
Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.
Gdzieś tam na kontynencie, w czasach współczesnych, czyli w roku 2010 żył sobie mężczyzna o imieniu Barnaba. Znajomi nazywali go Barni Podróżnik, ponieważ ciągle był w drodze, albo właśnie wrócił z jakieś wyprawy, ewentualnie się wybierał. Miał wielu znajomych i uwielbiał poznawać nowych ludzi. Ciągle aktywny – musiał się przemieszczać i doznawać nowości, żeby czuć, że żyje.
Prawdopodobnie dlatego, że stwarzał sobie tyle szans i podszyty głodem emocji ustawicznie czegoś szukał, pewnego dnia spotkał boginię Gaudencję.
– Witaj najpiękniejsza bogini – przywitał się Barnaba widząc przed sobą piękną kobietę.
– Dzień dobry, Barni Podróżniku. Skąd wiedziałeś, że jestem boginią, przecież wyglądam normalnie? – uśmiechnęła się.
Nie zastanawiając się nawet skąd nieznajoma zna jego imię, odpowiedział:
– Zjawiskowość twojej urody nie pozwoliła mi przejść obojętnie na drugą stronę skrzyżowania. Jesteś niezwykła i olśniewająca, dlategoż nie mogłaś urodzić się zwyczajną kobietą. Twoje włosy lśnią w słońcu niczym najprawdziwsze złoto, a w oczach twoich najczystsze niebo widzę. Policzki niczym płatki kwitnącej jabłoni, a usta pachną malin słodyczą… – Mężczyzna plótł, co mu fantazja na język przyniosła, ale zupełnie szczerze.
Wzruszona do łez bogini zezwoliła Barnabie zakosztować swoich wdzięków.
Cudowna miłosna i wzniosła harmonia trwała kilka dni, aż się mężczyźnie znudziła.
– Fajnie było, ale musimy się pożegnać – stwierdził cynicznie. – Na mnie czeka tyle jeszcze nieprzeżytych przygód i zaskakujących doświadczeń.
– Barni, ale przecież śmiertelnik nigdy nie porzucił bogini – powiedziała poruszona do głębi.
– Z tą boginią trochę przesadziłem. Dałem się ponieść pierwszemu wrażeniu. Na świecie jest wiele pięknych i interesujących kobiet. Chciałbym je wszystkie poznać, a nie uda mi się tego dokonać trwając wiecznie przy jednej.
– Ja naprawdę jestem boginią. Dawniej wnoszono mi świątynie, składano hołdy, modlitwy i ofiary. Teraz nastały takie czasy, że żyję jak zwykły człowiek, ale przecież…
– Bzdura – przerwał Barnaba. – Nie wierzę. Nie jestem głupcem.
– Udowodnię ci, chociaż bogini nie wystawia się na próbę.
Gaudencja spowodowała, że ziemia się zatrzęsła.
– Trzęsienie ziemi. Rzadkie zjawisko na tej szerokości geograficznej, ale zdarza się.
– Ależ to był cud – westchnęła bogini spoglądając na swoje stopy.
Później Gaudencja wyczarowała mgłę gęstą niczym mleko, trąbę powietrzną, wybuch wulkanu, ogromną powódź, wielkie opady śniegu. Spowodowała kilka śmiertelnych wypadków samochodowych oraz katastrof lotniczych. Jednak za każdym razem Barnaba nie wierzył i cytował usłyszane w telewizji naukowe wyjaśnienia.
– Potrafię wiele, a ty tego nie dostrzegasz – pożaliła się. – Co mam zrobić, byś uwierzył, że jestem boginią.
– Hmm… – Mężczyzna zastanawiając się drapał się w tył głowy. – Zmień siebie w jakieś zwierzę.
Gaudencja zmieniła się w motyla. Jednak Barnaba uznał, że to przeleciał zwykły motyl.
Następnie przeobraziła się w gołębia, później bobra… i w wiele innych stworzeń.
– Każdy może powiedzieć, że jest motylem, albo gołębiem – mówił z ironią Barnaba. – Tego nie da się udowodnić. Musisz tak się zmieniać, żebym był pewien, że ty to ty.
– Dobrze – westchnęła i zaczęła się zmieniać.
Raz stawała się wysoka, a potem obniżała wzrost. Raz była chuda, a po chwili gruba. Raz miała loki, a później proste włosy. Raz spoglądała oczyma czarnymi, a po kilku mrugnięciach tak jasno piwnymi, że wręcz żółtymi.
– To jakieś kosmetyczne sztuczki – stwierdził Barnaba ze znawstwem. – Muszę iść. Świat mnie oczekuje.
Zrezygnowana i zmęczona bogini powiedziała:
– A gdybyś miał pewność, że spotkałeś prawdziwą boginię, o co byś ją poprosił? Kochany człowieku, co bogini mogłaby ci dać?
Po chwili zastanowienia Barnaba rzekł:
– Parys był głupcem. Poprosił o miłość najpiękniejszej kobiety, ale przecież nawet te najpiękniejsze się starzeją. Ja bym chciał umieć sprawiać, aby każda kobieta, którą zapragnę mnie prawdziwie kochała i to nie tylko głębią duchową, ale przede wszystkim fizyczną.
Smutek zagościł na twarzy bogini, która poczuła jak jej nieśmiertelne serce boleśnie krwawi.
– Spełnię i tą prośbę, mężczyzno, który nawet bogini nie potrafisz pokochać. Każda kobieta jest inna i jeśli wsłuchasz się w nią, w melodię jej duszy i odpowiesz na jej indywidualne potrzeby…
– Stop. Nie mam czasu słuchać farmazonów. Tak jak faceci wszystkie kobiety są takie same tylko trzeba…
– Lubisz bardziej naukowe argumenty, więc dobrze. Zacznijmy od analogii do języków. Człowiek potrafi mówić, chociaż ludzkość nie ma jednego, właściwego języka, które wynika z „natury". Tak samo jest w przypadku miłości, czy seksualności kobiet. Jedną podnieci piosenka w wykonaniu zapatrzonego w nią mężczyzny, a inną oralna stymulacja łechtaczki, a jeszcze inną ocieranie penisem o obszar G. Ewolucja nie wzrusza się emocjami jednostek, gdy główny efekt jest osiągnięty. Przykładowo ból powoduje, że człowiek unika ryzykownych sytuacji, w wyniku których doznaje uszkodzeń ciała. Ci, których bardziej bolało starali się zapobiegać bólowi i byli ostrożniejsi, a więc żyli dłużej, bowiem ich ciało wolniej się zużywało. Dzięki temu mogli doczekać się i wychować więcej potomstwa.
– A co to ma do rzeczy?
– Wiele, chociaż nie wprost. Ludzkie samce są stale pobudzone seksualnie. Gwałt, przemoc i międzypłciowa agresja są cechami typowo ludzkimi. Innymi słowy bez znaczenia była seksualność ludzkich samic. Jakie by one nie były – oczywiście w kontekście sposobów odczuwania przyjemności – to je ktoś zapłodnił. Jak prośba nie wystarczała to wkraczało przymuszenie. Dlatego właśnie kobiety są różne. Nie wyewoluował jeden wzorzec seksualności. Nic ci nie da oglądanie filmów instruktażowych, ani czytanie idiotycznie beznadziejnych czasopism dla panów. Nie ma jednej i zawsze właściwej reguły i schematu postępowania. Jeśli wykażesz cierpliwość i poświęcisz czas nauczysz się każdej kobiety, a wtedy ona cię pokocha.
– A skąd pewność?
– Choćby tylko z tego powodu, że nie będziesz mieć konkurencji. Psychika pojedynczej kobiety mało kogo obchodzi. Większość mężczyzn myśli szowinistycznymi, albo gdy nawet nie – to jednak schematami.
W podobnym tonie Gaudencja snułaby wyjaśnienia przez kilka godzin, ale Barnaba zaczął ziewać. Po czternastym ziewnięciu przestała (nawet boska cierpliwość ma swoje granice). Poza tym siedział wyjątkowo nieładnie – tylko głowa opierała się o oparcie krzesła, a reszta ciała leżała wysyłając jednoznaczny komunikant „ale nuda" oraz „nie chcę znać prawdy, która wymaga ode mnie wysiłku".
Jednak spełnienie prośby nie powstrzymało Barnaby przed rozstaniem z Gaudencją. Mężczyzna wybrał się w kolejną podróż dookoła świata.
***
W tym czasie bogini przypadkowo w kolejce do kasy w hipermarkecie poznała Olgierta. Mężczyzna skakał, gestykulował, ściszał i unosił głos. Bogini stała oniemiała z wrażenia.
– Pan jest wulkanem i energią – powiedziała po dłuższej chwili.
– Piękna kobieta jest jak teatr dla ludu, potrzebuje wiele atrakcji, żeby się zaciekawić.
– Czy pan tak skacze i tupie nogą, ponieważ sądzi, że jestem wieśniarą? – spytała wykładając towar na taśmę.
– Pani jest piękna i zwróciła na mnie uwagę.
– Cóż… zachowuje się pan niestandardowo… dość… kontrowersyjnie
– Wykopałem kiedyś starodawny portret bogini i jest pani do niej bardzo podobna.
– Ciekawe…
– Mogę pokazać, ale to może być straszne doświadczenie. Czy jest pani odważna?
– Cóż… – odpowiedziała zastanawiając się do czego zmierza jej rozmówca.
– Portret bogini to właściwie maska – tajemniczo ściszył głos – Kto założy tę maskę staje się przez nią opętany.
– No wie pan…
– Naprawdę, przysięgam. – Mężczyzna podskoczył i zamaszystym gestem uderzył się w pierś. – Założyłem tę maskę i jej duch mnie opętał. Czułem jak maska mną kieruje, jak bierze mnie w posiadanie. Co za magia! – Tupnął nogą i podrzucił w górę karton mleka. – Miałem maskę na twarzy raptem kilka chwil, a przez tydzień dochodziłem do siebie. Nie wierzy mi pani?
– Ekspresja pana ruchów i słów sprawiła, że przeżyłam właśnie emocjonalny wstrząs. Całkiem możliwe, że odnalazł pan pradawną maskę bogini.
– O ile prawidłowo rozszyfrowałem napisy, te maskę nosiły najpiękniejsze kapłanki owej bogini, czyli w masce zachowały się także duchy kapłanek. Niezwykłe, prawda?! – mężczyzna zamachał rękoma, a potem przyłożył paczkę ciastek do twarzy udając, że to maska.
– Chcę zobaczyć tę maskę – zdecydowała się bogini Gaudencja..
– Wspaniale! Wspaniale! Nie przedstawiłem się. Nazywam się Olgiert Zamysłowski i jestem archeologiem.
***
Po roku czasu, albo i dwóch Barnaba odwiedził Gaudencję.
– W podróży wszystko sobie przemyślałem. Najpierw sądziłem, że jesteś kobietą zwariowaną, a właściwie lekko stukniętą i ubzdurałaś sobie, że jesteś boginią. Dopiero później zrozumiałem, że szalejesz z miłości. Chciałaś mnie zatrzymać opowiadając nieprawdopodobne historie. Ale oto jestem. Wróciłem do ciebie.
– Barni Podróżniku, ale ja już cię nie chcę. Zrozumiałam, że miłość odjęła mi rozum. Traktujesz boginię tak jak przeciętną kobietę zwykłeś traktować, czyli jako coś, co się posiada. Wszelkie dyskusje nie mają sensu. Spotkałam cudownego mężczyznę, który mnie fascynuje i ja jego.
– Czy ktoś mógł być lepszy ode mnie? – zdziwił się Barnaba.
– Zależy od punktu widzenia. Trudno powiedzieć, ale we mnie tkwi przyczyna. Jestem jak teatr dla ludu – chcę żeby dużo się działo, żeby było śmiesznie i żeby tak ogólnie była jakaś wielka draka. Ty jesteś podobny do arystokratyczno wysublimowanej sztuki z symbolicznymi oszczędnymi gestami i przekazem raczej niezrozumiałym.
– Tamten pewnie nazywa cię boginią? – spytał z pogardliwą miną.
– On jest mną opętany i to bez żadnego cudu – opowiadała z egzaltacją bogini. – Olgiert uważa, że nawet tęczę widzi tylko dlatego, że spotkał boginię. Niesamowite! Wierzy we mnie, chociaż w boginie i duchy nikt teraz nie wierzy.
– Wariat spotkał wariatkę i dwoje cieszą się jak głupi do sera – mruknął do siebie Barnaba.
– Przepraszam, ale nie mam zbyt dużo czasu, by słuchać twoich trywialnych przemyśleń. Lece do ukochanego Olgierta, żeby pomóc mu w tłumaczeniu starożytnych pism. On wykorzystuje program komputerowy oparty na teorii informacji Shannona, a ja mu podpowiadam kiedy maszyna sobie nie radzi. To takie miłe na wesoło spędzać czas – uśmiechnęła się radośnie Gaudencja i zamieniła w jaskółkę.
Pierwsze trzy akapity bardzo ładne - mają klimat klasycznej baśni. O tym, jak to boginii spotyka zadufanego w sobie śmiertelnika, by na końcu - zgodnie z baśniową formą - go ukarać.
Zamiast tego dostajemy... "coś". Ni to zakończenie, ni to morał.
Albo zawiódł pomysł, albo wykonanie. Albo ja poprostu nie zrozumiałam "co autor miał na myśli".
Tekst niespójny, więc brak oceny.
sens, moim zdaniem jest stosunkowo jasny, nie chodzi o to, że kogokolwiek ma kogoś karać, lecz o to, że niektórym nie można dogodzić i że zawsze znajdą jakieś "ale" (nawet bogini nie była wystarczająco doskonała)
A gdzie tu fantastyka? Nie no, żartuję, oczywiście :)
;-) jak tak głębiej pomyśleć - to nie raz okazuje się, że fantastyka jest mniej dziwna niż rzeczywistość tak zwana normalna ;-)