
Zapewne nikt nie pamięta już Tułacza z wczesnostyczniowego opowiadania “Stało się!”? Cóż, dajmy mu drugą szansę :)
Zapewne nikt nie pamięta już Tułacza z wczesnostyczniowego opowiadania “Stało się!”? Cóż, dajmy mu drugą szansę :)
Dawniej nie wybrałbym tej karczmy, nie usiadłbym przy waszym stole. Nie, nie wstawaj! Nie chcę cię obrazić. Po prostu widzę, że macie dwa krzesła wolne a tutaj najbliżej ognia. Dawniej… tak, stare czasy, tyle się zdarzyło. Hm…? Spokojnie, mnie się nie śpieszy. Ale zanim zacznę, karczmarzu, znajdzie się dzbanuszek? Ja stawiam! I kufel, towarzysz jeszcze nie wrócił.
Zawieja okrutna, aż przypomina mi się moja młodość, Akademia Ateryjska, słyszeliście? Tak, czasy świetności miała dawno… Ale nie to jest tematem. Tam też wieczorami siedziałem przy ogniu nad księgami, teraz księgi zamieniłem na kostur. Tak, dobrze zgadłeś! Jestem Emisariuszem, ludzie zwą mnie Tułaczem. Każdy student V roku musi odbyć swoją podróż, wierzymy, że to Ullua kieruje naszymi krokami… Nie! To nie jest gadka jakiegoś fanatyka. Po prostu zmierzam do tego, że dostajemy pustą księgę, kostur, kilka zwoi i kopa w dupę. Co? Kuzyn twojej matki ze strony ojca? A… ze strony matki, tam studiował? Nie mówił o czymś takim? Że niby od razu poszedł na doradcę? Prawda, pilnym studentem nie byłem, dla tych, ci, którym nie udało się znaleźć miejsca w bibliotece jakiegoś zacisznego uniwersytetu lub na podnóżku jakiegoś watażki, wyruszali w Drogę. Tak, nie siedziałem nad księgami tylko nad kuflem, racja! Ale nie wtrącaj się tak często, to moja opowieść.
Droga była dla prawdziwych krzewicieli i po prostu dla tych, którzy nie umieli się określić. Ot, darmowa siła robocza. „Idziesz na Zachód? To zahacz o Imperium, mamy dla nich parę listów.” I tak mi jakoś powoli uciekało życie.
A co z towarzyszem? Z nim porozmawiacie jak przyjdzie, teraz dajcie mi się wygadać. Na początku wędrowałem sam. Szedłem od wioski do wioski, leczyłem wieśniaków, jak mieli jakiegoś Toledo to pomagałem. Spałem na sianie, jak jakiemuś bogackiemu spodobały się moje kuglarskie sztuczki ze światłem – spałem i w łóżku. Pieniędzy z tego nie było prawie żadnych, ale czasu na Księgi było dużo.
Księgi… tak, to była podstawa. Westalka dostaje jakieś mantry, przypina łańcuchem do pasa i hajda na Rubieże macać Nieumarłych buławą po czerepie. My pisaliśmy sami, ot zwykły zbiór mądrości, sentencji, z czasem prawd. I tak szło tomiszcze za tomiszczem. Do czasu aż nie stworzyliśmy wartościowej – zostawaliśmy na Drodze
A ty? Twój gadatliwy towarzysz pyta i pyta, ty milczysz. A ten amulet na twojej piersi? Czy to nie jeden z tych jakże tajnych znaków Republiki, które każdy zna? Dobrze, dobrze, już nie pytam, rozumiem, podróż tajna, misja tajna.
Ale do Republiki przysyłają tych z Monolitu, nie mam szans zobaczyć jednego z tych sławnych kryształów? Podobno to z nich czerpiecie wręcz nieograniczoną… Hej! Nie odchodź! Już nie pytam…
No kamrat, zostaliśmy sami. Ty, ja, ogień, dwa wolne krzesła i pół dzbana. Wiesz co wydaje mi się prawidłowe? Zamówić kolejny dzban!
Po toporzysku widzę, że raczej opowieści o Akademii cię nie zainteresują, ale może o którejś podróży chciałbyś usłyszeć? Ty masz czas, ja mam chęć i wino, więc graj muzyko!
Może chciałbyś usłyszeć jak nawracałem orków ze wschodniego wybrzeża? Wychowujesz dobrych orków, dajesz im nadzieję, wysyłasz z powrotem do dzikich pobratymców, by szerzyli dobrą nowinę, zakładali sekty, szykowali spisek, podważali morale, głosili klęskę Khana!
Nudne? Człowieku, gdyby to się udało, zachwialibyśmy całym porządkiem może nawet całego kontynentu!
Mówisz, żebym zaczął od tej, z której teraz wracam? Nie była ciekawa, ot normalna przechadzka, chyba że… dwa dni temu spałem w Wieży, kojarzysz chyba? Mniszkowie od… któregoś boga ją zajęli, przebudowali, prawie połowa to gościnne, drogo sobie nie cenią, ale i tak nie było mnie stać.
Wieży… tej na północ stąd, gdzieś dzień konno, musisz kojarzyć. Istnieją legendy, że niby jakieś złoto po dawnych władcach, ale to oczywiście nie może być prawda. A że niby czym płaciłem teraz? O nie! Nie wciągniesz mnie w te gierki, po prostu przychodzę z daleka.
Pytasz, że skoro nie miałem pieniędzy, to co niby tam robiłem? A taki jeden mniszek mnie wpuścił. Oczywiście, że nie za darmo! Miał problemy z… no wiesz. Co z tego, że mniszek? On też człowiek!
I tak sobie skrycie mieszkałem. Ha! Gdybyś widział te gościnne… Gdyby jeszcze jakieś miłe kapłaneczki mieli, cóż, chociaż kapłony mieli dobre. I tak sobie pomieszkałem, dzień a nawet dwa. Coś tam sobie nawet poskrobałem, ale… sam chyba wiesz jak bywa.
Już mam się zbierać, bo ile można leżeć w ciepłym łóżku jeśli brudne gościńce czekają. Czyż nie paradoksem wydaje ci się, brat, że pusty tubus wiąże się z pełnym kałdunem, natomiast najlepiej wypełniać go swoimi dziełami jedynie na głodnego? Styranego całym dniem, zdartego, przetartego, spragnionego, zupełnie jak teraz!
Nie rozumiesz…? Nieważne. No, zbieram się, jakoś mi się dłuży, bo jednak… chciałoby się te pięć minutek… A tu nagle jak nie krzyknie! Kto? Jakiś mnich. Też nieważne kto, ważne po co! Bo to najazd był!
Rozumiesz? Wieżę ktoś najechał! Idiota czy tylko głupi? Nie! Nie odchodź! Żartuję tylko, przecież wiesz, że tu tylko orkowie. Po co? Bo nuda, bo trzos trzeba napełnić, może dla samej uciechy? Sam zapytaj, ot, wystarczy wyjść.
Knechcie, nie poganiaj, już mówię. Niby każdy nazywa to wieżą, ale tylko połowa jest na górze. Resztę pobudowali na dole, może ich bożek lubi zimno i mrok? Ja nie wiem, gościnne były na górze. Zbiegam tak szybko jak tylko mogę, torba mi ciąży, bo nakradłem ile mogłem, nie samą modlitwą człowiek żyje. No uśmiechnij się chociaż! Co, że grzech? Że piekło mnie czeka? Toż już tutaj piekła doznałem… Nieważne, zbiegam a przede mną korytarz. Na samym końcu wyjście a tuż obok zejście na dół.
Patrzę tam, a oni uciekają. Sądziłem, że te baryły w habitach sturlają się po schodach, a jak się trzęśli, mówię ci! Ostatni ledwo się zatrzymał i zawrócił. Myślałem, że to przez takie złocone cudeńko, co mi z torby wystawało. Nie dość, że ja tu bez zapłaty, to jeszcze cosik wziąłem. Ale ich bóg się zlitował i mniszek o barykadach sobie przypomniał!
I tutaj chyba podjąłem najlepszą decyzję w życiu, mówię ci! Gestem ręki go uspokajam i każę schodzić. Niby barykady same się nie postawią.
O! drzwi się właśnie otworzyły! Mój towarzysz wrócił! Ach, kamrat, nie zdziwcie się. To Uurg z Garmyaru, zwany teraz także katrupem spod Wieży. Co z barykadami? Zdjąłem wszystkie, pomyśl, wolałbyś mieć wściekłego orka po drugiej stronie miecza czy kufla?
Choć ta opowieść jest nieco mniej chaotyczna od poprzedniej, to także nie wychodzi poza schemat podobnych gawęd. Tak po prawdzie to nie do końca zrozumiałam, co tytułowy Tułacz miał do powiedzenia.
Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Po prostu widzę, że macie 2 krzesła wolne… – Po prostu widzę, że macie dwa krzesła wolne…
Liczebniki zapisujemy słownie.
…dla tych, którym nie udało się znaleźć miejsca w bibliotece jakiegoś zacisznego uniwersytetu lub na podnóżku jakiegoś watażki, wyruszał w Drogę. – …ci, którym nie udało się […] wyruszali w Drogę. Lub: …ten, któremu nie udało się […] wyruszał w Drogę.
Co to znaczy znaleźć miejsce na podnóżku watażki?
Szedłem od wioski do wioski, leczyłem wieśniaków, jak mieli jakiegoś Toledo to pomagałem. – Kim jest Toledo i dlaczego pomoc była od uzależniona od jego obecności?
…ale czas na Księgi było dużo. – Literówka.
Ty, ja, ogień, 2 wolne krzesła i pół dzbana. – Ty, ja, ogień, dwa wolne krzesła i pół dzbana.
…może którąś podróż byś chciał usłyszeć? – Raczej: …może o którejś podróży byś chciał/ chciałbyś usłyszeć?
Może chciałbyś usłyszeć jak nawracałem Orków ze wschodniego wybrzeża? Wychowujesz dobrych orków, dajesz im nadzieję… – Dlaczego raz wielka, a raz mała litera?
…chyba że… 2 dni temu spałem w Wieży… – …chyba że… dwa dni temu spałem w Wieży…
Miał problemy z … no wiesz. – Zbędna spacja przed wielokropkiem.
…chciałoby się te 5 minutek… – …chciałoby się te pięć minutek…
W jaki sposób odmierzał pięć minut?
…a tuż obok zejście na dół. Patrzę tam na dół, a oni uciekają. – Powtórzenie.
Ostatni ledwo się zatrzymał i zawrócił. Myślałem, że to przed takie złocone cudeńko… – Literówka.
I tutaj chyba podjąłem najlepszą decyzje życia… – I tutaj chyba podjąłem najlepszą decyzję w życiu…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Jak napisała reg wykonanie pozostawia sporo do życzenia. Sama historia również nie powala, choć jakiś talent narracyjny niewątpliwie masz.
Spróbuj może napisać pełnokrwisty tekst, z podziałem na akcję, dialogi i opisy. Bo sama historia ani ziębi, ani parzy. Puenta też słabiutka, niestety…
Dziękuję za uwagi :)
Silę się na wyjaśnienia, Toledo – student magii (główny bohater Trylogii Husyckiej Sapkowskiego), z pomocą chodziło mi o naukę
Podnóżek watażki – główną rolą magów, którzy nie zajmowali się wojaczką było doradzanie, bardziej sterowanie władcami, ale doradzanie. Jako iż Akademia Tułacza nie była czołowym uniwersytetem, uznałem, że słowo watażka będzie o wiele lepiej określało, na jakim poziomie się znajdowali :)
Przeczytałam bez przykrości, Derkaczu, ale też bez większej przyjemności. Historia prosta, jednak sporo dygresji ją zaciemnia, a pointa faktycznie średnio zadowalająca. Poza tym co to za “zdejmowanie” i “stawianie” barykad? Domyślam się, że chodzi o magię, niemniej kojarzy mi się to raczej z pracą fizyczną, więc mi zgrzytnęło i musiałam się pół sekundy zastanowić.
Nie czytałam wcześniejszej opowieści, ale jeśli była napisana podobnie, również zadam pytanie: czemu nie spróbujesz napisać opowiadania w trzeciej osobie? Sądzę, że to byłoby dobre ćwiczenie.
Z kwestii technicznych – w oczy rzucają się przede wszystkim dość liczne powtórzenia tych samych słów albo konstrukcji w sąsiadujących ze sobą zdaniach. Zwalczaj to w miarę możliwości.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Hm. Chyba jakoś mgliście kojarzę poprzednią opowieść i jeśli słusznie, to rzeczywiście ta jest bardziej uporządkowana, ale jeszcze mało satysfakcjonująca. Moim zdaniem przydługi, wypełniony dygresjami początek można by śmiało sobie podarować, za to rozbudować właściwą część opowieści – czyli ten fragment, który rzeczywiście ma jakąś fabułę. Doszlifować stylizację i wskazane usterki, zastanowić się, o czym to właściwie ma być… Zgadzam się z belhajem, że widać, że pióro za bardzo Ci nie ciąży, gawędziarska narracja w Twoim wykonaniu ma duży potencjał, ale sądzę, że warto abyś popracował nad pozostałymi elementami – fabułą, bohaterem, kompozycją :)
Pewne błędy techniczne są i owszem, ale generalnie czytało się przyjemnie. Fajna gawęda, bohater ładnie wpisuje się w typ awanturnika z rodzaju: “Skur…! Ale przynajmniej swój skur…”. A i finał bardzo mi się w sumie podobał. Masz waszeć dryg.
Co mi z kolei nie podeszło, to forma. Nie lubię takiego monologu z dopowiadaniem. Nie przeszkadzało to jakoś bardzo (pomijając odwieczne wrażenie, że narrator takich gawęd jest albo przygłuchy albo tępa strzała), ale jednak nieco nużyło.
Bibliotekę Ci jednak klepnę.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Jest chyba lepiej, trochę więcej fabuły.
Niespecjalnie lubię wysłuchiwać monologów przy piwie. Twój bohater przynudza jak wielu odpowiedników z realu. Nie wiem, czy to komplement. :-)
Babska logika rządzi!