Bezrobotny Bóg, zwany dalej Bogorobotnikiem, zszedł na ziemię, a właściwie wziął swoją brykę, piękne nowoczesne BMW, i pojechał na wycieczkę do lasu. Pech chciał, że zgubił drogę. Ale, ale… piękna dama spacerująca tuż przy drodze, za niewielką opłatą wskazała mu odpowiedni kierunek. I ostrzegła go, by nie zapuszczał się głęboko w puszczę, bo tam czai się zło.
Niestety. Bogorobotnik nie usłuchał, wszak jest Bogiem i może robić co zechce. W połowie drogi do tajemniczego domku na skraju polany, Bogorobotnik zauważył leżącą na leśnym dukcie niewiastę. Wystraszony na amen wysiadł z samochodu i począł ją ratować. Niestety szybko okazało się, że to rozbójnik przebrany za kobietę. Tak więc napadli go i pobili. Później okradli z ostatnich pieniędzy, które miał. Jakby tego było mało zabrali mu kluczyki do samochodu.
Obudził się po jakimś czasie. Z twarzą wtuloną w miękką ziemię. Z trudem się podniósł. Zrezygnowany poczłapał, przedzierając się przez ciemne zakamarki borów Tucholskich, do najbliższego miasta na Zachodzie.
Miasto nowoczesne, rosnące w oczach, nie zachwyciło jednak Bogorobotnika. Cały dzień błąkał się po ulicach w poszukiwaniu pomocnej dłoni. Wieczorem, całkowicie zrezygnowany przysiadł nieopodal magazynu z żywnością, licząc na to, ze skapnie mu coś z rozładunku. Gdy w końcu ciężarówka podjechała, bezrobotny Bóg wstał.
Bogorobotnik a raczej to, co z niego zostało wychylił się zza winkla. Obdarte ubrania, które niegdyś były gładkie jak aksamit, powiewały na lekkim wietrzyku. Słońce chowające się za horyzontem ostatnimi promieniami oświetlało jego paskudny uśmiech. Głucha cisza zapanowała nad miastem. Ziało zewsząd pustką. Bogorobotnik zrobił krok do przodu. Nagle zza przeciwnego zakrętu wyłoniła się Babuszka. Stara kobieta w kolorowej chuście na głowie i długiej dresowej bluzie, dostrzegła Bogorobotnika przyglądającego się jej, a właściwie temu co trzymała w ręce.
-Co się tak gapisz jełopie jeden?! – warknęła. – Nie dla psa kiełbasa!
Bogorobotnikowi włosy stanęły dęba. Niemy krzyk wydarł mu się z gardła. Jak mogła się do niego tak zwrócić?
Babuszka pogroziła mu trzymanym w ręce salami.
-Ty wiesz kim ja jestem?! – zagrzmiał Bogorobotnik.
Babuszka zmrużyła oczy, stając w lekkim rozkroku.
Zapadła martwa cisza. Słońce chyliło się ku upadkowi. Było cicho, jeśli nie liczyć głuchego odgłosu stukania, wydobywającego się z głębi magazynu. Między nogami Babuszki przebiegł czarny kot. W oddali zawył pies.
Bogorobotnik napiął lśniące pod strzępami ubrań mięśnie. Oczy mu błysnęły złowrogo. Był gotowy do ataku, lecz nagle… Babuszka wyciągnęła z reklamówki kabanosy.
-Jak śmiesz?! – krzyknął Bogorobotnik.
Rozległ się złowieszczy śmiech Babuszki.
Słońce zaszło. Zapadła nieprzenikniona ciemność. Nad nimi pojawiły się mrugające gwiazdy.
Babuszka jednym skokiem dopadła Bogorobotnika i trzepnęła go po głowie salami. Połowa kiełbasy odpadła.
Ciało Bogorobotnika osunęło się na ziemię. Dało się słyszeć jedynie głuche mlaskanie i jęki:
-Ummm… jakie smaczne…
Babuszka naciągnęła na głowę czarny kaptur dresowej bluzy.
Tak oto zapoczątkowano mordercza serię, której nawet suszona wołowina nie będzie w stanie przerwać.