- Opowiadanie: Mikko - "Baja o tym jak świat powstał cały" - czyli słowiański mit o stworzeniu świata

"Baja o tym jak świat powstał cały" - czyli słowiański mit o stworzeniu świata

Będąc, kiedyś u samego początku gimnazjum, po lekturze wielu dzieł Tokiena czy Sapkowskiego; a więc w pierwszym wypadku autora który tworzył “mitologię angielską” (dając tym upust niedosytowi, zarówno swojemu, jak i wielu innych ludzi), a w drugim autora, który przetwarzał niższą mitologię słowiańską (tj. demonologię) oraz słowiańskie baśnie i legendy, zacząłem stawiać coraz silniejsze i odważniejsze pytania o tą naszą słowiańską mitologię. Która jakby okryta mgłą dawnych wieków i z dawna zapomniana, zaczęła przemawiać do mnie, wprost z Zaświatów. Wówczas to obejrzałem “Starą Baśń” i odkryłem w bibliotece Taty malutką, czarną książeczkę Aleksandra Gieysztora. “Stara Baśń” do mnie przemówiła; “Mitologia Słowian” Gieysztora stała się podstawą i początkiem do dalszych poszukiwań i badań. Różne przybierały one formy. Czasem faktyczny problem w znalezieniu pożądanych odpowiedzi, wyrzucał mnie na niepewne fale pseudonaukowych sztormów; które jednak oddalały się ode mnie proporcjonalnie do ilości zdobywanej wiedzy. 

Otwierały się nowe portale, kolejne bramy stawały otworem; w nich to czekali Bogowie, Duchy i Przodkowie. 

Ileż jednak raczyć się można suchą pożywką nauki; kiedy półkę zdobią skandynawskie sagi, Beowulf czy Silmarillion, serce chwyta brak Słowiańskiej Baji. I ów brak, jak się później okazało istniejący nie tylko w mojej duszy i sercu, postanowiłem swoimi skromnymi siłami wypełnić. Jest to mój dosłownie pierwszy krok w pisaniu – fabuła, co oczywiste, nie jest moja, autorska, ale autentyczna – tj. taka, jaka była (wg dzisiejszego stanu wiedzy naukowców) ponad 1000 lat temu. Oparta całkowicie na stosownej, renomowanej książnicy. Aktualnie kontynuuję ten zarys dawnej kosmologii słowiańskiej na potrzeby periodyku “Gniazdo”. Was przeto, drodzy Czytelnicy, Autorzy, Forumowicze, prosiłbym o ocenienie moich starań, zabiegów stylistycznych i ogólnie stylu. O ile bowiem bardzo dużo czytam, o tyle mało (i stosunkowo od niedawna) cokolwiek piszę; także wszelkie opinie są dla mnie bardzo ważne. Zwłaszcza, że polubiłem to zajęcie, mając z tytuły wakacji dużo wolnego czasu. 

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

"Baja o tym jak świat powstał cały" - czyli słowiański mit o stworzeniu świata

Baja o tym, jak świat powstał cały”

Czyli słowiański mit o stworzeniu świata

 

 

Było to ongiś, na początku świata, nim powstały Niebo oraz Ziemia, nim Koło Czasu w ruch zostało wprawione; nim nastał pierwszy Swarogowy Świt, a z nim pierwszy kur piejący. Pustym był wówczas Wszechświat – a ducha i formy tej pustki, tej Nicości Pierw Będącej, żadnym słowem czy obrazem się oddać nie da. W jakiż bowiem sposób w cokolwiek oblec to, czego nigdy nie było?

Kiedy tak więc trwała bezforemna pustka, gdzieś, pośród jej nieprzeniknionych sfer, Jajo się pojawiło. Ani wielkie, ani małe; żadnej maści nie mające, lecz wszystkim będące. Jajo owo trwało tak w bezruchu, wyróżniając się pośród wszechobecnej nicości. Fale pustki bezszelestnie rozbijały się o jego gładką skorupę i rozlewały się po całej jej powierzchni. Wtem, pośród odwiecznej ciszy, odwiecznego mroku, niczym dotąd nie zmącanych, pojawiło się jasne, migotliwe, żarzące się żywą iskrą, światło. Znajdowało się wewnątrz Kosmicznego Jaja i rosło wciąż, mocy nabierając. Jego iskry uderzały  o wewnętrzne Jaja ściany; dźwięcznie tańczące ognie, coraz to głośniej się odzywając, rozbijać poczęły skorupę. Pojawiła się więc wtedy pierwsza na niej rysa, nieznaczna z początku, ale wobec rosnącej Ognia siły wciąż się szerząca. I kiedy Ogień wypełnił całe Jajo – nastąpiło pęknięcie. Rozległ się huk, który echem się odbił po całej pustce i dźwiękom wszelkim dał początek. Kiedy zaś zza pęknięcia Ognia blask się pojawił, rozstąpiły się mroki nicości; i odtąd już pustki nie było. Nastał pierwszy Świt.

Nie minęło wiele chwil, gdy Jajo na dwoje pękło. Wtedy to spod jego oków uwolnił się Ogień. Rozpłynąwszy się po całym Wszechświecie i ponownie się w jedno zebrawszy, przemienił się w Łabędzia, którego pióra zalśniły blaskiem Pierwszego Światła. Rozpostarłszy skrzydła, wzleciał chyżo. Wiatr, który spod jego piór się wzniósł, ostatecznie rozdzielił Kosmiczne Jajo na dwie części. Jedna na szczycie Wszechświata się znalazła, Niebu dając początek; druga zaś spoczęła na dole i stała się Wielkim Morzem.

Po dokonaniu swego Dzieła począł Stwórca latać – ponad Morzem i pod Niebem. Różne imiona Mu potem ludzie nadawali: jedni Go Swarogiem nazwali, inni Rodem, jeszcze inni zaś – Świętowitem. Latając tak w przestworzach, stwierdził Stwórca, iż dwóch Braci winien stworzyć, a w ich dusze tchnąć dwie różne Moce; tak, aby dwoista stała się Wszechświata natura.

Pierw do życia Peruna powołał, który mocami pogody, ognia, pioruna, tworzenia, walki i płodzenia rozporządzać odtąd miał. Wojownicze ma Perun usposobienie; albowiem walki nie unika, a każdy woj mężny i odważny miłym mu jest. Jego srebrne i sędziwe lice po dziś dzień zdobi wąs złoty. Dał zaś Swaróg Perunowi łódź, aby pływał w niej pośród wód Pramorza. Zaraz po Perunie Weles się zrodził. Jest zgoła inny od swojego brata; burzyć potrafi i mrozem skuwać. Uroki i choroby zrzuca. Zwierza dzikiego zjednać ku sobie potrafi. Tych, co do niego przystaną, mądrością, krasomówstwem i wiedzą wszelaką obdarza. Bogactwu sprzyja, dopóki jednak przeciw ludziom się ono nie obraca. I tak jak Perun łódź w swe ręce dostał, tak Welesa pływać i nurkować w głębiny nauczono. Odtąd bowiem to woda miała być jednym z Jego królestw.

Kiedy Dwaj Bracia znaleźli się już na Morzu, Swaróg odleciał znad Wielkiego Morza; ponad Niebo, ponad Wszechświat. Na powrót przybrał swą dawną świetlistą postać, dając początek Ognistym Niebiosom. Aby zaś od świata się odgrodzić, stworzył Kamienne Niebo, które przykryło Morze i Dwóch Braci nań będących…

Rozsiadłszy się w łodzi, zaczął Perun dryfować pośród Wód Kosmosu. Pogrążony w głębokiej zadumie – czekał. Takoż i Weles, który wśród morskiej piany swą kryjówkę i sadybę znalazł, z falami płynął – zakryty i niewidoczny dla niewprawnego oka. Wszystko wokół bacznie obserwował jaskrawymi, czerwonymi oczami. Czekał. Tak oto trwali Dwaj Bogowie, Dwaj Bracia. Aż kiedy nastał czas – spotkali się.

Perun, ujrzawszy skrytego w pianie morskiej nieznanego mu Welesa, spytał:

– Kimże jesteś, Nieznajomy? Jakimi chadzasz ścieżkami i co uczynić zamierzasz?

– Uzyskasz odpowiedzi na pytania, o ile wpierw mnie wpuścisz do swej łodzi – odparł Weles, wbijając wzrok w Peruna.

– Opuść zatem wodne tonie i wejdź do mej łodzi, skoro taka jest twa wola – odpowiedział Perun.

Powstał więc Weles, okryty morskimi glonami i ociekający wodą, chwycił się Peruna łodzi, po czym znalazłszy się w niej, rzekł.

– Jam jest Weles, co w morskich otchłaniach siedzi. Tam, gdzie mrok, woda i niczym niezmącona cisza, niby Nicość Pierw Będąca, jest sadyba moja. Tyś jest Perun – wiem to. Dobrze byłoby ląd stworzyć – wyspę, która by nas obu pomieściła, a która powstałaby z ziemi, z piachu – tak, aby suchą stopą nań stanąć.

– Zanurkuj tedy, Welesie! A kiedy u granic morza i świata się znajdziesz, pochwyć garść ziemicy tam leżącej. Kiedy ta zaś w twych rękach się znajdzie, powiedz: „Biorę cię Ziemio w imieniu Peruna!”. Kiedy tak uczynisz i ziemi zalążek mi przyniesiesz, ja uczynię z tego wyspę, na której spoczniemy. Idź teraz! – nakazał Perun.

Zanurzył się więc Weles w wodnych głębinach. Kiedy w końcu dotarł do samego kresu świata, ujrzał najgłębsze dno Praoceanu uścielone złotym piachem. Pochwyciwszy go w dłoń, rzekł: „Ziemio moja! W moim cię biorę imieniu!”. I mając już piachu garść w ręku, zaczął wracać. Znalazłszy się już na powierzchni morza, zastał ogromną i wzburzoną falę, która wprost na niego parła. Rzuciła ona Welesem o wodę i wszystek piachu z rąk mu wypłukała. Przeto zanurkował Weles po raz drugi. Płynął wytrwale ku dnu, aż będąc ponownie u stóp świata, chwycił piach i rzekł: „Ziemio moja! W moim cię biorę imieniu!”. I znów mając w garści nieco piachu, jął ku powierzchni płynąć. Kiedy zaś tak płynął, woda, miast ku górze go pchać i powolną mu być, ciężką się stała; niby brzemię jakoweś na nim ciążyła. Im dłużej trwała jego walka z żywiołem, tym większy on mu opór stawiał. Aż w końcu zawirował i zaatakował; rzucił Bożyszczem o dno, cały piach wypłukując mu z łapy. Znalazłszy się po raz trzeci u dna świata, chwycił Weles piasek złocisty z takimi słowami: „Ziemio! W Peruna imieniu cię biorę”. Część pochwyconej ziemicy włożył zaś sobie do paszczy i tam ukrył.

Będąc już na powierzchni wody, między pazurami ostały mu się trzy ziarenka piasku. Stanąwszy naprzeciw Peruna, Weles dał mu to, co wydobył u krańców Kosmosu. Perun wziął w milczeniu owe trzy piasku ziarenka, stanął na krawędzi swej łodzi i trąc je w rękach, rzekł: „Niech się stanie Ziemia! Niech się stanie wyspa Bujan!”. Z tymi oto słowami rzucił piasek ku wodzie. Z niego to wyrosła, pośród ogromnego morza, wyspa Bujan. Pierwszy ląd.

Dużą ta wyspa nie była; ledwo bowiem dwaj Bogowie pomieścili się na niej po trudach Stworzenia. Rychło stwierdzili, iż pora najwyższa nastała, aby do snu zalec. Złożyli więc swe ciała: Perun na wschodzie się położył, Weles zaś na zachodzie. Gromowładny szybko zasnął głębokim i kamiennym snem. Przeciwnie Weles – ani na chwilę oka nie zmrużył, bacznie brata lustrując. Bez ustanku swego towarzysza obserwował, czekając tylko stosownej chwili, by zaatakować. Kiedy zaś nastał czas, powstał Weles, adwersarz Peruna. Podszedł do śpiącego i zaczął cielsko jego ku wodzie toczyć. Toczył ku wschodowi, południu, zachodowi i północy. Ilekroć jednak próbował utopić śpiącego Gromodzierżcę, wody Praoceanu znikały, a w ich miejscu jawiła się ziemia – która odtąd rosnąć zaczęła, zabierając miejsce kosmicznym wodom. Stwierdziwszy, iż niemożliwym jest Peruna utopienie, odszedł Pan Wód precz i zostawił go samego.

Odtąd zaś wyspa Bujan rosła i rosła, a tam gdzie jej ląd, tam Duch Bogini Mokoszy, Matki wszelakiej Ziemi się jawił. Jej jasne i łagodne lico, naznaczone błogim uśmiechem, po dziś dzień emanuje spokojem i miłością. Kiedy  Mokoszowy Orszak połowę wszechświata przeszedł, Ziemię rodząc, ze swego snu zbudził się Perun. Obejrzawszy się na wszystkie świata strony, zmartwił się poważnie. Skoro bowiem Ziemia rosnąć zaczęła i rośnie tak wciąż, nieprzerwanie, to gdzież się wody kosmiczne winny znaleźć? Takoż i to, gdzie brat jego, Weles, się podział, wielce Peruna zaintrygowało. Postanowił tedy, chcąc dowiedzieć się co czynić, pszczołę stworzyć. Nakazał jej, aby w świat poleciała i odszukała Go. Poleciała więc pszczółka; długo szukała, przemierzając pustą naonczas Ziemicę. Znalazłszy się w końcu, niezauważona, przed Welesowym obliczem, ujrzała, jak Bóg ów, mrucząc coś z cicha, jakowegoś stwora tworzy. Czarna jego sierść była, a rogi długie i wijące się; albowiem był to kozioł, pierwszy Welesa syn. Rzekł wówczas Włochaty Bóg do niego:

– Słuchaj mój ty koziołku, jaki ten Perun jest głupi! Stoi pewno gdzieś pośród bezkresnej Ziemi i nie wie, co czynić, aby jej rozrost powstrzymać. A wystarczy jeno cztery kije w dłoń pochwycić i na czterech świata krańcach wbić, podług tego, jak onegdaj go ku wodzie toczyłem, i zawołać: „Dość tej Ziemi!”. On jednak tego nie wie!

Pszczoła, przysiadłszy z cicha na ramieniu Welesa, słuchała uważnie tego, co mówił. Wysłuchawszy całej rozmowy, odleciała z powrotem do swego Stworzyciela, aby do jego uszu wyszeptać to, co wyjawił kozłowi Weles. Dostrzegł to i on; widząc tę, która go podsłuchała, rzucił się w pogoń. Pszczółka, wymknąwszy się spod szponów Pana Wód, uciekła w dal. Rozsierdzony wielce, tymi słowami ją przeklął: „Oby Ten, co cię stworzył i do mnie posłał, żarł od dziś twe łajno!”. Powiadają, iż tak miód powstał, którym tak radzi się do dzisiaj raczymy.

Kiedy Perun dowiedział się od pszczoły o słowach i poczynaniach brata, od razu do pracy przystąpił: wszak czasu już było mało, a Ziemia wciąż rosła. Stworzył on owe cztery kije świetliste i podług stron Wszechświata je ustawiwszy, zakrzyknął donośnie: „Dość tej Ziemi!”. Mokosz wraz ze swym orszakiem stanęła; Ziemia zaś przestała rosnąć. Jednakże wody kosmosu, wciąż spychane ku Wszechświata krawędziom, stłoczone u Ziemi krańców, przelać się na nią mogły i zatopić ją w całości; wszak to one niedawno cały kosmos wypełniały, a Ziemia malutką wyspą była pośród ich wielkiego oceanu. Tedy ruszył Perun ku krańcom świata i obchodząc go wokół, rów stworzył, do którego wody kosmiczne przelane zostały. Tak powstała się Rzeka Zapomnienia, która zamyka świat, w którym my, ludzie, żyjemy.

Dokonawszy swego dzieła na Ziemi, uczynił Perun jeszcze kamień niebieski, a rzuciwszy go w górę ze słowami: „Niech się stanie Niebo!”, sadybę dla siebie i swych poddanych stworzył. I tam następnie wzleciał Gromowładny. Weles tedy, widząc odlatującego Peruna, rozsierdzony tym wielce, podniósł się i przemieniwszy postać swą w Żmija ogromniastego, w pościg ruszył. I kiedy dwaj Bogowie u bram Nieba już byli, rzucił się Pan Wód na Peruna, chcąc go ostatecznie powalić. Dostrzegłszy jednak myśli i działania swego wroga, uniknął Perun pierwszego ataku. Uderzył w odwecie ze złością i wojowniczą furią swą ogromną maczugą, Krakulicą, która na łuskach Żmijowego cielska rozbiła się na tysiące drzazg. Poleciały one w dal i wybiły w Kamiennym Niebie trzy otwory, które zionąc odtąd ogniem Swarogowych Niebios, stały się trzema gwiazdami, które nazwano później Kosą (Pas Oriona).

Weles, uderzony Peruna mocą, cały piach, który był ukrył w swej paszczy ongiś, przy tworzeniu świata, wypluł z impetem. Spadł on na Ziemię i dał początek bagnom, górom, trzęsawiskom i inszym dzikim miejscom; powiadają, że do dziś w tam Welesa sługi pomieszkują. Niektóre Jego królestwa połacie po dziś dzień nie zostały ludzką stopą naruszone.

Kiedy rozwścieczony Żmij po raz drugi zapragnął Peruna ubić, ten gromem weń cisnął. Porażony Weles zleciał na Ziemię i przegrał pierwszą walkę z Gromowładcą. Rozbiwszy się w perzynę, jego smocze ciało do cna się zwęgliło, a czoło, którym rąbnął o ląd, naznaczone zostało złotą szramą; do dziś widują ją ci, co z Welesem gadają. Stracił wtedy na zawsze swą Żmijową postać; szybko jednak z jej zwęglonych szczątków chmarami się poczęły wykluwać pomniejsze żmije, smoki, węże, żaby i insze istoty Panu Wód i Bagien posłuszne.

I tak został Weles na Ziemi, która naonczas zasiedlona była li tylko przez jemu powolne sługi i Boginię Ziemi, Mokosz, o którą do dziś przychodzi mu z Perunem wojować… Gromowładny zaś bacznym odtąd okiem swego brata obserwował, czekają na stosowną chwilę…

15.07.2016 – Gdańsk

 

 

 

Książnica Wiedzy:

– Artur Kowalik – „Kosmologia dawnych Słowian. Prolegomena do teologii politycznej dawnych Słowian”

– Aleksander Gieysztor – „Mitologia Słowian”

– Andrzej Szyjewski – „Religia Słowian”

– Kazimierz Moszyński – „Kultura Ludowa Słowian”, część II – kultura duchowa

– J.R. Tomiccy – „Drzewo Życia. Ludowa wizja świata i rzeczywistości”

– Żerca Mamrot z grupy Rodzimowierców Pomorskich – „Mały Słowianin, czyli więzłe wiar Przodków opisanie”

– Mircea Eliade – „Od Zalmoksisa do Czyngis-chana”

– Materiały z portalu https://www.slawoslaw.pl/

 

 

Koniec

Komentarze

wyróżniając się od wszechobecnej pustki.  --->  “od’ to się coś od czegoś różni; “wyróżniać się” można z czegoś, spośród czegoś, między czymś.

huk, który echem się odbił po całej pustce ---> po? odbił po?

Wtedy to spod jego oków uwolnił się Ogień.  ---> spod oków?

a każdy woj, mężny i odważny,  --->  przecinek sprawił, że zaistniała niepewność, czy każdy woj, czy tylko mężny i odważny.

wpajając swe czerwone oczyska w Peruna. --->  hm, czyżby zanikła różnica znaczeń między wpajaniem a wpijaniem?

<><><>

Tak ogólnie nie jest, moim zdaniem, źle jak na początek, lecz nie tylko może, ale powinno być lepiej, bez takich kwiatków, jakich kilka dla przykładu przesadziłem z zagonu tekstu na grządkę komentarza.

Witaj na portalu. Jak na debiut całkiem nieźle, a potem z pewnością będzie lepiej.  Cieszymy się, że przybywa nowy członek naszej małej społeczności i to z dość sprawnym piórem. Pisz, zamieszczaj i oczekuj batów. 

A opowieść o powstaniu świata ładnie opisana.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Całkiem nieźle :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję – zarówno za pochwały, jak i uwagi (o które szczególnie proszę). Wieczorem, mając wolną chwilę, dokonam stosownych korekt. 

Cykl mitów słowiańskich, na potrzeby periodyku “Gniazdo – rodzima wiara i kultura”, będę kontynuował i sukcesywnie tutaj zamieszczał. W swoich zeszytach mam rozrysowane jakieś dawno  temu spisane wątki fabularne – niektóre wymyślone, ale odnoszące się do dawnej Słowiańszczyzny, inne – autorskie, zarówno pod względem zarysu świata, jak i fabuły. Być może i je też kiedyś ruszę :)

Toteż wszystkie uwagi dotyczące tego, jak i późniejszych tekstów są dla mnie bardzo ważne – żeby szlifować swoją, jak na razie tępawą i zupełnie nową, stalówkę od pióra ;) 

 

Nie moja bajka, ale czasami warto się oderwać – mnie się ogólnie podobało.

Stylistycznie mnie zabiłeś – ledwo zdążyłem przesiąść się na Twój język, a już się skończyło. Wincej i dłużej poproszę…

F.S

Godnemu podziwu zamiłowaniu oddajesz się, Mikko, a skutki tego okazały się całkiem niezłą lekturą.

Czytało się nie najgorzej, ale mam wrażenie, że mogłoby być znacznie lepiej, gdybyś zrezygnował ze stylizacji. Zdaje mi się ona jeszcze dość nieudolna. Miejscami miałam odczucie, że niektóre zdania są zbyt wzniosłe, wręcz pompatyczne.

Niezależnie od stylizacji, wykonanie pozostawia nieco do życzenia. Przeszkadzały mi pleonazmy, powtórzenia, nadmiar zaimków i nie najlepsza interpunkcja.

Czeka Cię, sporo pracy nad poprawieniem warsztatu, ale jestem przekonana, że Twoje kolejne opowiadania będą napisane coraz lepiej. :-)

 

Było to ongiś, na po­cząt­ku świa­ta: nim po­wsta­ły Niebo oraz Zie­mia… – Zamiast dwukropka powinien być przecinek.

Używasz wielokropka w bardzo dziwnych miejscach. Sprawdź opowiadanie pod tym kątem.

 

Pu­stym był wów­czas wszech­świat; a tej pust­ki… – Zamiast średnika powinien być przecinek. Średnik nie jest zamiennikiem przecinka.

Ten błąd pojawia się wielokrotnie.

 

Pu­stym był wów­czas wszech­świat… – Raczej: Pu­stym był wów­czas Wszech­świat

 

Fale ni­co­ści bez­sze­lest­nie roz­bi­ja­ły sięjego gład­ką sko­ru­pę i roz­le­wa­ły się po całej jego po­wierzch­ni. – Wcześniej Nicość napisałeś wielką literą.

Czy wszystkie zaimki są niezbędne?

Tam nie ma innych jaj i skorup. Jeśli już koniecznie, to zauważ, że skoro fale rozbijały o skorupę, to rozlewały się po jej powierzchni.

Proponuję: Fale Nicości bez­sze­lest­nie roz­bi­ja­ły się o gład­ką sko­ru­pę i roz­le­wa­ły po całej po­wierzch­ni.

 

Nie mi­nę­ło wiele chwil, nim Jajo na dwoje pękło. – Raczej: Nie mi­nę­ło wiele chwil, gdy Jajo na dwoje pękło.

 

Roz­po­starł­szy skrzy­dła, ku górze wzle­ciał […] Jedna do góry wzle­cia­ła… – Powtórzenie i dwie paczki masła maślanego. Czy coś może wzlecieć ku dołowi?

 

Róż­ny­mi imio­na­mi zwy­kli go lu­dzie okre­ślać… – Skąd wzięli się ludzie, skoro są tylko Niebo i Morze, i latający między nimi Stwórca?

 

Swa­róg ku górze wzle­ciał… – Kolejne masło maślane.

 

Wszyst­ko wokół bacz­nie ob­ser­wo­wał swymi ja­skra­wy­mi, czer­wo­ny­mi ocza­mi. – Zbędny zaimek. Czy mógł obserwować cudzymi oczami?

 

– Uzy­skasz od­po­wie­dzi na swe py­ta­nia, o ile pierw mnie wpu­ścisz do swej łodzi – od­parł Weles, wpa­ja­jąc swe czer­wo­ne oczy­ska w Pe­ru­na. – Nadmiar zaimków.

Oczy Welesa, moim zdaniem, cały czas tkwiły w oczodołach. Nie mógł ich w nic wpijać ani wbijać, a już na pewno nie mógł wpajać.

Proponuję: – Uzy­skasz od­po­wie­dzi na zadane py­ta­nia, o ile pierw mnie wpu­ścisz do swej łodzi – od­parł Weles, wbija­jąc wzrok w Pe­ru­na.

 

Po­wstał więc Weles; okry­ty mor­skim glo­nem… – Jednym glonem? Co tu robi średnik?

 

tak, aby o su­chej sto­pie nań sta­nąć. – Raczej: …tak, aby suchą sto­pą nań sta­nąć.

 

Za­nur­kuj pod wodę…– Masło maślane. Czy można zanurkować nad wodą?

 

cią­ży­ła na nim niby cię­żar ja­ko­wyś. – Brzmi to fatalnie. Nie miał ziemi na sobie.

Proponuje: …cią­ży­ła, niby balast ja­ko­wyś/ brzemię jakoweś.

 

Wy­trwa­le jed­nak Weles pły­nął; piął się ku górze… – Masło maślane. Czy mógł piąć się ku dołowi?

Proponuję: Wy­trwa­le jed­nak Weles pły­nął ku górze

 

im dłu­żej trwa­ła jego walka z ży­wio­łem, tym więk­szy on mu opór sta­wiał. Aż w końcu za­wi­ro­wa­łaza­ata­ko­wa­ła; rzu­ci­ła Bo­żysz­czem o dno… – …im dłu­żej trwa­ła walka z ży­wio­łem, tym więk­szy on mu opór sta­wiał. Aż w końcu za­wi­ro­wa­łza­ata­ko­wa­ł, rzu­ci­ł Bo­żysz­czem o dno

Piszesz o żywiole, a żywioł jest rodzaju męskiego.

 

chwy­cił Weles nieco pia­sku z ta­ki­mi sło­wa­mi: „Zie­mio! W Pe­ru­na imie­niu cię biorę”. Po­chwy­ciw­szy nieco ziemi… – Powtórzenia.

 

Weles dał mu to, co wy­do­był u krań­ców. Ko­smo­su. – Czemu służy pierwsza kropka?

 

Z niego to wy­ro­sła, po­śród ogrom­ne­go morza, ma­lut­ka wyspa Bujan. Pierw­szy ląd. Wyspa ta dużą nie była… – Po co powtarzasz to, co napisałeś w poprzednim zdaniu? Skoro wyspa była malutka, to chyba jasne, że nie była duża.

 

to­czył ku wscho­do­wi, po­łu­dnio­wi, za­cho­do­wi i pół­no­cy. – …to­czył ku wscho­do­wi, po­łu­dniu, za­cho­do­wi i pół­no­cy.

 

za­bie­ra­jąc miej­sca ko­smicz­nym wodom. – Raczej: …za­bie­ra­jąc miej­sce ko­smicz­nym wodom.

 

Stoi pewno gdzieś po­śród bez­kre­snej zie­mi­cy i nie wie, co czy­nić, aby Ziemi roz­rost po­wstrzy­mać. A wy­star­czy jeno czte­ry kije w dłoń po­chwy­cić i na czte­rech świa­ta krań­cach wbić w zie­mię, po­dług tego, jak oneg­daj go ku wo­dzie to­czy­łem, i za­wo­łać: „Dość tej Ziemi!”. – Powtórzenia.

 

Na­stęp­nie zaś, wzla­tu­jąc w górę, po­le­cia­ła do swego Stwo­rzy­cie­la… – Masło maślane. Powtórzenie.

Proponuję: Na­stęp­nie zaś po­le­cia­ła/ odleciała do swego Stwo­rzy­cie­la

 

prze­lać się na ląd mogły i zalać go w ca­ło­ści… – Powtórzenie.

Proponuję: …przedostać się na ląd mogły i zalać go w ca­ło­ści… Lub: …prze­lać się na ląd mogły i zatopić go w ca­ło­ści

 

I tak zo­stał na Weles na Ziemi… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

która na­on­czas za­sie­dlo­na była li tylko przez mu po­wol­ne sługi… – …przez jemu po­wol­ne sługi

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładna kosmogonia, zdolne bestie ci nasi pradziadowie. Albo współcześni Słowianie. ;-)

Będąc już na powierzchni wody, między pazurami ostały mu się trzy ziarenka piasku.

W zdaniach tego typu nie wolno zmieniać podmiotu, a mam wrażenie, że na powierzchni wody miał być Weles.

Babska logika rządzi!

To dj Jajko był pierwszy w pustce? :D

 

Ciekawe, choć stylistyka męczy. Można byłoby poeksperymentować z różnymi. No i za dużo przecinków. Generalnie za dużo znaków; nie dość, że stylizacja stopuje lekturę, to jeszcze znaki.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Przeczytałem mit z jakieś sześć razy i wprowadziłem stosowne poprawki (których, jak się okazało, trzeba było wprowadzić dużo). Dziękuję Wszystkim i każdemu z osobna za opinie i uwagi odnośnie tekstu. Mam nadzieję, że przyszłe publikacje (a takie na pewno będą: kontynuacja kosmologii oraz coś bardziej “przyziemnego”, acz wciąż słowiańskiego) ;) będę nieco lepsze. 

Co do stylizacji tekstu – starałem się nadać mu ton wyniosły i archaizowany. Wszak mit był, i do dziś jest, czymś z pogranicza sacrum i profanum, toteż i ton, w jakim się go przedstawia, winien być stosowny. Natomiast ten, który opisałem, jest ponadto swoistą bramą i portalem do przeszłości, do tego, co było 1000, 1500 lat temu. Jakkolwiek topornie wyszła ta stylizacja, to będę się starał ją poprawiać – zarówno w tym tekście (do którego kiedyś, z lepiej naostrzonym piórem, wrócę), jak i następnych.

Bardzo sprawnie napisana legenda, czytało się naprawdę dobrze. Przy wypisanej bibliografii ciężko mi powiedzieć ile w tym tekście autora, a ile zewnętrznych źródeł, ale tak, czy inaczej tekst uważam za dobry. Stylizacja momentami ciut zbyt mocno rzuca się w oczy, ale nie na tyle, żeby zaćmiewało to treść tekstu.

No nieźle.

Nowa Fantastyka