- Opowiadanie: Finkla - Mleko

Mleko

Tekst nie zdą­żył sobie po­le­żeć, ale wicie, ro­zu­mi­cie – ter­min kon­kur­su. Wolę zo­sta­wić sobie czas na uwzględ­nie­nie Wa­szych uwag przed odło­że­niem kla­wia­tu­ry.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

regulatorzy, ryszard, śniąca

Oceny

Mleko

Wzią­łem Luizę na musz­kę. Owad za­pa­mię­ta­le zdą­żał pro­sto przed sie­bie, po­wiew od cięż­ko pra­cu­ją­cych skrzy­de­łek chło­dził nam twa­rze. Bałem się, że dziew­czy­na po­le­ci na łeb albo na szyję, ale przy­ssa­ła się jak pi­jaw­ka. Cie­ka­wi­ło mnie, czy od przy­ssaw­ki zrobi mi się si­niak na szyi.

Nagle świat po­ciem­niał, ale nic a nic nie po­zie­le­niał. To do na­szej musz­ki zbli­ża­ła się ja­skół­ka. Nie zdo­ła­ła uczy­nić wio­sny – nadal kró­lo­wa­ła wcze­sna je­sień z ogrom­nym, zło­ci­stym jabł­kiem w dłoni – ale naj­wy­raź­niej zo­sta­li­śmy obiek­tem po­lo­wa­nia. Dałem ko­le­żan­ce znak i przy­go­to­wa­li­śmy się do zmia­ny po­jaz­du. We wła­ści­wej chwi­li Luiza z całej siły ude­rzy­ła na­trę­ta zna­kiem w dziób. Ko­rzy­sta­jąc z chwi­lo­we­go oszo­ło­mie­nia ja­skół­ki, prze­sko­czy­li­śmy jej na głowę. Od tej pory oglą­da­li­śmy świat z lotu ptaka, nie muchy.

Wi­do­ki szyb­ko się skoń­czy­ły, bo oto­czy­ła nas mgła gęsta jak mleko. Ja­skół­ka bez zwło­ki prze­kształ­ci­ła się w re­ki­na na­bia­ło­wej fi­nan­sje­ry. Po­dróż trwa­ła. Po dwóch go­dzi­nach Luiza szarp­nę­ła mnie za rękę, wska­za­ła coś w od­da­li. Po­słusz­nie rzu­ci­łem okiem. Gdy przy­cią­gną­łem je z po­wro­tem, było ob­le­pio­ne czymś żół­tym. Nie­uf­nie po­wą­cha­łem, po czym po­li­za­łem kle­istą brył­kę. Wszyst­ko się wy­ja­śni­ło – oto prze­kro­czy­li­śmy gra­ni­cę Kra­iny Mio­dem i Mle­kiem Pły­ną­cej.

Nie spodo­ba­ła nam się. Przy kil­ku­cen­ty­me­tro­wej wi­docz­no­ści rekin wkrót­ce ude­rzył w coś czo­łem. Coś oka­za­ło się bu­dow­lą. Po­rzu­ci­li­śmy nie­przy­tom­ne­go wierz­chow­ca i wpły­nę­li­śmy do środ­ka przez otwar­te okno.

Tra­fi­li­śmy do kuch­ni – po­wi­ta­ła nas lo­dów­ka:

– Bądź­cie po­zdro­wie­ni, przy­by­sze. Roz­gość­cie się. Mleka?

– A masz, babo, pla­cek? – spy­ta­ła Luiza.

– Nie­ste­ty, nie dys­po­nu­ję plac­ka­mi. Mleko peł­no­tłu­ste, od­tłusz­czo­ne, pa­ste­ry­zo­wa­ne, zsia­dłe?

– Wo­le­li­by­śmy zjeść coś kon­kret­ne­go… – Za­sta­na­wia­łem się przez chwi­lę. – Może wę­dli­ny?

– Nie ma wę­dlin, wy­szły. Wzię­ły pa­rów­kę, zwią­za­ły, jak ba­le­ron sobie za­ży­czył, i za­cią­gnę­ły do łaźni. Mleko so­jo­we, ko­ko­so­we?

– Masz coś, co nie by­ło­by cie­czą? – po­pro­si­łem.

– Mleko w prosz­ku! – od­po­wie­dzia­ła z trium­fem lo­dów­ka, wy­rzu­ci­ła z sie­bie nie­bie­ską pa­czusz­kę ozdo­bio­ną bia­ły­mi na­pi­sa­mi, po czym za­mru­cza­ła z ra­do­ści.

Luiza w mię­dzy­cza­sie zwie­dza­ła miesz­ka­nie, do któ­re­go wpły­nę­li­śmy. W pew­nym mo­men­cie, po­sa­pu­jąc z wy­sił­ku, do­bie­gło do mnie bul­go­ta­nie dziew­czy­ny. Zna­la­zła butlę za­cne­go pół­to­ra­ka.

Kiedy tylko po­czu­łem miód w gębie, za­czą­łem my­śleć kon­struk­tyw­nie. W tej płyn­nej, bia­ło-żół­tej kra­inie szyb­ko po­mar­li­by­śmy z głodu. Czas po­wę­dro­wać dalej.

Za oknem, jak okiem się­gnąć, roz­cią­ga­ła się pust­ka. Wo­la­łem nie prze­szka­dzać jej w ćwi­cze­niach, więc scho­wa­łem oko i po­drep­ta­łem z Luizą w stro­nę drzwi.

 

Po wielu go­dzi­nach dry­fo­wa­nia – nie zdo­ła­li­śmy do­strzec żad­nej ryby, która mo­gła­by nas pod­wieźć – opu­ści­li­śmy wresz­cie Kra­inę Mio­dem i Mle­kiem Pły­ną­cą.

Wy­lą­do­wa­li­śmy na ja­kiejś wy­spie.

Kiedy wy­peł­zli­śmy na plażę, moja to­wa­rzysz­ka usia­dła na brze­gu i za­czę­ła pła­kać nad roz­la­nym mle­kiem. Mnie tam białe fale z mio­do­wą pianą nawet się po­do­ba­ły, ale naj­wy­raź­niej ja mia­łem gust a Luiza gu­ścik. Albo na od­wrót. Dziew­czy­na wciąż za­le­wa­ła się łzami (może i ro­bi­ła to spe­cjal­nie – do­sko­na­le wy­płu­ki­wa­ły z ubra­nia uprzy­krzo­ną sło­dycz), gdy przy­ma­sze­ro­wał ol­brzy­mi kot i po­ka­zał nam takie buty, że za­pia­li­śmy z za­chwy­tu. Kiedy już ostat­nie „ku­ku­ry­ku!” wy­brzmia­ło, po­wle­kli­śmy się szu­kać cze­goś do je­dze­nia.

Wkrót­ce na­tknę­li­śmy się na grup­kę do­rod­nych dębów ob­wie­szo­nych jabł­ka­mi. Owoce pach­nia­ły ape­tycz­nie i sma­ko­wa­ły wy­bor­nie, ale w je­dze­niu prze­szka­dza­ły de­li­kat­ne wło­ski. Żadne mycie nie po­ma­ga­ło, obie­ra­nie roz­wią­zy­wa­ło pro­blem tylko czę­ścio­wo.

Le­d­wie zje­dli­śmy po jabł­ku, przy­drep­tał szczur. Po­ka­zał nam kilka sztu­czek i za­pro­po­no­wał, że opro­wa­dzi po wy­spie. Z jego opo­wie­ści wy­ni­ka­ło, że tra­fi­li­śmy do kra­iny na­praw­dę wy­jąt­ko­wej i peł­nej dzi­wów; pasmo gór z ko­lo­ro­we­go szkła, słoń z dwie­ma trą­ba­mi i jed­nym uchem oraz wiele in­nych atrak­cji tu­ry­stycz­nych. Nadal do­ku­czał nam głód, więc za­miast słu­chać o gi­gan­tycz­nych mrów­kach i ma­leń­kich osioł­kach, za­in­te­re­so­wa­li­śmy się ło­so­sia­mi w po­mi­do­ro­wym sosie.

Ło­so­sie rze­czy­wi­ście pły­wa­ły w je­zior­ku do­sko­na­le do­pra­wio­ne­go sosu po­mi­do­ro­we­go. Od sa­me­go za­pa­chu kisz­ki za­czę­ły nam grać mar­sza. Nie­ste­ty, trze­wia Luizy wy­bra­ły zu­peł­nie inny rytm niż moje i po­wsta­ła bar­dzo nie­przy­jem­na ka­ko­fo­nia. Co gor­sza, nie mo­gli­śmy zjeść ryb, gdyż oka­za­ły się ro­zum­ne. Jak tu po­dejść z wi­del­cem do cze­goś lub kogoś roz­pra­wia­ją­ce­go o fa­lach gra­wi­ta­cyj­nych, po­wsta­wa­niu życia na pla­ne­tach, to­po­lo­gii i fal­sy­fi­ko­wa­niu hi­po­tez? Strach. Tak mą­drzy in­ter­lo­ku­to­rzy z pew­no­ścią zna­leź­li­by tuzin spo­so­bów na ode­bra­nie nam sztuć­ców i za­mia­nę ról.

Mo­gli­śmy tylko bier­nie przy­słu­chi­wać się uczo­nej dys­ku­sji. Nawet ta roz­ryw­ka stra­ci­ła na atrak­cyj­no­ści, gdy dwa sza­cow­ne ło­so­sie za­czę­ły spie­rać się o teo­rię strun. I Luiza, i ja ro­zu­mie­li­śmy wy­łącz­nie spój­ni­ki i przy­im­ki. W końcu zna­leź­li­śmy mło­de­go osob­ni­ka, na­ry­bek, który do­pie­ro co zo­stał bez ikry, i po­pro­si­li­śmy o przed­sta­wie­nie moż­li­wo­ści opusz­cze­nia nie­zwy­kłej wyspy.

– Po­szu­kaj­cie sta­re­go wie­lo­ry­ba – za­bul­go­tał ło­so­sik. – Po­zna­cie go po oku­la­rach. Po­spiesz­cie się, zaraz od­pły­wa!

– Ile mamy czasu? – spy­ta­łem.

– Po­ru­szasz bar­dzo in­te­re­su­ją­cą kwe­stię. Czym jest czas? Czy jego strzał­kę można od­wró­cić? Czy jest zmien­ną cią­głą czy dys­kret­ną? Ta­aaak, tuszę, iż zajmę się fi­zy­ką. To wcią­ga­ją­ca, ba! wszech­ogar­nia­ją­ca dzie­dzi­na.

Po­rzu­ci­li­śmy roz­mów­cę, który, po zna­le­zie­niu swo­je­go po­wo­ła­nia, stra­cił chęć kon­cen­tro­wa­nia się na na­szych przy­ziem­nych, a wła­ści­wie przy­mor­skich, pro­ble­mach i wró­ci­li­śmy na plażę.

 

Zdą­ży­li­śmy w ostat­niej chwi­li. Wie­lo­ryb już chciał od­pły­wać, jesz­cze tylko po­le­ro­wał po­tęż­ne oku­la­ry w szyl­kre­to­wej opra­wie. Prze­bie­gli­śmy po pły­ciź­nie, po płe­twie ogo­no­wej, aż na sze­ro­ki grzbiet. Roiło się tu od dzi­wacz­nych stwo­rzeń, ale jakoś zna­leź­li­śmy miej­sca, aby przy­cup­nąć i się przy­tu­lić – ubra­nia znowu za­chla­pa­li­śmy sobie mlecz­no-mio­do­wym ulep­kiem, więc tro­chę mar­z­li­śmy. Nieco krę­po­wa­li­śmy się z po­wo­du tłu­mów na po­kła­dzie. Ja zwią­za­łem Lu­izie nogi, a ona mi ręce.

Po­dróż mi­nę­ła nam na plą­ta­niu i roz­wią­zy­wa­niu su­peł­ków. Ga­wę­dzi­li­śmy też z kurą, która sie­dzia­ła obok Luizy. Pta­szy­na bez prze­rwy coś pod­śpie­wy­wa­ła. Wśród licz­nych treli wy­ja­śni­ła nam, że chce od­wie­dzić przy­ja­ciół­kę ze szkol­nej ławy. Kwoka nigdy nie spo­tka­ła rów­nie przy­zwo­itej deski i nie mogła od­ża­ło­wać, że któ­re­goś dnia morze za­bra­ło to wspa­nia­łe dre­wien­ko. Opo­wie­dzia­ła nam, jak się ucie­szy­ła, gdy do­sta­ła list z za­pro­sze­niem od ulu­bio­nej ko­le­żan­ki.

Wie­lo­ryb prze­wiózł pa­sa­że­rów do są­sied­niej kra­iny. Wy­sa­dził wszyst­kich na ciem­no­sza­rej plaży, a sam roz­pły­nął się w od­da­li. Na po­wierzch­ni morza po­zo­sta­ły tylko po­ły­sku­ją­ce w słoń­cu oku­la­ry.

Przy­by­sze za­czę­li bie­gać we wszyst­kie stro­ny. Nagle prze­sta­li i rzu­ci­li się do czy­ta­nia śla­dów po­zo­sta­wio­nych na mo­krym pia­sku. Tropy ukła­da­ły się w napis:

 

WI­TAJ­CIE W KRA­INIE WIECZ­NYCH ŁOWÓW! JUŻ DAWNO WY­TRZE­BI­LI­ŚMY WSZEL­KĄ ZWIE­RZY­NĘ, TERAZ KOLEJ NA WAS. OKRES OCHRON­NY TRWA 10, 9, 8…

 

Nie do­czy­taw­szy wia­do­mo­ści do końca, rzu­ci­li­śmy się do pa­nicz­nej uciecz­ki. Nie­szczę­śli­wie, kura po­bie­gła w tę samą stro­nę, co Luiza i ja. Nie­szczę­śli­wie, bo pta­szy­sko nie po­tra­fi­ło za­milk­nąć nawet na chwi­lę, nie­usta­ją­cy­mi przy­śpiew­ka­mi zdra­dza­jąc naszą po­zy­cję prze­śla­dow­com. Nawet kiedy do­pa­dli­śmy do zbaw­cze­go lasu, tro­pią­cy nas my­śli­wi nie po­zo­sta­wa­li da­le­ko w tyle.

Luiza po­cią­gnę­ła mnie w stro­nę wy­jąt­ko­wo gę­stych chasz­czów. To­wa­rzy­ska kura po­truch­ta­ła za nami, więc zła­pa­łem ją i ści­sną­łem łebek, a szcze­gól­nie dziób, kne­blu­jąc upar­te stwo­rze­nie.

Za­dzia­ła­ło. Łowcy mi­nę­li naszą kry­jów­kę i po­bie­gli dalej.

Już mie­li­śmy wy­szu­kać gdzieś ulgę i razem z nią ode­tchnąć, gdy coś nie­sa­mo­wi­cie bo­le­śnie wal­nę­ło mnie w palce pra­wej stopy. Wrza­sną­łem i wy­pu­ści­łem kurę, która na­tych­miast roz­g­da­ka­ła się w ryt­mie trium­fal­ne­go mar­sza, in­for­mu­jąc cały świat o znie­sie­niu jajka.

Więc to było jajko? Dla­cze­go mu­sia­ło być złote?!

W po­ry­wie zło­ści ci­sną­łem żół­ta­wą brył­ką. Tra­fi­łem pierw­sze­go z grup­ki za­alar­mo­wa­nych kwo­czym ha­ła­sem my­śli­wych bie­gną­cych w naszą stro­nę. Pro­sto w czoło. Po­tęż­ny dzi­kus, uzbro­jo­ny w łuk i włócz­nię, padł na zie­mię bez czu­cia. Zie­mia – co oczy­wi­ste – w ogóle nie zwró­ci­ła na niego uwagi.

– Teraz do­pie­ro się na nas po­gnie­wa­li – orze­kła Luiza.

Ku na­sze­mu zdzi­wie­niu, usły­sze­li­śmy do­bie­ga­ją­ce ze­wsząd gra­tu­la­cje. Tu­pa­ły jak tabun koni.

Oka­za­ło się, że po upo­lo­wa­niu któ­re­goś z prze­śla­dow­ców ofia­ra staje się my­śli­wym. Za­szczyt­ny sta­tus przy­zna­no rów­nież mojej ko­bie­cie, a in­wen­tarz ob­ję­to ści­słą ochro­ną. Nawet o tym nie wie­dząc, po­bi­łem jakiś re­kord. A prze­cież ni­ko­go nie ude­rzy­łem, tylko wy­ko­na­łem rzut me­ta­lo­wą, nie­zbyt re­gu­lar­ną kulą!

Ktoś za­czął mi tłu­ma­czyć, w jaki spo­sób w lesie mógł­bym zdo­być broń nie­zbęd­ną do łowów. Opisy prze­rwał har­mi­der czy­nio­ny przez kwokę:

– Jak mi to, ko­ko­ko, wy­ja­śnisz?! No?! Słu­cham!

– Ale o co ci cho­dzi? Aua! Prze­stań mnie dzio­bać, ty głu­pia kuro do­mo­wa!

– Jak to o co? Ko­ko­ko! Jak to o co? A ta drza­zga w dupie?! Przy­własz­czy­łeś sobie część mojej uko­ko­ko­cha­nej przy­ja­ciół­ki! Ro­ze­rwa­łeś ją na strzę­py! Tor­tu­ro­wa­łeś! Ty podły sa­dy­sto! A masz! A masz!

– Nowy! Pil­nuj swo­je­go ptasz­ka! Bo ktoś go upo­lu­je mimo za­ka­zu! – roz­le­gły się za­le­ce­nia i prze­stro­gi.

Ledwo, przy wy­dat­nej po­mo­cy Luizy, opa­no­wa­łem kurę.

 

Świe­żo po­zna­ni my­śli­wi za­pro­wa­dzi­li nas do wio­ski. Tam ta­jem­ni­ca drza­zgi szyb­ko się wy­ja­śni­ła: przy­ja­ciół­ka kury zo­sta­ła deską do kro­je­nia. Nie­szczę­sny łowca pró­bo­wał pod­kraść swo­jej matce jakiś sma­ko­łyk i obe­rwał po tyłku pierw­szym przed­mio­tem, który wpadł ko­bie­cie w ręce.

Kura po­zwo­li­ła się udo­bru­chać i uwie­rzy­ła, że chwi­lo­wy po­sia­dacz zadry wcale nie za­mie­rzał krzyw­dzić ni­czy­jej szkol­nej ko­le­żan­ki.

Po­zo­stał jed­nak pro­blem od­zy­ska­nia da­rzo­ne­go ku­rzym uczu­ciem dre­wien­ka. Użyt­kow­nicz­ka deski do kro­je­nia nie zgo­dzi­ła się wy­mie­nić jej na złote jajka. Oznaj­mi­ła, że ja­jecz­ni­ca z cze­goś ta­kie­go by­ła­by bar­dzo cięż­ko­straw­na.

Wtedy przy­po­mnia­łem sobie o nie­bie­sko-bia­łej pacz­ce, którą do­sta­łem od go­ścin­nej lo­dów­ki.

Naj­pierw wzią­łem szczyp­tę prosz­ku i roz­sy­pa­łem ku­char­ce mleko pod nosem. Kich­nę­ła po­tęż­nie, aż echo po­szło. Za­pew­ne nie chcia­ło za­ra­zić się ka­ta­rem.

Wła­ści­ciel­ka deski nie za­chwy­ci­ła się roz­ryw­ką i od­mó­wi­ła wy­mia­ny szczap­ki na ta­ba­kę.

Luiza za­pro­po­no­wa­ła, abym upiekł cia­sto z mleka. Uzna­łem, że to naj­lep­szy spo­sób na wy­ko­rzy­sta­nie bia­łe­go pyłu. Wy­sła­li­śmy kurę na po­szu­ki­wa­nie orze­chów i in­nych ba­ka­lii, a sami za­czę­li­śmy opra­co­wy­wać prze­pis.

Po kilku go­dzi­nach cia­sto było go­to­we. Jesz­cze go­rą­ce, pach­nia­ło słod­ko i ku­szą­co.

 

Po­pa­trzy­łem kry­tycz­nie na swoje dzie­ło. Mia­łem na­dzie­ję, że tym razem wy­kła­dow­czy­ni ho­mo­lin­gwi­sty­ki, pani Morg­be­mi­lo­la, za­li­czy mi pracę se­me­stral­ną. Uży­łem prze­cież wszyst­kich wy­ma­ga­nych zwro­tów i włą­czy­łem do hi­sto­rii świat przed­sta­wio­ny w za­da­nym wier­szu. Wo­la­łem to niż ana­li­zę – do zga­dy­wa­nia, co poeci chcie­li wy­ra­zić swo­imi przy­pad­ko­wo zle­pio­ny­mi sło­wa­mi, chyba nigdy nie będę zdol­ny. Nawet kum­pla innej rasy po­pro­si­łem o pomoc. Przej­rzał tekst i na­niósł kilka po­pra­wek.

Mimo wielu wy­sił­ków, za­an­ga­żo­wa­nia przy­ja­cie­la i ogrom­nej ilo­ści czasu po­świę­co­ne­go na pi­sa­nie, da­le­ki byłem od pew­no­ści czy choć­by opty­mi­zmu; jak ma­wia­ją bu­kwal­nic­cy stu­den­ci – ziem­ska język bar­dzo trud­na.

Koniec

Komentarze

Prze­czy­ta­łam heart

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

yes ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Oj, uśmia­łem się z tej se­me­stral­nej pracy z kla­sy­ka. Nie wiem czy są błędy, bo za­śle­pi­ło mnie roz­ba­wie­nie.  Świet­ne! :-)

Dzię­ki, Black­bur­nie.

Na pewno są błędy za­mie­rzo­ne. Miło, że roz­ba­wi­łam.

Przy­po­mnia­łeś mi, że mia­łam do­rzu­cić tag “humor”. :-)

Cze­kam na wię­cej za­śle­pio­nych Czy­tel­ni­ków. No dobra, tych twar­dych, uważ­nych i nie da­ją­cych sobie dmu­chać dow­ci­pa­mi w kaszę też za­pra­szam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Toż dzię­ki tym za­mie­rzo­nym cały ubaw. Dobre, dobre… :-)

Taaa, głu­po­ta kogoś in­ne­go nie­odmien­nie cie­szy. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Może pol­ska język trud­na, ale jak pięk­nie opa­no­wa­na i spo­koj­na. Jak ocean, nie przy­mie­rza­jąc.

Po­wie­dzia­ła­bym, że to ab­sur­dal­nie kunsz­tow­ne Mleko, w do­dat­ku czyta się świet­nie i sma­ku­je do­sko­na­le. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję, Reg.

Oj, trud­na. Ale jakże cie­ka­wa dzię­ki za­wi­ło­ściom! Cie­szę się, że mlecz­ko sma­ko­wa­ło.

A jakie wo­lisz; pro­sto od krowy, pa­ste­ry­zo­wa­ne, zsia­dłe…? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ła­cia­te nie­bie­skie, od­tłusz­czo­ne. Wy­łącz­nie. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Nie­bie­skie mleko? ;-O

Ktoś tu chyba nie za­pa­mię­tał wier­szy­ka o czar­nej kro­wie. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tak, pijam za­wsze z rana, po­chru­pu­jąc nie­bie­skie mig­da­ły? ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Takie nie­bie nie­biań­skie musli? Bo­gi­ni wszyst­ko wolno. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie, nie musli, broń­cie bo­go­wie! Mleko bez mig­da­łów, a potem mig­da­ły bez mleka. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

OK, jedz sobie, jak lu­bisz.

A może jesz­cze nie­bie­skie ja­go­dy na de­se­rek? Wiesz, te, co się na­zy­wa­ją czar­ne, a jak są jesz­cze zie­lo­ne, to są czer­wo­ne? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wiem, wiem! I nie­ko­niecz­nie na de­se­rek. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Jako danie głów­ne? Można i tak. By­le­by nie wy­szła z tego po­pu­lar­na w nie­któ­rych krę­gach zupka – ja­go­dzian­ka na ko­ściach. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Chyba nie zupka, ra­czej ape­ri­tif… ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Jeśli naj­pierw jest za­gry­cha, to di­ge­stif. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Na tym eta­pie wra­cam do mleka i mig­da­łów. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No i wąż ugryzł wła­sny ogon…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

;-D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po wielu go­dzi­nach dry­fo­wa­nia – nie zdo­ła­li­śmy do­strzec żad­nej ryby, która mo­gła­by nas pod­wieźć – opu­ści­li­śmy wresz­cie Kra­inę Mio­dem i Mle­kiem Pły­ną­cą.

Jak to, mię tam nię?

 

Widzę dużo wysp, któ­rych nie ma. W związ­ku z tym chcia­łem do­nieść, iż

 

Księ­życ raz od­wie­dził staw

Bo miał dużo waż­nych spraw

Zo­ba­czy­ły go szczu­pa­ki:

"Kto to taki? Kto to taki?"

Księ­życ na to od­rzekł szyb­ko:

"Je­stem sobie złotą rybką!"

Sły­sząc taką po­ga­węd­kę

Rybak zło­wił go na wędkę

Dusił całą noc w śmie­ta­nie

I zjadł rano na śnia­da­nie

 

I ni­niej­szym de­ma­sku­ję ko­le­go, ze mujej nie­ja­ki Brze­chwa par­chę se­me­stral­ną pso­wac po­ma­gał! ;-D

 

Ład­nie się ba­wisz sło­wem, Fin­klo. Od­je­cha­łaś na sa­mych sko­ja­rze­niach se­man­tycz­nych da­le­eeeeeeeeeko! Plus za wyspy.

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Dzię­ki, Psy­cho. :-)

Jak to, mię tam nię?

Ja Cię tam nie ślę­dzę, żeby wie­dzieć, gdzieś Ty, a gdzię Cię nię… Ale jaka wi­docz­ność jest w mie­szan­ce mleka z mio­dem, no? Mo­głeś prze­pły­nąć dwa­dzie­ścia cen­ty­me­trów od bo­ha­te­rów…

O przy­go­dach Księ­ży­ca w sta­wie sły­sza­łam. Dzie­ci brata uwiel­bia­ją tę pio­sen­kę. :-)

Nie po­ma­gał pso­wać, tylko be­to­wał! ;-)

A, bo z se­man­tycz­nych cieni to takie la­bi­ryn­ty idzie zbu­do­wać, że się Mi­no­taur scho­wa…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­ne i prze­tra­wio­ne. Nie­straw­no­ści nie było. Po­zdra­wiam.

Dzię­ku­ję, Ry­szar­dzie. Niech Ci idzie na zdro­wie. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Świet­ne! Zwłasz­cza na­wią­za­nia do twór­czo­ści pew­ne­go zna­ne­go pana, co rów­nie znane wier­sze pisał.

Fin­kla nie by­ła­by sobą, gdyby do tej se­man­tycz­nej sa­łat­ki li­te­rac­kiej, nie do­da­ła szczyp­ty naj­now­szych teo­rii fi­zycz­nych, jako in­te­lek­tu­al­nej przy­pra­wy dla ku­ma­tych. Po­zdro­wie­nia.

Dzię­ku­ję, Pa­no­wie. :-)

 

Stra­fe­rze, tak, za­wsze z przy­jem­no­ścią czy­ta­my o rze­czach, które tro­chę znamy. A ten sym­pa­tycz­ny wier­szyk ko­ja­rzy nie­mal każde pol­skie dziec­ko.

 

Ry­szar­dzie, ja­kieś te­ma­ty trze­ba było pod­rzu­cić uczo­nym ło­so­siom. ;-) Prze­cież nie mogły roz­ma­wiać o se­ria­lach, die­tach i wy­ni­kach spor­to­wych.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dobre! :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Źle nie jest, choć mia­łem na­dzie­ję na coś lep­sze­go, Fin­klo ;P

Czy­ta­ło się bar­dzo przy­jem­nie, po­dróż przez wyspy i całe to mle­kiem i mio­dem pły­ną­ce morze bar­dzo fajna, ale jak dla mnie za dużo ab­sur­du w ab­sur­dzie. Czę­ste wpla­ta­nie zwro­tów typu: “Wie­lo­ryb już chciał od­pły­wać, jesz­cze tylko po­le­ro­wał po­tęż­ne oku­la­ry w szyl­kre­to­wej opra­wie”, czy su­cha­rów, które Psy­cho na­zwał “sko­ja­rze­nia­mi se­man­tycz­ny­mi” (”roz­cią­ga­ła się pust­ka. Wo­la­łem nie prze­szka­dzać jej w ćwi­cze­niach”, “Już mie­li­śmy wy­szu­kać gdzieś ulgę i razem z nią ode­tchnąć”) tro­chę mi prze­szka­dza­ły, muszę przy­znać ;/

Plus za za­koń­cze­nie – faj­nie to wszyst­ko wy­ja­śni­ło :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

No nie je­stem fanem tych ab­sur­dal­nych opo­wia­dań. Prze­czy­ta­łem, bo dyżur i niech tak zo­sta­nie. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Dzię­ku­ję, Pa­no­wie.

Luke, za dużo ab­sur­du? A ja się bałam, że za mało. Wszak w koń­ców­ce oka­zu­je się, że te bez­sen­sy mają swoje lo­gicz­ne uza­sad­nie­nie.

Hmmm. Uwa­żasz, że to su­cha­ry? A to nie ozna­cza sta­re­go dow­ci­pu? Bo przy­to­czo­nych sama nigdy nie sły­sza­łam, co by su­ge­ro­wa­ło, że jed­nak młode. ;-)

Zalth, OK, ro­zu­miem, sama nie je­stem, ale chcia­łam spró­bo­wać cze­goś no­we­go. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cóż, de­fi­ni­cje są różne… Może okre­śle­nie “su­char” jest w tym przy­pad­ku tro­chę nie­zręcz­ne, nie­mniej cho­dzi­ło mi o to, że bu­du­jesz te dow­cip­ne frag­men­ty w ten sam spo­sób – wy­ko­rzy­stu­jąc do­słow­ność słowa. Za pierw­szym razem spoko (rzu­cił okiem), póź­niej, przez po­wta­rza­nie tego za­bie­gu, zro­bi­ło się mniej śmiesz­nie ;P

Ja aku­rat czy­ta­łem książ­kę, w któ­rej au­tor­ka chyba za punkt ho­no­ru po­sta­wi­ła sobie wy­ko­rzy­sty­wa­nie tego typu “gagów”… Na przy­kład – bo­ha­ter­ka była me­dium, więc gdy taka jedna ko­bie­ci­na ją wku­rzy­ła “wy­szła z sie­bie… i sta­nę­ła obok” (już jako dusza ;) ). 

O to mniej wię­cej mi cho­dzi­ło ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Aha, ro­zu­miem. Ale taki mia­łam po­mysł na ab­sur­dal­ny tekst. :-) Jakoś trze­ba przy­go­to­wać Czy­tel­ni­ka na pu­en­tę.

Wy­cho­dze­nie z sie­bie to do­pie­ro praw­dzi­wy su­char – uży­wa­li­śmy tego w pod­sta­wów­ce, za­zwy­czaj z do­dat­kiem “a we dwie to tak ci do­wa­li­my…” ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Na­pi­sa­ne super, ale to aku­rat nie dziwi wcale :)

Dla mnie trosz­kę za dużo ab­sur­du jed­nak (jakoś sporo ab­sur­dal­nych tek­stów mam na dy­żu­rze…), ale do­ce­niam kunszt i po­my­sło­wość. Przy­znam, że chcąc “ga­lo­po­wać” przez opo­wia­da­nie mu­sia­łam się kilka razy za­trzy­mać, bo gu­bi­łam sens, który był oczy­wi­sty, gdy się wła­śnie na mo­men­cik przy­sta­nę­ło :)

 

Dzię­ku­ję, Ilu­zjo. :-)

Po­now­nie pada stwier­dze­nie “za dużo ab­sur­du”. Przy­znam, że tro­chę mnie to dziwi, a tro­chę cie­szy – bałam się, że nie po­tra­fię na­pi­sać cze­goś ab­sur­dal­ne­go (IMO, tekst jest bar­dzo lo­gicz­ny), a tu jed­nak wy­szło. Po­nie­kąd wbrew au­tor­ce.

Bez pro­te­stów zgo­dzę się, że to ra­czej nie jest tekst do ga­lo­po­wa­nia. Sama ła­pa­łam się na tym, że uży­wam idio­mów od­ru­cho­wo. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A ja na­pi­sa­łam! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Cięta ri­po­sta Cioci Fin­kli, mi­strzy­ni cię­tej ri­po­sty! ;-D

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Się wie! Przy­dep­nąć Ci ogo­nek? Może być tak de­li­kat­nie, po przy­ja­ciel­sku. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Je­dziesz… tfu… Dep­czesz! ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Tup, tup!

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Oż Ty, rajo, nic a nic nie raj­ska! Na awa­ta­rze wy­glą­dasz ina­czej. ;-)

<za­pi­su­je w no­te­sie: “do kon­tak­tów z Psy­cho za­kła­dać glany”>

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Don’t tread on me! ;-D

 

<czmy­cha, bo glan jest glan> ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

No dobra, nie to nie. Prze­cież tylko py­ta­łam. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dla­cze­go nie prze­czy­ta­łam tego wcze­śniej? 

A tak, już wiem – ab­surd. 

Dałam się jed­nak sku­sić i ab­so­lut­nie nie ża­łu­ję. Par­ska­łam ze śmie­chu z jed­nej stro­ny. A z dru­giej po­dzi­wiam spraw­ność, z jaką po­cią­gnię­ty jest tekst. Pew­nie, że sporo rze­czy po­je­dyn­czo nie jest no­wych (np. rzut okiem), ale je­stem pod wra­że­niem gład­kich po­łą­czeń po­szcze­gól­nych ele­men­tów i zdań.

Nie za­cy­tu­ję frag­men­tów, które mi się naj­bar­dziej spodo­ba­ły, bo mu­sia­ła­bym tu wkle­ić gdzieś z 90% tek­stu :)

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Dzię­ki, Śnią­ca. :-)

Też się za­sta­na­wia­łam. Rów­nież nie ża­łu­ję. ;-)

Ależ nie krę­puj się – po­dob­no można robić bar­dzo dłu­gie ko­men­ta­rze. ;-)

Miło mi, że Ci się spodo­ba­ło. Bar­dzo cie­szą takie ko­men­ta­rze, cho­ciaż i te kry­tycz­ne przyj­mę.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łam.

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

No to już mam kom­plet oczy­ta­nych Ju­ro­rek. Cze­kam na wy­ni­ki. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A pod lin­kiem ko­men­tarz Śnią­cej z od­wo­ła­niem do tek­stu z ko­men­ta­rzem…

W ten spo­sób pod moim opkiem po­wsta­ła re­ku­ren­cja i fan­ta­stycz­ny frak­tal. Za­wia­dom­cie Szysz­ko­we­go!

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem. Bar­dzo wy­kwint­na za­ba­wa sło­wem, a nawet przy­sło­wiem. Po­zdra­wiam.

Dzię­ku­ję, Nim­ro­dzie. Wszyst­kie słowa nasze są! Nawet przy­sło­wia i inne przy­słów­ki.

Bar­dzo po­zy­tyw­ne ko­men­ta­rze pi­szesz. Nie mo­głam się do­cze­kać, aż do­trzesz do mo­je­go tek­stu. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

I co ja mogę na­pi­sać? Ję­zy­ko­wo świet­nie, cie­szy­łam się jak głu­pia, i za­koń­cze­nie też prze­wrot­ne, więc fajne :) Ale, ale. Ale. Tro­chę w ab­sur­dzie za­bra­kło mi hi­sto­rii, bo­ha­te­ro­wie tak sobie płyną, bo tak. Na końcu się oka­zu­je, że wy­pra­co­wa­nie miało swój cel, ale do tego czasu czy­tel­nik może się już znu­żyć – ja tak mia­łam, mimo że do­ce­nia­łam to, co po dro­dze, "masz, babo, pla­cek" i różne inne smacz­ki. Mleka i tek­stu ;)

Dzię­ku­ję, Ju­ror­ko Lolu.

Zga­dzam się z Tobą – to jest po­mysł na szor­ta – ba­nal­na hi­sto­ryj­ka z nie­ocze­ki­wa­nym za­koń­cze­niem. I dla­te­go tak tekst ozna­czy­łam. Wła­ści­wie dow­cip. Ale ktoś usta­lił dolny limit zna­ków i mu­sia­łam szor­ci­ka roz­cią­gnąć. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przy­szła osoba i usta­li­ła, nie da się ukryć. ;-)

A to osoba! ;-)

Ale i tak po­stęp – mój pierw­szy po­mysł na tekst pa­su­ją­cy do jed­ne­go z ty­tu­łów dał się prze­ro­bić na dri­bel­ka rap­tem. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Muszę się zgo­dzić z Lolą, że cze­goś za­bra­kło. Ład­nie wy­kre­owa­ny świat, ale fak­tycz­nie samej hi­sto­rii tro­chę mało. Cie­szę się jed­nak, że pod­ję­łaś wy­zwa­nie, Fin­klo, bo pa­mię­tam, jak psio­czy­łaś na ten nasz ab­surd. :P

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Dzię­ku­ję, Ju­ror­ko Mor­gia­no. :-)

To nie ja wy­kre­owa­łam świat. Ja tylko spró­bo­wa­łam sobie wy­obra­zić, jak po­strze­ga­ły­by go do bólu lo­gicz­ne isto­ty stu­diu­ją­ce nasz język, ale nie od­wie­dza­ją­ce (jesz­cze) pla­ne­ty.

Nie psio­czy­łam, tylko twier­dzi­łam, że to dla mnie obce te­ry­to­rium, więc wy­zwa­nie nie­ła­twe. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Za­im­po­no­wa­łaś mi umie­jęt­no­ścia­mi za­ba­wy sło­wem, choć mo­men­ta­mi rze­czy­wi­ście ro­bi­ło się su­cha­wo, tak jak za­uwa­żył Co­unt­Pri­ma­gen. Swoją drogą mnie też się za­wsze wy­da­wa­ło, że su­char to słaby żart, nie­ko­niecz­nie stary : >. Sam wy­my­ślam kilka żar­tów w tym ro­dza­ju ty­go­dnio­wo i lu­dzie nie­raz gra­tu­lo­wa­li mi su­cha­rów.

 

Ge­ne­ral­nie, to zga­dzam się ze sta­no­wi­skiem Mor­gia­ny, która zga­dza się ze sta­no­wi­skiem Loli.  

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Czyli jest sucho i bez akcji, ale im­po­nu­ją­co. ;-)

OK, dzię­ki, że zaj­rza­łeś. Myślę, że Prat­chett też lubi takie ję­zy­ko­we żarty. Może nie do­kład­nie takie, ale chyba to nie był przy­pa­dek, że po­mysł na tekst na­ro­dził się, kiedy czy­ta­łam “Blask fan­ta­stycz­ny”.

Gra­tu­lo­wa­nie su­cha­rów to dla mnie nowe zja­wi­sko. Już cał­kiem nie wiem, co ten ter­min w takim razie zna­czy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prat­chett ma bar­dzo za­raź­li­wy styl. Nie wiem czy znasz taką książ­kę Neila Ga­ima­na “Nig­dzie­bądź”. Huczy w niej od stylu Prat­chet­ta, a to dla­te­go, że wcze­śniej na­pi­sa­li razem “Dobry Omen”.

W “Nig­dzie­bądź” jest dużo Prat­chet­tow­skich zwro­tów, np. nikt nie uśmie­cha się zło­śli­wie, sar­do­nicz­nie, albo tak po pro­stu. Tam ktoś może uśmie­chać się “jak kot, któ­re­mu po­wie­rzo­no klu­cze do schro­ni­ska zbłą­ka­nych lecz pulch­nych ka­nar­ków”. I to dla mnie bar­dzo cie­ka­wa spra­wa, bo póź­niej­szą twór­czość Ga­ima­na od­bie­ram jako bar­dziej mrocz­ną, a jego styl pi­sa­nia za­czął się zmie­niać.

Jest na tym por­ta­lu taki wątek “Książ­ki, z któ­rych można na­uczyć się pisać (nie pod­ręcz­ni­ki)”. Ktoś wła­śnie na­pi­sał, że “Nig­dzie­bądź” Neila Ga­ima­na jest taką książ­ką. I pew­nie ma rację :)

Wy­ni­ka dla mnie z tego, że z ła­pa­nia “Prat­chet­to­we­go” stylu mogą wyjść same dobre rze­czy.

Tego Ci życzę.

 

A oto ty­po­wy Prat­chet­tyzm w wy­ko­na­niu au­tor­ki:

Jak tu po­dejść z wi­del­cem do cze­goś lub kogoś roz­pra­wia­ją­ce­go o fa­lach gra­wi­ta­cyj­nych, po­wsta­wa­niu życia na pla­ne­tach, to­po­lo­gii i fal­sy­fi­ko­wa­niu hi­po­tez?

… Mistrz T.P. byłby z Cie­bie dumny ;)

 

Ge­ne­ral­nie jed­nak chyba przy­chy­lam się do sta­no­wi­skia Ne­va­za, który to zga­dza się ze sta­no­wi­skiem Mor­gia­ny, która zga­dza się ze sta­no­wi­skiem Loli.

O “Nig­dzie­bądź” sły­sza­łam, ale jesz­cze nie czy­ta­łam. Na razie sa­tys­fak­cjo­nu­je mnie Prat­chett w sta­nie czy­stym. ;-)

Nigdy bym nie po­my­śla­ła, że można w tek­ście zna­leźć Prat­chet­ty­zmy. A tym bar­dziej, że spodo­ba­ły­by się one dawcy na­zwi­ska. Dzię­ku­ję. :-)

Cóż, stwo­rzy­li­ście mocną grupę zga­dza­ją­cych się ze sta­no­wi­ska­mi. Tro­chę strach z Wami za­dzie­rać. Ale żywię na­dzie­ję, że znaj­dą się jesz­cze zwo­len­ni­cy pro­stej teo­rii “świet­ne”. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja mam cza­sem wra­że­nie, że kto­kol­wiek pisze tekst fan­ta­sy i pró­bu­je wziąć się za choć­by odro­bi­nę am­bit­niej­szy humor oka­zu­je się nagle uczniem Prat­chet­ta : >. Fakt wcze­śniej­sze­go kon­tak­tu z prozą Prat­chet­ta nie ma więk­sze­go zna­cze­nia :D. Nie trze­ba być li­te­rac­kim bó­stwem, żeby z wła­snej ini­cja­ty­wy za­cząć eks­pe­ry­men­to­wać z ję­zy­ko­wy­mi żar­ta­mi w utwo­rach z po­pu­lar­ne­go bądź co bądź ga­tun­ku. Z dru­giej stro­ny takie po­rów­na­nia do­wo­dzą jed­nak po­pu­lar­no­ści Prat­chet­ta :D. 

To, że Fin­kli przy­szło do głowy tyle ję­zy­ko­wych żar­tów, do­wo­dzi wy­obraź­ni i otwar­te­go umy­słu : )… które w tym wy­pad­ku i tak nie mogły za­stą­pić po­wszech­ne­go po­czu­cia, że tekst nie opo­wia­da kon­kret­nej hi­sto­rii : >. Oko­licz­no­ścią roz­grze­sza­ją­cą po­wi­nien być temat kon­kur­su – w końcu ab­surd to brak sensu, więc można po­wie­dzieć, że tra­fi­łaś w dzie­siąt­kę! W trak­cie tegoż kon­kur­su na­uczy­łem się jed­nak, że w pi­sa­niu nawet ab­surd musi mieć w sobie pewną lo­gi­kę i pod­da­wać się spój­nej nar­ra­cji.

No, tyle mo­je­go nu­dziar­stwa na piąt­ko­wy wie­czór. Pora ode­brać bra­ku­ją­ce go­dzi­ny snu :D.

 

ed:

Nig­dzie­bądź albo Ne­ver­whe­re warto prze­czy­tać. Pa­mię­tam, że roz­ma­wia­łem o tej książ­ce z użyt­kow­nicz­ką Rooms na Dwor­cu Cen­tral­nym ^ ^.

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Ab­surd był dla mnie trud­nym wy­zwa­niem (wiesz, ta fin­klo­wa lo­gi­ka, sy­gna­tur­ka zo­bo­wią­zu­je). Nie ukry­wa­łam, że to dla mnie teren słabo zba­da­ny (co in­ne­go czy­tać Adam­sa, co in­ne­go wziąć i na­pi­sać bez sensu, a jed­nak z). W re­zul­ta­cie bałam się, że tego ab­sur­du wy­szło za mało, więc nie sta­ra­łam się o mocno sen­sow­ne po­wią­za­nia fa­bu­lar­ne w opo­wie­ści. Zresz­tą i tak w koń­ców­ce wszyst­ko wy­ja­śniam…

To, że Fin­kli przy­szło do głowy tyle ję­zy­ko­wych żar­tów, do­wo­dzi wy­obraź­ni i otwar­te­go umy­słu : )…

Dzię­ku­ję, dobry czło­wie­ku, ale to żaden dowód. Ja tam upa­tru­ję przy­czy­ny w mocno lo­gicz­nym, ana­li­tycz­nym po­dej­ściu do świa­ta i do­słow­nym in­ter­pre­to­wa­niu słów (można wręcz uznać to za objaw pew­ne­go ogra­ni­cze­nia ;-) ). No, nie mam aż tak, jak nar­ra­tor, ale dużo mi nie bra­ku­je. Nie­któ­re zwro­ty same się pro­szą; po­ra­cho­wać kości, pu­ścić pawia, stra­cić głowę… Wy­star­czy­ło spoj­rzeć na wy­ra­zy z nieco in­ne­go kąta. Po pro­stu czy­ta­łam/ słu­cha­łam roz­mów i za­pa­mię­ty­wa­łam, co jesz­cze można wy­ko­rzy­stać.

Ko­lo­ro­wych snów.

I dzię­ku­ję, Pa­no­wie, za po­wtór­ne od­wie­dzi­ny.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ok, to cofam to o wy­obraź­ni i otwar­tym umy­śle :D. Do na­stęp­ne­go tek­stu!

Mogło być go­rzej, ale mogło być i znacz­nie le­piej - Gan­dalf Szary, Hob­bit, czyli tam i z po­wro­tem, Rdz IV, Górą i dołem

Do na­stęp­ne­go. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale żywię na­dzie­ję, że znaj­dą się jesz­cze zwo­len­ni­cy pro­stej teo­rii “świet­ne”. ;-)

 

Jakby co, to ja już się zna­la­złam ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki, Anet. Zbiór i wcze­śniej nie był pusty: słowa “świet­ny” (względ­nie “świet­nie”) użyli już Black­burn, Reg i Stra­fer. Bar­dzo­Gru­ba­Lo­la wła­ści­wie stoi okra­kiem. Ale jeśli po­sze­rzyć “świet­nych” o “do­brych”, to już w ogóle tłum. ;-)

Aż tro­chę głu­pio taką ana­li­zę robić…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Witam Fin­klę :)

 

Piszę ten ko­men­tarz po ja­kichś dwóch ty­go­dniach (?) od prze­czy­ta­nia Two­je­go po­wyż­sze­go opo­wia­da­nia, więc będę ba­zo­wać na tym, jak ten tekst za­pa­mię­ta­łam… I z góry prze­pra­szam, jeśli po­wtó­rzę coś po kimś – nie czy­ta­łam ko­men­ta­rzy.

 

…a za­pa­mię­ta­łam moje czy­ta­nie tak: na po­cząt­ku coś się za­mo­ta­łam o czym mowa, kto jest kim i do czego się przy­ssał, kogo ude­rzył itd… zdaje się jed­nak, że byłam tam­te­go dnia na pi­gu­le an­ty­mi­gre­no­wej, a wtedy mogą na­stą­pić pewne za­kłó­ce­nia w per­cep­cji – także po­łóż­my to na karb, itd…

Cały tekst mi się po­do­bał, spra­wił mi przy­jem­ność, szcze­gól­nie przy­padł mi do gustu po­mysł na ro­dzaj ab­sur­du, czyli ab­sur­dal­ne ope­ro­wa­nie zwro­ta­mi/przy­sło­wia­mi, wy­ko­rzy­sta­nie ich w fa­bu­le, “roz­pusz­cze­nie” po tek­ście. 

Mi­nu­sy? Jeśli cho­dzi o moje su­biek­tyw­ne pre­fe­ren­cje, to wo­la­ła­bym bez tej koń­ców­ki, która tro­chę tak bru­tal­nie spro­wa­dza na zie­mię, żeby nie po­wie­dzieć, że wy­le­wa kubeł zim­nej wody na roz­grza­ną wy­obraź­nią łe­pe­ty­nę. Ja tam za­wsze wolę po­zo­stać do końca w świe­cie fan­ta­stycz­nym. Tak samo zresz­tą nie lubię, kiedy pro­wa­dzi się ty­po­wo fan­ta­stycz­ną fa­bu­łę, czy wręcz fa­bu­łę bi­zar­ro – i pu­en­tu­je się ją roz­wią­za­niem typu: “to był sen”.

Także jak dla mnie Twoje opko skoń­czy­ło się na “pach­nia­ło słod­ko i ku­szą­co”. I ślicz­nie. I nie przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści tego “wy­tłu­ma­cze­nia” na ko­niec (tylko się nie obraź ;))).

Po­zdro­wie­nia :)

Dzię­ku­ję, Blu­e_I­ce.

Cie­szę się, że więk­szość się spodo­ba­ła, że po­mysł przy­padł do gustu.

Że wy­ja­śnia­ją­ca koń­ców­ka gor­sza? No, cóż po­ra­dzę, ja po­trze­bo­wa­łam ja­kie­goś wy­tłu­ma­cze­nia. Jesz­cze by­ście po­my­śle­li, że gubię się w idio­mach. Nie może to być! ;-)

Trud­no­ści z od­róż­nia­niem przy­ssa­ne­go od przy­sy­sa­ją­cej zwa­lam na ta­blet­kę. :-)

A roz­wią­za­nia “to był tylko sen” sama nie zno­szę. ;-)

Prze­cież nie mam się o co ob­ra­żać. Za­łóż­my, że nie czy­ta­łaś tej koń­ców­ki, która tak Ci nie leży.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No tak tak, skoro ta­blet­ka jest roz­wa­la­ją­ca, to i można wiele na nią zwa­lić ;))

Wiesz… po­ję­łam po co Ci to za­koń­cze­nie i że po­sia­da funk­cję za­bez­pie­cza­ją­cą przed gra­su­ją­cy­mi mal­kon­ten­ta­mi. Ale ja oso­bi­ście po pro­stu nie chcia­łam wy­cho­dzić z Two­jej bajki :) A tym za­koń­cze­niem ka­za­łaś mi wy­ma­sze­ro­wać ze łzą wi­szą­cą na rzę­sie. Nie­eeła­aad­nie :P ;)

To chyba nawet nie tyle cho­dzi o mal­kon­ten­tów, co o mnie (uch, uwaga, wkra­cza­my na grzą­ski grunt au­top­sy­cho­ana­li­zy). Mój świat jest lo­gicz­ny. Uwa­żam, że można zro­bić coś wbrew re­gu­łom, ale trze­ba mieć dobry powód. “Wszyst­ko można, co nie można, byle z wolna i ostroż­na”. Nie lubię, jako czy­tel­nik, być zo­sta­wia­na w ciem­nym gąsz­czu do­my­słów, więc nie robię tego wła­snym od­bior­com.

A tu wy­szło, że to, co dla mnie jest pu­en­tą i przy­wró­ce­niem po­rząd­ku, dla Cie­bie sta­no­wi roz­trza­ska­nie szyb­ki akwa­rium, na sku­tek czego ba­jecz­nie ko­lo­ro­we stwo­rzon­ka szlag tra­fia. Tu się róż­ni­my.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

AKhem, czyż­bym wy­czy­tał z ko­men­ta­rzy jakis ry­bo­cyd?

 

Gdzie był ten czer­wo­ny przy­cisk na czło­wie­ków…

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Ależ Rybo, co Ryba? To tylko me­ta­fo­ra taka…

A ten po­rdze­wia­ły przy­cisk zo­staw w spo­ko­ju, bo jesz­cze sobie krzyw­dę zro­bisz. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A to ja sobie pójdę ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

To ja prze­pra­szam. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla – ale teraz to ja już serio nie ro­zu­miem. Co traci to opko bez koń­ców­ki? Dla­cze­go uwa­żasz, że by­ło­by nie­zro­zu­mia­łe, zna­czy: w czym nie­zro­zu­mia­łe? Prze­cież to jest akcja fan­ta­stycz­na, nie trze­ba jej mo­co­wać re­ali­stycz­nie? Czy cho­dzi o to, jaki byłby od­biór tego bez świa­do­mo­ści, że było pi­sa­ne na kon­kurs ab­sur­dal­ny? Jeśli tak, to mimo to po­zo­sta­nę przy zda­niu, że ab­surd broni się tutaj sam. Ale żeby nie było: nie jest tak, że ta koń­ców­ka wg mnie psuje opo­wia­da­nie. Po pro­stu jest do­dat­kiem spryt­nym, ale nie­ko­niecz­nym. Wy­da­je mi się, że czuć w nim, że wła­śnie “się tłu­ma­czysz” :)

:) Uwaga ryby i lu­dzie! Trze­ba po­sta­wić stró­ża przy akwa­rium! :) ;)

 

Ech, jak to trud­no wy­tłu­ma­czyć, co czło­wiek czuje. Może za­cznij­my od tego, że ro­zu­miem za­rzu­ty grupy, która zga­dza się ze sobą – w lwiej czę­ści opo­wia­da­nia nie ma celu, nar­ra­tor włó­czy się po róż­nych kra­inach, ale nie wia­do­mo, co chce tymi po­dró­ża­mi osią­gnąć. Takie wę­dro­wa­nie dla wę­dro­wa­nia, z licz­ny­mi ab­sur­dal­ny­mi epi­zo­dzi­ka­mi.

Tobie by taka opcja od­po­wia­da­ła, ale mnie nie. No, nie łyk­nę­ła­bym ta­kie­go bo­ha­te­ra, któ­rym nic wła­ści­wie nie kie­ru­je. Nie i już.

W koń­ców­ce wy­ja­śniam cel. Jeśli nie po­dró­ży, to dzia­łań bo­ha­te­ra. Tak, w tym mo­men­cie cały do­tych­cza­so­wy ab­surd bie­rze w łeb – dla­te­go bałam się, że w tek­ście go za mało. Pełna zgoda – tłu­ma­czę się. I tłu­ma­czę bo­ha­te­ra, sta­wiam tekst w cał­kiem innym świe­tle. Ty­po­wo dow­ci­po­wy twi­ścik. Ale po­trze­bu­ję go do zro­zu­mie­nia sy­tu­acji. A ja nie cier­pię nie ro­zu­mieć. Może tu jest pies po­grze­ba­ny?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No tak. Akwa­rium roz­bi­te, mleko…ee, woda roz­la­na, a teraz jesz­cze grze­bie­my psy ;))))

Teraz już ro­zu­miem, skąd to do­po­wie­dze­nie. Nie czy­ta­łam ko­men­ta­rzy, więc nie byłam świa­do­ma tych za­rzu­tów. Wnio­ski, które wy­cią­gnę­łam z tego, że nie wpa­dłam na moż­li­wość po­sta­wie­nia ich temu tek­sto­wi, przy­da­dzą mi się do wła­snych roz­my­ślań o tym, czego ja szu­kam w li­te­ra­tu­rze, a co jest dla mnie mniej ważne. No, ale to już inna bajka ;) Także – dzię­ki. Za ładne opko i tę wła­śnie naukę :) Po­zdra­wiam.

Blu­e_I­ce, nauka jest obu­stron­na. Takie są naj­faj­niej­sze. Ja też dzię­ku­ję. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Przez pierw­szą część tek­stu byłem prze­ko­na­ny, że to dzie­ło o pa­so­ży­tach. Wszyst­ko pa­so­wa­ło, ży­wi­cie­le po­śred­ni, wek­to­ry. Ob­sta­wia­łem nawet kilka kon­kret­nych ga­tun­ków. Nie­ste­ty przy doj­ściu do Lo­dów­ki, moja kon­cep­cja legła w gru­zach.

 

"OKRES OCHRON­NY TRWA 10, 9, 8…" – to jest epic­kie! :D XD By­ło­by także śmiesz­nie, jakby tam na końcu na­pi­sa­li, że to tylko żart i wszy­scy cze­ka­ją w kok­taj­la­mi na plaży. Albo, że po­lu­ją tylko na tych, co ucie­ka­ją do lasu. 

 

Fajne, wbrew po­zo­rom bar­dzo spój­ne i kon­se­kwent­ne. Po­do­ba­ły mi się też za­ba­wy fra­ze­olo­gi­zma­mi, choć nie wszę­dzie. Cza­sem były strasz­nie oczy­wi­ste, bli­skie dow­ci­pom z pod­sta­wów­ki – jed­nak innym razem mu­sia­łem czy­tać ja­kieś zda­nie po dwa razy, żeby neu­ron w gło­wie za­sko­czył. ;)

 

Po­do­ba­ło mi się, 4/6. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fan­ta­sy i scien­ce-fic­tion. :D

Dzię­ku­ję, AR­HI­ZIE.

Cóż, doj­ście do lo­dów­ki po­tra­fi oba­lić nie­jed­ną kon­cep­cję. ;-)

Miło, że Ci się dłu­gość okre­su ochron­ne­go spodo­ba­ła. Cóż, coś trze­ba robić w Kra­inie Wiecz­nych Łowów. O kok­taj­lach nigdy nie sły­sza­łam…

Sta­ra­łam się trak­to­wać wszyst­kie idio­my bar­dzo do­słow­nie. Cza­sem śmiesz­ne rze­czy wy­cho­dzą. ;-)

Faj­nie, że tym razem ra­czej się spodo­ba­ło.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Warto się­gnąć do tek­stów z okre­su, kiedy jesz­cze nie byłem użysz­kod­ni­kiem NF. Można tra­fić na taką pe­reł­kę. Jak ja lubię za­ba­wy sło­wa­mi! Od razu mam lep­szy humor. :)

Dzię­ki, Misiu. :-)

Cza­sa­mi warto. Miło mi, że od­ko­pa­łeś sta­ro­cia, a jesz­cze milej – że uzna­łeś za pe­reł­kę.

A za­ba­wy sło­wa­mi są fajne. Inne za­ba­wy na ogół też. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka