
Moja pierwsza batalia z absurdem. Życzę miłej lektury!
Moja pierwsza batalia z absurdem. Życzę miłej lektury!
Ze snu wybudziło mnie uderzenie pioruna.
– Ktoś puka – rzuciło i przewróciło się na drugi bok.
Podniosłem się, przetarłem oczy. Faktycznie, ktoś dobijał się do drzwi. Zerknąłem za okno – noc. Zerknąłem na zegarek – noc. Oba nie mogły kłamać. Kłamał więc mój tajemniczy gość, udając, że nie wie, iż to nieodpowiednia pora na odwiedziny. Oburzony włożyłem kapcie i pognałem na parter powiedzieć mu coś do słuchu. W oburzeniu mym zapomniałem zerknąć przez judasza. Gdy tylko otworzyłem drzwi, ktoś wpadł do środka. Po chwili poznałem Jacoba. Był cały przemoczony. Gdy podniósł głowę, ujrzałem lęk w jego oczach.
– John! – krzyknął łapiąc mnie za ramiona. – O Boże, John, co ja zrobiłem…
– Złapałeś mnie za ramiona, Jacobie.
– Owinąłem go w papierek! – Zapłakał i kilka razy, spazmatycznie, złapał powietrze. – Owinąłem szczura w papierek, John!
*
Ukrywałem przyjaciela przez dwa miesiące. Najpierw w łazience, ale tam mu kapało. Następnie w szafie, jednak w międzyczasie przyznał się do homoseksualizmu i z niej wyszedł. Zaczynało brakować kryjówek w moim domu. Postanowiłem przygotować się na najgorsze – zatrzymanie Jacoba i sprawę w sądzie. Musiałem zgłębić annały prawa. Przygotowałem sobie wygodny fotel, dzbanek mocnej kawy i stoliczek. Miałem już na sobie szlafrok, bambosze i fez, gdy w geście zrozumienia klepnąłem się w czoło. Przecież wszystko już wiem. Porwany wolą pomocy przyjacielowi zapomniałem, iż byłem naocznym świadkiem przemian społecznych w kraju.
*
Stałem na ulicy wpatrzony w polityczny bilbord. Uśmiechał się z niego Joachim Paczyniuk. Jego hasło wyborcze, mocne, dosadne, mówiło wszystko. „Syn starego Paczyniuka”. Tak, to kandydat dla mnie. Pół roku od zwycięstwa Joachima przyszły zmiany na lepsze. Siadaliśmy wokół nich w kółeczku niczym dzieci w przedszkolu i słuchaliśmy mądrych rad. Podziałało. Skończyło się bezprawie, bandytyzm, łapówkarstwo i spożywanie alkoholu w miejscach publicznych. Osiągnęliśmy wyższy poziom cywilizacyjny, w jakim nie dopuszczano się przestępstw i zła wszelkiej maści. A podatki każdy płacił z własnej woli i wedle uznania. O dziwo starczało na wszystko. Prawo przestało być potrzebne, więc je usunięto. I tu pojawił się zgrzyt. Co z milionami urzędników, sędziów i policjantów? Co z Tomkiem Paczyniukiem ze Straży Miejskiej? Do dziś pamiętam, jak w telewizji zalewał się łzami głaszcząc swoją blokadę na koło. Tak nie mogło być, ci biedni ludzie musieli mieć cel funkcjonowania. Powstało prawo zastępcze. Bardzo proste, a przy tym raczej ciężkie do złamania, składające się z jednej tylko zasady. Szczur na patyku, serce w papierku. To cała nasza konstytucja, tego uczą się przez trzy lata studenci prawa. Urzędnicy mogą z zadowoleniem wsuwać wuzetki za biurkami, policjanci z poczuciem misji przemierzają ulice. Sielanka.
*
– Jacob, myślę, że niedługo będziesz mógł przestać się ukrywać.
– Naprawdę?
– Bo cię złapią.
– Uch…
– Słuchaj… – Usiadłem na kanapie, z wnętrza której dobiegał jego głos. – Ochłonąłeś już chyba nieco? Może mi w końcu opowiesz, jak to dokładnie było?
Przez chwilę walczył ze sobą, ledwo co utrzymałem się w pozycji siedzącej.
– Tamtej nocy – zaczął mówić jąkając się lekko – miałem w domu szczura i serce…
– Skąd miałeś serce?
Milczał, ale go nie popędzałem.
– Skradłem – przyznał zawstydzony.
Złapałem się odruchowo za pierś, musiał wyczuć mój lęk.
– Spokojnie. Nie twoje.
– Uf. Wiesz, żonie już i tak się nie podoba, że tu mieszkasz. A szczur?
– Lądowy.
– No tak. I co było dalej?
– Chciałem nabić szczura na patyk, a serce zawinąć w papierek. – Wyjaśnił niemal oburzonym tonem. – Chyba nie ma w tym nic dziwnego? Cała nasza cywilizacja polega na tym pięknym akcie!
– Oczywiście… Ale na Boga, Jacob! Zrobiłeś to odwrotnie!
Z kanapy doszło ciche pochlipywanie, na dywanie wkoło rosła plama wilgoci.
– Spanikowałem! – załkał żałośnie.
Wtem pojawili się antyterroryści. Okazało się, że jeden cały czas udawał stolik, drugi dywan, a trzeci moją żonę. Poczułem się niewymownie zdradzony i spojrzałem na stojącego w korytarzu Reksia. Uciekł wzrokiem i wyciągnął odznakę. Kolejne fale policjantów wpływały drzwiami i oknami. Otoczyli mnie ze wszystkich stron.
– ABW! – wydarł się jeden. – Prowadzimy sprawę nabicia serca na patyk!
– UOP! – zawtórował inny. – Owinięcie szczura w papierek!
– CBA! Nabicie serca na patyk, przy jednoczesnym owinięciu szczura w papierek!
– WSW MON! Owinięcie szczura w papierek, przy jednoczesnym nabiciu serca na patyk!
– IDP KGPP! Owinięcie papieru w szczura!
– SWW! Chyba coś się panu pomyliło, kolego.
– IDP KGPP! Szlag, a chciałem dzisiaj wyjść wcześniej!
– BOR, FYROM, USA, C2H5OH!
Skuli mi ręce za plecami i wyprowadzili z domu, podobnie postąpili z kanapą.
*
Z transportu sądowego uciekliśmy przypadkiem. Kierowca i strażnicy tak długo nie przewozili nikogo, że zapomnieli o kilku podstawowych obowiązkach, w tym wprowadzeniu nas do samochodu. Usiedliśmy na przystanku i zapaliliśmy po papierosie. Podeszło do nas dwóch mężczyzn w prochowych płaszczach i lenonkach maskujących oczy.
– Dzień dobry. To mój przyjaciel Hababuk Brown, a ja jestem incognito. – Wyjaśnił jeden, a drugi uderzył go łokciem w żebra.
– To ja jestem incognito. – Sprostował.
– Racja. W takim razie ja jestem Hababuk Brown. Reprezentujemy Rewolucyjną Armię Nabijania Szczurów na Serca, ekstremistyczną organizację terrorystyczną domagającą się respektowania i poszanowania podstawowego prawa ludzkiego, jakim jest…
– Ale ja nabiłem serce na patyk. – Zmarszczył brwi Jacob. – A szczura owinąłem. W papierek. I to raczej przypadkiem. Nie chcę do was dołączyć.
Panowie popatrzyli po sobie.
– Och, nie! – Pan incognito zaśmiał się cicho. – Nie zamierzaliśmy pana zwerbować. Uważamy, że pański czyn był obrzydliwym aktem kpiącym z podstawowego prawa ludzkiego, jakim jest… No, przyszliśmy się pana pozbyć.
Tym razem to ja i Jacob wymieniliśmy spojrzenia.
– To zrozumiałe, biorąc pod uwagę panów orientację polityczną. – Zabrałem głos. – Jednak żyjemy w czasach, w których ludzie zaniechali szkodliwej przemocy, o morderstwach już nie wspominając. Więc jak panowie zamierzają…?
– Mamy swoje sposoby… – Zapewnił pan Brown i razem z panem incognito sięgnęli sobie nawzajem do kieszeni płaszczy.
Przyznaję, że nieco się wtedy wystraszyłem, Jacobowi papieros aż wypadł z ust (złapał go oczywiście w locie, gdyż ludzie na naszym poziomie cywilizacyjnym nie śmiecą), zupełnie jednak niepotrzebnie. Pan Brown trzymał w dłoni paczkę papierosów bez filtra, pan incognito tomik poezji elegicznej.
– Proszę się częstować, proszę poczytać! – Zachęcali.
Od tego czasu włóczyli się za nami niczym cienie. Częstowali Jacoba alkoholem i papierosami, stawiali mu obiady w fast foodach, namawiali do późnego chodzenia spać i niemycia zębów. Krótko mówiąc, chcieli chłopa wykończyć. Czasami stosowali odmienną taktykę. Pożyczali mu tomiki depresyjnej poezji, zabierali na dramaty do kin, pokazywali zdjęcia martwych zwierzątek i w przebraniach ponurych żniwiarzy tańczyli pod oknem domu. Mojego domu, do którego Jacob zdążył się przywiązać.
– Zamęczą mnie… – Żalił się przy kieliszku. – John, pomóż mi, błagam! Ten ostatni raz…
Wypiliśmy. Zgodziłem się. Czemu ja się zawsze zgadzam?
– Przemyślałem to wszystko – wyszeptał konspiracyjnie. – I wyszło mi, że jest jeden sposób. Muszę wrócić do domu i odwinąć szczura. A, i zdjąć serce z patyka.
Dokończyliśmy butelkę soku pomidorowego i zaczęliśmy przygotowania. Misja była tajna, założyłem więc obcisły, czarny kombinezon i noktowizor, Jacob przebrał się za meksykańskiego imigranta.
– Bien. Rapidamento, tu es el coche!
Tylnymi drzwiami dostaliśmy się na parking. Odpaliłem mój wóz i ruszyliśmy. Było dobrze po północy, drogi niemal puste. Lecz ktoś za nami podążał.
– Sacrebleu, senior Marron y senior incognito! – krzyknął Jacob i wyciągnął pistolet spod sombrera.
– Co to? – Zezowałem na niego wciąż prowadząc. – Strzelanie do ludzi jest bardzo nieodpowiednie na nasz poziom cywilizacyjny!
– No tengo mieda, Juan! To ślepe naboje! Może się wystraszą i przestaną nas gonić! Albo dostaną zawału!
Skupiłem się na drodze. Pościg nie był zbyt dynamiczny przy ograniczeniu do pięćdziesiątki, ale strzelanie przez uchylone okno w wykonaniu Diego dodawało mu blrichtu. Dojechaliśmy pod jego kamienicę, osłaniał mnie, gdy wrzucałem monety do parkometru.
– Para mi! – Santiago wbiegł do klatki.
Ruszyłem biegiem za nim, wpadłem do mieszkania przez uchylone drzwi. Zamarłem. Kocioł.
– Proszę, proszę, proszę. – Wąsaty policjant wyszedł przed szereg swoich podkomendnych. – Miałem przeczucie, żeby czekać tutaj, a nie u pana, panie John. Przestępca zawsze wraca na miejsce zbrodni, a nie na miejsce, gdzie go złapano. Brać ich!
Jacob chciał uciec, ale potknął się o zawinięty dywan i padł jak długi. Jego pistolet wylądował pod moimi stopami.
– Disparar, Juan! – krzyczał Jacob, gdy go skuwali. – Wystrasz ich! Tak do zawału!
Podniosłem broń drżącą dłonią. Boże, jak ja się w to wpakowałem? Chciałem tylko pomóc przyjacielowi, a za chwilę będę straszył policjantów. Wycelowałem w dowódce.
– Śmiało… – Uśmiechnął się.
– Juan!!!
Strzeliłem. Wąsaty złapał się za serce i osunął na podłogę.
– O Jezu… – wysapał. – Ale się wystraszyłem…
Usłyszałem nieprzyjemny śmiech z meksykańskim akcentem. To Jacob stał wyprostowany, jeden policjant zdejmował mu kajdanki, drugi zasalutował.
– Doskonale przeprowadzona akcja, komisarzu!
Zbaraniałem. Zrobiłem krok w tył i wpadłem na panów incognito i Browna. Mieli na szyjach policyjne odznaki.
– Co… Co się dzieje, Jacob? – Starałem się zrozumieć.
Pstryknął palcami.
– Może to ci coś wyjaśni.
Do pokoju weszło dwóch kolejnych policjantów. Trzymali… Szczura na patyku i serce w papierku!
– A więc… – Po plecach spłynął mi zimny pot. – Nie było żadnego przestępstwa…
– Nie, nie było – przyznał Jacob zapalając cygaro. – Aż do teraz. Policyjna prowokacja! Jesteś aresztowany.
– Ale… Ale… – Poczułem pętlę wokół szyi. – Ale ja nic nie zrobiłem! Nie owinąłem szczura! Jacob! Pomagałem ci! Ukrywałem przed policją! Przed Brownem! Dla ciebie strzeliłem do człowieka!
Mój dawny przyjaciel pokiwał tylko głową, wypuścił niewielkie kółeczko z dymu.
– No właśnie, John. Wszystko byś dla mnie zrobił. Szczur na patyku, serce w papierku, John! Nie rozumiesz? Serce w papierku, nie na dłoni!
Przeczytałam
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Ze wszystkich nadesłanych prac na konkurs, ta podoba mi się najbardziej. Jest zrozumiała (tak, absurd też musi taki być – jeśli czytam coś i kompletnie tego nie rozumiem, to nie jest to dla mnie wyśmienicie napisany absurd, bo po prostu dalej nie czytam), zabawna i przyjemna w odbiorze. Każdy wie, że początek jest najważniejszy. Równie ważne jest zakończenie, a twoje jest muy genial y extraordinario, senior! ;D Poza tym, świetnie wywiązałeś się z wybranego tytułu.
Ubawiłeś mnie istną dozą absurdu! Najbardziej spodobała mi się scena, oprócz zakończenia, kiedy policjanci wpadają do mieszkania głównego bohatera. Powodzenia w konkursie :)
Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!
Piękne! Ten absurd jest jak muy pendejo – wściekły perro i wyszczerzony klaun zarazem!
"Nieodpowiednie" razem piszemy. A poza tym jestem wielce kontent, a nawet kontener! :-)
Edit:
Muszę też przyznać, że ilość służb przygniata efektem skali… :-)
/edit
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Szczur na patyku i serce w papierku, to jest to, czym mieszkający we mnie nonsensożerca i absurdojad mogą pożywiać się o każdej porze dnia i nocy, by potem wespół przeżywać radość o poranku. ;-D
…strzelanie przez uchylone okno w wykonaniu Diego dodawało mu blrichtu. – Chyba blichtru, o ile nie jest to celowy przekręt na słowie. ;-D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Bardzom rada z lektury, ubawiłam się wielce. Szczególnie początek ucieszny, potem imo tekst trochę traci rozpęd i tę fajną energię. Ale za scenę z antyterrorystami – się Monty Python przypomniał – masz ode mnie klika.
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Absurd uśmiechał. Przyjemne opowiadanie. Gratuluję. B.
Przeczytałam.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Dzięki za komentarze :) Bałem się, że wyszło jednak za mało absurdalnie, więc pozytywny odbiór bardzo mnie cieszy.
@Regulatorzy
Powiedzmy, że tak miało być ‘;)
Przyjemny absurd, taki nawet dość zrozumiały. Misie.
Też znalazłam tę literówkę, ale skoro zamierzona…
Babska logika rządzi!
Tak też pomyślałam, Reinee, i nie chciałam ignorować zbyt stanowczo… ;-D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przeczytałam!
Dobra szydera z wielu spraw, które w rzeczywistości są coraz mniej zabawne.
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
Wspaniały pomysł na interpretację tytułu.
W pewnym sensie przerażające.
Przynoszę radość :)
– Dzień dobry. To mój przyjaciel Hababuk Brown, a ja jestem incognito. – Wyjaśnił jeden, a drugi uderzył go łokciem w żebra.
– To ja jestem incognito. – Sprostował.
To ja jestem incognito! :)
Tekst świetny, absurd czytelny i jednocześnie zabawny, wyśmianie panującej sytuacji – bardzo zgrabne, błędów (logicznych też) brak, czyli podobało mi się.
Kawał dobrego opowiadania :) Bardzo przyjemny absurd.
zaczął mówić jąkając się lekko → zaczął mówić, jąkając się lekko
Bardzo udany tekst, przeczytałem z przyjemnością i z uśmiechem na twarzy. Poprawiłbym literówkę w słowie "blichtr".
Już pisałam, więc się powtórzę: Tak jak lubię! Jest absurd, jest śmiesznie, dzieje się, papierek, serce, szczur i patyk mają swoją rolę… no nie wiem, co powiedzieć. Super.
Ciekawa metafora ucisku i życia politycznego. Oby do tego nie doszło! Tekst bawi i wciąga, a tytuł idealnie wpasował się w opowiadanie. I kto by pomyślał, że tak można je napisać! Bardzo dobry tekst.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll