- Opowiadanie: annmaya83 - Srebrny sztylet

Srebrny sztylet

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Srebrny sztylet

1.

 

 

– Biegnij!

 

Przerażona obejrzałam się za siebie, żeby sprawdzić, czy nadal mnie goni. Nie dostrzegłam wśród drzew nikogo, ale strach i instynkt samozachowawczy nakazały mi nie zatrzymywać się. Biegłam więc dalej, choć miałam wrażenie, że płuca zaraz mi eksplodują, a nogi nie chciały mnie już nieść. Parłam do przodu samą tylko siłą woli. Ból w klatce piersiowej i w boku nasilał się z każdą chwilą. Nie wiedziałam, ile jeszcze wytrzymam.

 

Nie zauważyłam wystającego korzenia i rozciągnęłam się jak długa na leśnym poszyciu.

 

– Wstawaj! No już! Ona tam jest! Ona wciąż tam jest i chce cię dopaść! Nie zatrzymuj się!

 

Niezdarnie podparłam się na rękach i odwróciłam się, żeby sprawdzić, czy jestem sama. Nie słyszałam żadnych kroków, tylko szum wiatru i swój własny świszczący oddech. A jeśli tylko wmówiłam sobie, że mnie goni? Może przestała, poddała się i tylko ja, gnana nieznanym sobie dotąd panicznym strachem wciąż biegłam, w dodatku darłam się w niebo głosy, by dodać sobie odwagi.

 

Powoli podniosłam się. Nogi miałam jak z waty. Obejrzałam się jeszcze raz, dla pewności i ruszyłam powoli przed siebie. Zaraz jednak zaczęłam biec. Chciałam jak najszybciej się stąd wydostać.

 

Gdyby nie okoliczności, zachwyciłaby mnie ta wycieczka. Park, w którym się znajdowałam, był rozległy i niezwykle urokliwy. Przynależał do starej posiadłości znajdującej się niedaleko (tejże, z której niedawno w panice uciekłam), należącej od lat do Boromirskich, moich krewnych. Co około 50 metrów postawiono latarnie,w których zawsze paliły się świece, dzięki czemu można było spacerować po nim nawet w nocy. Park, jak i całą posesję, okalał wysoki na 2 metry mur, przez który do pałacyku Boromirskich wiodły trzy bramy: wschodnia (furtka właściwie,a nie żadna brama), od której zaczynała się leśna droga ciągnąca się kilometrami wśród drzew, zachodnia, która wychodziła na ścieżkę wiodącą prosto do wioski Boromice (a do której aktualnie się kierowałam) i północna, czyli brama główna, od której prowadziła do posiadłości szeroka aleja wysadzana po bokach brzozami.

 

W świetle latarni park wydawał się jak z bajki. Tak przynajmniej myślałam o nim przez ostatni tydzień. Zdania w zasadzie nie zmieniłam, tyle że teraz była to bajka o Czerwonym Kapturku, w której ja byłam Kapturkiem, a ona wilkiem. I nie byłam pewna, czy i ta wersja będzie miała szczęśliwe zakończenie. Szczególnie, gdy przypominałam sobie widok martwych, nieruchomych ciał moich krewnych z rozerwanymi gardłami leżących wciąż na podłodze salonu w ich własnym domu.

 

Nagle usłyszałam szmer. Zerknęłam przez ramię. Byłam już prawie przy zachodniej bramie, zostało dosłownie kilka kroków, widziałam ją wśród drzew. Nikogo za mną nie było. Odetchnęłam, ale na wszelki wypadek przyspieszyłam. Nie zdążyłam jednak nawet odwrócić głowy, gdy z wielkim impetem uderzyłam w coś bardzo twardego. Upadłam na plecy. Siła uderzenia zaćmiła na chwilę mój umysł. Zastanawiałam się, czy nie zmyliłam drogi i nie uderzyłam w mur. Jednak gdy uniosłam głowę, widok przeszkody zmroził mi krew w żyłach.

 

To była ona. Posągowo piękna, wysoka, szczupła, o zadziwiających srebrzystobiałych włosach i zimnych szmaragdowych oczach. Uśmiechnęła się do mnie w sposób, od którego po plecach przeszły mi ciarki. Gdy się odezwała, jej głos przypominał nieco ciepły alt mojej mamy.

 

– A dokąd to, moja panno? – spytała z uśmiechem.

 

– Jaa… – Nie byłam w stanie wykrztusić nic więcej.

 

– Taak, nie spodziewałam się tego po tobie. Taka siła, taka determinacja. Widać bardzo chcesz żyć.

 

Powoli pochyliła się nade mną. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam krzyczeć, mogłam tylko patrzeć w te niesamowite oczy i zastanawiać się, czy to boli.

 

– Jeszcze żadnemu człowiekowi nie udało się pozbawić życia choćby jednego z nas, ale ty znalazłaś sposób. – Pokazała mi długi, srebrny sztylet, którym zaledwie godzinę temu przebiłam serca jej towarzyszy. Po czym wyprostowała się i zaczęła przechadzać. – Powinnam zabić cię za karę, że uśmierciłaś Marka i Ksawerego. Z drugiej jednak strony jestem ci wdzięczna. Pokazałaś mi, że nawet my mamy słabe strony, bo dotąd, moja droga, uważaliśmy się za niepokonanych. A tu taka niespodzianka.

 

Jej uśmiech rozszerzył się jeszcze, ukazując niesamowicie białe zęby z nieco przerośniętymi, ostrymi jak brzytwa kłami.

 

– Cóż ja mam z tobą zrobić? Chyba wiem…

 

Nie dostrzegłam jej ruchu. Momentalnie złapała mnie za gardło, przekręciła nieco moją głowę i wbiła zęby w aortę szyjną. Nie krzyczałam, nie byłam w stanie. Jedyne, co odczuwałam, to ból.

 

 

2.

 

 

 

Od tamtej nocy minęło ponad dwieście lat. Gdy wspominam moje przebudzenie następnego dnia, za każdym razem powraca uczucie niesamowitego zdumienia, jakie ogarnęło mnie, gdy okazało się, że Małgorzata mnie nie zabiła.

 

Nie zamierzała dokonywać mojej przemiany. Obserwowała mnie i nie sądziła, że mogę być tak silna i uparta. Oceniła mnie tak, jak zawsze sądziła o mnie moja rodzina: jako dziewczynę bezwolną, poddającą się każdej silniejszej jednostce bez najmniejszego oporu. Tymczasem okazałam się być osobą nieprzewidywalną, a więc wysoce interesującą i to ją wyraźnie uradowało. Jak sama później stwierdziła, Marek i Ksawery nudzili ją, trzymała ich przy sobie, bo nie chciała być sama i nie wiedziała, jak się ich pozbyć. Pożegnała ich więc bez żalu. Wyraziła też skruchę, bo nie udało jej się powstrzymać dawnych towarzyszy przed zabiciem pozostałych członków mojej rodziny, mimo że próbowała. Nie uwierzyłam jej. Byłam pewna, że sama brała w tym udział.

 

Spędziłyśmy razem pięćdziesiąt lat, a gdy nauczyła mnie już wszystkiego, co powinnam wiedzieć o swoim nowym życiu, zabiłam ją tak, jak wcześniej jej kompanów – długim, srebrnym sztyletem z wizerunkiem lwa na rękojeści. I nie żałowałam jej odejścia. Nigdy.

Koniec

Komentarze

Myślę, że można to rozwinąć, gdyż zaprezentowany fragment nie zawiera raczej szczegółów. Mogłabyś najpierw wprowadzić czytelnika w swoją historię, bo dla mnie jest to wersja bardzo ograniczona. Co nie wadzi temu, by wystawić 4 za, mam nadzieję, zapowiedź dłuższej historii.
Pozdrawiam.

To wygląda jak notatki, sporządzane po to, by pomyśl na scenkę, na refleksję bohaterki, nie uciekły z pamięci. Co było przedtem? Co było pomiędzy?

Zaczyna się nieźle, a później, jakby w pośpiechu, coraz więcej błędów. Bez oceny.

Nowa Fantastyka