
Narodzony zachodzącym świtem wśród suchej dżdżystości
Obdarzony ciałem bez smalcu zszytym ze stalowych chmur
Śmiałem się podnieść aż rozbolał mnie brak rzeczywistości
Miałem wieczną chwilę więc pobiegłem bez stóp przez bór
Wśród gęstych chaszczy postrzelił mnie łysy pień
ranny czołgam się suchymi brzegami strumieni
o rany co że gram słowem to pustynia i ja cień
Rozszarpany przez watahę dzikich promieni
Obawiam się, że nie pojęłam. :-(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmm. Mam wrażenie, że to zlepek przypadkowo wylosowanych słów. Na zasadzie: najpierw podmiot, więc bierzemy rzeczownik. Potem jakaś przydawka albo dwie – przymiotniki…
Dlaczego SF?
Babska logika rządzi!