- Opowiadanie: Haru - Bryka

Bryka

Część pierwsza.

Oceny

Bryka

Mikołaj przyjechał do swoich dziadków w odwiedziny. Dawno u nich nie był pomimo tego że mieszkali na przedmieściach, dość daleko od osiedla domków jednorodzinnych ale jednak tylko na przedmieściach. Przybył w południe by zjeść z nim obiad. Babcia Zofia z ekscytacją sprzątała w pokoju przeznaczonym dla gości. Rzadko ostatnimi czas miewali kogoś do rozmowy, toteż długie zimowe wieczory mijały powolnie i nużąco. Jej mąż Jan pichcił obiad ziemniaki już rozpadały się w gotującej wodzie, gdy przez zaparowane okno w kuchni dziadek Mikołaja dostrzegł go idącego w wzdłuż płotu.

-Cześć!- rozległo się po przedpokoju. Jan nie ruszył się z kuchni natomiast Zofia z uśmiechem wyszła z pokoju. Mikołaj zdjął kurtkę, buty i wyciągnął swoje stare kapcie. Podszedł do babci i uściskał ją, ona zaśmiała się z uśmiechem.

-Cześć mój kochany, ale masz zimne poliki, tak chłodno dziś?

-trochę wieje,– odparł mikołaj idąc do kuchni, gdzie Jan wysypywał parujące ziemniaki na talerz.

Mikołaj poklepał go po ramieniu– Cześć dziadek.

-Cześć, siadajcie, będziemy jeść. Myśleliśmy że będziesz wcześniej.

-Tak wiem, autobus mi uciekł– Mikołaj usiadł przy okrągłym stole w kuchni. Na stole postawione zostały ziemniak z gulaszem i buraczki. Chłopak wstał od stołu nim zaczął jeść.

-Po co wstajesz?– Zapytała jego Babica.

-Po coś do picia.

-Nie powinno się pić w trakcie jedzenia.– Odparła na to bez pretensji. Mikołaj dobrze znał tą mądrość która, jak wiele innych jego babcia czerpała z kolorowych gazet i pism. Młodzieniec nalał sobie krystalicznie czystej wody do szklanki i wrócił w spokoju do stołu. Gdy posiłek dobiegał końca Jan zabrał głos.

-Mikołaj mam sprawę, pomógłbyś mi zająć się drzewem przed domem?

-Jasne.

-Dobrze ale później, teraz idę się zdrzemnąć.

-Ty też chcesz?– Zapytała Zofia przerywając im gdy dziadek wstał od stołu.

-Nie, myślę że nie. Odparł wnuk zastanawiając się co będzie robił podczas popołudniowej drzemki jego Dziadków.

-W razie co łóżko masz przyszykowane, to jak będziesz chciał to się połóż.

-Dobrze babciu.– Odpowiedział, na co starsza kobieta uśmiechnęła się i wstała, stękając ze zmęczenia poszła w ślady Jana. Mikołaj siedział jeszcze przy stole jakiś czas, dopóki nie wypił wody do końca. W domu zapanowała nieprzenikniona cisza którą co chwila mąciło tykanie zegarów. W samej kuchni było ich trzy sztuki. Nastolatek podszedł do okna i rozejrzał się po ogrodzie. Zamarznięte oczko wodne przed domem wydawało się pozbawione życia. Mikołaj dostrzegł że przy zbiorniku wodnym leżą poprzewracane beczki na wodę, która używana była do podlewania ogrodu. Ubrał się więc z powrotem i wyszedł na zewnątrz. Powietrze było chłodne ale w promieniach słońca można było się ugrzać. Młodzieniec wszedł do ogrodu. Zamknął skrzypiącą bramkę za sobą i poszedł w stronę beczek, które chciał sprawdzić. Dawno nie był u dziadków to tez chciał również zobaczyć jak wszystkie rośliny przetrwały zimę. Minął altanę pod którą stał stary rower i poukładane krzesła. W przeszłości wiele imprez i rodzinnych spotkań odbywało się pod tym właśnie dachem. Dach w kształcie prostokątna i długi, ciężki drewniany stół spokojnie mieściły dziesięć osób. Mały kącik na który był schowany za rogiem chałupy jak zwykle był pozostawiony bez ładu. Wiadra wypełnione wodą do podlewania, brudne grabie i różnego typu rzeczy do pielęgnacji ogrodu. Mikołaj czasami miał nieodpartą chęć uprzątnięcia tego wszystkiego, ale wiedział że jest to mały chaos nad którym babcia sprawuje kontrolę. Tak więc pozostawił to w spokoju i podszedł do wcześniej wspomnianych beczek. Jedna mniejsza przewrócona na bok i wypełniona lodem nie dała się ruszyć, za to druga, większa, również wypełniona zamarzniętą wodą stała przekrzywiona, gdy chłopak podszedł bliżej zauważył że dno beczki zostało rozerwane przez lód. Westchnął tylko i podszedł do oczka w którym dopiero teraz dostrzegł kolorowe ryby które zbierały się wokół przerębla starając się być bliżej, lepiej natlenionej wody. Mikołaj spędził jeszcze trochę czasu w ogrodzie, obejrzał borówki , których gałęzie podwiązał by nie połamały się pod swoim ciężarem, Odwiedził też rząd wiśni które z przyciętymi gałęziami wydawały mu się o wiele mniejsze. Może to on urósł, sam nie wiedział. Rośliny zdawały się spać głębokim zimowym snem jednak w rzeczywistości, gdy przyjrzał się dokładniej. Małe zaczątki pąków tylko czekały chcąc zaraz wystrzelić w promieniach słońca.

Chłopak wrócił do środka nieco z maźnięty, pomimo że w słońcu było dość ciepło, pociągał nosem z powodu wejścia do ciepłego przedpokoju. Dziadek Jan miał tendencje do grzania ponad miarę, co jednak było przyjemnie. Gdy tylko mikołaj zdążył odpocząć i usiąść wygodnie przy stole w kuchni. Jego dziadek wszedł dziarskim krokiem.

-To jak, pomożesz dziadkowi?– Zapytał gasząc pragnienie po krótkiej drzemce wodą ze dzbana.

-No tak.– Odparł .

-To świetnie.– Jan uśmiechnął się i odstawił szklankę.– w takim razie chodźmy, babcia zrobi coś smacznego jak skończymy . Mikołaj po raz kolejny wyszedł na dwór czekając na Jana który poszedł do piwnicy, rozejrzał się za drewnem przy którym miał pomóc, jednak niczego nie znalazł. Dziadek w końcu wyszedł z siekierą pod pachą i piłą.

-będziemy musieli sobie poradzić z tym bo spalinowa jest popsuta, dzwoniłem do twojego ojca ale powiedział że dopiero za tydzień będą części.

-Damy radę, a co będziemy robić?– odpowiedział łapiąc za narzędzia.

-Chodź, to przed domem.

Podążył za nim, a ten doprowadził go do powalonych trzech grubych sosen. Nie widział ich wcześniej, ponieważ las przed domem był dość gęsty ze względy na krzewy i kwiaty posadzone przez babcię. Zawsze starała się by wokół domu też było ładnie.

Te trzy?– zapytał zaskoczony zadaniem w którym jego dziadek poprosił o pomoc.

-Tak, powaliło je w zeszłym tygodniu, to kupiłem od lasów.

-Przetniemy to tym?– Zapytał wskazując na dziadkową ręczną piłę .

-Tak, pójdzie raz dwa, zobaczysz.– Jego dziadek nie zastanawiał się nazbyt długo i wziął się do roboty. Gdy odrąbali korzenie nadszedł czas na gałęzie. Mikołaj dostał siekierę i zaczął rąbać. Nim się spostrzegł z Domu wyszła babcia opatulona w czarną za duża kurtkę.

-Chodźcie na kawę. Zawołała czekając na nic.

-Chodźmy.– Oznajmił Jan zbierając narzędzia.– Już jutro dokończymy.

-Dobrze.

Gdy weszli do środka pachniało kawą i ciastkami.

-Ależ się na robiłem, myślałem że łatwiej pójdzie. Wycedził Jan wychodząc z łazienki

-Dużo i tak zrobiliśmy, później zaniosę to co jest już pocięte do piwnicy.– Odpadł Mikołaj.

-Twarde cholerstwo, nie musisz. Kawka, posłodziłaś mi?– Zapytał dziadek babci mieszając czarny napar.

-Co?

-Czy mi posłodziłaś.– zapytał jeszcze raz donośnym głosem, by tym razem usłyszała. Zofia już od wielu lat borykała się z utratą słuchu.

-Tak.– podsuwając Mikołajowi ciastka usiadła między nimi.

Siedzieli tak jakiś czas, rozmawiając o tym co się dzieje w domu u wnuka. Seria pytań zdawała się nie mieć końca. Gdy kawy w szklankach było już niewiele a za oknem robiło się szaro. Mikołaj wstał od stołu i odstawił swoją zastawę do zlewu.

-Idę schować to drewno.– oznajmił

-Nie idź, jutro się to zrobi.– odparła jego babcia robiąc głośniej swój ulubiony program telewizyjny.

-To nie problem uwinę się raz, dwa.

-Klucze masz przy lustrze. Powiedział Jan kończąc kawę.

-Dobra. Mikołaj ubrał się w oka mgnieniu i wyszedł.

Znoszenie drewna do piwnicy zajęło mu trochę więcej czasu niż się spodziewał, meczenie się z otwarciem drzwi do piwnicy w tym nie pomogło. Jednak gdy już przypomniał sobie jak należy postępować z zamkiem mógł przejść do rzeczy. Po wszystkim pokręcił się po ogrodzie i przejrzał rzeczy stojące w domu gospodarczym. Gdy wrócił jego dziadkowie już szykowali kolacje, wieczór upłynął szybko na oglądaniu telewizji i rozmowach. Jak zwykle mikołaj dostał piżamę która była przeznaczona tylko dla niego. W takim dużym domu każdy członek bliskiej rodziny miał swoje rzeczy.

Mikołaj umyty i przebrany spędził jeszcze trochę czasu przed szklanym ekranem. Kiedy zegar wybił jedenastą Jan wstał od stołu.

-Ja już idę spać, dobranoc.– jak powiedział tak zrobił schodząc do sypialni.

-Jak chcesz to jeszcze pooglądaj– oznajmiła Babcia młodzieńca zabierając ze sobą szklankę wody.

-Też już idę.– Odpowiedział wyłączając grające pudło. Zgasił światło w kuchni i zszedł do swojego pokoju tuż obok. U dziadków paliło się jeszcze światło które wypełniało korytarz pomarańczową poświatą, gdyż drzwi do pokojów były przeszkolone pomarańczowym, matowy szkłem. Mikołaj położył, był zmęczony jednak nie mógł się ułożyć na łóżku na którym dawno nie spał.

-Jednak wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.– powiedział do siebie w duchu. Gdy już odpływał w krainę snów przebudził się jeszcze na chwilę. Światło na korytarzu zaświeciło się. Obrócił się na drugi bok by światło go nie wybudzało. Wiedział że dziadek często wstaje w nocy z powodu syndromu niespokojnych nóg. Zasnął snem głębokim i przespał już spokojnie całą noc. Rano, a dokładnie pięć minut przed dziesiątą, przetarł zaropiałe oczy i przeciągnął się na łóżku. Czuł się dziwnie, niby spał dość długo, ale ze względu na nie swoje łóżko nie wyspał się. Wstał jednak powodowany potrzebą odwiedzenia toalety, chociaż gdyby takowej nie miał to i tak spodziewał się babci Zofii która za chwile przyszłaby wołając na śniadanie. Wsunął kapcie i wyszedł z pokoju. Za szklanymi drzwiami sypialni seniorów Mikołaj zauważył poruszającą się niską sylwetkę.

-Udało mi się wstać przed babcią, przynajmniej nie będzie gatki że śpioch ze mnie. – pomyślał i wszedł szybko po schodach. Zrobiwszy to co miał zrobić, wrócił do pokoju ubierając się, rozładowany telefon podłączył do gniazdka i tak samo jak telefon poczuł, że musi posilić siebie. Zamykając drzwi od pokoju zdziwiło go że ani dziadek ani babcia nie krzątają się po domu.

-Ciekawe co na śniadanie.– pomyślał zerkając przez witrynę obawiając się że przeszkodzi im w spokojnym ubraniu się. Postanowił jednak wejść, kiedy chciał otworzyć buzię by zawołać babcię, ziewnął przeciągle i poślizgnął się na panelach. Trzymając się klamki stanął z powrotem na równe nogi. Wytrzeszczył oczy i otworzył usta nie mogąc wydać z siebie żadnego dźwięku kiedy ujrzał że cała podłoga jest w odcieniach purpury. Krew kapała z też z parapetu otwartego na oścież okna a pomiędzy nim a chłopcem, na środku pokoju leżała noga kończąca się krwawą miazgą tuż poniżej kolana. Mikołaj poczuł jak zaczyna się trząść, zemdliło go momentalnie i z ledwością powstrzymał odruch wymiotny. Wycofał się do korytarze i wbiegł do swojego pokoju, nerwowo chwycił telefon wybierając ostatni numer. Kontaktem okazał się jego ojciec który jak na złość nie odbierał, drugi w kolejności do matki, głuchy telefon nie odpowiadał.

-Zaraz co ja robię.– Zastanowił się i trochę oprzytomniał, wybrał numer alarmowy i czekał na połączenie zaglądając przez szybę do pokoju kaźni . Po chwili mikołaj uświadomił sobie ze telefon milczy, brak sygnału ponownie sprawił że zaczął ściskać telefon nerwowo.

-Głupi zasięg, co jest?! – prawie krzycząc z irytacja przypominał sobie że u czasem nie ma tu zasięgu. Nawet jeśli urządzenie pokazywało dwie czy trzy kreski.

Mikołaj złapał się za głowę wpadając w panikę chwilę drepcząc w kółko zastanawiał się co zrobić.

-No stacjonarny powinien działać.– Pomyślał i ruszył w stronę kuchni, jednak jego ręka zatrzymała się przed klamką pokoju.

-Zaraz, kogo ja widziałem za szybą? Ktoś tam chodził?– Mikołaj poczuł ciarki przechodzące mu po plecach. Morderca, zwyrodnialec zabił ich z zimną krwią.

-Może tu jeszcze być?– Mikołaj zaczął zadawać sobie milion pytań, które umilkły gdy wyjrzał przez szybę na sąsiedni pokój. W kompletnej ciszy otworzył drzwi starając się nie hałasować. Czuł jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej ale ruszył do kuchni ledwo zmuszając swoje zesztywniałe ciało do poruszenia. Schody zaskrzypiały gdy wchodził na górę mijając zakrwawiony pokój.

Mikołaj przełknął je w myśli, zaciskając zęby.

-Cholerstwo, błagam nie teraz, nie wydawajcie z siebie dźwięków. – W kuchni w której było niepokojąco cicho odnalazł telefon wybrał numer i czekał wyglądając z okna. Okolica wyglądała normalnie, pusty ogród i widok na drogę, na której jak zwykle nikogo nie było. Mikołaj sprawdził telefon i poczuł jak z jego płuc uchodzi powietrze. Przeraźliwy brak sygnału spowodował u niego lekkie załamanie.

-Czemu, czemu nie mogę zadzwonić?– zapytał siadając na podłodze ze łzami w oczach.

-Wiem pójdę do sąsiadów, oni wezwą kogo trzeba. – Pomyślał i wstał szybko ubierając kurtkę i buty wybiegł z domu. Rozglądając się po otaczającym go lesie i ogrodzie, szedł ścieżką ku drodze asfaltowej. Cisza wydała się nie mieć końca, ani ptak czy odgłosy samochodów jej nie zakłócało. Gdy doszedł do działki sąsiadów przeszedł przez furtkę i podbiegł do drzwi. Zadzwonił opierając się o ścianę tak by nikt nie mógł zajść go od tyłu. Miał wrażenie że czeka wieczność, zdzwonił znowu.

-Halo? Jest tam kto?– Zawołał pukając po raz trzeci. Nie mogąc się doczekać odzewu poszedł w stronę okien i zajrzał do środka. Nikogo nie było.

-Naprawdę? Pierdolcie mnie!- Powiedział sam do siebie mając dosyć tego że wszystko idzie nie tak jak powinno. Wnet usłyszał rumot biegu i wrzask dochodzący ze środka. Wystraszył się schował się pod parapetem wstrzymał oddech by nie zdradzić swojego położenia. Okno szarpane za klamkę otworzyło się po chwili, a na parapecie Mikołaj ujrzał czarne łapska. Gdy tylko dłonie zniknęły z parapetu i usłyszał oddalający tętent, wybiegł znowu na ulice kierując się w stronę domów jakieś trzysta metrów dalej. W nich także nikogo nie było, osiedle nowo powstałych domków jednorodzinnych jakby wymarłe i spowite ciszą nie odpowiadało. Mikołajowi znowu zebrały się łzy w oczach, nie wiedząc już co robić ukucnął na ulicy i zaczął nerwowo pocierać twarz. Postanowił wrócić i zobaczyć pokój jeszcze raz, oraz ponowić próbę zadzwonienia na pomoc. Tak wiec, zmarznięty, lekko zdyszany i z czerwoną dłonią od pukania w drzwi staną na progu domu i nowej sytuacji jaka go czekała.

Koniec

Komentarze

Bardzo mi przykro Haru, Twoje opowiadanie jest napisane tak źle, że w zasadzie nie powinno zostać opublikowane, albowiem w obecnym kształcie zupełnie nie nadaje się do czytania. Choć popełniłeś całe mnóstwo wszelkich możliwych błędów, tym razem nie wskażę żadnego. Szkoda mojej pracy, bo zauważyłam, że nie masz zwyczaju niczego poprawiać. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po co wrzucasz tu takie rzeczy?

Przynoszę radość :)

Cześć.

Miałem nadzieję na jakiś horror. W sumie nie rozczarowałeś: zapis tego tekstu to naprawdę horror. Wiesz, jak to wygląda? Jakbyś dyktował tekst aplikacji do przetwarzania mowy na tekst.

Interpunkcja u Ciebie nie żyje. A przecież jest wiecznie żywa!

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Haru, wrzucając swój ostatni tekst dostałeś wiele cennych uwag. Nie podoba mi się, że nie spróbowałeś z nich skorzystać. 

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Nowa Fantastyka