- Opowiadanie: AvBert - Podwójnie ślepa próba

Podwójnie ślepa próba

Bardzo, bardzo dawno temu zaprezentowałem na tych łamach opowiadanie “Podwójnie ślepa próba”. Ponieważ nie lubię niedokończonych rzeczy wróciłem do tekstu i niniejszym prezentuje jego skończoną wersję.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Podwójnie ślepa próba

 

Są tacy, którzy twierdzą, że znają przyszłość. Osoby te dzielą się na trzy kategorie: ewidentnych oszustów, niedowartościowanych osobników, którzy przypisują sobie wydumane cechy, oraz zaburzonych psychicznie.

Młody lekarz i naukowiec nie zaprzątał sobie głowy martwieniem się o przyszłość. Od momentu skończenia z wyróżnieniem studiów płynął na fali sukcesu. Wysoki, przystojny, elokwentny i niedotknięty problemami łysienia miał zdecydowanie lepszy start w dorosłość niż jego rówieśnicy. Nie trwająca długo praca w szpitalu zaowocowała, oprócz doświadczenia zawodowego, poznaniem przepięknej dziewczyny.

Szefowa pielęgniarek, Monika Nestrada, wyznawała jednak jedną, wstrętną Humalowi zasadę. Nie wiadomo, gdzie ją przyswoiła, ale na pewno nie wyniosła jej z domu. Ojciec dziewczyny, w typie latynoskiego macho, nie mógł znać staroruskiego powiedzenia: Gdzie rabotajesz, tam nie jebiosz. Tym bardziej jej matka pochodząca ze śnieżnej Kanady. Wierność tej niepraktycznej zasadzie spowodowała, że młody lekarz, Grey Humal, dość szybko opuścił szpital i zatrudnił się jako pracownik naukowy w Medycznym Instytucie Badawczym. Teraz nie było przeszkód, by mogli się spotykać.

W ten sposób zyskał ciekawą pracę oraz związał się z najatrakcyjniejszą dziewczyną w całej Luizjanie. Monika była tak ładna, że nie mogła zajmować się pacjentami osobiście, gdyż jej latynoska pupa w połączeniu z nordycką smukłością powodowały u męskiej części pacjentów nagły wzrost ciśnienia, który niwelował działanie podawanych leków i zaburzał wyniki przeprowadzanych badań. Dziewczyna zauważyła również, że w tych nielicznych momentach, gdy musiała być na dyżurze, męska część pacjentów z większą częstotliwością znikała na chwilę w toaletach. Z tych właśnie przyczyn szefowa personelu pielęgniarskiego preferowała papierkową robotę wykonywaną u siebie w biurze.

Stan ten utrwaliła niespodzianka, jaka jej się przydarzyła: Pomimo nadprzeciętnych kompetencji w dziedzinie medycyny i fizjologii, któregoś dnia Grey i Monika zorientowali się, że zostaną rodzicami. Mniejszym zaskoczeniem było to, że na świat przyjdą bliźniaki. Bliźniacza siostra Moniki, Teresa, topiąca serca mężczyzn w mroźnej Kanadzie, uniknęła tak zwanej wpadki zapewne z powodu braku odpowiedniego wykształcenia – zdając się na twardą chemię i zabezpieczenia mechanicznie. Obce jej były ezoteryczne rozważania o okresach bezpiecznych i cyklach płodnych.

 

Sylwetka Greya wyróżniała się wśród innych pracowników jednostki badawczej. Mężczyzna miał prawie dwa metry wzrostu i, mimo że już od dawna udawało się wspomagać farmakologicznie osiągnięcie zapisanych w genomie rozmiarów ciała, nikt inny w tej sali nie mógł się z nim równać. W zasadzie nie mógł mu nawet podskoczyć.

Lekarz nie potrafił skupić się na tym, co właśnie mówił prelegent. Uwagę zaprzątała mu jego dziewczyna, i to nie z powodu urody. Monika nie poszła do pracy. Stwierdziła, że dziwnie się czuje. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, dziewiąty miesiąc ciąży rządzi się swoimi prawami, ale to stwierdzenie „dziwnie się czuję” zabrzmiało trochę groźnie. Humal wziął głęboki oddech i spróbował skoncentrować się na prelekcji doktora Pascala, robiącego za szefa badań. Kierownik projektu prezentował wyniki ostatnich eksperymentów przeprowadzonych na grupie ssaków naczelnych. W wyniku terapii ubytki neurologiczne zwierząt wyraźnie się cofnęły, a ich kondycja bezapelacyjnie poprawiała się. Oczywiście nikogo nie wtajemniczano, w jaki sposób te dysfunkcje pojawiły się u przedmiotu badań – ten problem zajmował inną jednostkę. Instytut po prostu zamawiał odpowiedni materiał.

Ostatni wyświetlony na ścianie slajd zawierał certyfikat FDA, potwierdzający uzyskanie zgody na rozpoczęcie prób klinicznych na pacjentach. Prelegent nie zdążył go skomentować, bo na sali rozległy się brawa. Humal, stojąc w pobliżu drzwi, trzykrotnie, jak gdyby od niechcenia, zderzył swoje wielkie dłonie. W jego uchu rozległ się cichy sygnał. Mężczyzna wyjął z kieszeni terminal telefoniczny, wziął głęboki oddech – dzwoniła Monika.

– Zaczęło się – stwierdziła, nie zaprzątając sobie głowy wymianą wstępnych uprzejmości.

Humal wiedział, że jego kobieta dobrze wie, co mówi i musi jak najszybciej do niej dotrzeć. Uniósł rękę i pomachał do kierownika projektu. Ten skinął głową i z uśmiechem uniósł kciuk w górę. Był uprzedzony, że dziewczyna jego przyjaciela może wkrótce rodzić. Humal opuścił salę i sadząc długimi susami, przemierzał przeszklone korytarze.

Na zewnątrz uderzyła go fala gorącego powietrza. Rozejrzał się za klimatyzowaną taksówką i skierował się do pierwszego z brzegu pojazdu. Podał maszynie adres i zażądał kursu priorytetowego.

– Brak zlecenia z centrali – zaprotestował automat.

– Karta lekarska. – Humal zaprezentował do kamery dokument z numerem swojej licencji.

– Potwierdzone, kurs priorytetowy – stwierdziła taksówka, a potem wykonała kilka obliczeń i dodała: – Za osiem minut i czterdzieści sekund dotrzemy na miejsce.

– Kochanie, wyjdź proszę przed budynek, już jadę. – Mężczyzna wrócił do rozmowy z dziewczyną.

Pojazd uruchomił sygnał świetlny i, komunikując się z innymi samochodami oraz systemem zarządzania ruchem, bez większych problemów przebijał się przez miasto. Na miejsce dotarli dokładnie o wyznaczonym czasie. Przed wysokim budynkiem, pod zadaszonym podjazdem czekała młoda kobieta. Z daleka widać było, że jest w ciąży. Jej brzuch osiągnął już pokaźnie rozmiary. Z bliska można dało się dostrzec, że nie sterczy dumnie do przodu, tylko poddając się sile grawitacji, delikatnie zwisa.

Kobieta podała Humalowi niewielką torbę i usiadała koło niego. Jej twarz wykrzywił grymas bólu.

– Jak zwykle nie pomyślałeś – stwierdziła, oddychając ciężko.– Powinieneś mnie zabrać z garażu podziemnego. – Zaprzestała rozwijania wątku, bo ból zmusił ją do zaciśnięcia zębów.

 – Idzie… – syknęła. Po kilkudziesięciu sekundach jej rysy rozluźniły się. – Skurcze są regularne i silne.

– Chcesz znieczulenie? – Mężczyzna otworzył torbę i rozpoczął nerwowe przeszukiwanie przegródek. Sprawdzał napisy na opakowaniach lekarstw, a te niepotrzebne, jego zdaniem, wyrzucał na siedzenie.

– Oczywiście! Co za pytanie. – Monika odwróciła się do niego plecami i podwinęła cienką bluzkę.

Humal wyjął strzykawkę i odpieczętował długą i grubą igłę.

– Zatrzymaj się.

Taksówka posłusznie stanęła na środku ulicy. Program priorytetowy nie dopuszczał dyskusji z lekarzem. Inni uczestnicy ruchu, chcąc nie chcąc, musieli się dostosować. Mężczyzna przemył skórę Moniki i sprawnym ruchem wbił igłę pomiędzy jej kręgi lędźwiowe.

– Za sekundę zacznie działać. Jedziemy.

Do Szpitala Stanowego dotarli bez większych problemów. Koleżanki uprzedzone o przybyciu szefowej serdecznie ją przywitały i z namaszczeniem posadziły na wózku. Ich uwadze nie uszedł również Grey, który wymienił z niektórymi dziewczynami wieloznaczne uśmiechy. Zresztą, co by nie mówić, Humal był zbyt charakterystyczny, by uchodzić uwadze kogokolwiek.

 

Jadąc korytarzem, przyszła mama przeżywała kolejną fazę skurczów, jednak tym razem nie wiązało się to z żadnym dyskomfortem. Jedyną niedogodnością było to, że na tyle straciła czucie w nogach, że nie odważyłaby się samodzielnie chodzić. Dojechali do drzwi porodówki, tam powitał ich lekarz dyżurny.

– Witam przyszłych rodziców w naszej światowej sławy placówce. – Uśmiechnął się szeroko.

Kobieta nieporadnie próbowała wstać z wózka.

– O, widzę, że mama już znieczulona – dodał. – Usiądź, za dziesięć minut zabierzemy was na salę operacyjną. Zrobimy cesarskie cięcie.

– Nie tak ustaliliśmy – odezwał się Grey.

Położnik jednak tego nie usłyszał.

– Humal, wpisz mi proszę w kartę lek i dawkę, który podałeś żonie. A nie, – zawahał się – jeszcze nie żonie. I możesz iść się myć. Oczywiście jeśli chcesz nam asystować.

– Nie, nie! – zaprotestował głośno Humal. – Zawieź nas na porodówkę.

Młody lekarz przestał się uśmiechać. Przerwał również wypełnianie jakiegoś formularza i spojrzał uważnie na przyszłego ojca.

– Ależ to ciąża bliźniacza, nie rekomendujemy naturalnego porodu.

– Najpierw sprawdźmy, czy wszystko jest w porządku. Nie potrzebujemy cięcia powłok, blizn i zrostów. – Ton Humala był bardzo stanowczy, a słowa wypowiadane z wysokości jego majestatu nabrały dodatkowej mocy.

Wobec tego położnik dłużej nie protestował, tylko przejął wózek od pielęgniarki.

Skierowali się do sali zabiegowej. Przy wydatnej pomocy panów Monika położyła się na łóżku sprzężonym z urządzeniem diagnostycznym. Położnik zbliżył do jej brzucha czujniki aparatu. Na ekranie pojawiło się wnętrze macicy z dwoma męskimi płodami. Dzieci ułożone były głowami w kierunku otworu miednicy. Lekarz zajrzał jeszcze do kanału rodnego.

– Rozwiera się, wszystko wygląda dobrze. Jeżeli chcecie, możecie rodzić naturalnie, ale ze względów ubezpieczeniowych musicie mi to potwierdzić. O tu, przeczytajcie tę formułkę. – Podał im wyświetlony na smartfonie komunikat.

Zarówno Monika, jak i Humal głośno go przeczytali, wyrażając wolę porodu siłami natury. Urządzenie nagrało ich głos i po dodaniu odpowiednich numerów ewidencyjnych przesłało plik do serwera szpitala.

– Gdyby to nie były bliźniaki, to rodzilibyśmy w domu – stwierdził przyszły tata i chwytając Monikę za rękę, szeroko się do niej uśmiechnął.

 

Badanie zakończyło się, więc mogli ruszyć do miejsca docelowego, gdzie zgodnie z planem na świat mieli przyjść ich potomkowie. Mijając pomieszczenie pielęgniarek, dojechali do małego pokoju porodowego.

– No to zostawię was samych. – Położnik pomógł dziewczynie położyć się na wygodnym łóżku i skierował się w stronę drzwi. W pewnej chwili zatrzymał się i dodał:

 – Grey, mogę prosić cię na słowo?

Wyszli razem z pokoju.

– Sądzę, że cesarskie cięcie będzie bezpieczniejszym rozwiązaniem – przyznał lekarz.

– Mama Moniki urodziła bliźniaczki naturalnie, bez powikłań.

– W każdym razie na decyzję masz niewiele czasu. Kiedy dzieci zaczną wychodzić, nie będziemy mogli niczego zmienić, ale to przecież wiesz… Jeszcze jedno – dodał. – Łóżko kontroluje parametry płodów, w razie utraty tętna podniesie się alarm i nadciągnie zaraz kawaleria. – Uśmiechnął się, poklepując Humala po ramieniu i nie czekając na odpowiedź, poszedł do innych pacjentów.

Grey wrócił na salę, tam Monika zdawała siostrze relację z wydarzeń dzisiejszego dnia. Niestety, jedynie przez łącze internetowe. Jej rodzice i rodzeństwo pozostali w Kanadzie, gdzie wiedli, jak twierdzą, szczęśliwe życie. Monika obiecała przesłać im film zaraz po tym, jak chłopaki przyjdą na świat.

W pewnej chwili dziewczyna znieruchomiała, w wyniku mocnego skurczu powierzchnia łóżka pokryła się cieczą. Humal zgarnął papierowe ręczniki i zaczął ją usuwać. Przy okazji obejrzał i powąchał płyn. Wynik tego najprostszego testu był pozytywny. Postanowił sprawdzić jeszcze rozwarcie szyjki macicy. Zgodnie z przewidywaniami drogi rodne przygotowywały się na przyjście na świat nowych ludzi. Skurcze były miarowe i częste, jednak akcja porodowa, wbrew oczekiwaniom, nie posuwała się naprzód. Po dwóch godzinach Monika zaczęła się niepokoić.

– Zróbmy jednak cesarkę – zaproponowała. – Jeszcze nie jest za późno.

– Nie ma potrzeby, porody mogą trwać kilka godzin, przecież wiesz o tym.

– Mogą, ale nie muszą. Zarządź cesarkę. – Jej ton stał się stanowczy.

– Poczekajmy jeszcze chwilę. Nic złego się nie dzieje.

Kobieta milczała, wsłuchując się w sygnały własnego ciała.

– Chyba jednak się dzieje – stwierdziła. – Skurcz nie mija.

Gdyby nie działanie znieczulenia dziewczyna od kilku minut walczyłaby z obezwładniającym bólem. Teraz, by przekonać się, co naprawdę się dzieje, musieli zaufać wyświetlającemu się na ścianie wykresowi. Pokazywał on ostry pik skurczu macicy, który od kilku minut nie ustępował. W chwilę potem odezwały się wszystkie alarmy.

Magnez – pomyślał Humal i rozpoczął przeszukiwanie szafek.

Do sali wbiegł położnik. Włączył urządzenie do obrazowania wnętrza macicy. Na ekranie wyraźnie można było dostrzec płody przyciskane do, nie w pełni rozwartej, szyjki. W wyniku działającej na nie siły układ krążenia dzieci był mocno przeciążony.

– Na salę operacyjną – zarządził położnik.

Pielęgniarki chwyciły łóżko i pchnęły je w kierunku drzwi. Humal, stojąc bez ruchu z ampułką preparatu zawierającej magnez, został sam. – Nie zgadzam się, podajcie coś rozkurczowego! – krzyknął za oddalającymi się postaciami.

– Nie, to ja się nie zgadzam. Żądam cesarki!. Ten mężczyzna nie jest ojcem moich dzieci – stwierdziła nieoczekiwanie Monika.

Wkrótce łóżko minęło wielkie wahadłowe drzwi i zniknęło w głębi bloku operacyjnego.

Grey dopiero po dłuższej chwili doszedł do siebie. Właśnie wtedy skończyły się jego tłuste lata, a wkrótce miał nastąpić exodus. Mężczyzna postanowił dostać się za szklane drzwi, gdzie Monika była przygotowywana do operacji. Dyżurująca pielęgniarka stanowczo go zatrzymała.

– Na nic się tam nie przydasz. Zaczekaj tutaj.

Grey przez szybę obserwował, jak dziecko po wyjęciu z powłok brzusznych zostało przekazane zespołowi reanimacyjnemu. Wkrótce drugi maluch dołączył do brata. Humal siłą woli powstrzymał się przed wtargnięciem do sterylnej sali i natychmiastowym wyjaśnieniem pewnych ważnych dla niego kwestii. Akcja resuscytacyjna ustała i dzieci zostały umieszczone w inkubatorach. Położnik przez chwilę rozmawiał z Moniką, potem zdjął rękawiczki, cisnął je do kosza i uścisnął dłoń kobiecie. Zszyciem zewnętrznych powłok brzusznych zajął się rezydent chirurgii. Lekarz wyszedł do Humala.

– Widziałeś wszystko. Trzy, może cztery punkty w skali Apgar – stwierdził ze smutkiem.

– Co się stało?

Lekarz wzruszył ramionami.

– Nie wszystko da się przewidzieć, tak czasami bywa i nic na to nie można poradzić. Idź teraz do Moniki, zaraz przewiozą ją na pooperacyjną.

 

Humal opuścił salę, ale nie poszedł prosto do dziewczyny. Skierował się bezpośrednio na pediatrię. Lekarz właśnie kończył badanie maluchów. Sprawdził również podłączenia małych rurek i czujników.

– Waga dwa dwieście. Oddychają samodzielnie – zanotował w systemie.

Grey przyglądał się noworodkom. Od razu było widać, że coś jest nie tak. Ich kończyny były nadmiernie przykurczone, a grzbiety napięte. Nie wróżyło to dobrze.

Na korytarzu mijani pracownicy uśmiechali się do niego smutno. Złe wieści rozchodzą się błyskawicznie. Nie spiesząc się, krok za krokiem zbliżał się do pokoju, w którym leżała Monika. Otworzył drzwi. Zobaczył, jak szeroko otwartymi oczami kobieta wpatruje się w białą ścianę. Usłyszała go i odwróciła głowę w jego kierunku.

– Kochanie…

Humal zrobił krok w jej stronę.

– Ty zarozumiały, nadęty skurwysynu! Ty i te twoje metody naturalne! Zobacz, co zrobiłeś!

Głos dziewczyny dotarł do pokoju pielęgniarek. Jedna z nich natychmiast ruszyła w kierunku jego źródła.

– Tego nie dało się przewidzieć… – Mężczyzna próbował się usprawiedliwić.

– Tego, kurwa, nie trzeba było przewidywać! Trzeba było, tak jak w przypadku dziewięćdziesięciu dziewięciu procent kobiet w ciąży bliźniaczej, bezpiecznie wyjąć dzieci! Ale nie, ty chciałeś być taki wyjątkowy, by pochwalić się przemądrzałym kolegom, jaki jesteś, kurwa, ekologiczny!

– Nie przesadzaj… – Humal ruszył w jej kierunku.

Pielęgniarka jednak powstrzymała go gestem, widząc, jak niebezpiecznie spinają się mięśnie kobiety. Do umocowanego w przedramieniu wenflonu podała środek uspokajający. Mężczyzna zatrzymał się. Monika spojrzała na niego zmrużonymi oczami.

– Tak, teraz wypierdalaj – syknęła i odwróciła głowę.

Grey postał minutę, potem cicho wyszedł.

– Proszę się nie przejmować, jest w szoku. Jutro będzie lepiej – pocieszała go pielęgniarka.

Humal skinął głową.

Gdy opuszczał szpital, kilka osób jednocześnie próbowało się z nim skontaktować – to jego rodzice i przyszła teściowa z niecierpliwością oczekiwali dobrych wieści. Do głowy im nie przyszło, że w tym bajkowym świecie, wśród pięknych, wykształconych ludzi coś może potoczyć się niezgodnie z planem. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę migającemu wyświetlaczowi. Nie czuł się na siłach, by tłumaczyć komukolwiek, jak wygląda rzeczywistość. Uniósł w górę terminal i z całej siły rzucił nim o chodnik. Urządzenie w jednej chwili rozleciało się na drobne kawałki, dokładnie tak jak dotychczasowe, pełne sukcesów, życie Greya Humala.

 

Minęło kilka długich dni. Monika zamieszkała w szpitalu. Miała szczęście, mogła pracować i opiekować się bliźniakami w tym samym miejscu. Dzieci od początku były intensywnie rehabilitowane, jednak, jak wstępnie ustalono, zmiany neurologiczne były zbyt duże, by chłopcy mogli normalnie się rozwijać. Humal odwiedził ich po dwóch tygodniach, które spędził na włóczeniu się po knajpach i innych miejscach, o których Monika wolałaby nie wiedzieć. Odważył się z nimi spotkać, bo kolega ze szpitala przekazał mu informację, że problem, który ich spotkał, wyniknął z nieprawidłowej gospodarki hormonalnej. Nie można było tego wykryć wcześniej – teraz miał mocny argument, że to nie jego wina. Nie był również na tyle wredny, by obwiniać dziewczynę, dlatego podczas spotkań nie rozmawiali na ten temat. W ogóle rzadko się do siebie odzywali. Jeden tylko raz mężczyzna spróbował wyjaśnić problem, który od dłuższego czasu nieskutecznie topił w butelce. Do zadania tego kluczowego pytania podchodził jak pies do jeża. Gdy w końcu udało mu się jakoś sklecić zdanie, wyglądało ono mniej więcej tak:

– No wiesz, to, co powiedziałaś wtedy, rozumiem byłaś zdenerwowana, ale oczywiście dzieci to chyba moje, no nie?

Otrzymał bardzo konkretną i wyczerpującą odpowiedź popartą miną niezachęcającą do dalszego drążenia tematu:

– A jak myślisz?

***

Po miesiącu Grey wrócił do pracy. Sporo czasu spędził na przeglądaniu dokumentacji planowanych prób klinicznych. Do badań zostali wybrani ludzie różnych ras, z różnych grup wiekowych. W pewnej chwili mężczyzna wyraźnie się ożywił. Zrobił wydruk i opuścił swój gabinet. W jego głowie zrodził się śmiały plan uratowania swojego życia.

– Widziałaś Pascala? – zapytał przechodzącą kobietę.

– Jest w Auli Głównej. Prezentuje sponsorom perspektywy.

Sala była zamknięta. Na wyświetlaczu znajdowała się informacja, że pomieszczenie będzie zarezerwowane do godziny szesnastej trzydzieści, czyli jeszcze piętnaście minut. Humal nie zamierzał czekać, więc skorzystał ze swoich uprawnień uczestnika projektu. Przytknął kartę do drzwi, a te ustąpiły. Wewnątrz sali światła były przygaszone. Na środku sceny przemawiał kierownik projektu, a wyświetlany na ścianie film przedstawiał wesoło bawiące się stado młodych szympansów.

– Jak widzicie państwo, komórki macierzyste nowej generacji są bardziej aktywne. Zmodyfikowaliśmy również metodę ich hodowli i sposobu aplikowania pacjentowi. Dzięki temu, wbrew początkowym obawom, koszty nie wzrosły – wręcz przeciwnie. Nowa metoda i procedura obniżają nakłady potrzebne na terapię o około piętnaście procent. Mamy już zgromadzone środki na próby kliniczne, potrzebna jest nam jedynie niewielka kwota, która pozwoli zakończyć projekt z sukcesem. Dzięki sfinansowaniu naszych badań, będziecie mieli państwo nową, wydajniejszą i skuteczniejszą metodę leczenia pacjentów. Praktycznie będziemy mogli wyeliminować wiele chorób o podłożu neurologicznym. – Prelegent zakończył.

Zapaliło się światło.

– Dziękujemy doktorowi Pascalowi za prezentację.

Rozległo się kilka nieśmiałych oklasków.

– I zapraszamy do zapoznania się ze szczegółowymi materiałami przesłanymi na wasze skrzynki. Znajdziecie tam również dzisiejszą prezentacje.

Sala pustoszała. Prowadzący spotkanie specjalista od marketingu wyszedł razem z gośćmi, by zabrać ich do pobliskiej restauracji. Za stołem pozostał Pascal zbierający wydrukowane notatki.

– Jak poszło? – zapytał Humal.

– Słabo – westchnął kierownik projektu. – Koncerny mają niedawno opatentowane technologie i nie wydaje się, by w najbliższym czasie były zainteresowane czymś nowym. Jak dobrze pójdzie, to środków wystarczy jedynie na pierwszą fazę testów klinicznych.

– Ja właśnie w tej sprawie. Wciągnij bliźniaki na listę.

Pascal osłupiał.

– Przecież wiesz, że nie mogę. System wybrał już kandydatów. Mamy bliźniaki po wstrząsie septycznym z uszkodzo… – urwał. – Ale ty żartujesz, prawda?

– Nie żartuję. Jestem śmiertelnie poważny.

Pascal wyminął Humala i skierował się do wyjścia. Był od niego o wiele niższy, więc Grey w kilku susach go wyprzedził i zastawił mu drogę.

– No i co!? – zirytował się mężczyzna. – Zmusisz mnie poprzez blokadę drzwi!? Chcesz, żebym naraził cały projekt za pierdyliony dolarów?

– Weź ich chociaż na listę rezerwową.

– To nic nie da. Mam ci przypomnieć, że nikt z rodziny badaczy nie może brać w tym udziału? System nawet nie pozwoli wprowadzić takich danych.

– Monika jest na mnie obrażona. Nie zarejestrowała dzieci pod moim nazwiskiem, ojciec nieznany. Nie zakwestionowałem tego.

– To jest grubymi nićmi szyte.

– Ale system to łyknie.

– Stary, jesteś moim przyjacielem, ale również naukowcem. Musisz mnie zrozumieć, nie mogę. – Pascal przeszedł pod ramieniem Humala i znalazł się na oświetlonym korytarzu. Zatrzymał się i odwrócił.

– Bez urazy, ale ty byś dla mnie tego nie zrobił.

 

Ten wieczór Grey spędził samotnie w knajpie. Dużo myślał. Przyglądał się swojemu nowemu aparatowi telefonicznemu. W końcu się przełamał i wybrał numer. Przedstawił się i poprosił sekreterę, żeby jej szef w wolnej chwili się z nim skontaktował. Przyszła odpowiedź, że będzie to możliwe za około godzinę. Humal zamówił kolejny dżin z tonikiem i czekał. Po mniej więcej trzech drinkach, połączenie się aktywowało. W słuchawce usłyszał znajomy głos:

– Grey, tak dawno cię nie słyszałem. To miłe, że do mnie dzwonisz. Przykro mi z powodu tego, co cię spotkało.

– Witaj Henry, mam nadzieję, że powodzi ci się lepiej niż mi.

– Wiesz, różnie bywa. Zapewne chcesz mnie poprosić o pomoc, jestem twoim dłużnikiem. Uratowałeś Robertowi czucie w dłoniach. Mimo swojego wieku ma się o niebo lepiej. Nawet rozpoczął nowy projekt – twierdzi, że to projekt jego życia. Powiedz zatem, co mogę dla ciebie zrobić?

 

Poranek był taki, że niektórzy mogliby go nazwać przepięknym. Słońce mocno świeciło, a wybrzeże oceanu wkrótce miało zapełnić się plażowiczami. W całym stanie tylko dwie osoby wydawały się być nieszczęśliwe: Humal – z powodu bólu głowy, który uniemożliwiał mu wstanie z łóżka i rozpoczęcie poszukiwań ukojenia we właściwym farmaceutyku – oraz kierownik projektu. Sponsorzy odmówili. Rano, po przyjściu do pracy, dyrektor zaprosił go do siebie, by mu to zakomunikować. Poprosił jednocześnie o korektę harmonogramu i budżetu. Do końca dnia mieli podjąć decyzję, czy z dostępnymi środkami jest sens uruchamiać próby kliniczne.

Na korytarzu Pascal spotkał poważnie spóźnionego do pracy Greya i postanowił wyładować na nim swoją frustrację.

– I widzisz, nie ma kasy, nie ma już problemu listy rezerwowej. Projekt odłożymy na wieczne nigdy. Nie pomożemy ani twoim dzieciom, ani nikomu innemu.

– Nie trać nadziei. Wierzę w ten projekt. Jeżeli znajdę ci sponsora, to weźmiesz bliźniaki na listę rezerwową?

– Chyba nie wiesz, o jakiej kwocie mówisz. – Pascal wybuchnął nerwowym śmiechem, a ponieważ nie zmieniło to wyrazu twarzy kolegi, umilkł.

– Mówisz poważnie? – spytał.

Humal skinął głową.

– Umowa jest taka: Ja za załatwienie budżetu wchodzę na listę rezerwową. Sponsor w swoim ośrodku przeprowadza kolejną, zaawansowaną część badań, za które oczywiście zapłacimy mu uczciwe stawki. Reszta tak jak było planowane.

Kierownik projektu milczał chwilę, rozważając to, co usłyszał.

– Zdajesz sobie sprawę, że szansa na to, że do badań trafi ktoś z listy rezerwowej, jest minimalna? Potem będzie losowanie: kto dostaje nową terapię, a kto placebo. Albo planujesz zrobić jakiś szwindel, albo liczysz na wielkie szczęście.

Humal chciał coś powiedzieć, ale Pascal mu nie pozwolił:

– Poczekaj, nic nie chcę wiedzieć. Załatw kasę.

 

Taksówka zatrzymała się przed niewielkim domkiem na przedmieściach. Wysiadł z niej postawny mężczyzna z teczką w ręku. Wchodząc na zapiaszczoną werandę, o mało co nie spadł ze schodów. Pod jego ręką zachybotała zniszczona poręcz. Moskitiera przy drzwiach również nie sprawiała najlepszego wrażenia. Dla owadów mniejszych od wróbla zapewne nie była żadną przeszkodą. Na ganku powiewały na suchym wietrze tetrowe pieluchy. Mężczyzna przyjrzał im się z zaciekawieniem, dawno czegoś takiego nie widział. Nie dostrzegał dzwonka, dlatego zapukał we framugę. Po dłuższej chwili drzwi otworzyła mu starsza kobieta. Nie odezwała się – czekała, co powie jej gość.

– Witam, nazywam się Grey Humal. Jestem lekarzem ze Szpitala Stanowego, czy zastałem… – tu zerknął na wyświetlacz – Państwa Gretę i Tomasa Grassów?

– Som na chacie – stwierdziła kobieta i zniknęła w ciemnym wnętrzu.

Humal zastanawiał się, czy ma czekać i ktoś do niego wyjdzie, czy został w ten nieoczywisty sposób zaproszony do środka. Zdecydował, że jednak wejdzie. Po przekroczeniu progu doskoczyły do jego nóg dwa kundelki. Jeden szczekał niemiłosiernie, drugi podskakiwał rozentuzjazmowany. Lekarz postarał się uniknąć ich rozdeptania i wszedł do salonu. Kobieta, która otworzyła mu drzwi, straciła całkowicie zainteresowanie jego osobą i zajęła miejsce naprzeciwko odbiornika 3DTV. Koło niej siedział stary mężczyzna, ale on też nie zainteresował się gościem. Grey zobaczył drzwi do następnego pokoju. Wszedł do środka i w nozdrza uderzył go zapach niemowlaków. Ale nie taki, na który składały się nuty pudru i świeżo wyparzonych śpiochów – w powietrzu dominowała woń pełnej pieluchy i niewietrzonego pokoju.

– Pan doktor? – zapytał łysy, chudy mężczyzna.

– Tak, przyszedłem w sprawie badań klinicznych nad komórkami. Pana dzieci zostały zakwalifikowane…

– Tam leżą – stwierdził obcesowo gospodarz i wskazał na coś w rodzaju kojca w rogu pokoju.

Humal nie zamierzał ich w tej chwili oglądać.

Z drugiego pomieszczenia dobiegł odgłos spuszczanej wody. Otworzyły się drzwi i łazienkę opuściła otyła kobieta o długich blond włosach. Uśmiechnęła się do lekarza i wyciągnęła w jego kierunku mokre dłonie.

– Przyszedł pan zabrać bliźniaki? Zaraz spakuję.

Humal uścisnął jej rękę, mając nadzieję, że ta wilgoć to czysta woda.

– Nie, absolutnie nie. Przyjechałem je zbadać, by ostatecznie zakwalifikować do terapii – zaoponował.

Kobieta znieruchomiała. Jej mąż skoncentrował uwagę na Greyu i, węsząc podstęp, nieufnie się w niego wpatrywał.

– Jak to? – przerwała milczenie kobieta.

– Dzieci nie mogą mieć żadnych infekcji, to znaczy: nie mogą na nic chorować. – Humal poczuł, że traci kontrolę nad sytuacją.

– Jak to? – powtórzyła kobieta. – Mieliśmy dostać cztery tysiące nowych dolarów.

Kamień spadł Humalowi z serca. Więc o to chodzi, oni bez wahania sprzedaliby dzieci do eksperymentów medycznych. To ułatwi sprawę i nie będzie potrzeby wywoływać u bliźniaków żadnych drobnych infekcji. Problem da się załatwić, powiedzmy, etycznie.

– Pieniądze są niezagrożone. – Lekarz wyciągnął dłonie przed siebie w geście czystych intencji. Taką kwotę bez problemu mógł wyłożyć z własnej kieszeni. – Powiem nawet więcej: Jeżeli dzieci nie zakwalifikują się do projektu badawczego, otrzymacie jeszcze więcej pieniędzy, a rodzeństwo pojedzie do kliniki na leczenie tradycyjnymi metodami.

Nie wiedzieć kiedy, w pokoju pojawiła się starsza pani.

– Wczoraj miały katar – zareagowała przytomnie.

– To niedobrze. – Humal podszedł do kojca.

Maluchy wyglądały na zaniedbane. Nie spały, ale też nie wykazywały aktywności normalnej dla trzymiesięcznych bobasów. Ich wzrok był skupiony na jednym odległym punkcie. Z ust sączyła się ślina. W pewnej chwili jedno z dzieci zaczęło wydawać dźwięki przypominające urywane miauczenie kota.

– Jest głodny – stwierdziła matka i wzięła malucha na ręce.

Mięśnie dziecka były tak napięte, że praktycznie nie zmieniło ułożenia ciała. Widać było, że nikt z nimi nie pracował. Stara kobieta podgrzewała w mikrofalówce mleko. Humalowi zrobiło się słabo, oczyma wyobraźni zobaczył swoich synów w takim samym stanie. W jego sercu pojawiło się coś na kształt współczucia, chociaż ten stan emocjonalny wyparł już w trakcie studiów, ponieważ nie pozwalał skutecznie osiągać zakładanych celów.

– Moglibyście je przynajmniej częściej przewijać! – podniósł głos.

Matka wzruszyła ramionami.

– Prać nie nadążamy – stwierdziła i wetknęła smoczek butelki w usta dziecka.

– Jeżeli chcecie więcej pieniędzy, to powiem wam, co zrobić: Jutro rano przyjedzie po was samochód. Zabierzecie dzieci i pojedziecie do kliniki w Meksyku. Czy to jest jasne?

– A ile będzie tych pieniędzy? – wtrąciła przytomnie starsza kobieta.

– Dużo – rzekł Humal i kontynuował: – Zostaniecie zakwaterowani w hotelu, a dzieci będą przyjęte na standardową terapię i rehabilitację. Powinno im to bardzo pomóc. Po trzech miesiącach wrócicie do domu.

– A kiedy dostaniemy pieniądze?

– Po pół roku, jak będziecie dobrze zajmować się dziećmi.

– E, nie opłaca się… – stwierdził ojciec.

Humal jednym skokiem dopadł mężczyzny i chwycił go za koszulkę tuż przy szyi.

– Co ci się nie opłaca? Dbać o własne dzieci? To twój obowiązek!

– Nie, dbać trzeba, tylko pieniądze dostalibyśmy wcześniej.

Grey puścił faceta. Zauważył swoje trzęsące się z emocji ręce i zdecydował jak najszybciej zakończyć tą wizytę.

– Jutro, po wejściu do samochodu, dostaniecie dziesięć tysięcy nowych dolarów. Potem zawieziecie dzieci do kliniki. Czy to jest dla was jasne?

Lekarz popatrzył, jak domownicy ze zrozumieniem kiwają głowami, po czym szybko się pożegnał i wyszedł. Z radością opuścił ten dziwny dom. Podróżując we wnętrzu chłodnego pojazdu, zastanawiał się, czy zrobił dobry uczynek, czy też dopuścił się podłości. Wybrał pierwszą ewentualność. Jeżeli badania zakończą się sukcesem, to również te bliźniaki skorzystają z nowej terapii. Nie, nie skorzystają – pomyślał po chwili zastanowienia. Nie będą mieli na to pieniędzy, nie ma się co oszukiwać.

Bardzo pragnął spotkać się teraz z Moniką i pochwalić się tym, co zrobił. A może tego nie doceni? Może będzie miała pretensje? Reakcje kobiet trudno przewidzieć.

 

Dzieci Humala prezentowały się o wiele lepiej niż te widziane kilka godzin wcześniej. Przynajmniej były czyste i bardziej ruchliwe. Monika patrzyła na bliźniaki z dumą. Mówi się, że matka zawsze rozpozna, które z dzieci jest które – Humal tego nie potrafił. Jednak kilka tygodni później już nikt by ich nie pomylił.

– Który to Mark? Ten? – zapytał Humal, trzymając dziecko.

– Tak brawo, trafiłeś za pierwszym razem. – Monika uśmiechnęła się.

– Rozmawiałaś już z kimś z laboratorium?

– Tak, sprawdzą dla nas próbki. Będziemy znali kod – odpowiedziała.

– Mogę cię przytulić? – zapytał.

Monika uśmiechnęła się przyzwalająco.

– To moi synowie, prawda?

Wtulona w mężczyznę dziewczyna nie odpowiedziała, tylko lekko trzepnęła go ręką w zwichrzoną fryzurę.

Tę uroczą chwilę przerwał im Andy, który zaprotestował, że dzieje się coś, w czym nie bierze udziału.

– Czekaj – odepchnęła mężczyznę – dzwoni Pascal. Ciekawe, co ma mi do powiedzenia.

Monika odebrała połączenie.

– Witam, jak rozumiem, rozmawiam z Moniką Nestradą? – zapytał oficjalnie rozmówca.

– Zgadza się.

– Chciałbym pani zakomunikować, że dzieci: Andy Nestrada i Mark Nestrada zostały zakwalifikowane do badań nad zmodyfikowaną terapią komórkami macierzystymi. Zrozumiała pani?

– Tak.

– Czy zgada się pani?

– Tak.

– Chciałbym wyjaśnić zasady badania. Jedno z dzieci zostanie wylosowane do terapii metodą eksperymentalną, drugie będzie poddane standardowej terapii komórkami macierzystymi. Ani pani, ani ja nie będziemy wiedzieli, które z nich jest w której grupie. Po dwutygodniowej terapii dzieci znajdą się pod pani opieką w specjalnej klinice, gdzie czeka je standardowa rehabilitacja. Może pani wystąpić o dofinansowanie kosztów logistycznych i zakwaterowania w kwocie do pięciu tysięcy nowych dolarów.

– Dziękuje, nie będę występowała o dofinansowanie – stwierdziła kobieta.

– Dziękuję. Środki te zostaną w takim razie przeksięgowane na prace badawcze. Ostatnia rzecz. Chciałbym poinformować, że dzieci do trzeciego roku życia będą regularnie badane, nie częściej jednak niż raz na kwartał. Zgadza się pani?

– Zgadzam się.

– To wszystko, dziękuję. Proszę się nie rozłączać.

Na wyświetlaczu telefonu zniknęła ikonka rozmowy rejestrowanej.

– Monika, jest tam Grey?

– Tak, już cię przełączam.

Humal aktywował rozmowę i pierwszy zabrał głos:

– Pascal, wszystkich pacjentów obdzwaniasz osobiście? To już nie stać nas na wynajęcie studentów?

– Co im zrobiłeś?

– Komu?

– Bliźniakom Grass. Wczoraj nie odbierali rozmów przez darmową linię 3DTV. Sądziliśmy, że to przez jakiś serial, więc ktoś do nich pojechał. Na miejscu okazało się, że ich nie ma. Babka twierdzi, że wyjechali do Meksyku.

– No cóż, nie będę kłamał, ten zbieg okoliczności jest mi na rękę.

– Kobieta nie była rozmowna, ale ja chcę wiedzieć, że nic im się nie stało.

– Wszystko jest z nimi w porządku, a nawet lepiej. Opowiem ci przy piwie – zapewnił Humal.

 

Kilka dni później Monika przyjechała z dziećmi do Instytutu. Grey przywitał ich w drzwiach, oferując pomoc w prowadzeniu wózka. Wyświetlane na ścianie strzałki pokazywały kierunek, w którym mają się udać wytypowani do badań pacjenci. Na tę samą godzinę umówione były jeszcze cztery inne osoby. Czekały, siedząc na wózkach w towarzystwie opiekunów. Do obłożnie chorych zostały wysłane specjalne ekipy, by nie musieli fatygować się osobiście.

Pracownicy pobrań zatrudnieni zostali na umowę zlecenie przez firmę niezwiązaną z placówką prowadzącą badania, dlatego ani Humal, ani Pascal nie mogli wejść do gabinetu, gdzie pobierano materiał do pierwszych analiz. Mogła za to Monika z dziećmi. Grey załatwił jej, żeby weszła bez kolejki. Inni pacjenci nie protestowali głośno, widząc kilkumiesięczne dzieci. Monika wprowadziła podwójny wózek do pomieszczenia przekształconego w pokój pobrań.

– Ale słodkie maluchy! – Pielęgniarka uśmiechnęła się. Znakomicie udała, że widzi je po raz pierwszy w życiu.

Zatrudniająca ją firma nie miała dużego wyboru, więc fachowy personel do pracy tymczasowej rekrutowała spośród pracowników Szpitala Stanowego. Pielęgniarka, z niewielką pomocą Moniki, pobrała do probówki kilka mililitrów krwi i przekazała ją asystentce. Ta nakleiła na szkło kod kreskowy i, niby to podśpiewując pod nosem, odczytała dane z komputera.

– Andy: dziesięć tysięcy, zero, trzydzieści osiem… – wymruczała, chowając probówkę do termosu.

Niemowlę jeszcze przez chwilę protestowało, jednak spray znieczulająco-odkażający zrobił swoje i kilka kołyszących go ruchów przywróciło dziecku poczucie bezpieczeństwa.

– Mark: zero, dwadzieścia dziewięć.

Kolejna opatrzona kodem probówka wylądowała w płynie do chłodzenia.

– Bardzo dziękuję. Co dalej, dowiem się zapewne od pracowników prowadzących badania? – zapytała Monika, przygotowując dzieci do wyjścia.

– Zgadza się. U nas to już wszystko. – Pielęgniarka nieznacznie przymknęła jedno oko.

Kobieta wyszła z pokoju, przekazała wózek Humalowi. Wyciągnęła telefon z torebki i rysikiem coś na nim zapisała.

 

Pobieranie próbek od wszystkich pacjentów trwało ponad tydzień. Zgodnie z harmonogramem badań komputer rozpoczął losowe przydzielanie osób do poszczególnych grup. Jego decyzje były ostateczne i niepodważalne. Za kilka dni pięć tysięcy specjalnie przygotowanych preparatów podzielonych na dwie grupy trafi do dwóch różnych ośrodków. Jedne zostaną przetransportowane do Szpitala Stanowego, gdzie będą namnażane w celu uzyskania standardowych, niezróżnicowanych komórek macierzystych. Druga porcja trafi do Instytutu Badawczego, gdzie od razu różnicować się będą w kierunku komórek układu nerwowego. Za ten proces odpowiedzialny był doktor Grey Humal. Po zakończeniu tego etapu materiał trafi z powrotem do Szpitala Stanowego, gdzie próbki zostaną podane chorym.

Obie grupy rozpoczną kurację jednocześnie. W trakcie krótkiej hospitalizacji pacjentom podawane będą porcje leków dożylnych i doustnych – inne dla każdej z grup, ale w opakowaniach nie do odróżnienia. Grupa eksperymentalna codziennie, przez tydzień, będzie otrzymywać dożylnie specjalne serum zwane przez badaczy utrwalaczem, a w kolejnym etapie – tabletki lub, przeznaczone dla młodszych dzieci, krople z cukrem. W tym czasie grupie standardowej wprowadzana będzie do krwioobiegu sól fizjologiczna. Po siedmiu dniach grupa eksperymentalna zakończy terapię, ale dla niepoznaki nadal, przez kolejne trzy tygodnie, będzie przyjmować cukrowe tabletki. Potem przyjdzie czas na kontrolę wyników.

Komputer rozpoczął losowanie. Najpierw wyświetliły się pary bliźniaków. Były szczególnie cenne dla badań. W całym kraju znaleziono tylko sześcioro rodzeństwa o zróżnicowanym wieku i podobnych problemach zdrowotnych. W grupie niemowlaków projekt zakładał przeprowadzenie badań na jednej parze. Oznaczenie bliźniaków miało czterocyfrowy kod oraz znacznik 0. Inne dzieci – 1, dorośli – od 2 do 8, zależnie od kategorii wiekowej. Pozostałe cyfry były losowe. Humal wybrał znacznik 0 i pojawił się numer: 10000 0 29. Grupa placebo. Mark miał być poddany standardowej kuracji. Zatem następnego dnia do laboratorium Greya trafi krew Andy’ego.

 

Tej nocy Humal nie mógł spać, analizował wszelkie możliwe scenariusze wykorzystania badań dla dobra jego dzieci. W innej części miasta chłopcy obudzili się około trzeciej rano i Monika przygotowywała dla nich mleko oraz porcje lekarstw. Przyszła do niej pielęgniarka dyżurna i pomogła jej karmić. Monika nie chciała rezygnować z tego dodatkowego wsparcia. Mimo że pogodziła się już z Greyem, akceptując sytuację, jaka ich spotkała, i doceniając zaangażowanie chłopaka w rozwiązanie problemu, nie przeprowadziła się z powrotem do jego mieszkania.

 

Krew, która trafiła do ośrodka nie służyła pozyskaniu pojedynczych komórek i próbom przekształcenia ich w komórki macierzyste. Metoda ta została zaniechana ze względu na wysokie koszty. Problemy etyczne wyeliminowały możliwość używania komórek zarodkowych. Dla badaczy i lekarzy dozwolone było tylko tworzenie preparatu od zera.

Krew służyła jedynie do pozyskania informacji – kodu genetycznego osobnika oraz grupy mitochondriów zawierających własne, unikalne RNA. Zreplikowana i wolna od błędów nić DNA umieszczana była w jałowej informacyjnie komórce zwanej przez badaczy kontenerem. Pojemnik, pochodzący z materiału pozyskiwanego z krowiego wymienienia, przyprawiano również kilkoma uzyskanymi wcześniej mitochondriami. Tak ubrana komórka zachęcana była do podziałów.

W przeszłości stosowano metody stymulacji elektrycznej, ale obecnie, po lepszym zrozumieniu zachodzących procesów, komórki poddawano stymulacji substancjami chemicznymi. Preparaty te stanowiły największe, chronione patentami tajemnice koncernów farmaceutycznych. W ten oto sposób udawało się wytworzyć duże ilości pożądanego materiału, którego zadaniem było naprawienie zniszczonych tkanek organizmu.

Standardowa metoda wiązała się z wprowadzeniem do chorego organizmu wielu niezróżnicowanych komórek macierzystych, które same miały odnaleźć sobie cel. Najlepsze efekty terapeutyczne uzyskiwano przy uszkodzeniach mięśnia sercowego, układu kostnego oraz wątroby. Najmniej sukcesów odnotowano w przypadku układu nerwowego. Po zakończonej implementacji, przez dłuższy czas podawano lekarstwa niszczące krążące w organizmie komórki, które nie podjęły zadania naprawy uszkodzonych organów. Bez tego etapu, zwanego płukaniem, w sześciu przypadkach na dziesięć pojawiały się efektowne nowotwory – z potworniakami włącznie. Na szczęście u zwierząt laboratoryjnych i ludzi, na których testowano efektywną dawkę „płukanki”, nowotwory rzadko były agresywne i łatwo udawały się usuwać nieinwazyjnymi metodami chirurgicznymi. Projekt realizowany przez Instytut zakładał możliwość wyeliminowania fazy płukania.

 

W takcie obecnie realizowanego etapu niezbędne było zaangażowanie samego Greya. Jego praca doktorska dotyczyła możliwości przekształcania kontenerów we wstępnie spreparowane macierzyste komórki nerwowe. Jego główne zadanie polegało na dopilnowaniu jakości uzyskanego materiału, tak by mógł zostać podany do krwioobiegu pacjentów. To dość monotonna praca polegająca na mikroskopowej ocenie jakości próbek. Na ekranie wyświetlał się obraz spod okularu, operator przyglądał się komórkom i dotknięciem oznaczał te dobrze wykształcone. Jeżeli w polu widzenia nie było zakładanej ilości prawidłowych komórek, należało powtórzyć proces przygotowania materiału: nowe kontenery, nowe DNA, nowe mitochondria. Nieprawidłowa próbka trafiała do zniszczenia.

Tym razem stało się coś innego. Próbka 0 38 była dobrej jakości, jednak badacz zakwalifikował ją jako odpad. Nie wstawił jej jednak do zbiornika z materiałem do utylizacji, tylko, udając, że rozprostowuje kości, wstał i umieścił ją w termosie. Po dokonaniu jeszcze kilku ocen opuścił laboratorium.

W holu spotkał Pascala. Mężczyzna był bardzo zaaferowany, odbierał właśnie kilka paczek od kuriera.

– Hej Humal! – zawołał. – Przysłali ostatnią partię kontenerów. Jutro załadujemy je i przyprawimy. Jak się streścisz, to do końca tygodnia zakończymy pracę!

– Nie będę się streszczać. Jak się spieszymy, to materiał jest słabej jakości. Z wczorajszej partii mamy osiem procent zwrotów. Zakładałem pięć. To może nadwyrężyć nasz budżet.

– Dobra, to była przenośnia – obruszył się kierownik projektu. – Idziesz już?

– Oczy mnie bolą, poważnie musimy pomyśleć o zautomatyzowaniu tej fazy.

– Nie ma kasy – uciął dyskusję Pascal.

– To w takim razie zapłacisz za tę robotę doktorantowi, bo mnie wzywają inne obowiązki. – Grey pomachał ręką i, ściskając pod pachą aktówkę, opuścił Instytut.

Po kilku minutach, zanim termos stracił swoją temperaturę, dotarł do szpitala. Tam, ubrana w swój uniform przełożonej pielęgniarek, czekała na niego na podjeździe Monika. Ten widok zrobił na mężczyźnie duże wrażenie. Zadziwiające, jak szybko dziewczyna wróciła do formy po porodzie.

– Gdzie bliźniaki? – zapytał Humal, całując ją w policzek. Na więcej nie miał pozwolenia.

– Na pediatrii, za godzinę do nich wpadnę.

– Mam przesyłkę, musimy ją umieścić w lodówce.

– Dobrze, chodźmy.

Ruszyli razem korytarzami szpitala.

Winda zwiozła ich do podziemi. Przy suficie znajdował się labirynt rur – te spośród nich, które były oszronione, prowadziły do małego pomieszczenia. System bezpieczeństwa rozpoznał Monikę i wpuścił ją do chłodni, jednocześnie, na wszelki wypadek, odnotowując obecność Humala. Taki sposób monitorowania był bardzo pożyteczny – ludzie nie pojawiali się nieproszeni tam, gdzie nie powinni i nie mają interesu się pojawiać. Gdyby coś zginęło, to właśnie ci w pierwszej kolejności zostaliby wciągnięci na listę podejrzanych. Nie było już potrzeby restrykcyjnego ograniczania stref poruszania się. Osoby o czystych intencjach mogły wejść prawie wszędzie. Dopóki coś nie zniknęło – wtedy znajdowali się na pierwszym miejscu listy podejrzanych.

Kobieta umieściła termos na jednej z półek i zostawiła w systemie informację o właścicielu przedmiotu.

– Co dalej? – zapytała, wydmuchując obłoki pary.

– Najdalej za dwa dni będą podawać komórki. Przypilnuj, żeby Mark, zamiast tego co przyniosą, dostał preparat z termosu. Dasz radę?

– Nie będzie problemu. Zajmują się tym wyznaczone przeze mnie pielęgniarki. Tym razem zgłoszę się na ochotnika do tego zabiegu. Oczywiście nieoficjalnie.

– Muszę jeszcze zdobyć utrwalacz, a to może być trochę trudniejsze.

– Grey, a nie możemy po prostu nic nie robić? Andy będzie leczony eksperymentalnie, wiem, że ufasz swojej metodzie. Markowi też pewnie się polepszy, a nawet jak nie będzie super rezultatów, to potem poddamy go nowej terapii. Choćby bez pomocy ubezpieczalni.

– Jest pewien problem. Nasze badania potrwają dwa lata. Wyniki będą analizowane przez następne kilka lat. Uzyskanie zgody na wprowadzenie terapii i znalezienie inwestujących w nią firm też nie jest oczywiste. Do tej chwili szału pod tym względem nie było. Jeżeli nie zrobimy tego teraz, to nie wiadomo, kiedy uda się do tego wrócić. A dziecko musi się rozwijać normalnie. Teraz, gdy organizm jest elastyczny, mamy największą szansę na powodzenie.

– Wyjdźmy stąd. Zmarzłam. – Monika nie zamierzała dłużej na ten temat dyskutować.

 

Tydzień później wszystkie preparaty komórkowe trafiły do szpitala. Od poniedziałku mieli się zjeżdżać pierwsi pacjenci, by rozpocząć obie terapie: standardową i eksperymentalną.

Tymczasem kierownik projektu musiał jednak zmierzyć się z jeszcze jednym problemem.

– Szpital nie chce przyjąć utrwalaczy do magazynu. Twierdzą, że preparat jest zbyt drogi i nie mają odpowiednich zabezpieczeń.

– Bogowie – jęknął dyrektor. – Czy oni pierwszy raz biorą udział w projekcie badawczym? Ten preparat musi być drogi, jest robiony w małej ilości i na specjalne zamówienie.

– Przedstawiciele koncernu pytają, gdzie mają przysłać transport.

– Niech przyjadą do nas – zadecydował dyrektor. – Coś wymyślimy.

Humal kończył papierową robotę, to znaczy: wklepywał do komputera ostatnie dane. Zauważył, że pod ośrodek podjeżdża opancerzony pojazd. Wysiadło z niego czterech uzbrojonych mężczyzn w strojach ochronnych. Wybiegł do nich Pascal i, gestykulując, coś pokazywał. Wkrótce jeden z nich wszedł do budynku, ale za chwilę wrócił, by zamienić kilka słów ze swoimi ludźmi. Humal nie czekał. Opuścił pokój i, zbiegnąwszy susami po schodach, znalazł się na parterze. Gwałtownie zahamował i, jak gdyby nigdy nic, zagadał do Pascala.

– Utrwalacze przyjechały?

– Tak, przyjechały, ale nie chcą nam ich wydać, bo podobno ubezpieczyciel nakazuje, by zostały przekazane do chronionego magazynu. Skąd mam wziąć chroniony magazyn? – Kierownik rozłożył bezradnie ręce.

– Wystrugaj sobie karabin i stań przed gabinetem dyrektora. Albo nie, mój student się nudzi, postawimy mu biurko przed magazynem i niech tam siedzi. Będą mieli magazyn chroniony.

– Nie pójdą na to – powątpiewał Pascal.

– Jak postoją w tych zbrojach pół godziny na słońcu, to pójdą. Leć pod magazyn, skombinuj studenta i biurko, ja z nimi pogadam.

Humal niespiesznie skierował się ku drzwiom, za którymi uzbrojeni konwojenci czekali na decyzję Pascala.

– Witam panów. Widzę, że przywieźliście nasz skarb. Wiecie, co to jest?

– Nie interesuje nas, przyjmiecie go do magazynu? Musimy już jechać.

Próba nawiązania pogawędki spaliła na panewce.

– Poczekajcie. Kolega właśnie uruchamia procedury bezpieczeństwa magazynowego.

– To proszę nas zaprowadzić do magazynu albo odjeżdżamy. – Konwojent poczuł, że może popisać się bezmiarem swojej władzy.

– No co wy? Chce wam się tak z tym jeździć tam i z powrotem? – Humal uśmiechał się najładniej, jak umiał.

– Chce nam się. Dla nas to dodatkowe zlecenie.

– No oczywiście, w zasadzie to nie wiem, dlaczego tak stoimy w tym słońcu.

– Bo nie macie magazynu? – zasugerował konwojent.

– Co pan! Pascal żartował, w ogóle ma zły dzień. Zapraszam za mną.

Mężczyźni otworzyli furgonetkę i wyciągnęli ze środka dwie skrzynie, każdą o wymiarach małej trumny. Ruszyli za Greyem, który prowadził ich w kierunku windy. Mieli trochę problemów ze zmieszczeniem się w kabinie, ale w końcu ruszyli na najniższy poziom.

– Na to piętro nie może dojechać nikt poza uprawnionymi osobami – skłamał Humal.

Niepokoił się stopniem zaawansowania budowy bezpiecznego magazynu. Niepotrzebnie – kiedy drzwi się otworzyły, stał za nimi zaskoczony Pascal. Na szczęście szybko się pozbierał.

– Dobrze, że jesteście, właśnie miałem po was jechać. Zatem, no tak, zapraszam za mną.

Przeszli kilka metrów korytarzem i skręcili w prawo. Za rogiem siedział przy biurku młody człowiek i czytał wiadomości z ekranu tabletu. Na ich widok wstał i zawołał:

– Identyfikatory okazać proszę!

Mężczyźni posłusznie machnęli mu przed nosem plastikowymi płytkami.

– Poprosimy o przyjęcie przesyłki na stan magazynu – zarządził Pascal.

Szef konwojentów przez chwilę patrzył na nich w milczeniu. Potem, wyraźnie próbując zamaskować rozbawienie, stwierdził:

– Doceniam wasze wysiłki, ale gdyby nie to, że jesteście lekarzami i ratujecie ludzi, to wysłałbym was na drzewo. Dodam tylko, że ta przesyłka jest kurewsko wartościowa. Sami wyciągnijcie wnioski. – Przerwał na chwilę, by przygotować dokumenty przewozowe, a potem kontynuował: – Panie Pascal, proszę o potwierdzenie odbioru.

Mężczyzna podpisał się na plastikowej płytce.

– Poproszę również o dane biometryczne magazyniera. O tu, odcisk palca i podpis.

Chłopak zrobił, o co go poproszono.

– No to miłego dnia.

Uwolnieni od ciężaru ochroniarze ruszyli w kierunku windy. Po drodze szarpnęli dla zabawy starą kratę blokującą wejście na klatkę schodową.

– Panie Pascal, ten przycisk od windy to na specjalny kod czy jak?

Tym razem mężczyźni ryczeli ze śmiechu. Gdy w oddali umilkły odgłosy wesołości, odezwał się student:

– Mogę już iść? – zapytał.

– Nie ma mowy, siedź tu – zaprotestował Humal. – Musimy mieć strażnika, bo ubezpieczenie się czepi. Pascal, leć do kadrowej i załatw chłopakowi etat. I poproś szefa, żeby przyszedł zablokować to pomieszczenie.

Pascal poszedł wezwać windę.

– Widzisz, chłopaku, bałeś się, że całe życie będziesz pracował na śmieciówce, a tu proszę, będziesz miał etat w Instytucie. Szczerze mówiąc, dobrze poradziłeś sobie z rolą.

– Grałem kiedyś w reklamówce.

Humal uśmiechnął się i skierował do wyjścia. W pewnej chwili zatrzymał się, jakby coś sobie przypomniał.

– Nie mam notatek, musiałem je zostawić gdzieś przy tych skrzyniach. – Zawrócił i wszedł do pokoju. Wyszedł po kilku minutach.

– Jest! – Pokazał niewielki skórzany notes. – Nikogo tam nie wpuszczaj, poproszę kogoś, żeby przyniósł ci pizzę.

 

Terapia bliźniaków rozpoczęła się w terminie. Komórki pozyskane od Andy’ego zostały podane zarówno jemu, jak i jego bratu. Humal uważał, że w przypadku bliźniaków zdublowane preparaty będą działać identycznie, jednak, mimo początkowych sukcesów, Andy lepiej reagował na leczenie. Stan Marka poprawił się, ale było widać, że nie jest tak dobrze, jak można by oczekiwać.

Wkrótce nadeszła faza płukania dla grupy standardowej i faza utrwalania dla grupy eksperymentalnej. Monika starannie pozbywała się preparatu, który miał otrzymywać Mark i podmieniała go na pozyskany przez Humala.

Kilka następnych dni minęło spokojnie. Utrwalanie zakończyło się i do pokoju dzieci lekarz przyniósł preparat mający za zadanie wypłukać niezróżnicowane komórki macierzyste. Monika wiedziała, że nie może tego podać swojemu synowi. Stwierdziła, że sama podłączy kroplówkę i wyprosiła medyka pod pretekstem karmienia.

Jeden z chłopców spał już najedzony, gdy rozległo się pukanie do jej pokoju. Dziewczyna, przyglądając się, jak drugi niemowlak pochłania zawartość butelki, zaprosiła gościa. Do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna z kobietą. Uśmiechali się przyjaźnie.

– Witamy panią, nazywam się doktor Hektor Source, a to pani doktor Greta Campush. Jesteśmy audytorami procesu badawczego nr 45 678. Jak zdrowie dzieci?

Monika przyglądała im się nieufnie. Spodziewała się, że to lekarz w jakimś celu wrócił do niej do pokoju, nie była uprzedzona o żadnym audycie.

– Dziękuje, na pewno się poprawia. Jaką instytucję państwo reprezentują? – zapytała.

– Przepraszam, oczywiście się wylegitymujemy. – Mężczyzna okazał identyfikator. – FDA. Potrzebujemy pobrać próbki krwi pacjentów.

– Proszę poczekać, muszę skonsultować się z lekarzem prowadzącym. – Monika nie byłą pewna, czy powinna się na to godzić.

– To będzie jedynie kilkumililitrowa próbka, naprawdę nie ma potrzeby.

– Proszę na chwilę wyjść, zadzwonię do doktora Humala z Instytutu.

– No dobrze, jak pani chce. Idziemy do automatu po colę i zaraz wracamy – powiedzieli, zamykając za sobą drzwi.

Monika wywołała Humala. Mężczyzna przyjął dość chłodno nową sytuację.

– FDA może w każdej chwili wkroczyć w proces badawczy, nie ma się czym przejmować – stwierdził, jednak w jego głosie dało się wyczuć nutę niepokoju.

Monika wróciła do karmienia. Ponownie rozległo się nieśmiałe pukanie. Do pokoju zajrzała agentka FDA.

– Możemy? – zapytała.

– Oczywiście, proszę bardzo.

Monika podwinęła dziecku ubranko. W przegubie tkwił mały wenflon, do którego lekarka podłączyła probówkę. Zerknęła do karty dziecka przyczepionej do ubranka.

– To Mark?

– Zgadza się zaraz, wezmę Andy’ego.

– Proszę sobie nie przeszkadzać. Poradzę sobie i postaram się go nie obudzić – stwierdziła kobieta i podeszła do łóżeczka.

Pobranie krwi zajęło jej jedną chwilę. Następnie umieściła szklane pojemniki w skrzyneczce ze specjalnymi przegródkami.

– Dziękujemy i nie przeszkadzamy dłużej. – Wyszli i zamknęli za sobą drzwi.

 

Telefon Pascala zawibrował. Mężczyzna wypowiedział komendę: „Kto to?”. „Szef” – odpowiedział aparat. „Połącz” – polecił.

– Gdzie jesteś i za ile możesz być u mnie? – Dyrektor darował sobie powitanie.

– Zaraz będę. – Kierownik projektu odpuścił zbędne pytania.

Gdy wszedł do gabinetu, dyrektor przyglądał się wyświetlonym na cienkiej folii danym.

– Mamy problem – stwierdził, ponownie opuszczając wszelkie formuły grzecznościowe.

Pascal zerknął mu przez ramię, jednak niewiele mógł przeczytać.

– Wygląda na to, że pacjent grupy placebo otrzymał utrwalacz dla grupy eksperymentalnej. Wyszło to w trakcie audytu FDA – wyjaśnił szef.

– To niemożliwe! Osobiście rozdzielam preparaty. – Kierownik zamilkł na chwilę. – Chwileczkę, a jaki numer ma ten pomyłkowy pacjent?

– To nam ujawnią dopiero pod koniec badań, wyjdzie w podsumowaniu. Dostałem od nich jednak wskazówkę, że próbka pochodziła z grupy zero.

– Bliźniak! – Pascal szeroko otworzył oczy. – Musimy iść do magazynu.

Wybiegli z gabinetu. Zatrzymali się dopiero przy szybie windy. Pascal, na przemian z dyrektorem, wciskał guzik, ponaglając urządzenie. W końcu znaleźli się w piwnicy. Słysząc ich kroki, „strażnik” wstał i uśmiechnął się z nadzieją.

– Przynieśliście pizzę? – zapytał.

– Przepraszam. – Dyrektor odepchnął go obcesowo i odblokował drzwi.

– Ile powinno zostać zestawów?

Pascal wywołał dane z podręcznego terminala.

– Czterdzieści cztery – stwierdził.

Liczenie poszło dość sprawnie.

– Mamy czterdzieści trzy – posumował kierownik.

– Wchodził tu doktor Humal? – zapytał dyrektor dyżurującego studenta.

– Nie, po przywiezieniu materiału i zapieczętowaniu magazynu, nigdy.

– Pascal, zamów jeszcze jedną porcję. Mam nadzieję, że wyprodukowali więcej i mają mały nadmiar. Na pewno dla kogoś zabraknie, a na taki skandal nie możemy sobie pozwolić.

Zamknęli magazyn i zamierzali wrócić do gabinetu. W tym czasie z taksówki wysiadł Humal. Skierował się do drzwi wejściowych budynku. W holu dostrzegł wyraźnie zdenerwowanych mężczyzn. Na jego widok dyrektor zacisnął usta.

– Do mnie do gabinetu – powiedział krótko.

Gdy zamknęły się z nimi drzwi. Pascal odwrócił się i spojrzał ze złością na kolegę.

– Co ty, kurwa, zrobiłeś?!

Humal nie zamierzał niczemu zaprzeczać ani nic potwierdzać. Był przekonany, że system wszystko nagrywa. Milcząc czekał na rozwój zdarzeń. Pierwszy odezwał się kierownik projektu.

– Nie wiem, jak ukradłeś porcję utrwalacza, ale sprawdziłem, że komórki dla bliźniaków były dublowane i ty to spowodowałeś, rzekomo dyskwalifikując pierwsze próbki. Przez ciebie może zostać podważona wiarygodność badań.

– Bez przesady – wtrącił dyrektor. – Przeprowadzimy wewnętrzny, szczegółowy audyt u każdego z badanych i wykluczymy wszelkie nieprawidłowości. Niestety, to będzie kosztowne i czasochłonne – przerwał, spojrzał na wyświetlacz i przeczytał komunikat. – Humal, nie musisz się do niczego przyznawać – kontynuował. – Po pierwsze, jesteś zwolniony, ze skutkiem natychmiastowym. Dostajesz dyscyplinarkę za zaniedbania. Możesz się odwołać, ale to oznacza szczegółowe śledztwo. Po drugie, wyłączamy bliźniaki z eksperymentu. To znaczy: dokończą terapię, ale ich wyniki nie będą brane pod uwagę. I po trzecie – tu szczegółowo zacytował wyświetlony komunikat: – „FDA w obawie o zdrowie pacjenta przejmie opiekę nad osobą, której pomylono preparaty”.

Popatrzyli po sobie.

– Zaczną przy tym grzebać, a wtedy okaże się zapewne, że i komórki nie były takie jak trzeba. I tu znowu wchodzi w grę szczegółowe śledztwo, którego nie chcemy – podsumował kierownik projektu.

– Wiesz, co powinieneś teraz zrobić? – Dyrektor spojrzał się na Humala

 Ten bardzo szybko analizował fakty. Zakładał, że nie wszystko może pójść dobrze, ale audyt z FDA zmienił całkowicie obraz sprawy.

– Już jedne bliźniaki wysłałeś do Meksyku – zasugerował Pascal.

Humal skinął głową i bez słowa opuścił gabinet.

Z pokoju wyszedł również dyrektor i patrzył na oddalającego się mężczyznę.

– Pośpiesz się – krzyknął przez hol. – Oni już po was idą – zawiesił głos, a potem dodał: – Pozdrów Monikę i dzieciaki.

Grey odwrócił głowę i pomachał na pożegnanie.

W samochodzie rezerwował lot. Miał szczęście, wieczorem mogli odlecieć. Gdy przybył do szpitala, Monika spakowała już dzieci. Wyprowadziła wózek ze śpiącymi maluchami na korytarz i oddała je pod opiekę Greyowi. Sama wróciła do pokoju, by pozbyć się szpitalnego uniformu. Rozejrzała się i uświadomiła sobie, że jest tu prawdopodobnie ostatni raz w życiu. Wzięła głęboki oddech i chwyciła niewielki bagaż.

Wszyscy czworo udali się w kierunku wyjścia. Tuż przed przeszklonymi drzwiami Monika niespodziewanie wtuliła twarz w ramię mężczyzny. Poznana wcześniej para lekarzy, minęła ich, nie zwalniając kroku.

Agenci FDA nie mogli znaleźć ani małego pacjenta, ani jego matki. Zapytali o nią przechodzącego lekarza, ten zasugerował, że powinna być gdzieś na terenie szpitala. Postanowili poczekać i usiedli przed wejściem do zamkniętego pokoju Moniki. Przez chwilę gawędzili. Zniecierpliwiona kobieta podeszła do recepcji i poprosiła o wezwanie szefowej pielęgniarek.

– Monika Nestrada proszona jest o zgłoszenie się do swojego gabinetu. Powtarzam, Monika Nestrada proszona jest o zgłoszenie się do swojego gabinetu.– Głos recepcjonistki rozbrzmiewał w korytarzach szpitala.

– Nie ma Moniki, wyszła niedawno z Humalem – odezwała się przechodząca pielęgniarka.

– Kiedy wróci? – zapytała Agentka.

– Nie wiem, mi się nie tłumaczy.

– Z kim wyszła?

– Z narzeczonym Humalem i dziećmi.

Pracownicę FDI coś zaniepokoiło. Wyświetliła listę zatrudnionych przy projekcie pracowników naukowych. Wydawało jej się, że powinien tam być Humal, o którym coś słyszała, ale nikogo takiego nie mogła znaleźć. Poprosiła zatem o telefon do Moniki. Recepcjonistka początkowo odmówiła, jednak przekonała ją legitymacja służbowa. Agentka nie mogła uzyskać połączenia, telefon był wyłączony.

– Bardzo proszę, by pani Monika pilnie ze się mną skontaktowała, tu chodzi o zdrowie jej dziecka – poprosiła i poszła przekazać wieści koledze.

– Jest? – zapytał, gdy ją zauważył.

– Nie i pewnie dzisiaj już nie wróci, możemy się zbierać – odpowiedziała. – Jak się pojawi, to pewnie się z nami skontaktuje.

– Wyślę jej wezwanie na skrzynkę. Niech sama się do nas pofatyguje – stwierdził mężczyzna.

Kobieta jednak miała przeczucie, że nie chodzi tu o zwykłą pomyłkę. Postanowiła wyjaśnić sprawę, nie poprzestając na zwykłej procedurze administracyjnej. O ile czas na to pozwoli.

Kilka godzin później Monika, Grey i dzieci lecieli samolotem na wysokości dziesięciu tysięcy metrów. Nie skierowali się na południe, jak spodziewał się Pascal, tylko w zgoła przeciwnym kierunku. Matka i siostra Moniki, uprzedzone o niespodziewanej przeprowadzce rodziny, już nie mogły się ich doczekać.

Humal wybrał numer i, jak zwykle, umówił rozmowę przez sekretarkę. Wkrótce na ekranie pojawiła się znana mu twarz.

– Henry, załatwisz mi jakąś pracę…? W Kanadzie.

Koniec

Komentarze

Czytałam to już kiedyś. Wprowadziłeś duże zmiany?

Tak mi wpadło w oko:

Humal wiedział, że jego kobieta dobrze wie,

Słabo to brzmi, trochę jak z powieści szpiegowskich.

Babska logika rządzi!

Czytało się nie najgorzej, choć uważam opowiadanie za mocno przegadane. Rozumiem konieczność wyłożenia, na czym polegał eksperyment, ale momentami te objaśnienia i opisanie procedur zdawały mi się zbyt specjalistyczne. To, co zapewne jest oczywiste dla lekarzy, dla mnie było mało zrozumiałe i niezbyt ciekawie podane.

Ponieważ nie bardzo się orientuję w postępach medycyny, nie wiem czy opisana metoda jest możliwa do stosowania i leczenia różnych schorzeń, czy pozostaje elementem fantastycznym Podwójnie ślepej próby.

Wykonanie nie najgorsze, ale interpunkcja pozostawia nieco do życzenia.

 

Z bli­ska można dało się do­strzec… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

tam po­wi­tał ich le­karz dy­żur­ny.

Witam przy­szłych ro­dzi­ców… – Nie brzmi to najlepiej.

Może w pierwszym zdaniu: …tam czekał na nich le­karz dy­żur­ny.

 

A nie, – za­wa­hał się – jesz­cze nie żonie. – Przed półpauzą nie stawia się przecinka.

 

Po­łoż­nik po­mógł dziew­czy­nie po­ło­żyć się na wy­god­nym łóżku… – Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Po­łoż­nik po­mógł dziew­czy­nie ulokować się na wy­god­nym łóżku

 

Humal, sto­jąc bez ruchu z am­puł­ką pre­pa­ra­tu za­wie­ra­ją­cej ma­gnez, zo­stał sam.Humal, sto­jąc bez ruchu z am­puł­ką pre­pa­ra­tu za­wie­ra­ją­cego ma­gnez, zo­stał sam.

 

– Nie, to ja się nie zga­dzam. Żądam ce­sar­ki!. – Po wykrzykniku nie stawia się kropki.

 

Uniósł w górę ter­mi­nal i z całej siły rzu­cił nim o chod­nik. – Masło maślane. Czy można coś unieść w dół?

 

Znaj­dzie­cie tam rów­nież dzi­siej­szą pre­zen­ta­cje. – Literówka.

 

– Witaj Henry, mam na­dzie­ję, że po­wo­dzi ci się le­piej niż mi. – …że po­wo­dzi ci się le­piej niż mnie.

 

Pod jego ręką za­chy­bo­ta­ła znisz­czo­na po­ręcz.Pod jego ręką za­chy­bo­ta­ła się znisz­czo­na po­ręcz.

 

– Czy zgada się pani? – Literówka.

 

po­go­dzi­ła się już z Grey­em, ak­cep­tu­jąc sy­tu­ację, jaka ich spo­tka­ła… – Raczej: …po­go­dzi­ła się już z Grey­em, ak­cep­tu­jąc sy­tu­ację, w której się znaleźli

 

Opu­ścił pokój i, zbie­gnąw­szy su­sa­mi po scho­dach… – Opu­ścił pokój i zbie­gł­szy su­sa­mi po scho­dach

 

Mo­ni­ka nie byłą pewna… – Literówka.

 

Dy­rek­tor spoj­rzał się na Hu­ma­laDy­rek­tor spoj­rzał na Hu­ma­la.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst nie jest łatwy do czytania, dlatego zajęło mi to kilka podejść.

W podsumowaniu mogę tylko podpisać się pod opinią Regulatorów, że tekst jest miejscami przegadany, a nadmiar terminologii medycznej czasem skutecznie odwraca uwagę od fabuły. Mnie osobiście bardzo to męczyło.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Czytało się przyjemnie, fabuła dość wciągająca. Przeszkadzał mi nadmiar opisów procedur medycznych, gdzieś tam jest cały blok tekstu temu poświęcony. Od zakończenie również chciałbym więcej, sprawa ojcostwa bohatera nie została rozwinięta i gdzieś potem wygasła. Ale mimo zarzutów, nieźle. 

Dobrze mi się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka