- Opowiadanie: Grochu - Ostatni Trening

Ostatni Trening

Pragnę podziękować wszystkim osobą które wspierają mnie w mojej twórczości, dzięki wam nie doszedł bym tam gdzie jestem aktualnie :) Jesteście Wspaniali :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Ostatni Trening

"Ostatni trening"

Zielony las przepełniony tętniącą życiem naturą powoli spotykał się z purpurowymi promieniami zachodzącego słońca. Pełen zwierzyny tworzył dla nich dom i schronienie. Jedyną rzeczą wprowadzającą hałas w harmonię leśnej samotni, była dwójka ludzi trenujących przy starym dębie. Był to ojciec i jego syn. Kochali razem trenować czuli się wtedy jak niezastąpiony, idealny duet.

– Musisz się bardziej skupić, pomyśl o czymś miłym. Przypomnij sobie, gdy mama pochwaliła cię po tym jak posprzątałeś w stajni.

– Tato ale ja nie potrafię… Tobie to lepiej wychodzi… -Soren widocznie posmutniał.

– Uwierz mi, że gdy byłem w twoim wieku nie potrafiłem tak dobrze rzucać zaklęć. A teraz skoncentruj się, wyciągnij rękę przed siebie i po prostu to zrób – Vernes starał się pocieszyć syna. W oczach Sorena widoczne było teraz skupienie, nie chciał on zawieść ojca. Gdy tylko był w domu chciał poświęcić swój czas na naukę z synem, chciał być dobrym ojcem lecz nie wiedział czy potrafi. Po chwili Soren szybkim ruchem wyciągnął rękę przed siebie i wypuścił kulę ognia w kierunku starej brzozy. Zaklęcie rozbiło się o spruchniałą korę, jedynie podpalając suchą trawę u podłoża drzewa, która i tak po chwili zagasła.

– Popatrz synu, musisz panować nad energią, która płynie w twoich żyłach. Zobrazuj sobie zaklęcie i je stwórz – Vernes stanął pewnie kilka metrów przed drzewem, patrząc w nie jak gdyby było jego największym wrogiem. Ustawił się bokiem, tak by jego  lewa noga znalazła się bliżej celu . W ułamku sekundy prawa ręka powędrowała wyciągnięta przed jego ciało, a zaklęcie zostało rzucone z niewiarygodną prędkością, przecinając drzewo w pół. Po chwili spadło ono powalone, a młody Soren wpatrzony był w ojca swymi wielkimi niebieskimi oczętami.

– Tato jesteś niesamowity! – Wykrzyczał z wielkim entuzjazmem Soren.

-Nie, to ty jesteś niesamowity. Nadruszyłeś je wcześniej, gdyby nie ty nie dał bym sobie rady. Po tych słowach na twarzy Sorena zawitał wielki uśmiech – A teraz zbierajmy się już, mama pewnie na nas czeka – Vernes podniósł syna i posadził go na swych barkach. Młody chłopiec miał brązowe włosy ścięte na krótko i piękne niebieski oczy, był on bardzo podobny do swojego ojca. Soren miał zaledwie 8 lat, dzieci trenowane na wojskowych magów zaczynały naukę swego fachu naturalnie jeszcze wczesniej, lecz syn królewskiego doradcy nie chciał być jednym z nich. Musiał by się wtedy wyrzec wszelkiego kontaktu ze swoją rodziną. Młodzi adepci magii zostawali pozbawieni wszelkich praw i przywilejów, robiono z nich posłuszne kraju maszyny do zabijania.

– Tylko pamiętaj, ani słowa mamie. Wiesz jak się denerwuje gdy uczę cię magii – rzucił spojrzeniem w stronę Sorena.

– Wiem, wiem. Zbieraliśmy grzyby.

– No! – Przytaknął Vernes. Mijali oni piękne krajobrazy i bujną roślinność. Trzaskające gałęzie pod podeszwą skórzanych kozaków Vernesa, płoszyły całą zwierzynę wokół. W pewnym momencie młody Soren zaczął cicho szlochać.

– Co się stało? – Spytał powoli Vernes zdejmując syna z ramion.

– Bo… ja tęsknie za Rubinem… – wydukał chłopiec.

– Posłuchaj… naszemu psiakowi napewno jest teraz lepiej. Nie zawsze w życiu wszystko idzie po naszej myśli. Musisz być gotowy na trudne chwile, ale wiedz, że po nocy zawsze przychodzi dzień, po smutku zawsze radość i tylko ty decydujesz jak długa będzie twoja noc – lekko, lekko się uśmiechnął. Soren rzucił mu się na szyje ściskając swego ojca najmocniej jak umiał. – Chodźmy już mama będzie się martwić – dodał Vernes. 

 

Kwadrans później

 

U wejścia do domu stała szczupła, wysoka kobieta, o długich blond włosach, jasnych niczym letnie poranki. Swymi pięknymi, zielonymi oczyma patrzyła na swoich mężczyzn wracających z lasu, a jej biała suknia z lnu powiewała na wietrze.

– Czemu was tyle nie było!? Martwię się o was cały dzień! – Wykrzyczała

– Byliśmy na grzybach… – cicho powiedział Vernes, jakby bał się kobiety.

– Na grzybach?  I gdzie niby macie te grzyby?

– No… ten… – Vernesowi zabrakło słów.

– Soren! Na górę, już! Musimy pogadać z twoim ojcem – dodała szorstko.

– Tatuś chciał dobrze, lubię kiedy mnie uczy – powiedział, lekko posmutniały chłopiec.

– Ale ja tego nie lubię kochanie, nie możesz tego robić. Idź na górę, zaraz zawołam cię na kolację – po tych słowach młody Soren udał się schodami na górę. Drewniane stopnie skrzypiały, nawet przy tak małym ciężarze. 

– Czy ty postradałeś wszystkie zmysły!? – Wykrzyczała Cavalen.

– Ale…

– Żadnych "Ale"! Wiesz dobrze, co sądzę o nauczaniu go tej twojej magi. On ma dopiero osiem lat, a ty dajesz mu groźną broń, którą może zrobić sobie krzywdę.

– Uczę go też jak i kiedy ma jej używać – oburzył się mężczyzna.

– Ja…Przepraszam, nie powinnam się tak na ciebie wydzierać… Ja po prostu… nie chce stracić was obojga – kobieta rzuciła się w ramiona Vernesowi, sunąc falą swych bujnych włosów po jego twarzy.

– Nie stracisz obiecuję – obiecał całując ją w policzek. Ona zaś, ścisnęła mocno jego dłoń jakby tylko wtedy czuła się bezpiecznie. Kochał kiedy to robiła, był gotowy oddać wszystko, by zawsze mógł być przy niej, lecz posada królewskiego doradcy wymagała od niego życia w ciągłej podróży. Oboje udali się do kuchni gdzie w spokoju usiedli i patrzyli sobie głęboko w oczy, po chwili zawołali Sorena na kolacje. Na górze słychać już było ciężkie, lecz szybkie kroki młodego chłopca. Po zejściu ze schodów wpadł do kuchni z uśmiechem i zasiadł przy stole obok swojego ojca. Cavalen podawała już posiłek na drewnianych półmiskach. Danie zrobione było z gotowanej kapusty i dziczyzny z różnorakimi przyprawami. Aromat pieprzu i wanili unosił się w powietrzu zapełniając całe pomieszczenie.

– Smacznego – odrzekła kobieta siadając przy stole.

– Smacznego – odpowiedział Vernes.

– Nie kłućcie się już więcej… Proszę – poprosił chłopak. Po tych słowach dwójka kochanków spojrzała na siebie. Vernes złapał kobietę delikatnie za jej dłoń i pogłaskał kciukiem.

– Nie będziemy – odpowiedział. – A teraz jedzmy. Cała trójka zaczęła spożywać posiłek, wszystko wydawało się zwalniać. Rodzina w komplecie, wspólnie jedząca kolacje, kochająca się. Nie trwało to jednak długo, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Verenes wstał i udał się w stronę wyjścia, gdy otworzył drzwi ujrzał dwójkę ciężko uzbrojonych żołnierzy. Ich zbroje wykonane z arweńskiej stali, połyskiwały jasno. Posturą przewyższali Verensa jak i każdego przeciętnego człowieka. Ich miecze przy paskach, też były nienaturalnie wielkie. Młody Soren na ich widok wstał i szybko wtulił się w nogi swej matki.

– Vernes z Kirenval? – Spytał jeden z nich.

– Tak, coś się stało? – Zapytał.

– Pojedziesz z nami, król cię potrzebuje.

– Nie widzicie że jemy? Przeszkadzacie nam – zbulwersował się Vernes.

– Takie rozkazy, nic nie poradzę – ze spokojem odparł żołnierz.

– Dajcie mi chociaż zabrać rzeczy.

– Masz kwadrans.

Vernes zamknął drzwi tuż przed oczami żołnierzy, dając upust swemu poddenerwowaniu. Podszedł do Cavalen i przystanął przy niej.

– Przepraszam – wyszeptał.

– Tato! Nie chce żebyś odjeżdżał! – Ze łzami w oczach wykrzyczał Soren. Mężczyzna uklęknął przy swoim synu, patrząc mu w oczy.

– Przepraszam cię. Nie chce jechać, ale muszę. Opiekuj się mamą, jesteś pod moją nieobecność jedynym mężczyzną w domu – zauważył, ocierając łzy z policzków chłopca. Kwadrans później, Vernes był już gotowy do wyjścia. Czuł w sercu wielki ból, zostawiając rodzinę, lecz wiedział, że robi to by mogli żyć godnie. Nagle, otwierając drzwi na jego twarzy zawitał strach. Ujrzał on dwóch żołnierzy, leżących w kałużach krwi. Ich konie spłoszone oddalały się w stronę lasu. Szybko zamknął drzwi i zdenerwowany spojrzał na żegnającą go rodzinę.

– Czy tam była krew? – Spytał powoli Soren, stojąc obok matki.

– Cavalen… Schowajcie się na górze, zamknijcie drzwi i nie otwierajcie nikomu. Gdy będzie po wszystkich dam wam znak, abyście wyszli. Matka, wraz ze swym synem szybkim krokiem udali się drewnianymi schodami na górę , a mężczyzna po raz kolejny otworzył drzwi wychodząc na podwórko. Powoli stawiając kolejne kroki, próbował ustalić co zabiło dwójkę ciężko uzbrojonych mężczyzn. Jego uwagę zwrócił szelest łamanych pod stopami gałęzi za rogiem domu. Wybiegł więc zza niego rozglądając się dokładnie. Od strony drzew nadlatywało zaklęcie gotowe zabić Veresa, lecz ten szybkim ruchem padł na ziemię, przeturlał się i zasłonił za murkiem. Pocisk nie wyglądał jakby wyczarował go amator. Został rzucony precyzyjnie i dosyć spójnie, było w nim widać skoncentrowaną energie magiczną. Vernes wstał i zaczął ofensywę, zaklęcie za zaklęciem ciskał w stronę swego rywala. Tajemniczy napastnik ubrany był w czarny płaszcz, zasłaniający niemal całe jego ciało. Jedyne co dało się rozpoznać to jego skórzane, wysokie buty i maskę w kształcie symbolu Yin-Yang, charakterystyczną dla magów ze szkoły wojsk północy. Rzadko pojawiali się na terenach królestwa, więc tym bardziej nie można było ich lekceważyć. Rywal Vernesa próbował skryć się wśród drzew, przebiegając od jednej zasłony do drugiej. Mag bał się atakować bardziej doświadczonego od siebie maga. Po paru chwilach, widać było zmęczenie w ruchach uciekającego maga. Vernes postanowił to wykorzystać i przyspieszył tępa w rzucaniu zaklęć, jednocześnie kierując się w stronę wroga. Zamaskowana postać wbiegła wprost na nadlatujące zaklęcie, zdołało ją powalić i dać Vernesowi czas na zbliżenie się do wroga, lecz gdy była już na wyciągnięcie ręki teleportowała się… Na twarzy Vernesa zawitało zażenowanie swoim błędem, jakim było nie dobicie swojej ofiary. Postanowił on, jak najszybciej wyciągnąć rodzinę z domu. Szybkim krokiem udał się do drzwi  domu .Wbiegł po schodach na górę i zapukał do pokoju.

– To ja! Możecie otworzyć – powiedział. Drzwi powoli zostały uchylone, jakby z lekką dozą niepewności. Piękna Cavalen, jak i młody Soren byli przerażeni. Niemal było widać łzy w ich oczach. 

– Kto… kto to był? – Spytał przerażony Soren.

– To byli bardzo źli ludzie – odparł Vernes podchodząc ściskając do siebie swą rodzinę.

– Czy oni chcieli nas zabić tatusiu? – Zapytał.

– Nie pozwoliłbym na to. Nigdy. A teraz wynośmy się stąd, dziś nie będziemy tu bezpieczni.

Koniec

Komentarze

Melduję, że przeczytałam.

Witaj na portalu, Grochu :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

 spruchniałą korę – nie podkreśla Ci word błędów? spróchniałą 

Soren miał zaledwie 8 lat – liczebniki słownie

Ośmioletni chłopiec na barana u ojca? To chyba lekka przesada!

Musiał by się wtedy – musiałby 

robiono z nich posłuszne kraju maszyny do zabijania. – posłuszne kraju? raczej krajowi 

rzucił spojrzeniem w stronę Sorena. – można rzucić kamieniem, a tu: rzucił spojrzenie albo zwyczajnie spojrzał 

naszemu psiakowi napewno jest teraz lepiej – na pewno 

Soren rzucił mu się na szyje – szyję 

Swymi pięknymi, zielonymi oczyma patrzyła na swoich mężczyzn

nie chce stracić was obojga – obu, bo mówisz o mężczyznach

Nie kłućcie się już więcej – kłóćcie 

szybko wtulił się w nogi swej matki. – raczej przytulił się/przylgnął do nóg matki

co zabiło dwójkę ciężko uzbrojonych mężczyzn. – dwóch

zasłonił za murkiem – chyba schronił się albo ukrył za murkiem

 

Niestety, jeszcze bardzo wiele pracy przed Tobą, młody autorze. To, co wypisałam, to tylko niektóre rzeczy wymagające naprawy. Jest tego znacznie więcej. Do tego brakujące lub postawione w złym miejscu przecinki, kompletnie zły zapis dialogów (zajrzyj do Hyde Parku i poszukaj poradnika). I nadmierna ilość zaimków. To sprawy techniczne. Niestety, fabuła nie powala – właściwie nie ma tu żadnej, opowieść się nie klei i nic z niej nie wynika. 

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik– Rozumiem, staram się ciągle rozwijać i uczyć na błędach. Fakt ,moja wina nie sprawdziłem dostatecznie dobrze pisowni przed wrzuceniem opowiadania :) I dziękuje za konstruktywną krytykę :)

Przykro mi to pisać, Grochu, ale nie jest dobrze. :-(

Twoja opowieść, moim zdaniem, nie jest zbyt zajmujące, a lektura, niestety, nie należała do przyjemności – Ostatni trening jest napisany bardzo źle. W opowiadaniu jest masa błędów i fatalnie skonstruowanych zdań, trafiają się literówki i powtórzenia, panoszy się zaimkoza, a interpunkcja pozostawia wiele do życzenia. Część usterek wypisałam poniżej, ale sporo ich jeszcze zostało, bo nie jestem w stanie zająć się każdym zdaniem.

Proponuję abyś na jakiś czas zawiesił próby twórcze i najpierw poznał zasady rządzące językiem polskim. Musisz nauczyć się poprawnie pisać, by móc tworzyć opowiadania, które dadzą się czytać bez bólu. I dużo, naprawdę dużo czytaj, to bardzo pomaga.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się zdecydowanie lepsze. ;-)

 

Tobie to le­piej wy­cho­dzi… -So­ren wi­docz­nie po­smut­niał. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

W oczach So­re­na wi­docz­ne było teraz sku­pie­nie, nie chciał on za­wieść ojca. – Zbędny zaimek. Wiemy, że piszesz o Sorenie.

 

Gdy tylko był w domu chciał po­świę­cić swój czas na naukę z synem… – Zbędny zaimek. Czy mógł poświęcić cudzy czas?

 

Za­klę­cie roz­bi­ło się o spruch­nia­łą korę, je­dy­nie pod­pa­la­jąc suchą trawę u pod­ło­ża drze­wa… – Za­klę­cie roz­bi­ło się o spróch­nia­łą korę, je­dy­nie pod­pa­la­jąc suchą trawę u podnóża drze­wa

 

Ver­nes sta­nął pew­nie kilka me­trów przed drze­wem, pa­trząc w nie jak gdyby było jego naj­więk­szym wro­giem. Usta­wił się bo­kiem, tak by jego  lewa noga zna­la­zła się bli­żej celu . – Zbędne zaimki. Zbędna spacja przed kropką.

 

młody Soren wpa­trzo­ny był w ojca swymi wiel­ki­mi nie­bie­ski­mi oczę­ta­mi. – Czy mógł patrzeć cudzymi oczami? Oczęta mają małe dzieci, szczególnie dziewczynki.

Może wystarczy: …Soren wpatrywał się w ojca niebieskimi oczami.

 

– Tato je­steś nie­sa­mo­wi­ty! – Wy­krzy­czał z wiel­kim en­tu­zja­zmem Soren.– Tato, je­steś nie­sa­mo­wi­ty! – wy­krzy­czał z wiel­kim en­tu­zja­zmem Soren.

Źle zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

-Nie, to ty je­steś nie­sa­mo­wi­ty. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Nad­ru­szy­łeś je wcze­śniej, gdyby nie ty nie dał bym sobie rady.Naru­szy­łeś je wcze­śniej, gdyby nie ty, nie dałbym sobie rady.

 

Młody chło­piec miał brą­zo­we włosy… – Chło­piec miał brą­zo­we włosy

Zbędne dookreślenie, chłopiec jest młody z definicji.

 

Soren miał za­le­d­wie 8 lat… – Soren miał za­le­d­wie osiem lat

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

za­czy­na­ły naukę swego fachu na­tu­ral­nie jesz­cze wcze­sniej… – Literówka.

 

Mu­siał by się wtedy wy­rzec… – Mu­siałby się wtedy wy­rzec

 

ro­bio­no z nich po­słusz­ne kraju ma­szy­ny do za­bi­ja­nia. – Coś tu jest nie tak. Pewnie miało być: …ro­bio­no z nich po­słusz­ne ma­szy­ny do za­bi­ja­nia.

 

Wiesz jak się de­ner­wu­je gdy uczę cię magii – rzu­cił spoj­rze­niem w stro­nę So­re­na. Wiesz jak się de­ner­wu­ję, gdy uczę cię magii. – Spojrzał w stro­nę So­re­na.

Spojrzeniem nie można rzucić.

 

Trza­ska­ją­ce ga­łę­zie pod po­de­szwą skó­rza­nych ko­za­ków Ver­ne­sa… – Trza­ska­ją­ce ga­łę­zie pod po­de­szwą skó­rza­nych butów Ver­ne­sa

Kozaki to raczej dość współczesna nazwa butów z długą cholewką.

 

Po­słu­chaj… na­sze­mu psia­ko­wi na­pew­no jest teraz le­piej.Po­słu­chaj… na­sze­mu psia­ko­wi na pew­no jest teraz le­piej.

 

Soren rzu­cił mu się na szyje ści­ska­jąc swego ojca naj­moc­niej jak umiał. – Wystarczy: Soren rzu­cił mu się na szyję, ści­ska­jąc naj­moc­niej jak umiał.

Skoro Soren jest tylko z ojcem, wiemy komu chłopiec rzucił się na szyję.

 

Swymi pięk­ny­mi, zie­lo­ny­mi oczy­ma pa­trzy­ła na swo­ich męż­czyzn wra­ca­ją­cych z lasu, a jej biała suk­nia z lnu po­wie­wa­ła na wie­trze. – Zbędne zaimki.

 

Idź na górę, zaraz za­wo­łam cię na ko­la­cję – po tych sło­wach młody Soren udał się scho­da­mi na górę. – Powtórzenie.

Zbędne dookreślenie; wiemy, że Soren jest młody.

Proponuj: Idź na górę, zaraz za­wo­łam cię na ko­la­cję. – Po tych sło­wach Soren udał się na piętro.

 

Wiesz do­brze, co sądzę o na­ucza­niu go tej two­jej magi.Wiesz do­brze, co sądzę o na­ucza­niu go tej two­jej magii.

 

– Ja…Prze­pra­szam, nie po­win­nam się tak na cie­bie wy­dzie­rać… Ja po pro­stu… nie chce stra­cić was oboj­ga– Ja… prze­pra­szam, nie po­win­nam się tak na cie­bie wy­dzie­rać… po pro­stu… nie chcę stra­cić was obu.

Kobieta mówi o mężu i synu, więc obu/ obydwu. Oboje to kobieta i mężczyzna.

 

ko­bie­ta rzu­ci­ła się w ra­mio­na Ver­ne­so­wi, sunąc falą swych buj­nych wło­sów po jego twa­rzy. – Z całym szacunkiem dla Twojej wyobraźni, Grochu, ale jak ona to zrobiła? W jaki sposób, sunąc falą włosów po twarzy męża, rzuciła mu się w ramiona?

 

– Nie stra­cisz obie­cu­ję obie­cał ca­łu­jąc ją w po­li­czek. – Wystarczy: – Nie stra­cisz, obie­cu­ję – powiedział i pocałował ją w po­li­czek.

 

był go­to­wy oddać wszyst­ko, by za­wsze mógł być przy niej… – Raczej: …był go­to­wy oddać wszyst­ko, by za­wsze móc być przy niej

 

Na górze sły­chać już było cięż­kie, lecz szyb­kie kroki mło­de­go chłop­ca. – Zbędne dookreślenie.

 

i za­siadł przy stole obok swo­je­go ojca. – Czy istniała możliwość, by zasiadł przy cudzym ojcu?

 

Danie zro­bio­ne było z go­to­wa­nej ka­pu­sty i dzi­czy­zny z róż­no­ra­ki­mi przy­pra­wa­mi. Aro­mat pie­przu i wa­ni­li uno­sił się w po­wie­trzu za­peł­nia­jąc całe po­miesz­cze­nie. – …Aro­mat pie­przu i wa­ni­lii

Wierz mi, Grochu, nie chciałbyś jeść dziczyzny i kapusty przyprawionych wanilią.

Proponuję: Danie przyrządzone było z go­to­wa­nej ka­pu­sty, dzi­czy­zny i róż­nych przy­pra­w. Aro­mat ziół uno­sił się w po­wie­trzu, wy­peł­nia­jąc całe po­miesz­cze­nie.

 

– Nie kłuć­cie się już wię­cej… Pro­szępo­pro­sił chło­pak. – Raczej: – Nie kłóć­cie się już wię­cej, pro­szę… – wyszeptał chło­pak.

 

Po tych sło­wach dwój­ka ko­chan­ków spoj­rza­ła na sie­bie. – Rodziców, w sytuacji gdy jedzą kolację z synem, raczej nie określa się w ten sposób.

Proponuje: Po tych sło­wach rodzice spoj­rzeli na sie­bie.

 

Ver­nes zła­pał ko­bie­tę de­li­kat­nie za jej dłoń… – Czy mógł złapać kobietę za nie jej dłoń?

 

Nie trwa­ło to jed­nak długo, po­nie­waż ktoś za­pu­kał do drzwi. Ve­re­nes wstał i udał się w stro­nę wyj­ścia, gdy otwo­rzył drzwi uj­rzał dwój­kę cięż­ko uzbro­jo­nych żoł­nie­rzy. – Skoro ktoś pukał do drzwi, to zrozumiałe, że gospodarz, aby otworzyć, musiał wstać i pójść stronę wyjścia, do drzwi właśnie.

Proponuję: Nie trwa­ło to jed­nak długo, po­nie­waż ktoś za­pu­kał do drzwi. Ve­re­nes otworzył i uj­rzał dwóch cięż­kozbro­jnych żoł­nie­rzy.

 

Młody Soren na ich widok wstał i szyb­ko wtu­lił się w nogi swej matki. – Raczej: Soren, na ich widok wstał i przywarł do matki.

 

– Nie wi­dzi­cie że jemy? Prze­szka­dza­cie nam – zbul­wer­so­wał się Ver­nes. – Nie rozumiem, co zbulwersowało Vernesa.

Wcześniej piszesz: …po­sa­da kró­lew­skie­go do­rad­cy wy­ma­ga­ła od niego życia w cią­głej po­dró­ży.

Skoro zajmował tak odpowiedzialne stanowisko i często był w podróży, chyba nie powinien być zdziwiony, że król go wzywa.

 

– Masz kwa­drans. – Żołnierze mieli zegarki i wiedzieli, co to kwadrans?

 

Nagle, otwie­ra­jąc drzwi na jego twa­rzy za­wi­tał strach. – Ze zdania wynika, że strach, otwierając drzwi na jego twarzy, nagle zawitał.

 

męż­czy­zna po raz ko­lej­ny otwo­rzył drzwi wy­cho­dząc na po­dwór­ko. – Ze zdania wynika, że już wychodząc, dopiero otwierał drzwi.

Proponuję: …męż­czy­zna po raz ko­lej­ny otwo­rzył drzwi i wyszedł na po­dwór­ko.

 

pró­bo­wał usta­lić co za­bi­ło dwój­kę cięż­ko uzbro­jo­nych męż­czyzn. – Wiemy, że żołnierzy było dwóch i wiemy, że byli w pełnym rynsztunku.

Wystarczy: …pró­bo­wał usta­lić, co za­bi­ło męż­czyzn/ żołnierzy.

 

Zo­stał rzu­co­ny pre­cy­zyj­nie i dosyć spój­nie… – Na czym polega spójne rzucanie?

 

było w nim widać skon­cen­tro­wa­ną ener­gie ma­gicz­ną. – Literówka.

 

za­sła­nia­ją­cy nie­mal całe jego ciało. Je­dy­ne co dało się roz­po­znać to jego skó­rza­ne, wy­so­kie buty… – Znów zbędne zaimki.

 

Rywal Ver­ne­sa pró­bo­wał skryć się wśród drzew, prze­bie­ga­jąc od jed­nej za­sło­ny do dru­giej. – Czy w lesie były jakieś zasłony?

Rywal to ktoś, z kim się współzawodniczy, a tu mamy walkę.

Może: Przeciwnik Ver­ne­sa, klucząc miedzy drzewami, próbował kryć się za nimi.

 

Mag bał się ata­ko­wać bar­dziej do­świad­czo­ne­go od sie­bie maga. Po paru chwi­lach, widać było zmę­cze­nie w ru­chach ucie­ka­ją­ce­go maga. – Powtórzenia.

 

Ver­nes po­sta­no­wił to wy­ko­rzy­stać i przy­spie­szył tępa w rzu­ca­niu za­klęć… – Raczej: Ver­nes po­sta­no­wił to wy­ko­rzy­stać i zwiększył tempo rzu­ca­nia za­klęć

Sprawdź w słowniku, co znaczy tempo, a co tępo.

 

błę­dem, jakim było nie do­bi­cie swo­jej ofia­ry. – …błę­dem, jakim było niedo­bi­cie swo­jej ofia­ry.

 

udał się do drzwi  domu .Wbiegł po scho­dach… – Brak spacji po kropce.

 

Wbiegł po scho­dach na górę i za­pu­kał do po­ko­ju. – Masło maślane. Czy można wbiec po schodach na dół?

Zdanie winno brzmieć: Wbiegł po scho­dach i za­pu­kał do po­ko­ju.

 

Drzwi po­wo­li zo­sta­ły uchy­lo­ne, jakby z lekką dozą nie­pew­no­ści. – Doza to inaczej dawka/ porcja. Czy można otwierać drzwi z dawką lub porcją czegokolwiek?

Może: Po­wo­li, nieco niepewnie, drzwi uchy­liły się.

 

od­parł Ver­nes pod­cho­dząc ści­ska­jąc do sie­bie swą ro­dzi­nę. – Można kogoś przycisnąć do siebie, ale nie można do siebie ściskać.

Proponuję: …od­parł Ver­nes, obejmując/ przytulając żonę i syna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Grochu, ponieważ jesteś tu nowy i pewnie nie znasz wszystkich zasad, to dam Ci jedną podpowiedź. Do końca trwania konkursu – do 30.04 – możesz, a nawet powinieneś, poprawić wszystkie wskazane usterki oraz te, które sam jeszcze znajdziesz. Edycja tekstu i korekta to dla Autora same plusy – poprawiając wskazane błędy, uczy się, a kolejni czytelnicy mają mniej problemów z czytaniem tekstu.

To, że ja już przeczytałam, to jeszcze nic nie znaczy, bo po trzydziestym i tak przeglądam wszystkie teksty jeszcze raz i sprawdzam, czy błędy zostały poprawione. Liczy się ostateczna postać opowiadania.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Zgodzę się z przedpiśczyniami – dużo jeszcze pracy przed Tobą. Dołożę jedną rzecz, o której chyba jeszcze nie wspominano – uważaj na zgubione podmioty.

W oczach Sorena widoczne było teraz skupienie, nie chciał on zawieść ojca. Gdy tylko był w domu chciał poświęcić swój czas na naukę z synem, chciał być dobrym ojcem lecz nie wiedział czy potrafi.

W pierwszym zdaniu podmiotem jest Soren – syn. A w drugim? Nikogo nie wymieniasz, więc teoretycznie pozostaje to samo, co ostatnio, ale z kontekstu wynika, że piszesz o ojcu. Przy okazji powtórzenia, szczególnie “być” staraj się eliminować. I interpunkcja; przecinki po “domu”, “ojcem” i “wiedział”.

Babska logika rządzi!

Witaj na portalu, Grochu. Mam nadzieję, że będziesz pracował wytrwale nad ulepszaniem warsztatu pisarskiego, tak aby w przyszłości serwować nam teksty dużo lepsze, niż “​Ostatni trening", przez który, z przykrością muszę stwierdzić, nie przebrnęłam.

Hmm... Dlaczego?

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przeczytane.

Przebrnęłam z trudem.

Jeśli chcesz pisać, musisz znać i stosować zasady ortografii, interpunkcji, nie da się inaczej.

Jest niedobrze.

 

Przynoszę radość :)

Grochu, chwali Ci się, że lubisz literaturę i chciałbyś pisać. Gratuluję odwagi stanięcia w konkursowe szranki. Jednak musisz jeszcze sporo potrenować i przyswoić. Usterek tekstu wymieniać nie będę, bo już inni zrobili to wcześniej. I tylko szkoda, że mimo podpowiedzi nie usunąłeś przynajmniej tych wskazanych palcem.

Ze strony formalnej – dzieciństwo jest, fantastyka jest, zbędnych traum brak, czyli niby jest wszystko jak być powinno, ale całość niestety nie gra. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tekst przypomina bardziej fragment większej historii niż zamknięte opowiadanie, urywa się po prostu. Fabularnie, no cóż, nie zachwyca, dwie scenki o relacji ojciec-syn. Przedstawiłeś ich trochę bezbarwnie, więc ich relacja nie wydała się interesująca. W tekście jest mnóstwo usterek, a co najgorsze niepoprawionych mimo że użytkownicy je Ci wskazali. Pozostaje życzyć wytrwałości w dalszym pisaniu, jesteś młody, dasz radę.

Tutaj nie mam wiele do powiedzenia. Scenka, nie opowiadanie, w dodatku sztampowa, urwana, niejasna i napisana, w najlepszym wypadku, zupełnie tak sobie. „Już nie jest źle, ale jeszcze nie jest tragicznie”, chciałoby się zacytować Mistrza. Choć to pewnie zbyt ostre słowa. Należy jednak powiedzieć, że zupełnie mnie to nie chwyciło. Choć pewnie mogło, gdyby zrobić z tego pełnoprawne opowiadanie, popracować nad wykonaniem i szarpnąć się na choć trochę oryginalności, wyjść poza schematy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Nowa Fantastyka