
Fragment książki.
Fragment książki.
ROZDZIAŁ I
Erdarn popatrzył na syna przez dłuższą chwilę zanim odpowiedział.
– Twoje życie będzie takie jak zechcesz.
– Chciałbym być cenionym magiem.
– To dobrze – odparł ojciec chłopca i uśmiechnął się. – Zapamiętaj synu, magia jest chaosem, sztuką i potężną siłą. Jest przekleństwem jak i błogosławieństwem. Wszystko zależy od tego, kto się magią posługuję.
– Tato, czy magia nieumarłych jest silniejsza od magii czarodziejów?
– Czyżbyś bał się żywych trupów?
– Trochę – przyznał chłopiec.
– Nie bój się, nie zrobią ci nic złego. Umarlaki żyją w swojej ojczyźnie, krainie położonej daleko na północy. Na pewno nie przyjdą tu żadni ożywieńcy, których moglibyśmy się bać – zapewnił ojciec stanowczym tonem. – Nieumarli żyją na wielkiej wyspie odciętej od stałego lądu. Wszędzie wokół nich znajduje się święta woda, która spala ich kości. Powietrze w pobliżu jest ciężkie od smrodu gnijącego ciała. Kiedyś twój dziadek pojechał raz na północ z rozkazu Króla i nigdy stamtąd nie powrócił. To niebezpieczne miejsce, nikt tam nie mieszka w pobliżu, trzymaj się od tego miejsca z daleka – powiedział Erdarn ostrzegawczym tonem.
– Dobrze – przytaknął Ahrill, nie dopytując się o szczegóły. Był za młody, by pojąć, co jeszcze się za tym wszystkim kryje.
Weszli do księgarni. Wzdłuż ścian były tam półki od podłogi do sufitu, a na nich księgi oprawione w smoczą skórę, wielkie i ciężkie jak płyty chodnikowe oraz książki pełne dziwnych świecących symboli.
– Dzień dobry – rozległ się szept.
Erdarn i Ahrill aż podskoczyli. Spod lady wyrósł przed nimi czarodziej o czarnych oczach, które w półmroku płonęły bladym blaskiem księżyca.
– Dzień dobry – wyjąkał Erdarn.
– Ach, tak… to wy. Miałem wizję, że wkrótce was zobaczę – sprzedawca podszedł do Ahrill'a tak blisko, że prawie stykali się nosami. Chłopiec poczuł, że ma wielką ochotę uciec.
– Hmmm – mruknął czarodziej, przeszywając Ahrill'a wzrokiem. – No dobrze… – mężczyzna spojrzał na półki niezliczonych ksiąg. – Niech każdy z was weźmie po kilka książek i je przejrzy. Szukajcie takiej, która będzie chciała wam przekazać swoją moc.
Obaj ruszyli w stronę wielkich tomów, byli mniej więcej w połowie drogi, gdy za ich plecami rozbłysło światło. Zupełnie jakby nagle wstał świt, rozpraszając mrok ciemnego pomieszczenia. Sekundę później dało się słyszeć potężny grzmot i kobiecy głos, który wypowiedział "Ahrill, synu Erdarn'a wzywam cię, zbliż się do mnie".
Odwrócili się ku głosowi. Stała przed nimi nieziemsko piękna długonoga driada w wysokich butach, skrzywiła się okrutnie i uniosła miecz. Mordercze ogniste węże wiły się wokół jej dłoni. Miecz błysnął oślepiająco, błysnęły srebrne bransolety na przegubach. Błękitna przezroczysta suknia szeleściła wokół niej. Włosy miała długie i proste, tak czarne, że się mieniły granatowymi refleksami niczym skrzydła kruka. Jej twarz biała jak śnieg, była naprawdę piękna, lecz dumna i zimna. Oczy były lodowato błękitne i nieobecne. Usta wyglądały jak rana, a gdy mówiła jej głos przyprawiał o dreszcz.
– Jest piękna – wyszeptał Erdarn z zapartym tchem.
– Ahrill, synu Erdarn'a wzywam cię, zbliż się do mnie! – normalny ton zniknął, a jej głos zabrzmiał jak trzaśniecie bicza, który odbił się echem od kamiennych ścian, aż chłopiec z ojcem skurczyli się ze strachu. Ahrill podszedł bliżej niepewnie. Ubrany w czarną szatę wydawał się szczuplejszy i większy, twarz przesłaniał mu kaptur.
– Jestem Bogini Elir. Pochodzę z Aldebaran, z siódmego Królestwa. Ahrill Argilis, synu Erdarn'a. Mianuję cię swoimi oczami i uszami na Canis Majoris, w którym zło wzięło górę.
– Ale ja mam dopiero siedem lat. Nawet nie umiem rzucać prostych zaklęć – Bogini spojrzała na chłopca chłodno i bez cienia emocji. Zacisnęła w dłoni miecz, wtargnął w nią gniew, przepoił ją lodowatą furią aż do szpiku kości. Ostrze ze świstem przecięło powietrze. Elir trafiła w serce chłopca. W okamgnieniu Ahrill padł martwy.
Wściekły Erdarn rzucił zaklęcie w stronę Bogini. Z dłoni czarodzieja wystrzeliła z sykiem purpurowa błyskawica, z upiornym trzaskiem i niepohamowaną mocą przecięła ciało Elir i uderzyła w kamień, rozdzierając i krusząc całe połacie ściany. W powietrzu śmignęły ostre odłamki. W księgarni unosiły się tumany kamiennego pyłu. Bogini niczego nie poczuła. Dotknęła piersi, na którą czarodziej skierował całą swoją moc. Żadnej krwi. Żadnych ran. Nic jej się nie stało. Erdarn rozdziawił usta w zdziwieniu i gapił się na Boginię. Elir spojrzała czarodziejowi prosto w twarz i zaśmiała się szyderczo. Jej oczy zapłonęły dziwnym blaskiem, a ręka uniosła miecz. Ojciec chłopca poczuł, że za chwilę stanie się coś strasznego, ale nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Kiedy Erdarn już pogodził się ze swoim losem, Bogini nagle jakby zmieniła zamiar. Wbiła miecz w podłogę obok ciała chłopca i wyszeptała.
– Świeć Panie nad jego duszą.
Nagle rozbłysło oślepiające światło z miecza, rozpraszając mrok pomieszczenia. Czarodziej był tak blisko, że aż poczuł w głębi trzewi wstrząs wywołany uwolnieniem potężnej mocy. Uderzenie blasku odrzuciło Erdarn'a w tył. Przeleciał przez stół, po czym łupnął o ścianę i stracił przytomność.
Anonimie
przerwij pisanie książki i zacznij ćwiczyć prostsze formy – opowiadania, dokształć się, poczytaj poradniki, ćwicz i czytaj
To coś co napisałeś jest przekoloryzowane, napompowane wielkimi słowami, a fabuła i warsztat są słabe.
Kiedyś twój dziadek pojechał raz na północ z rozkazu Króla i nigdy stamtąd nie powrócił. To niebezpieczne miejsce, nikt tam nie mieszka w pobliżu, trzymaj się od tego miejsca z daleka. – Zdania do przebudowy.
Błękitna przezroczysta suknia szeleściła wokół niej – Wokół niej szeleściła… itd
– Świeć Panie nad jego duszą. – Jak kwiatek do kożucha, w opowiadaniu fantasy.
Brakuje mnóstwa przecinków.
Napisane znośnie, ale bez rewelacji. Miejscami występuje dziwna konstrukcja zdań.
Co do treści, to trudno cokolwiek powiedzieć po fragmencie, ale trupy na północy skojarzyły się z GoT, a wybieranie książki, ze sklepem z różkami z Pottera.
Przykro mi, Anonimie, ale fragment Twojej książki nie zainteresował mnie. Przedstawiłeś zaledwie scenkę, w której co prawda dochodzi do tragicznego wydarzenia, ale opisałeś je w taki sposób, że nie poczułam ani odrobiny dramatyzmu.
Kilka zdań skonstruowałeś w sposób, który mnie szczerze rozbawił, choć zdaję sobie sprawę, że nie było to Twoim zamiarem.
Na pewno nie przyjdą tu żadni ożywieńcy, których moglibyśmy się bać… – Raczej: Na pewno nie przyjdą tu żadni ożywieńcy, których musielibyśmy się bać…
To niebezpieczne miejsce, nikt tam nie mieszka w pobliżu, trzymaj się od tego miejsca z daleka… – Powtórzenie.
…na nich księgi oprawione w smoczą skórę, wielkie i ciężkie jak płyty chodnikowe… – Do jakich płyt chodnikowych porównujesz księgi?
– Ach, tak… to wy. Miałem wizję, że wkrótce was zobaczę – sprzedawca podszedł… – – Ach, tak… to wy. Miałem wizję, że wkrótce was zobaczę. – Sprzedawca podszedł…
Nie zawsze prawidłowo zapisujesz dialogi. Zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550
…sprzedawca podszedł do Ahrill'a tak blisko… – …sprzedawca podszedł do Ahrilla tak blisko…
Stała przed nimi nieziemsko piękna długonoga driada w wysokich butach, skrzywiła się okrutnie i uniosła miecz. – Czy poza wysokimi butami, driada nie miała na sobie nic więcej?
Błękitna przezroczysta suknia szeleściła wokół niej. Włosy miała długie i proste, tak czarne… – Zgubiłeś podmiot, Anonimie, skutkiem czego okazało się, że to suknie ma długie, czarne włosy, a także wszystko to, co opisujesz w kolejnych zdaniach. ;-)
Ahrill, synu Erdarn'a wzywam cię, zbliż się do mnie! – Ahrillu, synu Erdarn'a, wzywam cię, zbliż się do mnie!
…normalny ton zniknął, a jej głos zabrzmiał jak trzaśniecie bicza, który odbił się echem od kamiennych ścian… – Ze zdania wynika, że echem od ścian odbił się bicz. ;-)
…rozdzierając i krusząc całe połacie ściany. – Połać to duża część jakiejś przestrzeni. Ściana nie jest połacią.
Fragment nie powala, fabuły za wiele nie przedstawiłeś. Nad językiem trzeba trochę popracować.