- Opowiadanie: Naying - Paryżanka

Paryżanka

Co sława po­tra­fi zro­bić z czło­wie­kiem?
Za­pra­szam do lek­tu­ry! 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Paryżanka

To był jeden z tych gru­dnio­wych dni, w któ­rych nie dało się wy­czuć zimy. Tem­pe­ra­tu­ra do­cho­dzi­ła do szes­na­stu stop­ni Cel­sju­sza, słoń­ce świe­ci­ło mocno, a lu­dzie ubie­ra­li się w cien­kie kurt­ki prze­ciw­desz­czo­we (na wy­pa­dek nie­spo­dzie­wa­nych opa­dów). Sala prze­słu­chań cuch­nę­ła spo­co­nym pod­ko­szul­kiem. Wy­so­ka, szczu­pła bru­net­ka prze­glą­da­ła się w ogrom­nym we­nec­kim lu­strze. Ko­bie­ta czuła, że zaraz zwy­mio­tu­je. Wy­cią­gnę­ła z to­reb­ki ja­śmi­no­we per­fu­my i wy­psi­ka­ła kilka kro­pel do­oko­ła sie­bie. Po chwi­li usia­dła i za­czę­ła przy­glą­dać się swoim pa­znok­ciom w ko­lo­rze błę­ki­tu. Sie­dzia­ła przez kilka minut zu­peł­nie sama, nu­dzi­ło się jej i nie była za­do­wo­lo­na z obec­nej sy­tu­acji. 

Dwaj męż­czyź­ni ob­ser­wo­wa­li za­cho­wa­nie ko­bie­ty. Żaden z nich nie chciał wy­cho­dzić jej na spo­tka­nie, na­to­miast w końcu któ­ryś mu­siał ustą­pić.

– Bę­dzie­my grać w ka­mień, pa­pier, no­ży­ce. – Za­żar­to­wał jeden z nich.

Młod­szy po­li­cjant spoj­rzał na niego z nie­sma­kiem.

– Alex! To nie­spra­wie­dli­we. Wiesz, że za­wsze prze­gry­wam. Dziś twoja kolej!

Męż­czy­zna zgo­dził się, chwy­cił za akta i ru­szył do po­ko­ju prze­słu­chań.

Ko­bie­ta sie­dzia­ła tam z szel­mow­skim uśmiesz­kiem, przy­po­mnia­ła sobie minę swo­je­go wuja, kiedy po raz pierw­szy ją usły­szał. Z kon­ster­na­cji wy­rwał ją dźwięk otwie­ra­ją­cych się drzwi. Bru­net­ka spoj­rza­ła za sie­bie, za­uwa­ży­ła wy­so­kie­go, przy­stoj­ne­go męż­czy­znę o nie­bie­skich oczach. Po­li­cjant za­mknął za sobą drzwi i usiadł po dru­giej stro­nie stołu, roz­ło­żył pa­pie­ry na bla­cie.

– Na­zy­wam się Ale­xan­dre Rose…

– Jakie pięk­ne na­zwi­sko! – Prze­rwa­ła mu w po­ło­wie zda­nia.

Męż­czy­zna ob­rzu­cił ją py­ta­ją­cym spoj­rze­niem, na które ona nie ra­czy­ła od­po­wie­dzieć. Po pro­stu uśmiech­nę­ła się i po­ka­za­ła mu dło­nią, żeby kon­ty­nu­ował.

– A więc… Na­zy­wam się Ale­xan­dre Rose i je­stem in­spek­to­rem tu­tej­szej po­li­cji. Pani to Ja­cqu­eli­ne d'Le­vit­to­ux, za­miesz­ka­ła w Pa­ry­żu przy ulicy świę­tej Łucji?

– Oui! – od­po­wie­dzia­ła ocho­czo bru­net­ka.

Ko­bie­ta wpa­try­wa­ła się w pięk­ne, nie­bie­skie oczy męż­czy­zny. Nie była w sta­nie się nimi na­dzi­wić, nigdy nie spo­tka­ła kogoś z ta­ki­mi ocza­mi – były ma­gicz­ne.

– Jest pani po­dej­rza­na o za­mor­do­wa­nie Alice Lunes. Przy­zna­ła się pani do winy, na­to­miast chce­my się do­wie­dzieć… dla­cze­go?

Ja­cqu­eli­ne uśmiech­nę­ła się słabo. Ode­rwa­ła wzrok od męż­czy­zny, pa­trzy­ła teraz na swoje od­bi­cie w we­nec­kim lu­strze. Po chwi­li znów na niego po­pa­trzy­ła.

– Zanim co­kol­wiek po­wiem… Pro­szę o otwar­cie okna. Śmier­dzi tu!

– Tego dnia obu­dzi­łam się około go­dzi­ny dzie­wią­tej. Nie mo­głam spać przez pół nocy, glo­bus mnie nisz­czył!

– Prze­pra­szam. Glo­bus? – Zdzi­wił się in­spek­tor.

Teraz, to ona nie mogła uwie­rzyć wła­snym uszom.

– Oui, mon­sieur Rose! Glo­bus – ból głowy, mi­gre­na. Ma chérie!

– Ah. Pro­szę kon­ty­nu­ować.

– A więc… Wsta­łam i uda­łam się do ła­zien­ki. Wzię­łam długą, od­prę­ża­ją­cą ką­piel. Nim się spo­strze­głam, na ze­ga­rze wid­nia­ła go­dzi­na dwu­na­sta. Niech pan tak na mnie nie pa­trzy mon­sieur, ko­bie­ta musi się cza­sem od­prę­żyć. Jak pan sobie wy­obra­ża, mnie… Ja­cqu­eli­ne d'Le­vit­to­ux nie­od­prę­żo­ną, zmę­czo­ną i obo­la­łą w moim cięż­kim za­wo­dzie.

In­spek­tor spoj­rzał w akta.

– Tu jest na­pi­sa­ne, że jest pani śpie­wacz­ką. Czy to na­praw­dę tak trud­ny zawód?

– Sa­cre­bleu! Pan chyba nie wie kim ja je­stem, mon­sieur Rose! Muszę pana olśnić – je­stem naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­ną śpie­wacz­ką w całym Pa­ry­żu, na całym świe­cie! Tak, to jest stre­su­ją­cy i trud­ny zawód!

Alex zdzi­wił się, nigdy nie sły­szał o tej ko­bie­cie, a o Pa­ry­żu i jego miesz­kań­cach wie­dział bar­dzo dużo.

– Oh, ma chérie! Wiem o czym pan myśli: „Nie znam tej ko­bie­ty, kim ona jest!?” – Czyż nie? Mój teatr nie jest te­atrem dla zwy­kłych ludzi, bez ob­ra­zy. Przy­by­wa­ją do niego naj­więk­sze oso­bi­sto­ści, wy­so­ko po­sta­wie­nie biz­nes­me­ni z ca­łe­go świa­ta. Niech pan wy­ba­czy, to ra­czej nie pan!

Alex nie po­czuł się do­tknię­ty, w swoim za­wo­dzie sły­szał gor­sze obe­lgi. To zdu­mie­wa­ją­ce w jaki spo­sób Ja­cqu­eli­ne po­tra­fi­ła ob­ra­żać ludzi, wy­ty­kać im niski za­ro­bek i zna­cze­nie spo­łecz­ne – dla niej li­czy­li się tylko bo­ga­ci i wpły­wo­wi.

– A więc, Ma chérie! – Słowa śpie­wacz­ki wy­rwa­ły go z le­tar­gu – O dwu­na­stej byłam już po ką­pie­li, ze­szłam na dół, do mojej ulu­bio­nej re­stau­ra­cji i zja­dłam lunch. Około dwu­na­stej pięt­na­ście za­dzwo­nił mój wuj. Po­in­for­mo­wał mnie, że o dwu­dzie­stej pierw­szej czeka mnie wiel­ki wy­stęp, a próby za­czy­na­ją się o osiem­na­stej…

– Prze­pra­szam, że prze­ry­wam. Mam ro­zu­mieć, że pan… – prze­kart­ko­wał akta – Jaque Bo­uc­lier to pani wuj i agent, tak?

– Oui. Wuj jest wła­ści­cie­lem te­atru, w któ­rym śpie­wam. Można po­wie­dzieć, że jest moim agen­tem.

– Pro­szę kon­ty­nu­ować.

– Merci. Nie stre­so­wa­łam się, moje wy­stę­py za­wsze były ide­al­ne, do­pra­co­wa­ne w naj­mniej­szym calu.

Aż do tego dnia… Ma chérie, ona go znisz­czy­ła! – wrza­snę­ła.

– Pro­szę się uspo­ko­ić pani d'Le­vit­to­ux.

Ko­bie­ta pa­trzy­ła na niego przez przy­mknię­te po­wie­ki, czuła złość i po­gar­dę do Alice, i mu­sia­ła ją wy­ra­zić.

– Désolé, mon­sieur Rose. Na czym sta­nę­łam? – nagle uspo­ko­iła się. Alex nie mógł roz­gryźć tej ko­bie­ty.

– Mó­wi­ła pani o wy­stę­pie, o tym, że nigdy się pani nie stre­su­je. Mó­wi­li­śmy rów­nież o pani wuju. Pro­szę opo­wie­dzieć co dzia­ło się po go­dzi­nie dwu­na­stej pięt­na­ście.

–  Od dwu­na­stej pięt­na­ście do sie­dem­na­stej trzy­dzie­ści byłam w domu, oglą­da­łam „Ma vie n’est pas une comédie ro­man­ti­que”. Około sie­dem­na­stej czter­dzie­ści wy­szłam z domu, a o sie­dem­na­stej pięć­dzie­siąt byłam już w te­atrze. Miesz­kam bar­dzo bli­sko od te­atru, za­le­d­wie kil­ka­set me­trów. Uda­łam się do gar­de­ro­by i ubra­łam su­kien­kę Donks, to ko­bie­ta, którą gram w mu­si­ca­lu. O osiem­na­stej pięć byłam już na sce­nie – roz­po­czę­ła się próba.

Od sa­me­go po­cząt­ku ta cała Lunes mi się nie po­do­ba­ła. Była sztyw­na, po­spo­li­ta i szara, nie nada­wa­ła się do roli Fridy – sil­nej i nie­za­leż­nej. Nad­szedł czas ostat­niej sceny, mia­ły­śmy razem za­śpie­wać „Ar­ma­ged­don ita­lien­ne”. Wy­szłam na scene i za­czę­łam pie­ścić moje gadło nu­ta­mi, było cu­dow­nie, a póź­niej wy­szłą ONA ! – skrzek, pisk, rany cie­le­sne i psy­chicz­ne, wszyst­ko co naj­gor­sze. Ona znisz­czy­ła ten utwór ! Po pró­bie pod­szedł do mnie wuj.

-By­ły­ście świet­ne ! – po­wie­dział – Casie, bomba ! Luna, szyk ! Alice, pięk­no ! I moja uko­cha­na Ja­cqu­eli­ne, byłaś cu­dow­na!

-Tyl­ko cud­now­na ? – za­py­ta­łam ura­żo­na.

-Aniel­sko cu­dow­na ! – od­parł.

Byłam zła na wuja, że nie sły­szał okro­ne­go wy­ko­na­nia Alice. Po­sta­no­wi­łam, że z nim po­roz­ma­wiam. Dziew­czy­ny wy­szły do gar­de­ro­by, zo­sta­li­śmy tylko ja i on.

– Wuju – za­czę­łam – chce byś wy­wa­lił to bez­ta­len­cie !

– Co, o czym ty mó­wisz ? – pytał.

– O Fri­dzie ! Ona nisz­czy mu­zy­kę ! Nie będę z nią śpie­wać, ona zruj­no­wa­ła naszą próbę !

Wuj zdzi­wił się, nie ro­zu­mia­łam go. Prze­cież z wy­kształ­ce­nia był mu­zy­kiem. Jak mógł nie sły­szeć tego fał­szu !

– Ja­cqu­eli­ne, nie wy­rzu­cę jej. Go­dzi­na do wy­stę­pu, gdzie znaj­dzie­my drugą Fridę ? Jak to sobie wy­obra­żasz ?

– Albo ona, albo ja ! – po­sta­wi­łam ul­ti­ma­tum.

Mon­sieur Rose… Ja nigdy nie pro­szę, za­wsze do­sta­ję to czego chcę !

– Chyba się za­po­mi­nasz ! – od­parł gniew­nie.

– Albo ona, albo ja… – po­wtó­rzy­łam. – Wiesz, że kiedy ja odej­dę, odej­dą rów­nież za­rob­ki. Po­pad­niesz w ruinę, a mnie przyjm­nie każdy teatr, każda ope­ret­ka !

Wuj za­sta­na­wiał się. Wie­dzia­łam, że tra­fi­łam w jego czuły punkt – pie­nią­dze.

– Do­brze… – po­wie­dział po chwi­li – Alice już tu nie pra­cu­je, wy­gra­łaś Ja­cqu­eli­ne !

Za­do­wo­lo­na od­wró­ci­łam się od wuja – wy­gra­łam, nie chcia­łam z nim dłu­żej roz­ma­wiać. Ru­szy­łam do gar­de­ro­by. Zle­cia­ło się tam wiele ma­ki­ja­rzy­stek, cha­rak­te­ry­za­to­rów i in­nych, któ­rzy ro­bi­li mnie na bó­stwo.

Pięt­na­ście minut póź­niej usły­sza­łam płacz. To była Alice – wuj wła­śnie ją wylał.

– Nie, pro­szę ! Ja się po­pra­wie ! – wrzesz­cza­ła.

– Wy­bacz mi. Ja­cqu­eli­ne uważa, że nie po­tra­fisz śpie­wać, a ja się z nią zga­dzam.

Póź­niej usły­sza­łam kilka trza­sków, huków, krzy­ków. Wy­gra­łam – Alice znik­nę­ła, wszyst­ko miało być per­fek­cyj­ne !

Wy­bi­ła dwu­dzie­sta pierw­sza. Ma chérie, byłam taka pod­nie­co­na. Sta­łam za ku­li­sa­mi, kiedy mój wuj za­czął prze­ma­wiać.

– Przy­ja­cie­le! Dziś, za­bie­rze­my was do Włoch. Cze­ka­ją was nie­za­po­mnia­ne wra­że­nia. Czy przy­jaźń Donks i Lany prze­trwa wszyst­ko? Do­wie­dzie się już za chwi­lę. Po­wi­taj­cie ak­tor­ki go­rą­cy­mi bra­wa­mi!

Wrza­wa, okla­ski, krzy­ki i piski do­bie­gły z sali! Wraz z Casie wy­szły­śmy na scenę – spek­takl się roz­po­czął!

Wszyst­ko było ide­al­nie. Przy­szedł czas na moją so­lów­kę. Wy­szłam na scenę, ubra­na w długą złotą suk­nię. Usły­sza­łam brawa, oni mnie wiel­bi­li. Za­czę­łam śpie­wać, w po­ło­wie pio­sen­ki wszyst­ko stało się tragédie.

Alice udało się prze­bić przez ochro­nia­rzy, wbie­gła na scenę i rzu­ci­ła się na mnie – znisz­czy­ła mój wy­stęp!

– Ty suko! Zruj­no­wa­łaś mi ka­rie­rę i życie! – Wrzesz­cza­ła.

Lu­dzie byli obu­rze­ni, prze­stra­sze­ni, zdzi­wie­ni. Śmia­li się ze mnie; byłam skoń­czo­na. Ochro­nia­rzom udało się ją od­cią­gnąć, po­dra­pa­ła mi twarz i ra­mio­na. Co z tego, kiedy moje życie legło w gru­zach? Taka kom­pro­mi­ta­cja! Pod­nio­słam się, a na sali nie było już ni­ko­go. Sły­sza­łam tylko obe­lgi…

Wuj we­zwał po­li­cję, za­bra­li Alice, acz­kol­wiek wy­pu­ści­li ją po go­dzi­nie bez żad­nych kon­se­kwen­cji. A ja? Ja… byłam zdru­zgo­ta­na, wciąż je­stem mon­sieur Rose. Nie mo­głam jej tego da­ro­wać!

Tej samej nocy wkra­dłam się do biura mo­je­go wuja. Zna­la­złam jej adres w księ­dze osób za­trud­nio­nych, po­je­cha­łam tam… i dalej… było już łatwo.

We­szłam do środ­ka, drzwi były otwar­te. Po­ru­sza­łam się cicho. Zna­la­złam ją, spała, schla­na jak świ­nia! Nie mo­głam na nią pa­trzeć. W moich my­ślach nie było „danse ma­ca­bre” mon­sieur Rose, chcia­łam ją pobić, może oszpe­cić. Pa­trzy­łam na nią dłuż­szą chwi­lę, za­sta­na­wia­łam się, która kara bę­dzie strasz­niej­sza. Wtem chwy­ci­łam za bu­tel­kę, nie wiem jak to się stało, ale ude­rzy­łam ją sie­dem­dzie­siąt dzie­więć razy w głowę i czter­dzie­ści dwa w brzuch. Póź­niej spraw­dzi­łam, czy żyje – ani hu hu. Chwy­ci­łam za te­le­fon i za­dzwo­ni­łam na po­li­cję, ka­za­łam im przy­je­chać.

Rose pa­trzył na Ja­cqu­eli­ne z nie­sma­kiem. Nie mógł uwie­rzyć, że ta pięk­na ko­bie­ta miała w sobie tyle jadu. Za­bi­ła z tak bła­he­go po­wo­du.

– Ah. Czy to był je­dy­ny powód?

– Par­don?

– Czy za­bi­ła pani z tak bez­sen­sow­ne­go po­wo­du? – pytał z nie­do­wie­rza­niem.

– Bez­sen­sow­ne­go? Mon­sieur Rose. To było moje życie, a ona je znisz­czy­ła. Życie za życie… Ma chérie!

– Ro­zu­miem.

– Nic pan nie ro­zu­mie. Świat jest trud­ny. Życie jest trud­ne. Nie można po­zwo­lić, by ktoś znisz­czył ci ka­rie­rę, na którą tak długo się pra­co­wa­ło. Je­stem silna i wa­lecz­na. Teraz, kiedy tu sie­dzę, ża­łu­ję, że nie za­bi­łam jej w inny… tra­gicz­niej­szy spo­sób.

 

Prze­słu­cha­nie za­koń­czo­ne

Koniec

Komentarze

Przy­kro mi, Nay­ing, ale nie mam po­ję­cia, co za­mie­rza­łeś opo­wie­dzieć tą fa­tal­nie na­pi­sa­ną i kom­plet­nie po­zba­wio­ną fan­ta­sty­ki hi­sto­ryj­ką.

Może, nim po­dej­miesz ko­lej­ne próby twór­cze, po­sta­raj się naj­pierw zgłę­bić za­sa­dy rzą­dzą­ce ję­zy­kiem pol­skim i dużo, na­praw­dę dużo czy­taj.

 

Sala prze­słu­chań cuch­nę­ła spo­co­nym pod­ko­szul­kiem. – Cała sala cuch­nę­ła jed­nym pod­ko­szul­kiem? Co spra­wi­ło, że pod­ko­szu­lek się spo­cił?

Pod­ko­szu­lek może być prze­po­co­ny.

Za SJP: spo­co­ny «taki, który się spo­cił wsku­tek wy­sił­ku, zmę­cze­nia itp.»

 

Męż­czy­zna zgo­dził się, chwy­cił za akta i ru­szył do po­ko­ju prze­słu­chań.Męż­czy­zna zgo­dził się, chwy­cił akta i ru­szył do po­ko­ju prze­słu­chań.

 

Z kon­ster­na­cji wy­rwał ją dźwięk otwie­ra­ją­cych się drzwi. Bru­net­ka spoj­rza­ła za sie­bie, za­uwa­ży­ła wy­so­kie­go, przy­stoj­ne­go męż­czy­znę o nie­bie­skich oczach. Po­li­cjant za­mknął za sobą drzwi… – Po­wtó­rze­nia. Skoro bru­net­ka była w po­ko­ju sama, To chyba nie mogła nie za­uwa­żyć wcho­dzą­ce­go męż­czy­zny.

Pro­po­nu­ję: Z kon­ster­na­cji wy­rwał ją dźwięk na­ci­ska­nej klam­ki. Bru­net­ka od­wró­ci­ła sięzo­ba­czy­ła wy­so­kie­go, przy­stoj­ne­go męż­czy­znę o nie­bie­skich oczach. Po­li­cjant za­mknął za sobą drzwi

 

Ko­bie­ta wpa­try­wa­ła się w pięk­ne, nie­bie­skie oczy męż­czy­zny. Nie była w sta­nie się nimi na­dzi­wić… – Nie była w sta­nie się im na­dzi­wić… Lub: Nie mogła się im na­dzi­wić

 

– Jest pani po­dej­rza­na o za­mor­do­wa­nie Alice Lunes. Przy­zna­ła się pani do winy, na­to­miast chce­my się do­wie­dzieć… dla­cze­go? – Czy chcą wie­dzieć, dla­cze­go się przy­zna­ła?

 

Oh, ma chérie!Och, ma chérie!

 

moje wy­stę­py za­wsze były ide­al­ne, do­pra­co­wa­ne w naj­mniej­szym calu. – Cal to jed­nost­ka miary i jest równa 25,4 mm. Cal nie może być naj­mniej­szy ani naj­więk­szy.

Pew­nie miało być: …do­pra­co­wa­ne w każ­dym calu. Lub: …do­pra­co­wa­ne w naj­drobniejszych szcze­gó­łach.

 

Uda­łam się do gar­de­ro­by i ubra­łam su­kien­kę Donks… – W co ubra­ła su­kien­kę???

Su­kien­kę można wło­żyć, za­ło­żyć, przy­wdziać, ubrać się w nią, ale su­kien­ki, tak jak żad­nej czę­ści gar­de­ro­by, nie można ubrać!

 

Wy­szłam na scene i za­czę­łam pie­ścić moje gadło nu­ta­mi, było cu­dow­nie, a póź­niej wy­szłą ONA !Li­te­rów­ki.

Zbęd­na spa­cja przed wy­krzyk­ni­kiem – ten błąd po­wta­rza się wie­lo­krot­nie w dal­szej czę­ści tek­stu.

 

-By­ły­ście świet­ne ! – Brak spa­cji po dy­wi­zie, za­miast któ­re­go po­win­na być pół­pau­za. Zbęd­na spa­cja przed wy­krzyk­ni­kiem.

 

-Tyl­ko cud­now­na ? – za­py­ta­łam ura­żo­na. – Błąd jw. Li­te­rów­ka. Zbęd­na spa­cja przed py­taj­ni­kiem.  

 

Byłam zła na wuja, że nie sły­szał okro­ne­go wy­ko­na­nia Alice. – Li­te­rów­ka.

 

a mnie przyjm­nie każdy teatr… – …a mnie przyjm­ie każdy teatr

 

Zle­cia­ło się tam wiele ma­ki­ja­rzy­stek, cha­rak­te­ry­za­to­rów… – Zle­cia­ło się tam wiele ma­ki­ja­ży­stek, cha­rak­te­ry­za­to­rów

 

Ja się po­pra­wie– Li­te­rów­ka. 

 

Do­wie­dzie się już za chwi­lę.Do­wie­cie się już za chwi­lę.

 

Wtem chwy­ci­łam za bu­tel­kę… – Wtem chwy­ci­łam bu­tel­kę

 

ude­rzy­łam ją sie­dem­dzie­siąt dzie­więć razy w głowę i czter­dzie­ści dwa w brzuch. – Li­czy­ła???

 

Chwy­ci­łam za te­le­fon i za­dzwo­ni­łam na po­li­cję… – Chwy­ci­łam te­le­fon i za­dzwo­ni­łam na po­li­cję

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

 

Hmm…

 

Z jed­nej stro­ny za­cie­ka­wi­ło mnie, na po­cząt­ku, o co kaman… i cze­ka­łem na roz­wią­za­nie, a tu tym­cza­sem go nie ma. No po pro­stu: ani pu­en­ty, ani ta­jem­ni­cy, ani nawet fan­ta­sty­ki… W sumie je­dy­nym za­sko­cze­niem było to, że było to tak sztam­po­we i prze­wi­dy­wal­ne, że tego nie prze­wi­dzia­łem.

 

Ale za to z dru­giej stro­ny:

Mó­wi­ła pani o wy­stę­pie, o tym, że nigdy się pani nie stre­su­je.

– prze­oczy­łem ten mo­ment?

…do sie­dem­na­stej trzy­dzie­ści byłam w domu, (..) Około sie­dem­na­stej czter­dzie­ści wy­szłam z domu,

– czyż­bym zna­lazł lukę w cza­sie – czyli jed­nak to fan­ta­sty­ka…

 

Poza tym cha­otycz­ny zapis, aka­pi­ty w dia­lo­gach, kur­sy­wa (po coś?)

 

I jesz­cze:

Z kon­ster­na­cji wy­rwał ją…

…od­po­wie­dzia­ła ocho­czo bru­net­ka

Muszę pana olśnić.

…ale ude­rzy­łam ją sie­dem­dzie­siąt dzie­więć razy w głowę i czter­dzie­ści dwa w brzuch.

I wszyst­ko jasne – za­po­mnia­łeś od­po­wied­nio ota­go­wać.

 

Ge­ne­ral­nie: nie za fajne.

 

Czy to jest sy­gna­tur­ka?

Gdzie tu fan­ta­sty­ka? 

 

Zbrod­nia jak zbrod­nia, nic no­we­go. Jeśli przy­mknie się oko na licz­ne błędy, czy­ta­nie nie boli – za bar­dzo – ale hi­sto­ria Ja­cqu­eli­ne zu­peł­nie mnie nie po­rwa­ła i nie po­ru­szy­ła. Nie prze­czy­ta­łam nic, czego gdzieś bym już wcze­śniej nie spo­tka­ła. Nawet nie cho­dzi o brak ory­gi­nal­ne­go po­my­słu i ja­kie­goś bły­sku, który po­zwo­lił­by za­pa­mię­tać tekst, ale o kom­plet­ną ni­ja­kość po­sta­ci, wy­da­rzeń, zbrod­ni… Wszyst­ko to wy­da­je się pa­pie­ro­we. 

 

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Ła­god­nie rzecz uj­mu­jąc – nie po­rwa­ło. Nie zna­la­złam w tek­ście ani fan­ta­sty­ki, ani za­sko­cze­nia, ani ory­gi­nal­no­ści. Sporo błę­dów warsz­ta­to­wych, ale po­nie­waż reg więk­szość wy­pi­sa­ła, to po­sta­no­wi­łam prze­czy­tać przy­my­ka­jąc na nie oko i sku­pić się na fa­bu­le i bo­ha­te­rach. Fa­bu­ła oka­za­ła się dość pro­sta, a po­stać Ja­cqu­eli­ne na tyle prze­ja­skra­wio­na, że trud­no w nią uwie­rzyć. O po­zo­sta­łych trud­no się wła­ści­wie wy­po­wie­dzieć bo peł­nią ewi­dent­nie rolę tła.

Nie ro­zu­miem, po co ta kur­sy­wa.

Nie ro­zu­miem też ce­lo­wo­ści wtrą­ceń w ję­zy­ku fran­cu­skim, skoro wy­glą­da na to, że cała roz­mo­wa w nim wła­śnie się toczy. Wy­pa­da­ło­by je albo też “prze­tłu­ma­czyć”, albo użyć wtrą­ceń z in­ne­go ję­zy­ka, np. wło­skie­go (skoro ma pa­so­wać do śpie­wacz­ki ope­ro­wej).

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

ze­mdlo­na, znu­dzo­na, nie­za­do­wo­lo­na, z szel­mow­skim uśmiesz­kiem, a zaraz od­po­wia­da ocho­czo

Ro­zu­miem, że to zwa­rio­wa­na śpie­wacz­ka, ale na­stro­je na­praw­dę zmie­nia­ją jej się jak w ka­lej­do­sko­pie…

 

na które ona nie ra­czy­ła od­po­wie­dzieć

tu nie­po­trzeb­ny za­imek

 

W tek­ście po­ja­wia­ją się licz­ne fran­cu­skie wstaw­ki, ale samo na­zwi­sko d'Le­vit­to­ux wy­da­je się za­wie­rać błąd or­to­gra­ficz­ny tzn. jest nie­zgod­ne z fran­cu­ską za­sa­dą eli­zji – po­win­no być albo de Le­vit­to­ux albo d’Evi­to­ux. Nie mia­łem fran­cu­skie­go od ogól­nia­ka i już nie mam ocho­ty się go uczyć, ale jest cień szan­sy że mogę mieć rację ^ ^. Oczy­wi­ście pro­szę o zwró­ce­nie uwagi, jeśli jej nie mam.

 

 Niech pan tak na mnie nie pa­trzy[+,] mon­sieur

 wy­so­ko po­sta­wie­ni[-e] biz­nes­me­ni

Jaque

może jed­nak Ja­cqu­es?

Wy­szłam na scene

scenĘ

wy­szłą

wy­szła

okro­ne­go

okrop­ne­go

chce

chcę

ma­ki­ja­rzy­stek

ma­ki­ja­ży­stek

 po­pra­wie

po pra­wie to się apli­ka­cję robi… cza­sem

 

Od­nio­słem wra­że­nie jak­byś w dal­szej czę­ści tek­stu od­pu­ścił sobie ko­rek­tę : >

Mia­łeś po­mysł na po­stać, mo­ty­wa­cję i głów­ny wątek, który nie­ko­niecz­nie był zły, ale za­bra­kło Ci ory­gi­nal­ne­go roz­wi­nię­cia i po­praw­no­ści wy­ko­na­nia. Wszy­scy spo­ty­ka­my na swo­ich dro­gach za­pa­trzo­nych w sie­bie ego­istów, ale nie o wszyst­kich lu­bi­my słu­chać lub czy­tać. W ty­tu­le opo­wia­da­nia po­ja­wia się Paryż – w moim od­czu­ciu tytuł czę­sto sta­no­wi pewną wska­zów­kę in­ter­pre­ta­cyj­ną, swego ro­dza­ju pod­su­mo­wa­nie ca­ło­ści lub jedno i dru­gie. Pi­szesz o Pa­ry­żan­ce, ale rów­nie do­brze mo­gła­by być miesz­kan­ką Me­dio­la­nu, Lon­dy­nu czy War­sza­wy – oprócz po­wta­rza­ją­cych się w tek­ście wi­sie­nek, nie ma tu nic co uza­sad­nia­ło­by tytuł i nada­wa­ło tek­sto­wi wy­jąt­ko­wo­ści, przy­naj­mniej w tej war­stwie.

Nie znie­chę­caj się. Cał­kiem nie­źle wczu­łeś się w mo­ty­wa­cje bo­ha­te­rów : )

 

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Nowa Fantastyka