- Opowiadanie: RogerRedeye - Czerwona Frea

Czerwona Frea

Jedno  z wielu moich opowiadań, opublikowanych w magazynie grozy “Histeria”. A tak naprawdę jest to opowieść fantasy.

W stosunku do pierwowzoru nieznacznie skróciłem i zmieniłem tekst.

Spokojnej lektury.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Czerwona Frea

Pierwszy raz w życiu Ingrid drżała z trwogi. Pociła się z zawłaszczającego umysł strachu. Dłonie trzęsły się niczym liście osiki na wietrze, więc zacisnęła palce w pięści. Nie chciała patrzeć przez otwór okienny w murze komnaty – chłonęła tylko dźwięki dobiegające zza podwórca dworzyszcza. Pozostawało już tylko jedno – słuchać. Z oczyma wbitymi w posadzkę odbierać męczące uszy odgłosy krwawego starcia.  

Miarowy łomot tarana zagłuszał wrzaski i jęki walczących wojów. Młoda kobieta wiedziała, że w końcu brama pęknie i napastnicy wedrą się do środka. Przełamią rozpaczliwy opór pozostawionej przez Haralda garści zbrojnych.

Potężny bal uderzał bez przerwy. Huk miarowych pchnięć przebijał się przez krzyki walczących, rzężenia konających i przeraźliwe zawodzenia tych, których trafił strumień wrzącej smoły. Wojownicy Rudego Svena uparcie nacierali. Ich bitewne okrzyki coraz bardziej nasycała pewność tryumfu.

Okuta żelazem głowica grubej kłody uderzała coraz szybciej, wydając dźwięk, brzmiący niczym chrypliwy głos kruka, zwołującego pobratymców na ucztę z ciał poległych. Taran walił nieprzerwanie, a berserkerzy Svena już wyli w poczuciu bliskiego zwycięstwa. Istniał jeszcze cień nadziei na ocalenie. Może jej mąż, Harald, wróci z wyprawy i wysiecze w pień wrogów, oblegających gródek.

Żona pana niewielkiej domeny dobrze pojmowała, co się stanie, jeśli napastnicy wedrą się do środka. Wybiją rannych, złupią dwór, a potem spalą. Ją Rudy Sven weźmie siłą, i to nie raz. Łaskawie odda potem swoim wojownikom, żeby też nasycili się urodą i młodością niedawnej władczyni gródka. Będą się sycili tak długo, aż męskie nasienie zacznie jej ciec po nogach.

Sven nie potrafił przebaczyć, że odrzuciła jego miłowanie i wybrała Haralda. Uraziła dumę wielkiego jarla, upokorzyła, może nawet wystawiła na pośmiewisko. Teraz przybył, żeby się zemścić. Gdyby jej mąż i reszta wojów byli tutaj, napastnicy nigdy nie podjęliby szturmu. Harald jednak wyruszył przeciwko rabusiom, łupiących kupców i kmiece chaty. Młody kneź nie mógł pozwolić na grabienie i wyrzynanie tych, którym przyrzekł opiekę.

Teraz Ingrid pojmowała, że wódz napastników wymyślił chytry podstęp, aby wywabić męża i w końcu zdobyć jej ciało.

Ciosy taranu narastały. Trach… trach… trach… Walił coraz szybciej, pchany wysiłkiem wielu ramion.

– Pokażcie im głowę tego zdechlaka z mlekiem pod nosem! Pokażcie im, żeby nie liczyli na wybawienie!

Potężny krzyk przebił się przez bitewny rejwach i dotarł aż do komnaty.

– Głowę i to, co mu jeszcze oderżnąłem!  

Dobrze pamiętała ten władczy ton. Rozpoznała głos Rudego Svena, jarla sąsiednich włości, pana wielu innych ziem.

Podbiegła do okna. Ktoś za koroną wału wzniósł długą włócznię, wystarczająco wysoko, żeby zobaczyła zatkniętą na grocie głowę swego męża. Dostrzegała nawet oczy, wybałuszone w męce konania, wykrzywione usta, skrzepy krwi na poszarpanej reszcie szyi. I wiszące niżej męskie przyrodzenie, które tak lubiła pieścić w łożu. Usłyszała żałosny skowyt obrońców, cichnący wraz z zaciskaniem zębów z rozpaczy.

Głowa Haralda zatoczyła łuk. Ktoś machał dzidą, obwieszczając bliskie rozstrzygnięcie walki.

Huk pękających wrót zagłuszył wszystko. Strumień zbrojnych wlewał się na dziedziniec. Błyskały ostrza mieczy i toporów. Wysoki mężczyzna bez hełmu, z grzywą rudych włosów biegł na czele, siekąc oszołomionych obrońców. Ich ciała padały na ziemię, jedno po drugim.

Ingrid odwróciła się. Sven tryumfował… Zbliżała się chwila próby.

Spojrzała na leżący na stole sztylet, piękną broń o długim i mocnym ostrzu. Zostawił ją Harald przed udaniem się w drogę. Teraz posłuży do tego, o czym myślała od początku napaści.  

– Zabijcie wszystkich! Wyrżnijcie do ostatniego! – Silny głos Rudego Svena przepełnił podwórzec. – Ja poszukam tej suki, żeby się nią nacieszyć! A potem nacieszycie się wy, dobrzy moi ludzie! Pamiętajcie też o reszcie niewiast i o skarbczyku Haralda!

Zakrwawiona głownia miecza zamigotała czerwienią, gdy Sven jednym ciosem odrąbał głowę rannemu obrońcy.

Ingrid schwyciła puginał. Nadchodził czas, by wbić sobie ostrze w pierś. Nadchodził czas próby.

 Rzuciła jeszcze okiem na starą służkę, Thargone, siedzącą w kącie izby.

Kobieta z widocznym na pomarszczonej twarzy spokojem wiązała rzemień na pękatym worku. Wczęsniej dreptała do spiżarni, wynosząc bochny chleba, połcie wędzonego mięsa i garnce z kaszą. A teraz dłonie starowinki chciwie zacisnęły się na leżacym na okapie kominka krzesiwie i hubce.

Thargone uśmiechnęła się radośnie.  

 

***

Drzwi do komnaty, wyważone naporem barku Svena, z trzaskiem walnęły o ścianę.  

– Teraz cię wreszcie zerżnę. Zapamiętasz tę długą chwilę, do końca życia. – Sven wytarł o zapaskę Thargone klingę broni. Splunął. – Byłaś dla mnie wszystkim, ale odrzuciłaś moje lubowanie… Gnido, wreszcie poznasz smak mojej zemsty. Nareszcie się nią nasycę.

Sztylet dziwnie ciążył w dłoni Ingrid, gdy przykładała go pod lewą pierś. Ostrze skierowała nieco do góry, by trafiło prosto w serce. Wystarczało mocno pchnąć, żeby umrzeć. Żeby Rudy Sven nie dopełnił swojego zamiaru.

Opuściła rękę. Z rozpaczą stwierdziła, że nie może zadać ciosu. Nie potrafiła przebić gorączkowo pulsującego serca. Jej serca.

Nie przeszła próby.

Dobrze wiedziała, czemu tak się stało. Pragnęła żyć.  Bezwładne dłonie nie słuchały poleceń umysłu – Uderzajcie! Uderzajcie! Wepchnijcie ostrze głęboko w ciało, żebym nie poznała męki długiego konania!

Głownia przeszyła powietrze. Sven zadał cios płazem, celując w palce, trzymające puginał.

Ingrid jęknęła z bólu. Sztylet potoczył się po posadzce.  

– Wielce sprawny oręż… – Sven z uwagą oglądał podniesioną broń. – Zdradliwy i skuteczny jak jad żmii… Podarunek bezgłowego Haralda? Nie przyda ci się, a mi tak. Bardzo.  

Jednym cięciem puginału rozciął suknię Ingrid od szyi aż po brzuch, a potem z całej siły uderzył pięścią w pępek. Raz, drugi, trzeci…

Półprzytomna z bólu kobieta czuła, że unoszą ją mocne ramiona Svena. Że kładzie ją na stole, a potem zadziera nogi i zakłada sobie na barki. Czuła, że ostrze rozcina resztę sukni, pięknego przyodziewku, z którego była taka dumna. Próbowała wierzgać, rzucała się rozpaczliwie, jednak kolejny cios pozbawił ją resztek sił. Kątem oka zobaczyła postacie wojów, trzymających w dłoniach zbryzgane krwią topory. Kilku się oblizywało. Któryś zaśmiał się ochryple.

– Nie łudź się, suko, że uderzę jeszcze raz. – Rudowłosy jarl nachylił się nad ciałem kobiety. – Mogłabyś nic nie czuć… Odczujesz  wszystko i zapamiętasz tę rozkosz do końca życia.

Ingrid dostrzegła, że Thargone, drepcząc wzdłuż ściany, przemyka się do wyjścia. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Trzymała w dłoni coś dobrze znanego Ingrid.

Thargone wynosiła z izby rzucony na kamienne flizy puginał Haralda.  

 – Ród się o mnie upomni! – Ingrid podjęła ostatnią próbę obrony. W jej umyśle tłukła się jedna myśl – Nie przeszłam próby. Nie odważyłam się wyjść na spotkanie śmierci.  – Zapłacisz za wszystko!

– A tak… – Sven parsknął szyderczym rechotem. Rozerwał pętlę nogawic i wyciągnął naprężonego członka. – Za każdego usieczonego dam sute pogłówne. Nie poskąpię miarek srebra… Jeśli kapłani naszego nowego boga, Krysta, okażą niezadowolenie, wdzieję wór pokutny i będę leżał krzyżem w ich świątyni. Czemu nie?

Pokrwawione ręce rozwierały kurczowo zaciśnięte nogi Ingrid.  

– Ty zaś w końcu zgnijesz na garści grochowin. – Sven nachylił się nad twarzą kobiety. Zmierzwił jej włosy, zostawiając czerwone plamy. – Któż zajmie się wdową, która odtrąciła miłość wielkiego jarla i poniosła słuszną karę? Sczeźniesz, ropucho, jednak najpierw poznasz smak mojej pomsty, aż po trzewia, bo tak głęboko w ciebie wejdę.

 

***

 

Z trudem otworzyła powieki. Nie chciała się zbudzić z tego stanu półsnu, dziwnej bezprzytomności, w której wiedziała, że nadal żyje, jednak nic nie czuła. Nie chciała wracać do świata złupionego dworzyszcza i rechoczącego z zadowolenia Svena.

Łagodne uderzenia w twarz zmusiły ją do porzucenia stanu dziwnego otępienia, w który zanurzyła się, gdy kolejny wojownik wcisnął swoje przyrodzenie w jej ciało.

– Wreszcie się obudziłaś… Wypij ten kordiał, on ci pomoże. Wypij…  

Nie znała tego kobiecego głosu, słodkiego, a jednocześnie władczego. Ingrid wiedziała tylko, że leży na miękkim posłaniu, a nad nią rozpościerają się poczerniałe od dymu grube pnie powały. Wyraźnie słyszała teraz coś innego – świdrujące uszy jęki, przerywane charczeniem. Brzmiały tak, jakby kogoś męczył niewyobrażalnie wielki  ból. Kogoś, kto niebawem wyda ostatnie tchnienie.

– Słusznie sądzisz, że Thargone umiera. Poznałam jej imię, gdy cię tu przywlokła. – W głosie zabrzmiała troska. Obraz belek przesłoniła wiotka dłoń o długich palcach, trzymających mokrą chustę. Ingrid poczuła, że kobieta wyciera jej czoło i policzki. – Jestem Frea, opiekunka kobiet i dobrych mężczyzn. Wstawaj!

Rzężenie nasilało się. Napój, podany przez Freę, miał słodki smak, jak wino z dobrze wystałego miodu. Dotychczas zamazany obraz nagle się wyostrzył, jakby kordiał przywrócił zdolność wyraźnego widzenia. Ingrid już dostrzegała wysoką kobietę o kasztanowych włosach, szczupłej twarzy bez zmarszczek i wielkich oczach, patrzących bystro i uważnie. Widziała też wynędzniałą postać, leżącą na sienniku, przykrytą derką ze skór.

To była Thargone.

Źrenice Ingrid spostrzegły nagle coś dziwnego – wir. Powietrze nad posłaniem umierającej zdawało się krążyć. Kręcić, i w tym dziwnym kraterze pojawiły się liczne twarze, miłe albo wykrzywione w szyderczym uśmiechu. Napływały i niknęły, jakby w skocznym tanie na święcie zbiorów. Oblicza kobiet, mężczyzn i dzieci, drgające obrazy różnorakich zdarzeń, pogwarek, narodzin i śmierci.

Wstając, potrząsnęła głową. Zobaczyła omam, złudę, pewnie wywołaną tym, co się jej przydarzyło, zmęczeniem i bólem.

Lej powietrza nagle prysnął, niczym mydlana bańka.

 – Co się stało? Czemu umierasz!? Skrzywdzili cię?

Pytania same spłynęły z ust Ingrid.

– Nie, po cóż jurnym wojownikom stara służka… – Słowa starowinki brzmiały niewyraźnie. – Najwyżej ją kopną… Zmordowałam się, okropnie się zmordowałam.

Frea delikatnie wycierała pot z czoła konającej kobiety.

– Byłaś bez czucia – podjęła po chwili Thargone. Jęknęła rozpaczliwie. – Wyniosłam cię. Ułożyłam na wózku. Oni szukali srebra i jantaru, gonili dziewki, łupili skarbczyk… Jeszcze mieli na ciebie ochotę, tylko czekali, aż oprzytomniejesz. Zabrałam toboły z żywnością, żebyśmy miały spyżę. Wymknęłam się bez trudu.

Powieki konającej zamknęły się, jakby już nie chciała niczego oglądać. Jakby wystarczało jej, że swoją duszą widzi obraz ucieczki z dworzyszcza Haralda.

– Ciągnęłam i pchałam wózek, aż w końcu coś pękło mi w brzuchu.  Nie ustawałam, chociaż krew dusiła mi gardło. Wiedziałam, że Frea nas uratuje.

Znowu zamilkła na chwilę.

– Spłaciłam wszystko – podjęła, dysząc ciężko. – Kiedyś ktoś taki jak Sven obiecywał mi lubowanie. Kochanie… Posiadł mnie, a potem wygnał, gdy stałam się brzemienna. Dziecię urodziło się martwe. Ojciec Haralda przyjął mnie – kontynuowała wolno. – Szanował…. Twój mąż też. Pytał się, jak zdobyć twoją miłość, Ingrid. Dobrze mu doradzałam… I dobrze na koniec się odpłaciłam.  

Ingrid pokręciła głowa.

Znała tę opowieść. Znała, chociaż nigdy jej nie słyszała. Nie wiadomo, w jaki sposób, jednak wiedziała o wszystkim. Pamiętała.  

– Odeszła – głos Frei przerwał ciszę. – Musimy ją pochować. Trzeba wykopać głęboki dół, ciało przywalić kamieniami, żeby go nie rozszarpały dzikie zwierzęta.

Delikatnie nakryła derką skuloną, drobną postać.

– Spójrz, oprócz swego życia, coś ci jeszcze ofiarowała… – W głosie Frei zabrzmiało zdziwienie. – Coś cennego

Ingrid nachyliła się nad ciałem starej służki.

Thargone w dłoni ściskała sztylet Haralda. Długie, dwusieczne ostrze znaczyła głęboka bruzda. Ingrid wiedziała, do czego służy, bo Harald kiedyś jej o tym powiedział. Spływała nią krew, a ostrze łatwiej wbijało się w ciało.  

Młoda wdowa w milczeniu patrzyła na oręż. I na usta Thargone.

Wyraźnie słyszała słowa zmarłej, a przecież wargi służki wcale się nie poruszały.

Ciągle, tak jak teraz, pozostawały zaciśnięte w skurczu bólu.  

 

***

 

– Zmienisz się, tak jak zmienia się strumień, gdy skuje go lód i zasypie całun śniegu.

Frea oblizała łyżkę. Poziomki i borówki, polane suto miodem, pysznie smakowały.

– Staniesz się inna – ciągnęła. – Ten buhaj cię nie pozna. Nie może przejść mu przez głowę myśl, że kiedyś się spotkaliście.

Ingrid przytaknęła. Zadomowiła się w siedliszczu Frei, skrytym w wnętrzu pokaźnego pagóra, porosłego drzewami. Opiekunka opowiadała, że w dawnych latach, gdy bogami byli Odyn i Thor, ktoś wzniósł tutaj budowlę z pni, zagłębioną w gruncie, a potem suto osypał ziemią. Może byli to wygnańcy, a może wojowie łakomi na dobro innych. Tego Frea już nie była pewna, chociaż wydawało się, że wie prawie wszystko. 

Ingrid polubiła też zajęcia, wypełniające dzień od świtu do zmroku. Zbieranie ziół, poznawanie ich właściwości, sporządzanie wywarów, driakwi, mieszanin. Garnce i skopce z wytworami rąk Frei zapełniały ściany skrytej w leśnej głuszy sadyby, a teraz przybywało nowych.

Polubiła opiekunkę i z coraz większą uwagą słuchała, co do czego służy, a także rozważań  Frei o naturze kobiet i mężczyzn, ich  charakterach i nawykach. Czasami zastanawiała się, skąd Frea to wszystko wie. Nie wyglądała już na dzierlatkę, jednak nie sprawiała wrażenia dojrzałej kobiety. Trzeba było przecież wielu lat, żeby posiąść takie umiejętności. Wielu tuzinów lat.

Ingrid szybko porzucała te rozważania – mówiła sobie w duchu, że zapyta o to, gdy nadejdzie właściwy czas. Gdy zemści się na Svenie.

Szybko zaprzyjaźniła się z wielkimi i groźnymi psami, Czarnym i Szarym, strzegącymi samotni wewnątrz wzgórza. Początkowo budziły w niej lęk. Szary i Czarny coraz częściej okazywali Ingrid przywiązanie. Zwierzęta cechował nieomylny węch. Z daleka wyczuwały przybyszów, powiadamiając o nich szczekaniem i warczeniem.

Niebawem Ingrid ze zdziwieniem stwierdziła, że właściwie niczego im nie brakuje. Przybywały niewiasty, z prośbami o rady, o leki, a niekiedy po to, żeby szczerze porozmawiać. Odchodziły uspokojone, zadowolone, szczęśliwe. Zawsze przynosiły dary – wędzone i suszone mięso, płaty tkanin, suknie, srebrne ozdoby. Przybywali też mężczyźni, starsi i całkiem młodzi, równie sowicie odpłacając się za leki i porady.

– Dziwisz się, że tyle wiem… – stwierdziła nagle Frea. Po raz kolejny Ingrid czuła, że opiekunka zna jej myśli. – Bardzo wiele otrzymałam w darze – kontynuowała. – Równie dużo sama poznałam. Ty też wkrótce dowiesz się wszystkiego. Prawie wszystkiego… Wtedy, gdy dopełnisz zemsty, przyjdzie ten czas.

Oczy kobiety o kasztanowych włosach niespodziewanie błysnęły.

– Wtedy już tutaj nie wrócę… –  bez namysłu odpowiedziała Ingrid. – Nie wiem, co później ze sobą pocznę. Może ród mnie przyjmie, a może nie… Krewni Svena będą mścili się za jego śmierć.

Odłożyła łyżkę. Skopek borówek z miodem wyjadły już do czysta.

– Pewnie wyślą mnie do klasztoru, żebym pokutowała do kresu swoich dni – ciągnęła wolno. – Nie, lepiej wywędruję gdzieś daleko.  

Frea uśmiechnęła się lekko. Powoli pokiwała głową.

– Zostaniesz popychlem, służebną dziewką w jakimś gródku albo żoną parobka? – spytała kpiąco. – Ty, córka władyki i wdowa po jarlu? Pewnie w końcu skoczysz do studni z kamieniem uwiązanym u szyi. Jeśli dokonasz zemsty, wróć do mnie. – Głos Frei zabrzmiał tak mocno, że zaniepokojony Czarny podniósł łeb. – Twój los wypełni się do końca.

Ingrid nie chciała pytać, czemu Frea mówi z taką pewnością siebie.

Woda w saganku zaczęła bulgotać. Gotowały tusze zajęcze, sarninę i dziczyznę, niedawno dostarczone przez żony kmieciów. Ingrid chochlą przemieszała zawartość kociołka.

Ciągle przemyśliwała o sposobie pomsty. Wiedziała, jak jej dokona.  Nie wiedziała tylko, jak przyciągnie do siebie Rudego Svena. Jarl zajmował wielkie dworzyszcze, a okazałe podgrodzie wciąż się rozrastało. Wielu ludzi z jego domeny oglądało Svena tylko na jarlowskich sądach i rzadko już zwoływanych wiecach. 

– Staniesz się zielarką, kobietą biegłą w pomaganiu mężom i niewiastom – stwierdziła Frea, smakując wywar. Z uznaniem pokiwała głową. Zdawało się, że znowu bez trudu odczytuje myśli Ingrid. – Wyruszysz do kasztelu tego knura i prędko znajdziesz ciżbę chętnych na twoje zioła, maście i sposoby zdobycia miłości…

Ingrid słuchała w napięciu. To, czego nie potrafiła wymyślić, niespodziewanie stawało się naprawdę proste.

– Wielki jarl Sven zechce poznać kogoś, o kim mówi wielu  młodzików i wojów… Mądrą i urodziwą niewiastę – dodała z uśmiechem Frea. – Rozkochasz go w sobie. Ogarnięty zwierzęcą chucią stanie się twój, a jego pierwszy pocałunek okaże się  pocałunkiem śmierci.

Sięgnęła do skrzyni z sukniami. Do tego schowanka wkładała też trzosiki z krążkami srebra, ofiarowane przez możniejszych gości.  

Wyjęła dwa grube mieszki i zważyła w dłoni.

– Potrzebni będą pachołkowie, trzech, czterech, żeby cię strzegli.  Ludzie nieulękli i sprawni w władaniu tulichem albo siekierą. Znam takich… Dużo mi zawdzięczają. Paręnaście sztuk srebra wzmocni ich przywiązanie.

Czarny przeciągnął się leniwie i szeroko ziewnął. Wydawało się, ze pilnie słucha Frei. Szary ułożył się obok. Z łbem wtulonym między przednie łapy wpatrywał się w obie kobiety.

Zaskomlał.

Frea czule pogłaskała go za uchem.

– Kiedy wyruszę? – Ingrid poczuła nagłe uniesienie. Radość, ogarniającą duszę na myśl, że dokona zemsty.

– Nie wiedziałam, co począć – ciągnęła nieskładnie. – Nocami śniłam o Haraldzie, o jego głowie, zatkniętej na włóczni, o tym byku,  traktującym mnie jak jałówkę. A ty, dobra opiekunko, znalazłaś sposób.

Wstała od stołu i pokłoniła się głęboko.

– Nieprędko, gołąbeczko, nieprędko… – Frea wyciągała z saganka kawały mięsiwa.  Wcześniej uzgodniły, że sporą część dziczyzny uwędzą na zimę. – Minie wiele dni. On nie może cię poznać. Musisz posiąść wiele umiejętności, aby w swoich radach stać się nieomylna. Słaba jurność w łożu – pij wieczorami moje driakwie. Jeśli twoja luba lęka się spółkowania – lubczyk, inne zioła, miłe słowa, powolne pieszczoty ją ośmielą. Pokocha spełnienie.

Podała Ingrd nóż. Obie wzięły się za dzielenie jeszcze parujących tusz. Frea rzuciła kiedyś ze śmiechem, że żywią się jak żony jarlów

– Zmienisz barwę włosów – kontynuowała. – Sok z łupin kasztana i grzebień z ołowiu uczynią cię płomieniście rudą. Najpierw niech urosną do pasa i przesłonią twarz. Wybierz sobie nowe imię.  

Ingrid wcierała sól w płaty mięsiwa i nacierała je wywarem z ziół.

– Stanę się Freą – stwierdziła Ingrid po chwili zastanowienia. – Czerwoną Freą. Powiem moim knechtom, żeby tak o mnie mówili.

Z uwagą obejrzała sztylet Haralda. Trzymała go blisko łoża i nie używała do żadnych prac. Miał posłużyć tylko do jednego – poderżnięcia gardła Svenowi. Często go ostrzyła.

Frea przez długą chwilę milczała. Zamknęła powieki. Zdawała się wsłuchiwać w głos, niesłyszalny dla innych. 

Szary przytulił się do nóg swojej pani. Wielki pies podniósł łeb i wpatrywał się w jej twarz.

– Dobrze, wezmą cię za moją następczynię – stwierdziła za słyszalnym namysłem. Niepodziewanie się uśmiechnęła. – Narodziła się nowa Frea. Opuściła knieję, górskie wąwozy i pustelnicze życie. Nowa Frea… Porzuciła życie w głuszy.  

Rogowym grzebieniem przeczesała włosy. Mówiła dalej, z tym samym uśmiechem, jednak głos nagle nabrał mocy.

– Coś za coś… Niewiele żądam. – Słowa padały wolno. – Pomogę ci, przygotuję, zmienię… Gdy zaszlachtujesz Svena i wrócisz, wypijesz kordiał. Puchar z nim będzie na ciebie czekał, na tym stole. Przyrzeknij.

Splotła dłonie i kciukami pogładziła się po kształtnej brodzie, jakby jeszcze coś rozważając.

Zdecydowanie pokiwała głową.

– Przyrzeknij!- powtórzyła z naciskiem. – Wypijesz likwor aż do dna.  

– Co zawiera? – Ingrid zbierała myśli. Nie spodziewała się, że opiekunka zażąda odpłaty za pomoc. Kordiał musiał posiadać wielką moc, jeżeli Frea tak stanowczo żądała jego skosztowania. – Będziesz przecież czekała na mnie?

– Nie lękaj się, znajdziesz mnie tutaj. Znajdziesz… Likwor nie zawiera nic złego. – Frea zmrużyła oczy. Rzuciła zwierzęce gnaty psom. – Gdy go wypijesz, poznasz wszystko – aż do końca.

***

 

– Mój dobry jarlu, skosztuj tego specjału. Wzmacnia jurność – Ingrid uśmiechnęła się kusząco. – Przed nami długa noc…

Podała Rudemu Svenowi złoty kielich. Był wart wiele, bardzo wiele, może nawet ze dwie wsie, jednak Frea ofiarowała go bez wahania.

– Ten wieprz będzie podziwiał drogocenną czarę, więc nie zajmie się jej zawartością – stwierdziła. – Pewnie ją zabierze. Może okaże łaskę i odkupi za garść lichego srebra. Oglądając puchar i ciebie, niecierpliwie czekając na zaspokojenie chuci, wypije wszystko bez wahania.

Sven przerwał rozpinanie kaftana. Pociągnął spory łyk napoju.

– Cudownie słodki… Rozkosz dla podniebienia – stwierdził, obracając naczynie. – Taka czara w wozie wędrownej zielarki? Skąd ją masz?

Z widocznym smakiem upił następny haust.  

– Często do mojego domostwa przybywają znamienici goście z prośbami o pomoc. – Ingrid luzowała zapinki sukni. Jeszcze jedno pociągnięcie, może dwa, a napój obezwładni ciało zabójcy jej męża. Z utęsknieniem czekała na tę chwilę. – Wręczają cenne dary. Pośpiesz się, długo już czekam na spełnienie twojej i mojej żądzy… 

Poprawiła poduszkę na wezgłowiu posłania. Leżał pod nią sztylet wraz z płatem futra. Ingrid odcięła go od wilczej dery, zabranej z sadyby Frei. Gęsta sierść wspaniale nadawała się do spełnienia jej zamiaru. .

Sven jednym haustem dopił resztę likworu. Przetarł oczy i potrząsnął głową.

– Zaiste, godzien królewskiego stołu… – stwierdził, odkładając maczynie. – Powinnaś mi go ofiarować, za rozkosz, którą zaraz ci sprawię.  I to nie jeden raz.

Mówił ospale, jakby wypowiadanie słów sprawiało mu trudność. Znowu potrząsnął głową. Niezdarnie rozpinał kolejne guzy.

– Mój byczku, spocznij na łożu. Zdejmę z ciebie resztę odzienia. – Ingrid delikatnie popchnęła jarla. – Sprawdzę, słodki mój panie, czy przyrodzenie nabrzmiało ci tak, jak oboje tego chcemy.

Sven posłusznie przysiadł na skraju posłania. Uśmiechał się.

Ciężki kielich zatoczył łuk, gdy Ingrid uderzyła nim w głowę jarla. Raz, drugi, trzeci…

Zdawało się, że Sven chce wstać. Już nie mógł. Zamierzał krzyknąć, otworzył usta, jednak tylko wybełkotał coś niezrozumiałego. Wpakowany między zęby futrzany knebel zdusił słowa.

Jarl zwalił się na szerokie łoże jak pień drzewa, ścięty uderzeniem topora.

Poznajesz, wieprzu? – Ingrid przesunęła sztylet przed wybałuszonymi oczyma rudowłosego mężczyzny. – Zaraz cię sprawię, tak jak ty sprawiłeś mnie i Haralda. Jednak najpierw zdejmę ci odzienie. Przecież przyrzekłam…

Cięła nogawice. Sprawnie rozpruła skórzany mieszek, chroniący przyrodzenie Svena.

– Będziesz wszystko czuł, capie, chociaż nie tak, jakbym chciała! – wrzasnęła dziko Ingrid. – Takiej rozkoszy, przeklęty ogierze, nie oczekiwałeś!

Oderżnięte przyrodzenie zostało w dłoni kobiety. Chlusnęła krew, plamiąc jej palce. Ciało Svena wyprężyło się w męce. Oczy stały się szkliste, jakby stracił przytomność.

– Będziesz wszystko czuł, przyrzekłam to sobie, jak czułam ja i Harald! – Jednym ruchem Ingrid wyszarpnęła knebel. Dźgała ostrzem w umięśnioną pierś mężczyzny. – Nie zbiegniesz w otchłań bezczucia! Mnie tego nie dałeś! Nie zbiegniesz!

Wsadziła przyrodzenie Svena do jego ust, tłumiąc wrzask, a potem wolno, uśmiechając się, poderżnęła mu gardło. 

Broczące krwią ciało zwaliło się na polepę. Jeszcze chwilę charczał.

– Zabrałabym z sobą, wieprzu, twojego kutasa, a później rzuciła Czarnemu i Szaremu na pożarcie, ale pewnie w drodze zacznie śmierdzieć. – Ingrid wycierała sztylet w kaftan. – Napój smakował ci, knurze, ale moja zemsta jest wielokroć słodsza.

Wiedziała, że musi się spieszyć, zostawić wszystko, zabrać tylko konie i wiernych pachołków, a potem gnać dzień i noc, aby ujść pogoni.

Zabierała też coś, co coraz mocniej ogarniało jej duszę – poczucie ukojenia. Zaspokojenia.

I dziwną dla niej samej chęć stania się dawną Ingrid – kochającą żoną wybranego męża, z nadzieją oczekującą na przyjście na świat wytęsknionego potomka.

 

***

 

Gdy zobaczyła porosłe krzewami i drzewami wzgórze, jej serce przeszył dreszcz niepokoju. Strużki dymu nie wydobywały się na zewnątrz, tworząc szarą zasłonę, rozwiewaną przez wiatr. Psy nie wybiegły na spotkanie, radośnie szczekając i skomląc z uciechy.

Ciało Frei leżało na porządnie wymoszczonym posłaniu, przykryte aż po brodę grubą opończą. Wnętrze samotni wyglądało tak, jakby zmarła przed śmiercią doprowadziła wszystko do ładu, a potem wygodnie się ułożyła, naciągnęła okrycie – i skonała.

Tylko wyciągnięta dłoń Frei z palcami kurczowo zaciśniętymi na figurce kobiety psuła wrażenie spokoju. Pięknie wyrzezany w drewnie posążek przedstawiał niewiastę o foremnych piersiach z dwoma naszyjnikami na smukłej szyi. Twarz zdobił zadumany uśmiech.

Obok posłania leżały martwe psy. Szary opiekuńczo trzymał łapę na barku Czarnego.

Frea przesunęła stół na środek izby. Stał na nim kielich, nakryty spłachciem białej tkaniny. Piękny, srebrny puchar, inkrustowany misternie wygładzonymi bryłkami jantaru.

Twarz Frei wyglądała staro, bardzo staro. Siwe pasma długich włosów otulały chude i pobrużdżone policzki. Na łożu spoczywała kobieta, mająca już za sobą wiele dziesiątków lat życia.

Ingrid odchyliła i uniosła górną część opończy. Zobaczyła rysujące się pod suknią obwisłe piersi, zapadnięty brzuch, wykrzywione nogi, jakby kolana i łydki okazały się już za słabe, aby nieść ciężar nawet tak chudego ciała. Gdy się żegnały, Ingrid patrzyła w oczy nadal jurnej kobiety,  a teraz widziała kogoś, kto od dawna miał przed sobą jeden gościniec – ścieżkę wiodącą ku śmierci. 

Podciągnęła derkę i uklęknęła.

Coś za coś… Gdy wrócisz, wypijesz kordiał. Przyrzeknij… Przyrzeknij!

Ingrid nie wiedziała, czy słyszy te słowa, czy tylko wraca do nich myślami. Brzmiały wyraźnie, dźwięcznie, jakby martwa Frea przypominała o złożonej obietnicy.

Napój w pucharze błyszczał złocistą barwą. Ingrid odnosiła dziwne wrażenie, że emanuje z niego jasny blask. Piła powoli, z coraz większą rozkoszą smakując każdy łyk.

Czuła tylko jedno – ogarniał ją niepowstrzymany, szalony wir. Wcale nie ciemny, wcale nie przytłaczający. Kręcący się niczym dziecinna fryga jasny lej twarzy, postaci, wspomnień najróżniejszych osób, ich doświadczeń, doznań i najskrytszych tajemnic. Dwa oblicza narastały, olbrzymiały, przybliżały się.

Bez trudu poznała młodzieńcze lico Frei. Drugą twarz, tez niewieścią, rozmywał blask wiru. Kobieta uśmiechała się przyjaźnie. Usta bezgłośnie się poruszały.

Ingrid nie wiedziała, jak długo to trwało. Straciła rachubę czasu.

Gdy lej w końcu się rozwiał, wiedziała jedno – poznała wspomnienia zmarłej. Wchłonęla jej umysł i nasyciła nim swoją duszę.

Ingrid zrozumiała, że to się już raz zdarzyło. Nie domyśliła się, że zna myśli Thargone, przekazane po śmierci. Nie pomyślała wtedy, że likwor w pucharze służy nie tylko wzmocnieniu ciała. Umożliwił wessanie wspomnień starej służki.

Chciałam się wówczas przekonać, czy możesz zostać moją następczynią. – Ingrid z łatwością odczytała niewypowiedziane słowa martwej opiekunki. Zdawały się niczym ptaki szybować w powietrzu. – Czyniłam tak z wieloma kobietami i żadna nie przeszła próby. Ty tak… Gdy dokonałaś zemsty, wiedziałam, że pojawiła się moja następczyni. Wtedy postanowiłam odejść. Zbyt wiele lat już minęło… Czułam się zmęczona. Zabrałam ze sobą psy. Wiernie mi służyły. Pogrzeb nas wspólnie.

Ciągle napływało coś nowego, jakby Frea pragnęła na pożegnanie przekazać najistotniejsze wieści.

Ty też kiedyś odejdziesz, po wielu dziesiątkach lat, a może i później – gdy wyszukasz nową Freę. Gdy nauczysz się przyrządzania tego napoju, likworu przemienienia. Przeistoczenia…

Ingrid wstała z trudem. Nagle poczuła zmęczenie. Czekał ją pochówek Frei, Czarnego i Szarego.

Myśli nowej władczyni leśnej samotni biegły ospale, jakby umysł jeszcze nie radził sobie z wielością wspomnień tak znacznej liczby osób. Nie czuła się jednak źle, męczył ją tylko ogrom poznanych doznań, doświadczeń, umiejętności.

Znowu nadbiegały nowe słowa.  

Byłam ucieleśnieniem dawnej bogini, nadal nieumarłej. Odeszła wraz ze swoim bratem i innymi bogami, gdy nadszedł czas Krysta. Bogini miłości, płodności i wojny. Opiekunka kobiet. Nie śmiałam przybrać jej imienia. Nie śmiałam…. Nieco je zmieniłam. Zabierz jej posążek, kiedyś go przekażesz komuś innemu. Poprowadzi cię dalej, wskaże drogę do poznania sposobu tworzenia napoju przemiany.

Ingrid już wiedziała – wielka bogini Freya ucieleśniła się w niedawno tak prężnym i młodym ciele zmarłej. W jej duszy i sercu. Teraz ona, zabójczyni Svena, stała się nową następczynią.

Wyjęła posążek z palców Frei, dziwnie łatwo, jakby zaciśnięta dłoń, skuta zamrozem śmierci, bez oporu poddała się jej woli.

Na skrzyni w kącie ziemianki stało lustro, piękny wytwór rąk biegłego w swoim kunszcie mistrza. Frea i Ingrid lubiły się w nim przeglądać. Ingrid z uwagą wpatrywała się w swoją twarz, szczupłe oblicze młodej i urodziwej kobiety. W zielone oczy, jakby zasnute mgiełką smutku. W pełne usta, stworzone do całowania.

Coś za coś – napłynęła kolejna myśl, a może tylko wspomnienie. – Coś za coś…

Martwa opiekunka miała rację – z dziwną dla niej samej goryczą pomyślała Ingrid. – Nie będę już miała męża. Czułego miłośnika, któremu oddałabym ciało i duszę. Nie ucieszę się z dzieci, napełniających mnie szczęściem. Coś za coś. Coś za coś…

Mocno potrząsnęła głową, a potem przegładziła rude włosy. Zmieniły barwę – nie lśniły już płomienistym blaskiem. Wyglądały, jakby nasączyła je ludzka krew.

– Dawna Ingrid odeszła na zawsze – powiedziała sama do siebie. – I to się już nie zmieni.

Niespodziewanie westchnęła.

– Narodziła się nowa Frea. Czerwona Frea… Kiedyś inna kobieta mnie zastąpi – kontynuowała wolno. – Freyu, pomóż mi! Może nie będzie musiała, tak jak ja, odciąć komuś kutasa, poderżnąć gardła i ubroczyć dłoni krwią.  Może ją to ominie…

Ledwie słyszalny śmiech odpowiedział na błaganie nowej Frei. Czerwonej Frei.

Tylko rozbawiony, dobiegający z daleka śmiech.

 

. 21 października 2015 r.  Roger Redeye

 

Ilustracja Marcin Czarnecki

Koniec

Komentarze

Przeczytane. 

Historia jest prosta, w sumie nie dzieje się wiele – ale czyta się zasadniczo z przyjemnością. Układ napięcia – szybko przy szturmie na zamek; wolno przy nauce; znów szybko przy zemście – udanie dynamizuje opowieść, stąd wydaje się, że ten epilog, zdarzenia po powrocie do chaty Frei, zdaje się być nieco zbędny albo po prostu przerośnięty w szczególności, że w zasadzie nie wnosi nic konkretnego.

I po co to było?

Układ tekstu pozostał niezmieniony. Zamierzałem zamknąć wszystkie wątki – Ingrid, Thargone, Frei, Svena – więc je pozamykałem do końca. To wyjaśnienie roli Frei i jej losu uważam za udane, podobnie jak powiązanie dalszych losów Ingrid – czego ona się nie spodziewa – z losami jej opiekunki.

Czy to jest prosta historia? Na pewno jest prosto – i to był świadomy zamiar  – opowiedziana. Ale chyba taka bardzo prosta to ona jednak nie jest.

Starałem się nadać opowieści dobrą dynamikę i chyba to się udało.

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka

Miejscami nieco się dłużyło – to, co Ty uważasz za budowanie nastroju, na mnie nie działa (w najlepszym wypadku). Historia, która pewnie niejeden raz się zdarzyła. Fajnie, że bohaterka zrealizowała swoje marzenie.

Ciekawe, co na to wszystko powie Thargone… ;-)

Młoda ksieni w milczeniu patrzyła na oręż.

A skąd tam się wzięła mniszka?

Ciąfl. Tak jak teraz, pozostawały zaciśnięte w skurczu bólu.  

Nawet nie mogę zgadnąć, co miał oznaczać pierwszy wyraz.

ktoś wniósł tutaj budowlę z pni,

Literówka, nawet zabawna. :-)

Garnce i skopce z wytworami rąk Frei

Rozumiem, że miało chodzić o duże skopki, ale mnie bardzo mocno kojarzy się ze skopcami. A chyba nie taki miałeś zamiar.

Babska logika rządzi!

Byłem przekonany, że wyraz “ksieni” ma jeszcze drugie znaczenie– żona księcia. Jednak nie, więc zmieniłem zdanie.

W ostatniej chwili poprawiłem zdanie kończące jeden z rozdziałów i wkradła się głupia litrówka – poprawione, dzięki.

Zdecydowanie wzniósł – ta literówka chyba umknęła uwadze korekcie redakcyjnej.

Tak, skopce, jako duże naczynia. Ten wyraz ma też i takie znaczenie, Na pewno obecnie jest archaizmem, dlatego go użyłem.

Nie wiem, co powiedziałaby Thargone. Ona nie posiadała daru Frei, potem przekazanego Ingrid. Po prostu bezpowrotnie odeszła.

sposób budowania klimatu bywa różny, jedni tak, inni inaczej. W sumie podstawowym szkieletem tego opowiadania jest opowieść realistyczna. A że przy okazji wydarzają sie dziwne historie, to już inna sprawa. 

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Pozdrówka.

Chodziło mi o użytkownika Thargone, który ma w profilu wpisane, że jest mężczyzną. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałem z przyjemnością. Mam mały niedosyt, bo nie wiem, w jaki sposób zbliżyła do siebie Rudego, ale chyba celowo pominąłeś ten wątek.

Szary i Czarny coraz częściej okazywali Ingrid przywiązanie 

Myślę, że okazywały, bo to psy były.

Woda w saganku zaczęła bulgotać. Gotowały tusze zajęcze, sarninę i dziczyznę, niedawno dostarczone przez żony kmieciów. Ingrid chochlą przemieszała zawartość kociołka.

Raczej kmieci.

Jeśli tyle tego gotowały, to ja bym napisał o saganie i kotle.

 

Ten lej jest być może bardziej obrazowy niż wir, ale lej bardziej mi pasuje, jak jest w ciele stałym. W wodzie i powietrzu – wir zdecydowanie.

 

Podoba mi się :-)

To prawda, tyle, że tym opowiadaniu Thargone jest imieniem kobiecym. Odpowiadało mi do tej postaci. Ładnie też brzmi. Nota bene, napisałem do naszego szanownego kolegi portalowego, że zamierzam użyć jego nicka jako imienia jednej z niewieścich postaci. I co on na to? Nie odpowiedział, chociaż pw dotarła. Ale też nie protestował.

Wydaje mi się, że wszystko jest w porządku.  Teraz Thargone jest imieniem kobiecym…

Pozdówka.

Czytałem jakiś czas temu w Histerii. Dobrze napisany tekst, motyw zemsty w skandynawskich klimatach wypadł naprawdę ciekawie.

Bel­haju – dzięki za ponowne przeczytanie. Fajnie, że ten motyw krwawej zemsty, osadzony w skandynawskich klimatach, nadal się podobał. Pozdrawiam.

Tricoz uwagą przeczytałem komentarz. Z tym “okazywali” zastanowię się. W tym zdaniu podmiotami są imiona, Czarny i Szary. Tak, imiona psów, ale jednak imiona. Przemyślę sprawę, bo  akurat w tym króciuteńkim zdaniu oni zostali spersonifikowani.

Jednak “kmieciów”, to jest dopełniacz liczby mnogiej tego wyrazu i wydaje mi się, że został użyty  prawidłowo. Kogo widzę – kmieci. ale kogo żony – kmieciów. 

Ze skopcami, garnkami i innymi przedmiotami kuchennymi jest po prostu tak, że unikałem powtórzeń wyrazów. Podobnie jest z wirem. Ten wyraz bardzo mi odpowiadał, tyle, że nie mogłem go stale używać. Więc w jednym ze zdań wir zastąpił lej, a w innym krater.

Jeżeli interesują cię skandynawskie motywy, zapraszam do “Pieśni wilków” Link:http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/15113

Nota bene, też opowiadanie grozy, bo publikowane w “Histerii”, ale tak naprawdę to także fantasy. 

Pozdrówka.

Czytałam w Histerii. I tak jak wtedy, teraz nie umiem się zdecydować, czy mi się podoba, czy jest obojętnie. Chyba jednak bliżej mi do tego drugiego. Najbardziej przeszkadzało mi to, co i mnie nie raz zarzucono (teraz, będąc po stronie czytelnika, wiem dlaczego ;) ) – uciąłeś jeden z ciekawszych momentów, czyli to, jak Ingrid zbliżyła się do Svena. Przez eony opisywałeś naukę, planowanie a potem nagle pyk – mamy końcówkę zemsty i finał. Zabrakło rozwinięcia tej intrygi. Czułam się, jakbym pominęła kilka środkowych odcinków jakiegoś serialu.

I chociaż cała reszta jest świetna, to jednak ten brak mi ją przyćmił i bardzo mnie uwiera.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie za  bardzo łapię, o co idzie. Cała reszta jest świetna, ponieważ jednak nie opisałem, w jaki sposób Ingrid nawiązała kontakt ze Svenem, to całość jest jednak do kitu, a nawet do bani?

Hmmm…

Dzięki za ponowne przeczytanie i komentarz.

Pozdrawiam.

PS. No i nasi mogli huknąć już jedną bramkę, ale nie strzelili. 

Roger, bez przesady, nie do bani ani kitu. Po prostu odnoszę wrażenie, że ominęła mnie część opowieści i przez to czuję dyskomfort. A w takim przypadku trudno mówić o pełnym zadowoleniu. Radość z najwygodniejszych butów potrafi zepsuć jeden maleńki kamyczek w środku…

Oczywiście to moje bardzo subiektywne odczucie, ale nic na to nie poradzę.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałem z zainteresowaniem. Przydałoby się rozwinięcie wątku zbliżenia bohaterki z jarlem. Wyrzuciłbym “polepę”, bo to nazwa podłogi u kmieci – kmieciów. Została w tekście wykorzystana nazwa sztyletu – “Tulich”, nie chcę się czepiać, ale to chyba nazwa staropolska, a nie skandynawska. Motyw zemsty kobiecej często w literaturze wykorzystywany. Ogólnie bardzo ładna opowieść. Zastąpiłbym słowo “kutas”, słowem męskie przyrodzenie – jakoś bardziej pasuje do klimatu opowiadania. Pozdrawiam ciepło.

Dzięki, Ryszardzie.  Tulich został użyty świadomie. Miałem trochę kłopot, aby w tekście nie było za dużo mieczy, sztyletów i puginałów. Więc sięgnąłem po staropolski tulich. Na pewno nie jest to określenie skandynawskie, ale jednak na pewno średniowieczne. Podobnie topory w miarę możliwości zastępowałem siekierami.

Tak samo jest z kutasem. W opowiadaniu chyba ze trzy razy występuje przyrodzenie, no więc szukałem zamiennego wyrazu. Przy okazji to określenie wyraża pogardę Ingrid dla Svena.

A jeżeli idzie o poszerzenie opowieści o nawiązanie kontaktu – pisałem tekst dla “Histerii” i ograniczał mnie limit stron. To jest rozłożona w czasie opowieść.  Wolałem opowiedzieć ją do końca w nakreślonym limicie. I tak trochę nie uważałem tej kwestii za bardzo istotną. Spotkała się ze Svenem i rozmowa z Freą pokazuje, w jaki sposób. to chyba byłaby jednak dłużyzna.

Dzięki za głos za bibliotekę.

W lipcu zapraszam w Wydaniu Specjalnym “Szortalu na Wynos” do “Wielkiej równiny”.

Serdecznie pozdrawiam. 

Rogerze. Nie byłaby to żadna dłużyzna, ale intrygujący wątek pozyskiwania zaufania i rozbudzania uczucia u dawnego oprawcy. Tłumaczenie, że “limity znaków”, mnie nie przekonuje, bo jako autor pozbyłeś się fascynującego wątku – mniejsza o limity. Autorzy powieściowi i autorzy scenariuszy filmowych nie marnują takich fabularnych okazji do stopniowania napięcia. Wtedy scena zemsty nabierze rumieńców i zyska na ekspresji. Warto sprawę przemyśleć. Pozdrawiam po wygranym meczu.

Ry­szardzie – niewątpliwie masz rację, tyle tylko, że opowiadania z wbudowanym jeszcze jednym wątkiem redakcja nie przyjęłaby, bo byłoby za długie…  Raz już tak miałem, i tekst poszedł był do publikacji  po skróceniu, i to sporym, co zresztą wyszło mu tylko na zdrowie.  To jest jeden z uroków e-zinów – limit znaków, limit stron… Praktycznie chyba tylko “Esensja” nie zwraca uwagi na długość tekstu, chociaż  też preferuje teksty krótsze – z wielu względów. 

Może dopisze taki rozdział w wolnej chwili, jednak teraz, po publikacji “Czerwonej Frei” na tym portalu, raczej szybko to nie nastąpi. 

A mecz był ciekawy. Mogli strzelić bramkę na początku i chyba byłoby mniej nerwowo. 

Pozdrówka.

Czytałam już to opowiadanie, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Witaj, …   Dawno cie nie było… Milo, że ta krwawa opowieść o zemście – i nie tylko o tym – podobała się. Brak rozdziału o nawiązaniu przez Ingrid kontaktu ze Svenem nie przeszkadzał?

Dzięki za przeczytanie i komentarz. 

Pozdrowka.

Mnie takie rzeczy nie przeszkadzają, w razie potrzeby sama sobie wymyślam “brakujące” fragmenty ;)

W tym przypadku wystarczy mi wyjaśnienie, które jest w tekście: Ingrid przebierze się za zielarkę czy inną babę, pokręci się po mieście, a jak już chłop się pokaże, to w zasadzie już po robocie ;)

Przynoszę radość :)

Otóż to… Też tak mi się wydawało. A z tej sceny egzekucji Svena jestem wyjątkowo zadowolony – chyba jest maksymalnie skondensowana i dynamiczna.

Jeżeli lubisz długie opowieści – niestety, nawet bez cienia fantastyki – zapraszam do “Listów kochanków” – w sumie historii o miłości dwóch znanych postaci, chociaż, znowu, nie tylko o tym. Naprawdę ciekawe ilustracje.

Link:http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/14454

Pozdrawiam serdecznie.

Widzisz, Roger, moje odczucie (moje własne, osobiste, personalne i bardzo subiektywne) jest w mniejszości – nie masz się czym przejmować :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca, nie przejmuj się, Roger zawsze “broni”swoich tekstów.

Roger – Listy kochanków też czytałam ;)

 

Przynoszę radość :)

Niech broni! Nikt mu tego nie zabroni :) Ale też niech pamięta, że gusta są różne i zawsze trafi się jakaś menda, której nie wszystko się spodoba :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

zapomniałem,  że czytasz w ilościach hurtowych. Ale ten stuwyrazowiec Twojego autorstwa doskonale pamiętam. Bardzo dobry.

“Listy kochanków” były publikowane na trzech portalach i e-booku – dobrze, że nie przeoczyłaś tekstu. 

Śniąca – z uwagą czytam komentarze do tekstów, zwłaszcza krytyczne. To dużo daje. Jednak prawdą jest, że gusta czytelników są bardzo różne. To, co podoba się jednym, nie podoba się innym. I tak jest w przypadku tego nienapisanego fragmentu. Zdarza się, i to często.

Pozdrówka.

Dzięki :)

Mnie i tak najbardziej się podobała Przesłona :)

Przynoszę radość :)

Zastanawiałem się, czy tego opowiadania nie opublikować powtórnie tutaj – było prezentowane na starym portalu – jednak dałem sobie spokój, bo tekst jest naprawdę spory. Napisałem też tekst, będący dalekim początkiem “Przesłony”, z tym, że to opowiadanie powstało znacznie wcześniej. To “Przeistoczenie”.  I tam pojawia się młody Omar Savigny. Tę opowieść  opublikowała tylko “Esensja”. 

Link: http://esensja.stopklatka.pl/tworczosc/opowiadania/tekst.html?id=19834

Jeżeli nie znasz, zapraszam. Komentarze mile widziane.

Pozdrawiam.

Czytałam :)

Przynoszę radość :)

Miło, że odwiedzasz “Esensję”. Pozdrawiam.

Przeczytałam tylko dlatego, że miałam dyżur. Nie wiem, po co pisać takie opowiadania, które w dodatku IMHO nie mają głębi, są przewidywalne i służą chyba tylko pokazywaniu okrucieństwa. Masz bardzo dobry język, świetnie piszesz, to nie podlega dyskusji, ale trafiłeś na tematykę, która mnie obrzydza, odstręcza, wkurza i zniechęca w ogóle do tego, żeby być tutaj Dyżurnym. Zawsze muszę czytać o kobiecej męce i poniżeniu, chyba taka karma. Przykro mi, że to przeczytałam.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

trzeba było przerwać czytanie… Ingrid też okazała się okrutna. Zabiła Svena w wymyślny sposób, chociaż mogła  to zrobić prosto, wbijając mu sztylet w serce. Takie czasy,  tacy ludzie – i wiele chyba się nie zmieniło.

Na czym polega głębia w opowiadaniu? Miałem taki pomysł, więc go zrealizowałem.

To prawda, opowiadanie jest też o okrucieństwie, jest krwawe – i jest też o tym, jak jeden czyn okrutny wpływa na losy nie tylko ofiary, ale i sprawcy. W sposób bezpowrotny.

Dzięki za komentarz.

Pozdrówka.

 

Opowieść wciągnęła od samego początku – od razu wrzucasz czytelnika w akcję. Ogromny plus za realistyczne przedstawienie opowieści – to bardzo zbliża do przedstawianych wydarzeń. Sceną gwałtu tworzysz odpowiedni setup klimatu, problemu bohaterki i rzucasz podwaliny pod jej decyzję o zemście. Potem mamy przygotowania, a dalej… No właśnie, teraz ponarzekam, ale podkreślam, że to moje widzimisię, które dla innych nie musi być słuszne. Bezpośrednie przejście do sceny zemsty spłyca klimat – brakuje zalotów bohaterki do Svena. A druga sprawa, to sposób zemsty jest oklepany i jakiś taki, że przewracałem oczami. Te dwie sprawy nie dają ujścia emocji, które świetnie wepchnąłeś w czytelnika na początku opowiadania i stąd pewien niedosyt po lekturze. Ale, jak pisałem wcześniej, bardzo podoba mi się realistyczne przedstawienie wydarzeń, więc czytałem z ogromnym zainteresowaniem, mimo drastycznych opisów.

Nie wiem, Rogerze, czy czytałeś Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet Stiega Larssona. W tej powieści bohaterka za gwałt stosuje świetną zemstę – majstersztyk. 

  = dzięki za wysoką ocenę tekstu.  Miło czytać taki komentarz.

Co do sposobu dokonania zemsty – jest tak, że dla Ingrid jest to zemsta sprawiedliwa. Ona po prostu zrobiła prawie to samo, co zrobił Sven. Nie jest to dla niej zemsta oklepana – to uczynienie tego samego, co zrobił Sven. Teraz wydaje m się, że zabrakło o tym w tekście jeszcze jednego zdania, może dwóch, chociaż piszę o odczuciach Ingrid..

Pisząc “Czerwoną Freę” zastanawiałem się, czy nie  nadmienić trochę o wewnętrznym  przełamywania się Ingrid do dokonania mordu, ale zrezygnowałem. Raz, że nie jest to tylko opowieść o zemście. Dwa, że byłoby to chyba za bardzo informowanie czytelnika wprost o przeżyciach bohaterki. Wolałem ten wątek  pozostawić domyślności czytelnika.

Dzięki za przeczytanie i obszerny komentarz.

Pozdrówka.

W ogóle mnie się nie podobało, bo stoi wyłącznie formą. Treść jest nawet nie prosta, a prostacka – motyw zemsty osadzony w modnych realiach, ze zbędnym dodatkiem fantasy, płaskimi postaciami (czarny charakter powinien zjeść jeszcze jakieś dziecko), dziurami fabularnymi ( stara kobieta wywozi na wózku nieprzytomną kobietę i nikt jej nie powstrzymuje, czy nawet nie goni; kryjówką, której strzegą szczekające psy, Sven nie rozpoznaje kobiety, którą darzył silnym uczuciem i nad którą całkiem sporo się pastwił, bo ta zmieniła uczesanie, Freya szukająca następczyni w najmniej sensowny z możliwych sposobów) i przewidywalnym zakończeniem. W dodatku dynamika narracji leży, pojawiają się jakieś dziwne wtręty, rozciągnięte opisy posiłków i psów, podczas gdy brakuje tak podstawowych informacji, jak skrótowe choćby wyjaśnienie, jak Czerwonej udało się przeniknąć do bezpośredniego otoczenia Svena.

Miałeś Rogerze dobry, mocny temat i jedną robotę – przedstawić go w interesujący, dojrzały sposób (tematyka gwałtu i zemsty zasługuje na poważne traktowanie), a ty zaserwowałeś wydmuszkę dla fetyszystów słowa, których jedyną umiejętnością jest zachwycanie się stylizacją i kiwanie z uznaniem głową, gdy trafią na wymyślny zbitek liter. Jestem autentycznie zirytowany. Stać Cię na więcej.

na emeryturze

 – nie ma co się irytować, chociaż, rzeczywiście, niekiedy teksty literackie wywołują emocje. W przypadku “Czerwonej Frei” tak było z jedną  z komentatorek. Zdarza się. 

Dzięki za przeczytanie i komentarz.

Cytując znanego poetę – “Pozdrawiam uśmiechnięty”. 

W prostej opowieści znalazłem historię emancypacji kobiety, okupionej ofiarą z miłości i prawdopodobnie braku potomstwa. Wydaję mi się, że są tam też , bardzo zakopane między słowami, pytania: czy warto pozwolić opętać się pragnieniu zemsty? Mścić się za krzywdy czy wybaczać? Czy cena zemsty jest jej warta?

 

Prawdopodobnie nadinterpretuję, bo jak dla mnie forma nakrywa treść, przesłania podpowiedzi co do klucza interpretacyjnego. Warsztat, jak to u ciebie, Rogerze, na wysokim poziomie, choć mam kilka zastrzeżen do kompozycji. Realia czasów, gdy kobieta była"podczłowiekiem" zaakcentowane ostro naturalistyczną sceną gwałtu, a potem lustrzanym odbiciem zemsty bazującej na pożądaniu gwalciciela. Może odstręczać czytelników o większej wrażliwości niż gruboskorny Ryba. Imo do stopnia, w którym tak rozłożone akcenty utrudniają odczytanie tego, co pod powierzchnią.

 

Kompozycja:

– sposób dojścia do jarla – ja również chętnie bym przeczytał, jak to się stało ; imo tnąc ten fragment pozbawiles czytelników radości z lotrzykowskiego motywu, gdy słabszy przechytrza silniejszego , i znakomitą okazjąę na rozbudowę więzi odbiorcy-protagonistka; ponadto siada budowa napięcia przed kulminacją w postaci aktu zemsty, pft! – przekłuty balonik;

– epilog imo za długi, rozwodnione, tempo zdycha; odniesienia do bogini moim zdaniem można było załatwić jednym, nie do końca jednoznacznym zdaniem; podobnie z napojem: chyba wystarczyłoby wspomnieć, że przemienia kobietę w sluzke bogini i że bohaterka kiedyś będzie musiała podać go swojej następczyni; przez to wszystko główna myśl bohaterki – o cenie niezależności, o traumie zemsty – znika w natłoku słów i wyjaśnianych wątków, zamiast wybrzmieć mocno; imo część motywów można było, bez szkody dla tekstu, wyjawić w treści wcześniej, na koniec zostawiając najważniejsze akcenty;

 

 

To tylko moja opinia, zaznaczam.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Psy­cho­Fishu – dzięki za obszerny komentarz. “Czerwoną Freę” pisałem z przeznaczeniem dla konkretnego adresata – magazynu grozy. Musiała w tekście być groza – i jest.  Do tego posłużyła mi postać Thargone i postać Frei – ostatni rozdział.  Na pytania, które zadałeś, odpowie sobie czytelnik… Odpowiedzi mamy w tekście, ale nie wprost, bo byłby to dydaktyzm.  Pewne jest, że Ingrid pod wplywem gwałtu zmienia się. I ona sama to dostrzega, ba, tęskni za dawną Ingrid. 

Jest taki moment w tekście, gdzie akcentuję efekty wyboru i podjęcia decyzji – coś za coś… Z komentarzy wynika, że czytelnicy dostrzegają nie tylko ociekającą krwią opowieść, ale i podteksty. Niuanse sytuacji i to, że jeden wybór implikuje drugi.

 jeżeli idzie o zakończenie – zdecydowanie nie masz racji. Frea jest enigmatyczna. niby wiemy o niej dużo, ale tylko szczątkowo. Żyje w lesie, doradza ludziom, wielu ją odwiedza, ma się dobrze. Jest mądra. Tyle. Trzeba było zamknąć ten wątek i wyjaśnić jej tajemnicę, inaczej fabuła nie zostałaby zamknięta do końca. I po wyrazie “koniec” znamy tajemnicę Frei. 

A co do imienia – nie istnieje imię Frea. Istnieje imię Freya. Imię bogini. To zrobiłem specjalnie, bo Frea nie śmie nadać sobie imienia starej, ale nadal nieumarłej bogini nordyckiej.

Dzięki za przeczytanie.

Pozdrówka. 

Znam boginię Freyę, czasem szczuje kotami mojego psa;-)

 

Co do mania racji – e tam, to ty nie masz racji. :-) To żart, rzecz jasna, ale z prztyczkiem: opinia i moje zdanie to nie kwestia racji, lecz mojego subiektywnego odbioru. Przekazuję ci je, żebyś wiedział co mi, pojedynczemu Czytelnikowi, pasuje lub nie pasuje. Teraz przejrzałem inne komentarze i widzę, że w paru obszarach uwagi mam podobne do innych czytelników – więc kwestia sprowadza się  do statystyki uwag… :-)

 

Pozdrawiam – już zaraz mecz… :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Bardzo słusznie – czytelnik w komentarzu przedstawia swoją opinię. A autor na nią odpowiada. 

Pozdrówka.

Nie wiem, co się dzieje, ale nie mogę wkleić komensadtarza 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Spróbuję posłać Ci na priv. 

Generalnie – historia prosta, sprawnie napisana, ale nic nie chwyta.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Coś jednak się wkleja, a komentarz kompletny. Dzięki za przeczytanie.

Pozdrówka.

Widzisz wypisane literówki? Bo ja kompletnie nic nie widzę, a i na priv nie mogę tego przesłać.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Naturalnie, że widzę, łącznie z emotikonem.

Twoją opinię o tekście znam. Jednych tekst chwyta, innych nie chwyta. Jednym czytelnikom podoba się i głosują za biblioteką, a nawet chyba nominują, innym się nie podoba albo chcieliby mieć w tekście coś jeszcze. A innym znowuż brak jakiegoś wątku absolutnie nie razi. Tak jest zawsze.

Dzięki za intensywne starania o przedstawienie szerszej opinii, ale clou tej opinii jest już powyżej..

No i dali czadu z Portugalia, a mogli być w półfinale.  Skopali sprawę.

Pozdrawiam.

Łaskawie odda poten swoim wojownikom,

Ułożyłam na wózku Oni szukali srebra – zabrakło kropki przed “Oni”.

poznawanie ich właściwości sporządzanie wywarów – przecinek przed “sporządzanie”.

Zdawało się, że znowu nez trudu odczytuje myśli Ingrid.

Mądrą i urodziwą niewiastę. – dodała z uśmiechem Frea – zbędna kropka 

a jego pierwszy pocałunek okaże pocałunkiem śmierci. – chyba brakuje “się”

Likwor mie zawiera nic złego

– stwierdziła, – Pewnie ją zabierze. – zamiast przecinka powinna być kropka

Skąd ja masz? – ją

Bęsta sierść wspaniale nadawała się

Przetarł oczy i potrząsnął głowa.

– Zaiste, godzien królewskiego stołu… – stwierdził, odkładając maczzynie. – raczej odstawiając, odłożyć można książkę albo nóż 

ale pewnie w drodze zacznie śmierdzieć kropka – Ingrid wycierała sztylet w kaftan. 

Sporo niedociągnięć jak na takiego perfekcjonistę jak Ty.

 

Historia prosta, podana ładnie, ale nic poza tym. Epatowanie przemocą tylko po to, by przyjęła Histeria? Ejże, sądziłam, że Tobie już nie zależy na takich splendorach, bo zbyt często pojawiasz się w e-zinach, żeby pisać dla samego pisania. 

Nie chwyciło, choć nie można Ci odmówić pisarskiej sprawności, ale o tym sam doskonale wiesz.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

–  wielkie dzięki za wyłapanie literówek, które  jeszcze uchowały się w tekście. Chyba przy przeoczyłem je przy wprowadzaniu poprawek korekty redakcyjnej. Poprawione.

Prosta historia? A tak, nieskomplikowana. Jedno zdarzenie implikuje kolejne, a wszystkie wpływają  decydująco na losy Ingrid, Thargone, Frei – i Svena.  Sporo w tym determinizmu, jednak takie jest życie.

Epatowani grozą? A gdzie Ty to widzisz? Groza jest tutaj dawkowana oszczędnie, i zawiera się w rozdziałach o śmierci Thargonr i ostatnim rozdziale, finalnym.  Tak, jest to opowieść realistyczna, a nawet naturalistyczna, bo nie miałem zamiaru bawić się w słodkie, portalowe opisywactwo scen walki, gwałtu i zadawania śmierci, tylko przedstawić je maksymalnie prawdziwie.

Coś mi się wydaje, że też publikowałaś opowiadanie w “Histerii”. I na pewno było to opowiadanie grozy.  To jeden z najbardziej poczytnych zinów. Miałem pomysł, napisałem, wysłałem, przyjęli. Jak to żaden splendor, czemu wysłałaś tam tekst? Ciekaw jestem. .

Dzięki za przeczytanie tej krwawej, naturalistycznej opowieści o zbrodni, zemście i wpływie tych zdarzeń na losy kilku ludzi, których los nieodwracalnie się zmieni.

. Pozdrówka. 

Zupełnie się nie zrozumieliśmy.

Epatowanie przemocą, a nie grozą.

I wydaje mi się, że pisanie tylko po to, by przyjęła Histeria w Twoim przypadku nie powinno mieć już miejsca. Za dużo i za dobrze piszesz, żeby “ustawiać się” pod jeden e-zin. JAk dla mnie napisałeś dobrze, ale prościutkie opowiadanie, które jest dobre dla kogoś początkującego. Od osób takich jak Ty chciałabym czegoś więcej, a nie opowiadania, które można streścić w kilku zdaniach. 

Rzeczywiście, też napisałam do Histerii i pewnie nadal będę tam wysyłać, bo dla mnie opowiadania grozy to spore wyzwanie. Jak pewnie zauważyłeś, mam raczej inny styl, nazwany tu na portalu “bemikowym” – słodki, aksamitny. Więc próbuję sił w czymś innym. Natomiast Ty wydawałeś mi się specem od “trudnych” opowiadań, a Frea taka nie jest. Odrzucony zalotnik, zamordowany mąż, zemsta i koniec. Takich opowiadań to ja sama mam parę na koncie.

Wyrobiłeś sobie taką markę, że nie dziw się teraz, iż żądam od Ciebie więcej niż od innych.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

No i emocje uszły… ale w komentarzach. ;)

 – to jest proste opowiadanie? Naprawdę? Niebywała historia.

Opowiem ci w skrócie, o czym jest ten tekst. 

Grupa zbrojnych atakuje gródek miejscowego jarla. Dowodzi wielki jarl, znany jako Rudy Sven. Chce się zemścić za odrzucenie jego miłości przez żonę miejscowego knezia= wyraz kneź użyty specjalnie.  Zdobywa dworzyszcze, a żonę tegoż jarla gwałci. Przedtem jej męża zabił, obciął głowę i okaleczył. Dopełnia zemsty – gwałci kobietę, rabuje gródek. Tę kobietę ratuje stara służka. Wdowa jest nieprzytomna. Budzi się gdzie indziej i dostrzega, że jej zbawicielka umiera. Dzieje się coś bardzo  dziwnego – bohaterka dostrzega coś, czego nie powinna dostrzegać. Jednak to lekceważy, uważa, że widziała omam. Majak, chociaż w tym majaku i słowach służki są informacje, o których wie – mimo, że nie powinna ich znać. Ale zapomina o tym.  Opiekuje się nią mądra kobieta, zielarka. Żyją dobrze. Jednak bohaterka pragnie się zemścić. Opiekunka podpowiada, jak dotrzeć do gwałciciela,  Dobrze podpowiada, ale niespodziewanie żąda zapłaty – wypicia likworu po powrocie. To warunek udzielenia pomocy.  .Dobrze, czemu nie? Zemsta jest tak ważna…  

I mści się, przemyślanie i okrutnie. Wraca. I co widzi? Zmarłą kobietę, starą, zniszczoną, niedawno jurną. Niepojęte…

Zgodnie z przyrzeczeniem wypija likwor. I wtedy okazuje się, że staje się następczynią zmarłej.  Przejmuje w sposób dla siebie niezrozumiały jej wiedzę, doświadczenie, umiejętności. staje się nagle kimś innym, zupełnie innym, chociaż po zemście pragnie wrócić do dawnego życia.  I dowiaduje się jeszcze,  ze staje się emanacją dawnej bogini miłości i wojny w czsach przed Krystem.

To jest prosta historia? Prosto i konsekwentnie opowiedziana, jednak wcale nie prosta.

A na pewno nie jest słodko– portalowa.

Pozdrówka.

Czekaj czekaj, pokusę-psikusę czuję:

 

Opowiadanie traktuje o przemianie, jaka staje się  udziałem głównej bohaterki. Z początku żona i zapewne przyszła matka, następnie ofiara brutalnego gwałtu, rekonwalescentka, odbudowujaca siebie pod skrzydłami tajemniczej Frei, wreszcie demon zemsty, po tym swoistym katharsis przepoczwarzająca się po raz kolejny: w niezależną, lecz samotną kobietę.

 

No, po streszczeniu wnosząc nie ma szału w dziale złożoności :-) Tak, jaja sobie robię że sposobu argumentacji. 

Tak, oś fabularna i mi wydaje się prosta, kliszowa, ale w tym tekście chyba chodzi raczej o przemianę bohaterki…

 

Co to jest słodko-portalowa historia? Jakieś tytuły przykładowe? Zaintrygowało mnie takie budowanie opozycji, wydało  mi się "na siłę".

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

u  – tak, z tekstu wynika, może nie wprost, jednak czytelnie, że Ingrid  zmienia się, i to bardzo. Czy staje się niezależna? Frea była niezależna i ona też taka będzie. To jest dość oczywiste, bo jest następczynią Frei.  Czy jest z tego zadowolona? Chyba nie, Jednak już nie ma innej drogi przed sobą.  To, oczym zaczynała marzyć po zabójstwie, już się nie spełni. 

Ciekawe uzupełnienie finału, opisanego w ostatnim rozdziale. Te sprawy pozostawiłem domyślności czytelnika.

Bemik, dzięki za głos za biblioteką.

Pozdrówka.

Harald jednak wyruszył przeciwko rabusiom, łupiących kupców i kmiece chaty.

 

Ingrid pokręciła głowa.

 

– Zaiste, godzien królewskiego stołu… – stwierdził, odkładając maczynie.

 

 

Całkiem nieźle napisane, spodobało mi się rozpoczęcie tekstu opisem szturmu, pełnym akcji i napięcia. W ogólnym rozrachunku zabrakło mi jednak czegoś oryginalnego.

W wątku zemsty nie dostrzegam absolutnie nic niestandardowego, natomiast wątek przemiany i rola wcielenia bogini nie zostały dostatecznie wyeksponowane, abym poczuł, że to wokół nich ogniskuje się fabuła. 

Zemszczenie się przychodzi Ingrid wyjątkowo łatwo – skracając poprzedzający ją fragment opowieści sprawiasz, że odbieram pomstę jako coś, w gruncie rzeczy, łatwego do zrealizowania.

Scena gwałtu w sumie nie była potrzebna, wystarczyło pokazać moment przed i moment po. Rozumiem jednak, że jej rolą było wzbudzenie u odbiorcy emocji i zrozumienia dla pragnienia zemsty.

Skupienie się na atmosferze grozy w przypadku tego tekstu nie byłoby złym pomysłem – niemniej muszę stwierdzić, że ja tej grozy jakoś szczególnie nie odczułem. Można było pokazać strach i słabości Svena, rozwinąć wątek kruchości dominacji mężczyzny nad kobietą – tutaj jak znalazł pasowałaby bogini płodności Freya, pomagająca w zemście na gwałcicielu. Skoro mamy już elementy fantastyczne, czemu nie rzucić na kutasa rudego klątwy uwiądu? Tak, jak napisałem w pierwszym zdaniu – tekst nie jest zły – ale momentami żałowałem, że nie dałeś się bardziej ponieść wyobraźni.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

dzięki za wizytę. Taki trochę już stary tekst… 

Tak na dobrą sprawę, żadne moje opowiadanie grozy ie jest klasycznym opowiadaniem grozy. No, ale, “Histeria” przyjmuje, “Szortal na Wynos” takoż.  W sumie jest to opowiadanie bardzo realistyczne – tak mi się wydaje. A odbiór – a to już zależy od czytelnika.

Dzięki za komentarz.

Pozdrówka.

Dość przewidywalna opowieść o krzywdzie i zemście. Przewidywalna w tym sensie, że, zgodnie z oczekiwaniami, Ingrid nie miała problemu z wykonaniem zamierzonego czynu. Przewidywalna także dlatego, że jakoś od chwili zejścia Thargone, podejrzewałam, że Ingrid stanie się następczynią Frei.

Czytało się dobrze, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie spora przygarść usterek wciąż obecnych w tekście. Nie wypisuję ich, bo pewnie i tak niczego nie poprawisz. Pozwolę sobie tylko przytoczyć jedno zdanie: Go­to­wa­ły tusze za­ję­cze, sar­ni­nę i dzi­czy­znę… i zadać pytanie – Czyżby mięso zajęcy i saren nie było dziczyzną?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nadal ilustracja trzyma klasę, chociaż, prawdę powiedziawszy, ten sztylet wygląda nieco dziwacznie. Chyba jednak jest to mankament tej ładnej i klimatycznej grafiki komputerowej.

W tym zdaniu chodziło mi o to, że w kociołku główne znajdują się zające i mięso sarny/saren, a także coś innego, jednak tego samego sortu , czyli pochodzące z zabitych dzikich zwierząt.

Szczegół, bez wapienia, chociaż można byłoby to zdanie ująć inaczej, ale każde zdanie można zapisać inaczej. 

Nie zawiodłem się po raz kolejny – klimat, rozwijająca się intryga przeplatana akcją. I groza… Mało czytam takich tekstów. Historia nie wydała mi się specjalnie prosta – to chyba zależy od nastawienia – losy bohaterki są wystarczająco skomplikowane, a rozwiązanie mimo wszystko niejednoznaczne.

Wszystkim nie dogodzi :)

Dla mnie biblioteka powinna być już dawno.

F.S

 – pewnie, że “Czerwona Frea” od  dawna powinna być w bibliotece. I nie tylko to… Ale nie była. No a teraz ludzie się zastanawiają, czemu “NF” prawdopodobnie padnie jak kawka. A odpowiedź jest prosta – bo publikują teksty portalowe, a nie literackie. No i właśnie z tego też powodu “Czerwona Frea” czekała na bibliotekę długo, ale w końcu się doczekała.

Najbardziej śmieszy mnie los “Czarnej wódki”. Tekst histeryczny, był na liście dziesięciu najlepszych opowiadań “Histerii” za okres pierwszych dwóch lat istnienia tego magazynu. A tutaj też nie dostał się do biblioteki. A ktoś w komentarzu łaskawie napisał, że ciekawe jest zerknąć przez lufcik na wykreowany przeze mnie świat. O, tak, ciekawe jest takie zerknięcie.,Tylko e najpierw taki świat trzeba wykreować.

Dzięki za kliknięcie biblioteki.

Link dla czytelników do “Czarnej wódki” ---> . http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/12274

Pozdrawiam. 

Nowa Fantastyka