- Opowiadanie: Raixly - Biuro do Spraw Nadzwyczajnych, rozdział 1

Biuro do Spraw Nadzwyczajnych, rozdział 1

Spis treści

 

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

 

 

 

Cześć, to mój debiut na tym portalu.

Od pewnego czasu piszę opowiadanie, które fabularnie zapowiada się na straszny tasiemiec, ale studia mnie zabijają i tracę motywację/siłę, by nad nim dłużej posiedzieć. Postanowiłam więc wstawić mały fragment, licząc na to, że może ktoś będzie miał ochotę go skomentować, a krytyka zmotywuje mnie do działania. Będę wdzięczna za wszystkie uwagi.

 

Ten (i tylko ten, jak na razie) rozdział został zbetowany przez Florence.

Oceny

Biuro do Spraw Nadzwyczajnych, rozdział 1

– Mam tego dosyć!

Ciszę panującą w bibliotece zakłócił huk od strony drzwi. Gość czytający powieść o niewybrednej treści w popłochu zamknął księgę, rozglądając się w poszukiwaniu intruza i zasłaniając tytuł dłonią. Kilkoro obecnych aż podskoczyło ze strachu. Zaczęli szukać wzrokiem sprawcy hałasu, by rzucić mu spojrzenie pełne zgorszenia. I prędko go znaleźli –jasnowłosy młodzieniec właśnie wkroczył do czytelni.

– Oto raport z dzisiejszej misji – powiedział, ciskając kartki na biurko, przy którym siedział starszy mężczyzna. Kolejne osoby poruszyły się na krzesłach. – A to z wczorajszej. I przedwczorajszej.

Rzucił gościom ponure spojrzenie. Ci, siedząc przy biurkach, w milczeniu oddawali się lekturze, ciesząc się ciepłem promieni ogrzewających skórę i przyjemnie parzących dłonie. Był to piękny, spokojny dzień – tak leniwy, że czytelnicy co i rusz zapadali w drzemkę, przynajmniej dopóki ktoś nie postanowił zburzyć ich spokoju.

Popołudniowe słońce wpadało przez strzeliste okna, zalewając wnętrze blaskiem. Chłopak zasłonił ręką oczy, krzywiąc się. Świetnie. Nawet pogoda musiała być przeciwko niemu.

– Dobra robota. – Starzec popatrzył na niego i odchrząknął, poprawiając okulary na nosie. W jego oczach pojawił się błysk zdziwienia. – Uporałeś się z tym zadziwiająco szybko.

Młodzieniec spojrzał na niego z rumieńcem gniewu. Oparł dłonie na blacie i pochylił się. Sprawiał wrażenie wściekłego, ale w zestawieniu z jego urodą nie wyglądało to zbyt groźnie.

Miał twarz niewiniątka: czyste, błękitne oczy, które były ocienione długimi rzęsami, i zadarty, upstrzony piegami nos. Idealnie wykrojone wargi wykrzywiały się w nieprzyjemnym grymasie. Rozwiana czupryna, okalająca nieco zbyt odstające uszy, nadawała chłopakowi zawadiackiego uroku.

– Chciałem mieć to z głowy, Starszy Skrybo. Trudno mi się dziwić, skoro od miesiąca nie dostałem żadnego – zaakcentował – ale to żadnego normalnego zlecenia.

– A jakież to jest twoim zdaniem normalne, hmm, zlecenie? – Skryba zmrużył zmęczone oczy i westchnął. Popatrzył na niego z widoczną niechęcią. – Fayu, kiedy ty będziesz zadowolony?

Fay cofnął się i spojrzał za siebie. W bibliotece przesiadywali sami Hmm’oganie. Zaczytywali się w księgach, na wpół udając, że robią coś pożytecznego, a na wpół faktycznie pracując. Olbrzym pogrążony w lekturze erotyku głaskał się po długiej brodzie, w zamyśleniu nawijając włosy na palec, a siedzący obok jegomość cichutko chrapał. Wszyscy goście mieli podobne pękate brzuchy i bujny zarost, a nawet w podobny sposób ułożyli się wygodnie na krzesłach. Fay był zupełnie inny, od wyglądu począwszy i na nastroju skończywszy, lecz nie to różniło go od nich najbardziej.

W przeciwieństwie do niego mieli liczne przywileje. Nie musieli na przykład użerać się z niechcianymi misjami. Szczerze mówiąc, zaczynał mieć tego serdecznie dosyć.

– Wtedy, gdy przestanę zbierać same najgorsze przypadki. – Oskarżycielskim gestem wskazał na kartki. – To doprawdy ciekawy zbieg okoliczności, że ciągle na nie trafiam.

Odpowiedziało mu znaczące milczenie. Zniecierpliwiony, skrzyżował ramiona.

– I? – spytał. – Doczekam się wyjaśnienia, komu przeszkadzam tak bardzo, że musi uprzykrzać mi pracę?

– Hmm, hmm. – Skryba pozbierał kartki. – Może jeszcze się nie zorientowałeś, ale Biuro do Spraw Nadzwyczajnych nie przepada za nadgorliwymi… gośćmi. Goście powinni siedzieć cicho i słuchać się gospodarza.

– W takim razie dziwnie pojmujecie gościnność, Starszy Skrybo.

– Takie mamy zasady. – W głosie mężczyzny dźwięczała stal. – Radzę się do nich zastosować i nie zadawać zbędnych pytań.

Zdaniem Hmm’ogan Odmieńcy mieli siedzieć cicho i nie pchać się tam, gdzie nie ich miejsce. Mógł się tego spodziewać, zwłaszcza że ostatnio w Biurze panowały napięte nastroje.

– Świat Wyobraźni nie kręci się wokół was – powiedział. – Skoro nie chcesz mi nic powiedzieć, Starszy Skrybo, to sam się tego dowiem.

– Hmm, powodzenia.

Nie znosił tego „hmm”. Hmm’oganie jednak uwielbiali zastanawiać się na głos – im głośniej, tym lepiej, jak często miał wrażenie – i to do tego stopnia, że wymyślili sobie stosowną nazwę. Aż dziw, że nie dostrzegali zawartej w niej ironii.

Puszczając szyderstwo mimo uszu, odwrócił się na pięcie i skierował w kierunku drzwi. Popchnął je nieco zbyt mocno, na co zaprotestowały głośnym skrzypieniem.

– Ej! – warknął lew wyrzeźbiony na kołatce. – Trochę pokory, okres dojrzewania masz, czy co?!

Fay burknął coś pod nosem i wyszedł z biblioteki. Gdy znalazł się przy krętych schodach, zaczął wspinać się na wyższe piętro, przeskakując co drugi stopień. Chciał czym prędzej znaleźć się w swoim pokoju. Po takim dniu należał mu się zasłużony odpoczynek.

Siedziba Biura do Spraw Nadzwyczajnych była mu tak dobrze znana, a jednocześnie tak obca, że z trudem mógł w to uwierzyć. Nie pamiętał, kiedy dokładnie się tu pojawił, ale miał wrażenie, że minęło bardzo dużo czasu. Trafił tu w dziwnych okolicznościach, ale w końcu samo miejsce było dziwne.

Przede wszystkim Biuro nie znajdowało się w żadnym konkretnym wymiarze. Leżało gdzieś w przestrzeni, na samotnej, zawieszonej w powietrzu wyspie, stworzone nie wiadomo jak, kiedy i przez kogo. Znany był tylko sens jego istnienia – miało stać na straży Świata Wyobraźni, opiekując się krainami i historiami wymyślonymi przez ludzi, którzy o nich zapomnieli. Gdyby wymknęły się spod kontroli, cała rzeczywistość ległaby w gruzach.

W Biurze pracowali głównie Hmm’oganie. Przedstawiciele tej tajemniczej rasy mieszkali tu od zawsze; pewnego dnia po prostu pojawili się, wiedząc o przeznaczonej im roli. Do każdej sprawy podchodzili z rozwagą, zawdzięczając to skłonności do refleksji. Fay nie umiałby zliczyć, ile razy dziennie słyszał „hmm” padające z ich ust, co nieraz doprowadzało go do szaleństwa.

Hmm’ogan łatwo było rozpoznać. Po pierwsze, do ich rasy należała większość mijanych w Biurze stworzeń. Po drugie, z reguły odznaczali się wysokim wzrostem i imponującym zarostem, choć w przypadku Hmm’oganek odpowiednio mniej bujnym. Chód mieli ciężki i powolny, więc przy każdym ich ruchu podłoga aż trzeszczała. Wyjątkiem byli Bibliotekarze, lecz ci stanowili osobną grupę, równie tajemniczą, jak i sama biblioteka. Typowy Hmm’oganin – niezgrabny, niewzruszony i zazwyczaj wiekowy – przypominał stateczną górę z włączoną funkcją myślenia.

Jednak ten, kto wyobrażał sobie ich jako poczciwych dziadków o nieogolonych twarzach, grubo się mylił. Te olbrzymy potrafiły być cwane jak lisy, często nie znając w tym umiaru i litości, czego Fay doświadczył na własnej skórze. Rzucane przez nich chłodne spojrzenia i znaczące uśmiechy ani na chwilę nie dały mu zapomnieć, że był tu obcy. Co prawda zgodnie z regulaminem nie mogli go wyrzucić, ale to wcale nie poprawiało mu humoru. Ba, odnosił wrażenie, że samo Biuro próbowało mu przekazać, że powinien odejść precz, zupełnie jakby miało osobną świadomość, w której istnienie skłonny był uwierzyć.

Nawet teraz, gdy wszedł do pokoju, nie mógł pozbyć się tego dziwnego uczucia. Kąty pomieszczenia były nieprzyjazne i puste, a ściany bure. Lampa rzucała posępny cień na szafkę, koło której stało łóżko przykryte przyciężką pierzyną. Na biurku leżał stos książek, których jeszcze większe ilości wypełniały półki regału. Wszystkie nosiły ślady wielokrotnego otwierania i przekładania; Fay kochał czytać, więc często wracał do tych samych opowieści. W efekcie zapamiętywał układ stron, rozpoznając drobne zagięcia w rogach kartek lub z czułością odnajdując ulubiony akapit czekający w znajomym miejscu.

Tego dnia nie miał ochoty na lekturę. Otworzył okno, wpuszczając do środka ciepłe powietrze. Przez chwilę obserwował obłoki płynące po niebie. Wokół rozciągała się przestrzeń bez granic. Gdyby krzyknął, choćby i z całych sił, nie dostałby odpowiedzi. Milczące chmury wciąż znikałyby w dali. Był sam.

Położył się na łóżku i przykrył pierzyną. Wodząc wzrokiem po szarym suficie, wypatrywał brudnych plam. Czuł coraz większe rozgoryczenie, kładące się cieniem na sercu. Wiercił się, nie mogąc przybrać wygodnej pozycji. W głowie kotłowały mu się uporczywe myśli, a gniew nie chciał ustać.

Nie trafił do Biura ze względu na własne widzimisię. Nigdy też nie pragnął zostać Łowcą. Odwiedzał inne światy, naprawiając błędy w historiach i przywracając bohaterów na należne im miejsce, ale nie robił tego dla tytułu czy władzy. Nieświadomie skulił się, zaciskając dłonie na poduszce. W głębi duszy wiedział, że był uwięziony. Zostało tak niewiele czasu, a był tak blisko celu.

Początkowo sądził, że da sobie radę: jego pierwsze misje nawet niczym szczególnym się nie wyróżniały, ale ostatnio wszystko się zmieniło. Fay już kilkakrotnie o mało co nie zginął podczas wizyty w innym świecie. Raz z trudem uniknął spadającej cegły, a kiedy indziej prawie został stratowany przez konia. Nie wierzył, że to przypadek. Ktoś wyższy rangą maczał w tym palce, a skoro nie mógł zranić go w Biurze, to próbował dokonać tego poza jego granicami. To było ostrzeżenie. Wśród Łowców toczyła się zacięta rywalizacja, a co sprytniejsi usiłowali zniechęcić przeciwników.

Oczywiście Fay chętnie zrezygnowałby z tej pracy, ale to wiązałoby się z przekreśleniem jego marzeń. Miał cel, który mógł osiągnąć jedynie jako Łowca, i strach nie wystarczył, by go powstrzymać. Nie chciał spędzić wieczności w miejscu, gdzie żywiono do niego jawną niechęć. Czuł się tu obcy i wiedział, że to się nie zmieni. Problem polegał na tym, że młodzieniec na razie nie miał dokąd pójść. Musiał odnaleźć tego, komu zalazł za skórę, i raz na zawsze mu to wyjaśnić.

Nawet nie zauważył ogarniającego go zmęczenia. Gdy adrenalina ustąpiła, wyczerpanie przejęło stery. Myśli stopniowo gasły, aż Fay całkiem o nich zapomniał. Zanim się zorientował, jego świadomość powoli odpłynęła, a on zatopił się we śnie.

Obudziło go gwałtowne pukanie do drzwi. Nie wiedział, ile czasu minęło, ale miał wrażenie, jakby dopiero co się położył. Jęknął i przewrócił się z boku na bok. Liczył, że ktokolwiek usiłował dostać się do pokoju, zaraz z tego zrezygnuje, ale w głębi duszy wiedział, że tak się nie stanie. Niestety podejrzewał, kim był tajemniczy gość.

– Fay, otwieraj! – usłyszał i szczelniej otulił się kołdrą. Przeczucie go nie myliło. – Otwieraj, mówię!

Podpierając się dłonią, z wysiłkiem wyczołgał się spod pierzyny, po czym usiadł na łóżku. Popatrzył w stronę wejścia, przez chwilę oceniając szanse na to, że gość da mu święty spokój. Słysząc coraz donośniejsze pukanie, uznał, że przegra tę bitwę z kretesem.

– Jeśli tego nie zrobisz, to będę tu stać całą noc i śpiewać hmm’ogańskie kołysanki – ostrzegł głos po drugiej stronie, gdy Fay sięgał w stronę klamki.

Ostrożnie uchylił drzwi, za którymi zobaczył młodą kobietę. Widząc napięcie na twarzy przyjaciółki, wygramolił się z pokoju, próbując stłumić ziewnięcie.

– Co się stało? – spytał, uważnie się jej przyglądając.

Dziewczyna kazała nazywać się Neyrin i należała do garstki osób w Biurze, które Fay szczerze polubił. Jej prawdziwe imię pozostawało tajemnicą. Neyrin też nie była tutejsza. Pewnie dzięki temu się do siebie zbliżyli.

Na co dzień dużo się śmiała i lubiła bez skrępowania rzucać złośliwe uwagi, ale nie teraz. Cerę miała pobladłą, a usta mocno zaciśnięte. Zielone oczy błyszczały niepokojem, gdy z powagą patrzyła na Faya.

– Nie wiem, jak ci to powiedzieć – zaczęła łamiącym się głosem. Nerwowym ruchem odgarnęła ciemne włosy z czoła, po czym podała mu kartkę papieru. – Po prostu to przeczytaj.

Biorąc do rąk dokument, Fay zmarszczył brwi i jeszcze raz spojrzał na przyjaciółkę. Z niedowierzaniem uniósł brew. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale ona go uprzedziła.

– Czytaj – syknęła ponaglająco.

Wzruszywszy ramionami, uniósł kartkę i przyjrzał się jej. Akt nadania tytułu Łowcy, głosił tytuł. Pod spodem widniało przybrane imię Neyrin, kilka linijek niezbyt szczerych gratulacji i podpisy paru ważnych osób.

Fay podniósł głowę, przeczuwając, jaki widok zastanie. Neyrin uśmiechała się od ucha do ucha, stając przed nim w dumnej pozie. Policzki miała zaróżowione z podniecenia.

– Trudno w to uwierzyć, nie? – zachichotała dziko. – Dali mi awans!

Ścisnęła go ze wszystkich sił, tak że o mało nie stracił równowagi. Poczuł, że brakuje mu tchu. Na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.

– Masz tak nieprzyzwoicie dobry humor, że aż chce ci się go popsuć. – Fay oparł się o chropowatą framugę drzwi. – Bardzo mi przykro, ale od początku wiedziałem, że próbujesz mnie nabrać. Nie ze mną te numery.

– No tak, zapomniałam, że próbuję oszukać największego krętacza w historii Świata Wyobraźni. – Neyrin przewróciła oczami.

– Więc? Znasz już swoją pierwszą misję, Łowczyni?

– Szczegóły za chwilę. To idealna okazja, żebyśmy poszli do karczmy. Rozmowy o moich sukcesach plus jedzenie i piwo to przepis na udany wieczór. – Zrobiła parę kroków w stronę schodów, aż nagle zatrzymała się, poważniejąc. – Poza tym warto się tam przejść. Słyszałam ciekawe plotki. Może spotkamy kogoś, kto wie więcej na ten temat.

– Co? – Zaniepokoił się. Zauważył, że ostatnimi czasy w Biurze było jeszcze bardziej nieprzyjaźnie niż zwykle. – Znowu jakaś kłótnia?

– Gorzej. Obiło mi się o uszy, że są problemy z pewnym światem.

– A kiedy ich nie ma? Takie historie słyszy się codziennie.

– Doprawdy? Podobno wysłano tam już drugiego Łowcę, bo pierwszy nie dał sobie rady. To nie zdarza się za często, no nie?

Neyrin rzuciła mu przenikliwe spojrzenie. Wiedział, że gdy przyjaciółka wpadnie na trop ciekawej sprawy, to już nie odpuści. Musiał zresztą przyznać, że też był zaintrygowany, i to na tyle, by spróbować zapomnieć o zmęczeniu.

– W porządku. – Przetarł oczy i ruszył za dziewczyną. – Idziemy.

Koniec

Komentarze

Oprucz dziwnych nazw i imion nie dostszegłem fantastyki. Rospoczynanie opowieści od pogody za oknem jest tak w chuj zajebiaszcze, że odbiera dech. Ogulnie fragment nie ciekawy i nie zachęcający do kontynuowania lektóry. Zostawiłbym tę opowieść w spokoju i pomyślał nad czymś innym. A tak poza tym jak nie ma krwi i sexu to nie je dobre fantasy.

Pisz dalej.

pozdrawiam

na wyglądzie począwszy i na aktualnym nastroju skończywszy – chyba od wyglądu począwszy. I co to jest “aktualny” nastrój?  Wiem, wiem, ale dziwnie jakoś mi to zabrzmiało.

Raixly – nie przejmuj się wypowiedzią Gwidona, on czasem tak ma. Jest doskonałym pisarzem, ale bywa złośliwy. Tutaj chyba troszkę przesadził.

Rzeczywiście, nie jest dobrze zaczynać od opisów pomieszczeń/pogody itd. Ciebie ratuje dobry styl i obrazowość opisów. Potem zaczyna się interesująco. Warsztat masz bardzo dobry – może być ciekawie.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Co człowiek, to opinia, a każdy ma swój gust, więc się nie przejmuję :) Cieszę się, że dostałam komentarze i dziękuję.

Dziękuję też za uwagę techniczną. Jeśli chodzi o zaczynanie od opisów – to jest coś, nad czym zastanawiałam się przy pisaniu tego wstępu, bo słyszałam różne opinie na ten temat. Co prawda sama wychodzę z założenia, że opis na samym początku niekoniecznie musi być złym pomysłem, ale chciałam to zweryfikować. Jeżeli większość moich ofiar w postaci czytelników stwierdzi, że faktycznie powinnam przeredagować ten fragment, to z pewnością to uczynię :D Jestem więc wdzięczna za wskazówki w tym względzie!

Pozdrawiam!

To ja się popodpisuję. :)

Podpisze się pod gwidonem, bo chyba nie ma gorszego otwarcia, niż malowniczy opis przyrody. :)

I podpiszę się pod bemik, pisz, pisz. Dalej zaczyna się robić interesująco. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy jak będzie całość, bo po fragmencie ciężko stwierdzić.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Mnie się podobało, przeczytałabym dalszy ciąg.

Przynoszę radość :)

Cześć.

Nie czytałem, bo nie czytam tak długich i jeszcze dłuższych tekstów (poważnie, brak czasu i chęci na to).

Pomyśl, autorko: czy opis przyrody jest ciekawy?

Potrzebny do wprowadzenia? Czasami.

Jakoś trzeba zacząć? Oczywiście.

Jest konieczny? A w życiu.

Jest i tyle. A przy okazji jest nudny.

Ponieważ da się go zastąpić, to trzeba go zastąpić. Czym? Czymś ciekawym.

W podstawówce uczono na początku, że charakterystyka postaci do “był” i “miał”. Później uczono, że ma być inaczej (choć niektórych nie było na lekcji).

Dziś wiemy, że na nudne wstępy stać tylko tych, którzy:

  1. piszą do szuflady,
  2. piszą dla krytyki i lubią hejt,
  3. piszą cokolwiek, bo i tak się sprzeda (mają takie nazwisko),
  4. wydają książki za własne pieniądze.

Nie wiem, czy pominąłem jakąś kategorię, ale nigdy nie nudź czytającego. Nie znam większej straty czasu niż podjęcie decyzji o tym, że moje opowiadanie będzie na wstępie nudne, bo to fajne, oryginalne, wydaje mi się olśniewające, uwielbiam tworzyć takie opisy, tak pisał Tolkien i bo każdy to lubi.

Nie nudź.

Potrenuj takie rozpoczęcia, które już w pierwszym zdaniu zawiązują akcję. Nikt nie musi znać realiów świata na początku, a nawet imienia głównego bohatera. W zasadzie mam to gdzieś, jeżeli mnie znudzisz. I tak naprawdę też mam to gdzieś, jeżeli mnie zaciekawisz. Tyle że w drugim przypadku ktoś przeczyta Twój tekst i zapewne go doceni.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Dziękuję za sugestie. Postaram się pomyśleć nad zmianami w początku. Myślałam o tym, żeby nieco przeredagować wstęp i zacząć od razu pierwszym dialogiem, a ewentualne opisy – w takiej ilości, jaka jest potrzebna, żeby osadzić akcję w konkretnym miejscu – wtrącić pomiędzy wypowiedziami. Jeżeli któraś z osób, które przeczytały tekst, mogłaby się do tego odnieść, byłabym bardzo wdzięczna.

 

Pozdrawiam!

Istotnie, lekko nużący początek, na szczęście niezbyt długi. Zamiar wtrącania opisów przy okazji i jakby od niechcenia jest godny pochwały. W ten sposób będziesz mogła przemycić wiele wiadomości, które czytelnik łatwo przyswoi, nawet nie zauważając, że właśnie łyknął kolejny opis – byle kęsy nie były zbyt duże. ;-)

Ponieważ to tylko jeden rozdział, wstrzymam się z oceną, bo trudno o jakieś zdanie na podstawie fragmentu, ale nie ukrywam, że chętnie przeczytam ciąg dalszy. ;-)

 

Zni­ka­li w ką­tach, do któ­rych słoń­ce nie zdo­ła­ło do­trzeć; gdzie do­mi­no­wał chłód… – Dlaczego średnik, a nie przecinek?

 

Fay cof­nął się i obej­rzał za sie­bie. – Masło maślane. Czy można obejrzeć się przed siebie?

Proponuje: Fay cof­nął się i obej­rzał. Lub: Fay cof­nął się i spojrzał za sie­bie.

 

Po pierw­sze, do ich rasy na­le­ża­ło więk­szość mi­ja­nych w Biu­rze stwo­rzeń.Po pierw­sze, do ich rasy na­le­ża­ła więk­szość mi­ja­nych w Biu­rze stwo­rzeń.

 

Po dru­gie, z re­gu­ły od­zna­cza­li się wy­so­kim wzro­stem i im­po­nu­ją­cym za­ro­stem… – Pisałaś o tym już wcześniej.

 

– Nie wiem, jak ci to po­wie­dziećpo­wie­dzia­ła ła­mią­cym się gło­sem. – Nie brzmi to najlepiej.

 

Cięż­ko w to uwie­rzyć, nie? – Raczej: Trudno w to uwie­rzyć, nie?

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo, bardzo dziękuję za uwagi i wypisanie błędów :) Ale ze mnie gapa, że popisałam takie głupoty! Przerobiłam początek i naniosłam poprawki, a niedługo postaram się też udostępnić dalszy ciąg.

Nie wiem jak wcześniej, w tej chwili tekst prezentuje się naprawdę interesująco :)

Świat ciekawy, postaci fajne, warsztat o naprawdę dobrej jakości…

Twoja historia pięknie koreluje z moimi Papierowymi sercami, jest wręcz swoistym uzupełnieniem, spin-offem… Albo na odwrót – to mój twór jest wartością dodaną :)

 

W sumie największy problem z tekścikiem polega na tym, że to fragment. Nie podlega dyżurom, nie da się dodać do biblioteki… Pisz dalej Raixly, bo robisz to naprawdę nieźle, zaprezentuj też jakieś pełnoprawne opowiadanie.

Ja tymczasem wrócę do Biura do Spraw Nadzwyczajnych. :)

 

Tyle ode mnie, pozdrawiam!

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ooo, jak bardzo mi jest miło czytać takie słowa. :) To bardzo budujące, zwłaszcza że zawsze stresuję się publikacją i sama dość krytycznie oceniam swoje twory.

Bardzo chciałabym wkrótce dodać kontynuację i mam też pomysły na kilka mniejszych opowiadań, tylko póki co zupełnie brak na to czasu, ech. Z wytęsknieniem oczekuję na kilka wolnych dni, może wtedy coś uda mi się stworzyć. 

I również pozdrawiam!

Nowa Fantastyka