- Opowiadanie: Aithne - Słuchasz mnie?

Słuchasz mnie?

Miałam nie wstawiać tego opowiadania, ponieważ napisałam je w bardzo krótkim czasie, ale stwierdziłam, iż jestem gotowa na krytykę. Enjoy!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Słuchasz mnie?

Widujesz gości takich jak ja, kobiety lgną do nich jak chłopy do „Podniebnej Karczmy”. Mógłbym opowiedzieć ci historię o mojej jedynej prawdziwej miłości, tyle, że nie pamiętam, która z tych dziew takową była. Nie lubię mówić o innych, nudzi mnie to. Wiesz co teraz robię? Przywiązali mnie do podniebnej… kurwa, w tej krainie wszystko jest podniebne. Przywiązali mnie do podniebnej liny, to taka kara dla niesubordynowanych żołnierzy, podyndam dwadzieścia cztery i mnie zdejmą. Znam temat. Nie raz się zdarzyło, że po pijaku przeleciałem córkę dowódcy czy pokazywałem dupę na mrożącym krew w żyłach „polu bitwy”. Zresztą, ja tam na wojnę iść nie chciałem, przecież jej nie wywołałem, w ogóle nie wiem po co ona w tym momencie jest. W jakim celu kłócić się o skrawek… powietrza? A, bo wiesz, powierzchni, jako takiej, już nie ma. Są szpiczaste góry i woda. Domy wyglądają jak kokony przylegające do tychże gór właśnie. Mógłbym ci opowiedzieć o wspaniałym duchu tego miejsca, o zieleni otaczającej nas zewsząd, ale rzygam już tym, drzewa i kosodrzewina, ja już żadnego piękna nie widzę. O, leci następny złoczyńca.

– Za co?

– Sukinkoty jedne, za nic! – Poczciwy chłopek z rolniczej jednostki.

– Ano, to tak jak ja.

– Tyś ten sławny Morderczooki?

– Tylko na mieście się tak do mnie nie zwracaj. Ryan mam na imię.

Ten, pożal się człowieku, przydomek zyskałem po tym, jak to przypadkowo zabiłem czterdziestu wrogów. Serio, nie miałem pojęcia, że wprowadzam ich w próżnię, sam pieprznąłem w dół, tyle, że miałem farta, bo gacie zaczepiły mi się o korzeń i jakoś się wykaraskałem. No a tamci ziuuum, do wody, i nasi szybko ich wystrzelali z siarczówek. Nie wiesz, co to? O losie! Karabiny na siarkę pomieszaną z palącym kwasem.

– Słyszałeś? – pytam chłopka, bo wydawało mi się, że padły strzały.

– Matko, matuleńko, wojna się zaczęła! Zginiemy tu jak kozy prażone pod słońcem!

– Wojna trwa już dawno, to po pierwsze, i nie zginiemy tu. – Tym razem wybuch.

– Panie, ratuj! Zginiemy! – Już mi się nawet nie chce gadać, żeby się zamknął. Nogami przywieram do liny, podciągam się tak, żebym mógł zębami złapać za blokadę. Koła się zwalniają, podobnie jak zaczepy na ręce, więc muszę uważać i nie zapomnieć się, inaczej wpadłbym do wody, a tam pożarłoby mnie jakieś COŚ, bo po apokalipsie wiele nieznanych stworzeń wypłynęło wyżej, no i powolutku przesuwam się w stronę skał.

– Czekaj! Pomóż mi! – Tłumaczę mu co ma zrobić, tylko, kurna, na początku powinienem powiedzieć, że ma uważać, bo jak zwolni blokadę… O, takiego wielkiego wodnego bydlaka to jeszcze nie widziałem. Jak skacze sukinsyn!

 

Oho, mają te głupie dżiny. Ogarniasz? Po co tworzyć latające roboty wyglądające jak dżiny? Co, zwykłe autolotnie – jakie my mamy – już passe? Preferują państwo styl na debila? Eh. Świata fantasy się zachciało. Mógłbym powiedzieć, że dżiny są lepsze ze względu na to, iż posiadają inteligencję (nie mylić z wolną wolą i świadomością), ale wcale tak nie uważam, bo przez to sam przestajesz myśleć. One walczą za ciebie, namierzają wrogów za ciebie i inne wojenne trele morele, a ty jesteś pasażerem z opóźnioną reakcją w razie awarii robota. Siedzą na nich jak na koniach, na karkach widać ekran, zwisają im łańcuchy, do których poprzyczepiane są czaszki – czyli bomby. Pierwszy raz jak zobaczyłem dżina myślałem, że to jakaś istota pozaziemska, posrałem się w gacie jak do mnie podleciał, ale jak się przyjrzysz, to dostrzegasz w oczach kamerki, a i czasem „efekty specjalne” się rozmazują, że nie widać tych ogonów ducha. Nie wiem czy wystarczająco opisałem ci to dziwactwo. U nas w nacji stawiamy raczej na biotechnologię, nie cyber. Te nasze domki – kokony – mają półprzezroczyste ściany po to, aby łapały energię ze słońca i dostarczały prąd. Nie mamy kabli, nie mamy czegoś takiego jak akumulatory, autolotnie coś tam mają, ale też wszystko z „bio” (biopaliwo czy tam biogaz, nie znam się za bardzo) związane. A, no próżnię stworzyli stricte z cyber, zerżnęliśmy od tamtych, nie martw się, do Sądu Najwyższego nas nie pozwą. Też nie wiesz co to próżnia? Gdzieś ty się wychował? Próżnia jest obszarem martwym, cokolwiek tam wleci, grawitacja jest tak silna, że ściągnie w dół, oczywiście jest sztucznie zrobiona, to pułapki. Eee, chyba któreś mnie zauważyło…

 

Schowałem się za drzewo, przykucnąłem i ślęczę tam jak debil, czekając Pan jeden wie na co. Podleciał osobnik i zsiada, wydaje mi się, że to kobieta, a właściwie to na pewno kobieta. Chyba, że gościu ma cycki.

– Kim jesteś, tchórzu, chowający się za drzewem?

– Kimś kto ma w dupie to wszystko…

– Co tam bełkoczesz kmiociku? – Kmioci… co to za słowo, do cholery?

– MAM W DUPIE TO WSZYSTKO! – Wychylam się zza drzew, nie strzela.

– Eh, też mam tego dosyć…– Zdejmuje maskę, może piękność dnia toto nie jest, ale ma w sobie coś… hipnotyzującego. Wyjmuje fajkę, idę krokiem podobnym do dzikiego kota, który zobaczył kawał mięcha i siadam obok, częstuje mnie. Wcześniej przyjrzała się czy nie mam broni, prawdopodobnie. Ewentualnie dostrzegła moją skromną wspaniałość.  

– Ile wisiałeś na linie? – No tak, otarcia na rękach.

– Może ze dwie godziny, szczęście czy nie, zaczęliście wojenne podboje i musiałem spadać, a że nieraz uciekałem stamtąd na noce, a później wracałem, to niewielki problem.

– Za co?

– Takie tam… – Puszczam kółka z dymu.

– Oj, no weź…

– Zacznę od tego, że często wisiałem za różne drobiazgi, obnażanie się po pijaku czy na trzeźwo, co za różnica… No ale tym razem chciałem coś pożytecznego zrobić. Wysłać wam wiadomość, że chcemy pojednania, ale nic nie wysłałem, beznadziejny jestem w technologii, dowódca wszedł i po ptokach.

– Popieprzone to, nie dość, że możemy być ostatnimi ludźmi na Ziemi to… gówno.  

– Gówno.

Siedzimy i jaramy, zaczynamy gadać o różnych bzdetach. Już ją lubię, jest inna niż te wszystkie baby, które kleją się jak żywica.

– Jaki masz stopień? – pytam.

– Zastępca dowódcy…

– Ostro.

– Ano, jak się ma ojca wysoko, to normalka.

– Mogę zobaczyć tego wariata? – Wskazuję na dżina. Kiwa głową. Dotykam go, wow! Jaki mięciutki! Zapytuję czy mogę siąść. Kurna, wygodne to dziadostwo. Patrzę na ekranik, nie rozumiem żadnego z tych znaczków. Pytam o poszczególne, mówi, że mogę sprawdzić. O uruchomił się! Lekko unosi się w powietrzu. Śmieszne uczucie. Kuźwa, to gada.

– A ten do czego? – Opisuję przycisk.

– Nie ruszaj.

– Ok. Ten obok mogę?

– Ta. – Kobieta wstaje i przeciąga się. Smukłe, piękne ciało wygina się, jasne włosy opadają na ramiona…

– Coś ty… – Kurwa… Nie ten przycisk.

 

Kazali mi się ładnie ubrać. Zrobiłem to, ubrałem się ładnie – według mnie. Uwielbiam chodzić w glanach. Lezę niechętnie, ale przygotowali to wszystko dla mnie, pokażę się chociaż. Ehh… Prezydent się zjawił, ględzi jakąś przemowę. A, bo ty nie wiesz dlaczego? Mógłbym wrócić do chwili kiedy spotkałem tę intrygującą kobietę ze wzgórza, ale po co. Ona nie żyje. Mógłbyś pomyśleć – zabił ją! Ale tak nie było.

– Podejdź. – Stoję naprzeciwko, lekko zgarbiony z miną – dajta wy mi wszyscy święty spokój. Prezydent przypina mi order do piersi. Prosi mnie o kilka słów. Widzę, że dowódca mojego oddziału jest spocony i drga mu oko. Wie, że mam w dupie to, iż gapi się na mnie pół państewka.

– Ta, po pierwsze, nie chciałem tej wojny i nadal jej nie chcę, ponieważ jest niepotrzebna całkowicie, po drugie to wcale nie chciałem zab… – Wszyscy zaczynają bić brawa, wjeżdża na salę tort, wyłączyli mi mikrofon. Nie chciałem jej zabić, pocisk sam wystrzelił i wypalił jej laserem dziurę w brzuchu. Zdarza się. Tyle, że chciałem to wyjaśnić, a ich bardziej obchodzi fakt, iż była córką prezydenta Kratosu (czyli cyber-wyspy), najlepiej wyszkoloną z całego oddziału i tamci zastanawiają się jak to możliwe, że dała się zabić, boją się nas, zyskaliśmy większy szacunek.

– Pieprzona wojna – mówię do mikrofonu, ale i tak nikt nie słucha „bohatera”. Pieprzę to. Chyba gdzieś wyjadę. Taa… Gdzie? Coś wymyślę, a na razie trzeba urządzić jakąś rozróbę. Ktoś zamawiał prostaka, pijaka i gołodupca?  

 

Koniec

Komentarze

W kwestii fabularnej:

Trzyma się kupy, kilka ciekawych rozwiązań, dobry pomysł na dżina. Też się zastanawiałem jak go pozbawić… hm… eteryczności chyba. Twój pomysł mi się podoba.

Zaskoczeń brak, bo (SPOILER) jak już koleś wlazł na dżina to wiedziałem jak to się skończy.

No może to:

bo jak zwolni blokadę…O, takiego wielkiego wodnego bydlaka to jeszcze nie widziałem. Jak skacze sukinsyn!

 

Jeśli chodzi o błędy to, poza jakimiś drobiazgami, tylko tu:

Schowałem się za drzewo, przykucnąłem i ślęczę tam ja debil

jak debil czy może: ja, debil

Czy to jest sygnaturka?

to taka kara dla tych niesubordynowanych żołnierzy – zbędne

– Sukinkoty jedne, za nic!- Poczciwy – spacje mają być po obu stronach myślników (czy jak je tam zwał) – wszędzie

Ryan mam na imię.– Ten, pożal się człowieku, przydomek zyskałem – przez narrację pierwszoosobową nie wiem, czy Ten, pożal.. to dalsza część wywodu w stronę chłopka, czy narracja. Bo ciąg logiczny jest, ale myślnik wprowadza zamęt. 

Nie wiesz(+,) co to?

wydawało mi się, że strzały padły – szyk

nie martw się(+,) do Sądu Najwyższego nas nie pozwą

Schowałem się za drzewo, przykucnąłem i ślęczę tam jak debil(+,) czekając Pan jeden wie na co.

– Kim jesteś(+,) tchórzu(+,) chowający się za drzewem? – wołacz woła o przecinki :) 

– Ano, jak się ma ojca wysoko(+,) to normalka.

Pytam się o poszczególne, mówi, że mogę sprawdzić. – zbędne

była córka prezydenta Kratosu – literówka

 

Nie przepadam za wulgaryzmami, więc z tej strony nie podeszło. Narracja pierwszoosobowa jest ciekawym zabiegiem, ale wymaga nieco dopracowania, żeby się nie zlewała (jak w przykładzie powyżej). 

Ja, inaczej niż kchrobak, nie domyśliłam się zakończenia :)

Wizja ciekawa, fabuła też niezgorsza. A teraz szybciutko poprawiaj usterki, zanim juror zajrzy :)

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję Wam za opinie i podpowiedzi (błędy poprawione!) :) Juror nie widział! 

Całkiem ciekawy tekst. Tylko narracja jakaś taka młodzieżowa, mi wulgaryzmy i lekki styl nie przeszkadzają, ale tutaj jakoś mi nie podeszły.

Co do zakończenia to wielkiego zaskoczenia nie ma, ale zgrabnie zamyka tego szorta.

Przeczytałem!

 

Dziękuję za udział w konkursie!

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Fajowe. Zabawne. Parę błędów, kilka za długich zdań. A eh nigdy nie wiem, czy się pisze ech, czy eh, i czy to jest wykrzyknik i trzeba mu postawić !, czy nie… Może ktoś mnie oświeci?

 

– Pieprzona wojna.– Mówię do mikrofonu, ale i tak nikt nie słucha „bohatera”.

Skoro mówisz do mikrofonu, to – Pieprzona wojna – mówię do mikrofonu. Z kropką i dużą literą tylko wtedy, jak czynność nie dotyczy słuchania/mówienia.

 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

No cóż, nie spodobało mi się ani opowiadanie, ani jego bohater. Nie lubię takich wyluzowanych, dowcipkujących gawędziarzy, posługujących się niewyszukanym językiem.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Nie raz się zda­rzy­ło, że po pi­ja­ku prze­le­cia­łem córkę do­wód­cy… – Nieraz się zda­rzy­ło, że po pi­ja­ku prze­le­cia­łem córkę do­wód­cy

 

– Sły­sza­łeś?– pytam chłop­ka… – Brak spacji po pytajniku.

 

i nie zgi­nie­my tu.– Tym razem wy­buch. – Brak spacji przed półpauzą.

Ten błąd występuje wielokrotnie, w całym opowiadaniu!

 

– Panie ratuj! Zgi­nie­my!- Już… – Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Cze­kaj! Pomóż mi!- Tłu­ma­czę… – Jak wyżej.

 

– Co tam beł­ko­czesz kmio­ci­ku? – Raczej: – Co tam beł­ko­czesz kmio­tku?

 

a że nie raz ucie­ka­łem stam­tąd na noce… – …a że nieraz ucie­ka­łem stam­tąd na noce

 

Chyba gdzieś wy­ja­dę. Taa… Gdzie? – Raczej: Chyba dokądś wy­ja­dę. Taa… Dokąd?

Choć bohaterowi można wybaczyć, że wyraża się niezbyt poprawnie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tu akurat muszę się wtrącić, bo to opowiadanie czytało się dość lekko i pomimo braku złożonej fabuły miałem ochotę czytać dalej. Koncentrowanie się na zbyt wybujałych opisach przyrody, które czasem swoją poetyckością konkurują z logiką, zaczyna trącić grafomaństwem. Tutaj prosty język był wystarczająco plastyczny, choć owszem,  wszystko można dopieścić.

 

“Nie raz” użyte, domyślam się, w celu podkreślenia, że nie raz, a nie że często, stale i nierzadko – błędu nie widzę.

Użycie wyrażenia “kmiociku”, zamiast “kmiocie” Autorka chyba wyjaśniła w treści.

 

z kolejnym “nieraz” niestety już się zgadzam ;) oraz z “gdzie” i “dokąd”.

 

Ponieważ to jest praca konkursowa nie będę oceniał. Chciałem tylko powiedzieć, że, mimo oszczędności, mi się podobało :)

 

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

 Dziękuję za opinie :)

 

Nie raz– chodziło raczej o coś w stylu– nie raz, nie dwa. Tak, bohater posługuje się takim językiem jak widać, i nieszczególnie zastanawia się, czy wyraża się odpowiednio. Co do opowiadania– rozumiem, że może się nie podobać, ja też wielu opowiadań nie lubię, a szczególnie tych przepełnionych malowniczymi, grafomańskimi opisami miejsc, co wiele osób chwali ;) Dzięki, że mi przypominacie o tej spacji, może w końcu się nauczę!

Jak by to określić… fajne, ale dupy nie urywa. Podobało mi się w sumie – tylko tyle i aż tyle. Narracja może odrobinę zbyt chaotyczna, a i sam narrator zwracający się wprost do czytelnika tak ogólnie mi średnio pasuje. W jednym miejscu, o w tym:

Wyjmuje fajkę, idę krokiem podobnym do dzikiego kota, który zobaczył kawał mięcha i siadam obok, częstuje mnie.

Musiałem to przeczytać dwa razy, zanim się skapnąłem, że tu nie ma błędu. Ja bym to jakoś rozbił.

Całkiem dobrze napisane opowiadanie. Autorko, popraw potknięcia, o których pisali komentujący, bo w krótkim tekście rzucają się w oczy. Zwykły traf albo los, albo inni ludzi stawiją bohatera w sytuacji, na którą nie miał, oczywiście, wpływu. Luźno skojarzyło mi się z “Forrest Gump”. Pozdrawiam.

Styl mi nie pasuje, a obrazek dżina nie porwał.

Ignorancja to cnota.

Blackubrn: Cieszy mnie, że poza “stylem” dostrzegłeś coś więcej! Madej90: Narracja chaotyczna, bo i sam bohater taki jest. Racja, może i mogłam rozbić jakoś to zdanie, ale (”stety czy nie”) należę do tych osób, które piszą bez zastanawiania się, “na żywioł”, bez specjalnych planów na fabułę, siadam – piszę, więc takie (i inne) “smaczki” wychodzą, a narratorów zwracających się wprost do czytelnika uwielbiam, ale rozumiem, że nie każdy musi takowych lubić :) Pozdrawiam! 

Aithne, już Ci to pisałem. Z palcem w nosie, pisząc bez poprawek, na wariata i na szybko, w krótkim tekście, z niedociągnięciami byłaś w stanie stworzyć klimat, że czytanie nie sprawiało mi przykrości. Wręcz przeciwnie.

Poprawnie piszących pismaków jest wielu, ale są i takie perełki, może z gorszym warsztatem (a może tylko z brakiem cierpliwości), ale polotem, który jest w stanie pociągnąć czytelnika za sobą (nieszczególnie się siląc nawet na wyszukaną fabułę). To jest charyzma, której się nie da wyćwiczyć. Albo ktoś ma osobowość , albo nie ma.

Uwagi możesz brać do siebie i szkolić warsztat, ale po to, żeby umilić czytanie prawdziwym, nie zmanierowanym czytelnikom, którzy nie będą próbowali wiedzieć lepiej.

Ja, choć się zjeżyłem na pierwszym zdaniu, czytając je parokrotnie, dałem się później porwać Twojemu czarowi. To było jak zjedzenie ciastka. Nie wiem ile miało witamin i czy lekarz by mi na nie pozwolił… ale było smaczne. A są i tacy, co liczą kalorie i wciągają mdłe, ale za to zdrowe potrawy.

 

"Ludzie bez polotu muszą zajmować się przyziemnymi sprawami" (A.Sokal)

Mi się nie podobało. Chaotyczna narracja z całym zestawem niezgrabności. Przeskoki między poszczególnymi punktami fabuły w dziwnych miejscach. Ciężko śledziło mi się samą historię, która zresztą jest dosyć banalna.

A.Sokal, już Ci to pisałam – dziękuję :) Twoje słowa są naprawdę motywujące do działania! Uwagi czy uzasadniona krytyka są dla mnie ważne, postaram się szkolić swój warsztat!

Dołączę do tych niespecjalnie zachwyconych. Bohater jest wkurzający, jego luzactwo nie jest interesujące, jak u, powiedzmy, Hana Solo, tylko prymitywne i niezbyt mądre. Może zresztą taki miałaś pomysł na bohatera. Napisane natomiast stosunkowo sprawnie, więc przeczytałam bez większego bólu, mimo że ani historia, ani bohater mnie nie uwiedli.

Mogłabym się podpiąć pod zdanie ochy. Największym minusem opowiadania jest główny bohater. Wkurzający, nia da się mu kibicować. 

Za największy plus uważam ten krótki fragment o miękkim dżinie. Nie wiem dlaczego, ale mnie to rozczuliło :D

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Początek wydał mi się OK, aż do momentu, kiedy Twój bohater się wyswobadza z lin. Sama scena wyswobadzania wydała mi się zbyt prosta. Jeśli tak łatwo się pozbyć tych lin, to czemu nie zrobił tego wcześniej? Dopiero sporo później tłumaczysz, że robił to już wiele razy. Tyle, że moim zdaniem wytłumaczenie przychodzi za późno. Pierwsza rzecz, o której myślę na początku, to że sytuacja jest niewiarygodna.

 

Generalnie absolutnie nic do wulgaryzmów nie mam, ale w Twoim opowiadaniu jest ich tyle, że w rezultacie dają wrażenie wymuszonych. No i częściowo z tego to powodu zgadzam się z przedmówcami, ciężko tego bohatera polubić i się do niego przywiązać.

 

No i jeszcze ten fragment gdzie pokazujesz świat. Czytając miałam wrażenie, że ktoś celowo mi ubliża… Chociaż to może tylko ja byłam już przewrażliwiona na nastawienie bohatera wink

 

Tak ogólnie myślę, że jest tutaj potencjał. Mimo tego, że opowiadanko jest napisane troszkę chaotyczne, widać, że Ty się przy nim dobrze bawiłaś smiley

Ciekawe zastosowanie obrazków. Bohater może i mało przyjemny i pozbawiony ogłady, ale ma swój charakter.

 

Wady: Narracja prowadzona barzdzo chaotycznie. Warsztatowo mogłoby być lepiej.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

A mnie się spodobało. Bohater wzbudził sympatię, bo ma mnóstwo ludzkich wad i stosunek do wojny podobny do mojego. ;-) A że bluzga? No, żołnierze raczej tak robią, a na starannie wyedukowanego oficera to facet nijak nie wygląda.

Pomysł z dżinem też fajny.

Narracja faktycznie, trochę chaotyczna, ale jakoś przeżyłam.

Zgrzytnęła mi kosodrzewina. Jeśli, jak zrozumiałam, znacząco podniósł się poziom mórz, to w tych górach, które pozostały nad powierzchnią, klimat panuje raczej morski. Nie znam się, ale mam wątpliwości, czy kosodrzewina by się odnalazła w takim kurortowym otoczeniu. To znaczy, czy zwykłe drzewa by jej nie wyparły. Może, gdyby gleby było malutko…

 

Babska logika rządzi!

Dziękuję Wam za opinie :)

Nowa Fantastyka