- Opowiadanie: Książkomaniaczka - Przez żołądek do serca

Przez żołądek do serca

Oto moje krótkie dzieło, które pojawiło się w mojej głowie i od razu zechciałam je przedstawić. 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Przez żołądek do serca

Schwytali go o świcie. Walczył zaciekle, lecz oni byli znakomicie przygotowani. 

Zarzucili mu na szyję dwie pętle, które zacisnęli z całych sił. Stwór ryknął z bólu i upadł na ziemię,  sięgając szponami do sznura. Nie dali ofierze żadnej okazji na uwolnienie się. Jeden wcisnął stopę w ciężkim buciorze, między łopatki swej ofiary. Pokraczny stwór uderzył głową w bruk, który pokryła jego krew. Rozległ się kolejny, głuchy wrzask. Dodatkowe pętle zacisnęły się wokół jego nadgarstków, pociągnięte gwałtownie, niemal wyrwały mu kończyny ze stawów. Z cienia wystrzeliła pięść, trafiła stwora w skroń. Nie zdołał nabrać w płuca powietrza, gdy wymierzono mu kolejne ciosy. Trwało to kilka minut, aż powietrze przesiąknęło zapachem krwi.

– Błagam! – rozległ się jękliwy skrzek. Rycerze opuścili zaciśnięte pięści i spojrzeli po sobie. Wszyscy w pięknych zbrojach, z mieczami przy pasach, jak jeden mąż wybuchnęli pogardliwym śmiechem. 

– Teraz błagasz łachmyto! – ryknął jeden z rycerzy, kopniakiem przewracając stwora  na plecy. – Teraz pozostała ci już tylko kara! Znieś ją jak mężczyzna!

U stóp rycerzy – mężczyzn rosłych i niewiarygodnie przystojnych, kulił się młody, chudy jak śmierć na chorągwi chłopak. Całą głowę miał we krwi, gdy spojrzał na swoich oprawców, ujrzeli oni bezgraniczny strach.

– Ja nie chciałem! – pisnął. – Na prawdę, to był przypadek!

– Przypadek!? – wrzasnął kolejny rycerz, kopiąc chłopaka w brzuch. – Twoje zachłanne palce, te ohydne szpony, przypadkiem zacisnęły się na moim kurczaku?! Przypadkiem?!

Ostatnie słowo podkreślił kolejnym ciosem w brzuch. Oddychając przez nos, rycerz wyprostował się i rozejrzał dookoła. Patrzyli na niego jego towarzysze, kiwając z uznaniem głowami. Dalej przechodzili inni rycerze ze swoimi damami, nikt nawet nie zerknął w ich stronę. 

– Odrąbie ci rękę – warknął mężczyzna, dobywając swój długi miecz. – Tym razem ci się upiecze.

Rycerze wybuchnęli śmiechem, rozbawieni doborem słów kompana. Chłopak krzyknął z całych sił, jakby już poczuł żar białego ostrza.

– Proszę! – zawołał przez łzy. – Mam do wykarmienia pięcioro rodzeństwa! Moja matka nie żyje, nie miałem wyboru! Błagam, daruj mi rycerzu!

W odpowiedzi rozległ się metaliczny świst i głuche uderzenie.

***

Cedrik rozglądał się z uznaniem, gdy jego kary wierzchowiec wjechał przez bramę miasta Enood. Była to rozbudowana i bogata metropolia. Ludzie nosili się bogato, zwłaszcza rycerze, którzy wypełniali ulice. Pasował tu, sam przecież nosił rycerski herb. 

Młodzieniec odetchnął miastowym powietrzem i zerknął na swoją tarczę. Prezentowała się doskonale, dwa walczące jelenie – idealnie. Musnął palcami zbroję, musiał czekać kilka miesięcy, nim w końcu ukończono ją pokrywać smoczymi łuskami. Tak, obrano ze skóry ładnego, czerwonego jaszczura. Pancerz nie był tani, nie mówiąc już o płaszczu ze skóry gryfa. Cały ojcowski majątek! Lecz było warto. Stał się wolny, mógł  robić co chciał.

Cedrik ruszył główną ulicą, końska pierś rozpychała na boki zazdrosnych gapiów. Uwielbiał gdy tak na niego patrzono, w końcu był marzeniem wielu. Lecz by zdobyć to co on, trzeba było wyrzec się wszystkich bzdurnych zasad i niedorzecznych obowiązków. On się na to odważył i teraz ma wszystko.

Rynek miasta był duży, wypełniony kolorowymi sukniami i pełnymi sakiewkami. Lecz uwagę zwracała wielka stalowa klatka, zajmująca jego centralną część. Cedrik spiął konia, zmuszając zwierzę by podeszło bliżej krat. 

– Cudownie – szepnął podekscytowany. W klatce wił się błękitny jak ocean smok. Łapy miał zakute w stal, głowę otoczoną łańcuchem, tak by nie mógł otworzyć paszczy i pogrążyć miasta w ogniu. Jego łuski nosiły liczne ślady, lecz mimo to pozostawały piękne. Po bokach przysłaniały je połamane skrzydła, które źle się zrosły. Smok był głuchy i ślepy na zaczepki gawiedzi, pogrążony w mrokach swojego umysłu. Jego przekrwione ślepia błądziły po niebie, jakby przypominał sobie dobre, stare czasy. 

Cedrik westchnął  z zachwytem, tak bardzo pragnął zgładzić smoka! W końcu się doczeka, być może będzie to nawet ten. I co z tego że spętany? Grunt że to smok. 

Młodzieniec pozwolił w końcu odejść zaniepokojonemu wierzchowcowi, kierując go w stronę karczmy. Po chwil usłyszał już wesołe śmiechy i piski dziewcząt.

– “ Pod Czarnym Rycerzem” – przeczytał na szyldzie, zeskakując z konia. – Dobra nazwa, dla tak słynnego przybytku.

Jakiś młodzik przejął od niego konia, nawet nie zwrócił na niego uwagi. Poprawił płaszcz i wszedł do karczmy. Wszystkie spojrzenia skierowały się w jego stronę, wypiął pierś, dumnie jak paw i ruszył w stronę szynkwasu . Powitał go rosły karczmarz, o rękach pokrytych  rozmaitymi tatuażami. 

– Witam panie. Co podać?

Cedrik zastanowił się przez chwilę, patrząc z obojętną miną na ustawione za plecami mężczyzny beczki. 

– Wina – rzekł wreszcie, wykonując nieznaczny ruch ręką. Karczmarz skłonił się i pośpiesznie zaczął napełniać kielich. W międzyczasie Cedrik rozglądał się po wnętrzu, starając się dostrzec znane twarze. Nie musiał trudzić się długo, już po chwili dołączyli do niego jego dobrzy znajomi.

– Rainie! – krzyknął uradowany Cedrik, klepiąc rycerza po ramieniu. – I ty też tutaj, Faodrze? 

Pojawił się również Alman, Kiron i Belgar. Cała piątka.

– Witaj młody przyjacielu! – zawołali mężczyźni, stawiając na ladzie kufle z piwem. – Sądziliśmy, że już tu nie dotrzesz!

– Ja?! – zaśmiał się Cedrik. – Ja miałbym nie przybyć na coroczny zlot?!

Cała szóstka wybuchnęła śmiechem, w górę pomknęły kielichy i kufle. Przyjaciele zajęli najlepszy stół, nie żałując sobie alkoholu. Nie widzieli się od lat, każdy opowiadał z zapałem o swoich przygodach.

– Okradł cię powiadasz? – spytał Cedrik z niedowierzaniem, usłyszawszy opowieść Faodra. Rycerz pokazał mu zaschniętą krew na swoim mieczu.

– A wrzeszczał jak przedziurawiony kundel – zaśmiał się mężczyzna, wychylając kufel do dna. 

– Ja bym mu nie okazywał takiej łaski – odezwał się Cedrik, unosząc kielich. – Stałeś się dużo łaskawszy Faodrze.

Rycerz skrzywił się, ocierając wierzchem dłoni usta.

– Czy ja wiem? – mruknął bez przekonania. – Miałem po prostu dobry dzień i tyle. Poszczęściło się gówniarzowi.

Cedrik skinął z uznaniem głową i wypił ostatni łyk wina. Miał już dość poważnych tematów, przybył do Enood by się bawić.

– A powiedzcie mi przyjaciele – zagadnął, ukazując swoje zęby w szerokim uśmiechu. – Jak tam w tym roku, z szanownymi umilaczami czasu?

Rycerze spojrzeli na niego i wybuchnęli rubasznym śmiechem.

– Oj mówię ci Cedriku! – zawołali. – Lepsze z każdym rokiem!

Przez następne godziny omawiali i planowali cały wieczór, ze szczegółami wypowiadając się na temat każdej z panien w mieście. Cedrik już kształtował w głowie plan, wyobrażał sobie każdą chwilę.

Gdy w karczmie stało się za ciasno, rycerze z hukiem wyszli na ulicę, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu. Nie byli jedyni, dzień corocznego zlotu był wyróżnieniem dla każdego rycerza. Miasto było ich pełne, można powiedzieć że pękało w szwach.

Cedrik zamilkł nagle, patrząc gdzieś przed siebie. Jego kompani dopiero po chwili zorientowali się, że niema go obok. Chichocząc między sobą, spojrzeli w tę samą stronę, co młody rycerz. 

Ulicą, szła szybko piękna dziewczyna. Miała ognistoczerwone włosy i oczy niczym dwa opale. Gdy tylko ich zobaczyła, przystanęła na moment. Patrzyli na siebie kilka sekund. Powietrze stało się nieznośnie wilgotne, zamilkły psy, światło pochodni jakby przygasło. Rudowłosa cofnęła się o krok i nagle skręciła w ciemny zaułek.

– Poczekaj! – krzyknął Cedrik i jakby urzeczony zaklęciem, pobiegł za piękną nieznajomą. Jego towarzysze wołali za nim, śmiejąc się co chwila, lecz ich nie słuchał. Wpadł w ciemną uliczkę, dostrzegł znikający za rogiem brzeg sukni. Rycerz mruknął z rozdrażnieniem i ruszył dalej. Ciężko mu było, zbroja i płaszcz swoje ważyły. Tak więc zaczynając coraz głośniej łapać powietrze, wybiegł na kolejną ulicę. Zdołał dostrzec tylko rude loki, znikające w ciemnościach za bramą. Dziewczyna uciekła z miasta!

– Nie czmychniesz przede mną! – warknął młody rycerz pod nosem. Zaczął ją gonić w obecności swoich kompanów, nie mógł wrócić bez niej. 

Wyszedł z miasta i rozejrzał się. Księżyc i gwiazdy dawały dostateczne światło. Dostrzegł ją od razu, zbiegającą po pagórku. 

– Zaczekaj pani! – zawołał przymilnym tonem i ruszył za nią. Pokonał cały pagórek w kilka chwil, dodatkowe obciążenie pomogło mu się rozpędzić. Trudniej było z hamowaniem. Rudowłosa wbiegła w las, który rósł niedaleko miasta. Cedrik zatrzymał się dopiero na drzewach, rysując swoją piękną zbroję.

– Zapłacisz mi za to rudowłosa – syczał pod nosem, wchodząc gwałtownie w las. – Odwdzięczysz mi się za tę fatygę, obiecuję!

Stanął jak wryty. Kilka metrów niżej, w wąwozie leżała dziewczyna. Gdy tylko go zobaczyła, zaczęła rozpaczliwie się szarpać. Cedrik zrozumiał po chwili, dostrzegłszy jej stopę między skałami. Utknęła!

-Już idę, pani! – zawołał dumnym głosem. – Nie masz się czego bać!

Zszedł w miarę ostrożnie w dół i zbliżył się do rudowłosej. Kobieta wpatrywała się w niego, szeroko otwartymi oczami. Była przerażona.

– Proszę – szepnęła cienkim głosem. – Nie rób mi krzywdy!

Cedrik uśmiechnął się szeroko i podważył kamień, wyciągając drobną stopę z potrzasku.

– Ależ nie masz się czego obawiać – zapewnił, wyciągając w jej stronę dłoń. – Nie zrobię ci krzywdy.

Rudowłosa zawahała się, lecz ostatecznie nie odrzuciła pomocy i trzymając się mocno dłoni rycerza, ostrożnie wstała. Cedrik objął ją w opiekuńczym geście.

– Nie forsuj się pani – mruknął. – Zaniosę cię, twoja noga musi zostać opatrzona.

Rudowłosa uśmiechnęła się nieśmiało, spuszczając wzrok.

– Dziękuję ci dzielny rycerzu – szepnęła. – Ale chciałabym udać się nad rzekę, tam rosną rośliny, które mogą mi pomóc.

Cedrik uśmiechnął się szeroko. Propozycję dziewczyny zrozumiał jednoznacznie.

– Oczywiście – odparł kurtuazyjnie. – Ale pozwól, że cię zaniosę. Zapewne i tak nie masz sił iść… Wybacz! Nie znasz mojego imienia! Nazywam się sir Cedrik z Langwadonu!

Rudowłosa dygnęli niezgrabnie, pochylając z szacunkiem głowę.

– To wielki zaszczyt – odezwała się cicho. – Ja jestem Isabele.

– Nie, to dla mnie zaszczyt pani, mogąc poznać twoje imię – zapewnił Cedrik, biorąc Isabele na ręce. 

Zapomniał już, jak ciężką ma zbroje. Udało mu się jednak wyjść z wąwozu i kierując się wskazówkami dziewczyny, ruszył w stronę rzeki. Nie zamierzał jednak marnować tego czasu. Usta mu się nie zamykały, opowiadał o swoich zwycięstwach i podbojach. O tym jak zabił całe stado smoków, jak pokonał olbrzymiego gryfa, którego skórę teraz nosił. Isabele słuchała w ciszy, odzywając się tylko kilka razy.

– Czy uratowałeś kiedyś panie niewinną niewiastę, z sideł czarnych rycerzy? – spytała z powagą, spoglądając rycerzowi w oczy. Cedrik przytaknął z dumą, barwnie opowiadając o niesamowitej walce z rabusiami i o wdzięczności pięknej panny. Isabele słuchała, a jej oczy przybierały coraz ciemniejszą barwę. 

– A czy jesteś odważny? – spytała ostatni raz. – Czy odznaczasz się mądrością, cnotą i sprawiedliwością?

– Cóż to za pytanie?! Oczywiście że tak, jestem przecież rycerzem! Mam zbroję i herb!

Isabele zamilkła. Niczym sędzia, który zadecydował już, jaki wydać werdykt. 

Rzeka wyłoniła się z mgły. Była szeroka na pięćdziesiąt metrów, jej powierzchnia była niemal nieruchoma. Przy brzegu leżało kilka większych głazów, lecz sporą część porastały wysokie trzciny. Rycerz podszedł do  głazów, na których usadził dziewczynę.

– Dziękuję – rzekła, uśmiechając się nieco zalotnie. – Pomożesz mi?

– Oczywiście!

– Sama nie dam rady, a trzeba nazbierać tych żółtych kwiatów… rosną przy brzegu.

Cedrik poruszył żuchwą, lecz uśmiech nie zniknął z jego twarzy.

– Oczywiście! – powtórzył słodkim tonem i skłonił się przed Isabele teatralnie.

– Twoja prośba pani, jest dla mnie rozkazem!

Cedrik wszedł w trzciny, szukając wzrokiem żółtych kwiatów. W myślach już wyobrażał sobie, czego zażąda w podzięce od pięknej niewiasty. 

– Tylko uważaj na wodnika! – Usłyszał za sobą nagle głos dziewczyny, zerknął w jej stronę. Wydawała się być rozbawiona. Wyprostował się i spojrzał na rzekę.

– Nie bój się o mnie pani! – zawołał zawadiacko. – Ja niczego się nie lękam! No choć potworze!

Nic. Zupełna cisza i spokój, srebrne światło nieba opadające na mgłę, unoszącą się leniwie nad wodą. Odczekał kilka chwil i ponownie spojrzał na dziewczynę.

– Widzisz pani? Nawet bestie boją się stawić mi czoła!

Coś się zmieniło, oczy dziewczyny były ciemniejsze niż na początku. Już nie jak opale, a ciemne szafiry. 

– Pani?

– Moja matka nie była szczęśliwa – odezwała się nagle Isabelle, z chłodem w głosie. – Była żoną rycerza, takiego jak ty. A mimo wszystko go kochała… – Isabele zaśmiała się gorzko. – Kochała go. Wiedziała co zrobić, aby choć na chwilę zaskarbić sobie jego przychylność. Powtarzała “ Przez żołądek do serca”. Nigdy nie chciałam być taka jak ona… lecz akurat te słowa szczególnie zapamiętałam.

Cedrik podczas przemowy Isabele, zbliżył się do niej. Zaczynał się gubić, po co mu to mówiła? Przecież sprowadziła go nad tę rzekę nie bez powodu, prawda? Już wyciągał w jej stronę rękę, gdy nagle rozległ się za nim głośny plusk. Znieruchomiał, ciemne oczy dziewczyny spojrzały ponad jego ramieniem. Jej usta wygięły się w szerokim uśmiechu.

– Długo się starałam, aby go w końcu zdobyć – szepnęła z czułością.– To on okazał się być prawdziwym bohaterem, nie pawie w zbrojach. Poznałam go przypadkiem, w tedy – nie z premedytacją oczywiście – przyprowadziłam mu pierwszego… matka miała jednak rację, przez żołądek do serca. 

Po chwili jej twarz zmieniła się w zimną maskę, dziewczyna spojrzała rycerzowi w oczy. 

– Piękno, brzydotą – rzekła beznamiętnie, jakby wydawała wyrok. – Jeden z wielu, bo tak liczni jesteście… ale każda zaraza kiedyś się kończy. 

Cedrik nie wytrzymał, ponownie usłyszał za sobą plusk. Dobył z krzykiem miecz i obrócił się. Zobaczył na wpół wynurzoną z wody postać, o szarej skórze, czarnych oczach i włosach ociekających wodą.

– Pozdrowienia od Linida! – Usłyszał za sobą nienawistny głos Isabele. – W ramach przeklętej przyjaźni, jako pierwszy zapłacisz za jego rękę!

Zdołał tylko otworzyć usta, gdy nagle poczuł cios prosto między łopatkami. Runął wprost do wody, silne ramiona zacisnęły się wokół jego pasa. Uniósł miecz, lecz woda wszystko zamazała. Zbroja cięższa niż zwykle, płaszcz zaczął go dusić. Cedrik wrzasnął, lecz z jego ust uleciały tylko bańki powietrza. 

Isabele opuściła nogę, teraz naprawdę ją rozbolała. Patrzyła jednak z zachwytem, jak wodnik porywa rycerza w odmęty.

– A teraz jego pycha i duma, pociągną go na dno – rzekła uroczyście i uśmiechnęła się szeroko. 

Woda ponownie się poruszyła. Spomiędzy wzburzonych ruchem fal, wynurzyła się postać. Wodnik wyszedł na brzeg i uniósł głowę, spoglądając na Isabele. Dziewczyna zeszła z kamienia i stanęła przed stworem. 

– Smakowało, kochanie?– spytała z uśmiechem. – To dopiero przystawka.

Uniosła dłoń. Wodnik chwycił ją delikatnie i z czułością, wsunął na nią złoty pierścień.

– I to bardzo, zawsze mi smakują – zapewnił. – Nie lubię kiedy go ściągasz – dodał  po chwili, lekko zachrypniętym głosem.

– Wiem skarbie – szepnęła Isabele i spojrzała w stronę miasta, którego wieże wynurzały się daleko, ponad koronami drzew. – Ale pozostało jeszcze mnóstwo głupców, którzy muszą ocalić niewiastę z opresji… a poza tym, jesteś głodny, prawda? 

 

 

Koniec

Komentarze

Nie wiem czy wam się spodoba. Chciałam odwrócić role o sto osiemdziesiąt stopni, w takiej typowej opowieści o rycerzach i damach. 

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Nie wiem, Książkomaniaczko, czy zdajesz sobie sprawę, że jeśli odwrócisz coś o trzysta sześćdziesiąt stopni, to niczego nie zmienisz.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

wybacz, mój błąd :)

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Przykro mi, Książkomaniaczko, ale zupełnie nie mam pojęcia, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

Do miasta przybywa rycerz i w karczmie spotyka znajomych, którzy wcześniej znęcali się nad biedakiem. Po opuszczeniu karczmy Cedrik puszcza się w pogoń za jakąś panną, a ta doprowadza go do zguby, szepcząc coś o tym, że przez żołądek do serca. O co tu chodzi? Skąd taki tytuł?

Do nie najlepszego odbioru tekstu przyczyniło się także fatalne wykonanie. Mnóstwo wszelkich błędów i usterek oraz nie zawsze czytelnie złożonych zdań sprawiło, że żadną miarą nie mogę uznać lektury za satysfakcjonującą.

 

Za­rzu­ci­li mu na szyję dwie pętle, które za­ci­snę­li z ca­łych sił. […] Nie dali mu żad­nej oka­zji na uwol­nie­nie się. Jeden wci­snął mu stopę… – Nadmiar zaimków.

 

Do­dat­ko­we pętle za­ci­snę­ły się wokół jego nad­garst­ków, wy­krę­ca­jąc mu stawy. – W jaki sposób pętle zaciśnięte na nadgarstkach mogą wykręcić stawy?

Czy oba zaimki są niezbędne?

 

ry­cerz wy­pro­sto­wał się i ro­zej­rzał do o koła. – …ry­cerz wy­pro­sto­wał się i ro­zej­rzał dookoła.

Nie przypuszczałam, że można to tak napisać.

 

Od­rą­bie ci rękę – wark­nął męż­czy­zna… – Literówka.

 

Ce­drik spiął konia i pod­pro­wa­dził go bli­żej gru­bych krat. – Czy Cedrik jechał na koniu czy prowadził go?

 

– “ Pod Czar­nym ry­ce­rzem… – – „Pod Czar­nym Ry­ce­rzem

Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.

 

wy­piął się dum­nie jak paw i ru­szył w stro­nę lady. – Raczej: …wy­piął pierś, dum­nie jak paw i ru­szył w stro­nę szynkwasu.

 

Po­wi­tał go rosły karcz­marz, o rę­kach po­kry­tych w roz­ma­itych ta­tu­ażach. – …o rę­kach po­kry­tych roz­ma­itymi ta­tu­ażami.

 

Karcz­marz skło­nił się i po­śpiesz­nie za­czął wy­peł­niać kie­lich. – Wybacz, Książkomaniaczko, ale ujrzałam karczmarza, usiłującego zmieścić się w kielichu.

Karcz­marz skło­nił się i po­śpiesz­nie na­peł­nił kie­lich.

 

W mię­dzy cza­sie Ce­drik roz­glą­dał się po wnę­trzu… – W mię­dzycza­sie Ce­drik roz­glą­dał się po wnę­trzu

 

Przy­ja­cie­le za­ję­li naj­lep­szy sto­lik, nie ża­łu­jąc sobie al­ko­ho­lu. – Stoliki można spotkać w kawiarniach czy restauracjach. W karczmach stały stoły.

 

za­śmiał się męż­czy­zna, wy­chy­la­jąc swój kufel do dna. – Zbędny zaimek. Czy mógł wychylić cudzy kufel?

 

ode­zwał się Ce­drik, uno­sząc i swój kie­lich. – Czy poza swoim, Cedrik uniósł także inny kielich?

Wystarczy: …ode­zwał się Ce­drik, uno­sząc kie­lich.

 

za­gad­nął, uka­zu­jąc zęby w sze­ro­kim uśmie­chu. – Ze zdania wynika, że ukazał szeroko uśmiechające się zęby.

 

Jego kom­pa­ni zo­rien­to­wa­li się że niema go obok nich, do­pie­ro po chwi­li. – Nadmiar zaimków.

Wystarczy: Kom­pa­ni do­pie­ro po chwi­li zo­rien­to­wa­li się, że nie ma go obok.

 

co młody ry­cerz. Oni też za­mil­kli. Ulicą, szła szyb­ko młoda dziew­czy­na. – Powtórzenie.

Dziewczyna jest młoda z definicji.

 

Miała ogni­sto czer­wo­ne włosy… – Miała ogni­stoczer­wo­ne włosy

 

-Już idę pani! – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Rzeka wy­ło­ni­ła się z mgły. Była sze­ro­ka na pięć­dzie­siąt ki­lo­me­trów… – Amazonka, że swoimi dwudziestoma kilometrami w najszerszym miejscy, to zaledwie potoczek.

 

Przy brze­gu le­ża­ło kilka więk­szych gła­zów, lecz więk­szą część po­ra­sta­ły wy­so­kie trzci­ny. Ry­cerz pod­szedł do wiel­kich gła­zów… – Powtórzenia.

 

ode­zwa­ła się nagle Isa­bel­le, od­le­głym gło­sem. – Co to jest odległy głos?

 

Po­wta­rza­ła “ Przez żo­łą­dek do serca”. – Zbędna spacja po otwarciu cudzysłowu.

 

Po chwi­li jej twarz zmie­ni­ła się w zimną maskę i spoj­rza­ła ry­ce­rzo­wi w oczy. – Ze zdania wynika, że twarz, zmieniwszy się w maskę, spoj­rza­ła ry­ce­rzo­wi w oczy.

 

Isa­be­le opu­ści­ła nogę, teraz na praw­dę ją roz­bo­la­ła.Isa­be­le opu­ści­ła nogę, teraz napraw­dę ją roz­bo­la­ła.

 

– A teraz jego pycha i duma, po­cią­gnie go na dno… – Piszesz o dwóch czynnikach, więc: – A teraz jego pycha i duma po­cią­gną go na dno

 

Z po­mię­dzy wzbu­rzo­nych ru­chem fal… – Spo­mię­dzy wzbu­rzo­nych ru­chem fal

 

spoj­rza­ła w stro­nę mia­sta, któ­re­go wie­rze wy­nu­rza­ły się da­le­ko… – …spoj­rza­ła w stro­nę mia­sta, któ­re­go wie­że wy­nu­rza­ły się da­le­ko

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Och… surowy komentarz. Ale dziękuję, nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele błędów robię. Widzę teraz, że muszę dużo popracować nad swoim pisaniem. Z tym mam właśnie trudność, coś co mi wydaje się logiczne i do odczytania, nie koniecznie takie jest. Jeszcze raz dziękuję za uwagi:)

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Jeśli uwagi okazały się pomocne, to bardzo się cieszę. ;-)

Książkomaniaczko, tak zazwyczaj bywa, że świat który autor wymyślił, jest dla niego jasny i oczywisty, ale dla czytelnika już niekoniecznie. Jeśli poskąpisz informacji, pozwalających czytającemu poznać okoliczności dziejącej się historii, nie będzie ona zrozumiała, a skutki zachowań postaci pozostaną niejasne jeśli nie pozna motywów powodujących bohaterami.

Przypuszczam, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Och, dziękuję. Pomocny artykuł, zwłaszcza dla takiego świeżaka jak ja :) Wielkie dzięki.

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Och, a ja cieszę się ogromnie, że udało mi się pomóc. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nieco zmieniłam mój tekst, mam nadzieję że stał się bardziej zrozumiały i czytelny :)

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Coś tak czułem, że Imć pan Cedrik nie za dobrze skończy i to od momentu, kiedy z miejsca zaczyna gonić nieznajomą, ale jak rozumiem nasz (nie)bohater do elity intelektualnej raczej nie należał.

Masz rację StraferB25, myślę że każdy mężczyzna pokroju moich (nie)rycerzy, nie grzeszy inteligencją (Nie ważne jakie szkoły pokończył). Lecz Cedrik działał również pod wpływem uroku, starałam się to przedstawić opisując dziwną zmianę atmosfery i otoczenia:) 

Kiedy życie daje ci w twarz, uśmiechnij się i z politowaniem powiedz: "Bijesz się jak ciota"

Hmm, tekst mnie nie przekonał. Może nie wyłapałam tylu błędów, co Regulatorzy, więc czytanie szczególnie nie bolało, ale fabularnie mogło być lepiej. Mam wrażenie, że początkowe scenki są kiepsko zrobione pod względem „reżyserskim”, w sensie ujęte jakoś nie z tej strony, co trzeba; potem z kolei robi się przewidywalnie, bo praktycznie od razu wiadomo, że dziewczyna coś kombinuje. 

Odwrócenie schematów nawet w porządku. Tylko nie rozumiem, skąd dziewczyna wiedziała, że Cedrik jest przyjacielem oprawcy jej znajomego. Podsłuchała ich w karczmie? W takim razie lepiej byłoby celować we właściwego sprawcę, a nie kumpla.

Sporo usterek jeszcze zostało. Interpunkcja kuleje – wołacze, Książkomaniaczko, oddzielamy przecinkami od reszty zdania. Zdarzają się literówki.

Jego łuski nosiły liczne ślady, lecz mimo to pozostawały piękne.

Aż się prosi, żeby doprecyzować, co to były za ślady. Bo pewnie nie szminki.

Jakiś młodzik przejął od niego konia, nawet nie zwrócił na niego uwagi.

A tu podmiot uciekł. Kto na kogo nie zwrócił uwagi? Młodzik na konia?

No choć potworze!

No chodź, potworze! – tak chyba miało być.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka