Opowiadanie pisane z myślą o naszym miłośniku kolei, który ma w awatarze lokomotywę :) Adamie, dla Ciebie :)
Serdecznie dziękuję moim betom za kubły zimnej wody i miliony zmuszających do pracy pytań.
Opowiadanie pisane z myślą o naszym miłośniku kolei, który ma w awatarze lokomotywę :) Adamie, dla Ciebie :)
Serdecznie dziękuję moim betom za kubły zimnej wody i miliony zmuszających do pracy pytań.
Pędziła w kłębach dymu i pary. Od miasta do miasta, z rykiem przecinając pola i mknąc przez wioski, strasząc krowy i owce, z beczeniem umykające przed stalowym potworem. Okrążała góry, pokonywała wzniesienia. Nie potrafiły zatrzymać jej jeziora ani nurty rzek. Joseph spoglądał z niepokojem na Thomasa, ale ten tylko rozkładał bezradnie puste ręce.
– Nie ma nic! – Palacz krzyczał do maszynisty, usiłując przebić się przez łoskot mechanizmów i kół. – Ani okruszka węgla, ani szczapy drewna! Nawet kropli wody! Tender od dawna jest pusty!
– Jak więc…?!
– Nie wiem… – wyszeptał Thomas. Wprawdzie Joseph go nie usłyszał, ale mina towarzysza mówiła wszystko.
Maszynista stał bezradnie pośrodku budki, z ledwością utrzymując równowagę w rozpędzonej lokomotywie, kołyszącej się miarowo wśród łąk między wzgórzami Malvern Hills. W dłoni wciąż ściskał ułamany drążek hamulca. Od kilkunastu godzin, gdy podjął się desperackiej próby zatrzymania składu, nie potrafił go wypuścić. Joseph starannie też omijał wzrokiem wskaźniki ciśnienia. Na widok leżących na zerach wskazówek dostawał gęsiej skórki.
Obecny w pociągu inspektor Sid Jenkins siedział przestraszony na podłodze, wciśnięty w kąt i miętosił drżącymi dłońmi swą kolejarską czapkę. Starszy mężczyzna szeptem odmawiał modlitwy, polecając duszę Bogu.
Ich Gresley "Mallard" A4 już dawno zjechała z powrotnej trasy do Londynu i jeździła jak chciała po całej Brytanii. Po opuszczeniu Edynburga po prostu zeskoczyła w jakiejś mieścinie z torów, wprawiając w osłupienie zgromadzoną na stacji i wiwatującą publikę. Pognała przez kraj, gwiżdżąc radośnie co chwila. Lipcowe słońce, świecące nieustannie z czystego nieba, jakby na przekór kapryśnej angielskiej pogodzie, odbijało się w błyszczących burtach.
Początkowo maszynista i palacz usiłowali w jakiś sposób zatrzymać pociąg. Wygasić palenisko. Thomas zamknął wagon z węglem i odciął dopływ wody. Jednak woda i opał znikały, napędzając buchającą parą maszynę. Gdy zabrakło paliwa, mężczyźni mieli nadzieję, że dziwaczna podróż dobiegnie końca. Tender opustoszał, kocioł wygasł. Lokomotywa niezmordowanie gnała przed siebie.
Pozostała im już tylko modlitwa.
Joseph opadł na siedzenie. Thomas poszedł w jego ślady. Przetarł usmoloną dłonią spocone czoło, po czym sięgnął do prawie już pustego kosza od żony. Wyjął z niego ostatnią butelkę ulubionego piwa z Ram Brewery. Miał je wypić po powrocie na Kings Cross, aby uczcić sukces. Czy jednak kiedykolwiek dotrze do domu? Ucałuje jeszcze Rosie i utuli małego Charlesa do snu?
***
Zapisane drobnym pismem księgi lądowały na dębowym stole, jedna za drugą. Białowłosy Główny Kancelarzysta szybkimi ruchami kartkował je, zamykał z trzaskiem twardych opraw i machnięciem bladej dłoni poganiał młodzików do dalszej pracy. Jeden zabierał tomy i odstawiał na półki, drugi donosił następne.
Ktoś gdzieś namieszał, wypuścił w świat złośliwą bestię, która ożywia martwe przedmioty, a on musi to teraz posprzątać. Bestię udało się schwytać, ale szkoda została już wyrządzona.
Czasu i wydarzeń wprost cofnąć się nie da, nawet Kancelaria nie miała takiej mocy, trzeba znaleźć inne wyjście. Chociaż i tak nie obejdzie się bez drobnego zamieszania w czasie, na tyle, na ile pozwolą własne kompetencje Głównego Kancelarzysty.
Kolejny wolumin wylądował na blacie. Ostatnia dekada dwudziestego wieku. Przewracane kartki szeleściły w palcach, aż jedna z dat błysnęła srebrzyście. Kancelarzysta zatrzymał się na tej stronie i przeczytał wpis przyszłych kronikarzy, którego dokonają w czerwcu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku. To wydarzenie idealnie pasowało do aktualnej sytuacji.
Podumał przez chwilę, po czym wstał, wołając pomocników. Należało szybko ułożyć plan i wysłać do pracy szeptacza i agenta terenowego.
***
Sir Herbert Nigel Gresley siedział w skórzanym fotelu, oddzielony blatem biurka od przekrzykujących się przedstawicieli władz miasta, kompanii London and North Eastern Railway i kilku dziennikarzy, zawzięcie skrobiących piórami w notatnikach. Któryś z nich rozwinął mieszek, wysuwając obiektyw. Szybko wcisnął spust migawki, zerkając, czy nikt nie zauważył. Sam Nigel Gresley milczał, usiłując w tym rozgardiaszu zebrać myśli. W końcu poprawił klapy tweedowej marynarki, przeczesał palcami siwe włosy i powoli wstał. Uniósł ręce w uciszającym geście.
– Panowie, trochę powagi – powiedział spokojnym tonem. – Wiem, że sytuacja jest niespotykana. Nie jestem w chwili obecnej w stanie odpowiedzieć na pytanie „dlaczego”. Nie wiem. Po prostu nie wiem, dlaczego lokomotywa zjechała z szyn bez wykolejenia się, gubiąc tylko kilka wagonów. Nie wiem, dlaczego jeździ po kraju bez ładu i składu. Nie wiem, dlaczego w ogóle jedzie, skoro nigdzie nie zatrzymuje się, żeby uzupełnić zapasy paliwa i wody. A te, wedle najlepszych obliczeń, powinny skończyć się wczoraj przed południem. Mogę jedynie zapewnić, że cała ta sytuacja nie wynika z błędów projektowych. Kładę na szali całą swoją reputację i powtarzam – oświadczam, że w projekcie nie było żadnych błędów.
– To może producent coś pomylił i źle poskładał, lub jego ludzie zażartowali? – rzucił pytanie jeden z pismaków.
– To potwarz! – wykrzyczał poczerwieniały na twarzy dyrektor zakładów. – Od wielu lat budujemy parowozy, nie mylimy się przy tym. Nasi inżynierowie i robotnicy są doświadczonymi i poważnymi ludźmi. Nigdy, powtarzam nigdy, nie było wypadku z winy naszych maszyn!
– Więc pozostaje obsługa! Przecież pociąg nie może sobie jeździć sam, na Boga!
Dyrektor personalny LNER tylko wzruszył flegmatycznie ramionami.
– Raczej mało prawdopodobne. Wszyscy trzej zostali starannie wybrani i mogę zapewnić, że to odpowiedzialni pracownicy.
Któryś z dziennikarzy zadał frapujące wszystkich pytanie:
– Czy były jakieś próby zatrzymania pociągu?
Zapadła cisza. Wszystkie oczy skierowały się na prezesa. Ten westchnął ciężko i odpowiedział:
– Owszem, były. Wszystkie nieskuteczne.
– Jakie, na przykład?
– Próbowaliśmy na podstawie informacji telefonicznych i telegraficznych przewidzieć trasę i stawiać barykady, które miały za zadanie zatrzymać skład. Część z nich została ominięta, a część zniszczona, gdy lokomotywa w nie wjechała.
– Ale… – zająknął się ktoś. – W zderzeniu mogli zginąć ludzie, załoga…
– Zdajemy sobie z tego sprawę, naprawdę. Jednak sytuacja, naszym zdaniem, wymaga poświęceń…
Nie dano prezesowi dokończyć. W gabinecie ponownie zapanował gwar. I znów sir Gresley musiał wszystkich mitygować.
– Panowie, w taki sposób nie dojdziemy do niczego i nie rozwiążemy problemu. Panów dziennikarzy zapraszam do wyjścia, i bez protestów, proszę, a pozostałych do jadalni. Tam się wszyscy pomieścimy, wygodnie usiądziemy. I pomyślimy spokojnie przy szklaneczce whisky.
Wstając od biurka i zgarniając plik dokumentów, skinął na nowego majordomusa, stojącego skromnie w kącie pokoju, by wydał służbie odpowiednie polecenia.
***
We dwóch wypili ostatnie piwo i zjedli po kanapce, jedną zostawiając Sidowi. Inspektor nie dołączył i nawet nie odpowiedział na zaproszenie. Wciąż tylko mamrotał, jakby zapomniał o całym świecie. Gdy Bray nachylił się do towarzysza z jedzeniem, odniósł wrażenie, że ten z kimś rozmawia. Staruszkowi najwyraźniej nerwy odmawiały już posłuszeństwa.
Po posiłku Thomas chciał wyrzucić pustą butelkę na zewnątrz, ale nagle ożywiony Sid złapał go za rękę i powstrzymał.
– Mam pomysł – powiedział głośno, a w myślach dodał: “Podarowali mi go Aniołowie, w odpowiedzi na modlitwę. Wszystko już ustalili”.
Wyjął z kieszeni notes i ołówek, z którymi nigdy się nie rozstawał. Na wyrwanej kartce zapisał kilka słów. Krótki komunikat.
„Żyjemy. Nie ma węgla, nie ma wody. Nie mamy żadnej kontroli nad lokomotywą. Jakby sam szatan ją opętał. Pomóżcie nam.
Duddington, Bray, Jenkins”
Zwinął liścik w rulonik i wcisnął do pustej butelki.
– Teraz tylko trzeba poczekać, aż będziemy mijać jakąś miejscowość.
Nie czekali długo, bo Mallard po kilku chwilach szalonej zabawy wśród pól, wjechała między zabudowania Worcester. Automobile, uciekając z drogi potwora, trąbiły na rozbiegających się w panice ludzi.
Na wysokości ratusza inspektor Jenkins wyrzucił z lokomotywy butelkę z listem, mając nadzieję, że, zgodnie z obietnicą, ktoś raczy zwrócić na nią uwagę.
***
David Mach świętował otwarcie wystawy w The Hall Gallery w Worcester. Rozpoczynający wernisaż performance udał się znakomicie. Bankiet też był niczego sobie. Świetne podsumowanie pierwszej połowy tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku. A teraz Mach po prostu spacerował po starówce, ciesząc się odrobiną samotności i ciepłą aurą. Z chęcią zamienił spodnie w kant na obszarpane szorty, a eleganckie trzewiki na trampki. Lubił się tak wyrwać z oficjalnej części imprezy i wtopić w tłum. W pewnym momencie spokój zakłóciła butelka, która pojawiła się nie wiadomo skąd i rozbiła na bruku pod nogami rzeźbiarza. Ten pewnie zignorowałby ją, jak wiele innych w piątkowy wieczór, jednak szkło było nieco nietypowe, a i spomiędzy odłamków zaświeciła bielą kartka papieru.
Zaciekawiony David schylił się i rozwinął pachnący piwem rulon.
Ulica zniknęła w białym oparze, powietrze zafalowało.
***
Gdy z dziwacznym listem sprzed ponad pół wieku w dłoni David znalazł się nie wiadomo jak przed domem sir Gresleya, przeżył prawdziwy szok. W jednej chwili błąkał się po starówce Worcester, z rękami w kieszeniach krótkich spodni, a w następnej stał na schodach edynburskiej rezydencji, na wprost majordomusa w nienagannej liberii, który tkwił przy wejściu bez ruchu jak posąg. „Lepszy niż warta pod Pałacem Buckingham” – przemknęło artyście przez myśl.
Mach rozejrzał się dokoła i ze zdziwieniem zauważył na żwirowym placyku kilka przedwojennych samochodów. Staromodnie ubrany szofer z uwagą polerował jeden z nich. Skrajem trawnika przemknęła pokojówka w długiej, czarnej sukni, białym fartuszku i czepku, skrywającym włosy.
– Khm. Sir, nie chciałbym przeszkadzać w kontemplowaniu posiadłości, ale sprawa jest dość pilna i zanim zaanonsuję pana sir Gresleyowi, chciałbym przedstawić panu sytuację i wyjaśnić kilka szczegółów.
– Że co? Znaczy, słucham? – Szybko poprawił się David, widząc zniesmaczone spojrzenie. – Czy to znaczy, że to pan mnie tu ściągnął? Jak?
– W rzeczy samej, sir. – Majordomus nie dał po sobie poznać w jakikolwiek sposób, że razi go sposób wysławiania się Szkota. – Proszę nie pytać, jak. Wolałbym, aby pozostało to moją tajemnicą. Proszę za mną, po drodze wyjaśnię, co tylko będę mógł. I dam panu odzienie przystające dżentelmenowi. W tych… – zawahał się na ułamek sekundy – tym stroju nie może się pan pokazać w towarzystwie.
Odwrócił się i wszedł do wnętrza rezydencji. Słońce wyjrzało zza chmury i David mógłby przysiąc, że odbiło się perłowym blaskiem od eterycznych lotek. Przetarł oczy, potrząsnął głową i ostatecznie uznał, że majordom nie może przecież mieć skrzydeł i musiało mu się coś przywidzieć. Albo to efekt wypitego na wernisażu szampana.
Po godzinie, z głową huczącą od frapujących informacji, w ubraniu, w jakim widywał własnego dziadka na starych rodzinnych fotografiach, szedł wyłożonym dywanem korytarzem. Pragmatyczny umysł usiłował zanegować i odrzucić nielogiczne wywody majordoma, ale to artystyczna dusza zwyciężyła w pojedynku. Zepchnęła wątpliwości głęboko w podświadomość i radowała się udziałem w tak nieprawdopodobnym przedsięwzięciu.
Dawid, odpowiednio przygotowany i zaanonsowany, wkroczył do gabinetu gospodarza domu. Rozpoczęła się narada.
***
Najpierw w całym kraju rozklekotały się telegrafy. A zaraz potem w różnych, często dziwnych miejscach, zaczęli pojawiać się ludzie z transparentami. Wypatrywali zbuntowanej lokomotywy.
Wreszcie pojawiła się w okolicach Ilminster, niezmordowanie pędząc na południe. Transparenty poszły w górę. A trzymający drzewce sadownicy i chłopi modlili się w myślach, aby maszynista je zobaczył.
Zobaczył. Już od dłuższego czasu Joseph wpatrywał się z rezygnacją i bezmyślnie w mijane krajobrazy. Aż spostrzegł zbliżającą się szybko grupkę ludzi z białymi tablicami, uniesionymi wysoko nad głowami. A na nich napisy: „REKORD NIE POBITY”, „TRZEBA POWTÓRZYĆ”.
Towarzysze nie zdążyli przeczytać komunikatów, więc musieli uwierzyć w słowa maszynisty. A przychodziło im to z trudem, tym bardziej, że nie potrafili zrozumieć lakonicznej i tajemniczej treści.
– Przecież na własne oczy widziałem – mruczał pod nosem inspektor. – Osiągnęliśmy sto dwadzieścia sześć mil na godzinę… Pobiliśmy Niemców o… niech policzę… o prawie trzy kilometry po ichniemu…
Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważył delikatnej zmiany w jeździe. Nieregularne wibracje, niby dreszcze, wyczuli jednak niemal natychmiast pozostali członkowie załogi.
Na trasie Mallarda pojawiła się kolejna grupka z identycznymi transparentami. Tym razem zmiana była diametralna. Lokomotywa, z przeraźliwym gwizdem, od którego niebo zaczerniło się uciekającym z okolicy ptactwem, gwałtownie przyhamowała i bardzo ostro, jak na takiego kolosa, zmieniła kierunek jazdy. Mężczyźni w środku poprzewracali się na podłogę. Parowóz ruszył w stronę Londynu.
Thomas, doświadczony palacz i miłośnik kolei, odniósł wrażenie, że teraz lokomotywa sapie gniewnie, a cała wcześniejsza radość gdzieś zniknęła.
***
Nikt nie wiedział, jakim cudem przedarła się na Kings Cross, gdzie nie przystanęła nawet na chwilę, wtaczając się na linię szyn. Zmęczeni dziwaczną podróżą mężczyźni nawet nie mieli szansy wysiąść. A w biegu, gdy prędkość przekraczała sto mil na godzinę, po prostu bali się wyskakiwać.
Po raz drugi więc, tego samego lipca tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku, pędzili z Londynu do Edynburga po rekord. Tym razem jednak nie czuli podniecenia i dreszczyku emocji. Już wyjeździli się z tą kosmiczną dla nich prędkością po prawie całej Wyspie. Spowszedniała im.
Inspektor ponownie wcisnął się w kąt przy wygasłym palenisku, a Thomas i Joseph zajęli miejsca przy oknach, wypatrując. Sami nie wiedzieli, czego, ale nie spuszczali oczu z torów i okolic.
Tuż za stolicą pojawiły się pierwsze transparenty. Napis był tylko jeden: „SKACZCIE DO WODY”. Był jeszcze mniej zrozumiały od poprzednich. Co kilka mil komunikat się powtarzał. Mężczyźni debatowali, siedząc blisko siebie na drżącej w rytm stukotu kół podłodze. Pokonali kilka mostów, ale nie ruszyli się z miejsca.
W końcu w Peterborough, Joseph z duszą na ramieniu i głośno przełykając ślinę, stanął przy drzwiach. Wystarczyło, że zerknął na zewnątrz i z przerażeniem w szeroko otwartych oczach, gwałtownie cofnął się do wnętrza kabiny. Klapnął na podłogę.
– Co? – zapytał Thomas.
Maszynista nie umiał wydusić w pierwszej chwili słowa, więc tylko pokiwał głową. Nabrał w płuca powietrze, przytrzymał je przez chwilę i z głośnym jękiem wypuścił.
– Most. Był częściowo rozebrany – zaczął słabym głosem. – Jedziemy przez niekompletny most! Nie wiem kiedy, ale zdążyli zdjąć bariery.
Thomas zerwał się na nogi i wychylił, spoglądając wstecz na niknącą już w dali przeprawę przez Nene. Odwrócił się do towarzyszy.
– Nie wiem, co oni szykują, ale skoro włożyli w to tyle wysiłku, że porozbierali mosty po drodze do Edynburga, to musimy skakać.
– Nie umiem pływać – zaprotestował, blednąc, inspektor Jenkins.
– Nie mamy wyjścia. Pomożemy ci, panie Jenkins. Przecież musimy się trzymać razem.
Na odwagę ostatecznie zebrali się w Newark i trzymając się za ręce, trochę wzajemnie ciągnąc, trochę popychając, z okrzykami grozy skoczyli w nurt Trentu.
Po obu stronach mostu krążyło kilka łodzi. Obsada szalonej lokomotywy najwyraźniej była oczekiwana na każdej z rzek na szlaku do stolicy Szkocji.
***
David z ekscytacją kierował pracami w Darlington. Nie próbował już zrozumieć co się tak naprawdę stało ani czym jest zagadkowa substancja, którą otrzymał od majordomusa z poleceniem dodania do spoiwa. Niemożliwą do zaspokojenia ciekawość zastąpił radością tworzenia. Sto osiemdziesiąt pięć tysięcy cegieł zwoziły ciężarówki, jedna za drugą. Ponad sto pięćdziesiąt metrów sześciennych betonu, zmieszanego z tajemniczym składnikiem, czekało na użycie. Rzeźbiarz cały plan miał w głowie, więc nie musiał zerkać na papiery. Te jednak trzymał w dłoniach, by móc pokazywać majstrom. Takiego tunelu i gigantycznej ściany jeszcze nigdy nie budowali. I nigdy niczego nie budowali w takim tempie.
Presja odbiła się na zachowaniu niektórych z robotników. David i brygadzista kilkukrotnie musieli rozdzielać kłócących się mężczyzn. Aż w końcu żaden nie zdążył na czas i pchnięty przez kolegę murarz wpadł na świeżo postawioną ścianę.
Brygadzista zatrzymał się w pół kroku, z ustami otwartymi do okrzyku, który uwiązł w gardle. Nie wiedział, czy ma wierzyć własnym oczom, czy nie.
Plastyczna zaprawa spowodowała, że mur ugiął się pod ciężarem niczym membrana i otulił człowieka. Cegły przylgnęły do wygiętych pleców, owinęły się wokół ramion. Ktoś podbiegł i mocnym szarpnięciem za kapotę wyrwał kamrata. Zgromadzeni usłyszeli trzask dartego materiału kurty, do której tyłu przykleił się dziwaczny mur. Jeszcze przez chwilę pozostał w nim ludzki kształt. A potem rozciągliwa przegroda wyprostowała się.
***
Pędziła po torach, wściekle młócąc korbowodami. Stukot kół na łączeniach szyn zamienił się w jednolity jęk stali. Uchodzący z komina biały dym spowijał tył lokomotywy i ocalałe dwa wagony, niby welon biegnącą ku szczęściu pannę młodą. Ona jednak biegła ku końcowi, który czekał na zielonych przedpolach Darlington.
Z daleka widziała rudy mur. Nie przejmowała się nim. Pokonała już przecież wiele barier. Trochę wysuszonej gliny nie mogło jej zatrzymać. Gwizdnęła przeciągle i wjechała między ściany. Dobrze wypalone wiśniówki posypały się na wagony, przyklejając się do nich.
Uderzyła pełną mocą w postawioną na szlaku ścianę. Lecz przeszkoda nie rozpadła się, budulec nie rozsypał. Miast tego otulił ją szczelnie, betonowym spoiwem zaklejając wiązary i stawidła, odgradzając je od świata powłoką z cegieł. Zazgrzytał metal, gdy unieruchomione koła siłą rozpędu ślizgały się po szynach. Ostatni świst zabrzmiał żałośnie, stłumiony elastyczną ścianą.
Budowniczowie uciekali w popłochu na boki, by z dala obserwować zatrzymanie pociągu. Tylko David, z szerokim uśmiechem na ustach i błyskiem w niebieskich oczach, stał na torach. Serce mu się radowało, gdy obserwował zastygający w cegle kształt Mallarda. Nawet chmury dymu zostały uwięzione pod czerwonym całunem.
Pokonana lokomotywa zastygła w ostatecznym bezruchu tuż przed artystą, skryta wewnątrz zastygłej nagle budowli.
David Mach roześmiał się głośno.
***
David Mach roześmiał się głośno i zaraz umilkł pod gniewnym spojrzeniem lorda Palumbo z Walbrook, który właśnie kończył przemowę.
– …dzień, dwudziesty trzeci czerwca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku, uroczyście odsłaniam „Ceglany pociąg”, autorstwa artysty Davida Macha, będący hołdem dla naszej bogatej historii kolejnictwa. Szanowny autor nawet ubrał się w strój z epoki na tę okazję, jak widzę – dodał niezaplanowanie.
David ukłonił się z gracją zgromadzonej publiczności. A lord jednym, wytrenowanym ruchem, pociągnął skraj olbrzymiego płótna skrywającego rzeźbę. Materiał spłynął na ziemię odsłaniając doskonale oddany kształt Gresley "Mallard" A4.
***
Rok po odsłonięciu rzeźby David przejeżdżał przez Darlington i z chęcią zatrzymał się na mały postój przy Pociągu. Z satysfakcją obserwował, jak dzieci z miejscowej szkoły biegały dokoła i wspinały się na platformę widokową.
Jakaś dziewczynka stanęła obok niego.
– A wie pan, że w pociągu mieszkają nietoperze?
– Naprawdę? – Zdziwił się szczerze. – Jakim cudem? Przecież to lita ściana.
– Pani nam w szkole mówiła, że pociąg jest tak zbudowany, że między cegiełkami mogą zamieszkać nietoperze. I one czasem piszczą. Sama słyszałam.
– Nieprawda! To gwiżdże lokomotywa! Fiuuu! – spróbował zagwizdać płowowłosy chłopiec, który przybiegł za dziewczynką. – Jest zła, że jest tam uwięziona w środku.
– Nietoperze!
– Suzan, Adamie, nie przeszkadzajcie panu, biegnijcie szybko do grupy. – Opiekunka zgarnęła sprzeczające się dzieci, posyłając Davidowi przepraszający uśmiech. – Ach, ta dziecięca wyobraźnia.
Mach tylko skinął ze zrozumieniem głową, wspominając niecodzienną technikę stworzenia rzeźby.
Fajny tekst. Spodobał mi się pomysł na oryginalne zmieszanie czarów i rzeczywistości, współczesności i przeszłości. No i walor edukacyjny nie do przecenienia – wcześniej nie słyszałam o Machu, więc się czegoś dowiedziałam.
Poza tym – trzymało w napięciu. :-)
Misie i obstawiam, że Adamowi też.
Babska logika rządzi!
Wolumin wylądował na blacie… Wszystko pięknie, tylko czemu drugi rozdział wszystko zdradza?
Pozdrówka.
W tym przypadku mogłaś obstawiać w ciemno, że Adamowi też.
<><><>
Ten rekord dość często jest kwestionowany. Ustanowiony został na odcinku lekko bo lekko, ale jednak nachylonym, co skutkowało dodatkową składową przyspieszającą bieg pociągu, poza tym “Kaczor” z trudem dojechał do Peterborough, gdyż podczas tej szalonej jazdy przegrzały się łożyska korbowodów, co wystawia nienajlepsze świadectwo konstrukcji – przeciwnie do niemieckiej BR 05, prowadzącej “Latającego Hamburczyka” ze średnią prędkością 200, 4 km/godz…
<><><>
Tak czy tak, miks faktów z fantastyką, miks zakończony pomnikiem dumy brytyjskich kolei, naprawdę misię. Łącznie z rzeczonym pomnikiem, dodam.
A dedykacją czuję się zaszczycony. Research trochę pracy wymagał…
Skoro Adamowi też, to czemu nie kliknął, a?
Babska logika rządzi!
O! Goście! Pozwolicie, że po kolei :)
Finklo, dziękuję pięknie za miłe słowa i punkcik. Cieszę się bardzo, że się podobało.
Rogerze, ale czy zdradził aż takie “wszystko-wszystko”? Troszkę wytłumaczył, ale raczej chyba genezę niż zakończenie.
Adamie, przyznaję, że ten reasearch bardzo mnie wciągnął i sprawił samą przyjemność. Dowiedziałam się przy okazji kilku ciekawych rzeczy. Co do niuansów rekordu – owszem, ale gdybym chciała je uwzględniać, to zepsułyby zamysł i zabawę. I uff – bo wprawdzie nadzieja była, ale i tak się bałam, czy lektura Cię usatysfakcjonuje. Cieszę się, że trafiłam :)
Edycja.
Finklo, dziękuję też za polecankę :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
“Kolejny wolumin wylądował blacie.” Na blacie… Na blacie…
To znaczy tak – początek był interesujący, bo od razu dawał zapowiedź tajemnicy. Ciekawej. Ciekaw byłem, jak zostanie wyjaśniona. Drugi rozdział z miejsca ostudził moją ciekawość. Ach, kolejna opowieść o ingerencji kogoś tam w aktualną teraźniejszość.
Kolejne rozdziały nie przyniosły rozwiązania tajemnicy, czemu lokomotywa bez węgla, wody i pary pędziła sobie po łąkach, polach i drogach jak szalony ogier w pogoni za klaczą w rui. I nie dały odpowiedzi na informacje z rozdziału drugiego. Potem to samo – bohater spotkał się z majordomusem, potem z jego pryncypałem, gdzieś chyba się przeniósł… W czasie? No… Typowo portalowe.
Zgrabnie napisana opowieść, początek interesujący, ale bardziej jest to pisanie dla pisania, niż coś do końca naprawdę przemyślanego.
Pozdrówka.
Roger, z tym brakiem przemyśleń to pojechałeś.
Kolejne rozdziały nie przyniosły rozwiązania tajemnicy, czemu lokomotywa bez węgla, wody i pary pędziła sobie po łąkach, polach i drogach jak szalony ogier w pogoni za klaczą w rui.
Chyba nieuważnie czytałeś. W części, którą krytykujesz, zostało to wyjaśnione: ktoś wypuścił na świat bestię ożywiającą przedmioty. OK, wszystkotłumacząca magia, ale Autorka nie zaznaczała, że to SF. A dlaczego akurat ta lokomotywa postanowiła poszaleć? Z radości, że pobiła rekord. Dalsza część tekstu wyjaśnia, w jaki sposób sytuacja została opanowana z minimalną ingerencją w już zapisaną historię. Przyszłą i przeszłą. Uważam, że Autorka zgrabnie powiązała problem ze współczesną sztuką i musiała wszystko porządnie przemyśleć.
Śniąca, gdzieś tam masz literówkę w “Edynurgu”.
Babska logika rządzi!
Dzięki za wyjaśnienie. Właśnie o to idzie – ktoś coś wypuścił, to coś ożywia przedmioty, ale kto i po co? Może ten główny kancelarysta? Ta główna tajemnica nie została nijak wyjaśniona. Nawet nie został zarysowany trop do je odgadnięcia.
Nie twierdzę, że opowieść jest źle napisana. Jest napisana zgrabnie, miejscami nawet urokliwie, tyle, że po prostu nie ma wyrazistego zamiaru narracyjnego. Jakiś wątek typowo portalowy, nieco naiwny, służy za osnowę fabuły. Wszystko.
Miło było. Pozdrówka.
Po opuszczeniu Edynurga po prostu zeskoczyła w jakiejś mieścinie z torów,
Bardzo ciekawa opowieść i pomieszanie rzeczywistości z fantazją. Aż sobie sprawdziłam niektóre rzeczy. Bardzo dobre czytadło.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Typowo portalowy wątek.
Powiedzmy, że tak, typowo.
Kiedy napiszesz recenzję z powieści Kinga, stwierdzając w tejże recenzji, że fabuła, że tempo narastania napięcia, sposób odsłaniania tajemnicy i sama tajemnica typowo “Kingowe”?
Dzięki, Finklo, już poprawiłam zaplątaną łajzę.
Rogerze, jest tak jak napisała Finkla. Nie wiem, czy powinnam się tłumaczyć, ale w sumie przyznam, że bez tego fragmentu i jeszcze kilku innych drobniejszych, teraz praktycznie nie rzucających się w oczy elementów, opowieść była zbyt niejasna i tajemnicza – tak twierdziły Bety. Bo w zamyśle w trakcie “akcji” nic nie miało być wprost wyjaśniane, a pewna tajemnica od początku jest zamierzona. Jeśli kiedyś odważę się zasiąść do SF (takiego prawdziwego na poważnie), to będzie do bólu logiczne i klarownie (taki mam zamysł). Póki co pisuję teksty z gatunku “innych”, mniej lub bardziej przesączone magią i niedopowiedzeniami.
Uwierz mi, że włożyłam sporo wysiłku i pracy w kompozycję tego tekstu. Fakt, nie ma w nim prawd objawionych ani żadnego ważnego dla ludzkości przesłania, a intryga jest lekka. Nie taki był jego cel. Ma przynieść odrobinę radości czytelnikowi, rozrywki z okruchem wiedzy (i znów kłaniam się Finkli, że to dostrzegła :) ).
Jeśli tekst nie trafił w Twój gust, to z jednej strony mi przykro, ale z drugiej wiem, że wszystkim podobać się nie może – już o tym dyskutowaliśmy wielokrotnie :)
Jakkolwiek by się nasze gusta nie różniły, to dziękuję za komentarz. Cenny tym bardziej, że jeden z niewielu na już ponad dwadzieścia odwiedzin. Przynajmniej wiem, że jakoś cię ruszyło, skoro poczułeś się do napisania :)
Edycja.
Ja się rozpisałam, a tu już dalej dyskusja idzie. Rogerze, Kancelaria to wątek bardzo poboczny, służący raczej – może nie pełnemu, ale pewnemu wyjaśnieniu dlaczego lokomotywa pędzi, dlaczego Mach ratuje sytuację i dlaczego ceglana ściana zachowuje się tak, a nie inaczej.
Bemiczko, dziękuję :) Już poprawione.
Adamie, jeszcze raz dziękuję :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Ma przynieść odrobinę radości czytelnikowi, rozrywki z okruchem wiedzy (i znów kłaniam się Finkli, że to dostrzegła :) ).
Jak mogłam nie dostrzec? Widzisz, dla mnie ten moment, kiedy coś tam sprawdzam (względnie sobie przypominam), następuje iluminacja i świat nagle staje się bardziej uporządkowany to frajda nie z tej ziemi. To jest to, co tygryski uwielbiają. A jeśli dowiaduję się czegoś potencjalnie użytecznego z beletrystycznych tekstów, to już przyjemność do kwadratu. Na “Katarze” Lema poznawałam podstawy prawdopodobieństwa i nigdy Mistrzowi tego nie zapomnę. :-)
Babska logika rządzi!
Tak sobie patrzę na nasze komentarze pod różnymi, nie tylko naszymi, tekstami i coraz bardziej dochodzę do wniosku, że jesteśmy bardzo podobne :) Podobnie lub wręcz tak samo widzimy pewne rzeczy, odgadujemy zamysły, rozumiemy treści :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Zgadza się, Koleżanko Śniąca. :-)
I tak się rodzą legendy o TWA i KWA…
Babska logika rządzi!
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
“Ten westchnął ciężko i odpowiedział.
– Owszem, były. Wszystkie nieskuteczne.“
Jak na mój gust, po “odpowiedział” powinien być dwukropek.
“wtopić w zwykły tłum“ – mam wątpliwości co do tego, czy tłum jest zwykły albo niezwykły?
“…w następnej stał na schodach edynburskiej rezydencji, na wprost majordomusa w nienagannej liberii, który stał…“
“Brygadzista zatrzymał się wpół kroku“ – Raczej: w pół kroku
Śniąca, przeczytałam z zainteresowaniem, bo tematyka zdecydowanie nietuzinkowa, ale opowiadanie mimo wszystko nie pozostanie mi w pamięci. I nie jestem pewna, czy zrozumiałam wszystko z tym skakaniem przez czas i aniołami…
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Szalenie zacna opowieść, bardzo dobra na zakończenie smutnego, deszczowego dnia. Przeczytałam z dużą przyjemnością – nic mi nie zgrzytało, niczego nie brakowało, wszystko było tam, gdzie powinno.
Jakkolwiek początkowo przypadek lokomotywy wyglądał bardzo tajemniczo, to w miarę czytania sprawa stawała się coraz bardziej zrozumiała, wątki wiązały się w spójną całość. Najbardziej podoba mi się to, że na koniec wszystkie cegiełki znalazły się na swoim miejscu, unaoczniając zdarzenie i dopełniając wizerunku najszybszej. ;-)
…i przeczytał wpis przyszłych kronikarzy, jakiego dokonają w czerwcu… – …i przeczytał wpis przyszłych kronikarzy, którego dokonają w czerwcu…
W jednej chwili błąkał się starówką Worcester… – Raczej: W jednej chwili błąkał się po starówce Worcester…
Ach, ta dzięcięca wyobraźnia. – Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Nie macie co robić po nocy w środku tygodnia? Zazdroszczę :)
Anet, miło mi :)
Jose, miło, że zajrzałaś, szkoda, że nie do końca podeszło.
Regulatorzy, bardzo się cieszę :)
Drogie Panie, poprawki naniosę za chwilę, jak tylko zasiądę do komputera.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Chociaż nie jestem pasjonatką historii kolejnictwa, muszę przyznać, że czytało się całkiem przyjemnie.
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Fleur, cieszę się, że było przyjemnie :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Przeczytałem z przyjemnością. Ciekawy pomysł – edukacyjny. Nie znałem Davida Macha. Na plastyczną zaprawę i uginający się mur zrobiłem duże oczy – pozytywnie.
Kolejny wolumin wylądował +na blacie.
Teraz dopiero zaskoczyłam, o co chodziło Rogerowi z tym blatem! Chyba jednak trzeba mi takie usterki wskazywać jaśniej :)
Dzięki, Blackburn. Cieszę się, że wyszło pozytywnie :) I mam nadzieję, że oczy wróciły już do właściwego rozmiaru ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Bardzo przyjemny tekst, do końca trzyma w niepewności.
Ja największe co widziałem do tej pory to Pt31-49, a najszybszy jakim jechałem to parowóz 18201 – tyle się znam :) Oczywiście miejsca niedopowiedzenia wypełniłem tym ostatnim modelem, bo dopiero po przeczytaniu poszukałem w googlach co i jak… ale mimo wszystko tekst bardzo mi się podobał.
F.S
Foloin, dziękuję za wizytę i cieszę się, że się :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
– Nie ma nic! – Palacz krzyczał – wydaje się, że powinno być “palacz”, od małej litery (bo dalej również jest małą, więc to nie nazwa własna; a tu mamy czynność “gębową”).
lokomotywa zjechała z szyn bez wykolejenia się, gubiąc tylko kilka wagonów. Nie wiem, dlaczego jeździ po kraju bez ładu i składu – wyjątkowo dwuznaczny (przez co, myślę, nietrafiony) związek frazeologiczny :) Bo skoro zostało zgubione kilka wagonów, to jednak jakiś skład pociągu został!
o prawie trzy kilometry po ichniemu… – to już lepiej było podać w milach na godzinę i nie pisać “po ichniemu”; nikt tak by nie powiedział we własnym kraju wśród rodaków
Mam też wątpliwości do zapisu słowa “Sir / sir” (w opku zapisane jest wielką literą) – http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/sir;3060.html
Co do teleportacji w piątkowe wieczory po schyleniu się pod stół w poszukiwaniu butelki… No, skądś to znam Pomysł z rozpędzoną, zbuntowaną ciuchcią jest fajniutki! W ogóle lubię pociągi – dopiero co na Bazyliszku ze trzy czy cztery pociągowe planszówki rozegrałem. A całość ni to fantastyka, ni szaleńcze wizje artysty. Swoją drogą ciekawe, ile szaleństwa musi mieć w sobie człowiek, by zostać artystą.
Fajnie się czytało, mile spędziłem kilka minut z opowiadaniem.
o prawie trzy kilometry po ichniemu… – to już lepiej było podać w milach na godzinę i nie pisać “po ichniemu”; nikt tak by nie powiedział we własnym kraju wśród rodaków
Tu się, Sirinie, nie zgodzę, bo w tej akurat sytuacji, gdzie podział na kilometry i mile jest bardzo istotny, takie przeliczanie wydaje się jak najbardziej na miejscu.
Generalnie, co Cieniu myśli, to Śpioszka już wie. Teraz skrócę zatem moje przemyślenia w sposób estetycznie minimalistyczny: dobre, bo ładne i ładne, bo dobre. Radość czytania.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
ile szaleństwa musi mieć w sobie człowiek, by zostać artystą
Moim zdaniem – dużo, w przeciwieństwie do rzemieślnika ;)
Dziękuję za wizytę i miło, że czas na lekturze upłynął Ci przyjemnie.
Co do palacza, przyznaję, że sama miałam wątpliwości, ale nikt mądrzejszy ode mnie wcześniej nic nie mówił, to zostało.
Co do ładu i składu – nie o ten “skład” w tym chodzi, ale o brak sensu :)
Fakt, sama się zaplątałam w prędkościach i miarach, bo reasearch robiłam w dwu językach i jednostkach. Poprzeliczam po ludzku i poprawię.
Co do “sir”– fakt, też zaraz poprawiam.
A w które pociągowe planszówki grałeś?
Edytka :)
I Cieniu się pojawił :) Tak, wiem, co myśli :) I jeszcze raz dziękuję za wszystko, w tym za wsparcie duchowe, bo wiesz jak blisko tekst był kosza :)
Czyli zostawić te mile i kilometry?
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Zostawić!
podpisano,
Piąta Siła
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Ach, więc to Ty!
Skoro Piąta Siła tak mówi, tak będzie :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Nawet na Woodstocku znalazłem chwilę na Internety i zrobiłem, co do mnie należy.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Jak kiedyś sukienkę założę, to mi przypomnij, że mam dygnąć pięknie w podzięce :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
A ja bym jednak zmienił na mile! :)
A w które pociągowe planszówki grałeś?
Colt Express (jest świetna!), Wsiąść od pociągu (wersja z Europą, wersja z Ameryką) i było coś jeszcze, ale tytułu nie pamiętam. Przyjemne towarzyskie gry :)
Miło stwierdzić na podstawie liczby komentarzy, że tekst wzbudza zainteresowanie, a nawet emocje.
Co do przeliczeń: odpuść te kwestię, bo o ile dane o rekordzie BR05 powtarzają się (200,4 km/h), o tyle dane o rekordzie Mallarda nie pokrywają się – od 202,0 km/h przez 202,4 do 202,7 km/h.
Jedno popraw – wartość różnicy prędkości…
<><><>
A tam, planszówki… “zapuść” Trainz Railroad Simulator 2004, wzbogacony o tabor, sygnalizatory, budowle, zbuduj trasę, właściwie trzy, krzyżujące się, a potem uwarunkuj ponad sto semaforów i zwrotnic, ustal rozkłady jazdy…
Miło stwierdzić na podstawie liczby komentarzy, że tekst wzbudza zainteresowanie, a nawet emocje.
A tam, poniżej setki to się nie liczy… Dajesz, Śniąca, dajesz! ;-)
Babska logika rządzi!
Adamie, różnica wartości – wiem, że bliższa dwójce, niż trójce, ale z premedytacją w wypowiedzi inspektora użyłam tej drugiej. To takie podbudowanie własnej wartości – “prawie trzy” brzmi lepiej niż “nieco ponad dwa” – większa różnica, większa duma. Prawie jak ze szklanką w połowie pustą i pełną. Jeśli jednak uważasz, że jest to za dużym błędem, to kopii kruszyć nie będę i zmienię.
Finklo, aż spojrzałam, ile mi do tej setki brakuje – ojojoj! Sama tyle komentarzy nie naprodukuję ;)
Sirinie, mam nadzieję, że nie obrazisz się, że na koniec Cię wspominam :) Zostanę przy kilometrach. Colt Expres jest ekstra (zwłaszcza, gdy wygrywam), a Wsiąść… to już w zasadzie kultowa gra.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Sama nie – Beryl by za bardzo marudził. ;-)
No dobrze – przyjmijmy, że pół setki to już jakieś osiągnięcie. I mam nadzieję, że polecanki w lipcowym wątku jeszcze tu przygnają paru czytelników.
Babska logika rządzi!
Też mam taką nadzieję :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Uważam, że nie da się mówić o błędzie mówić w przypadkach takich jak “prawie trzy”, bo bohater literacki – nie wszechwiedzący narrator – ma pełne prawo do bycia subiektywnym.
No, komentarz do setki mniej.^^
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Więc jeszcze jeden bliżej setki…
Racja, zostaw; patrząc na liczby, zgubiłem z pola widzenia aspekt emocjonalnego podejścia do różnicy między “prawie” a “ponad”.
Czyli zostaje tak, jak jest. Dziękuję, Panowie, za ciekawą dyskusję :) (i odliczanie)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
To jest sztuka, żeby tak nieciekawą dla mnie historię (kompletnie mi nie leżą żadne lokomotywy ani rekordy) opisać w sposób, który przykuł mnie do lektury :) Dobra robota! A i błędów nie widziałam.
"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia
Dziękuję pięknie i aż sobie fikam z radości, że tak uważasz :)
A co do błędów – spóźniłaś się ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
No, bardzo fajnie mi się czytało :)) Super pomysł, wykonanie gładziuchne, świetny klimat, głównie zawarty w oszczędnych ale smakowitych opisach. Mi się bardzo :)
Miło mi i polecam się na przyszłość ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Hej Śniąca,
Ciekawie sobie to wymyśliłaś. Zakładając, że wyszłaś od obiektu ze zdjęcia, przebyłaś bardzo ciekawą drogę:) Poza tym trzeba rzeczywiście przyznać, że odwaliłaś kawał roboty z researchem, szacuneczek. Dzięki temu lektura była ciekawa; tak więc, opko generalnie na plus.
Pomarudzę jednak trochę:) żebyś nie myślała, że obiecałem przeczytać i idę na łatwiznę;)
Nastawiając się na lekturę (przez kilka dni nie miałem czasu przysiąść na spokojnie) przyjąłem, wnioskując po tytule oraz mając szczątkowe dane po szybkim pierwszym screeningu, że będzie o lokomotywie i to z perspektywy pierwszoosobowej. No wiesz, dla mnie byłaby to nie lada gratka poznać uczucia maszyny parowej. Dlatego po bardzo wciągającym pierwszym rozdziale, liczyłem że tekst kursywą pokaże „jej stronę”. Nie dość, że nie było tam obrazu jej stalowej duszy, to jeszcze zapodałaś wyjaśnienie, które niezbyt przypadło mi do gustu; ot kolejne, bliżej niezdefiniowane istoty muszą ingerować w nasz świat. Na koniec, w związku z takim rozwiązaniem, również miałem mieszane uczucia, bo skoro już pokazujesz fakt ingerencji, to chciałoby się zobaczyć więcej szczegółów w tym zakresie. A tak wątek stał się trochę poboczy (nie wiadomo do końca kto i jak może ingerować, bo przecież nie są to zwykłe czary, a tym bardziej zawansowana technologia; anioły też mi nie pasują, gdyż z tymi istotami raczej wiążę bestie, co to zwykle zajmują się ludźmi, niemniej trochę mi to przypomniało skecz Neonówki – Niebo, gdzie Bóg miał magiczną księgę, która zmienia historię Polski; swoją drogą polecam, jeśli nie widziałaś:) a szkoda, bo byłem ciekaw rozwiązania.
Pomimo tych mankamentów (których geneza tkwi zapewne w nastawieniu czytelnika i jego specyficznych upodobaniach, a nie tekście:), czytało się sprawnie. Akcja przebiegała dynamicznie, więc nie szło się nudzić. Po drodze było kilka zwrotów, wiec trzeba było czytać uważnie, by nie przeoczyć szczegółów, które mogły mieć znaczenie dla rozwiązania. Po przespaniu się z problemem mam dodatkową refleksję. Celowo lub nie, osiągnęłaś ciekawy efekt, który objawił się przynajmniej u mnie. Lekka dezorientacja i zderzenie z dużą ilością informacji, sprawiły, że sam się poczułem, jakbym przeskakiwał w czasie; ciekawe doświadczenie:)
A na koniec wytłumaczyłem sobie, skąd taki a nie inny tytuł opowiadania, skoro narratorem nie jest lokomotywa bijąca rekordy prędkości. A może to autorka jest najszybsza, prowadząc tak dynamicznie akcję w czasie i przestrzeni, że czytelnik zostaje zassany i na koniec wypluty z tekstu, zostając po lekturze z głową pełną pytań, przeświadczeniem, że to była niezła jazda i w sumie, w coś takiego mógłby wsiąść jeszcze raz:)
Serdeczności.
empatia
Empatio, cieszę się, że w udało Ci się znaleźć chwilę nie tylko na lekturę, ale też tak obszerny komentarz.
Tytuł przewrotnie jest pierwszoosobowy, ale wcale nie dotyczy mnie, jako autorki :) Chociaż z Twoich słów wynika, że zgotowałam Ci jazdę literackim rollercoasterem ;) Skoro chciałbyś przejechać się jeszcze raz, to znaczy, że mi się udało. I to mimo kompromisu użycia sił wyższych, w sumie dobrze nie wyjaśnionych.
Nie myślałam o narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia maszyny, ale pomysł nie jest zły. I nawet mam na myśli pewną maszynę, z którą być może umiałabym się utożsamić, aby spojrzeć na świat jej reflektorami :) Kto wie więc, co przyniesie przyszłość.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Bardzo przyjemna opowieść. Czuło się wiatr i parę we włosach :)
Zygfrydzie, cieszę się :) A teraz ja pędzę po wiatr we włosach.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Trochę wiatru we włosach jest w najnowszym opowiadaniu Werweny. Tak słyszałam. ;-)
Babska logika rządzi!
Może uda mi się jeszcze jutro rano w pracy zerknąć.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Sam nie wiem : >.
Warsztat w porządku (jak zwykle). Gdzieś w tle przewinął się sympatyczny, brytyjski klimat. Warstwa edukacyjna też na plus. Dowiedziałem się, kim jest pan Mach, a nawet, że kończył szkołę, obok której dziarsko maszerowałem kilka wiosennych miesięcy w słonecznym Dundee*. No i lubię pociągi.
Natomiast sama historia, oś fabuły – zwał, jak zwał – nie porwała mnie. Z kancelarii powiało sztampą, a podróże w czasie budzą we mnie zawsze lekką nieufność.
Gdybym był tak przenikliwy i inteligentny jak Finkla, bez trudu poskładałbym wszystkie wątki i przesunął czytelniczą zwrotnicę w odpowiednim kierunku. Ale ponieważ nie jestem – władowałem się na bocznicę ^ ^. Prawdę mówiąc, nawet po wyjaśnieniach Finkli, nie doznałem żadnego olśnienia (choć już kilka razy miałem tak, że kiedy ktoś prostym językiem wytłumaczył mi tekst, to nagle widziałem go w zupełnie innym świetle ;) ).
Opowiadanie porządne, ale nie na mój gust. Chociaż… urzekło mnie, jak umiejętnie wplotłaś geografię do tekstu :). Zwłaszcza hydrografię <3.
* tego dowiedziałem się już z lektury Wikipedii ;)
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Nevazie, aż mi głupio. Może po prostu uznamy, że Śniąca i ja nadajemy na podobnych częstotliwościach?
Babska logika rządzi!
Kto wie, może nadajecie ;– ).
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
Przeczytałem z przyjemnością, bo to takie brawurowo radosne, trochę szalone, zgrabnie spięte z historią lokomotyw parowych, ducha rywalizacji inżynierów i wieku nieskrępowanej wiary w możliwości techniki.
Tym niemniej wtręt z kancelarią rzeczywiście trąci mocno wyeksploatowaną interwencją niebieską w najbardziej klasycznym wydaniu, nic tez nie zaspokoiło mojej ciekawości kto lub co wypuścił siłę, ożywiającą przedmioty.
Szczególnie zaś urzekła mnie ambitna brytolska lokomotywa, która za wszelka cenę chciała pokazać, że jej niemiecki kolega ciągnie się jak koza z Nostra! ;-)
Mam więc dylemacik przy głosowaniu, który rozstrzygnę sobie w ostatniej chwili. Jak to ja ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Przeczytałam z przyjemnością:)
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Omijałam ten tekst, omijałam – bo w końcu co może być ciekawego w opowieści o lokomotywie? ;)
Ale się pomyliłam. Może być, całkiem sporo.
Świetnie się czytało. Fajne, błyskotliwie i z jajem napisane rozrywkowe opowiadanie. Przyczepię się tylko drugiej połowy ostatniego zdania. Jakbym po ekscytującej przejażdżce rollercoasterem nagle trafiła na dydaktyczną pogadankę, na szczęście krótką.
Nad piórkiem i tutaj muszę się jednak zastanowić, mimo to bawiłam się dobrze. :)
Pomożemy ci, panie Jenkins.
Ten “pan” mnie strasznie gryzie, bo mamy tu w końcu Brytolów, a tam “panie” oznacza raczej “my lord”. Tutaj był rzuciła “sirem” ;) No, ale to taka drobnostka.
Chyba pierwszy tekst z nadrabianych, przy którym nie odwalę beryla :P Do wielu rzeczy mogłabym sie przyczepić, ale czytało się dobrze, a pomysł jest przynajmniej trochę oryginalniejszy :) I właśnie za ten pomysł jestem na TAK.
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Beryl to sobie niezłą markę wyrobił ;D
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Ale ciężko na nią zapracował. ;-)
Babska logika rządzi!
Nevazie, miło, że urzekło mimo wątpliwości co do kancelarii i podróży w czasie. Nie każdemu się dogodzi ;)
Fishu, w sumie odpowiedź jak wyżej :) Trochę szkoda, że musiałeś nad decyzją pomyśleć, a nie przyszła ona jednoznacznie od płetewki ;) Ale nic to, wciąż się uczę i może kiedyś, za sto lat, wyjdzie mi lepiej.
Alex, cieszę się :)
Ocho, frajdę mam nieziemską, że taką niespodziankę potrafiłam Ci sprawić :)
Tenszo, co do panów i serów, głowy nie dam, że nie pomieszałam, bo poplątać potrafię, ale tak to właśnie zapamiętałam z wizyt w Zjednoczonym Królestwie i z książek angielskich autorów. Wierzę, że zawsze można się do czegoś przyczepić, ale cieszę się, że mimo wszystko jesteś na tak :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Mam mieszane uczucia.
Z jednej strony, historia, bohaterowie, fakty ^^ – super. Prześlizgnęłam się przez tę opowieść jak… Nie wiem, jak. Szybko. Jak lokomotywa ;)
Z drugiej strony, czuję niedosyt. Ja jednak jestem z tych, co potrzebują wiedzieć, co, po co i dlaczego. Rozumiem, że Twoje zamierzenie było takie, by tego nie podawać – ale brakuje mi tego i już.
www.facebook.com/mika.modrzynska
Kam_mod, dziękuję za wizytę :)
Możesz uznać, że to moja zemsta za te wszystkie niedopowiedziane teksty i nieskończone cykle, gdzie nie mogę się doczekać na ciąg dalszy i wyjaśnienie wielu spraw i wątków ;)
A tak na poważnie, cieszę się, że podróż przeszła gładko. Z drugiej strony mogę tylko wyrazić żal, że jednym tekstem wszystkim gustom się nie dogodzi.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Melduję, że nadrabiam zaległości!
Dołączam się do grona osób zadowolonych z lektury. Czytało się świetnie! Tekst jest lekki, łatwy i przyjemny. W tej konwencji nie ma co wyrzekać na brak głębi i kreacji głębokiego zaplecza. IMHO, oczywiście. Gdy skończyłem stwierdziłem, że przyczepię się do jednej rzeczy, ale ocha mnie ubiegła – mam na myśli ostatnie zadanie – więc nie będę powtarzał.
Nie myślałam o narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia maszyny, ale pomysł nie jest zły. I nawet mam na myśli pewną maszynę, z którą być może umiałabym się utożsamić, aby spojrzeć na świat jej reflektorami :) Kto wie więc, co przyniesie przyszłość.
Jeżeli, przypadkiem, masz na myśli pewnego honkera, to dawaj ;-D Jestem przekonany, że on może sporo opowiedzieć ;-)
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Honker mógłby coś opowiedzieć, ale chyba lepiej, żeby milczał na wieki. ;-)
Babska logika rządzi!
Hmm, honker sobie mruczy tu i ówdzie, ale na razie jeszcze nie publicznie. Jak go znowu wykopią stamtąd, dokąd tym razem się udał, to zaparkuje tutaj ;)
Dlaczego tak źle życzysz mojemu kochanemu autko, Finklo?
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
śniąca, pogadaj z autkiem, bo coś mi się wydaje, że może ono coś wie o Finkli. Może Finkla ma jakiś mroczny sekret ;-P i uda się urządzić Finklaleak albo Finklagate ;-D
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Honkery są w kontakcie, więc może i mój coś wie od któregoś z okolic Łodzi… Brzmi obiecująco, zaraz po pracy popytam ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Dlaczego tak źle życzysz mojemu kochanemu autko, Finklo?
Od razu źle życzę… Boję się, że jeśli autko zacznie chlapać, to właścicielka pójdzie siedzieć, a ono zostanie samotne, opuszczone, z rdzą jako jedynym towarzystwem.
Finklagate – nie potwierdzam ani nie zaprzeczam.
Babska logika rządzi!
Spoko, spoko – swoje tajemnice trzymamy wzajemnie w sekrecie ;)
Finklagate – nie zaprzeczasz… Chyba popytamy łódzkie źródła o jakiś cynk ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Hmmm. Właściwie, jak już się czegoś dowiesz, to chętnie bym poznała treść donosików. Interesuje mnie, co samochody sądzą o cyklistach. ;-)
Babska logika rządzi!
Oooo, cykliści to samo ZŁOOOO ;-D <prychnął honker>
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
A wcale że nie! Nie kocha ich na drogach, ale aż tak złego zdania nie ma. To grzeczny chłopiec…
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Ale fajne opowiadanko. Miałem iść spać, ale tak mnie wciągnęło, że doczytałem i jeszcze komentarz zostawię :D
Dawno nie czytałem opowiadania w pewien sposób wielowątkowego, jednak przeskakujesz między bohaterami całkiem zgrabnie. Pamiętam, że gdzieś wspominałaś, że lubisz Pratchetta, to i z Pratchettem mi się skojarzyły te krótkie, cięte scenki.
O ile zazwyczaj nie lubię zagranicznych bohaterów mówiących po polsku, to tutaj Anglia pasowała, jak ulał… Dopiero później się dowiedziałem, że to inspirowane faktami. Ale dobrze oddałaś klimat Wysp. Ci dżentelmeni itd. Bardzo mi się to spodobało.
Czasem jest tak, że jakiś tytuł chodzi mi po głowie jak refren chwytliwej piosenki. Tak samo było z “Jestem najszybsza”. Świetne.
Masz lekkie, przyjemne pióro, Śniąca. No i gratuluję też tego brązowego :)
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Jak miło zacząć dzień od tak przyjemnych słów :) Dziękuję za wszystko i bardzo się cieszę, że Ci się podobało.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Tak, pomysł na lokomotywę bez maszynisty, bardzo do mnie trafił :) I oczywiście opowiadanie jest bardzo dobrze napisane, więc przyjemnie się czytało. I klimat Wielkiej Brytanii też mi podpasował. I ceglany Pociąg Macha…
Widzisz, Śniąca? Delikatnie trzeba. ;-)
Babska logika rządzi!
Cieszę się, że lektura sprawiła przyjemność :)
I nie miej oporów przed komentowaniem, każda opinia dla autora się liczy.
Edycja.
Finklo, przecież ja to chodząca delikatność… ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Bardzo przyjemne opowiadanie, na które wiecznie brakowało mi czasu. Odsłuchałam wersję audio na spacerze z psem. Już miałam dawno napisać komentarz, ale wiecznie coś. Podobał mi się klimat opowieści. Skojarzył mi się mocno z Kingiem, który chyba to było, w którejś cześci "Mrocznej wieży", gdzie przewija się historia pociągu. Bardzo zgrabnie Ci to wyszło. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
No i jednak audio do czegoś się przydało :) Dziękuję, Morgiano. I miło mi, że się podobało. A książki Kinga stoją na półce i czekają na swoją kolej, która pewnie wypadnie w przyszłym stuleciu, jak nadal coś innego będzie się wciskać w kolejkę ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Ja bardzo lubię audiobooki i często słucham. Zwłaszcza, gdy nie ma czasu na tradycyjne czytanie. W szczególności jak właśnie spaceruje z psem, biegam, jadę do pracy lub coś załatwić (a niestety jako kierowca nie mam możliwości czytać). Dzięki temu nadrabiam sporo zaległości, dlatego jestem ich wielkim fanem. Chociaż często muszę przerywać w najlepszych momentach, a to już nie jest takie fajne. ;)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Ja mam z audiobookami problem, bo nie umiem słuchać, nie umiem się skupić. Jestem wzrokowcem i gdy tylko słyszę, to odpływam myślami. Kiedyś odsłuchałam jakieś nagrania Wojtka, które tu komuś zrobił. I to była męczarnia – albo odlatywałam i nie słuchałam, albo musiałam się pilnować, żeby nie tracić koncentracji, co też było niezbyt przyjemne. A szkoda, bo wiem, że byłabym już kilka książek do przodu…
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Samobieżna lokomotywa wywołała szeroki uśmiech. Piękny obrazek!
Żałuję, podobnie jak poprzednicy, że nie poznaliśmy wewnętrznego monologu lokomotywy.
The fair breeze blew, the white foam flew, The furrow followed free: We were the first that ever burst Into that silent sea.
Miło mi, że się spodobało, Wisielcze.
Może jeszcze będzie okazja poznać wewnętrzny monolog jakiegoś pojazdu ;)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Zdaje się, że Chmielewska całą książeczkę napisała w tym duchu. :-)
Babska logika rządzi!
Tak – Jeden kierunek ruchu. Przy różnych okazjach w kilku miejscach nawet tu na portalu wspominana.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Miła rozrywka edukacyjna. Do tej pory nie interesowała mnie historia kolejnictwa ;) Warto przeczytać i ‘doczytać’. Polecam
Dzięki, Koalo :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.