– Tak się skła­da, że nie, bo po prze­sła­niu wia­do­mo­ści nad­pi­sa­ne znaki są usu­wa­ne. – Ke­dri­ko­wi oczy błysz­cza­ły z eks­cy­ta­cji. – Pa­ra­dok­sal­nie, wła­śnie dzię­ki sys­te­mo­wi kon­tro­li, czyli de­bug­ge­rom dla ge­ne­ra­to­ra ra­por­tów ko­mu­ni­ka­cyj­nych.

– Okej, może to nawet brzmi nie­głu­pio. – Po­ki­wał głową Yar­ren. – Ale czy to dzia­ła?

– Od ty­go­dnia to te­stu­je­my – od­parł en­tu­zja­stycz­nie Ke­drik.

– Aha, czyli jed­nak nie wie­cie, czy dzia­ła – skon­sta­to­wał Yar­ren. – W takim razie ja po­zo­sta­nę przy swo­ich wer­sjach pa­pie­ro­wych…

– To w takim razie ci po­dyk­tu­ję – po­wie­dział zre­zy­gno­wa­ny Ke­drik. – Albo niech Zora to zrobi. – Podał Zorze swój PR, kiedy Yar­ren roz­ło­żył schod­ki i za­czął po nich wcho­dzić na górny po­ziom kwa­te­ry.

Idź z nim – po­wie­dział Ke­drik do Zory, który uśmiech­nął się lu­bież­nie i za­tarł ręce. – Tylko pro­szę cię, za­cho­wuj się przy­zwo­icie.

Zora za­sa­lu­to­wał i znik­nął na pię­trze.

– Na­pi­jesz się cze­goś? – za­py­ta­ła Mi­ka­ela kie­ru­jąc się w stro­nę anek­su ku­chen­ne­go.

– Nie, dzię­ki. Sia­daj, po­ga­da­my sobie – od­parł Ke­drik po­kle­pu­jąc miej­sce na ka­na­pie obok sie­bie.

Na mo­ment za­pa­dła cisza, którą prze­rwa­ła Mi­ka­ela.

– Ty tak z Zorą na po­waż­nie? Prze­cież… – Przy­gry­zła wargę szu­ka­jąc od­po­wied­nich słów. – Cho­ciaż cały czas wy­da­je mi się, że się zgry­wa­cie, tylko żeby po­draż­nić Yar­re­na. – Spoj­rza­ła na niego py­ta­ją­co.

– No a czemu nie? – Pu­ścił do niej oko. – Wolny prze­cież je­stem. 

– No w sumie… – przy­tak­nę­ła i za­my­śli­ła się.

– Wiem, że masz swoją hi­sto­rię z Si­riu­sem. – Po­pa­trzył na nią spod oka. – Ale jakoś nigdy nie mia­łem od­wa­gi za­py­tać. No wiesz… przez Yar­re­na.

– A teraz masz?

– Teraz, to jest w sumie jego ostat­ni mo­ment, póź­niej cięż­ko bę­dzie do tego wra­cać. – Spoj­rzał na nią i do­strzegł, że broda jej lekko za­drża­ła.

– Tak na­praw­dę ma na imię Vil­den i jest jed­nym z pierw­szych mo­de­li pro­jek­tu Si­rius–M – po­wie­dzia­ła dość ofi­cjal­nym tonem.

– No wiem, Si­rius Mil­le­nium, sły­sza­łem o tym – przy­tak­nął jej, jakby prze­pra­sza­ją­co.

– To dzię­ki niemu zro­zu­mia­łam, co tak na­praw­dę robi Nan­Cor­po – kon­ty­nu­owa­ła. – Na po­cząt­ku oczy­wi­ście mu nie wie­rzy­łam. To był czas, kiedy w Sto­rver­den po­ja­wi­li się Sy­riu­sze i za­czę­li gro­ma­dzić wokół sie­bie grupy an­ty­sys­te­mow­ców.

– Zga­dza się, tak za­czę­ła się i moja przy­go­da z ru­chem Te–Li – przy­tak­nął en­tu­zja­stycz­nie. – No wiesz, pierw­sze jed­nost­ki re­be­lianc­kie, pierw­sze prace nad an­ti­do­tum, to­wa­ry or­ga­nicz­ne i inny stuff.

– Po­nie­waż pra­co­wa­łam aku­rat nad nie­in­wa­zyj­ną kon­tro­lą neu­ro­prze­kaź­ni­ków, mu­sia­łam sko­rzy­stać z za­so­bów ar­chi­wum  – mó­wi­ła dalej, nie pa­trząc na niego. – Zna­la­złam tam wiele cie­ka­wych rze­czy. A przede wszyst­kim na nie­kom­plet­ne do­ku­men­ty do­ty­czą­ce Pro­jek­tu Si­rius, który oka­zał się być z punk­tu wi­dze­nia Corpo nie­uda­nym…

– O tym nie sły­sza­łem – prze­rwał jej Ke­drik. – Dla­cze­go nie­uda­nym?

– O co na­praw­dę cho­dzi­ło, do­wie­dzia­łam się od sa­me­go Vil­de­na. W wy­dru­kach ra­por­tów bra­ko­wa­ło stron, a do wer­sji elek­tro­nicz­nej nie mia­łam do­stę­pu. Z tego, co wy­czy­ta­łam oka­za­ło się, że za­mknę­li pro­jekt ze wzglę­du na nie­sta­bil­ność mo­le­ku­lar­ną.

– Do­my­ślam się, że to nie było to? – pró­bo­wał zgad­nąć Ke­drik.

– Nie, wręcz prze­ciw­nie. To było to. – Mi­ka­ela po­krę­ci­ła głową. – Ale nie z tego po­wo­du pro­jekt oka­zał się „nie­uda­ny”. Nie­sta­bil­ność mo­le­ku­lar­na wy­ni­ka­ła bo­wiem z nie­spo­ty­ka­nej dotąd re­ge­ne­ra­cji. Wiesz, jak u nie­któ­rych zwie­rząt, na przy­kład, gdy jasz­czur­ka zgubi ogon, wy­ra­sta jej nowy.

– Czy chcesz po­wie­dzieć, że, je­że­li taki Si­rius ob­ciął­by sobie rękę, to wy­ro­sła­by mu druga?

– Wię­cej – po­wie­dzia­ła pa­trząc mu wy­mow­nie w oczy. – Może zmie­niać formę i do­wol­nie ją kształ­to­wać. Oczy­wi­ście teo­re­tycz­nie, bo mu­siał­by się naj­pierw na­uczyć kon­tro­lo­wać to swoim umy­słem. Sama re­ge­ne­ra­cja jest czyn­no­ścią pod­świa­do­mą. Dla­te­go tak bar­dzo za­in­te­re­so­wał mnie jego przy­pa­dek. Tre­no­wa­li­śmy z Vil­de­nem jak po­wi­nien ste­ro­wać swoim cia­łem. Do tego wy­ko­rzy­sta­łam całą wie­dzę, jaką mam na temat funk­cjo­no­wa­nia mózgu.

– No to dla­cze­go z niego zre­zy­gno­wa­li? Prze­cież to super od­kry­cie!

– Nie dla Nan­Cor­po. Oka­za­ło się, że jest neu­ro­bio­lo­gicz­nie od­por­ny na uza­leż­nie­nia. Mało tego. Jego ciało od­rzu­ca­ło wszel­kie pro­duk­ty za­wie­ra­ją­ce na­no­fa­gi. We­dług Nan­Cor­po, gdyby za­cho­ro­wał, nie można by go wy­le­czyć. Ale praw­da jest taka, że lu­dzie z serii Si­rius nie cho­ro­wa­li­by nigdy.

– No tak. A to byłby upa­dek Corpo… – do­po­wie­dział Ke­drik.

– No wła­śnie – po­tak­nę­ła Mi­ka­ela. – Wszyst­kie dzie­ci zatem za­bi­to i wy­wie­zio­no ze Sto­rver­den. Nie do­ce­ni­li jed­nak zdol­no­ści re­ge­ne­ra­cyj­nych Sy­riu­szy. Dzie­ci do­ro­sły i za­miesz­ka­ły praw­do­po­dob­nie gdzieś poza Fe­de­ra­cją. Vil­den wró­cił, żeby pomóc nam, lu­dziom. Za­koń­czyć pro­ce­der ma­ni­pu­lo­wa­nia po­pu­la­cją przez Nan­Cor­po. Dla­te­go nie po­wi­nien zgi­nąć! – W jej oczach po­ja­wi­ły się łzy.

– Oba­wiam się, że nie zdo­ła­my ura­to­wać two­je­go przy­ja­cie­la, Mika. – Po­gła­dził jej dłoń, a na­stęp­nie uca­ło­wał de­li­kat­nie. – Ale dzi­siaj, nie bę­dzie­my tylko zrzu­cać ulo­tek. Dziś wy­cho­dzi­my na ulicę!

– Tak otwar­cie? Yar­ren wie?

– No wła­śnie się do­wia­du­je od Zory. Ma na­pi­sać ma­ni­fest. – Ke­drik znów się pod­eks­cy­to­wał. – Może nam się uda prze­mó­wić do ludzi, może ktoś przej­rzy na oczy. Musi być nas wię­cej!

– Nie jest to misja sa­mo­bój­cza? – spy­ta­ła Mi­ka­ela z lę­kiem w gło­sie.

– Każda taka jest, ale mu­si­my wal­czyć. Jak za­bi­ją Si­riu­sa, to co nam po­zo­sta­nie? To jest ten mo­ment, żeby wyjść z ukry­cia. – Jego głos na­brał pa­te­tycz­ne­go tonu. – No i co nam mogą zro­bić? Co naj­wy­żej areszt na jakiś czas…

– Oba­wiam się, że jak się po­czu­ją za­gro­że­ni, to nie bę­dzie tylko areszt – od­par­ła Mi­ka­ela z po­wąt­pie­wa­niem.

– Od kiedy otwo­rzy­łem oczy na praw­dę, nie boję się umrzeć za wol­ność. – Ke­drik pod­niósł się z ka­na­py i skie­ro­wał się w stro­nę wyj­ścia.

Mi­ka­ela przez mo­ment my­śla­ła, po czym wsta­ła i po­de­szła do Ke­dri­ka

– A mo­gła­bym pójść z wami?

– Yar­ren się chyba nie zgo­dzi. – Po­krę­cił prze­czą­co głową.

– Po­wiem tobie coś. – Mi­ka­ela za­ci­snę­ła na mo­ment szczę­ki. – Yar­ren nie jest moim panem i nie bę­dzie mi mówił co mogę robić, a czego nie! – po­wie­dzia­ła do­bit­nie.

– Łoo dziew­czy­no, jaki duch walki! – za­wo­łał Ke­drik z po­dzi­wem. – Myślę, że mo­żesz się przy­dać, ale ro­zu­miesz… w ja­kichś bez­piecz­niej­szych dzia­ła­niach, na za­ple­czu. Bę­dziesz po­ma­ga­ła de­mon­stran­tom, ro­zu­miesz? – Spoj­rzał na nią, chwy­ta­jąc ją za ra­mio­na. – Or­ga­ni­za­cja, trans­pa­ren­ty, ulot­ki, itede. Jakby cos ci się stało, to Yar­ren urwał by mi głowę. – Prze­wró­cił ocza­mi. – Albo fiuta. – Wzdry­gnął się. – Albo jedno i dru­gie.

Zora w tym cza­sie zszedł po schod­kach.

– I jak uzgod­ni­li­ście wszyst­ko? – za­py­tał Ke­drik.

– Jasne – od­parł Zora z uśmie­chem. – Twój pięk­ny przy­ja­ciel za­czął pisać. Po­wie­dział, że po­trze­bu­je go­dzin­kę.

– Ej, Zora, mam być za­zdro­sny?

– Za­wsze, ty­gry­sie – od­parł Zora, wy­da­jąc z sie­bie prze­cią­głe mrauk­nię­cie i wy­ko­nu­jąc ge­stem „kocią łapę”.

– Słu­chaj, ja lecę z kró­lew­ną do bazy. Ty zo­stań i przy­pil­nuj na­sze­go księ­cia. Jak tek­sty będą go­to­we, to je do nas przy­wieź – po­wie­dział Ke­drik wy­pro­wa­dza­jąc przed sobą Mi­ka­elę z kwa­te­ry.

– Się robi! – Zora za­sa­lu­to­wał i roz­siadł się na ka­na­pie.

Do eg­ze­ku­cji przy­go­to­wa­no spe­cjal­ną plat­for­mę, na któ­rej za­czę­li gro­ma­dzić się gapie, któ­rzy przy­le­cie­li swo­imi ae­ro-je­ta­mi, albo ae­ro­bu­sa­mi. Oby­wa­te­le z po­bli­skich kwa­ter, sto­jąc na po­mo­stach, skan­do­wa­li wy­ma­chu­jąc pię­ścia­mi: "Śmierć Od­mę­to­wi!", gdy tylko ko­mo­ra neu­tra­li­za­cyj­na zo­sta­ła wto­czo­na na po­dest plat­for­my. W środ­ku stał nagi, mu­sku­lar­ny męż­czy­zna, wyż­szy od prze­cięt­ne­go oby­wa­te­la o parę głów. Jego całe ciało, wraz z głową zo­sta­ło do­kład­nie ogo­lo­ne, a na pier­si miał za­mon­to­wa­ny kon­den­sa­tor, z któ­re­go pro­mie­ni­ście roz­cho­dzi­ły się łań­cu­chy, krę­pu­ją­ce po­stać Si­riu­sa. Głowę miał spusz­czo­ną, jakby spał. 

Po­śród tłumu prze­my­ka­li się człon­ko­wie ugru­po­wa­nia Te­sta­tio Li­ber­ta­tis, rów­nież przy­go­to­wu­jąc się do swo­jej de­mon­stra­cji. Ni­czym ogni­wa w re­ak­cji łań­cu­cho­wej da­wa­li sobie znaki, zaj­mu­jąc ko­lej­ne po­zy­cje. Każdy z nich miał przy­go­to­wa­ne trans­pa­ren­ty i ba­ne­ry, które w od­po­wied­nim mo­men­cie mieli wy­cią­gnąć tak, żeby wszy­scy oby­wa­te­le, z roż­nych miejsc mogli je prze­czy­tać.

– Mika, co tu ro­bisz? – za­py­tał ner­wo­wo Ke­drik, który wła­śnie dawał sy­gna­ły to­wa­rzy­szom, ni­czym utaj­nio­ny dy­ry­gent. – Mia­łaś zo­stać w kwa­te­rze!

– Pro­szę, pomóż mi go ura­to­wać! – Chwy­ci­ła go za rękaw go­rącz­ko­wo.

– Słon­ko, bar­dzo chęt­nie, ale jak? – za­py­tał ścią­ga­jąc jej rękę ze swo­je­go rę­ka­wa. – Nie mamy ani ta­kich sił, ani moż­li­wo­ści. Bar­dzo mi przy­kro, że tra­cisz kogoś bli­skie­go…

– Nie tylko ja. My wszy­scy! – Ści­ska­ła jego dłoń. – Te–Li wie­rzą w niego, jak w zba­wi­cie­la. Je­że­li zgi­nie, stra­cą na­dzie­ję!

– Na­dzie­ja, umie­ra ostat­nia. – Ke­drik przy­tu­lił ją do sie­bie. – Je­ste­śmy jesz­cze my. Wie­rzę w ludzi. W końcu się ockną, zo­ba­czysz.

– Ke­drik, nie o to cho­dzi. – Wy­rwa­ła się z jego ob­ję­cia. –  Vil­den jest przy­szło­ścią. Po­myśl, jest jed­no­cze­śnie ofia­rą tego sys­te­mu, ale może być dla nas wy­ba­wie­niem. Mo­gli­by­śmy wy­ko­rzy­stać nie tylko tech­no­lo­gię do na­pra­wy ludz­kie­go genu, ale też to, co ro­bi­cie do tej pory, czyli wie­dzę. Jakby lu­dzie po­zna­li praw­dę, to może… wiesz, uda­ło­by się zro­bić praw­dzi­wą re­wo­lu­cję…

– My­ślisz, że ja tego nie wiem, Mika? – Mówił do niej pół­szep­tem, co chwi­lę roz­glą­da­jąc się na boki ner­wo­wo, czy nikt ich nie pod­słu­chu­je. – Tu ra­czej cho­dzi o to, że nie mamy środ­ków. Nasza garst­ka bę­dzie się bić z Pro­cy­ona­mi? Są silni jak Si­riu­sze. Nie mamy szans.

– Tak, tylko za­pro­gra­mo­wa­ni przez Nan­Cor­po – mó­wi­ła szyb­ko i ner­wo­wo. – Myślę, że by­li­by­śmy w sta­nie coś wy­my­ślić. Po­trze­bu­je­my tylko czasu.

– Czasu już nie mamy. Za go­dzi­nę zneu­tra­li­zu­ją Si­riu­sa.

– A gdyby udało się prze­rwać eg­ze­ku­cję? No wiesz, żeby mu­sie­li ją prze­ło­żyć. Może wtedy zy­ska­li­by­śmy tro­chę czasu?

– W sumie tak, ale niby w jaki spo­sób? – Ke­drik po­dra­pał się w głowę.

– Zora pew­nie coś wy­my­śli – Chwy­ci­ła go znowu za dło­nie.

Ke­drik uśmiech­nął się z wes­tchnie­niem re­zy­gna­cji.

– Do­brze, skar­bie. – Po­ca­ło­wał ją w czoło. – Zora wła­śnie po­le­ciał do Yar­re­na, bo za­po­mniał mu po­wie­dzieć, że je­steś z nami. Wyślę mu wia­do­mość. Pew­nie szyb­ko wy­my­śli jak uszko­dzić panel przy ko­mo­rze. Mo­że­my spró­bo­wać. I tak chyba bar­dziej już nie ry­zy­ku­je­my.

– Dzię­ku­ję ci, je­steś ko­cha­ny! – Po­ca­ło­wa­ła go w po­li­czek, pod­czas gdy on już pisał wia­do­mość do Zory.

– Wiesz, że ro­bi­my to bez zgody Cen­tra­li?

– Wiem – przy­tak­nę­ła z ra­do­ścią, w ogóle nie prze­jąw­szy się tym fak­tem.

– Zro­bi­my tak, Mała. – Gdy skoń­czył spoj­rzał na nią. – Pierw­szy znak: ulot­ki z mi­ni­ste­row­ca. Na ten znak wy­cho­dzi­my z trans­pa­ren­ta­mi, ja wy­gła­szam prze­mo­wę two­je­go ge­nial­ne­go Yar­re­na. Co praw­da mia­łem to zro­bić po­cząt­ko­wo z ukry­cia, ale w tej sy­tu­acji le­piej, żebym się po­ka­zał i sku­pił ich na sobie. W tym cza­sie Zora wy­ko­rzy­sta mo­ment nie­uwa­gi i uniesz­ko­dli­wi im panel. Od­pi­sał, że po­sta­ra się im ze­psuć go nawet na parę dni. Po wszyst­kim za­sta­no­wi­my się nad pla­nem od­bi­cia na­sze­go Si­riu­sa.

Mi­ka­ela pod­sko­czy­ła z eks­cy­ta­cji jak dziec­ko, lecz na­po­tka­ła groź­ne spoj­rze­nie Ke­dri­ka.

– Ale pod wa­run­kiem, że ty się trzy­masz z da­le­ka.

– Obie­cu­ję – przy­tak­nę­ła jak mała dziew­czyn­ka.

– Nie to, że ci nie wie­rzę, ale Sten i Mor­gan będą z tobą, tak na wszel­ki wy­pa­dek.

– To ty? – za­py­tał Ke­drik, gdy uj­rzał Zorę w wej­ściu. – Co tu ro­bisz? Zaraz przy­le­ci Medyk.

– Wi­dzia­łem chyba z pięć la­ta­ją­cych N-Me­dów w tym sek­to­rze, pew­nie zaraz będą, więc będę się stresz­czał, bo nie mam maski – po­wie­dział Zora wcho­dząc do po­miesz­cze­nia. – Za­po­mnia­łem ci po­wie­dzieć, że pięk­na Mi­ka­ela jest z nami.

Yar­ren gwał­tow­nie zła­pał go za ko­szu­lę.

– Do ja­snej kurwy, co ty opo­wia­dasz?! Co­ście jej zro­bi­li?

– Nic, sama pod­ję­ła de­cy­zję. – Zora sta­now­czo zdjął z sie­bie jego dło­nie.

– Ale jej nie wolno! Ona nie jest od po­dej­mo­wa­nia de­cy­zji! – za­pie­nił się Yar­ren, czu­jąc prze­wa­gę za­ska­ku­ją­cej siły tego chu­de­go męż­czy­zny.

– To sobie wy­ja­śni­cie jak wróci. – Zora po­ło­żył mu dłoń na ra­mie­niu. – Spo­koj­nie, Ke­drik zadba o jej bez­pie­czeń­stwo.

– Je­ba­ny Ke­drik zgi­nie w mę­czar­niach jak coś jej się sta­nie! – Yar­ren po­gro­ził mu pal­cem.

– Nie wąt­pię. – Zora uśmiech­nął się. – Sły­szę że lecą Me­dy­ki, muszę spa­dać, pa!

– Gdzie ona jest do kurwy nędzy? – mam­ro­tał do sie­bie Yar­ren. – Po­le­cia­ła do tego pier­do­lo­ne­go Od­mę­ta! Wie­dzia­łem! – Cho­dził ner­wo­wo po po­miesz­cze­niu, ni­czym ty­grys w klat­ce. – Tak? To zdech­nij tam razem z nim!

W tym mo­men­cie funk­cjo­na­riusz me­dycz­ny w ele­ganc­kim, gra­fi­to­wym mun­du­rze wszedł do kwa­te­ry i ro­zej­rzał się wo­ko­ło.

 – Pań­stwo: NSV962801870 i NSV876765135 – wy­re­cy­to­wał ze swo­je­go me­dycz­ne­go czyt­ni­ka.

Yar­ren nie od­po­wie­dział, trzy­ma­jąc się za głowę i po­wta­rza­jąc "kurwa, kurwa".

Funk­cjo­na­riusz spoj­rzał na ta­blicz­ki imien­ne za­wie­szo­ne przy wej­ściu i spraw­dził, czy wy­czy­ta­ne nu­me­ry się zga­dza­ją.

– A co to jest? – Butem wska­zał na drew­nia­ny sto­lik. – Syn­te­tyk? Wy­glą­da jak drew­no. Widzę, że lu­bi­cie retro styl – za­gad­nął z wy­kal­ku­lo­wa­ną uprzej­mo­ścią. – Pro­szę sta­nąć przy ska­ne­rze.

Jeden z funk­cjo­na­riu­szy w bor­do­wych ki­tlach, któ­rzy wy­ło­ni­li się zza ple­ców głów­ne­go me­dy­ka trzy­mał przed sobą urzą­dze­nie, z któ­rym zbli­żył się do Yar­re­na.

– Dzię­ku­ję, jest pan czy­sty. Ko­lej­na im­mu­ni­za­cja za ty­dzień. In­for­ma­cję otrzy­ma pan na swój PR. W tym cza­sie pro­szę wyjść przed kwa­te­rę i wdy­chać przez pięt­na­ście minut – Wy­re­cy­to­wał funk­cjo­na­riusz nie pa­trząc na Yar­re­na. – Jak za­zwy­czaj, przy­po­mi­nam tylko dla for­mal­no­ści. Kiedy ostat­nio przyj­mo­wał pan su­ple­men­ty?

– Jeb­cie się! – po­wie­dział zre­zy­gno­wa­ny Yar­ren.

– Prze­pra­szam, chyba się nie zro­zu­mie­li­śmy – od­parł funk­cjo­na­riusz me­dycz­ny uśmie­cha­jąc się uprzej­mie, a jed­no­cze­śnie ski­nie­niem głowy i ge­stem palca wska­zu­ją­ce­go dając znak po­zo­sta­łym.

– Jeb­cie się wy i ten wasz po­pier­do­lo­ny sys­tem! – krzyk­nął Yar­ren z wście­kło­ścią.

– Wie pan, że je­ste­śmy tutaj, żeby panu słu­żyć? – po­wie­dział spo­koj­nie gra­fi­to­wy funk­cjo­na­riusz, a w tym samym mo­men­cie dwóch bor­do­wych me­dy­ków wzię­ło go pod ręce. Trze­ci, ni­czym ninja do­sko­czył i wy­ko­nał bły­ska­wicz­ną in­iek­cję w przed­ra­mię.

– Zo­staw­cie mnie! – Yar­ren za­czął się szar­pać bez­sku­tecz­nie.

– Pro­szę się uspo­ko­ić, ma pan za­ła­ma­nie ner­wo­we. Zaraz panu po­mo­że­my…

W mgnie­niu oka wszyst­ko zwol­ni­ło tempa.

Go­dzi­na eg­ze­ku­cji wy­bi­ła. Tłum po­ru­szał się nie­spo­koj­nie, nie mogąc do­cze­kać się wy­da­rze­nia. Te–Li stali na swo­ich miej­scach i tylko spo­glą­da­li w niebo wy­cze­ku­jąc usta­lo­ne­go znaku. Mi­ka­ela wi­dzia­ła, jak Ke­drik prze­su­wa się w stro­nę pierw­sze­go rzędu ga­piów. Za­czę­ła od swo­jej stro­ny też pod­cho­dzić do przo­du.

– A ty gdzie? – burk­nął do niej Sten.

– Chcę po­dejść bli­żej – od­par­ła.

– Ke­drik kazał nam cię pil­no­wać – chłod­no oznaj­mi­ła Mor­gan.

– Mo­że­cie mnie pil­no­wać tro­chę bli­żej. – Mi­ka­ela pró­bo­wa­ła ich prze­bła­gać. – Tu nie­wie­le widać. Poza tym, jak Ke­drik bę­dzie po­trze­bo­wał po­mo­cy, to bę­dzie­cie na miej­scu.

Nic nie od­po­wie­dzie­li. Sten ru­szył do przo­du, prze­ci­ska­jąc się przez tłum, a Mor­gan po­py­cha­ła Mi­ka­elę przed sobą.

– Spo­koj­nie, jesz­cze prze­mó­wie­nie Far­ren­ba­cha – szep­nę­ła do niej Mor­gan, tro­chę ła­god­niej­szym gło­sem.

Ge­ne­rał był ni­skie­go wzro­stu, dla­te­go przy­go­to­wa­no dla niego spe­cjal­ną mów­ni­cę, którą wnio­sło dwóch nie­umun­du­ro­wa­nych pro­cjo­nów. Za nim sta­nę­ło czte­rech Pro­cy­onów–mi­li­cjan­tów, po dwóch z każ­dej stro­ny. Przy pa­ne­lu do ko­mo­ry z Si­riu­sem stał Pro­cy­on–straż­nik.

Ge­ne­rał roz­po­czął prze­mó­wie­nie. At­mos­fe­ra sta­wa­ła się coraz bar­dziej na­pię­ta wśród człon­ków Te–Li, po­nie­waż ulot­ki miały spaść przed roz­po­czę­ciem ora­cji. Mi­ka­ela cały czas śle­dzi­ła wzro­kiem Ke­dri­ka, który wy­raź­nie po­dry­gi­wał ner­wo­wo. Wszy­scy cze­ka­li aż do za­koń­cze­nia wy­stą­pie­nia Ge­ne­ra­ła. Każde jego zda­nie było okla­ski­wa­ne i na­gra­dza­ne wi­wa­ta­mi, a w mo­men­tach, gdy mowa była o ska­zań­cu, tłum krzy­czał "Śmierć Od­mę­to­wi!" Gdy tylko zszedł okla­ski­wa­ny nadal przez spo­łecz­ność No­we­go Sto­rver­den, Pro­cy­oni–mi­li­cjan­ci ru­szy­li za nim, a nie­umun­du­ro­wa­ni pro­cjo­ni znie­śli mów­ni­cę. Nie mogąc dłu­żej cze­kać na sy­gnał, Ke­drik sko­rzy­stał z nie­wiel­kie­go za­mie­sza­nia i wsko­czył na po­dest. Wśród tłumu, nie­któ­rzy z Te–Li, któ­rym udało się go do­strzec, wy­cią­gnę­li swoje trans­pa­ren­ty. Nie­ste­ty ci, któ­rzy stali dalej w tłu­mie nadal cze­ka­li na umó­wio­ny sy­gnał. 

– Oby­wa­te­le No­we­go Sto­rver­den! – za­wo­łał do­no­śnie Ke­drik. – Je­dy­ne, czego pra­gnę, to wa­sze­go dobra. Po­dob­nie też twier­dzi nasz zacny Ge­ne­rał. Lecz to, co jest dla na­sze­go dobra jest po­ję­ciem nie­ste­ty roz­my­tym. Bo kto ma le­piej wie­dzieć, co jest dla nas dobre, niż my sami? – zro­bił krót­ką pauzę. – Nikt! Ale jak mamy to wie­dzieć, je­że­li ktoś cią­gle nam mówi jak mamy żyć, co mamy jeść, kiedy spać, a przede wszyst­kim jak się czuć? – Od­chrząk­nął i kon­ty­nu­ował. – Oby­wa­te­le obudź­cie się! Mam bo­wiem dla was praw­dę. Praw­dę gorz­ką i może trud­ną do prze­łknię­cia, ale wy­zwa­la­ją­cą. – Otóż przez lata by­li­ście oszu­ki­wa­ni! To, co było ro­bio­ne rze­ko­mo dla wa­sze­go dobra, słu­ży­ło je­dy­nie in­te­re­som Nan­Cor­po. – Ke­drik za­czął ner­wo­wo roz­glą­dać się w po­szu­ki­wa­niu Zory. – A mam na to dowód…

– Zdjąć go szyb­ko! – za­wo­łał Ge­ne­rał Far­ren­bach, który do­pie­ro co zdą­żył się usa­do­wić w spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nej dla niego loży.

W tym mo­men­cie Mi­ka­ela spa­ni­ko­wa­ła. Rzu­ci­ła się przed sie­bie, wprost na po­dest, na Pro­cy­ona–straż­ni­ka, który wła­śnie zmie­rzał ku Ke­dri­ko­wi, żeby usu­nąć sa­mo­zwań­cze­go mówcę z po­de­stu. Za nią po­bie­gli Sten i Mor­gan. Pro­cjon ode­pchnął ją bez trudu i po­tęż­nym cio­sem w skroń po­wa­lił Ke­dri­ka na zie­mię. Tłum szem­rał po­ru­szo­ny, a ci z Te–Li, któ­rym udało się wy­cią­gnąć swoje trans­pa­ren­ty, opu­ści­li je pa­trząc z prze­ra­że­niem na to, co się dzia­ło na po­de­ście.

– Do ko­mo­ry z nimi! – wrza­snął pi­skli­wie Ge­ne­rał, a zza jego ple­ców wy­ło­ni­ło się sze­ściu umun­du­ro­wa­nych pro­cjo­nów, któ­rzy mar­szo­wym wręcz kro­kiem, nie­zbyt spiesz­nie do­tar­li do re­be­lian­tów. Pro­cy­on–straż­nik otwo­rzył ko­mo­rę, do któ­rej we­pchnię­ci zo­sta­li Mi­ka­ela, Sten i Mor­gan. Jeden z pro­cjo­nów pod­niósł le­żą­ce­go Ke­dri­ka, chwy­ta­jąc go za ko­szu­lę tak, jakby ten nic nie ważył i wrzu­cił nie­dba­le do ko­mo­ry. Si­rius, który stał we­wnątrz, nawet nie drgnął.

Mor­ga­na krzycząc ude­rza­ła pię­ścia­mi w szkla­ne ścia­ny, podczas gdy Sten pró­bo­wał ocu­cić Ke­dri­ka. Mi­ka­ela spo­koj­nie sta­nę­ła przed Si­riu­sem, który do­pie­ro teraz pod­niósł głowę.

– To ty… – po­wie­dział mięk­ko.

– To ja. – Uśmiech­nę­ła się do niego, a oczy jej się za­szkli­ły.

– Ża­łu­ję…

– Nie szko­dzi. – De­li­kat­nie po­trzą­snę­ła głową. – To był mój wybór.

– Nie chcia­łem, żebyś tak skoń­czy­ła…

– Cie­szę się, że mogę cię zo­ba­czyć, cho­ciaż ostat­ni raz. – Po po­licz­kach po­pły­nę­ły jej łzy.

– To praw­da, to już ko­niec – przy­tak­nął.

– Ale… – za­jąk­nę­ła się. – Nic ci prze­cież nie mogą zro­bić. Ty prze­ży­jesz, praw­da? – za­py­ta­ła Mi­ka­ela przez łzy. Vil­den po­krę­cił prze­czą­co głową.

– Te łań­cu­chy są wy­ko­na­ne z upłyn­nio­nych w rtęci me­ta­li cięż­kich o ra­dia­cji około pię­ciu si­wer­tów – od­parł. – Unie­moż­li­wia­ją mi re­ge­ne­ra­cję. Jesz­cze mnie nie za­bi­ją, ale wkrót­ce zwięk­szą pole ra­dia­cji. Tym razem to na­praw­dę ko­niec.

Mi­ka­ela za­la­ła się łzami.

– Je­steś… dla nas ważny… bez cie­bie wszyst­ko stra­co­ne… – Chcia­ła do niego po­dejść, lecz za­trzy­mał ją ge­stem.

– Nie wszyst­ko stra­co­ne, Mi­ka­elo – po­wie­dział mięk­ko. – Zo­sta­wi­li­śmy coś po sobie…

– Na­dzie­ja… – szep­nę­ła. – Szko­da, że Yar­ren tego nie ro­zu­mie…

W tym mo­men­cie Pro­cy­on-straż­nik włą­czył przy­cisk. Ci, któ­rzy stali naj­bli­żej, cof­nę­li się na wsku­tek na­pię­cia, wy­wo­ła­ne­go ocze­ki­wa­niem, czy może też bu­czą­ce­go dźwię­ku, który wydał trans­for­ma­tor.

Nawet nie krzyk­nę­ła. Pa­trzy­ła w błę­kit­ne oczy Vil­de­na, który mimo prze­szy­wa­ją­ce­go bólu uśmie­chał się do niej czule, jak do dziec­ka. Coś chyba do niej mówił, lecz jej świa­do­mość ule­cia­ła w mgnie­niu oka. Nie czuła bólu. Trwa­ło to chwi­lę. Jej ciało roz­pa­dło się na krwa­we frag­men­ty, które bły­ska­wicz­nie ule­gły sa­mo­spa­le­niu. Po Ke­dri­ku, który leżał nie­przy­tom­ny, zo­sta­ła już tylko garst­ka po­pio­łu i kilka kości, które z kolei ule­ga­ły dal­sze­mu roz­pa­do­wi. Sten i Mor­gan, któ­rzy do tej pory trwa­li sku­le­ni w ob­ję­ciach, zjed­no­czy­li się w chmu­rze nik­ną­cych mo­le­kuł.

W tym cza­sie w me­dycz­nym ste­row­cu prze­la­tu­ją­cym nie­opo­dal plat­for­my sie­dział spo­koj­nie Yar­ren, szczu­pły­mi pal­ca­mi sku­biąc pod­ku­lo­ne ko­la­na. Jego wzrok spo­czął na plat­for­mie, na któ­rej znaj­do­wa­ła się ko­mo­ra eg­ze­ku­cyj­na z Mi­ka­elą w środ­ku. Nie wi­dział jej, albo nie roz­po­znał. W jego gło­wie to­czy­ła się na­tręt­nie tylko jedna myśl, że za­po­mniał o czymś waż­nym.

Miesz­kań­cy No­we­go Sto­rver­den ze zdu­mie­niem pa­trzy­li na pierw­szą w hi­sto­rii neu­tra­li­za­cję Od­mę­ta. Nie szar­pał się, nie krzy­czał. Nie sta­rał się uwol­nić. Dłoń­mi chwy­cił za łań­cu­chy. Wy­glą­dał jak pan wła­sne­go losu, nie­mal­że jak bóg. Jego ciało roz­pły­wa­ło się w po­wie­trzu, lecz jego mo­le­ku­ły nie skła­da­ły się już z po­wro­tem. Jego nóg nie było już pra­wie widać. Wokół wi­ro­wa­ła już tylko chmu­ra czą­ste­czek, które po­wo­li wy­ga­sa­ły, ni­czym iskry na ża­rzą­cym się wę­giel­ku. Na­stęp­nie za­czę­ły za­ni­kać dło­nie i ra­mio­na. Łań­cu­chy zwi­sły bez­ład­nie. Do sa­me­go końca trwał w bez­ru­chu. Tylko za­ci­śnię­ta szczę­ka wska­zy­wa­ła na to, że wal­czy z bólem. Do końca. Kon­den­sa­tor wraz z łań­cu­cha­mi opadł na zie­mię. Pro­cy­on–straż­nik wy­łą­czył za­si­la­nie. W ko­mo­rze zro­bi­ło się ciem­no.

W tym mo­men­cie ze ste­row­ca wy­le­cia­ły ty­sią­ce ulo­tek. Jeden z ga­piów schy­lił się, by ją pod­nieść. Na ka­wał­ku syn­te­tycz­nej, czer­wo­nej kart­ki było na­pi­sa­ne: "Je­steś wolny! Sam de­cy­duj o sobie!". Męż­czy­zna zwi­nął ją w kulkę, wzru­szył ra­mio­na­mi i rzu­cił za sie­bie.

Koniec

Komentarze

Przeczytałem!

 

Dziękuję za udział w konkursie!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Choć warunki konkursu zostały spełnione, opowiedziana historia mogłaby wydarzyć się wszędzie, tym bardziej, że, moim zdaniem, nie jest zbyt oryginalna. To nie pierwsze opowiadanie o społeczeństwie ubezwłasnowolnionym/ uciskanym przez władzę/ korporację/ dyktatora, którego bardziej rozgarnięci i światli obywatele postanawiają, że czas na zmiany.

Niestety, opowiadanie raczej nie przypadło mi do gustu, do czego niewątpliwie przyczyniło się wykonanie, pozostawiające nieco do życzenia. Poza wskazanymi usterkami, razi nadmiar zaimków i nie najlepsza interpunkcja.

Mam nadzieję, że kolejne opowiadanie będzie napisane zdecydowanie lepiej.

 

Zza jego ple­ców ode­zwał się młody, choć lekko za­chryp­nię­ty, ko­bie­cy głos. – Głos nie odzywa się, to ktoś odzywa się jakimś głosem.

Proponuję: Za plecami usłyszał młody, choć lekko za­chryp­nię­ty, ko­bie­cy głos.

 

– Po­kle­pał po nagim, zgrab­nym udzie, które ni stąd ni zowąd po­ja­wi­ło się przy jego pra­wym boku. – Kogo poklepał po udzie? Czy udo pojawiło się samo, bez reszty nogi, że o całej osobie nie wspomnę?

 

Zgrab­ne udo wy­co­fa­ło się z lek­kim fo­chem w gło­sie. – Udo z fochem w głosie, powiadasz…

 

Uniósł ręce do góry w pod­dań­czym ge­ście… – Masło maślane. Czy mógł unieść ręce do dołu?

Może wystarczy: Uniósł ręce w pod­dań­czym ge­ście

 

Na środ­ku stał niski, drew­nia­ny sto­lik – zde­cy­do­wa­na rzad­kość, nie tylko tutaj, ale i w całej Fe­de­ra­cji. Co praw­da, był bar­dzo cien­ki… – Co to znaczy, że stół jest cienki?

 

ra­czej przy­po­mi­nał tek­tu­ro­wą dyktę… – O ile wiem, dykta/ sklejka jest zrobiona z cienkich warstw drewna. Chyba nie ma dykty z tektury.

 

ale był za to z praw­dzi­we­go drze­wa, a nie syn­te­ty­ku. – Raczej: …ale był za to z praw­dzi­we­go dre­wna, a nie syn­te­ty­ku.

 

wy­ro­by z drew­na, w tym rów­nież pa­pier, były za­bro­nio­ne za­rów­no dla wy­twór­ców, jak i po­ten­cjal­nych po­sia­da­czy. – Coś może być zabronione komuś, ale nie można zabronić czegoś dla kogoś.

 

Bo­wiem tylko nie­licz­na grupa oby­wa­te­li znaj­do­wa­ła sens w sa­mo­dziel­ne­mu czy­ta­niu. – …sa­mo­dziel­nym czy­ta­niu.

 

Wokół sto­li­ka spo­czy­wa­ły ni­skie pufy wy­peł­nio­ne gał­ga­na­mi i po­kry­te ko­lo­ro­wy­mi wzo­ra­mi ro­bó­tek ręcz­nych, wy­ko­na­ne z or­ga­nicz­nych włó­czek, a także jedna więk­sza peł­nią­ca funk­cję ka­na­py.Wokół sto­li­ka stały/ ustawiono ni­skie pufy wy­peł­nio­ne gał­ga­na­mi i po­kry­te ko­lo­ro­wy­mi wzo­ra­mi ro­bó­tek ręcz­nych, wy­ko­na­nymi z or­ga­nicz­nych włó­czek, a także jeden więk­szy, peł­nią­cy funk­cję ka­na­py.

Na pufie można spocząć, dlatego wolałabym, aby pufy stały/ były ustawione.

Rozumiem, że z włóczek były wykonane robótki.

Piszesz o pufach. Puf jest rodzaju męskiego.

 

Przy­klęk­nął przed nią i objął ra­mio­na­mi. – Czy oba zaimki są niezbędne.

 

prze­rwa­ła mu, po­now­nie szu­ka­jąc uwagi w jego spoj­rze­niu, ob­ra­ca­jąc jego głowę tak, aby mogła go wi­dzieć. – Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

Czy, nim odwróciła głowę mężczyzny, nie wiedziała go?

 

Za­kie­po­wał go ner­wo­wo na jed­nej z kar­tek. – Raczej: Zgasił go ner­wo­wo na jed­nej z kar­tek.

Kiepować to wyrażenie slangowe. W tym opowiadaniu, moim zdaniem, nie ma racji bytu.

 

wrza­snął na nią tak, aż mu za­rzę­zi­ły stru­ny gło­so­we… – Czy struny głosowe mogą rzęzić?

 

kop­nął szma­cia­ne sie­dzi­sko, które dzię­ki swo­jej lek­ko­ści prze­le­cia­ło na drugą stro­nę, strą­ca­jąc kilka bi­be­lo­tów z półki. – Na drugą stronę czego?

 

O żesz kurwa!Ożeż kurwa!

 

Uśmiech­nę­ła się za­lot­nie wcią­ga­jąc krót­kie szor­ty… – Masło maślane. Czy mogła włożyć długie szorty?

Szorty są krótkie z definicji.

 

"… to wy­na­tu­rze­nie, które nie jest jed­nost­ką ludz­ką… – Cudzysłów otwierający powinien znajdować się na dole. Zbędna spacja po wielokropku.

 

Pod­nio­sły ton głosu Ge­ne­ra­ła Far­ren­ba­cha wy­do­był się z me­ta­lo­we­go, pła­skie­go urzą­dze­nia.

Raczej: …wy­do­bywał się z me­ta­lo­we­go, pła­skie­go urzą­dze­nia.

 

– I wy­obraź sobie, – nada­wał… – Przed półpauzą/ myślnikiem nie stawiamy przecinka.

Ten błąd występuje także w dalszej części tekstu.

 

ponad sześć mi­lio­na ko­men­ta­rzy! – …ponad sześć mi­lio­nów ko­men­ta­rzy!

 

Ale żebyś wi­dział tę nie­na­wiść… Hoho!Ale żebyś wi­dział tę nie­na­wiść… Ho, ho!

 

– Prze­pra­szam, już nie będę, Złot­ko. – Dlaczego złotko napisano wielka literą?

 

Teraz wy­szedł przed Ke­dri­ka, wy­cią­ga­jąc na po­wi­ta­nie dłoń. Yar­ren wy­cią­gnął naj­pierw lewą, a potem szyb­ko cho­wa­jąc ją, prawą rękę i uści­snął pra­wi­cę Zory. – Powtórzenia.

 

Dla­te­go 260, bo ma taki kąt skrę­tu na se­kun­dę… – Dla­te­go dwieście sześćdziesiąt, bo ma taki kąt skrę­tu na se­kun­dę

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

Sia­daj, po­ga­da­my sobie – od­parł Ke­drik po­kle­pu­jąc miej­sce na ka­na­pie obok sie­bie.

 – Nie brzmi to najlepiej.

 

póź­niej cięż­ko bę­dzie do tego wra­cać. – Raczej: …póź­niej trudno bę­dzie do tego wra­cać.

 

jest jed­nym z pierw­szych mo­de­li pro­jek­tu Si­rius–M… – Brak spacji przed półpauzą i po niej. Chyba że zamiast półpauzy użyjesz dywizu: …jest jed­nym z pierw­szych mo­de­li pro­jek­tu Si­rius-M

 

tak za­czę­ła się i moja przy­go­da z ru­chem Te–Li… – Jak wyżej.

 

Zna­la­złam tam wiele cie­ka­wych rze­czy. A przede wszyst­kim na nie­kom­plet­ne do­ku­men­ty… – W drugim zdaniu pewnie miało być: A przede wszyst­kim natrafiłam na nie­kom­plet­ne do­ku­men­ty

 

Ke­drik pod­niósł się z ka­na­py i skie­ro­wał się w stro­nę wyj­ścia. – Drugi zaimek zbędny.

 

Jakby cos ci się stało, to Yar­ren urwał by mi głowę.Jakby coś ci się stało, to Yar­ren urwałby mi głowę.

 

– Zro­bi­my tak, Mała. – Dlaczego mała napisano wielka literą?

 

pew­nie zaraz będą, więc będę się stresz­czał… – Paskudne powtórzenie.

 

Butem wska­zał na drew­nia­ny sto­lik.Butem wska­zał drew­nia­ny sto­lik.

Nogą, tu butem, wskazujemy coś, nie na coś.

 

W mgnie­niu oka wszyst­ko zwol­ni­ło tempa. W mgnie­niu oka wszyst­ko zwol­ni­ło tempo.

 

Za nim sta­nę­ło czte­rech Pro­cy­onów–mi­li­cjan­tów… – Za nim sta­nę­ło czte­rech Pro­cy­onów-mi­li­cjan­tów

 

nie­umun­du­ro­wa­ni pro­cjo­ni znie­śli mów­ni­cę. – Wcześniej Procjoni napisałeś wielką literą.

 

Dłoń­mi chwy­cił za łań­cu­chy. – Raczej: Dłońmi chwy­cił łań­cu­chy.

 

Jego ciało roz­pły­wa­ło się w po­wie­trzu, lecz jego mo­le­ku­ły nie skła­da­ły się już z po­wro­tem. Jego nóg nie było już pra­wie widać. Wokół wi­ro­wa­ła już tylko chmu­ra czą­ste­czek…– Powtórzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jestem wdzięczny za tak wnikliwą analizę, bo wiem, że Pani Redaktor znacznie więcej uwagi poświęciła mojemu opowiadaniu, niż swoich portalowych Przyjaciół. Co świadczy niewątpliwie o bezstronności i życzliwości wobec osób spoza “kręgu”.

 

Ponieważ jest to opowiadanie konkursowe nie powinienem odpowiadać na komentarze, ani się tłumaczyć. Niemniej jednak w wyrazie szacunku dla włożonego ogromu pracy powinienem jakkolwiek głos zabrać.

 

  1. Historia nie jest oryginalna jak każda, w której występuje to co znamy. Argument, że historia mogłaby się wydarzyć wszędzie jest invalid. Pasuje chyba do każdego opowiadania.Tu akurat została nakreślona rzeczywistość, która JEST oryginalna, podobnie jak i jej bohaterowie, a nie inspirowana utworami osób trzecich. 
  2. To, że odezwał się głos, pojawiło się udo, a także inne spersonalizowane części ciała nie jest błędem ani literackim, ani logicznym. Jest to taki zabieg stylistyczny i taki był zamysł autora. W tym także nafoszone udo – właśnie tak.
  3. Jeżeli panie mogą nosić skórzane kurtki ze skóry ekologicznej, to i może być tekturowa dykta. Żeby uprzedzić dalsze dociekania, sam papier, jak i tektura też nie są pochodnymi drzewa.
  4. Pomimo, że Pani Redaktor założyła, że historia może dziać się wszędzie, to jednak dzieje się w rzeczywistości wykreowanej przeze mnie, zatem o technologii wytwarzania, z całym szacunkiem, wolałbym decydować samodzielnie.
  5. Potwierdzam, struny głosowe mogą rzęzić przy nadmiernym podniesieniu głosu, jeżeli nie są rozgrzane (albo jeżeli wokalista nie jest rozśpiewany) – widocznie Pani Redaktor nie spotkała się z tym w praktyce.
  6. … stół był wykonany z prawdziwego drzewa – użycie w tym wypadku tego określenia nie jest błędem. Tym bardziej, że w następnym zdaniu jest mowa o drewnie. Zgodnie z sugestią zamiany, Pani Redaktor mogłaby mi wytknąć powtórzenie – niepotrzebne czepialstwo.
  7. “zabronione dla kogoś” – czy to jest błąd? nie można zabronić dla kogoś, ale coś może być zabronione dla kogoś – zasadnicza różnica, a ja nie użyłem czasownika, lecz przymiotnika.
  8. Znowu wracamy do wizji świata. Pufy w domu Pani Redaktor stoją, bo prawdopodobnie są sztywne. Tutaj, skoro są wypchane gałganami, prawdopodobnie są miękkie i raczej leżą – kolejne czepialstwo
  9. Co do szortów, to kobieta powinna to akurat wiedzieć, że są szorty i szorty. Podkreśliłem, że były krótkie. Być może powinienem był napisać, że były bardzo krótkie?
  10. Czy wyciągnięcie prawej dłoni i uściśnięcie czyjejś prawicy to powtórzenia? – raczej próba uniknięcia powtórzeń.
  11. Chciałbym zauważyć, że nie można poprawiać stylistyki wypowiedzi bohaterów. Np. bohater może powiedzieć “sześć miliona” zamiast “sześć milionów”. Powiedzmy, że zgodzę się na oż, czy ożeż, nawet jeżeli powie wyraźnie “o żesz”, ale bohaterowie nie mówią językiem literacko poprawnym. 
  12. Jasne, że liczebniki pisze się słownie. Po warunkiem, że nie są to duże liczby i nie przekroczyło się konkursowej liczby znaków ;)
  13. Zwolniło tempa (w dopełniaczu, a nie bierniku). Nie zwalniam kogo co? czy kogo czego?
  14. Pani Redaktor raczy zauważyć, że procjoni pisani w wersji spolszczonej pisane jest małą literą. Kiedy jest to rodzaj funkcji, czy urzędu, np Procyon-strażnik – pisane wielką. Błędu nie ma.
  15. Można chwycić za łańcuchy, nie koniecznie łańcuchy.
  16. Na koniec celowy paralelizm. Wydawał mi się klimatyczny.

A za wychwycenie wszelkich niedolnych cudzysłowów, nadmiarowych spacji, czy krótkich pauz, które być może wyszły brzydko podczas formatowania i literówek szczerze dziękuję.

Że nie przypadło do gustu żałuję, lecz szczerze liczyłem właśnie, że Pani Redaktor pierwsza rzuci kamień.

 

Dziękuję i pozdrawiam.

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

A.Sokalu, to jest Twoje opowiadanie i wyłącznie od Ciebie zależy, jakich słów użyjesz, aby prezentowało się jak najlepiej.

Moje uwagi to zaledwie sugestie, których w ogóle nie musisz rozważać, ani się nimi przejmować.

 

Przykro mi, A.Sokalu, ale muszę Cię rozczarować i wyprowadzić z błędu – nie poświęciłam Twojemu opowiadaniu więcej czasu, niż poświęcam tekstom innych autorów, niezależnie od tego, jak długo są użytkownikami naszego portalu. Staram się czytać opowiadania wszystkich i traktuję je jednakowo. Twój Odmęt nie jest tu wyjątkiem i nie został potraktowany bardziej czy mniej uważnie, ani z większą czy mniejszą bezstronnością. Życzliwość także utrzymywała się w granicach normy.

Zastanawiam się, na podstawie czego wysnułeś wniosek, jakoby istniało grono moich portalowych przyjaciół…? Albo, co to znaczy, że ktoś jest spoza kręgu…?

 

Na koniec mam prośbę – nigdy nie byłam, nie jestem i z całą pewnością nie będę żadną redaktorką, więc wolałabym, abyś w przyszłości nazywał mnie regulatorką, oczywiście bez pani.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie łam mi proszę serca, Regulatorko!

 

Ja głupi, łudziłem się, że mnie faworyzujesz.

Zmyliło mnie ratio wychwyconych błędów w innych opowiadaniach i zbytnie szczególanctwo w moim.

 

Przejście na “ty” zaproponowane przez kobietę oczywiście przyjmuję. Możesz mówić mi Sokal, bez “A”.

A jak będziesz mi mówić po imieniu, będzie jeszcze intymniej. Wtedy dopiero będę sobie wyobrażał… ;)

Jeżeli kiedykolwiek zostałabyś jednak redaktorką (rozumiem, że jako feministka lubisz żeńskie końcówki), to będę się spodziewał bardziej wnikliwej recenzji fabularnej części opowiadania niż “nie podobało mi się”.

 

Pozdrawiam,

 

 

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Jestem przekonana, Sokalu, że Twoje serce ma się już dobrze, bo z pewnością już sam doszedłeś do wniosku, że jednak możesz się czuć faworyzowany, albowiem w sytuacji, kiedy nie faworyzuję nikogo, wszyscy mają prawo czuć się wyróżnieni. Ty, także. ;-)

 

Trudno mówić o propozycji przejścia na ty, w sytuacji, w której na tym portalu regułą jest, że wszyscy zwracają się do siebie nickiem, a pańpanów, nikt nie używa. No, może w żartach. Dodam jeszcze, że jakkolwiek panuje tu dość swobodna i serdeczna atmosfera, to na Twoim miejscu nie spodziewałabym się intymności. ;-)

 

Sokalu, spekulujesz na próżno. Z całą pewnością żadną redaktorką nigdy nie będę, a czy moje komentarze pod Twoimi opowiadaniami będą bardziej wnikliwe – to już zależy od tego, jakie odczucia wzbudzi we mnie to, co napiszesz.

Czy łapanka w Twoim opowiadaniu jest szczególna? Nie przypuszczam. Po wielokroć zdarzały mi się znacznie dłuższe wypisy pod zdecydowanie krótszymi tekstami.  

Źle też rozumiesz, że jestem feministką. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Moje serce ma się całkiem dobrze, bo całkiem zgrabnie przeszłaś do kokieterii (takiej na “niedostępną”, ale zawsze), a już myślałem, że zła kobieta jesteś ;]

Z intymnością masz niestety rację, ponieważ póki co robisz ze mną to (co robisz) publicznie ;)

 

Z tego co zaobserwowałem, to jakieś jednak emocje w Tobie wzbudzam ;) /Odwołuję się do  mojego wcześniejszego argumentu ;D (tak, jestem zadowolony z siebie)

 

Nie lubisz takich typów jak ja. Nie gustujemy prawdopodobnie w tym samym rodzaju literatury. Ale wiesz… przeciwieństwa się przyciągają ;)

 

Twoja, wręcz kompulsywna, potrzeba tłumaczenia wszystkiego, a przede wszystkim nieustannego zaprzeczania (a także parę innych cech, które zachowam dla siebie) są na tyle ujmujące, że pozwolę sobie zainspirować się Twoją osobą do stworzenia archetypu dla mojej kolejnej postaci :) 

Muszę Cię zatem jeszcze trochę poeksplorować, żeby nie popełnić takiego faux pas jak z tą feministką ;)

Pozwól, że zacznę się rozsmakowywać… chyba, że zdecydujesz się sama trochę poodkrywać ;)

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Znowu, Sokalu – tu powtórzę za klasykiem – tkwisz w mylnym błędzie. Nie wzbudzasz we mnie emocji ani większych, ani mniejszych niż reszta użytkowników i użytkowniczek.

Nie wiem, na jakiej podstawie nabrałeś przekonania, iż posiadasz wiedzę o cechujących mnie kompulsywnych potrzebach i paru innych właściwościach, ale wykażę się cierpliwością i poczekam; a nuż dane mi będzie poznać skutek Twojej inspiracji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga Regulatorko… “w mylnym błędzie” ?

Wolałbym tkwić w błędzie nieco mniej mylnym ;)

 

A Ty mi znowu zaprzeczyłaś… :)

 

Niepotrzebnie się nastroszyłaś (wiem, napiszesz, że wcale Cię nie rusza to, co piszę ja – i możemy tak bez końca ;>)

Myślę, że osiągnęliśmy punkt krytyczny w naszej dyskusji i teraz będziemy się kręcić jak bączki. Co prawda, nie mam nic przeciwko tej wyszukanej potańcówce, lecz wolałbym poznać Cię teraz z innej strony.

Może mnie zaskoczysz… ;)

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Droga Regulatorko… “w mylnym błędzie” ?

Zaznaczyłam, że powtarzam za klasykiem. Ten pleonazm rozpowszechnił jeden z naszych byłych prezydentów. ;-)

 

Może mnie zaskoczysz… ;)

Obawiam się, że chyba nie. :-(

 

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Strasznie trudna baba z Ciebie ;)

 

Trochę prywaty: masz jakieś zwierzę w domu? Kota czy psa? A może coś bardziej egzotycznego.

Stawiam na kota.

 

ps. Akurat Ty powołujesz się na takie wzorce? Jestem rozczarowany. Głęboko.

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Nie mogę się z Tobą nie zgodzić.

 

Na parapet przylatują gołębie i sroki.

 

Cytowanie czyjejś śmiesznej wypowiedzi jeszcze nie znaczy, że autor cytatu jest dla cytującego wzorcem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szkoda, że nie skorzystałeś z pomocy Reg, bo czytało się ciężko. Brnięcie przez tekst najeżony usterkami raczej nie należy do przyjemności.

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

@ Regulatorzy (bo jakaś zaspana dziewczyna weszła nam w dyskusję ;])

 

Widzę, że jak rozmawiamy publicznie, to wciąż trzymasz podniesioną gardę…

Muszę Cię zatem najść prywatnie ;)

 

Że celem Autorki komentarza było rozbawienie mnie, tego nie wyczytałem. Raczej wyglądało na podparcie się zwrotem czyjegoś autorstwa… No i napisałem “powołujesz się na takie wzorce”, a nie “ że jest dla Ciebie wzorcem” – tak coś czułem, droga Regulatorko, że umyka Ci nieraz (nie “nie raz” ;]) przesłanie, bo koncentrujesz się za bardzo na słowach (i przecinkach) ;)

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

@ Śniąca

 

Jest mi niezmiernie przykro, że nie sprawiłem Waćpannie przyjemności. Tak to czasem bywa z mężczyznami w moim wieku… ;)

Czy tekst jest “najeżony” usterkami? Raczej nie, choć rozumiem, że Śniąca ma skłonność do hiperbolizowania.

 

Znam paru recenzentów, którzy faktycznie rzadko kiedy i lakonicznie odnoszą się do meritum ocenianej pracy, za to potrafią wyłapać wszystkie przecinki, odbierając tym samym chleb paniom korektorkom z wydawnictwa.

Recenzuję prace krajowe, jak i zagraniczne (częściej te drugie) i faktycznie, jakbym śledził wyłącznie dolną część tekstu, to nie tylko nie miałbym z tego przyjemności, lecz też bym się również bardzo zmęczył.

 

Na tym forum nie spotkałem się jeszcze z sytuacją, w której dawalibyście sobie faktycznie wartościowy feedback. Owszem czasem się zdarzają celne uwagi z perspektywy czytelnika. Natomiast binarność ocen w przedziale między “świetnie mi się czytało”, a “nic nie zrozumiałam/ ciężko się czytało” rozszerza jedynie łapanka stylistyczno-interpunkcyjna, która powinna być wykonana rzetelnie na becie. Bo, poza początkującymi piszącymi, niechlujstwo autorów wynika z … niechlujstwa, pośpiechu i zmęczenia poprawianiem własnego tekstu.

 

Zatem dziękuję za rzetelną ocenę i przepraszam, za jeża, przez którego ‘brnięcie’ sprawiło tyle przykrości. Nie mam niestety remedium poza kojącymi słowy: “zaśnij i zapomnij…” ;)

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Nie uważam, żebym miała wyłączność na rację, więc – jeśli krytykuję, to mówię/piszę o tym, co mi najbardziej przeszkadza – w tym przypadku wydające głos uda czy stoliki z drzewa. A gust mam taki, że lubię czytać dla przyjemności, czyli coś co czyta się gładko, a nie kole w oczy takimi babolami.

I, niestety, nie przyjmę do wiadomości, że (uproszczając) “w moim świecie stoliki nie są z drewna, tylko z drzewa – przecież to fantastyka”, bo pisząc, operujemy słowami, które mają przypisane pewne definicje i znaczenia. Oczywiście, jestem w stanie wyobrazić sobie stolik z drzewa, ale nie w przedstawionym przez Ciebie kontekście. 

Poza tym, widząc Twoją dyskusję z Regulatorką i brak korekty nawet tych elementów, co do których nie miałeś uwag, nie bardzo widzę sens, by wypowiadać się dalej i dogłębniej analizować tekst.

Zazwyczaj też autorzy wskazane błędy (piszę przynajmniej o tych warsztatowych, bo oczywiście nie ze wszystkimi autor musi się zgadzać), jeśli szanują czytelników, poprawiają – nawet w tekstach konkursowych, dopóki nie upłynął termin konkursu.

Jeśli chcesz, to mogę Ci powiedzieć, że – pomijając powyższe – uważam, że tekst jest taki sobie. Pomysł jest mało oryginalny (świat rządzony przez trzymający na każdym aspekcie życia łapę rząd/korpo i grupka rewolucjonistów), postaci raczej nie wzbudziły mojej sympatii, najciekawszy był Sirius, ale i tak czegoś mu brakło. Gdyby poddał się tak łatwo, bo miałby w ten sposób stać się męczennikiem-katalizatorem, to byłoby to ciekawsze (chociaż też nie nowe). Co do stylu, to mnie nie porwał. Wręcz nawet odniosłam wrażenie, że w ciekawszy sposób pisałeś te swoje felietony o pisaniu.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

No popatrz, w tym samym czasie i ja Ci poświęciłem swoją uwagę :)

 

Nie chciałbym się odwoływać do poziomu wyobraźni oraz umiejętności posługiwania się nie tylko synonimami, ale w ogóle pojęciami.

Zabieg literacki, który personalizuje obiekty, bądź elementy ciała, ma swój cel. W tym przypadku był to kadr z widoku “kamery”.

Bohater nie mógł “usłyszeć za sobą” głosu, zgodnie z sugestią, ponieważ on ten głos znał i to, że go usłyszał, nie było dla niego zaskoczeniem. To dla czytelnika, zarówno bohater, jak i głos, udo należące do głosu oraz inne części ciała, są nieznane i wkraczają powoli na scenę. Nie ma w tym żadnego utrudnienia dla czytelnika. 

Ale zgadzam się, że niektóre teksty dla niektórych czytelników mogą być trudniejsze w odbiorze.

 

Twoja opinia jest mało oryginalna, bo powtarzasz to, co napisała Regulatorka. 

Opowieść nie jest o trzymającym łapę na wszystkim rządzie, ale parafrazując Arystotelesa, oczekiwania względem obiektów/osób powinny ograniczać się do poziomu złożoności ich natury.

Nie zakładam, że wszyscy jednakowo będą interpretować ten sam tekst. Nie znalazłaś w tym nic interesującego i masz do tego prawo. Nie wszystko dla każdego.

 

Nie uważam, że nie poprawianie błędów jest brakiem szacunku dla czytelników. To materiał konkursowy. Wysłany z literówkami, czy usterkami – trudno, klamka zapadła. To chyba kwestia uczciwości. Ale to tylko perspektywa. 

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

To materiał konkursowy. Wysłany z literówkami, czy usterkami – trudno, klamka zapadła. To chyba kwestia uczciwości.

W przypadku konkursów na tym portalu jest taki zwyczaj, że do momentu upływu terminu tekst można poprawiać. A skoro to zwyczaj, to nie ma tu nic nieuczciwego.

Sama będąc jurorem w kilku konkursach tekst czytałam raz, a potem – już po upływie terminu – przeglądałam jeszcze raz, sprawdzając, czy autor poprawił przynajmniej te najbardziej rażące błędy i to też było brane pod uwagę przy końcowej ocenie.

 

Twoja opinia jest mało oryginalna, bo powtarzasz to, co napisała Regulatorka. 

Nie przeczę, bo już dawno zauważyłam, że mamy podobne spojrzenie i gust (nie takie same, ale w wielu przypadkach zbieżne).

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie wiem… Drugi raz próbuję przeczytać, ale coś mi przeszkadza w skupieniu się. Piszę to jako zwykły czytelnik, bo z pisaniem mam do czynienia tylko amatorsko. Może przez te bezosobowe opisy, jak “Udo”, “Nadgarstek” (a przecież chodzi o żyjącego człowieka, co wiecej – chodzi o kobietę) albo przez maślankę w stylu: “Uniósł ręce do góry“. To tylko przykład, a więcej przytoczyła ich Reg. Wydaje mi się, że tekst może mieć więcej takich “kwiatków”. Przejżyj proszę, Autorze, cały tekst, skorzystaj z rad Reg i nanieś poprawki, bo jeszcze można. Gdy to zrobisz, to przeczytam opowiadanie, bo teraz nijak nie mogę się zmusić (może gdyby było krótsze). Liczę, że zostanę dobrze zrozumiany, bo widzę tu gorącą wymianę komentarzy – ale wszystkich nie czytałem.

Dziękuję za oryginalne i autorskie uwagi.

 

Noo, jeżeli chodzi o żyjącego człowieka, a zwłaszcza kobietę, to udo i nadgarstek są wykluczone.

 

Blackburnie, trochę mi pachnie to szantażem…

 

a ja mam zasadę, że z terrorystami nie negocjuję ;)

 

Polecam zatem jakąś łatwiejszą lekturę  :)

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Okej, rozumiem. :(

 Przepompowane: on mówi do niej, a ona do niego i odczuwają to i to. Zmęczyłem się tymi niuansami. Literatura dla kobiet, dla mnie nie. 

Nie skończyłem – ​wytrwałem do 1/5 tekstu.

Ignorancja to cnota.

Literatura dla kobiet, dla mnie nie. 

Katastrofie, co prawda jednoosobowo, ale jako kobieta, protestuję! ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja przecież nie…

O, rany. Prostuję.

To opowiadanie nie musi podobać się kobietom. Może nie podobać się mniej niż facetom - o to mi chodziło.  

 

Opowiadanie bazuje na interakcjach kobieta-facet, mocno dialogowanych, przeplatanych wątkiem ze złowrogimi korporacjami. Sposób pisania przypomina romansidło – ​stąd wniosek.

Ignorancja to cnota.

To opowiadanie nie musi podobać się kobietom. Może nie podobać się mniej niż facetom - o to mi chodziło.

Wychodzi na to, że opowiadanie może nie wzbudzić zainteresowania czytających, niezależnie od tego, jaką płeć reprezentują.

 

Sposób pisania przypomina romansidło – stąd wniosek.

Muszę, Katastrofie, uwierzyć Ci na słowo, albowiem nie czytam romansideł i nie mam pojęcia, jak bywają napisane.

 

;-)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

I to właśnie napisałem i chciałem napisać od początku.

 A ja czytałem - taki ze mnie czytelnik mocny.  

 

Ignorancja to cnota.

Szczerze podziwiam! ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tak to już bywa z odbiorcami romansideł… węszą romans wszędzie, gdzie tylko występuje relacja między ludźmi. Strach pomyśleć co by było, gdyby jeszcze pojawił się np. pies.

 

Relacje międzyludzkie są z reguły złe w literaturze… znacznie lepiej robi jej wprowadzenie smoków i innych baśniowych stworów, a także płaskich osobowościowo i emocjonalnie bohaterów  ;)

 

Tak, czy inaczej poczytuję sobie określenie “literatura dla kobiet” jako komplement. Być może jednak jestem typem wrażliwca, o co się nie podejrzewałem.

 

Dziękuję.

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Autorze

Zapewne czytałeś kiedyś czasopismo dla kobiet, brukowca, erotyk lub… – co nie czyni cię odbiorcą ww. Oczywiście, można powiedzieć, iż wszystko jest napisane dla ludzi, bo to wytwór człowieka, przecież. I twoje opowiadanie jest dla ludzi, lecz nie dla mnie. To jest napisane jak romansidło (w złym tego słowa znaczeniu), choć zwolenników opowiadania znajdziesz, jak i znajdują się zwolennicy romansideł.

 

Nie traktuj mojej opinii jak komplementu, bo żadną miarą nim nie jest.

 

Problem z twoim opowiadaniem nie tkwi w tym, iż opisujesz relacje międzyludzkie, a skąpo traktujesz element fantastyczny. Opowiadanie, wbrew twoim przypuszczeniom, nie stworzyło głębokich osobościowo i emocjonalnie bohaterów (użyłem twoich zwrotów). 

 

Zdania z tekstu – o np.:

– Wiesz może w jakiej sprawie? – zapytała z ożywieniem, jednocześnie spędzając go gestem z siedziska.

 

– Pewnie znowu o dziecku? – odparł z nutą irytacji w głosie. Lekko ją odepchnął, zabierając z dłoni skręta i fifkę, po czym wstał.

 

– Nie wyrażaj się – syknęła na niego Mikaela, a jej policzki okrył żywy rumieniec.

 

– Widzieliście dzisiejsze wiadomości? – zapytał Kedrik podnieconym tonem stając w wejściu i opierając się o framugę.

 

Odczytaj pojedynczo, na głos.

Czy to głębia, czy osobowość? Z pewnością opisujesz emocje. To szczegółowe (o tak) interakcje o niczym, z rumieńcami, irytacjami i podnieceniem w roli głównej – napisane wprost emocje. 

Czy jak napiszesz: “Artur był głęboko wzruszony” – to czytelnik odczuje to wzruszenie, głęboko?

Nie!

Napisz o szczęściu, która go spotkało, o tym jak … – ale to np dwadzieścia albo dwieście słów i konkretna historia, a wtedy (może jak napiszesz dobrze) czytelnik będzie głęboko wzruszony.

 

Nie wiem czy jesteś typem wrażliwca i nie interesuje mnie to, oceniam twe pismo – nie ciebie. Nie odpowiadaj mi, a widzę że lubisz, kim ja jestem (lub nie jestem) – bo to nie na temat.

 

 

 

Ignorancja to cnota.

 

Emocjonalne truizmy w stylu“iż wszystko jest napisane dla ludzi,  bo to wytwór człowieka przecież” z zapewnieniem, że choć dla ludzi, to nie dla Ciebie, trochę mnie zbiły z tropu. Dobrze, że wyjaśniłeś, że chodzi o romansidło w złym tego słowa znaczeniu, bo znów mógłbym to odebrać zbyt pozytywnie. Pomijam już fakt, że zakwalifikowałeś tekst nie czytając go do końca.

Bez Twojego przyzwolenia i bez względu na Twoje pierwotne intencje mogłem sobie poczytać Twoje słowa jako komplement. Nie powiedziałem, że chciałeś mi zrobić przyjemność. Tak wyszło i chyba będziesz musiał się z tym pogodzić. Jak na faceta w tym wieku, który w dodatku jest takim zagorzałym czytelnikiem, że przeczytał już niemal wszystko (łącznie z romansidłami), powinieneś być bardziej wrażliwy na takie zabiegi jak sarkazm, czy ironia.

 

Gwarantuję Ci, że czytając na głos losowo wybrane wypowiedzi z nawet najbardziej głębokiej emocjonalnie powieści, nie znajdziesz w nich ani głębi, ani osobowości. Trochę nielogiczny jest argument o Arturze i jego wzruszeniu. Nie bardzo wiem do czego chciałeś to odnieść. Co ma wzruszenie czytelnika, czy opis wzruszenia bohatera do tła psychologicznego bohatera, które nie kryje się w opisie samych emocji, jak sugerujesz. To, czy zostało dostrzeżone, jest uzależnione od wrażliwości i intelektu czytającego. Są ludzie, którzy potrzebują podania gotowego na tacy, a są również jednostki, które nie potrzebują dosłowności. Podobnie jak oglądanie filmów może być męką, ponieważ trudno czasem powiedzieć co właśnie sobie pomyślał bohater i dlaczego zareagował jakoś emocjonalnie… ;)

 

Nie wiem, skąd to przypuszczenie, że czytałem pismo dla kobiet, brukowca, czy erotyk. Jakoś mi się nie zdarzyło, bo nie jestem prawdopodobnie targetem takowych (cyt.”zapewne czytałeś kiedyś…”). 

Nie wiem w związku z tym, kogo próbujesz tak naprawdę przekonać. Mnie, czy samego siebie? To tak, jak robić coś wstydliwego, a potem próbować się usprawiedliwiać. Co gorsza, zakładać, że inni też to robią ;)

 

Trochę mnie to rozbawiło, bo zacząłeś kreując się na jakiegoś macho, a skończyłeś na tłumaczeniu się, że nie jesteś “odbiorcą” romansideł, pomimo, że sam przyznałeś, że czytujesz.

 

Z Twojej chaotycznej i nieco emocjonalnej wypowiedzi nie bardzo mogę wychwycić jakie były Twoje intencje. Może poza tym, że obawiasz się, że spróbuję napisać kim jesteś (lub nie jesteś).

 

Ale masz rację, również wolałbym oceniać Twoje “pismo”, a nie Ciebie. Zatem, jak zabraknie mi rozrywki, to zaglądnę i do Twojej męskiej sztuki literackiej.

 

Serdecznie pozdrawiam,

 

Sokal.

 

BTW, Twoje motto jest tym kontekście bardzo wymowne ;)

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Autorze

Moje opinie możesz odbierać dowolnie – skoro nie chcesz przyjąć do wiadomości tego co napisałem.

 

Prosiłem, byś nie pisał: “kim ja jestem (lub nie jestem) – bo to nie na temat.”

Bezskutecznie.

A więc:

chyba będziesz musiał się z tym pogodzić – godzę się

Jak na faceta w tym wieku, – potwierdzam

który w dodatku jest takim zagorzałym czytelnikiem, że przeczytał już niemal wszystko (łącznie z romansidłami), – potwierdzam

powinieneś być bardziej wrażliwy na takie zabiegi jak sarkazm, czy ironia.– będę

kreując się na jakiegoś macho, – kreuję się

a skończyłeś na tłumaczeniu się, że nie jesteś “odbiorcą” romansideł, jestem

pomimo, że sam przyznałeś, że czytujesz. – przyznaję

obawiasz się, że spróbuję napisać kim jesteś (lub nie jesteś).-obawiam się

Twoje motto jest tym kontekście bardzo wymowne ;) – jest

 

Jak widzisz – jestem bardzo zgodny.

 

Niestety nie mam czasu, by odpowiadać na pozostałą część twego tekstu, o charakterze merytorycznym, gdyż repliki osobiste są zbyt zajmujące.

 

Nie będzie moich dalszych komentarzy czy ocen, w tym czy w innym temacie (pod twoimi opowiadaniami).

 

Ignorancja to cnota.

Tutaj zostaje mi tylko zaznaczyć, że znam treść, więc poczuwam się do stwierdzenia, że “przeczytałem”. A no i dodać, czego zapomniałem w komentarzu pod drugą wersją – podobało mi się wykorzystanie motywu z drugiego obrazka. Bardzo luźne, ale oryginalne i dosyć jednak wyraźne.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dzięki, again :]

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Duży plus za koncept. Zawsze miałem słabość do rewolucji i walki z systemem. Wywołuje to u mnie jakąś tkliwość i zachwyt.

 

Z wad: tekst, zwłaszcza początek, bardzo przegadany. Niby te rozmowy przybliżaja nam bohaterów i realia, ale w tak skondensowanej formie męczy to czytelnika. Warsztatowo – sporo większych i mniejszych błędów. Tekst nierówny – fragmenty lepsze i gorsze.

 

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

W kontekście konkursu: nie zauważyłam czaszek na łańcuchach, ale skoro jurorowi ten brak nie przeszkadzał, to nie ma problemu. Przekroczyłeś limit – wydaje mi się, że na początku tekstu znajduje się sporo kandydatów do wycięcia. Mnie ten szczegółowy wstęp z podtekstami seksualnymi nudził. To naprawdę takie ważne, że jeden z rewolucjonistów jest biseksualistą? Czy gdyby zamiast tego uwielbiał biszkopty albo biegał w maratonach, opowiadanie bardzo by się zmieniło?

Za to nie wyjaśniłeś, o co chodzi z pastą maskującą. Przed czym maskuje?

Ciekawa koncepcja Siriusa (siriusów?).

Trochę przeszkadzały mi procyony i procjony. OK, rozumiem, że masz jakieś tam reguły, kiedy jak się pisze, ale dlaczego język nie ujednolicił pisowni?

Pospieszna egzekucja buntowników lekko mnie nastroszyła. Decydent powinien wiedzieć, że takie stwarzanie męczenników może się źle skończyć. Nawet bez parodii sądu, bez namysłu, publicznie…

Te łańcuchy są wykonane z upłynnionych w rtęci metali ciężkich o radiacji około pięciu siwertów

Ale co miałeś na myśli? Amalgamaty? Pięć siwertów to cholernie dużo. Promieniowanie w takiej dawce nie szkodziło otoczeniu?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka