- Opowiadanie: TamaraUA - O czym marzą roboty

O czym marzą roboty

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

O czym marzą roboty

Od kilku lat jestem samotną jednostką typu K. Modelem zaprojektowanym w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym piątym i wypuszczonym rok później pod dźwięczną nazwą SVIETA.

Jak każdy nowy model zostałam poddana programowaniu podstawowych funkcji i po kilku latach stałam się jednostką zdolną do samodzielnego wgrywania aplikacji rozszerzających moje możliwości. W wieku dwóch lat uzyskałam dostęp do interpretera mowy z jednym językiem. Kończąc siódmy rok istnienia, wgrano mi, nie bez trudu, aplikacje umożliwiającą komunikacje niewerbalną. Na razie były to znaki cyrylicy, ale umożliwiono mi w przyszłości na aktualizacje do systemu znaków łacińskich. Przy tej okazji wgrałam sobie dodatkowy język z symbolem UK. Po kolei, przez kolejne lata instalowano mi bazy danych obejmujące wiedzę podstawową, ale i taką, która pomoże mi, stać się egzemplarzem pożądanym przez droższe modele typu M. Jeszcze mi o tym nie mówiono, a i sama o tym nie myślałam, ale za kilka lat przekonałam się, że taki był cel mojego kodowania.

 

Gdy rozszerzano mi bazę danych o takie informacje jak : chemia, biologia, przygotowując moją jednostkę do zadań konserwacyjno-serwisowym, moim marzeniem stało się być modelem kierującym. Uzyskać dostęp do procesów uzdrawiających uszkodzone lub zainfekowane jednostki. Lekkie trudności z opanowaniem dużych pakietów danych, uniemożliwiły mi zdobycie upragnionych literek DR przed nazwą modelu. Pozostałam jednostką potocznie nazywaną „pielęgniarka”, z którego też jestem zadowolona.

 

W drugiej połowie swojego dotychczasowego funkcjonowania uruchomiła mi się aplikacja odpowiedzialna za reprodukcje. Z początku nie zwracałam na nią uwagi, wręcz ignorowałam ją z całkowitym niezrozumieniem procedur, jakie w niej istniały. Pochłonięta wgrywaniem całych baz danych zgromadzonych na papierowych kartach, nie zauważyłam, że niezrozumiane przeze mnie linijki kodu, powoli instalowały mi nową obudowę. Bardziej ergonomiczną, z wieloma ukrytymi guzikami włączających jeszcze mi nieznane systemy. Gdy powolny proces przemiany zakończył działanie, pojawiły się nowe aplikacje: ciuchy, kosmetyki, błyskotki i seksowna fryzura. Wręcz zafascynowana nowym softem uruchamiałam każdą z nich tuż po restarcie dobowym i przed każdym wyjściem z centrali. A tam kolejna niespodzianka. Na widok co bardziej atrakcyjnych modeli typu M z automatu aktywuje się aplikacja: ciekawość i pożądanie. Zrozumiałam sens swojego istnienia.

 

Mając na liczniku siedemnaście przecinek zero siedem, pierwszy raz doświadczyłam kontaktu z jednostką M. Ten pierwszy kontakt był czymś odkrywczym i nie do końca zrozumianym. Moje oprogramowanie reprodukcyjne wyświetlało mi potrzebne informacje, lecz nie do końca umiałam z nich korzystać. Wielkim zdziwieniem były radykalne różnice w obudowach naszych modeli. Niby miałam to zgrane na dysk twardy, ale cyfrowy zapis w pamięci zawsze zniekształca analogowy obraz rzeczywistości. Instrukcja obsługi modelu M, w jakiej kolejności należy uruchamiać poszczególne podprogramy, też mocno kulała, ale to też może przez zbyt przeciążony aplikacjami system M. Koniec końców jednostka M zawiesiła się w połowie sesji, pozostawiając liczne niezakończone aplikacje we mnie. To była porażka. No prawie porażka, bo zauważyłam, że do momentu poprawnego funkcjonowania jednostki M było bardzo przyjemnie.

 

Zaintrygowana tym postanowiłam zgrać bazę danych dla starszych modeli. To, czego się dowiedziałam, całkowicie zmieniło moje oczekiwania w kontaktach z jednostkami typu M. Uzbrojona w nowe instrukcje i liczne procedury ruszyłam na poszukiwania. Okazało się, że nie ma zbytniego problemu ze znalezieniem chętnych. Większym wyzwaniem było znalezienie jednostki zdolnej uruchamiać odpowiednie aplikacje i z kompletną instrukcją obsługi jednostek K.

 

Kolejne próby połączenia mnie z jednostką M kończyły się po kilku sesjach awarią systemu i zawieszeniem wielu programów tak bardzo pożądanych przeze mnie. Często zwolnione obszary pamięci, po takich programach jak : kwiaty, biżuteria, restauracja, zajmowały nikomu niepotrzebne aplikacje : kolega, piwo, telewizja. Koszmar!

 

Dalsze poszukiwania odpowiedniego modelu nie przynosiły skutku, a ostatni typ M wprowadził mi trojana i po kilku miesiącach stałam się odpowiedzialna za poprawne programowanie nowego modelu z roku 2002. Nazwałam ją Anastazja. A że typ M nie miał zamiaru brać na swoje barki licznych problemów związanych z wgrywaniem softu nowej jednostce, wygnałam go na zbity wyświetlacz. Program „reprodukcja” niespodziewanie sam się zawiesił i spokojnie mogłam uruchomić aplikacje „macierzyństwo”, którą dostarczono mi wraz z modelem K-Anastazja-UA 2002.

 

Tak dotarłam do daty planetarnej dwa tysiące siedem, w której to postanowiłam spróbować ostatni raz poszukać kompatybilnej ze mną jednostki typu M.

Przykrymi licznymi doświadczeniami z poprzednich lat, gdy sama szukałam odpowiedniego typu, tym razem postanowiłam skorzystać z sieci informatycznej obejmującej całą planetę. Zdecydowanie większy zasięg obejmujący modele, o jakich nie śniłam, był głównym impulsem, aby skorzystać z tej formy reserchingu. Zrobiłam sobie kilka fotek pod różnym kątem i w różnych etui. Opisałam swoje parametry. Stan licznika – jedenaście tysięcy sześćset osiemdziesiąt cztery dni. Waga – czterdzieści osiem tysięcy gram. Wysokość – tysiąc pięćset pięćdziesiąt milimetrów. Szerokość – i tu modele K mają mały problem. Czym wytworniejszy egzemplarz tym tych wymiarów jest więcej, więc zwyczajowo podaje się tylko trzy najważniejsze. Ja uważam się za atrakcyjny egzemplarz, więc podaje wymiary licząc od góry. Osiemset trzydzieści, sześćset pięćdziesiąt i dziewięćset milimetrów. Na koniec podaje moje ulubione aplikacje i dopisuje swoje oczekiwania od kandydata.

 

Czekam.

Pierwszy M z linkiem serwera SK nie przypadł mi do gustu. Niby obudowa i wyświetlacz ok, ale sama użyłam funkcji fotoShot, wygładzając ryski i plamki na obudowie i wyświetlaczu, więc nie.

 

Drugi od razu zapowiedział częste wspólne aktywowanie programu „Impreza do rana”. Nie zdecydowane, nie.

Trzeci by może chciał, ale nie ma stałego abonamentu i z doładowania nie stać go aby przyjechać z regionu F. Chyba próbował podesłać mi link do aplikacji „współczucie”, lecz nie nabrałam się na to.

 

Po kilku tygodniach postanowiłam sama zerknąć na oferowane modele i może ewentualnie coś dla siebie wybrać. Wpadł mi w obiektyw model z linkiem PL. Wysokość – tysiąc sześćset osiemdziesiąt mm. Nie za wysoki dla mnie, wręcz w sam raz. Waga – siedemdziesiąt siedem tysięcy gram. Moim zdaniem optymalna. Wyświetlacz przyjemny w odbiorze a i panel dotykowy niczego sobie. Szeroki u góry i znacznie węższy u dołu w okolicy wypustek kroczących i głównego drążka manewrowego. Mówi się, że niektóre typy M, tam mają zainstalowany główny procesor (pojemność takiego procesora wiele by tłumaczyła).

 

Futerał modela o symbolu M-Mietek.PL wyraźnie mówi mi, że nie został zakupiony z doładowania na kartę. Jest skromni, praktyczny i z pewnością zakupiony w renomowanych sklepach, a nie na rynku alldago, czy ej-bywa. Nie zastanawiam się długo i odpowiadam na anons.

Mimo, że piszę w regionalnym języku UA, M z PL nie ma problemu z translacją na swój język i szybko odpowiada na mój list. Jest zainteresowany i chcę przyjechać jak najszybciej do UA.

Takiej odpowiedzi oczekiwałam. Zdecydowanej i pewnej, a nie proszącej o moja inicjatywę.

 

M z PL w międzyczasie dużo pisze do mnie. Wyraźnie widzę, że ma solidnie rozbudowany słownik bogato zaopatrzony w liczne kopie papierowych arkuszy znanych na świecie programistów. Jego program odpowiedzialny za planowanie przyszłości idealnie współgra z moim. Linijki kodu odpowiedzialne za interakcje ze mną nie budzą moich zastrzeżeń. Czekam. Za tydzień spotkam go w centrum rejonu UA.

 

Przesyłkę odbieram w centrali UA Kiwój. Od razu sprawdzam, czy dotarł model, którego się spodziewałam i skanuję jego obudowę. Mimo sporego przebiegu, to w końcu rocznik sześćdziesiąt osiem, nie widać po nim, aby był zbyt mocno eksploatowany. Żadnych rys czy zadrapań na panelu i wyświetlaczu, brak przebarwień czy wgnieceń, ale przetarcia lakieru na górnej osłonie są. Nie szkodzi. Pewnie był parę razy zrzucony z podkładki wypoczynkowej przez poprzedniego użytkownika typu K, ale to nie wpływa na dalsze użytkowanie, chyba że, został uszkodzony program lojalnościowy. Wtedy trzeba będzie wgrać od nowa kod „wierność”.

 

Typ M-Mietek-PL przybył zapakowany w drogi futerał udekorowany kwiatkiem i od razu uruchamia program „romantycznie”. Zgodność potwierdzona, więc czym prędzej zabieram go do macierzystej centrali, gdzie główni moi programiści ocenią jego przydatność. Nie, żebym nie miała swojego programu diagnostycznego, ale chcę znać opinie jednostek, które programowały mnie od zera. A tu niespodzianka. M od razu uruchamia program krótkiego planowania i ustala swój pobyt u mnie na pięć dni. Kupił bilet powrotny. Co ja z nim będę robić pięć dni? Trudno.

 

W centrali dokonuje prezentacji nowego modelu. Jest zgoda na próbny rozruch programu „Randka”. Sama podekscytowana tym zapomnianym procedurom zabieram M na tor testujący. Chcę, jak najszybciej uruchomić wszystkie programy poczynając od „restauracja” poprzez „konwersacja” kończąc na „spacer”. Zdaje celująco. Pierwszy dzień zleciał szybko i bardzo ciekawie.

 

Na drugi dzień, zabieram go na bazar i testuje najistotniejsze programy, które powinny pracować z najwyższym priorytetem. Jestem K ze sporą bazą danych na poziomie wyższym i wiem, jak subtelnie przeprowadzić taki test. Nie wydaje zwykłej komendy „kup mi to”, lecz wpuszczam mu wirusa o nazwie „Jakie to śliczne” Jednostki typu M z większą liczbą procesorów wielowątkowych od razu aktywują program „biżuteria”. To tylko test świadczący o mocno rozbudowanym systemie wieloprocesorowych funkcji połączonych z wyższym abonamentem od operatora. Jednostki M z małą liczbą rdzeni co najwyżej aktywują wsteczną komendę „to sobie kup”. Takich nie potrzebuje.

 

Trzeci dzień pozostawiam dla niego. Nie jestem jednostką dominującą i pozwalam mu na samodzielne aktywowanie programów testujących typ K. Z miejsca rozpoznaje linie kodu programu „romantyczny”. Widać, że przeczytał instrukcje obsługi K i zna się na poszczególnych funkcjach programu „randka”. Typ M nie jest zbyt wymagający, jeśli chodzi o oprogramowanie jednostek K, ale za to bardzo skupia swoją uwagę na wyglądzie obudowy. Ich skaner jest tak mocny, że czuć go pod etui. Model M-Mietek-PL nie robi tego, za to skupia swą uwagę na wyświetlaczu i moich wypustkach manipulatorów. Mówi, że są piękne. Nigdy przedtem nie słyszałam o takim kodowaniu wprowadzającym do uruchomienia głównego programu reprodukcyjnego.

 

Czwarty dzień to kolejne testy podprogramów z naciskiem na te najważniejsze. Czyli „romantyczny” i „konwersacja”. Typ M-Mietek-PL ma bardzo rozbudowaną kartę graficzną zdolną do zabarwiania różnymi kolorami program „przyszłość”. Procesor graficzny ma taką moc, że sama aktywuję program „marzenia” i dokładnie kopiuje wyświetlane przez M obrazy na swój dysk.

 

Piąty dzień to w zasadzie tylko aktywacja programu „pożegnanie” z licznymi podprogramami „obiecanki”, „zapewnienia” i tak dalej. M mając stały abonament ma też stałe zobowiązania wobec operatora z jakim podpisał umowę. Całkowicie to rozumiem i nawet uruchamiam na całą moc program „rozumiem”. Przyjedzie za miesiąc. To sporo czasu planetarnego, ale czuję, że warto.

 

Czas do kolejnego testu wykorzystujemy na dodatkowe pomiary przy użyciu zewnętrznej aplikacji SkaPa z funkcją wideofonii. Pozwala nam to na poznawanie spektrum naszych baz danych i przy okazji wysyłamy sobie wirusy umieszczone w linijkach tekstu i obrazu. To normalna procedura, którą obydwoje akceptujemy i nawet potrzebujemy, aby w odpowiednim momencie użyć ich do wyłączenia programu zapory ogniowej. M z PL wysyła mi zdecydowanie więcej mini wirusów, o szerszym wachlarzu działania, uruchamiając zbyt wcześnie mój reprodukcyjny.

 

Gdy zegar odliczający czas kolejnego testu dobiega końca, ja mam już całkowicie pootwierane porty dostępu gotowe na wprowadzenie większej ilości obcego kodu. W dodatku M-Mietek-PL jest na tyle zdolnym programistą, że pozakładał hasła w moim systemie uniemożliwiające innym jednostkom typu M, na skorzystanie z otwartych furtek do mojego systemu. Zrobił to tak perfekcyjnie, że stałam się K całkowicie niedostępną dla jakichkolwiek prób włamania przez programy wirusowe innych jednostek.

 

Nadszedł czas na ostateczny test zgodności naszych portów komunikacyjnych. Tutaj są pewne różnice między modelami M i K. K ma wbudowane podwójny port i potrzebuje wstępnego rozruchu portu „ore”, aby całkowicie aktywować port „feminina”. Tym czasem typ M mimo że posiada dwa porty komunikacyjne to do pełnej aktywacji programu „reprodukcja” wystarczy zdjąć blokadę z portu „mentula”.

 

M doskonale przygotowany do testu zdejmuje powoli moje etui odsłaniając całkowicie panel dotyku i wszystkie porty dostępu. Ja aktywuje program „uległość” i zdejmują blokadę na głównym porcie komunikacyjnym. Oceniam rozmiar i przydatność interfejsu mentula. Jak zawsze wydaje się, że jest zbyt duży ale to tylko złudzenie. Zawsze pasuje. Czas na pierwszy test i pierwsze niepowodzenie. System M zawiesił się przy pierwszej próbie wysyłając cały kod AND na moją obudowę. Szok i niedowierzanie aktywuje we mnie podprogramy decyzyjne.

 

Mam dwa wyjścia. Aktywować program „śmiech” lub „zrozumienie” Ten pierwszy definitywnie zakończy dalsze próby z tym modelem i grozi aktywacją programu „przemoc domowa”. Znam K, która wybrała ten program i wróciła do centrali z podbitą kamerą. Mimo działającego głównego procesu i nagromadzeniu sporej dawki energii potrzebnej do zakończenia programu reprodukcja, postanawiam skasować program „frustracja” i aktywuje „zrozumienie”. M z regionu PL potrzebuje czasu na restart i ponowny rozruch procesora o nazwie kodowej „phallus”. Jako doświadczona K wiem jak ten proces przyśpieszyć i aktywuje procedurę awaryjną „booj Hannd” wspomaganą programem „oscula”.

 

Typ M najwidoczniej zlikwidował niepotrzebne linijki kodu odpowiedzialne za poczucie winy i szybko uruchamia główne procesy reprodukcyjne. Kolejna próba to oczywisty sukces. Złącze mentula wsuwa się w muliebris i można spokojnie podjąć próbę przesyłu danych AND. Ten proces jest bardzo niedoskonały i potrzebuję wielu prób aby system zadziałał. Port komunikacyjny M wielokrotnie wsuwa się szukając odpowiedniej konfiguracji. Taka praca wyzwala sporą ilość energii co z kolei wymusza większą wydajność systemu chłodzenia. Przegrzane kondensatory i sapiące sprężarki nie ułatwiają zadania, ale praca musi zostać wykonana do końca. K w tym momencie jest raczej bierna i tylko przytrzymuje panel M i lekko wspomaga ustawiając port muliebris pod różnymi kontami. Za to M pracuje całą parą raz po razie wsuwając gniazdo mentula szukając połączenia.

 

Typy M przy tej procedurze zachowują różną prędkość i siłę. Jedni wchodzą od razu na wysokie obroty i siłowo próbują rozwiązać problem. Inni liczą na nieistniejący program “miraculum” i prawie nie ruszając się przesyłają pakiet danych. Model M-Mietek-PL jest idealnie pośrodku przytoczonych przykładów. Z gracją wchodzi i wychodzi z portu muliebris nie zaniedbując przy tym pracy przy wszelkich aktywatorach na moim panelu. Sukces jest już zagwarantowany. Tylko czy test przejdzie idealnie? Dobrze jest gdy to K pierwsza dokona resetu i poczeka na pakiet danych AND.

 

Gorzej gdy to M wyśle strumień semen zanim K zawiesi wszystkie funkcje i pozostanie z licznymi zapętlonymi programami. Idealnie jest gdy dane AND uderzając w uterus dokonają samoistnego restartu obu modeli. Tym razem jest inaczej. Zanim otrzymuje upragniony podprogram z trojanem, M doprowadza mój system do dwukrotnego restartu. Przy kolejnej próbie zmienia koniunkcje i doprowadza nas do jednoczesnego resetu całego systemu. Mam wrażenie, że uszkodził mi źródło zasilania które pracuje lekko niestabilnie. Mam nadzieje, że kolejna próba ustabilizuje tę anomalie. A test z oceną bardzo wysoką sprawił, że posiadam ten model do dziś.

 

Opis portów i programów.

 

Ore– Usta

Feminina– rodzaj żeński

Mentula, phallus– penis

Oscula– pocałunek

miraculum– cud

muliebris – Kobiecy

 

Koniec

Komentarze

Cześć.

Przebiłem się przez mniej więcej jedną trzecią tekstu.

Nie podobał mi się ani treściwie, ani poprawnościowo.

  1. Tytuł jest pytaniem, więc powinien kończyć się pytajnikiem.
  2. Od czasu do czasu pojawia się błąd fleksyjny, co sugeruje, że masz tendencję do takich błędów: “wgrano mi, nie bez trudu, aplikacje umożliwiającą“, “aplikacja odpowiedzialna za reprodukcje“.
  3. Zbyt frywolnie budujesz niektóre zdania, co kończy się błędami: “umożliwiono mi w przyszłości na aktualizacje“. Być może jest to jakaś naleciałość z języka wschodniego.
  4. “Wgrywanie aplikacji”… Kiedy to ja ostatnio słyszałem “wgrywanie” w kontekście programu, gdy czy aplikacji? Chyba około roku 2000. A później owe aplikacje na ogół się “instalowało”.
  5. O ile wiem, to współczesny alfabet rosyjski to grażdanka i różni się od prawie martwej cyrylicy.

Ta część fabuły, którą przeczytałem, była atrakcyjna przez kilka wierszy, kiedy jeszcze nie wiedziałem, o co chodzi. Potem stała się:

  1. przewidywalna,
  2. tendencyjna,
  3. szowinistyczna.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Hmm. Wa­ria­cja na temat sta­re­go dow­ci­pu. Pierw­szy aka­pit cie­ka­wy – do­pó­ki się nie zgad­nie, o co cho­dzi. Póź­niej lecą wstaw­ki z tego żartu, który kil­ka­na­ście lat temu krą­żył po sieci in­for­ma­tycz­nej. Póź­niej wy­kra­czasz poza ten kawał (przy­naj­mniej w wer­sji mi zna­nej), więc za­czy­na robić się in­te­re­su­ją­co, ale szału nie ma.

Sporo li­te­ró­wek, szcze­gól­nie zwią­za­nych z ogon­ka­mi przy pol­skich zna­kach.

Koń­cząc siód­my rok ist­nie­nia, wgra­no mi, nie bez trudu, apli­ka­cje umoż­li­wia­ją­cą ko­mu­ni­ka­cje nie­wer­bal­ną.

W zda­niach tego typu nie wolno zmie­niać pod­mio­tu, bo bzdu­ry wy­cho­dzą. Dwie li­te­rów­ki.

Wy­so­kość – ty­siąc pięć­set pięć­dzie­siąt de­cy­me­trów.

Serio? To chu­dziut­ki ten model mu­siał być. Sprawdź w słow­ni­ku, co zna­czy de­cy­metr.

usta­wia­jąc port mu­lie­bris pod róż­ny­mi kon­ta­mi.

Zna­czy, różne alia­sy wy­ko­rzy­sty­wa­ła? ;-)

 

Aha, czy gatunek to aby na pewno fantasy?

Babska logika rządzi!

Cześć.

Piotrze, przez moment pomyślałem, masz racje. Tytuł powinien kończyć się znakiem zapytania, ale po dłuższej analizie, doszedłem do wniosku, że nie. To jest stwierdzenie, nie zapytanie. Więc zostawiam tytuł z kropka na końcu. Opierając się na opinii rosyjskojęzycznej strony, muszę znowu powiedzieć – nie! Nie istnieje w rosyjskim słowniku, coś takiego jak grażdanka w znaczeniu alfabetu. Nadal obowiązuje cyrylica. Grażdanka oznacza obywatelkę i była używana w czasie zaboru przez polaków zmuszanych do nauki alfabetu rosyjskiego. Być może, nadal używa się jej w Polsce, ale na pewno nie na wschodzie.

Co do reszty. Nie będę protestował. Piszę tak jak umniem.

Pozdrawiam.

 

Tamaro, bez kropki na końcu. Można stawiać po tytułach pytajniki, wykrzykniki, wielokropki, ale nie samotne kropeczki.

Babska logika rządzi!

Cześć Finkla.

Długo zastanawiałem się, czy moje opowiadanie pasuje do tej strony. Wahałem się i wahałem, ale w końcu postanowiłem spróbować. No i nie trafiłem, to przecież nie fantasy, zgadzam się, ale są roboty! :-).

Podpadłem z tymi dcm i przyznaję się, poleciało z głowy, a że głowa zapamiętała bzdury, rozum nie nakazał sprawdzić tego, wyszło głupio i wstydliwie.

 

Tobie i Piotrowi dziękuję za podpowiedzi. Za przeczytanie mojego tekstu.

Pozdrawiam.

Nie znam internetowych dowcipów, więc pomysł wydawał się interesujący cały czas. Problem miałam ze stylem, może taka właśnie jest robotyczna narracja, ale mnie to męczy. Podobnie jak długie bloki tekstu.

.​

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Tamaro, bez kropki na końcu. Można stawiać po tytułach pytajniki, wykrzykniki, wielokropki, ale nie samotne kropeczki.

Zajrzałem do domowej biblioteczki. Faktycznie! Dużo muszę się jeszcze nauczyć.

 

fleurdelacour

Przepraszam za duże bloki tekstu. Poprawiłem, może teraz tekst będzie bardziej przyjazny czytelnikowi.

Cześć.

Wikipedia dla mnie nie jest żadną wyrocznią. Fora internetowe także. Natomiast jeżeli kolejne linki potwierdzają moją zdobytą poza Internetem wiedzę, że obecny alfabet rosyjski nazywa się “grażdanka” i rzeczywiście różni się od cyrylicy (która obowiązywała kiedyś), to może być w tym jednak prawda.

Podsyłam link, a jeżeli chcesz, to zbadaj sam.

http://forum.mlingua.pl/showthread.php?t=20879

(Do Wikipedii też mógłbym. Tylko po co?)

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Cześć.

Spytałem kilku Rosjan, czy uczyli ich cyrylicy, czy może grażdanki? Odpowiedź była jedna – cyrylicy. Byli zdziwieni nazwą ich alfabetu grażdanką.

Po przeczytaniu co o tym sadzi Wikipedia PL i RU doszedłem do wniosku, że te portale różnią się. Z polskiej strony można wywnioskować, że nazwa alfabetu zmieniła się wraz z reformą Piotra I. Rosyjska strona opisuje to jako reformę Piotra I , który wprowadził zmiany w sześciu literach i było używane w pismach urzędowych, nie zastąpiło cyrylicy( grażdański szryft ). Oficjalnym językiem jest cyrylica rosyjska.

Aby rozwiać wątpliwości jakie zasiałeś we mnie, nie ukrywam, że takie się pojawiły, skieruje zapytanie do znajomej Rosjanki, filologa języka rosyjskiego.

 

https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%9A%D0%B8%D1%80%D0%B8%D0%BB%D0%BB%D0%B8%D1%86%D0%B0

 

 

 

Ale przecież jedno pojęcie w różnych językach może być nazywane różnie. Albo na odwrót – bardzo podobne słowa oznaczają odmienne rzeczy. Choćby nasze i rosyjskie krzesła, dywany i krawaty. Jeśli piszesz po polsku, wypadałoby trzymać się polskich znaczeń. Ale, z drugiej strony, nie czepiałabym się tak bardzo cyrylicy. Chyba zdarzają się potoczne użycia tego słowa jako obecnego alfabetu w Rosji i kilku innych krajach.

Babska logika rządzi!

Nie czuję się znawczynią pism, czcionek, ani rosyjskiego. Jako czytelnik przeciętny stwierdzam, iż słowo grażdanka słyszałam, ale nie zastanawiałam się, co dokładnie oznacza. Słowo cyrylica od zawsze stosuję i rozumiem jako alfabet stosowany w zapisie rosyjskiego, zarówno przed jak i po reformie. I tak na prawdę nie znam definicji, zdecydowałam się tylko przedstawić głos ludu ;)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Niestety, opowiadanie kompletnie nie przypadło mi do gustu. Jest monotonne i przypomina instrukcję obsługi jakiegoś urządzenia. Nie znalazłam tu ani zapowiadanego tagiem humoru, nie dopatrzyłam się także żadnej miłości.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia – liczne błędy, literówki, nadmiar zaimków, nie zawsze czytelnie konstruowane zdania, że o zbagatelizowanej interpunkcji nie wspomnę, nie ułatwiały lektury.

 

Po kolei, przez ko­lej­ne lata in­sta­lo­wa­no mi bazy da­nych… – Brzydkie powtórzenie.

 

Gdy roz­sze­rza­no mi bazę da­nych o takie in­for­ma­cje jak : – Zbędna spacja przed dwukropkiem. Ten błąd pojawia się także w dalszej części opowiadania.

 

Po­zo­sta­łam jed­nost­ką po­tocz­nie na­zy­wa­ną „pie­lę­gniar­ka”, z któ­re­go też je­stem za­do­wo­lo­na. – Kim/ czym jest ten, z którego K jest zadowolona?

 

W dru­giej po­ło­wie swo­je­go do­tych­cza­so­we­go funk­cjo­no­wa­nia uru­cho­mi­ła mi się apli­ka­cja od­po­wie­dzial­na za re­pro­duk­cje. – W dru­giej po­ło­wie mojego do­tych­cza­so­we­go funk­cjo­no­wa­nia… Literówka.

 

Z po­cząt­ku nie zwra­ca­łam na nią uwagi, wręcz igno­ro­wa­łam z cał­ko­wi­tym nie­zro­zu­mie­niem pro­ce­dur, jakie w niej ist­nia­ły. – Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

 

Bar­dziej er­go­no­micz­ną, z wie­lo­ma ukry­ty­mi gu­zi­ka­mi włą­cza­ją­cych jesz­cze mi nie­zna­ne sys­te­my.Bar­dziej er­go­no­micz­ną, z wie­lo­ma ukry­ty­mi gu­zi­ka­mi, włą­cza­ją­cymi jesz­cze mi nie­zna­ne sys­te­my.

 

Mając na licz­ni­ku sie­dem­na­ście prze­ci­nek zero sie­dem, pierw­szy raz do­świad­czy­łam kon­tak­tu z jed­nost­ką M. Ten pierw­szy kon­takt był czymś od­kryw­czym… – Czy to celowe powtórzenie?

 

Uzbro­jo­na w nowe in­struk­cje i licz­ne pro­ce­du­ry ru­szy­łam na po­szu­ki­wa­nia. Oka­za­ło się, że nie ma zbyt­nie­go pro­ble­mu ze zna­le­zie­niem chęt­nych. Więk­szym wy­zwa­niem było zna­le­zie­nie jed­nost­ki zdol­nej uru­cha­miać od­po­wied­nie apli­ka­cje i z kom­plet­ną in­struk­cją ob­słu­gi jed­no­stek K. – Powtórzenia.

 

spo­koj­nie mo­głam uru­cho­mić apli­ka­cje „ma­cie­rzyń­stwo”… – Literówka.

 

Waga – czter­dzie­ści osiem ty­się­cy gram.Waga – czter­dzie­ści osiem ty­się­cy gramów.

 

Czym wy­twor­niej­szy eg­zem­plarz tym tych wy­mia­rów jest wię­cej… – Im wy­twor­niej­szy eg­zem­plarz, tym tych wy­mia­rów jest wię­cej

 

Na ko­niec po­da­je moje ulu­bio­ne apli­ka­cje i do­pi­su­je… – Literówki.

 

Niby obu­do­wa i wy­świe­tlacz ok, ale sama uży­łam funk­cji fo­to­Shot, wy­gła­dza­jąc ryski i plam­ki na obu­do­wie… – Czy nie powinno być: …uży­łam funk­cji fo­to­shop/ photoshop

 

Wy­so­kość – ty­siąc sześć­set osiem­dzie­siąt mm.Wy­so­kość – ty­siąc sześć­set osiem­dzie­siąt milimetrów.

Nie używamy symboli.

 

Waga – sie­dem­dzie­siąt sie­dem ty­się­cy gram.Waga – sie­dem­dzie­siąt sie­dem ty­się­cy gramów.

 

Jest skrom­ni, prak­tycz­ny… – Literówka.

 

z pew­no­ścią za­ku­pio­ny w re­no­mo­wa­nych skle­pach… – W ilu sklepach kupuje się jeden model?

 

Li­nij­ki kodu od­po­wie­dzial­ne za in­te­rak­cje ze mną nie budzą moich za­strze­żeń. – Czy oba zaimki są niezbędne?

 

W cen­tra­li do­ko­nu­je pre­zen­ta­cji no­we­go mo­de­lu. – Literówka.

 

Sama pod­eks­cy­to­wa­na tym za­po­mnia­nym pro­ce­du­rom za­bie­ram M na tor te­stu­ją­cy. Sama pod­eks­cy­to­wa­na tymi za­po­mnia­nymi pro­ce­du­rami, za­bie­ram M na tor te­stu­ją­cy.

 

za­bie­ram go na bazar i te­stu­je naj­istot­niej­sze pro­gra­my… – Literówka.

 

Nie wy­da­je zwy­kłej ko­men­dy „kup mi to”, lecz wpusz­czam mu wi­ru­sa o na­zwie „Jakie to ślicz­ne”  – Literówka. Brak kropki na końcu zdania.

 

Ta­kich nie po­trze­bu­je. – Literówka.

 

ale za to bar­dzo sku­pia swoją uwagę na wy­glą­dzie obu­do­wy. Ich ska­ner jest tak mocny, że czuć go pod etui. Model M-Mie­tek-PL nie robi tego, za to sku­pia swą uwagę… – Powtórzenie.

 

ma też stałe zo­bo­wią­za­nia wobec ope­ra­to­ra z jakim pod­pi­sał umowę. – …ma też stałe zo­bo­wią­za­nia wobec ope­ra­to­ra z którym pod­pi­sał umowę.

 

To sporo czasu pla­ne­tar­ne­go, ale czuję, że warto. Czas do ko­lej­ne­go testu… – Powtórzenie.

 

Gdy zegar od­li­cza­ją­cy czas ko­lej­ne­go testu do­bie­ga końca… – W jaki sposób zegar dobiega końca?

Pewnie miało być: Gdy czas ko­lej­ne­go testu, odliczany przez zegar, do­bie­ga końca

 

K ma wbu­do­wa­ne po­dwój­ny port… – Literówka.

 

Tym cza­sem typ M mimo że po­sia­da dwa porty… – Tymcza­sem typ M, mimo że po­sia­da dwa porty

 

Ja ak­ty­wu­je pro­gram „ule­głość” i zdej­mu­ją blo­ka­dę… – Literówki.

 

po­sta­na­wiam ska­so­wać pro­gram „fru­stra­cja” i ak­ty­wu­je „zro­zu­mie­nie”. – Literówka.

 

jak ten pro­ces przy­śpie­szyć i ak­ty­wu­je pro­ce­du­rę awa­ryj­ną… – Literówka.

 

Zanim otrzy­mu­je upra­gnio­ny pod­pro­gram z tro­ja­nem… – Literówka.

 

pra­cu­je lekko nie­sta­bil­nie. Mam na­dzie­je, że ko­lej­na próba usta­bi­li­zu­jeano­ma­lie. – Powtórzenie. Literówka.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję bardzo za poświęcony czas i wskazanie błędów.

Jeśli uwagi okazały się przydatne, to bardzo się cieszę. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

“Kończąc siódmy rok istnienia, wgrano mi, nie bez trudu, aplikacje umożliwiającą komunikacje niewerbalną.“ – jak już zauważono wyżej, to zdanie jest niegramatyczne i ma dwie literówki.

 

“Na razie były to znaki cyrylicy, ale umożliwiono mi w przyszłości na aktualizacje do systemu znaków łacińskich.“ – to zdanie również jest niegramatyczne, i też ma literówkę.

 

Ok, generalnie nie będę robić tak zwanej “łapanki”, bo Regulatorzy i Finkla już dość przykładów dostarczyły. Czemu wskazane przez nie błędy nie zostały poprawione?

Faktycznie, w tekście roi się od literówek (przede wszystkim brak jest ogonków ą i ę na końcach wyrazów), to jego główny mankament. Część zdań jest nieprawidłowo skonstruowana, część niezręczna. Zgadzam się też, że tekst czytałoby się lepiej, gdyby nie był podzielony na mniejsze akapity.

 

Przez cały czas się zastanawiałam, dlaczego K nie przedstawiła M Anastazji?

 

Ogólne wrażenia: Wspomnianego wyżej żartu nie znam, więc pomysł wydał mi się interesujący. Tyle tylko, że przeciągnięty ponad miarę. Fajne analogie i skojarzenia, owszem, ale koniec końców odniosłam wrażenie, że całość została napisana tylko po to, by opisać bardzo szczegółowo stosunek. To mocno zaburza proporcje tekstu – obserwujemy rozwój i dorastanie K, opisane we w miarę dobrym tempie, a potem skupiamy się na poznawaniu M i – przede wszystkim – na ostatniej scenie łóżkowej. Za dużo o tym było, by było zabawnie, zrobiło się po prostu nużąco.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Opowiadanie wykazuje się niestety kompletnym brakiem gracji. Bardzo lubię tematykę związaną z robotyką, ale zarówno pomysł na “dekorację”, jak i wykonanie odbierają przyjemność z lektury.

Opowiadanie czyta się trudno, zarówno ze względu na liczne błędy (składniowe, interpunkcyjne, gramatyczne), jak i niespójny styl. Wydaje mi się, że używasz słownictwa techniczno-informatycznego częściowo na chybił-trafił. Np. użycie słowa “aplikacja” w kontekście systemu reprodukcji i jako synonimu emocji. Albo jedno, albo drugie. To dwie zupełnie inne rzeczy i używanie jednego terminu dla obu jest mylące. W efekcie, nadal nie wiem czym w twoim opowiadaniu jest “aplikacja”, a czym “program”. Świetnym przykładem tej nieścisłości jest poniższy fragment:

Często zwolnione obszary pamięci, po takich programach jak : kwiaty, biżuteria, restauracja, zajmowały nikomu niepotrzebne aplikacje : kolega, piwo, telewizja.

Zresztą, ogólnie użycie wielu terminów jest dla mnie bardzo nienaturalne. Nawet zważywszy na zastosowaną stylizację. Mówię o “wypustkach kroczących”, “drążkach manewrowych”, czy “wypustkach manipulatorów”. Brzmi to jak tanie sci-fi z połowy XX wieku.

Największy problem mam jednak z wspomnianą już nieścisłością stylistyczną tekstu. Z jednej strony używasz języka technicznego, próbujesz oddać perspektywę robota, piszesz o “etui”, a potem rzucasz “ciuszkami”, “błyskotkami” i tym podobnymi. W efekcie całość zaczyna wyglądać jak żart, a wszelka stylizacja zamiast być ciekawą, wydaje się robioną w najprostszy, najbardziej łopatologiczny, a przez to nieśmieszny, sposób.

I na koniec. Nie rozumiem jaki był zamysł opowiadania. Mamy tu bardzo banalną, życiową historię. Bez jakiegokolwiek zwrotu akcji. A jej jedynym wyróżnikiem jest próba (nieudana) stylizacji całości na perspektywę robota. Czy o to właśnie chodziło?

Nowa Fantastyka