- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Smutek

Smutek

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Smutek

Nastąpił koniec tego wieku, zanucił stary Klimowicz, obsiewając pole. Śpiewał, że Bóg Ojciec posłał Syna Chrystusa, i zastanawiał się, czym tak naprawdę Kościół różni się od Cerkwi. Jednak nie zastanawiając się długo, wziął kolejną garść pszenicy, rzucił zamaszyście i dokończył pieśń: Przy rzece Narwi w domu Ilji. W sad Getsemani świętej rodziny.

Wrócił do domu dopiero przed zmrokiem i usiadł przy piecu, aby rozgrzać dłonie. Żona krzątała się po izbie, a Józek, zmarły trzy lata temu na gruźlicę, bawił się z Marysią, która odeszła tej zimy. Jagna denerwowała się, jak tylko o nich wspominał, ale patrzenie na dziecięce zabawy zawsze go relaksowało. Lubił chodzić z nimi po lesie, tłumaczyć, czym różni się sosna od świerku oraz jakie właściwości ma macierzanka zmieszana z babką lancetowatą. Dawno już nie był w lesie.

Nastąpił koniec tego wieku.

Eliasz Klimowicz znał wszystkie drogi i pagórki prowadzące do sąsiednich wsi. Chociaż ziemia licha, a ludzie ubodzy, to nigdy nie pomyślał, aby wyjechać, udać się nawet i te kilkanaście kilometrów do Białegostoku czy dalej – do Lublina. Kochał przestrzeń, drzewa, gałęzie, krzaczki, w których bałamucił młode wiejskie dziewczęta. Ale przecież nie opuszcza się swojego świata. Swego całego świata.

Jagnę poznał na swoim weselu. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Bóg rozwodów nie uznaje, więc modlił się do niego, ledwo wyszedłszy z Kościoła, aby śmierć ich rozłączyła i mógł posiąść piękną Jagnę, córkę wójta okolicznych Krynek. Modlił się trzy dni i trzy noce, aż sam diabeł go usłyszał. Szatan stawił się niespodziewanie, zaciekawiony modlitwą, która powinna być zaadresowana do niego. Rozmawiali długo, kłócili się, przedstawiali swoje racje. Diabeł nie chciał zabrać pierwszej żony Eliasza, mówił, że jedna baba to zbyt mało.

– Dzieci – powiedział zdesperowany Klimowicz. – Oddam ci wszystkie moje dzieci.

Przypieczętowali więc cyrograf krwią i alkoholem. Siedli w karczmie, zamówili dwie flaszki wódki i nikt nie śmiał podejść. Diabeł spoglądał raz po raz na siedzących przy wielkich drewnianych ławach chłopach, którzy bali się cuchnącego siarka obcego. Z każdym kolejnym łykiem Eliasz zatapiał się to w smutku, to w radości.

Rano obudził go brat, Paweł. Klimowicz wiedział, jakie wieści przyniósł. Bóg Ojciec posłał Syna Chrystusa, lecz diabeł go uprzedził.

Pakt był tak skonstruowany, że to Eliasz musiał przyprowadzić swe dzieci. Dwa razy zniknął więc na ponad tydzień. Mieszkańcy zastanawiali się wtedy, gdzie też zniknął ten rolnik. Zaczęto snuć nieprawdopodobne domysły. Co poniektórzy twierdzili, że wybrał się do Łodzi, aby odwiedzić pana mecenasa, który dostał dyspozycję rozdzielenia majątku pomiędzy krewnych zmarłego klienta. Inni z kolei byli zdania, że dzieci chore zaprowadził do Warszawy, gdzie lekarze wybitni zajmą się przypadkami nieuleczalnymi. Zniknął Eliasz na tydzień raz, znikną i znowu. Zawsze wracał sam, bo starej kobyły nikt nie liczył.

Przy rzece Narwi w domu Ilji działy się różne rzeczy. Eliasz nie umiał ani czytać, ani pisać. Jakież więc było zdziwienie we wsi, kiedy ciułający każdy grosz Klimowicz zakupił księgę. Prezentowała się wspaniale, gruba, kartki jakby pozłacane, litery pięknie wykaligrafowane, okładka z cienkich desek. Eliasz chwalił się zakupem, śmiało każdemu pokazywał, lecz nie chciał powiedzieć, o czym jest księga, a nikt czytać we wsi nie potrafił. Zaczęły się więc szybko szemrania po kątach, że to święta księga, pełna mistycznych słów i boskich cytatów. Z czasem Eliasz zaczął czytać fragmenty księgi, obserwował zaciekawionych mieszkańców, podobał mu się poklask i respekt, który zaczął wzbudzać. Nie minęło kilka lat, jak zaczął gromadzić wokół młodych i gorliwych. Chętnych.

W sad Getsemani świętej rodziny.

Mieszkańcy zapomnieli, że Klimowicz nie umie czytać.

Zarówno ksiądz i pop chodzili wielce niezadowoleni. Napisali więc po sędziego.

 

– Jak cię zwą? – zapytał sędzia, wnikliwie przyglądając się wezwanemu. Co prawda nie chciało mu się przyjeżdżać do tej zapomnianej wioski, ale jednak ciekaw był, któż to ten wieśniak, co to czytał, chociaż nie potrafił.

– Eliasz Klimowicz, ze wsi koło Krynek – odpowiedział spokojnie, jakby kładł się już do snu i pragnął wszechogarniającej nocnej ciszy.

– Dlaczego czytasz Pismo okolicznym chłopom? Nie powinieneś pola obsiewać?

– Aby wiedzieli.

– Ksiądz i pop im wszystko tłumaczą – mruknął sędzia.

– Ksiądz i pop nie wiedzą wszystkiego.

No pewnie, pomyślał sędzia, nikt nie wie wszystkiego. Tylko czy jest to powód, aby wzniecać konflikt na wsi spokojnej i wesołej.

– A co, taki rolnik jak ty, może wiedzieć więcej? – Usta wykrzywił mu kpiarski uśmiech.

– Jak rośnie lipa. Skąd wieje wiatr. Gdzie puszcza ma swój matecznik. Ile smutku w oczach – wyliczył cierpliwie Eliasz.

– I jest o tym w Piśmie? – Rozmówca lekko zaintrygował sędziego.

– Wprost nie ma. – Eliasz wiedział, że brzmi jak szaleniec, ale nie potrafił przełożyć na język polski obrazów, które miał w głowie. – Ale od zawsze jest tak, że ważniejsze jest to, czego nie ma, a nie to, co jest.

Sędzia, uczony w prawie, świetnie znający prawo rzymskie i kodeksy napoleońskie, wobec wiary był bezsilny. Bóg nie jest osobą, którą można wezwać czy złapać. Jednakże zdążył się już przekonać, podczas swej bogatej kariery, że pewne sprawy się wymykają ludzkiemu pojmowaniu. Nie lubił porównywać wiary do choroby, ale żadna inna metafora nie przychodziła mu do głowy.

– Obiecaj – zaczął sędzia – że dasz sobie z tym spokój.

Eliasz się zgodził, gdyż pierwszą misję wypełnił.

 

Sędzia długo rozmyślał nad rozmową z Eliaszem. Szybko rozeszły się plotki, że nad rzeką Krynką, gdzieś w odmętach Białostocczyzny, wcale nie tak daleko od granicy z Litwą, żyje prorok, który był rolnikiem. Najpierw mówiono o tym w Warszawie, następnie w Krakowie, aż w końcu i we Lwowie. Historia obrosła w piórka legendy, powtarzano ją rok w rok, oczywiście ubogacając i dodając nieprawdziwe szczegóły. Byli wśród gawędziarzy tacy, którzy wymyślali dla zabawy, ale byli i tacy, co to niby byli u Eliasza. Ponoć prorok przewidział śmierć Piłsudskiego, gadali. Naprawdę?, ktoś zapytał z niedowierzaniem. I tak legenda rosła i rosła niczym szczęśliwe dziecko.

Sam Eliasz w tym czasie odpędzał się od gości. Wiedział, że zakazany owoc kusi najbardziej. Wiedział, że zabronić dziecku, to tak naprawę skusić go na wieczne zainteresowanie. Pamiętał nauki ojca, dziada i pradziada, że to jednostka zmienia porządek świata, a nie armia. W końcu za kim mieliby podążać?

Boże Duchów, modlili się przyjezdni. I z psalmami na ustach zaczęli budować dom modlitwy. Dopiero po latach ktoś powiedział, że widział diabła noszącego wystrugane belki, więc to musiało się tak skończyć.

Ale po fakcie, to każdy mądry.

 

– Odkupić świat – zaczął Eliasz – może tylko Bóg. I chociaż wiemy i pamiętamy, że jest w trzech osobach, to jednak pomocników na świecie ma wielu. Część działa na jego niekorzyść. Część chowa własną dumę i służy mu dniem i nocą. Są jednak i tacy, co wytyczają szlak, niczym myśliwy w gęstej puszczy. Zapuszczaliście się kiedyś w głąb Puszczy Knyszyńskiej? Zapewne wielu z was się zgubiło, a i pewnie znacie takich, co nie wrócili… Rolą przewodnika jest prowadzić, wskazywać, być z wami.

Tyś raczył o Panie,

Pobłogosławić świat ten grzeszny,

Posyłając Króla Niebios,

Ojca sławnego i chwalebnego proroka Ilję

W Duchu Pana naszego Jezusa Chrystusa.

– Jesteście narodem wybranym! Wy, ludzie ziemi grzybowskiej! To wy przyczynicie się do odkupienia świata! Wy odpędzicie demony! Wy staniecie naprzeciw Anioła Wojny! I to wy go pokonacie!

Modlili się całymi dniami i nocami, a Eliasz wciąż powtarzał:

– Jezus Chrystus niósł krzyż, tak jak i my niesiemy. Każdy dzień to kolejny gwóźdź, każda noc zaczyna się włożeniem korony cierniowej. Nie bójcie się bólu. Wstańcie! I podążajcie zgodnie z głosem Pisma!

 

Jagna widziała o diable.

Eliasz nie musiał nic mówić. Obserwowała go wieczorami, kiedy mgła chciała wkraść się do mieszkania, spoglądała na niego i za dnia, podczas zwykłych prac rolnych. Zawsze napięty, wystraszony, smutny. I chociaż życie mijało im szybko, nie zlękli się po utracie dwójki dzieci. Co noc chowali się pod pierzyną, gasili świecę i patrzyli na siebie. Twarze przybierały szarą barwę i zdradzały prawdę.

Jagna wiedziała więc o diable i była wdzięczna za miłość silniejszą niż boskie prawo.

Jednak każdy interes ma swoją cenę. Widziała jakie katusze wewnętrzne przeżywa Eliasz. Zaczęła więc szukać Boga. Ale nie w modlitwie, a w prostych emocjach: miłości, radości, żalu, smutku. Katem oka czasem go dostrzegała, promieniowała od niego niebieska poświata, ale zawsze się rozmywał, niczym dym na wietrze. Raz go prawie złapała, ale umknął jej. Wtedy zrozumiała, że nigdy go nie złapie. Tylko czy na pewno muszę?, pomyślała Jagna i zwróciła się do Boga z prośbą, jednocześnie oddając swe życie.

 

Chłopi uwierzyli Eliaszowi, że są ludem wybranym. Czekali więc na cud.

Jednakże cud długie lata nie nadchodził.

W 1936 roku rozpoczęła się nie tylko hiszpańska wojna domowa. Wierni proroka postanowili dłużej nie czekać i „dopomóc” ziszczeniu się Klimowiczowych przepowiedni. Po zmroku zapalili pochodnie i ruszyli z pieśnią na ustach:

Kajajcie się, ludzie, kajajcie,

Rozejrzyjcie się dookoła siebie.

Westchnijcie sercem ku Bogu,

Nastał czas ostateczny.

Gdzie tylko spojrzysz na ziemię,

Sama nienawiść, rozboje.

W nienawiści giną narody,

Nastał czas ostateczny.

Eliasz tęsknił za żoną. Nie wiedział jak, ale od jej śmierci przestał czuć obecność diabła. Podejrzewał, iż jedno może mieć coś wspólnego z drugim, ale nie chciał w to wierzyć. A chłop jak się zaprze, to za nic już zdania nie zmieni. Leżał więc i myślał o Jagnie, kiedy usłyszał śpiew. Ubrał się szybko w to, co miał pod ręką i wyszedł naprzeciw ludziom.

– Cóżeście chcecie ode mnie? – zapytał Eliasz, zdziwiony liczebnością przybyłych.

– Ukrzyżować!!! – krzyknęli jak jeden mąż.

Przerażony Eliasz nie oddał się paraliżującemu uczuciu i zaczął uciekać. Chociaż swoje lata już miał, to skłamałby, gdyby powiedział, że noc mu nie pomogła. Przedzierał się przez krzaki długo. Uciekał, dopóki nie znalazł perfekcyjnej kryjówki – jamy ziemniaczanej. Cisza utulała go do snu.

Nie wychodził trzy dni. Przesiąkł zapachem ziemi i ziemniaków, moczu i potu, ale nie wychodził przez bite trzy dni. Zapewne opuścił by jamę i wrócił do chałupy po koszule i spodnie, aby uciec do brata pod Poznań, gdyby wiedział, że młody Matejek doniósł staremu Osełkowi, iż zaciukał proroka toporkiem i wrzucił ciało do rzeki Krynki. Ale Eliasz nie wiedział i trzy dni nie wychodził.

Wyszedł, bo nie dał dłużej rady siedzieć w jamie, a tak poza tym to pogodził się losem. Udał się wprost do starego Osełki.

 

Jest kilka zakończeń tej historii.

Pierwsze mówi, że chłopi, na widok zmartwychwstałego Eliasza uklękli i dotknęli czołami ziemi. W tym czasie Bóg przyjął do siebie fałszywego proroka, na którego czekała już Jagna. To jej zawdzięczał odkupienie.

Drugie zakończenie jest bardziej przygnębiające. Eliasz został ukrzyżowany. W oparach siarki. Melodią pieśni wtórujących wbijanym gwoździom był diabli śmiech.

A co z trzecim zakończeniem?, zapytacie. Otóż wszyscy o nim zapomnieli.

Koniec

Komentarze

Rozumiem układ Eliasza z diabłem i to, że nie żyło mu się z tym najlepiej, ale kupienie księgi i związane z nią postępowanie bohatera, a potem zachowanie całej wsi, wymyka się mojemu rozumowi.

 

krzacz­ki, w któ­rych ba­ła­mu­cił młode wiej­skie dziew­czę­ta. – Wystarczy: …krzacz­ki, w któ­rych ba­ła­mu­cił wiej­skie dziew­czę­ta.

Dziewczę jest młode z definicji.

 

Wie­dział, że za­bro­nić dziec­ku, to tak na­pra­wę sku­sić go na wiecz­ne za­in­te­re­so­wa­nie.Wie­dział, że za­bro­nić dziec­ku, to tak na­pra­wę sku­sić je na wiecz­ne za­in­te­re­so­wa­nie.

Dziecko jest rodzaju nijakiego.

 

Katem oka cza­sem go do­strze­ga­ła… – Literówka.

 

Tylko czy na pewno muszę?, po­my­śla­ła Jagna… – Po pytajniku nie stawiamy przecinka.

Ten błąd powtarza się na końcu opowiadania.

 

Có­że­ście chce­cie ode mnie? – za­py­tał Eliasz… – – Có­że­ście chcieli ode mnie? – za­py­tał Eliasz

Lub: – Có­ż chce­cie ode mnie? – za­py­tał Eliasz

 

Za­pew­ne opu­ścił by jamę i wró­cił do cha­łu­py… – Za­pew­ne opu­ściłby jamę i wró­cił do cha­łu­py

A ja nie rozumiem, jak można zawrzeć taki układ, poświęcając własne dzieci. Nie prościej zabić żonę?

Masz sporo literówek. Dlaczego nie poprawiasz błędów, które wskazała Regulatorzy?

Eliasz Klimowicz znał wszystkie drogi i pagórki prowadzące do sąsiednich wsi.

Tak to brzmi, jakby pagórki prowadziły do wsi.

Autor/ka chce nam po­ka­zać, że słyn­ny w okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym pro­rok Eliasz Kli­mo­wicz dzia­łał z in­spi­ra­cji sza­ta­na. Krót­ko mó­wiąc: nic no­we­go. Jako przy­kład pro­pa­gan­dy re­li­gij­nej może nadawałoby się do antysekciarskiej broszurki, jako utwór be­le­try­stycz­ny takie sobie.

Nowa Fantastyka