- Opowiadanie: Finkla - Krew, pot i łzy

Krew, pot i łzy

Nie lubię horrorów i nigdy nie czytałam Lovecrafta, ale chciałam sprawdzić, jak mi pójdzie. Bardzo jestem ciekawa odpowiedzi. :-)

Nawiązania do twórczości symboliczne, ale są.

Zastanawiałam się, czy nie dołożyć tagu “wulgaryzmy”. Dużo ich nie ma, ale się trafiają. W końcu bohaterowie horroru nie mogą na zagrożenie reagować słówkiem “Ojojoj!”.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Krew, pot i łzy

Geografica wodziła palcem po liście. Wszyscy starali się zniknąć, schować choćby za piórnikiem. Byle nie za telefonem – jędza nie tolerowała komórek. Każdy, może za wyjątkiem najgorszych dzięciołów, znalazł sobie w weekend mnóstwo znacznie ciekawszych zajęć niż zakuwanie okresów geologicznych. W klasie zrobiło się duszno, gorąco i bardzo cicho.

 

~Nic się nie stało.~

 

Znowu się pomyliła, znowu źle zapisała dyktowany przez telefon mail. Znowu program pocztowy twierdził, że podany adres nie istnieje. Znowu jakiś wściekły klient nie dostanie ani słowa wyjaśnienia. Znowu…

Drrrrryń!

Aparat na biurku. Oby tym razem nie popełnić żadnego błędu! Ile jeszcze pomyłek szef będzie tolerował, zanim wywali ją jak Mariolę miesiąc temu? Albo Weronikę jeszcze wcześniej? A kto wtedy spłaci raty za zmywarkę? I kredyt na remont kuchni, żeby było gdzie wstawić wymarzoną maszynę? Zobaczyła, że palce wędrujące w stronę słuchawki drżą. Poczuła, jak między łopatkami spływa kropla potu.

 

~Gdzieś daleko coś zamruczało przez sen.~

 

Teraz już nic nie zależało od niej. Pielęgniarka zaniosła próbki do laboratorium. Pacjentka mogła tylko czekać na wyniki. Przez długie dwa tygodnie wypełnione niepokojem, bezsennością i podwyższonym ciśnieniem. Starsza pani podreptała do wyjścia z kliniki.

 

~Nic się nie stało. Na razie.~

 

Rzadko to robił, ale teraz stanął przed lustrem. Tym wielkim, w którym zawsze przeglądała się mama, zanim wyszła z domu. Zza szklanej tafli inteligentnie spoglądał szesnastoletni chł… szesnastoletni mężczyzna. Szczupły, ale wysoki. Z pierwszym cieniem zarostu na podbródku. Zdecydowanie męski. Z włosami w głupim, nieciekawym kolorze, lecz za to stylowo przystrzyżonymi. Ubrany w popularny wśród młodzieży zestaw – markowe dżinsy i T-shirt z nazwą niszowego zespołu – świadczący o eleganckiej nonszalancji i nietuzinkowym charakterze.

Czy tych wszystkich atutów wystarczy? Czy Natalia będzie chciała chodzić z zarąbistym facetem widocznym w lustrze? Bo może wybierze tego przypakowanego dupka, Kamila? Na samą myśl czoło młodzieńca pokryło się drobniutkimi kropelkami.

 

~Coś obróciło się na drugi bok.~

 

– Do kogo ja mówię? Już wpół do dziesiątej. O tej porze gasimy światło i przestań jojczeć!

– Ale ja się boję tak po ciemku… A jeśli w moim pokoju schował się potwór?

– To go zastrzel! Taki duży chłopak, a wierzy w potwora pod łóżkiem!

– Możesz zostać ze mną, aż zasnę?

– Nie wygłupiaj się. Sam mówisz, że jesteś już prawie dorosły, a zachowujesz się, jakbyś ciągle miał trzy latka i chodził do przedszkola. Nie marudź, tylko śpij, bo jutro znów nie będziesz chciał wstać.

– Powiem mamie, że nie pozwalasz mi włączyć światła! – Antoś podjął ostatnią, desperacką próbę.

– Naskarż jej, naskarż. Na pewno będzie dumna, że ma takiego tchórzliwego syna!

Światło w pokoju zgasło. Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Od uchylonego okna powiało chłodem. To było jakieś nietypowe zimno, przed którym nie mogła uchronić kołderka z uśmiechniętymi lokomotywami. Od strony przedpokoju dobiegały dziwne dźwięki. To wujek oglądał jakiś film. Przez ten hałas każdy potwór mógł niepostrzeżenie zbliżyć się do łóżka.

Drobne paluszki zacisnęły się na ukochanym misiu. Wierny Maciuś nikomu nie zdradzi, że w jego futerko wsiąknęły gorące łzy.

 

~Coś oblizało się z satysfakcją. Jedni twierdzą, że język miało długi, cienki i rozdwojony na końcu. Inni – że ozór był spuchnięty, owrzodzony i pozieleniały. Zdania zawsze są podzielone.~

 

Mocno wymalowana kobieta skrywająca pół twarzy za ciemnymi okularami wydmuchnęła dym prosto w twarz rozmówcy.

– Nie przyszłam się tu targować. Dziesięć tysięcy albo pani Joanna dostanie zdjęcia.

Tomek mógł tylko bezsilnie zaciskać pięści. Coś w brzuchu zabolało, jakby dookoła trzewi owinęła mu się niewidzialna, przenikająca skórę macka, a potem w gwałtownym skurczu szarpnęła za bebechy.

Miała go. Cholerna suka trzymała go za jaja, a on nie mógł nawet drgnąć. Gdyby te durne fotki z cholernego wieczoru kawalerskiego kolegi dotarły do Aśki… Wyprułaby mu flaki i upozorowała samobójstwo albo wypadek. A koledzy by jej pomogli. Z tym większym zapałem, że jakoś za nim nie przepadali. Bo nie umiał celnie strzelać! Życie u boku porywczej policjantki miało mnóstwo złych stron.

Próbował jeszcze zagrać na czas:

– Nie sądzisz chyba, że mam taką kasę przy sobie.

– Nie sądzę. Dzisiaj tysiąc, reszta za trzy dni. W tym samym miejscu. Tylko się nie spóźnij. – Uśmiechnęła się triumfalnie. – Zaliczka. – Wyciągnęła bladą i wąską rękę z paznokciami pomalowanymi na krwistoczerwono. Nawet nieźle pasowały do szminki. Ech, w innych okolicznościach…

Mężczyzna z westchnieniem sięgnął po portfel. Nici z zaplanowanego wakacyjnego wyjazdu. Dopiero teraz zauważył, że pokaleczył się, zaciskając z całej siły pięści – na skórze prawej dłoni pojawiło się kilka czerwonych kropelek.

 

~Coś otworzyło ślepia. Zamrugało kilkakrotnie.~

 

Jak mogła być taką idiotką?! Przecież Aśka pokazała jej policyjne statystyki, w nieskończoność tłumaczyła, że nie należy zapuszczać się w okolice Targowej po zmroku. Nawet za dnia samotny spacer mógł dostarczyć mocnych wrażeń. Niejeden mężczyzna zostawił tu portfel, bywało, że i kilka zębów. A kobiety… Lepiej o tym nie myśleć…

Ale ona, jak ostatnia kretynka, zasiedziała się u przyjaciółki, ciężkie chmury przyspieszyły zmierzch, a to była najkrótsza droga do domu. Nowe szpilki obtarły jej pięty do krwi i nie miała ochoty na bezpieczniejszą, ale dwukrotnie dłuższą trasę. Dlaczego nie wzięła taksówki? Dlaczego pożałowała głupich dwudziestu złotych?

Teraz szła zwodniczo cichą uliczką. Tylko te cholerne obcasiki wystukiwały po bruku nerwowy rytm, który niósł się w wilgotnym powietrzu daleko, do każdej odrapanej bramy, do każdego śmierdzącego zaułka i informował: „Tu idzie ofiara. Bezbronna. Boi się. Tu idzie ofiara”. Ściemniało się zaskakująco szybko. Latarnie, oczywiście, dawno popsute. W tej części miasteczka nie opłacało się wymieniać żarówek. Gdyby nie światła w nielicznych oknach, nie widziałaby, w jakich śmieciach i kałużach stawia stopy.

Czy jej się tylko wydawało, czy do łomotania szpilek dołączyły odgłosy innych kroków? Cichsze, raczej szurające niż tupiące, skradające się. Nie chciała zatrzymać się i obejrzeć. Jak dziecko zakrywające buzię kocykiem, wolała nie patrzeć na zagrożenie. A może to strach przed utratą bezcennych sekund?

Do zbawczej Sienkiewicza zostało raptem jakieś dwieście metrów. Już widziała latarnie, ludzi wędrujących od jednej knajpki do drugiej. Jasny, wesoły, bezpieczny świat.

Czy te obce, wrogie kroki przybliżyły się? Na pewno jej się nie wydaje!

Dwoma wierzgnięciami zrzuciła upiorne szpilki i pognała po śliskich kamieniach.

Udało się. Po kilku minutach była już w domu. Zadyszana, potargana, zaczerwieniona, z łomoczącym sercem, ale żywa. Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie plecami. Dopiero teraz zorientowała się, że jest cała mokra, a stopy poraniła podczas panicznego sprintu.

 

~Coś, lekko zaskoczone, żywo zainteresowane, skoncentrowało się na Nibądzinie.~

 

Klaudia wracała do domu wyjątkowo zmęczona. Dzisiaj szczepiła dzieciaki z podstawówki przy Piłsudskiego. Zwykła, prosta MMR, nic strasznego ani specjalnie bolesnego. A czwartoklasiści zachowywali się gorzej niż przedszkolaki – krzyczeli, przeklinali i przepychali się pod gabinetem, kilka osób się rozpłakało, jedna dziewczynka nagle zaczęła hiperwentylować… Co się stało z opanowanymi zazwyczaj dziesięciolatkami, że urządzają histerię z powodu jednego zastrzyku i kropelki krwi? Naoglądały się jakichś głupot w telewizji?

 

~Coś doszło do wniosku, że uwielbia skupiska dzieci i młodzieży. Emanacje małych ludzi były takie świeże… Coś zaczęło poszukiwać podobnych budynków, w których mogło znaleźć równie delikatny i odżywczy pokarm.~

 

Od początku długiej przerwy Tymon miał wrażenie, że najbliżsi kumple zamierzają ponabijać się z niego, że skrycie nim pogardzają, tylko czekają na okazję, żeby go upokorzyć. Sam nie wiedział, skąd wzięło się to przekonanie. Jakaś drwina w uchwyconym kątem oka spojrzeniu Siwego? Szydercze skrzywienie wąskich warg Dżejdżeja? Nieważne, z pewnością potrzebowali przypomnienia, kto tu jest szefem. Jednak wolał nie prowokować bójki z żadnym przybocznym, lepiej będzie utrzymać ich po swojej stronie.

Musiał znaleźć kogoś innego, spoza paczki… W końcu korytarza, nad tłumem kilkuletnich łebków, mignął ten ciotowaty dryblas z piątej be. Nada się idealnie – wysoki, więc godny uwagi przeciwnik, ale nielubiany kujon, któremu nikt nie pomoże. Cel zniknął za drzwiami na klatkę schodową. Mało prawdopodobne, żeby szukał czegoś na parterze, w klasach jeden-trzy. Raczej myśli o obiedzie.

– Wkurwia mnie ten lizus Mareczek. Dżejdżej, Siwy, idźcie za nim, lezie po schodach w górę. Ja pobiegnę tędy, zajdę mu drogę od stołówki. Zaprowadzimy gnoja do szatni i wytłumaczymy parę rzeczy.

 

~Po zwieńczeniu młodziankowej uczty krwią z rozkwaszonego nosa, coś poczuło się wystarczająco wzmocnione, aby pomyśleć o szukaniu dróg do umysłów wszystkich nibądzinian.~

 

Madzia miała serdecznie dosyć tego dnia. Nie tylko dnia. W nocy dręczyły ją koszmary, rano, jeszcze bardziej zmęczona niż wieczorem, z trudem zmusiła się do wstania z łóżka. Wkrótce zadawała sobie pytanie, po co w ogóle dokonała tego bohaterskiego czynu.

W biurze sypało się wszystko, co tylko mogło się wysypać. Petenci kłębili się dzikim tłumem, zawracali głowę bzdurnymi pierdołami, upewniali się po dziesięć razy, że wszystkie rubryczki wypełnili poprawnie, telefony się urywały… Zepsuł się ekspres, pozbawieni kawy pracownicy warczeli na kolegów. Zabrakło plastikowych kubeczków do dystrybutora. Od biurka do biurka krążyła plotka, że personalna obsobaczyła jakąś dziewczynę z kadr. Podobno kierowniczce nerwy puściły, bo szykowało się obcinanie kosztów i zbiorowe zwolnienia. Na domiar złego przyjechała jakaś kontrola z Warszawy i włóczyła się po budynku, wzbudzając panikę na coraz to innym piętrze. A po południu popsuły się komputery. Nie, nie zawiesiły się, Internet niby działał. Żadnego powodu, żeby wywiesić białą fla… tfu! postawić białą tabliczkę z napisem „Przepraszamy. Awaria”. Tylko z zapisywaniem zmian w plikach coś szwankowało. Nieważne, ile razy człowiek kliknął na obrazek dyskietki, po otworzeniu zamkniętego dokumentu w pięćdziesięciu procentach przypadków okazywało się, że brakuje połowy danych, a reszta często została błędnie wpisana. I tak przy wszystkich kompach w sali. Wezwani pospiesznie ludzie z IT tylko bezradnie drapali się po głowach i klęli tak, że petenci z kolejki zaczęli się awanturować.

Madzia z trudem doczekała szesnastej trzydzieści i niemal uciekła z biura.

W sklepie pod domem akurat zabrakło pieczywa. Nie miała siły, aby szukać chleba gdzieś dalej, więc postanowiła zrobić naleśniki.

Bartek też chyba nie miał dobrego dnia w robocie. Wrócił wściekły i zaryczał, że nie będzie jadł dziecinnych naleśników z dżemem, życzy sobie porządnego posiłku z czegoś, co kiedyś biegało po łące. Na propozycję, aby w takim razie poszedł kupić owo coś i resztę produktów na kanapki, uderzył żonę w twarz, wrzasnął, że w tym mieście pełno jest miejsc, gdzie można doskonale zjeść i, trzasnąwszy drzwiami, wymaszerował z domu.

Teraz Madzia siedziała w nienaturalnie cichym mieszkaniu, w którym nikt dzisiaj nie włączył telewizora, płakała i rozważała, czy bardziej przeraża ją nieprzewidywalny, okrutny mąż, czy rozwód i życie w samotności. Asia rzuciła swojego palanta w cholerę i świetnie sobie radzi…

 

~Nibądzin nie był metropolią, ale kilkanaście tysięcy mieszkańców potrafiło dostarczyć oszałamiająco bogatego bukietu emocji. Coś potężniało z minuty na minutę, potrafiło już emulować kilka postaci ludzkich jednocześnie, a nawet obdarzyć emanacje materialnymi ciałami. Nad takimi drobiazgami jak kontrolowanie prostych sieci lub pojedynczych urządzeń nie musiało się nawet zastanawiać.~

 

Paweł nie biegł, ale szedł najszybciej, jak mógł bez przyciągania uwagi. Mijał nielicznych przechodniów, jakby stali. Przemykał od jednej plamy cienia do drugiej, w miarę możliwości unikając wścibskiego monitoringu miejskiego. Nie rozumiał, czego właściwie tak się boi. No, podprowadził sześciopak. Przecież, do kurwy nędzy, nie pierwszy raz! Zdawał sobie sprawę, że na nagraniach kamer będzie gówno widać – dżinsy i bluzę z kapturem. Setki ziomów wyglądały identycznie. A jednak w środku czuł się napięty jak struna gitary. Jakby wybierał się na ustawkę, a nie wracał do bazy.

Najstarsze kamieniczki Nibądzina. Doskonale znany teren. Plątanina mniej lub bardziej przechodnich podwórek, która mogła doprowadzić wtajemniczonego w dowolne miejsce. Elektronika w znikomych ilościach i marnej jakości. Brama Chudego. Znał kod do domofonu, ale wolał uniknąć piśnięcia w chawirze kumpla, więc rąbnął pięścią w najbardziej przybrudzone miejsce na furtce. Zamek brzdęknął i blokada ustąpiła. Chłopak przyczaił się za węgłem, nasłuchiwał chwilę. Nikt za nim nie szedł, mimo to niepokój nie zniknął. Paweł przelazł przez dziurę w siatce, przebiegł obok trzepaka i pordzewiałej huśtawki, wdrapał się na komórki. Poleżał kilka minut na dachu, obserwując. Cisza. Nadal nikt go nie śledził. Gdzieś daleko błysnęło światło otwieranych drzwi – to któryś sąsiad wyszedł na spacer z psem. A jednak przeczucie nadchodzącej katastrofy nie mijało. W końcu zeskoczył po drugiej stronie, na kolejne podwórko. Jeszcze trzy i będzie w domu. Właściwe już był u siebie, od dziecka wszystkich tu znał.

Oprócz tego żula, który zagrodził mu drogę.

– Poczęstuje szanowny pan papierosem?

Paweł zdawał sobie sprawę, że na to pytanie nie ma właściwej odpowiedzi. Zaoferowałby fajki, czy nie, z filtrem, czy bez… To nie miało najmniejszego znaczenia. Namacał w kieszeni kastet. Gdzieś z tyłu dobiegł dźwięk tłuczonego szkła. Chłopak nie żywił wątpliwości, że właśnie powstał zabójczy tulipan. Co najmniej dwóch przeciwników. Uświadomił sobie, że na spodniach rozlewa mu się gorąca plama.

 

~Coś coraz śmielej penetrowało umysły nibądzinian, zdobywało informacje, przeglądało wspomnienia, uczyło się.~

 

Atmosfera na posterunku wytworzyła się gorsza, niż gdyby stali naprzeciw agresywnych kiboli. Miasto oszalało; w każdej knajpie wybuchały bójki, liczba zgłaszanych gwałtów, rabunków i napadów biła wszelkie rekordy. Mętów kwalifikujących się do zaaresztowania nie brakowało, ale nie można ich było ładować zbyt wielu do cel, bo i tam zaraz dochodziło do mordobić. Pogotowie donosiło o tłumach ludzi z ranami ciętymi, kłutymi, niekiedy nawet postrzałowymi. Jakby wszyscy nibądzinianie nagle postanowili wziąć udział w krwawych zamieszkach. Póki co ofiar śmiertelnych nie było, ani wśród mundurowych, ani wśród cywili. Jednak w każdej sekundzie mogło się to zmienić. Kiedy Zbyszkowi odwaliło i nagle zaczął napierdzielać po ścianach z prywatnej broni, której w ogóle nie miał prawa brać na obchód, było naprawdę blisko. Żeby chociaż te strzały miały jakikolwiek sens! Ale sprawcy ciężkiego pobicia nastoletniego chuligana dawno już uciekli. Echo huku, zwielokrotnione przez wąskie podwórko-studnię, tylko niepotrzebnie ogłuszyło i wkurzyło pozostałych funkcjonariuszy. A spanikowani lokatorzy jeszcze całe godziny później dopytywali o powody tej kanonady.

Każdy patrol wychodził coraz bardziej wystraszony i wracał coraz bardziej zmęczony. Jakby ktoś rozpylił po całym mieście jakąś substancję zachęcającą do przemocy, znoszącą bariery…

Cichutko, ale pracownicy posterunku przebąkiwali o nadnaturalnych przyczynach zjawiska. Szeptano o czarach, klątwie, demonach, opętaniu… Te ostatnie pomysły miały pewne poparcie w faktach – proboszcz próbował zorganizować procesję, ale podobno nawet najpobożniejsze parafianki nie dały rady. Głosy się łamały starowinkom, gdy chciały śpiewać. Płakały bez przerwy i jedna po drugiej odłączały się od grupy. Ministrantowi niosącemu krzyż tak trzęsły się ręce, że kilka razy omal nie upuścił bezcennego brzemienia. Topniejąca trzódka wiernych dwukrotnie okrążyła kościół, a potem ksiądz zorientował się, że został sam z przerażonym chłopaczkiem w komży, więc wrócili do zakrystii. Co złośliwsi dodawali, że tam zajęli się winem mszalnym.

Grupka policjantów przy ekspresie do kawy dzieliła się historiami, które przydarzyły się ich krewnym i znajomym. Pobicia, awantury, dzieciaki z porządnych rodzin rozpaczające z powodu jedynki i obawiające się lania, niewyjaśnione ataki paniki…

Normalnie Aśka nie uwierzyłaby w te opowieści, ale teraz sama mogła przytoczyć kilka: o słodkiej i fajtłapowatej młodszej siostrze, która nagle zaczęła bać się męża, o starszej sąsiadce, która nie przestawała przejmować się wynikami badań, nieustannie zakładając najgorsze i przy każdym spotkaniu w windzie ględząc o problemach zdrowotnych, o zaprzyjaźnionej nauczycielce opisującej uczniowskie bójki i inne koszmary na dyżurach…

No i to najgorsze – najbliższa, najukochańsza rodzina. Tomek ostatnio dziwnie się zachowywał – przebąkiwał, że nie będzie mógł pojechać do Chorwacji, bo nie dostanie urlopu, ni stąd, ni zowąd zawiesił obrazek od matki, który już od pół roku czekał na kołek w ścianie. Leniwy zazwyczaj konkubent wczoraj pozmywał z własnej woli! A przy tym unikał rozmów, uciekał wzrokiem… Ewidentnie dręczyło go poczucie winy. Ale z jakiego powodu? Antoś skarżył się, że nie chce zostawać wieczorami z wujkiem. Nalegał, żeby mama dzwoniła po ciocię Madzię, jeśli musiała zostać dłużej na posterunku. A młody nie chciał powiedzieć, o co chodzi. Wstydził się? Czyżby…

Poczuła, że przepocona koszula przykleja jej się do pleców. Boże, błagam, tylko nie to! Jeśli ten skurwiel dotknął Antosia choćby palcem, będzie tego żałował do szybko zbliżającego się końca życia! Aśka, jak każda normalna matka w tej sytuacji, urżnie sukinsynowi jaja. I dopilnuje, żeby współwięźniowie „przypadkiem” usłyszeli o pedofilii.

Musi natychmiast porozmawiać z synem! Wyciągnęła komórkę, ale po namyśle odłożyła aparat. Lepiej załatwić to w cztery oczy. Nikt niepowołany nie może słyszeć odpowiedzi chłopca. Dzisiaj wieczorem nie ma dyżuru, małemu nic nie grozi.

Żeby oderwać myśli od okropnego tematu, skupić się na czymkolwiek innym, obrzuciła wzrokiem pokój. Janusz, wyraźnie czymś przerażony, siedział w kącie. Wytrzeszczone oczy, podniesione brwi, wargi zaciśnięte w prostą kreskę, strużki potu spływające po skroniach. Na szkoleniu z okazywania emocji Janusz nigdy nie wypadł tak wiarygodnie. Co takiego mógł wyczytać z ekranu jednego z nielicznych komputerów podłączonych do Internetu? Nowa masakra, jeszcze gorsza od dotychczasowych? Nie, to nie wywołałoby tak silnej reakcji. Nie w ostatnich, szaleńczych dniach. Coś z rodziną? Zadzwoniliby, a nie pisali maile. Może komunikat, że jakiś z trudem zapudłowany sukinsyn za dobre sprawowanie wyszedł przed terminem?

W każdym razie kolega nieświadomie podsunął Aśce jakiś pomysł na zagłuszenie niepokoju. Sama usiadła przy komputerze i zaczęła przeszukiwać fora w próbie wytłumaczenia nibądzińskiej epidemii przemocy. Instynkt wytrenowany na wielu zagmatwanych sprawach wkrótce zaprowadził ją na interesującą witrynę. Niby pełną nawiedzonych oszołomów, ale jeden z aktywnych użytkowników wydawał się nadzwyczajnie poinformowany.

Zarejestrowała się i po chwili czatowali z Midoforem.

 

<Infoseeker> Co twoim zdaniem dzieje się w Nibądzinie?

<Midofor> to samo, co w tysiącach innych miejsc

to miasto nie jest pierwsze ani ostatnie

<Infoseeker> A możesz podać jakieś konkrety?

<Midofor> a możesz zadawać konkretne pytania?

chętnie podzielę się wiedzą, którą mam

<Infoseeker> I odpowiesz szczerze?

<Midofor> dopóki będziesz mi wierzyć, nie skłamię

 

Cholera, Aśka była gotowa mu uwierzyć, chociaż nie znosiła durnych gierek i pieprzenia o wzajemnym zaufaniu.

 

<Infoseeker> Zacznijmy więc. Co powoduje całą tą agresję?

<Midofor> strach

<Infoseeker> Strach? Tak po prostu?

A nie coś bardziej nienaturalnego?

<Midofor> strach, ale wcale nie twierdzę, że naturalny

<Infoseeker> A co wywołało ten strach?

<Midofor> co wiesz o Wielkich Przedwiecznych?

<Infoseeker> Nic. Kto to?

<Midofor> dowiedz się. nietrudno to znaleźć

<Infoseeker> Dobra, sprawdzę. Na razie wyjaśnij,

dlaczego zaczęli straszyć miasto.

<Midofor> nie wszyscy, tylko jeden

<Infoseeker> Ale dlaczego?

<Midofor> ten akurat Wielki Przedwieczny potrzebuje

strachu świadomych stworzeń. żywi się nim, a dzięki

wydzielanym w wyniku strachu płynom rośnie w siłę

<Infoseeker> Jakim płynom?

<Midofor> w przypadku ludzi to krew, pot i łzy

 

Na samą myśl Aśkę zaszczypały oczy. Siłą woli próbowała powstrzymać ciemne plamy rozkwitające pod pachami mundurowej koszuli. Jezu! Jak można walczyć z czymś, co żywi się strachem?! Co wzmacnia się od samego pojawienia? A im silniejsze, tym większy strach wzbudza? Beznadzieja…

Nie bać się! Nie bać się za wszelką cenę!

 

<Midofor> pytaj dalej, kobieto

<Infoseeker> Skąd wiesz, że jestem kobietą?

 

Szlag! Może nieznajomy tylko strzelał, a ona właśnie potwierdziła jego wątpliwości. Jak ostatnia głupia cipa! Może po prostu napisała w którymś momencie „zrobiłam”. Przewinęła kilka ekranów i sprawdziła, ale nie. Odruchowo unikała podawania jakichkolwiek informacji. A mimo to…

 

<Midofor> czy nie napisałaś wiadomości do mnie

właśnie dlatego, że jestem dobrze poinformowany?

lubię wiedzieć

<Infoseeker> Wróćmy do Nibądzina.

Co stanie się dalej z miasteczkiem?

<Midofor> widziałaś zdjęcia z konga, ugandy, sudanu?

czytałaś reportaże z bałkanów?

<Infoseeker> Czyli ta istota popchnie nas do wojny?

<Midofor> nie. ten Wielki Przedwieczny nie zabija

<Infoseeker> Dlaczego nie?

<Midofor> martwi niczego się nie boją

<Infoseeker> To skąd biorą się rzezie, o których

wspominasz?

<Midofor> ludzie pod wpływem strachu

robią się bardzo agresywni, nie do opanowania

nigdy tego nie zauważyłaś, joanno?

<Infoseeker> Wcale nie mam na imię Joanna!

<Midofor> oj, nieładnie tak kłamać

ja jestem z tobą szczery. chyba że wolisz,

żebym zwracał się do ciebie per aśka

oprócz siostry wszyscy tak do ciebie mówią, prawda?

 

Aśka poczuła, jak przedramiona pokrywają się gęsią skórką. Swojski posterunek nagle zmienił się w obce, odpychające miejsce, w kątach przyczaiło się niebezpieczeństwo, tylko czatujące na okazję, by skrzywdzić jej najbliższych. Skąd ten skurczybyk znał jej imię?! I rodzinę…? Służbowy komputer, z którego korzystali wszyscy, z pewnością nie zawierał żadnych danych personalnych. Zbyt łatwo się włamać do tego złomu, zbyt łatwo wywrzeć nacisk na policjanta obarczonego krewnymi narażonymi na ataki i szantaże. Login Aśki też absolutnie nic nie zdradzał – sztucznie wygenerowany ciąg liter i cyfr. Więc skąd?!

Miała ochotę wyszarpnąć wtyczkę z gniazdka. Powstrzymywał ją tylko irracjonalny strach, że nic by się nie zmieniło, że pozbawiony zasilania ekran nadal wyświetlałby wypowiedzi Midofora. Spróbowała oderwać palce od klawiatury, ale nie zdołała.

Już nie myślała o tym, jak bardzo się poci…

Ale mniejsza o nią. Była policjantką, potrafiła ryzykować życiem.

Głęboki wdech. Jeszcze raz. Uspokoić oszalałe serce.

Mniejsza nawet o Madzię. Teraz im lepiej Aśka pozna wroga, tym skuteczniej może walczyć.

Czas brnąć dalej. Tym bardziej, że rozmówca zaczynał się niecierpliwić:

 

<Midofor> nie myśl o tym, co wiem

nawet nie dotknę ciebie ani twojej rodziny

<Infoseeker> Jak wygląda ten byt?

<Midofor> każdy postrzega go po swojemu

jako przebierającego mackami filmowego Cthulhu,

jako umierające z głodu dziecko z dużym brzuszkiem,

jako pismo z banku…

a ty? czym karmisz swój strach?

Koniec

Komentarze

Ładne. W stylu Kinga, którego nauczyłem się nie cierpieć ze względu na absurdalny stosunek formy do treści i powtarzalność tematów, ale mimo wszystko ładne. Trochę za długie, rozmyte i zbyt konwencjonalne jak na mój gust, ale, no cóż, ładne. Żałuję, że nie zaprzęgłaś mocy swej wyobraźni i potęgi literackiego warsztatu do czegoś bardziej kreatywnego, ale nie mam wątpliwości, że pod tym względem będę w wyraźnej mniejszości ;)

Chyba najlepsza praca konkursowa z dotychczas opublikowanych. Powodzenia w rywalizacji!

na emeryturze

Nigdy Lovecrafta nie czytałem, ale lubię horrory. A opowiadanie bardzo mi się podobało.

"Kiedy mówią ci, że masz przestać - pisz, kiedy mówią, że popełniasz błędy - pisz. Po prostu pisz. Pisarz nie jest od zaspokojania cudzych pragnień, lecz od kreowania ich."

Dziękuję, Gary.

W stylu, Kinga, powiadasz? Jego też prawie nie znam, ale coś tam czytałam. Mnóstwo lat temu.

Ładne? Nie jestem pewna, czy to komplement w przypadku horroru. ;-)

Konwencjonalne. Pewnie masz rację – ni w ząb nie znam gatunku, nie mam fioletowego pojęcia, co już było, co zostało obrzydliwie oklepane… Miałam o tym wspomnieć w przedmowie, ale zapomniałam.

Cieszę się, że póki co uważasz tekst za najlepszy, chociaż to się pewnie szybko zmieni – na razie bardzo mało zgłoszeń, dopiero teraz pójdzie lawina…

Babska logika rządzi!

O, i Prorok się dopisał.

Dziękuję. :-) Miło, że tekst się spodobał.

Babska logika rządzi!

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

W stylu, Kinga, powiadasz? Jego też prawie nie znam, ale coś tam czytałam. Mnóstwo lat temu

Jest taka strona “Book-a-minute” (niestety już nieaktualizowana) gdzie dorobek literacki Kinga jest opisany jednym zdaniem “It was a nice day………………………AND THEN EVIL CAME!“. Od siebie bym dodał, że zło nadeszło do małego miasteczka na prowincji ;)

 

Ładne? Nie jestem pewna, czy to komplement w przypadku horroru. ;-)

I tak, i nie. Z jednej strony oddaje moje uznanie dla sprawności warsztatowej (sposób narracji i dopasowanie języka do treści poszczególnych akapitów wypadły na prawdę świetnie). Zbudowałaś zawiesistą, doskonale wyczuwalną atmosferę – sęk w tym, że jest to ten typ atmosfery, którą ciężko mi się oddycha, za mało pikantnych nut, za dużo puszystych obłoczków.

 

Cieszę się, że póki co uważasz tekst za najlepszy, chociaż to się pewnie szybko zmieni – na razie bardzo mało zgłoszeń, dopiero teraz pójdzie lawina…

E tam. Na pewno będą kiepskie, a jak nie kiepskie to betowane, niesamodzielne i w ogóle. Ostatecznie muszę zająć drugie miejsce, nie?

na emeryturze

Dzięki, Anet. Milo mi. :-)

Babska logika rządzi!

Gary, to chyba nie zawsze jest małe miasteczko. Kiedyś czytałam coś, co przynajmniej częściowo rozgrywało się w samolocie. Tak mi się wydaje… Z powtarzalnością motywów pewnie masz rację.

Ładny – tak podejrzewałam, że komplement, ale niezupełnie. :-) Ale dobrze, że z atmosferą się udało. Nie znam się na tych rzeczach i pisałam totalnie na czuja.

Kiepskie teksty – OK, przekonałeś mnie. Taka argumentacja… Nie do zwalczenia. ;-)

Babska logika rządzi!

Na duży plus pomysł i sposób wplecenia go w tekst oraz zakończenie ze zwróceniem się do czytelnika. Jak na horror – miejscami brakowało mi napięcia tam, gdzie powinno być – w szczególności w końcowej rozmowie. Za dużo wyjaśnień naraz i zbyt łopatologicznie. Nie ‘poczułam’ tego strachu Aśki – a chyba powinnam. W niektórych z wcześniejszych fragmentów to napięcie wyszło dużo lepiej (np. z dziewczyną uciekającą z ciemnej ulicy). Zabrakło mi systematyki – część postaci jest ze sobą powiązana (Antoś, Asia, Tomek, Madzia) a reszta przypadkowa (albo nie wyłapałam czegoś). Imho, lepiej byłoby albo w jakiś sposób powiązać wszystkie, albo nie powiązywać w ogóle, tylko przepleść osobą głównej bohaterki (jeśli tak można ją nazwać). Ogólnie, fajnie wyszło.

Dzięki, Bella. :-)

Napięcie miejscami siada? Bardzo możliwe – tego się dopiero uczę. To i tak sukces, że ciemna uliczka wyszła porządnie.

Zbyt łopatologicznie? Hmmm, zastanowię się, jak by tu zamącić odpowiedzi Midofora.

Powiązania – lawirowałam między spleceniem różnych wątków a pokazaniem, że całe miasteczko jest zaatakowane. Pewnie wyszło jak z wieloma kompromisami – ani jedno, ani drugie. Zresztą, Nibądzin to nie metropolia, prawie wszyscy się jakoś tam znają. Są w tekście powiązania między Aśką a innymi zastraszonymi, ale już nie takie silne – to nie rodzina.

Ogólnie, fajnie, że fajnie. :-)

Babska logika rządzi!

Opowiadanie jest bardzo dobre, świetnie się je czyta, ale brak w nim ducha Lovecrafta.

Dziękuję, Dinosie.

Nie będę polemizować – przyznaję bez bicia, że nie znam ani Lovecrafta, ani jego ducha, ani twórczości. Bezczelnie wykorzystałam nazwę “Wielcy Przedwieczni” i tyle.

Dobrze, że poza brakiem L. tekst w porządku.

Babska logika rządzi!

Tekst mi przypomina “Domofon” Miłoszewskiego, tylko na większą skalę. Z tego mogła być świetna książka w klimatach Kinga, jak ktoś wcześniej wspomniał. Gdybyś popracowała i wydała to jako książkę, kupiłbym w ciemno.

Mocno pomalowana kobieta. Hmm, pomalowana… A, już wiem! Pociągnęła się na olejno, może akrylami albo nawet Hammeritem Plus, bo gdyby użyła zwyczajnego zestawu kosmetyków, byłaby pospolicie wymalowaną kobietą. :-)

[…]  zawracali głowę z bzdurnymi pierdołami, […].  zawracamy głowę czym, nie z czym. No, chyba ze sejm na nocnym posiedzeniu…

[…] kontrola z Warszawy i włóczyła się po budynku, wzbudzając terror  […].  terror jest zjawiskiem, przejawem określonej działalności określenie ukierunkowanej, jego nie wzbudza się. Bo on jest. Można zastosować, sięgnąć po, wprowadzić…

<><><>

Chyba nie przypuszczałaś, że się przestraszę? Przejmę? Nie? Miałaś rację. Ale chyba nie przewidziałaś jednego: że nie kolorowe lokomotywki na kołderce, a prastary demon włażący do komputerów wywoła mój podziw.

Dinosie, nie czytałam “Domofonu”. Jeśli to horror, to nic dziwnego. :-)

Książka? Z takiego prościutkiego pomysłu? W życiu bym nie pomyślała… To i nie dziwota, że jego dzieła można jednym zdaniem streścić. Ale nie mówię “nigdy”. ;-)

Adamie, już wprowadzam zmiany. Dzięki, jesteś wielki. A chyba nawet i przed(dwudziestopierwszo)wieczny… ;-)

Nie próbowałam zgadnąć, jaka będzie Twoja reakcja. Cieszę się, że w ogóle zajrzałeś.

A czemu miał nie wejść. Komputery są głupie. W odróżnieniu od niektórych demonów.

Babska logika rządzi!

Ja słyszałem historie, że demon opętał komórkę egzorcysty, więc kto wie, czy jednym z użytkowników portalu nie jest Ctulhu. Polecam “Domofon”. Nawiedzony blok i wszystko już powiedziałem, a zarazem nic.

Hmmm. Jak mi “Domofon” wpadnie w łapy, to przejrzę, może nawet przeczytam…

Opętanie komórki? To one po prostu nie są pomiotem szatana? ;-)

Babska logika rządzi!

Dopóki nie dostrzegłam związku między kolejnymi scenami, zdawały się one irytujące i zachodziłam w głowę ile jeszcze sytuacji opiszesz, by dojść do sedna sprawy. Kiedy jednak sedno ujawniło się w pełnej krasie i wszystko powiązało się w logiczna całość, pozostała satysfakcja z lektury bardzo porządnie napisanego opowiadania i duże zadowolenie, że podeszłaś do konkursu niestereotypowo.

Jakkolwiek Twoje macki nie wystraszyły mnie, to ich dotknięcie okazało się całkiem przyjemne. ;-)

 

Coś w brzu­chu za­bo­la­ło, jakby do­oko­ła trze­wi owi­nę­ła mu się nie­wi­dzial­na, prze­ni­ka­ją­ca skórę macka, a potem zwi­nę­ła się w gwał­tow­nym skur­czu. – Powtórzenie.

Może: …jakby do­oko­ła trze­wi oplotła mu się nie­wi­dzial­na

 

Wy­cią­gnę­ła bladą i wąską rękę z pa­znok­cia­mi po­ma­lo­wa­ny­mi na krwi­sto­czer­wo­ny. – …z pa­znok­cia­mi po­ma­lo­wa­ny­mi na krwi­sto­czer­wo­no.

 

W nocy mę­czy­ły ją kosz­ma­ry, rano, jesz­cze bar­dziej zmę­czo­na niż wie­czo­rem… – Powtórzenie.

Może: W nocy dręczyły ją kosz­ma­ry

 

Paweł prze­ci­snął się przez dziu­rę w siat­ce, prze­biegł obok trze­pa­ka i po­rdze­wia­łej huś­taw­ki, wdra­pał na ko­mór­ki. – A gdyby: Paweł przelazł przez dziu­rę w siat­ce, prze­biegł obok trze­pa­ka i po­rdze­wia­łej huś­taw­ki, wdra­pał się na ko­mór­ki.

 

Aśka po­czu­ła, jak przed­ra­mio­na po­kry­wa­ją jej się gęsią skór­ką. Skąd ten skur­czy­byk znał jej imię?! – Pierwszy zaimek zbędny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. Oj, dawno nie dostałam takiej długiej listy. Ech, chyba tekst za krótko leżał. Zaraz wprowadzam poprawki. Acz jedną rzecz już sama dostrzegłam i skorygowałam wcześniej. :-)

Że niestereotypowo? Wiesz, w temacie horrorów to ja jestem ta głupia, która nie wie, że coś jest niemożliwe, a coś innego nieortodoksyjne. ;-)

Hej! Ale żeby macki były przyjemne w dotyku?! Tak nie miało być! Tak się nie bawimy! ;-)

Babska logika rządzi!

Nieźle napisane, tyle, że że wstęp i kolejne rozwinięcia długaśne… Aż do bólu.  Czytam, czytam i nie za bardzo wszystko wiąże się w całość.  Oczekuję zajawki jakiejś tajemnicy, wywołującej zainteresowanie – brak.  W końcu po czterech rozdziałach nic szczególnego się nie pojawiło – non stop dość pospolite historie, więc, niestety, odpadłem.

Zdecydowany przerost formy nad treścią. Chyba tekst do przekomponowania.

Wyszło, niestety, pisanie dla pisania. Szkoda.

Pozdrówka.

Długa lista? Eee, takie tam drobiażdżki wyłapałam, z wrodzonej czepliwości.

A z mackami było miło, bo z dotychczasowych, podobają mi się najbardziej, ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pięć linijek to długaśny wstęp?

A historie są pospolite celowo i z premedytacją. Taka koncepcja.

Dzięki, że próbowałeś. :-)

Mam jednak wrażenie, że nie powinieneś oceniać kompozycji, jeśli jej nie poznałeś.

Roger, po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że inaczej patrzymy na teksty, czego innego po nich oczekujemy. Ot, różnica w gustach.

Babska logika rządzi!

Poprzedni komentarz w całości był do Rogera.

Reg, przyzwyczaiłam się, że nic u mnie nie znajdujesz. No, jedna uwaga, góra dwie.

Miło, że moje macki się podobają. :-) Ale będę się upierać, że dotyk macek nie jest miły. Zimne toto, oślizgłe… Fuj!

Babska logika rządzi!

No widzisz, napisałaś tak, że macki strachu dotknęły przyjemnie. Bez fuja. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No dobra. Mogę pójść na kompromis, że strach ma macki o innych cechach. Chociaż dotychczas słyszałam raczej o oczach… ;-)

Babska logika rządzi!

Ja oczekuję, że tekst mnie zainteresuje, obojętnie, czy jest to humoreska, czy horror. Jeżeli mnie nie zainteresował, zdaję sobie pytanie, czemu?  No i próbowałem w komentarzu dać odpowiedź na to pytanie.

Dlatego mnie nie zainteresował, bo mnie po czterech rozdziałach znudził. Dokumentnie. Tekst wlecze się, więc, jak la mmie, jest coś nie tak z kompozycją. A jest coś nie tak chyba dlatego, że nie ma zajawki jakiejś tajemnicy.

I do odkrycia tego prostego faktu wystarczało przeczytać cztery rozdziały, a nie całość.

Pozdrówka.

Wielkie rzeczy, o oczach też słyszałam. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK. Ciebie nie zainteresował. W porządku.

Dla mnie on się nie wlecze, tylko rozwija i pierwsze rozdziały są potrzebne (tak mi się wydaje) do zrozumienia całości. A zajawkę tajemnicy widzę w króciutkim kawałku kursywą po każdej części.

Trochę jak “Bolero” Ravela. Można się upierać, że początek jest zbyt cicho, bo w ogóle nie słychać skrzypiec, ale podkręcenie głośnika przy pierwszych taktach to słaby pomysł. OK, nie każdy lubi muzykę klasyczną.

No i wracamy do gustów, Rogerze. Inne “melodie” tekstowe preferujemy.

Nie będę zmieniać kompozycji. Trudno, tekst nie każdego musi zachwycać.

Babska logika rządzi!

Reg, tak sobie myślę, że te oczy to takie wielkie, bo wytrzeszczone z przerażenia. ;-)

Babska logika rządzi!

No tak, tyle że oczy wytrzeszcza ktoś, kto się bardzo boi. A czy strach może się bać? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pewnie nie. Ale może strach cierpi na echomimię? ;-)

Babska logika rządzi!

Strach może się bać tego, że się go nie boisz.

Też ciekawa wizja. Czego jeszcze boi się strach?

Kurczę, to brzmi prawie jak tytuł humoreski. ;-)

Babska logika rządzi!

Cierpiący strach. Brzmi nieźle. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Boi się czy nie boi, strach ma wielkie oczy, żeby straszyć nimi, o.  :-)

<><>  Dzięki, jesteś wielki. A chyba nawet i przed(dwudziestopierwszo)wieczny… ;-)  <><>  ===> przedwudziestopierwszowieczny to na pewno,  :-)  a czy wielki, to kwestia porównania. Przy krasnoludku na pewno wielki aż strach, ale przy Pudzianowskim… Ech… :-)

To wielkie oczy takie straszne? Wydawało mi się, że raczej wyglądają ładnie. Przynajmniej baby często starają się je optycznie powiększyć makijażem.

Ale może to po to, żeby zastraszyć tych silniejszych fizycznie facetów. No tak, to możliwe. ;-)

Jeszcze jeden powód do wytrzeszczania oczu przyszedł mi do głowy, ale chyba nie wypada o nim wspominać w kulturalnym towarzystwie…

Personifikowanie strachu postępuje – cierpi, straszy…

Co ja narobiłam…

Adamie, to nie stawaj przy Pudzianie i problem z głowy.

Babska logika rządzi!

Strach ma wielkie oczy, dlatego że w przypływie adrenaliny człowiek szerzej otwiera oczy oraz rozszerzają się mu źrenice, abyśmy mieli lepszy wzrok i szybciej wykryli zagrożenie.

Czyli wracamy do cech strachu…

Co tam jeszcze adrenalina wyrabia z człowiekiem?

Czyżby strach był niewrażliwy na ból i miał… pobrudzone gatki? ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo często, jeśli odpowiednio silny i nagły. Wniosek: nie nosić gatek, łatwiej umyć nogi niż wyprać spodnie.  :-)

Wizerunek strachu nam się coraz lepiej krystalizuje:

wielkie oczy, rozszerzone źrenice i goły tyłek.

Jeszcze coś? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…

Babska logika rządzi!

Strachu ni grozy nie poczułam (głównie przez nieco niweczącą klimat zbyt wprost wyłuszczającą końcówkę), ale momentami lekki dreszczyk niepokoju po plecach przebiegał. Moim zdaniem właśnie te codzienne małe lęki różnych mieszkańców miasteczka, które rosną, im dalej w tekst, są jego siłą. Ale klimat tak naprawdę budują wstawki o cosiu.  Gdyby nie one, to na początku, zanim bardziej mi się ta układanka zaczęła składać, bym była chyba zawiedziona – że tak nijak. A już pierwsze Nic się nie stało wprowadza niepokój, zupełnie wbrew treści tego zdania. Dzięki niemu lęk przed nauczycielką/odpytywaniem okazuje się czymś więcej.

Tak to przynajmniej odebrałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Także w chwili śmierci ich nie warto mieć. Akurat puszczanie zwieraczy da się logicznie wyjaśnić. Drapieżnik nie tknie niczego pokrytego kałem, aby nie zarazić się pasożytami.

Dzięki, Śniąca.

Końcówka zbyt wyłuszczająca? Psiakrew, a ja już ją trochę przymuliłam. Bardziej nie potrafię. Zbyt lubię, żeby wszystko było jasne. :-( Może kiedyś nauczę się lepiej ściemniać.

Cieszę się z lekkiego dreszczyku. Otóż to, Śniąca, otóż to. Rosnące, małe, codzienne lęki – zaczyna się od pierdółek – strachu przed jedynką, strachu przed podpadnięciem szefowi. Każdemu kiedyś się zdarzyło. O to chodziło. :-)

O takim odbiorze pierwszej cosiowej wstawki nawet nie marzyłam, ale jestem zadowolona. Może to Polacy nietypowo reagują na frazę “Nic się nie stało”… ;-)

Babska logika rządzi!

Dinosie, nie zgadzam się z Twoim wyjaśnieniem. Jakie ewolucyjne znaczenie ma puszczenie zwieraczy, skoro osobnik i tak nie żyje? Co mu za różnica – drapieżnik czy muchy?

Za to zrzucenie balastu pod wpływem adrenaliny łatwo uzasadnić – lżejszy organizm będzie mógł szybciej uciekać, skuteczniej robić uniki, może nawet lepiej walczyć (chociaż w tym przypadku zmniejszenie masy nie musi chyba działać na korzyść).

Babska logika rządzi!

Kto powiedział, że organizm po defekacji będzie martwy. Martwym puszczają, bo mózg już nie kontroluje mięśni, a żywym żeby ich zapach odstraszał drapieżniki lub tuszował ich woń. No i przy udawaniu trupa. Co to za szanujący się trup, któremu zwieracze nie puściły po śmierci mózgu.

 

Chyba powinniśmy już kończyć nasze rozmowy o strachu. Powoli, idąc za tytułem opowiadania, dochodzimy do sytuacji, że ten temat pewnie na forum nazywałby się “Krew, pot i łzy oraz kał, czyli czy Strach może się bać”.

Aaaa, udawanie trupa ma sens.

Jakie kończyć? Ja się dopiero rozkręcam! Rozmowa o mechanizmach przystosowawczych bardzo ciekawa.

Babska logika rządzi!

Trochę się o tym uczyłem na studiach. Dla magistra biologii to podstawa.

Ciekawe studia. Chyba że musieliście zabijać żaby i robić im sekcje…

Babska logika rządzi!

Żab nie można. Zbyt wysoką są w klasyfikacji zwierząt i trzeba na to mieć specjalne pozwolenie z ministerstwa. W pierwszym przypadku kroiliśmy dżdżownice i nie chce tego wspominać (po prostu nie lubię zabijać niczego, dlatego wolę paleobiologię, bo co się tam bada jest od milionów lat martwe i nie ja to zabiłem), za drugim razem na szczęści byłem chory i nie przeprowadzałem sekcji karaczana madagaskarskiego. W ogóle studia biologiczne są ciężkie. Dużo nauki i jeszcze trzeba nauczyć się myśleć. Szczególnie tyczy się to zachowania w laboratorium. Gdybym podczas jednych zajęć nie poszedłbym na drugi koniec sali odważyć drożdże pewnie wylądowałbym w szpitalu. Koleżanka ze stanowiska obok zapomniała spuścić ciśnienia z gotującej się kolby okrągłodennej i stworzyła bombę ciśnieniową, która eksplodowała przy szyjce. Na szczęście, poza pękniętym szkłem laboratoryjnym, nic więcej się nie stało. Musiała tylko posprzątać bałagan na stole laboratoryjnym.

 

W ogóle wszystkie zajęcia, w których toku nauczania są laboratoria, są trudne. Czytanie ze zrozumieniem konspektu zajęć oraz instrukcji, jak przeprowadzić ćwiczenie. Poprawne wykonanie go i to tak, by nie doprowadzić do zniszczenia laboratorium przez wybuch lub inną studencką katastrofę naturalną. Na koniec opisać wszystko w sprawozdaniu i podać poprawne wnioski zgodne z obecną wiedzą naukową. Te zajęcia są trudne ze względu na umiejętności techniczne. Reszta jest trudna pod względem przeczytania odpowiedniego fragmentu podręcznika i myślenia, aby na zadane pytanie podać poprawną odpowiedź. Trudność polega na tym, że nie zawsze pytanie jest związane z podręcznikiem i z pomocą dedukcji lub intuicji dojść do poprawnych wniosków i odpowiedzi.

Przygoda z laboratorium brzmi dość drastycznie. Dobrze, że koleżance nic się nie stało.

Ale wymaganie myślenia czy czytania ze zrozumieniem? Nie wydaje mi się, że to jakoś nadmiernie wysoko ustawione poprzeczki dla kogoś, kto ma dostać tytuł naukowy. Za to zakuwania nigdy nie lubiłam. Pewnie bym się nie nadawała na biologię.

Babska logika rządzi!

Akurat w chwili wybuchu też odeszła od stanowiska. Jak widać po przykładzie myślenie i czytanie ze zrozumieniem trzeba się nauczyć na studiach. W szkole no właśnie uczą nas zakuwać i odpowiadać pod klucz. Gdyby przeczytała uważnie instrukcję lub pomyślała, że to działa, jak czajnik, nie doszłoby do wypadku.

Hmm. Chyba chodziłam do innej szkoły. Na matmie i innych ścisłych bazowałam na myśleniu. Na pozostałych… hmm, możliwe że na dobrej opinii i okruszkach wiedzy zdobytej poza systemem edukacyjnym. A czytanie ze zrozumieniem… To chyba w przedszkolu, w zerówce osiągnęłam. To nie fair, że od razu nie dali mi magisterki! ;-)

I na maturze nie miałam klucza tylko zwyczajne wypracowanie i zadania.

Babska logika rządzi!

Jesteś z innego pokolenia. Moją edukację zniszczyły wszystkie Polskie rządy po ‘89, szczególnie w 1997 roku reforma edukacji przez którą musiałem zmienić szkołę w trzeciej klasie podstawówki. Od tego czasu zmieniła się też matura. Pojawił się wówczas właśnie nacisk na klucz, a nie na samodzielne myślenie.

No, mówię, że do innej szkoły chodziłam. Nie rozumiem, co za idiota wymyślił klucz.

Babska logika rządzi!

Pewnie po to, aby dać komuś zarobić.

Wolę wierzyć, że chciał ułatwić sprawdzanie albo uzyskać bardziej obiektywne oceny…

Babska logika rządzi!

Ułatwienie sprawdzania to jak najbardziej, ale obiektywizacja ocen – litości! Niech tylko będzie wiadomo, że trzeba wiedzieć, jak nazywa się stolica Pakistanu, nikt nie odpowie na pytanie, czy Pakistan graniczy z Iranem, bo tego wiedzieć nie kazali…

Pochrzaniła mi się przemiana izobaryczna z izotermiczną. Usłyszałem, gdy już zamknąłem jadaczkę i odłożyłem tak zwane przyrządy demonstracyjne: Panie Adamie, tak popieprzyć takie różne przemiany trzeba umieć, ale tak nawijać, żebym nie dał rady panu przerwać, to dopiero sztuka. Masz pan czwórkę zamiast wie pan czego… Możliwe to przy testach i kluczach?

Nie upieram się, że testy dają bardziej obiektywne oceny. Ale pomysłodawca mógł w to wierzyć. Zresztą, sami czytamy mnóstwo tekstów – czy nasze oceny są obiektywne? Jeden zauważy tę różnicę między przemianą izotermiczną a izobaryczną, drugi w ogóle nie zrozumie. Feynman w którejś książce przyznał się, że na egzaminie napisał (w jednym zdaniu) coś o turbulencjach, zaburzeniach przepływu i bodajże zawirowaniach. Zrobił to z pełną świadomością, że fizykom czegoś takiego nie można pokazać. Ale ludziom od sprawdzania wypracowań się spodobało – tak uczenie brzmiało…

Babska logika rządzi!

Możliwe to przy testach i kluczach?

Nie ma szans.

Zdarzyło mi się, że nie nauczyłam się wystarczająco na pewien egzamin. Rozwiązałam jednak zadania, wykorzystując wiedzę z innych przedmiotów i kombinując. Zdałam, a profesor powiedział, że sposób rozwiązania niestandardowy, ale prawidłowy. A dla odmiany – ładnych kilka lat temu spróbowałam pomóc synowi znajomych rozwiązać zadanie domowe z matematyki (początki gimnazjum zaraz po reformie, nie pamiętam, która klasa). Nie umieliśmy się dogadać, bo żadne skojarzenia nic mu nie mówiły, nie znał pojęcia funkcja (a zadanie dotyczyło funkcji kwadratowych). Tylko szablon, którego nauczył się na pamięć i przy zmianie jednej literki, czy dodaniu głupiego “+1” nie potrafił nic rozwiązać, bo dzieciak nie był nauczony myśleć samodzielnie.  

Dla mnie klucz i szablon o masakra.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie wiem, czy nie ma szans. Gdyby to był test, pewnie nie wszystkie pytania dotyczyłyby przemian izo-coś-tam. Jeśli Adam resztę jako tako umiał (a chyba tak, skoro z talentem nawijał), to mógłby na to samo cztery wyjść. Ale gdyby to było pojedyncze zadanie, wtedy gorzej.

Też kiedyś musiałam na klasówce z matmy wymyślać własny sposób rozwiązania problemu. No, co ja poradzę, że byłam chora, kiedy facet omawiał zamianę ułamków dziesiętnych na zwykłe? Matematyk docenił kreatywność, nie czepiał się olania ortodoksji. :-)

Za to nie zdarzyło mi się, żebym nie potrafiła dziecku wytłumaczyć rozwiązania, które sama znam. A po tym, jak dwuipółletnia natenczas chrześnica spytała: “A po co wszystko spada na Ziemię?”, to już niczego się nie boję. :-)

Ale żeby nie było: zgadzam się, że klucze to poroniony pomysł, a testy łatwo się sprawdza, ale jako wyłączny prognostyk wiedzy… Nie bardzo.

Babska logika rządzi!

Niestety nie spodobało się, bo przez dwie trzecie długości tekst irytował – nie wiadomo o co kaman. Potem wszystko układa się w całość, ale irytacja została. A, i ni troszkę nie przestraszyło. Warsztat wiadomo – świetny. Tylko co z tego, gdy przyjemności z lektury brakuje. Wybacz za bezpośredniość, ale spodziewałem się przeżyć przygodę, a tu klops. sad

OK, dzięki, że przeczytałeś.

Czyli mamy kolejny głos, że tekst irytuje. Hmmmm… Jednak nie będę zmieniać – nie mam lepszej koncepcji.

Że nie przestraszyło – jakoś nie jestem mocno zaskoczona, to podobna bardzo trudna sztuka, dopiero zaczynam się do niej przymierzać.

Ależ nie mam czego wybaczać. Przykro mi, że zawiodłam.

Babska logika rządzi!

Nie wiem, może nie mam racji. Ale czuję się jakbym przyszedł do jednej z najlepszych restauracji w mieście i dostał na talerzu same ziemniaki. Jestem zły. :-/

Namawiałbym żebyś napisała coś lepszego na ten konkurs.

Blackburnie, sorry, ale nie ma szans. Raz, że czasu zostało bardzo mało. Dwa, że ja nie lubię horroru i to moje pierwsze kroki w temacie. No dobrze, drugie (ale te pierwsze były jeszcze mniej straszne). Nie mam umiejętności, wiedzy, materiału porównawczego… Nie zdołam wykrzesać z siebie nic lepszego. A i pomysłu na pozbycie się irytujących scen brak. One są mi potrzebne, bez nich tekst traci jedną możliwość interpretacyjną. Oczywiście dopuszczam możliwość, że nie mam racji.

Trafiłeś do dobrej restauracji, ale ona jest wegetariańska. Nie dostaniesz krwistego steku i kapusty ze skwarkami. Tylko pyrki. :-/

Babska logika rządzi!

A gucio prawda, bo w tej restauracji miałem przyjemność konsumować wyśmienitości, no chyba że coś się zmieniło. Ale już Cię nie męczę, bo rozumiem argumenty o krokach. :) 

Wiedziałam, że ta wegetariańskość knajpy to zbyt duże ograniczenie. Myślałam o owocach morza, ale tego się nie podaje z ziemniakami.

A nie przychodziłeś aby tu wcześniej na pierogi z kapustą i grzybami albo lekkie ciasta? ;-)

Babska logika rządzi!

Były pirogi, ciasta, a i bajaderki, które dobrze zrobione smakują wyśmienicie. Się głodny zrobiłem się. ;)

To smacznego. :-)

Babska logika rządzi!

Nie martw się Finkla, jedni znakomicie piszą dramaty, inni komedie, a jeszcze inni horrory. Po prostu nie ma pisarzy, którzy mogą pisać opowiadania i książki z różnych gatunków prozy. Jak dla mnie niezły horror. Skapłem się rozwiązania już na początku, bo kto często wraca do Wielkiego L., zna jego sztuczki i wie, że kto będzie próbował pisać podobnie do niego, sięgnie po nie. Ale i tak byłem ciekawy zakończenia, co dobrze świadczy o pomyśle i warsztacie autora.

 

Wracając do kluczy. Przez całe gimnazjum, a szczególnie liceum, śpieszyliśmy się by nauczyć pisać pod klucz, co prowadziło do tego, że mieliśmy stare testy i przykładowe, i ciągle kuliśmy się, aby go napisać zgodnie z kluczem. I tak goń program i ucz, jak rozwiązać test by mieć, jak najwięcej punktów. A podobno szkoła ma uczyć samodzielnego myślenia i wprowadzać w życie. Szczerze, chyba tylko studia i zawodówka uczą potrzebnych do życia zdolności.

Ależ ja się nie martwię. Wiem, że wkraczam na nowy teren, więc cieszę się nawet z dreszczy Śniącej. :-)

Czyżbym zastosowała którąś ze sztuczek L.? Nieświadomie.

No, co do kluczy chyba się wszyscy zgadzamy.

Babska logika rządzi!

Tak. On też wspominał o wpływie na sny i ludzki umysł Pana na R’leh.

Lubię tajemnicze początki, ale ten był dla mnie nieco zbyt długo tajemniczy ;) Dużo scenek minęło, zanim dało się złapać powiązania między postaciami i w związku z tym trudno było też utrzymać zainteresowanie. Później robi się ciekawiej i właściwie wszystko się całkiem ładnie składa. Ta budząca się istota wprowadza klimat i jednak jakoś łączy. Jakbym nie wiedziała, że nie znasz Lovecrafta to bym uznała to na początku za całkiem udaną parodię, bo teasery typu “Nic się nie stało. Na razie” u mnie jednak wywołują bardziej uśmiech niż lęk. Natomiast żonglowanie ogranymi motywami uważam za całkiem niezły, dobrze rozegrany pastisz.

 

Koniec końców opowiadanie porządnie napisane, zakończone w dobrym momencie, może ten początek jednak powinien być nieco bardziej strawny. Zgadzam się, że to jest raczej klimat Kinga, z Lovecrafta jest Wielki Przedwieczny, macka i w sumie tyle. Co nie musi być zarzutem. Przynajmniej wyrzuciłaś z tego Kinga jego zwyczajowe początki (o wiele jednak gorsze od Twojego), kiedy to wszystko jest ok, klimat horroru wsiąka w sielankę baaardzo ostrożnie i ogólnie wszystko rozwija się wyjątkowo powoli. Od razu przeszłaś do sedna :P

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Dziękuję, Dinosie i Mirabell.

Czyli jednak mam jakieś dodatkowe elementy z zadanej inspiracji? Więcej w tym szczęścia niż rozumu… Ja wiedziałam tylko o Przedwiecznym i Ctulhu – macki to już z tytułu konkursu.

Ograne motywy? A możesz wyjaśnić, które to? Poważnie pytam, bo nie wiem.

Początek lepszy niż u Kinga? No, to już ogromny komplement. Miło mi. Jakkolwiek słabych początków King by nie pisał.

Niby od razu do sedna, ale jednak trochę za długo się rozwija.

Babska logika rządzi!

Popieram Rogera i Blackburna. Irytujące, poszarpane fragmenty.

Ignorancja to cnota.

Czyli stronnictwo oponentów rośnie.

Dzięki za opinię. :-)

Babska logika rządzi!

Dobre! Mało strachu w horrorze i Lovecrafta w lovecraftowskim opowiadaniu, ale dobre!

Nie zgodzę się z tymi “poszarpanymi fragmentami” – to rzeczywiście trochę w kingowskim stylu, przedstawić multum osób i sytuacji, żeby je potem spleść. A Ty to ładnie zrobiłaś :)! Fajne obyczajowe tło, ale trochę to… za szybkie. Taki szorcik. Wolałbym przeczytać dwa razy dłuższe opowiadanie, z rozwiniętymi, pogłębionymi wątkami. Bo ten kawałek przemknął akcją jak Pendolino. King zrobiłby z Twojego pomysłu 900-stronicową cegłę, a Lovecraft – mikropowieść.

BTW – a propos klucza. Czy wiecie, że 2x6 to co innego niż 6x2? Bo tak podaje klucz…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję, Staruchu.

Że tego i owego za mało – nie zamierzam się kłócić.

Cieszę się, że splecenie przypadło do gustu. Niekoniecznie każdy fragmencik ma jakiś związek (mniej lub bardziej bezpośredni) z Aśką, ale musiałam pokazać rozwój sytuacji w miasteczku. Przecież nie opowiada się nikomu o takich codziennych pierdołach jak piętnasty służbowy telefon.

Pewnie tekst ma potencjał do rozwijania, można byłoby pokazać więcej interakcji, nie tylko między Aśką a resztą świata, także jak strach osoby A wpływa na B i C, strach C z kolei na… Ale zostały mi jakieś dwa tysiące znaków. Kingowi łatwiej, bo nie musi się przejmować limitem Jajka. ;-)

Nie wiem, co podaje klucz, ale pamiętam, co na analogiczne pytania odpowiadał Jasio z dowcipu. ;-)

Babska logika rządzi!

I jeszcze, że 2+2+2 to nie to samo co 2x3 i 3x2… – z tym też się spotkałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Nie wiem, czy bardziej mnie intrygujecie, czy przerażacie.

Ale w końcu spytam: jakie są różnice?

Babska logika rządzi!

Bo w treści zadania jest: są dwa stadka po sześć kaczek. I wg klucza musi być 2x6. I koniec. Autentyk – z życia!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Aha. Masakra.

Babska logika rządzi!

Zaczynam się cieszyć, że nie zdawałam matury z matematyki.

Początek dla mnie osobiście był zbyt długi, choć pomysłowy i pełni swoją rolę w całości. Może gdyby scenki były przeplecione innymi, w jednym miejscu/z jedną bohaterką, albo gdyby Aśka pojawiała się jednak częściej, nawet jeśli nie zawsze… albo gdyby to był taki bardziej abstrakcyjny, szalony kalejdoskop. W tej formie ja jestem na nie.

Motywy. Dla mnie chociażby dziecko, które boi się zostać w nocy samo w pokoju, a opiekunowie ignorują jego strach. Albo ten ważny, ale też budzący niepokój wszechwiedzący informator – był z internetu, więc moim pierwszym skojarzeniem było “Ciemno, prawie noc” Joanny Bator. No i w ogóle motyw narastającej przemocy w małym miasteczku. Odebrałam ich przywołanie jako swego rodzaju celową grę.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Dzięki, Mirabell.

Dziecko bojące się ciemności – faktycznie, to może być popularne. Zapamiętam.

Informator. Hmmm. On odgrywa zbyt ważną rolę, żebym mogła z niego zrezygnować. Ale też pewnie warto się zastanowić, czy dałoby się jakoś ominąć Internet… Też do rozważenia w przyszłości. A “Ciemno, prawie noc” nie znam.

Narastająca przemoc. A to nie jest warunek sine qua non w małomiasteczkowej grozie? Przecież gdyby sytuacja oscylowała lepiej-gorzej, to można się do tego przyzwyczaić. Gdyby się poprawiała, to w ogóle nie ma o czym pisać. Spirala musi się nakręcać, żeby straszyć. Jeśli chodzi o samą przemoc, to wydaje mi się, że bardzo często ludzie tak reagują na strach. Atak uprzedzający, odreagowanie na kimś słabszym… Tak, można było pograć na innych skutkach – modlitwa (prowadząca do zwątpienia, uczucia porzucenia), ucieczka, zabarykadowanie się w domu… (Faktycznie, można opko nieźle rozwinąć.) Ale Aśka jest policjantką – docierają do niej głównie sygnały związane z przestępstwami (plus te całkiem prywatne). Jednak rozumiem, że to wszystko stanowi często wykorzystywany motyw.

Babska logika rządzi!

Ale ja nie mam pretensji o te motywy. Nie da się być całkowicie oryginalnym.

“Ciemno, prawie noc” dostało NIKE, ale moim zdaniem jest takie sobie.

The only excuse for making a useless thing is that one admires it intensely. All art is quite useless. (Oscar Wilde)

Zapytałam, które motywy są ograne, odpowiedziałaś. To bardzo użyteczna informacja. :-)

Babska logika rządzi!

A propos samodzielnego myślenia.

 

 

 

 

Pytanie, dlaczego nauczyciel podkreślił wypowiedź i na końcu postawił znak zapytania?

Widać to był nauczyciel od nauczania początkowego, a nie chemii, biologii albo innej dietetyki. ;-)

Babska logika rządzi!

Piękne! ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na początku kompletnie pogubiłam się w tych fragmentach ‘znikąd‘, ale później załapałam Twój koncept i wszystko ułożyło się w logiczną całość.

Przyznam, że po przeczytaniu Twojego opowiadania czuję niedosyt. ;D

Powodzenia na Mackach wink

I guarantee that if I get out of this chair, you'll end up in one with wheels.

Dziękuję, Selassio.

Cieszę się, że w końcu udało się poukładać fragmenty.

Ech, tak to jest, jak chce się w dwudziestu kilku tysiącach znaków napisać o pladze, która dotknęła całe miasteczko…

Niedosyt? A czego Ci brakuje? Z jednej strony, wydaje mi się, że ostatnie zdanie dość mocno brzmi, ale, z drugiej, powoli uświadamiam sobie, że tę historię można rozwijać wzdłuż, wszerz i jeszcze po osi czasu.

Babska logika rządzi!

Dokładnie tego mi brakuje – rozwinięcia. Kontynuacji. Sequela. Jak zwał, tak zwał.

Chciałabym wiedzieć co dalej z Aśką. Co z Wielkim Przedwiecznym. Co z miasteczkiem i jego mieszkańcami? Tyle pytań! Tak mało odpowiedzi!

‘Krew, Pot i Łzy’ widzę jako cudowny wstęp do zbioru połączonych ze sobą fabularnie opowiadań *-*

I guarantee that if I get out of this chair, you'll end up in one with wheels.

Obawiam się, że gdybym ja ciągnęła opowieść, to szybciutko straciłaby resztę znamion horroru. Lubię happy endy, nibądzinianie nie zrobili mi nic złego… Ze strachem można walczyć. Daliby radę. :-)

Babska logika rządzi!

W takim razie będę musiała pogodzić się z tym zżerającym mnie od środka niedosytem ;]

I guarantee that if I get out of this chair, you'll end up in one with wheels.

Klin klinem – przeczytaj coś innego, z uczciwym zakończeniem. ;-)

Babska logika rządzi!

Fajny pomysł na obserwowanie rodzącego się strachu z kilkunastu różnych perspektyw. Może trochę za mało było w tym straszenia i Lovecraftowych Przedwiecznych, ale opowiadanie czytało się bardzo dobrze, jest wciągające, z fajną puentą. Powodzenia w konkursie :)

Dziękuję, Belhaju. :-)

Ludzie znajdują tyle różnych powodów do strachu, więc i perspektyw można multum wykombinować. Jak za mało straszenia? Przecież wszyscy bohaterowie spietrani! ;-)

Babska logika rządzi!

Bali się, ale trochę za mało Przedwiecznych, a pokazane przez Ciebie lęki, były bardzo ludzkie, ale o to przecież chodziło :)

No właśnie – o to chodziło. Szczególnie pierwsze strachy musiały być popularne, żeby każdy Czytelnik mógł sobie przypomnieć, że i on kiedyś…

Babska logika rządzi!

Ładnie napisane, czytało się szybko, ale jakoś bez większych emocji…. Przynajmniej mi ;) 

 

Pozdrawiam ;) 

OK, rozumiem. Nie wystraszyłam, nie wstrząsnęłam. Trudno.

Dzięki za opinię. :-)

Babska logika rządzi!

przeczytane

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

I przyjęte do wiadomości, że przeczytane. ;-)

Babska logika rządzi!

Ano pomysł intrygujący, ale…

Ale: rozkręcasz osobne wątki-scenki długo, a splatasz i rozwiązujesz bardzo szybko. Z tegoż to powodu przypuszczam, że napięcie zdycha ze względu na tempo dochodzenia. Do finału. Ech, ja to sie umiem dwuznacznie pogrążyć… ;-D

 

Łopata w końcowym czacie popsuła trochę wrażenie z lektury (fragment o Wielkich Przedwiecznych, tak szybko i łatwo wyłożone), ale koncept na monstrum ex machina dobry ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki, Psycho.

Powiadasz, że rozwiązanie przedwczesne?

Hmmm. Zapewne rację mieli wszyscy sugerujący, że historię należy rozwlec do rozmiarów (mikro)powieści. A obecnym końcem zamknąć drugi rozdział…

Jakie ex machina? Toż ono się przez pół tekstu budzi i przeciąga. ;-)

Babska logika rządzi!

Ale na końcu włazi do komp… ups, SPOILER! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Wcale nie na końcu, już przy Madzi nieźle sobie radzi… ;-)

Babska logika rządzi!

Dobry tekst. Króciutkie scenki, ale zlały się w coś naprawdę niepokojącego. Końcówka jeszcze to przypieczętowała.

Cieszę się, Zygfrydzie. :-)

Taka opinia spod palców utalentowanego horrorzysty jest tym bardziej cenna.

Babska logika rządzi!

Bardzo fajnie się czytało. Tu i tam wytworzyłaś realistyczny klimat (scena z papierosem <3 !), scena z ucieczką z ciemnej uliczki naprawdę trzymała mnie w napięciu. Dużo skakałaś między wątkami, ale zaskakująco dobrze mogłem się we wszystkim połapać.

Lovecrafta raczej nie poczułem i końcówka trochę urwana, ale wrażenia z lektury naprawdę pozytywne : ).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję, Nevazie. :-)

Cieszę się, że scenki jakoś działają na Czytelnika. Horrory to dla mnie poletko raczej leżące odłogiem, operowanie nastrojem – terra incognita. Tym milej, że coś się udało osiągnąć.

Czucie Lovecrafta. Nie dziwię Ci się. Raczej wciąż nie mogę otrząsnąć się z zaskoczenia, że zewnętrzna jurorka znalazła go tutaj w ilościach wystarczających. Widać wszystko, co wiem o horrorach, to podstawy i klasyka. :-)

Babska logika rządzi!

Też nie jestem znawcą gatunku :P.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Skoro sądzisz, że mógłbyś “poczuć Lovecrafta”, to jesteś dwie klasy wyżej niż ja. :-)

Ja przy horrorach zazwyczaj nie czuję nawet strachu…

Babska logika rządzi!

Faktycznie trochę kingowskie, ale właściwie lubię taki sposób prowadzenia opowiadań. Choć też uważam, że lepiej było zrobić albo wyraźne powiązania pomiędzy wszystkimi bohaterami, albo nie robić ich w ogóle. Mimo to czytało się dobrze, cały czas czuć, że coś wisi w powietrzu. Za to nieszczególnie spodobała mi się końcówka, ostatnie zdania wydają się trochę za bardzo oklepane.

Niezłe:-)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Dziękuję, Dziewczyny. :-)

OK, nie będę polemizować z kingowością tekstu (faktycznie pasuje jak ulał do streszczeń jego książek ;-) ), ale i lovecraftowości widać znalazło się w tekście wystarczająco dużo. Co do powiązań, to niemal wszyscy bohaterowie są jakoś tam powiązani z Aśką, ale w niektórych przypadkach to rzeczywiści nie rzuca się w oczy. Na porządne pokazanie całej sieci zabrakło mi znaków, a ograniczenie strachu do jednej rodziny byłoby zbyt lokalne.

Ostatnie zdania oklepane, powiadasz? Bardzo możliwe, prawie w ogóle nie znam horrorów, więc i wiedzy o stopniu oklepania mi brakuje. Ale przynajmniej trochę wiary we własne siły zyskałam. :-)

Babska logika rządzi!

Strasznie dużo masz komentarzy, przeczytałem tylko kilka, więc nie wiem czy nie będę po kimś powtarzał. Nie odnoszę się do konkursu, bo nie chce mi się czytać założeń :)

Świetnie napisane – norma u Ciebie, ale wspomnieć należy.

Doceniam próbę z ciekawym podejściem do struktury opowiadania. Niestety, moim zdaniem to lekki niewypał. Brak powiązania kolejnych scen pierwszej części skutkował u mnie a) próbami znalezienia powiązania, co wybijało z rytmu b) ogromną pokusą pominięcia ich (ale trzymałem się – przeskoczyłem tylko jeden), ponieważ wydawały się bez znaczenia. W gruncie rzeczy, nawet po ujawnieniu powiązania, istotność pierwszych akapitów wydaje mi się niewielka. Zagadka: co tam się tak budzi, jest dużo ciekawsza, dlatego tak mnie goniło do rozwiązania. Za to bardzo dobry pomysł z wpleceniem zdań dotyczących Głównego Bohatera.

Niemniej całość bardzo fajna i ładnie się na końcu splata.

Ode mnie 5, ale z minusem za ten początek.

Dziękuję, Vargu. :-)

Często mam dużo komentarzy. Podejrzewam, że są takie teksty, pod którymi tylko ja przeczytałam wszystkie wypowiedzi.

Początek krytykowało stosunkowo dużo osób – nie jesteś jedyny. Będę się upierać, że jest potrzebny. Zdaję sobie sprawę, że mogę się mylić. Ale po pierwsze – pokazuje, że problem dotyczy wielu osób, nie tylko jednej rodziny. Po drugie – przedstawiam stopniowe narastanie zjawiska. Nie zawsze trzęsienie ziemi to optymalny start. ;-)

Cieszę się, że całość raczej na plus. Czy tam minus obok piątki.

Babska logika rządzi!

Bardzo mi się podobało, mam tylko jedną uwagę odnośnie detalu: nie ma takiej możliwości, żeby na rzymskokatolickiej procesji monstrancję niósł ministrant. Można zmienić np. na krzyż. :)

Dziękuję za wizytę, Wilku. Miło mi, że się spodobało.

Monstrancję mogę zmienić na krzyż, nie jestem do niej zbytnio przywiązana, ale mógłbyś wytłumaczyć dlaczego?

Babska logika rządzi!

Dlatego, że w myśl rzymskich przepisów liturgicznych nikt poza celebransem nie może nieść, a chyba nawet i dotykać monstrancji. A i celebrans dotyka jej wyłącznie przez wzorzystą (najczęściej złotą) chustę zwaną czasem tuwalnią. :)

OK, to jest jakiś argument. :-) Dzięki.

Sprawdziłam, że monstrancję można nosić podczas procesji, ale nie wiedziałam, że rzadko kto jest uprawniony.

Babska logika rządzi!

Zboczenie zawodowe mediewisty. :) Musiałbym pogrzebać, ale na procesjach chyba ogólnie rzadko się nosi monstrancję, o ile nie jest to Boże Ciało, gdzie jest ona, oczywiście, niezbędna.

 

Edit: po namyśle, robiono tak czasem w wypadku jakichś klęsk, oblężeń itd., więc tu pasuje jak najbardziej, tylko trzeba ją zabrać ministrantowi i wręczyć księdzu. ;)

No, ja się na tym nie znam ani trochę. Ale monstrancja ładnie mi brzmiała. Lepiej niż prosty krzyż. :-)

 

Edit: Nie, jednak zostawię ministranta z krzyżem.

Babska logika rządzi!

Długo z tym deserem czekałem, ale cóż – z węglami prostymi trzeba postępować ostrożnie, Finklo ;D

Nawet mi smakowało, choć z żalem przyznaję, że jest to dla mnie taki sernik z rodzynkami. Samo ciasto bardzo lubię, ale bakalie psują mi pozytywne wrażenia :/

W tym przypadku rodzynkami były:

– za dużo pojedynczych wątków, które choć sprawnie i sensownie połączone w całość, sprawiały, że napięcie w opowiadaniu prawie nie istniało… Nie da się martwić wraz z bohaterem o którym nie dość, że czytelnik prawie nic nie wie, to jeszcze porzuca go po kilku zdaniach.

– końcówka – to jedynie w kwestii wiarygodności Aśki – jakoś trudno było mi uwierzyć, że doświadczona policjantka znalazła jakieś forum i przeraziła się tym, co wypisuje anonimowy człowiek… Ale może wrażenie wzięło się stąd, że gliny są zwykle przedstawiane w książkach i filmach jako nieufne niedojdy, które nic sobie nie robią z podtykanych pod nos wskazówek, a tu taka niespodzianka ;)

– nienowy pomysł – taka kontrola nad ludźmi to idea niestety dość wtórna… Przed rozmową z Midoforem Krew, pot i łzy skojarzyły mi się z anime “Parasyte” chociażby. Całkiem fajny serial ;)

 

Na plus oczywiście wykonanie (jak zwykle super) i balans – wydaje mi się, że informacje podawałaś w odpowiednim tempie i ilości, dzięki czemu finał fajnie dopełnił tekst.

W kwestii Lovecraftowskiego klimatu – nieee, on pisał inaczej ;P Przede wszystkim pojedynczy, wyobcowany bohater, często zagubiony we wrogim mu, obcym środowisku. Sporo opisów otoczenia i stanu psychicznego, niewiele dialogów… Cóż, nie zmienia to faktu, że finklowy styl mogę uznać jedynie za zaletę – z pewnością więcej w nim gracji i polotu :)

 

Tyle ode mnie, Finklo. Na koniec jeszcze taka uwaga:

Nieważne, ile razy człowiek kliknął na obrazek dyskietki,

W tym zdaniu wszystko oczywiście w porządku, tylko słowo “dyskietki” mocno mi nie pasuje… Być może akcja opowiadania dzieje się w bliskiej przeszłości, jednak brak ku temu wskazówek – wyobrażałem sobie współczesność, a tu się dowiaduję, że w firmie korzystają z dyskietek (taką miniaturkę miał chyba tylko dysk A?)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję, Luke.

Czyli smakowało, ale szału nie ma, dokładki nie będziesz jadł. Załóżmy, że to z powodu uważania na glukozę. ;-)

To, co napisałeś o wielu wątkach zbyt krótkich, aby zdążyć się nimi przejąć, jest bardzo wartościowe. W tym tekście już nie pomoże, ale na przyszłość postaram się zapamiętać, bo logicznie brzmi.

Dlaczego Aśka się boi. Po pierwsze dlatego, że jest pod wpływem. Po drugie – bo ten anonimowy człowiek zna jej rodzinę. Nie mówiąc już o tym, że jakimś cudem dowiedział się, z kim czatuje.

Że pomysł nienowy – mogę tylko zarzekać się, że nie oglądałam “Parasyte” i w ogóle nie znam anime.

Klimat i styl Lovecrafta. Już dostałam w nagrodę dwie ładne cegiełki, ale jeszcze do nich nie zajrzałam, więc nadal nie wiem, jak facet pisał. Ale przeczytam, obiecuję. No, jakże by nie!

Dyskietka. Nie, to nie tak. Akcja dzieje się współcześnie, bohaterowie nie używają dyskietek, mają Internet. Chodziło mi o ikonkę, malutki obrazek, na który się klika, żeby zapisać dokument. Znaczy, ja używam skrótu ctrl + s, ale widziałam, jak ludzie klikali. Aż zajrzałam do swojego Open Office’a – obrazek tam jest. I jestem przekonana, że Microsoft też póki co zachowuje ten kawałek grafiki.

Babska logika rządzi!

Hej, rzeczywiście, to jest dyskietka!

Spodziewałem się, że skoro piszesz o zapisie, a nie odtwarzaniu pliku, to możesz mieć na myśli co innego, ale widzisz… nie przypatrywałem się nigdy :P

DJ z tym Lovecraftem chyba też nie bardzo, więc cóż… poczytasz, to sama porównasz styl :)

 

A co do dokładki… Tak się składa, że bardzo lubię słodycze, więc błąd dietetyczny prędzej czy później popełnię, co do tego nie ma wątpliwości ;)

 

Edit: Ach, i gdzie moje maniery… Oczywiście gratuluję zwycięstwa! Książki z pewnością ładnie się prezentują, widziałem w księgarni :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

No masz! Oczywiście, że dyskietka. Tyle lat minęło, a obrazek został. Norton Commander też chyba się trzyma tej grafiki.

Poczytam, zobaczę…

Słodycze. W takim razie jedz, ile chcesz i niech Ci idzie na zdrowie. :-) Grunt, żebyś potem spalił.

Dziękuję, dziękuję. Widok wielce zacny. :-)

Babska logika rządzi!

Finklo, przeczytałem opowiadanie z zainteresowaniem. 

Bardzo lubię Lovecrafta, wręcz przepadam za jego opowiadaniami. W Krwii, pocie i łzach Lovecraftowskiego ducha nie znalazłem. Jedynie nazwę Wielki Przedwieczny. Ale sama przyznałaś, że raczej z jego twórczością nie jesteś zaprzyjaźniona więc nie czynię tu żadnego zarzutu. Bo tekst miał określoną tematykę ze względu na konkurs, prawda? 

Jako, że jestem fanem grozy z Providence, w pewien sposób naruszyłaś moje sacrum. Dlatego na początku poczułem się wręcz urażony, że tak lekko traktujesz temat Przedwiecznych! Nibądzin wydał mi się policzkiem wymierzonym w Cthulhu ;). Jego miejscem są niezmierzone głębiny oceanu lub ciemna przestrzeń między światami, a nie Nibądzin! 

Ale kiedy już otrząsnąłem się z oburzenia doszedłem do wniosku, że opowiadanko bardzo przypadło mi do gustu :). Chciałbym szczególnie pochwalić Cię za wygodną i przystępną formę. Nie mam problemu z czytaniem opowiadań, którezłozone są z długich bloków tekstu, ale taka zgrabna formuła jak tutaj sprawia, że poznaję historię jednym tchem. Co jest bardzo fajnym zabiegiem, bo z powodu braku przystanków można komfortowo wejść w klimat i pozostać w nim do końca. 

Dziękuję, Łukaszu.

Co, sprawdzamy, kiedy Finkla straci czujność? ;-)

Zgadzam się z wszelkimi zarzutami na temat słabych nawiązań do Lovecrafta. Biorę na klatę i po raz kolejny przyznaję, że pierwszy kontakt z dziełami tego pisarza miałam przy rozpakowywaniu nagrody. :-) W tej chwili jestem gdzieś w połowie pierwszego tomu i nie zasysają mnie te opowieści, wręcz źle się czytają.

Nibądzin. Ta nazwa ewoluowała. Chodziło mi o “miejsce, które kojarzy się z jakimkolwiek miaste(czkie)m”, także z naszym. Bo strach może zagnieździć się dosłownie wszędzie. Ale Jakkolwieków brzmiał komediowo, Wherewerowo – zbyt hamerykańsko, Gdzienibudzin już był niezły, ale trochę za długi (a bałam się, że mi znaków braknie). No i w końcu stanęło na Nibądzinie. Uch, dostał Ci się niezły kawałek autorskiej egzegezy.

Miło, że forma przypadła Ci do gustu. Przywiązuję dużą wagę do poprawności zdań, żeby Czytelnik na niczym się nie potykał, w żadnym momencie nie musiał się zastanawiać, “co autor chciał przez to powiedzieć”, żeby utrzymać “zanurzenie” w tekście. Z chwaleniem formy masz na myśli tę poprawność czy coś innego? Bo ja wiem – podział na akapity, rozbicie historii na małe scenki itp.?

Babska logika rządzi!

Podział na małe scenki. Wtedy zjadasz opowiadanie po kawałeczku i zanim się zorientujesz, już jesteś na końcu. Cały czas w klimacie. 

Aha. Dobrze wiedzieć. Dzięki. :-)

Babska logika rządzi!

Teksty żyjom!

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Póki my żyjemy! ;-)

Babska logika rządzi!

Jeżeli facet z nieprzymuszonej woli zmywa naczynia, nie jest dobrze. ;)

 

Podoba mi się ogólnie przesłanie, faktycznie strach bywa przyczyną wielu złych, niepotrzebnych rzeczy. 

O Ktulu wiem jedynie tyle, że posiada macki, trudno jest mi więc oceniać nawiązanie do twórczości Lovercrafta pod kątem "lore" – jednak nie spodobał mi się sposób, w jaki wplotłaś ten wątek do ukazanej przez Ciebie rzeczywistości. Było to zbyt nagłe i wydało mi się straszne sztuczne.

 

Samo opowiadanie, na początku wydawało mi się bardzo obiecujące. Tajemnicze wstawki zapowiadały nadejście czegoś, spodziewałem się jakiejś eskalacji. Klimat jednak szybko uleciał. Ostatecznie jakieś nagromadzenie się negatywnej mocy niby się pojawiło, ale wydało mi się bezbarwne i niezbyt interesujące. 

 

Ten tekst nie przypadł mi niestety do gustu, stąd daję 3.

http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D

Dzięki za wizytę i tutaj. :-)

No i widzisz, jakie straszne rzeczy strach robi z ludźmi?

Ja również nie znałam Lovecrafta. Nagroda konkursowa to pierwsze jego książki, które trzymałam w rękach. Teraz czytam pomalutku (bo w większych dawkach nie trawię). Ale ja w ogóle słabo stoję z horrorami.

Tym bardziej wszystkie zarzuty biorę na klatę. Nie podeszło, to nie. Cud, że chociaż pewne elementy się podobały. :-)

Eskalację starałam się pokazywać – zaczęło się od niewinnych, codziennych straszków, których doświadczył niemal każdy na którymś etapie życia.

Babska logika rządzi!

A mi się podobało, i to bardzo. Dzięki :)

Ja też dziękuję, Badi.

Fajnie, że Ci przypadło do gustu.

Babska logika rządzi!

Strach się bać :D Autorko, nie jesteś od czasu do czasu psycholożką?

Dzięki, Koalo. :-)

Nie bardziej niż inni autorzy. Czasem trzeba się wczuć w kogoś, zastanowić się nad możliwą reakcją. Ale profesjonalnie nie mam żadnych związków z psychologią.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka