- Opowiadanie: soku1403 - O przedziwnej historii miłosnej

O przedziwnej historii miłosnej

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

O przedziwnej historii miłosnej

 

W karczmie panował spokój. Kojąca cisza dominowała w całym budynku, nie przeszkadzając nikomu spośród przebywających w gospodzie.

Przy szynkwasie siedział starzec z kuflem piwa w dłoni i co jakiś czas sączył z naczynia. Właściciel oberży – pięćdziesięcioletni Tario Kugin – splunął do kieliszka i wypucował go szarą, brudną szmatką, a następnie odstawił na swoje miejsce.

Wnet do środka wtargnął jakiś chłopina, odziany w białą pogniecioną koszulę, wyblakłe spodnie oraz czarne trzewiczki. Dyszał ciężko, ledwo łapiąc dech. Mamrotał coś niezrozumiale pod nosem, a Tario Kugin i starzec przyglądali mu się z nieukrywanym zaciekawieniem.

– Uspokój się – poradził Kugin i zbliżył się do przybysza. – Odsapnij i opowiedz, co się stało i jak możemy ci pomóc. No, będziesz prawić?

– Chy… chyba tt… tak – wyjąkał.

– Jak masz na imię?

– E… Edmund.

– No, mówże Edmundzie o swoim nieszczęściu. Śmiało – klepnął go po plecach zachęcająco.

– Coś strasznego się wydarzyło – wysapał. – Siedzimy sobie z moją siostrą, a w domku naszym było pusto, nie licząc nas. Gawędzimy sobie o rozmaitych rzeczach i śmiejemy się do rozpuku, gdy nagle coś wskakuje przez otwarte okno do chatki i rzuca się na mnie.

– Nie może być.

– A jednak, szanowny panie, a jednak! Jakiś stwór w naszej wiosce! Wstałem, lecz to coś zasłoniło mi oczy, więc zatoczyłem się i runąłem na tyłek. Ani się obejrzałem, a już byłem na dworze, przed drzwiami do domu. A przecie tam wciąż moja siostrzyczka Waksylina jest i z tą szkaradą pewno walczy.

– A drzwi otworzyć zwyczajnie nie mogłeś? – spytał Tario Kugin.

– Za głupka mnie bierzecie, panie? – odparł ostro Edmund. – Pewno, że próbowałem, ale drań zamknął je na cztery spusty! A może i czymś je zastawił, bo w domku mamy takie niewielkie, lecz dość ciężkie łóżko.

– No to idziemy po to monstrum – oznajmił Kugin. – Biorę tylko widły i ruszamy czym prędzej, póki żywa ta twoja luba.

– Nie luba, jeno siostra, panie – poprawił go Edmund.

– Ta, niech będzie – mruknął zbytnio niezaabsorbowany tą kwestią. – Dziadku, ujarzmisz bestię razem z nami?

– Nie – odpowiedział starzec, rozkoszując się smakiem gorzałki. – Nie ma mowy! Nie narażę swojego życia dla kogoś, kogo nawet nie znam!

Tario Kugin przewrócił oczami i opuścił swoje źródło dochodu, które codziennie przynosiło mu setki złota zysku, a to tylko z trunków, a wiadomo było, że w okolicy próżno szukać drugiego takiego przybytku.  

Stawili się przed drewnianą chatką i poczęli kopać, walić pięściami w nieustępliwe drzwi, które nie zamierzały się ruszyć.

– Otwieraj, zwyrodnialcu! – zakrzyknął Edmund. – Bo zatłukę jak psa!

– Okna są zamknięte – zauważył Tario. – A więc ten potwór dość bystry jak na straszydło, skoro zadbał o każdy szczegół. Nie pozostaje nam nic, jak tylko wyważyć te przeklęte drzwi.  

– I muszę tutaj przyznać rację tobie, panie, ponieważ innego sposobu nie widzę.

Po tych słowach obaj łupnęli barkami w drzwi, które wylądowały z donośnym trzaskiem na podłodze.

Edmund i Tario podnieśli się na równe nogi i otrzepali z kurzu.

– Waksylina, co ty wyprawiasz? – zdumiał się Edmund. – A cóż ty robisz z tym dziwadłem?

Waksylina spoczywała w bujanym fotelu i obściskiwała się z małym stworkiem.

– A nie widzisz, głupi bracie? – odrzekła.

– Co to jest, co cię za ramiona chwyta?

– To chochlik – oznajmił Tario Kugin, wskazując palcem na zielonkawego niziołka w poszarpanym brązowym ubraniu. – Psotnik jakich mało.

– Ale dlaczego nie wygoniłaś go z chaty? – dopytywał się usilnie Edmund.

– Bo go kocham! – odwrzasnęła i pogładziła wierzchem dłoni po zielonym policzku chochlika. – Czyż nie jest słodki i taki… taki piękny?

– Nie – zaprzeczył Tario. – To niezbyt odpowiedni materiał na księcia z bajki.

– Właśnie – poparł go Edmund. – Coś ty sobie myślała?

– My się kochamy – wtrącił chochlik. – I nic ci do tego.

– Zawrzyj się, bo palnę w ten durny łeb! – odwarknął.  

– Musisz to zaakceptować, Edmundzie – ozwała się spokojnym tonem Waksylina. – Jeśli naprawdę mnie kochasz i uznajesz za siostrę, to pogódź się z naszą miłością.

Edmund westchnął zrezygnowany.

– I co ja teraz mam zrobić?

– Jak to, co? – Tario Kugin podciągnął portki. – Chodź do karczmy i się napij, a może chociaż przez chwilę o tym zapomnisz.

– Ale…

– Niech cię głowa nie boli – przerwał mu, uśmiechając się pogodnie – piwo na mój koszt.

Koniec

Komentarze

Jedyne, co przychodzi mi do głowy po przeczytaniu tego typu historii to pytanie: “no i?”. Owszem, może i miłość dziwna, ale treści trochę za mało na opowiadanie. 

Masz w tym tekście trochę nielogiczności. Jak to się stało, że Edmund wylądował przed domem? Po co Edmund, przybywając po pomoc, zaczyna się rozgadywać na temat wieku siostry? Po co Kugin każe sprawdzić Edmundowi, czy okna są zamknięte, skoro zamknięte są okiennice? Nie widzi tego?

Nie urzekło mnie. Mało opowieści w tej opowieści.

Ocho, jeśli wiek Autora jest prawdziwy, to nie ma tak źle :) Przynajmniej nie ma większości rażących błędów, typowych dla nowicjuszy. A jak poćwiczy, to i nauczy się fabułę rozwijać. 

Jeszcze jedna nielogiczność mi się w oczy rzuciła – karczmarz wybiega, zostawiając interes bez ochrony/doglądu – raczej mało prawdopodobne. Słowo biznes jest zbyt nowoczesne jak na świat opowieści. 

Drogi Autorze, weź pod uwagę wskazane kwestie, pomyśl nad ich korektą i ćwicz dalej. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Prawdziwysmiley, a wszystkie rady sobie biorę do serca.

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

O, cholera! Nie zwróciłam uwagi na wiek. Nie, to nie ma tak źle. :)

Spokojniesmiley. Wiem, że jeszcze wiele musiałbym poćwiczyć i napisać, a nawet i te negatywne komentarze czytam i biorę do serca.

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Panie Młodszy!

Mnie się znowu podobało. Jak na tak bezpretensjonalne nawiązanie do najbardziej sztampowych motywów fantasy, wyszło i dosyć ciekawie i zupełnie zabawnie. Wkręciłem się w historyjkę, choć faktycznie wiele to ona do zaoferowania nie ma. Za wykonanie – naprawdę niczego sobie – kolejny plus.

Choć i zgrzyty były, a ten chyba najgorszy:

Przy ladzie siedział starzec z kuflem piwa w dłoni, co jakiś czas sącząc z naczynia napój, przez który wzrok mu się zamglił, a świat zakołysał przez moment, jak dryfujący statek, podczas sztormu.

Za długie i nieskładne to zdanie, wymagało by trochę przeróbek (choć jak się nauczysz operować takimi molochami, to będziesz wymiatał). Na przykład tak:

 

Przy ladzie siedział starzec z kuflem piwa w dłoni(.)(,) (C)(c)o jakiś czas sącząc sączył z naczynia napój, przez który wzrok mu się zamglił, a świat zakołysał przez (powtórzenie) moment, (kiedy się chleje, świat kołysze się coraz bardziej, a nie tylko przez moment – ale tego masz prawo nie wiedzieć) zaczął kołysać, jak dryfujący statek(,) podczas sztormu.

Względnie, jeśli chcesz, by zdanie było w całości:

Przy ladzie siedział starzec z kuflem piwa w dłoni i co jakiś czas sącząc sączył z naczynia

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Zabawna bajeczka. Jeśli teraz wymyślasz takie opowiastki, w przyszłości może być tylko lepiej. ;-)

 

Ko­ją­ca cisza za­peł­nia­ła cały bu­dy­nek… – Raczej: Ko­ją­ca cisza panowała w całym budynku

 

Przy la­dzie sie­dział sta­rzec z ku­flem piwa w dłoni… – Raczej: Przy szynkwasie sie­dział sta­rzec z ku­flem piwa w dłoni

 

– No, mówże Ed­mun­dzie o swoim nie­szczę­ściu. Śmia­ło – klep­nął go po ple­cach za­chę­ca­ją­co.…Śmia­ło.Klep­nął go po ple­cach za­chę­ca­ją­co.

 

– Coś strasz­ne­go się wy­da­rzy­ło! – wy­sa­pał. – Zbędny wykrzyknik. Skoro Edmund sapał, to raczej nie mógł krzyczeć.

 

A może i czymś za­ry­glo­wał, bo w domku mamy takie nie­wiel­kie, acz­kol­wiek sporo wa­żą­ce, łóżko. – W jaki sposób łóżkiem rygluje się drzwi?

Pewnie miało być: A może i czymś zagrodził/ zastawił

 

i opu­ścił swoje źró­dło biz­ne­su, które co­dzien­nie przy­no­si­ło mu setki złota zysku, a to tylko z trun­ków, a wia­do­mo było, że w oko­li­cy próż­no szu­kać dru­gie­go ta­kie­go lo­ka­lu. – …opu­ścił swoje źró­dło dochodu, które co­dzien­nie przy­no­si­ło mu setki złota zysku, a to tylko z trun­ków, a wia­do­mo było, że w oko­li­cy próż­no szu­kać dru­gie­go ta­kie­go przybytku.

Unikaj słów, niepasujących do opisywanych okoliczności, miejsca i czasu.

 

– I muszę tutaj przy­znać rację tobie, panie, po­nie­waż innej opcji nie do­strze­gam. – Raczej: …po­nie­waż innego sposobu nie widzę.

 

Jeśli na­praw­dę mnie ko­chasz i uzna­jesz za sio­strę, to za­czniesz to­le­ro­wać naszą mi­łość. – Raczej: Jeśli na­praw­dę mnie ko­chasz i uzna­jesz za sio­strę, to pogódź się z naszą mi­łością.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z każdym kolejnym tekstem bardziej dajesz się lubić :D ja błędów nie wskazuję, bo brak mi praktyki i prawdopodobnie sama bym lepiej nie napisała (wstyd i hańba!). Czasami miałam wrażenie, że jak na zdyszanego, wystraszonego chłopaka, bohater prowadzi zbyt inteligentną dyskusję – “aczykolwiek” i tak dalej. Tak czy inaczej wciągnęło mnie! Brawo.

Jest pewien problem z Twoją twórczością. Otóż, mimo niedoskonałości, błędów i wypaczeń, dajesz sporą nadzieję, że w przyszłości będziesz dużo lepszy. Dużo pisz, więcej czytaj i, co ważne, sam poprawiaj własne teksty, wyszukuj w nich zgrzyty i nielogiczności, i dopiero wtedy publikuj.

Sam jestem raczej leniwy i jak coś napiszę, to nie chce mi się potem do tego wracać. I wydaje mi się, że dostrzegam u Ciebie podobną tendencję, bo aż nie chce mi się wierzyć, byś niektórych słabości sam nie dostrzegł. po zwyczajowym “odleżeniu” tekstu.

Czy to jest sygnaturka?

Cześć.

Miał rację ktoś przede mną: zadbaj o logikę. Z wiekiem będzie o to łatwiej. Gdy ktoś zarabia na karczmie, to raczej nie zostawia jej samej. Mało tego: uprzejmi i zainteresowani czyimiś problemami woźnice i szynkarze pojawiają się na ogół na sesjach RPG, gdzie średnia wiekowa jest niska. Później okazuje się, że to hołota taka sama, jak wszyscy inni: chamska, grubiańska i mająca w rzyci cudze sprawy.

A pierwszych kilka wierszy tak obstawiłeś przecinkami (błędnie), że trudno byłoby wcisnąć kolejne.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Ja myślę, że młody autor piszący na tym poziomie, rokuje bardzo dobrze :) Ogólnie zgadzam się z uwagami przedmówców, dodałabym jeszcze kwestię naturalności dialogów (ogólnie wypadają nieźle, ale tu i ówdzie można by poprawić) oraz tytułu – bo w tej postaci moim zdaniem spala całą opowiastkę.  Jednak narracja bardzo przyjemna, z leciutką stylizacją, która, wierzę, po kilku ćwiczeniach będzie Ci wychodziła świetnie. Bohaterowie sympatyczni, pomysł lekki, przyjemny – ogólnie miło mi się czytało. Pisz więcej, ja poczytam bardzo chętnie :)

Drogi autorze, poprę przedmówców: jeśli tak piszesz w wieku lat czternastu, to – o ile tylko będziesz robił miarowe postępy – za dziesięć lat będziesz pisał naprawdę dobre opowiadania.

Teraz jednak, poza warsztatem, przede wszystkim sądzę, że powinieneś popracować nad warstwą fabularną. Opowieść musi mieć początek, rozwinięcie i sensowne zakończenie. Musi być o czymś, o czym czytelnikowi będzie chciało się czytać. Musi być logiczna i spójna, bez dziur.

No, to tyle moralizatorstwa na razie. Jedziemy z tekstem:

 

“W karczmie panował spokój. Kojąca cisza dominowała w całym budynku, nie przeszkadzając nikomu spośród przebywających w gospodzie.“ – czy na pewno trzeba powtarzać, że siedzimy w gospodzie?

 

“Wnet do środka wtargnął jakiś chłopina“ – Raczej: Wtem

 

“– Chy… chyba tt… tak – wyjąkał.“ – Kto wyjąkał? Brak dookreślenia podmiotu. Ostatnim był Kugin, a przecież to nie on wyjąkał.

 

“– No, mówże Edmundzie o swoim nieszczęściu. Śmiało – klepnął go po plecach zachęcająco.“ – Po “śmiało” kropka, a “Klepnął” wielką literą. Poza tym znów przydałoby się dookreślenie – np. klepnął karczmarz.

 

I w kolejnej linijce również – kto wysapał?

 

“– Ta, niech będzie – mruknął zbytnio niezaabsorbowany tą kwestią.“ – kto mruknął?

 

“rozkoszując się smakiem gorzałki.“ – Gorzałki? Przecież pił piwo.

 

A tak nawiasem mówiąc: chłop biegł przez wioskę i nikogo w niej nie było, kto by mu pomógł? Nie wrzeszczał jak opętany, że mu monstrum siostrę zaatakowało? Dopiero w karczmie znalazł pierwszego żywego człowieka?

 

“Tario Kugin przewrócił oczami i opuścił swoje źródło dochodu, które codziennie przynosiło mu setki złota zysku, a to tylko z trunków, a wiadomo było, że w okolicy próżno szukać drugiego takiego przybytku.” – raczej: bo wiadomo było, że… a nie “a”.

Kwestię setek złota przemilczę bo znowu: albo to jakaś mała wiocha, a wtedy skąd tam tyle złota (i to codziennie!), nawet od przyjezdnych, bo kto by przez małą wiochę podróżował (na dodatek zważywszy frekwencję – w danym momencie jeden starzec przy piwie – to raczej nie wskazuje na ruchliwą gospodę), albo to jednak spora osada, a wtedy to tym dziwniejsze – znowuż – że chłop w potrzebie zamiast po sąsiada czy przechodniów, do karczmy pobiegł?

 

“Edmund i Tario podnieśli się na równe nogi i otrzepali z kurzu.“ – Nieporadnie trochę, skoro obaj się przewrócili po walnięciu barkami w drzwi…

 

“pogładziła wierzchem dłoni po zielonym policzku chochlika“ – pogładziła kogo? co? policzek, a nie po policzku.

 

Nie kupuję tej historii, niestety. Czemu chochlik wparował przez okno i wypchnął Edmunda za drzwi, a potem się zabarykadował? Wydawałoby się, że raczej z siostrą bohatera będą się spotykać potajemnie, by sekret się nie wydał, a jak już postanowili się przyznać, to lepiej by było, by siostra po prostu przedstawiła chochlika bratu na spokojnie, a nie w taki dziwny sposób… “Edziu, to mój luby. Przywitaj się.” Wprowadzasz dramatyzm, którego na zdrowy chłopski rozum w tej sytuacji w ogóle nie powinno być, więc całość wypada nienaturalnie, nie sądzisz?

 

Ok, dość marudzenia. Masz czternaście lat, więc jak na wprawkę i wczesną próbę, ten tekścik jest całkiem zgrabny. Ale sam na pewno dobrze wiesz, że to za mało, więc trzymam kciuki za kolejne podejścia ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Jedyna mądrość życiowa, która mi się nasuwa po przeczytaniu, jest taka, że bracia nigdy nie zrozumieją sióstr. ;-)

Popieram przedpiśców – karczmarz by tak ochoczo nie wybiegł. Widziałeś, żeby właściciel opuścił sklep, bo ktoś go prosi o pomoc?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka