- Opowiadanie: Wizimir - Śmierć wyprzedana, ale mamy jeszcze kraba

Śmierć wyprzedana, ale mamy jeszcze kraba

Dzień dobry.

 

Strasznie spodobał mi się jedna z propozycji tytułu zaproponowanych na Absurdalny Konkurs, wobec czego usiadłem i napisałem. Może ten jeden raz całkowity brak sensu, składu oraz logiki zostanie mi wybaczony. 

 

Przepraszam wszystkich agentów ubezpieczeniowych i fanów Donalda Trumpa. 

 

PS. Tak, zdaję sobie sprawę, że element fantastyczny jest naciągany. 

PPS. Tak, będę trzymał się wersji, że fakt ten jest zamierzony.

PPPS. Serio. Przecież to byłoby absurdalne nie doczytać dosłownie pięciu zdań regulaminu i później w pośpiechu dopisać kilka słów do tekstu. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Śmierć wyprzedana, ale mamy jeszcze kraba

Postanowiliśmy sprawdzić, co dzieje się za kulisami "Lip Sync Battle Ustawka"! To było kompletne szaleństwo! Kędzior śpiewał nową piosenkę Adele i legendarny przebój Lionela Richie, Natalia zrobiła niezłe show przy piosence "Bądź duży", a Hardkorowy Koksu i Madox przejechali się… na hulajnodze! Musicie to zobaczyć! :) Takiego programu jeszcze nie było!”

 

Źródło: http://www.tvn.pl/showbiz/lip-sync-battle-ustawka-ten-program-rozwali-system,186103,0,0.html

 

Ostrzeżenie autora: Nie wchodźcie tam. Niniejsze opowiadanie jest wystarczająco złe. Poważnie. 

 

– Dzień dobry, poproszę śmierć.

– Niestety – zasmucił się kelner. – Śmierć wyprzedana. Ale mamy jeszcze kraba.

Jakub poprawił monokl i rzucił mężczyźnie w puchatym szlafroku zdziwione spojrzenie.

– Ale jak to? Nie po to przebiegłem dwa półmaratony jednego dnia, żeby teraz… Nie po to zacząłem dzień od dwóch tabletek APAPU NOC, rozumie pan, NOC, w dzień, rozumie pan? Wyszalałem się za wszystkie czasy, dokończyłem dzieło mojego życia. Żeby teraz… W zasadzie dlatego leciałem na alfa Centauri, dlatego uczyłem się serbskiego, żeby teraz się z panem dogadać, tutaj, w jedynej w galaktyce restauracji, która serwuje śmierć. Rozumie pan? – pulsująca żyłka na szyi Jakuba zdradzała narastający poziom zbulwersowania.

– Nie do końca, ponieważ mamrocze pan z przedziwnym, malajskim akcentem, ale coś tam kapuję. W takim razie, co do kraba? Mamy fantastyczną galaretkę z kurczaka.

– Nie chcę żadnego kraba! – Jakub podniósł głos o ćwierć tonu za bardzo; siedzący przy sąsiednim stoliku insektoidalny kobziarz odłożył klawesyn i prychnął z oburzeniem. – Niech mi pan powie… Jesteście słynną na cały wszechświat restauracją właśnie dlatego, że podajecie śmierć dla wszystkich, takich jak ja, żałosnych indywiduów, które chcą skończyć swój parszywy żywot.

– I dlatego, że wieczorami urządzamy podhalańskie karaoke – rzucił wesoło kelner.

– Tak, być może… Ale głównie przez śmierć, prawda? To niech mi pan powie, jakim cudem nie ma dziś śmierci w menu? Przecież jest pięć po dziesiątej, dopiero co otworzyliście. Może ja poczekam, może nie zdążyliście zrobić zakupów?

– Nieee, my nie robimy zakupów – pokręcił głową kelner, poprawiając poły szlafroka, aby całkowicie zasłonić przepoconą koszulkę FC Barcelony. – Mamy wszystko poupychane w takich kanistrach ze zjełczałym olejem. Czyli co, krab, galaretka i może zaproponuję aperitif?

– Niech pan powie, czemu nie ma śmierci – zawarczał Jakub i zlustrował stojącego nad nim kretyna spojrzeniem wypełnionym nienawiścią do małych, słodkich kociąt i Leo Messiego.

– Ech, jest kilka przyczyn – pokręcił głową kelner, a kobziarz zaczął grać standardy jazzowe. – Śmierć przynosiła na półmisku dziewczyna z Czech, wobec czego zostaliśmy oskarżeni przez takiego jednego ministra o szerzenie pornografii. Różańcowa krucjata  z dość odległej planety przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy nie dopuszczała nikogo do drzwi naszej restauracji. Był to bolesny epizod, dzięki któremu, co prawda, wygraliśmy kilka prestiżowych nagród teatralnych, ale z drugiej strony – byliśmy zmuszeni do wzięcia udziału w Galaktycznych Rewolucjach. Przez kilka dni serwowaliśmy regionalną kuchnię mongolską, a śmierć została zastąpiona w menu przez burrito z mięsem ułana Batora. Cóż, rewolucja się nie powiodła…

– Burrito nie smakowało pani Magdzie? – uniósł mimowolnie brwi Jakub.

– Nie, po prostu nasz właściciel nie potrafił zrezygnować z karaoke. A ona tu wbiła któregoś wieczoru, jak zawsze, w tym swoim skromnym worku na ziemniaki, z czepkiem na głowie, od stóp do głów w higienie, aż nagle z głośników poleciało „Góralu, czy ci nie żal?”. Przy mikrofonie stał Międzygalaktyczny Bóg Macek, trochę za bardzo wczuł się w tekst. No i wtedy to się stało.

– Co takiego?

– Jak to, to pan nie wie? – spojrzał na Jakuba zdumiony kelner. – Śmierć. Śmierć się wzięła i sprzedała.

 

***

 

Istnieje teoria, wedle której całe zło tego świata wyrządzone zostało przez sfrustrowanych agentów ubezpieczeniowych.

To sfrustrowany agent ubezpieczeniowy został prezydentem pewnego zupełnie nieistotnego kraju położonego w pozbawionej znaczenia galaktyce, po czym popełnił samobójstwo i zastąpiony został przez robotyczną imitację, potrafiącą jedynie podpisywać podsuwanie papiery, machać do tłumu i wrzucać selfie na Twittera. To sfrustrowany agent ubezpieczeniowy, w proteście przeciwko temu poprzedniemu agentowi, przestał płacić alimenty, golić się i zaczął chodzić na cotygodniowe spacery między różnymi państwowymi instytucjami, co kilka tysięcy sfrustrowanych agentów ubezpieczeniowych uznało za całkiem fajną odskocznię od oszukiwania ludzi na wysokości składek.

Każdy sfrustrowany agent ubezpieczeniowy w pewnym momencie swojego życia (zazwyczaj w wigilię Zielonych Świątek) uświadamiał sobie ogrom swojej społecznej bezużyteczności i stawał przed dylematem:

 

a) pogodzić się z losem i dalej czynić zło, co wiązało się z niechybnym awansem w korporacyjnej strukturze

b) poszukać innej życiowej drogi i spieprzyć coś poza rynkiem ubezpieczeniowym, np. jakąś planetę, organizację, kraj, ewentualnie ogród zoologiczny

c) zaoszczędzić wszystkim bólu i skończyć ze sobą.

 

Jakub, wychowany przez ciotkę w duchu miłości do bliźniego, wybrał opcję c), nie potrafił jednak przezwyciężyć lęku przed jego realizacją. Najprościej byłoby, oczywiście, rzucić się pod samochód lub pociąg, skąd miał jednak wiedzieć, czy kierowca nie był ubezpieczony u jego pracodawcy? Taka opcja mogłaby wiązać się z pośmiertnymi konsekwencjami zawodowymi – np. z degradacją, grzywną lub zostaniem korporacyjnym Duchem FAKAPu takim jak Prawie Bezduszny Rick, firmowa legenda, która wykradała produkty spożywcze pozostałych współpracowników, za co ukarana została śmiercią po spożyciu nieświeżego bigosu i wieczystym pobytem w murach Towarzystwa Ubezpieczeń w charakterze maskotki mającej udowodnić sceptykom, że dla Prezesa i Zarządu liczy się nie tylko to, co materialne.

Skoro pojazdy mechaniczne odpadały, Jakub spróbował rzucenia się pod rozpędzonego konia, efekt był jednak dalece niezamierzony. Arab został oskarżony o stratowanie Polaka, co doprowadziło do przetoczenia się przez kraj fali antyimigracyjnych protestów, a Jakub – ze swoją zmasakrowaną końskim kopytem facjatą – otrzymał szereg ofert współpracy z prestiżowymi agencjami modelingu.

Ostatnią z licznych prób odebrania sobie życia było zamknięcie się przez Jakuba w dźwiękoszczelnym pomieszczeniu i puszczenie na cały regulator płyty Dawida Kwiatkowskiego, ale w ostatniej chwili agent zdał sobie sprawę, że nawet on nie zasługuje na tak żałosny koniec.

Wtedy usłyszał o Tolimańskiej Knajpie Eksterminacji® i zdał sobie sprawę, że właśnie tak chce skończyć. W odległym zakątku galaktyki, z kieliszkiem centuriańskiego wina, ogórkiem kiszonym i zmrożoną ciekłym azotem śmiercią na półmisku.

 

***

 

Postanowił, że nie zrezygnuje. Udał się na targowisko, żeby odnaleźć i odkupić śmierć. Po piętnastu minutach ściskał w dłoni ukulele, pilota do Gwiazdy Śmierci, ponczo z futra lamy, plastikową makietę czarnej dziury i przedziwny papirus pokryty inskrypcjami przypominającymi miniaturowe nosy późnego Michaela Jacksona. To chyba nie ma sensu, pomyślał, gdy ktoś zakładał mu na twarz maskę Donalda Trumpa i owijał kolana mięciutkim papierem toaletowym o zapachu świeżej kalarepy.

Wychodził ze straganu obleczony lateksem i zlany potem. Bośniaccy Serbowie byli szalenie namolni, myślał Jakub, przepychając się łokciami przez tłum krykiecistów.

– Przepraszam, czy zechciałby pan udzielić nam wywiadu? – dopadła do Jakuba w masce Donalda Trumpa dziennikarka w masce hieny.

– A czy mogłaby pani zdjąć maskę?

– Co? – zdziwiła się reporterka. – Jestem w stroju służbowym.

– Właśnie o tym mówię.

– Chce pan, żebym zdjęła rajstopy?! – oburzyła się dziennikarka, wskazując na nylonową część garderoby zdobioną malutkimi trupimi czaszkami. – Faktycznie, niezły z pana świntuch!

– Ale ja… – zaczął Jakub, nie zdążył jednak dokończyć, stracił bowiem przytomność na skutek uderzenia w tył głowy piłką do krykieta. Ciało agenta ubezpieczeniowego runęło na telewizyjny rydwan; reporterka ledwo odskoczyła.

Ale z tego będzie materiał – pomyślała kobieta i zachichotała donośnie.

 

***

 

Jakub obudził się na wygodnym fotelu z warstwą taniej tapety naklejonej na gumowe czoło. Zamrugał oczyma i zdał sobie sprawę, że świdruje go wzrokiem kilkadziesiąt osób siedzących w studio, po drugiej strony kamery. Centuriańska odpowiedniczka Ewy Drzyzgi złożyła usta w dziubek i z wyraźnym rozczarowaniem stwierdziła:

– Dwie godziny trzydzieści cztery minuty… Zabrakło jedynie czterech i pół minuty do pobicia rekordu tegorocznej edycji programu „Gwiazdy mdleją na wizji”.

Na trybunach rozległo się buczenie, a w kierunku Jakuba poleciały widły i maczety. Siedzący w pierwszym rzędzie kelner w różowym szlafroku rzucił góralską ciupagą. Nic nie trafiło celu.

– Nie rozumiem…

– Ach… W przerwach od grania szturmowców w nowych „Intergalaktycznych Wojnach Trzy Epizod Osiem Łotr Dwa” zatrudniamy ich jako statystów w programie – powiedziała, przezwyciężając rozczarowanie, pani Ewa. – Nigdy nie trafiają.

– Ale co ja tutaj robię? – zapytał się Jakub, a odpowiedziało mu gromkie „Uuuu, co ty tutaj robisz?”. Rozległy się nieśmiałe oklaski.

– Biorą też udział w innych talent-show – szepnęła prowadząca. – Czasem im się myli.

– Szukam śmierci – rzucił stanowczo Jakub, wstając z krzesła. – Czy znajdę tu śmierć?

– Nie, ale mamy kraby… – zaczął tłumaczyć kelner, na co Jakub zareagował, zatykając mu usta plastikową czarną dziurą.

– Nie o to chodzi! Śmierć, śmierć się sprzedała, nie wiem gdzie jest, potrzebuję śmierci, bo jestem bezużytecznym, bezsensownym śmieciem, który wciska ludziom kit za grube pieniądze.

– Ale właśnie dlatego Amerykanie pana kochają! Wygrał pan nawet prawybory w Massachusetts! Za tę szczerość, za ten luz, za tę bezużyteczność! – zachwyciła się Ewa Drzyzga; przez studio przeszedł pełen aprobaty szum. – Staje się pan wzorem dla całej galaktyki.

– Chrzanię Amerykę! Amerykański sen jest trupem. USA stały się wysypiskiem śmieci, cały świat wywozi do nas swoje problemy. Meksyk wysyła tu kryminalistów i gwałcicieli* – warczał wściekły Jakub. – Chcę śmierci, gdzie znajdę śmierć?

– Śmierć – powiedziała po chwili milczenia Ewa Drzyzga. – Śmierć kompletnie się sprzedała. Wszystko dla pieniędzy.

Tym razem publiczność załkała.

– Prowadzi program „Lip Sync Battle Ustawka” dla TVNu. Jak chcesz, puścimy ci fragment…

 

***

 

Mężczyzna płakał rzewnymi łzami i tylko ponczo ze skóry lamy ratowało studio telewizyjne przed zalaniem.

Patrzył na martwą, wykrzywioną w cierpieniu twarz Donalda Trumpa, a w drżących dłoniach trzymał wypisaną przed kilkoma godzinami na papirusie polisę na życie.

Jak mógł ją sprzedać? Człowiekowi, który tego samego dnia zmarł? To pierwszy taki przypadek w historii firmy, gigantyczna kompromitacja, przebijająca chyba nawet ubezpieczenie oddziału ślepych gwiezdnych ninja od nieszczęśliwych wypadków.

Miał tego dość. Miał dość parszywego zawodu agenta ubezpieczeniowego, ciągłej presji, śmiesznie niskich prowizji i wieśniackich wyjazdów integracyjnych do Małkinii. Finito. Pora skończyć ze swoim bezsensownym, żałosnym życiem.

Na szczęście znał taką jedną restaurację, gdzie serwują śmierć…

Chociaż?…

W głowie mężczyzny pojawił się znacznie lepszy pomysł.

Przecież na ubezpieczeniach nie kończy się życie. Przecież tyle jeszcze jest do spieprzenia, a będzie więcej – w różnych, przeróżnych dziedzinach życia. W całej galaktyce. Słyszał przecież o planecie, o której mówiono, że rządzą nią kompletni kosmici. Gdzie nawet największy absurd jest w stanie zdobyć miliony fanów. 

Zgodnie z korporacyjnymi wytycznymi, nie myślał o tym więcej. Po prostu zrobił.

Zerwał z Donalda Trumpa jego twarz i założył na siebie. Ruszył śmiałym krokiem przed siebie, by uczynić Amerykę wielką ponownie. Gdziekolwiek by ona nie leżała.  

 

 

* prawie autentyczna wypowiedź Donalda Trumpa, a przynajmniej tak twierdzi – a macie, jakby tego brakowało - Wyborcza – http://wyborcza.pl/magazyn/1,150177,19620430,donald-trump-krol-hejtu.html 

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytane, takie sobie, fajny fragment z koniem arabskim czystej krwi. Nawet szkoda, że imigranci nie przyjeżdżają do Europy na koniach. Byłoby im lżej, a i konia potem mogliby sprzedać z zyskiem.

Przeczytałam heart

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Całkiem ładnie zinterpetowany tytuł.

Ciekawostka: zawarta w APAPie Noc difenhydramina jest deliriantem i w większych dawkach może powodowač halucynacje.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Przeczytałam, nie krzywiłam się, bo jakieś drastyczne błędy w oczy mi się nie rzuciły. Co do treści, chyba udana – nie znam się na optymalnym stężeniu absurdu, ale mam wrażenie, że trochę za dużo tu dobra. Tylko że ja ostatnio minimalistyczna jestem.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Zachęcam do dodania tagu “Absurdalny konkurs” już się pojawił. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ok, dodałem znacznik ;). Dzięki wszystkim, którzy przeczytali i zechcieli zostawić komentarz.

Przeczytałam bez przykrości, ale i bez specjalnej satysfakcji. Mam wrażenie, Wizimirze, że poupychałeś tutaj wszystkie pomysły, które przyszły Ci do głowy, skutkiem czego odczuwam absurdalny przesyt.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeśli dobrze zrozumiałam (na podstawie dotychczas przeczytanych tekstów na konkurs), w absurdalnym tekście musi wystąpić koszulka hiszpańskiego klubu piłkarskiego.

Było absurdalnie, było lekko, ale do pełnej satysfakcji czegoś mi brakuje i sama nie wiem, co to jest. A niech tam! Pomysł na interpretację tytułu fajny, podobało się.

Babska logika rządzi!

Niezwykle spodobał mi się początek, później zaczynało być coraz nudniej, aczkolwiek i tak świetny tekst. Nie znam się na poziomach natężenia absurdu, ale faktycznie – w pewnym momencie chyba trochę przesadziłeś. Mimo to, życzę powodzenia w konkursie!

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Poziom absurdu – wysoki, stężenie internetowych powiedzonek i dżołków – za wysokie.

Zapowiadało się interesująco, potem tempo narracji spadło, nabrało arytmii zapchane przez tłustą od pomysłów treść, by finalnie i prozaicznie wykorkować, jak Arab w Janowie.

Ale, parę razy się uśmiechnął. (+)

:)

 

 

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Potwierdzam: mocny początek, potem słabiej. Co nie znaczy, że źle. przeczytałam z przyjemnością.

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dzięki Wam! Nie zamierzam bronić tego opowiadania, ani udawać, że jego konstrukcja była przemyślana. Usiadłem, zacząłem pisać, kiedy brakowało mi pomysłu na to, co dalej, brałem najbardziej absurdalny wątek, jaki przyszedł mi do głowy i ciągnąłem dalej. Gdyby nie znalazło to odzwierciedlenia w jakości tekstu, uznałbym się za duchowego następcę Douglasa Adamsa:P. To tylko zabawa literacka, inna sprawa – że sprawiła mi sporo radości, a stężenie absurdu, które sam jestem w stanie zaakceptować pewnie wykracza trochę poza normę :). Cieszę się, że mimo wszystko, przynajmniej niektórzy z Was trochę się uśmiechnęli przy lekturze.

Przeczytane, od absurdu rozbolała mnie głowa, ale zacnie poklejone, nie ma się do czego przyczepić. Od razu przed oczami namalowałeś mi tym opowiadaniem scenę z serialu “Autostopem przez galaktykę” gdy przybywają knajpy na końcu wszechświata… ale to już moje skojarzenia.

Skąd wiesz, że dzisiaj nie minąłeś się z powołaniem?

Świetny początek w stylu Douglasa Adamsa i “Autostopem przez Gie”, ale potem, jak dla mnie, skopałeś. Trumpem najbardziej – z ciekawie się zapowiadającego, absurdalnego poszukiwania smierci, zrobiłeś płytką krytykę cynicznego polityka. Kto bedzie go pamietal za pare lat? Szkoda.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Zgodzę się z przedmówcami. Bardzo dobry pomysł, obiecujący początek, a potem trochę przytłoczyłeś tym absurdem. Ale mimo wszystko całkiem przyjemnie spędzony czas.

Przeczytałam

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

"Mięso ułana Batora" – tego chyba nie dam rady zapomnieć :)

To mój pierwszy “dyżurny” absurdalny tekst. I powiem Ci szczerze, Wizimirze, że się teraz trochę boję co to będzie dalej…

I przyznaj się bez bicia – przed napisaniem tekstu brałeś APAP Noc :P?

 

Jak dla mnie samego absurdu trochę za dużo, ale czytało się bez zgrzytów :)

Brał APAP Dzień, bo pisał w nocy ;)

Przynoszę radość :)

Stężenie absurdu duże, ale nawet mi się podobało. W moim odczuciu środek się nieco rozjechał, ale ogólnie przeczytałam bez przykrości i chyba większość zrozumiałam. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Mam trochę problem z tym tekstem. Czuję w nim trochę Adamsa, odrobinę Harry'ego Pottera (sorry, nie chce być inaczej :P) i co najmniej kilka akapitów kończy się taką fajną zahaczką, obietnicą, że oto zaczyna się historia, i dalej ona się rozwinie, a potem… się mało rozwija. Za mało dla mnie. Ale przez tekst płynie się przyjemnie i bardzo spodobało mi się zatykanie kelnerowi ust czarną dziurą ;)

Nowa Fantastyka