
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Bajka dziewiąta – zaopatrzeniowa.
– Czuję się dzisiaj taki niewygrany – westchnął Bazyl, dźwiedź stacjonarny, niskopodłogowy, z dzieciofobią (zdecydowanie NIE MIŚ).
– Losowanie jest dopiero jutro.
– Eee, tylko trzy miliony – posmutniał – nie wystarczy na moje sprawy.
– Taki wymagający się zrobiłeś.
– No co, żałujesz mi – rozłościł się dźwiedź – Tyle razy obiecywałaś mi nowy letni sweterek, a ja biedniuteńki ciągle w zimowym golfie! Pewnie nawet bajki mi nie opowiesz.
Za lasami, dolinami, nad zatopionymi pastwiskami, wznosiła się potężna skała. Na jej szczycie zbudowano potężny zamek, wygodny i przestronny. W gościnnych progach gościli przybysze z różnych stron świata, jadła i napitków nie odmawiano bowiem nikomu.
Wkrótce w okolicznych dobrach zaczęło brakować pożywienia, a w skutek rosnących podatków zaczęło się dziać wyjątkowo niemile. Humorom poddanych nie sprzyjała pogoda. Na zalewiskach zaczęły się wylęgać komary, a nawet smoki, co nie było niczym dziwnym w tych stronach. Książę – wielbiciel tłustej baraniny, wieprzowiny tudzież tłustego mleka – nie skąpił grosza na nawozy sztuczne, hojnie rozsypywane na pastwiskach. Po wyczerpaniu zapasów rozważono nawet ewentualność przygotowywania potraw z poddanych, jednakże wobec braku odpowiednich przypraw ( ludzizna podobno najlepiej smakuje z lubczykiem i kolendrą ) postanowiono zaryzykować z kuchnią azjatycką. Zatrudniono znanego w świecie chińskiego kucharza Gordona Bazylseja, który z miejsca wyrzucił wszystkich kuchcików i pomocników, po czym zaczął sprawdzać stan spiżarni zamkowej. Istotnie, jedynym źródłem mięsa były latające smoki, które zgłodniali Chińczycy uwielbiali grillować. W tym celu wynaleźli proch, a po masowej eksterminacji smoki wspominają z wyjątkowym sentymentem.
– Najpierw upalałem im skrzydełka, jak gniazdowały – pochwalił się Bazyl zdolnościami kulinarnymi – A potem karmiłem masłem orzechowym z łupinkami. Jak się już zakrztusiły, to podpalałem gniazdo. Mówię wam chłopaki, niebo w paszczy, nawet lepsze od pandy!
– I nie poczęstowałeś kolegów – zawistnie powiedział Antoni – Nieładnie.
– Nie dla miśka żarełko dźwiedzia – dumnie odrzekł Bazyl – Jak chcesz jadać smoki, to sobie upoluj.
– O ile mi wiadomo, to niemożliwe, bo smoki wyginęły, a i pandy są gatunkiem zagrożonym.
– Dlatego przeszedłem na dietę – Bazyl wyjaśnił kwestię odżywiania dźwiedzi.
Zręczni kusznicy szybko napełnili komory ( chłodzone zimowym lodem ) smoczyzną, a znakomity kucharz wreszcie mógł wykorzystać przepisy kulinarne z dalekich stron. Na stole w zamku zaczęły się pojawiać potrawki ze smoka w sosie komarowym, szaszłyki ze smoka przekładane żabami, sałatka z rzeżuchy wodnej z grillowanym smokiem w majonezie, a przedostatniego niedobitego smoka podano w postaci tatara z cebulkami tulipanów. Tak przetrwano kilka miesięcy, a gdy opadły wody ponownie zazieleniły się pastwiska, na których pojawiły się sprowadzone z za granicy stada owieczek.
– Szybko poszło ci z tą bajką – ucieszył się Bazyl
-To jeszcze nie koniec. Zapomniałeś o ostatnim smoku.
Zgodnie ze starym porzekadłem, że najciemniej jest pod latarnią, ostatni, najmniejszy smok ukrył się pod zamkiem w jaskini. Tam w obawie przed konsumpcją ukrywał się przez kilka lat, wyprawiając się nocami na małą przekąskę. Dzięki długo działającym nawozom wkrótce wyrósł na potężnego smoka, na którym wrażenia nie robili nawet najlepsi rycerze. Chmara tych darmozjadów najechała księcia, żądając gościny i pieniędzy w zamian za ubicie bestii. W tej trudnej sytuacji przydało się tajne przejście zamkowe, prowadzące do jaskini. Książę wkrótce szczęśliwie zakończył negocjacje ze smokiem. Do wszystkich rycerzy dorzucił kilka niepotrzebnych księżniczek – stare panny bez posagu – oraz kucharza ( akapit do umowy o zabezpieczeniu smoka na stare lata ). Fama niezwyciężonego potwora rozeszła się po całym świecie. Książę cieszył się z niekłopotliwych gości, pragnących zrobić sobie portret ze smokiem na pamiątkę pobytu, a smok po wypluciu niejadalnych zbroi zjadał wyłącznie świeżą baraninę, najpierw dokładnie ogoloną. W zgodzie wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
– Rzeczywiście, wełna może stanąć na żołądku – stwierdził Bazyl – Ale też można zrobić z niej letni sweterek. Taki w paski, są modne w tym sezonie.
Ciąg dalszy nastąpi…
OK, do konkursu.