- Opowiadanie: PożeraczBułek - Babyshower

Babyshower

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Babyshower

– Nie wiem, czego mu brakuje – zakomunikowała babcia mieszając gul w wielkim garze drewnianą łyżką. Wszyscy mieli w dupie, czego brakuje jej gulowi. I tak każdy rzuci się na mięso. Dziadek poczuł się w obowiązku wyrazić zainteresowanie, więc z zapałem godnym płyty pilśniowej udzielił dyżurnej odpowiedzi:

– Może soli?

– Nie, nie – gorączkowo zaprzeczyła babcia – soli jest dosyć. Chodź tu, Jerzyku i spróbuj!

Dziadek burknął do mnie coś w stylu, że mógł siedzieć cicho. Z westchnięciem odłożył gazetę i zapierając się o poręcze fotela podjął próbę wstania. Za trzecim razem rozbujał się na tyle, że na stałe oderwał tyłek od siedziska. Nie podnosząc głowy znad książki słyszałem jak kuśtyka do kuchni i siorbie gul z drewnianej łyżki.

– Dobry jest. Czego od niego chcesz? – odpowiedział. Wiedziałem, że tym tekstem babcia też nie da się zbyć.

– Nie, nie – zaprzeczyła i charknęła głośno. Usłyszałem, jak jej ślina ląduje z cichym pacnięciem w garze z gulem. Potem zamieszała energicznie drewnianą łychą. – Teraz spróbuj!

Dziadek znowu siorbał.

– No teraz lepszy – oznajmił tonem „daj już mi spokój samico”.

Babcia go zignorowała. Nadszedł czas, żeby zaangażować wyższą instancję.

– Chodź tu ty, Havi!- zwróciła się do mnie. – Powiedz czego brakuje.

– Babciu, nie mogę– odpowiedziałem grzecznie. – Mam taki katar, że nie czuję smaku.

– A co ty tam skrobiesz? Czemu mamie nie pomagasz? Takie wielkie święto! – zatrajkotała. Wiedziałem, że w końcu ktoś się do mnie doczepi.

– Muszę napisać referat z geografii – wyjaśniłem. Prawda była taka, że referat miał być gotowy dopiero na przyszły wtorek, ale uznałem, że to doskonała wymówka, żeby wymigać się od tego całej szopki z robieniem porządków, stabilizowaniem temperatury, nakrywaniem do stołu i w ogóle…

– Dobrze, synek! Nauka najważniejsza! – Kochany dziadek stanął w mojej obronie. – Ja bym dodał białka – zwrócił się do babci. Babcia posłusznie wsypała kilka suszonych much. Potem złapała w locie jedną żywą, rozgniotła ją kciukiem oraz palcem wskazującym i dorzuciła do gara.

Z piętra zeszła mama z koszem pełnym prania.

– Nic tylko chodzę i po was sprzątam! – wrzasnęła. – Już jutro uroczystość, a wszędzie porozrzucane wasze ciuchy! Też mi sprzątaczkę sobie znaleźliście! Czy tak trudno trzymać swoje gacie w jednym miejscu!? Czyje to śmierdzące ochraniacze na łapy leżą pod stołem!?

– Moje – odpowiedział powolnie Babit, który do tej pory w ciszy zginał na pół różowe serwetki. Naiwnie liczył, że mama da mu spokój, jeśli będzie czymś zajęty.

– Ile razy ci mówiłam, żebyś nie rozkładał swoich… – Bla, bla, bla… Wyłączyłem się na chwilę, udając, że podkreślam coś w książce. W rzeczywistości rysowałem kretoszczura z wielkimi uszami. Ostatnio widzieliśmy podobnego w naszym śmietniku. Był taki śmieszny, bo miał trójkę małych kretoszczurków. Młode przykleiły się do jego brzucha jak sople i jakby skubały go żywcem. Ale on wcale się nie wyrywał. Zupełnie jak gdyby go to nie bolało. Świdrujący głos mamy nie pozwalał mi się skupić i małe kretoszczury zaczęły wyglądać jak jedna wielka przepuklina…

– I ciebie też się to tyczy!- Mama wskazała na mnie pomalowanym na czerwono pazurem, więc musiałem oderwać oczy od mojego arcydzieła. – Do cholery, jak nie umiesz trafić, to sikaj na stojąco!

– Bueeeeee! – wydarła się Pucka, która dotąd spała grzecznie w swoim legowisku.

– Masz ci los… – westchnęła mama. – Babit, nakarm proszę siostrę, bo za cokolwiek się zabiorę, to nie mogę dokończyć.

Babit zostawił te swoje serwetki, wziął z lodówki surową wątróbkę, przeżuł kawałek i poszedł przekazać Pucce. Babit miał do tego talent, bo zawsze wiedział, w którym momencie połączyć swój pysk z buźką Pucki tak, żeby jedzonko trafiło do jej żołądka, a nie do płuc. Przez to, że mnie karmił tata, miałem tak niską wydolność oddechową, że lekarz nie pozwolił mi ćwiczyć na wf-ie.

– Teraz to dopiero jest gul! – tryumfalnie zawołała babcia. – Komu nalać!?

– Ja dziękuję – odpowiedział Babit ścierając z buzi resztki wątróbki. Pucka zaczepnie podgryzała mu podgardle.

– Dzięki – opowiedziałem krótko próbując uratować małe kretoszczurki przy pomocy gumki do mazania.

– Ale gul jest bardzo zdrowy – oponowała babcia. – Wrzuciłam tam tyle mlecza! I są muchy i chrząszcze. Chyba z kilkadziesiąt! Smażone w głębokim tłuszczu. A wy jesteście tacy chudzi, chłopcy. Naleję wam!

– Nie, babciu – odpowiedzieliśmy chórem.

– Naleję! W taką małą miseczkę. – Nie musiałem nawet podnosić głowy, żeby wiedzieć, że babcia pokazuje naszą zwykłą, standardową miskę do gulu.

– Nie – odpowiedział beznamiętnie Babit.

– To tobie, Havi!

– Nie, nie chcę. – powiedziałem twardo licząc, że to utnie dyskusję.

– To chociaż pół miseczki.

W tym momencie zadzwonił telefon, stojący na stoliku za moimi plecami i obaj z Babitem rzuciliśmy się, by go odebrać i zakończyć zabawę w nagabywanie i odmawianie. Niestety Babit był szybszy. Słuchałem jak przytakuje, podczas gdy babcia dręczyła mnie pokazując ile gulu naleje mi do miseczki.

– Mamoooooo! – zawołał Babit.

– Czego chcesz!? – Głos mamy dobiegł z drugiego pokoju.

– Dzwoni Kara w sprawie jutra. I mówi, że ona zatrzyma co najmniej ze trzy.

Babit teatralnie przewrócił oczami, bo ten temat był wałkowany już od miesiąca. Mama przyczłapała natychmiast, ciągnąc za sobą różowe balony z helem. Na każdym był napis: „Witamy na tym świecie, Ochra”.

– Kochanie, co się dzieje? – rzuciła łagodnym tonem do słuchawki. Do mnie nigdy nie mówiła tak czule. Do mnie tylko warczała.

Słyszałem, że po drugiej stronie moja siostra szlocha. Słów nie dałem rady rozróżnić.

– Kochanie, ja wiem… – mówiła mama. – Ja wszystko wiem. Tak to już niestety w życiu jest… Nie… Kara…. Już o tym mówiłyśmy… Możesz zostawić tylko jedną samiczkę… Córuś, wiem, że to twoje dzieci, ale wyobraź sobie co by było, gdybym ja po każdym okresie lęgowym zostawiała sobie trzy, a nie jedno… Mielibyśmy w domu niezły cyrk…

– A teraz to tylko zoo – burknąłem.

Mama dała mi szturchańca, przez co niechcący potrąciłem babcię, która wyrosła koło nas jak spod ziemi. Babcia trzymała w ręku miseczkę gulu, najwyraźniej przeznaczonego dla mnie. Jej zawartość przez nasze wyczyny uraczyła podłogę. Na parkiet padły dwa podłużne ślimaki, jeszcze trochę się ruszały. Babcia mruknęła pod nosem, że musi je dogotować, bo jej prababcia na pewno nie da rady tego pogryźć.

– Zobaczysz, jak już ta pierwsza się wykluje, to nic więcej nie będzie się liczyć – mówiła mama do Kary. – I nie zapomnij, żeby zalać resztę jaj cementem, dobrze? Pamiętasz, co się przytrafiło cioci Vivi?

– O zmarłych źle się nie mówi – żachnęła się babcia, zlizując gul z podłogi. Mama dała jej znak, żeby siedziała cicho.

– A gdzie jest Widel!? – wydarła się moja rodzicielka do słuchawki. – Powinien tam siedzieć z tobą i cię wspierać! Ja mu przemówię jutro do rozu… Dobrze… Dobrze! Tylko się uspokój! Kochanie, nie mogę przyjechać, bo tu mamy tyle roboty! Wiesz, będą twoi teście, wypada żebym…

– Daj mi ją! – Babcia bezpardonowo wyrwała mamie słuchawkę. – Kara, tylko pilnuj temperatury! – zaskrzeczała. – Pilnuj, bo nie chcemy mieć w rodzinie kolejnego chłopa! Mężczyźni to dziady!

– No wiesz ty co!? – oburzył się dziadek, wyciągając łeb bezpośrednio z gara z gulem. Mysi ogon zwisał mu z nozdrzy.

Usłyszałem jak otwierają się drzwi wejściowe i do środka na czworakach wszedł tata.

– Pator! Bój się Ognia! – Mama rozdziawiła usta wyrażając dezaprobatę. Przestałem kolorować kreotoszczura, bo uznałem, że może być ciekawie. Babcia wyszła z telefonem do łazienki. Od razu rozpoznałem: tata był wyraźnie w stanie wskazującym, ale pozycja na czworaka tak skutecznie niwelowała zataczanie się, że mama chyba miała jakieś wątpliwości.

– Pator, co ty masz na sobie ? – zaczęła dosyć łagodnie.

– To się nazywa marynarka – odrzekł tata na wdechu, z pełną powagą. Czknięcie na końcu zdania popsuło efekt. Tata zadarł głowę wysoko, chyba po to żeby nie zwrócić treści żołądkowej. Pomyślałem, że śmiesznie wygląda bez ogona. Przypominał trochę Puckę. Jego ogon właśnie dusił się na wolnym ogniu, bo babcia robiła z niego pieczeń na jutro. To miała być niespodzianka dla Kary. Tacie i tak szybko odrośnie. – Udi i Tete takie noszą u mnie w biurze – wyjaśnił tata.

– Nie wstyd ci? – mama uderzyła w mocniejsze tony. – Wychodzisz do pracy nago, a wracasz w cudzej marynarce? Ile ty masz lat? Czterdzieści czy sto trzydzieści siedem!?

– Daj spokój, Żabko. Ona nie jest pożyczona…. – Czknięcie i niestety przełknięcie cofającej się treści żołądkowej. – Kupiłem ją sobie – nieudolnie bronił się tata.

– I jeszcze wydajesz pieniądze na jakieś bzdety! Od tego możesz się przecież pochorować!

– Nie udowodniono, że zmiennocieplnym noszenie odzieży szkodzi – wtrącił Babit. Zawsze trzymał sztamę z tatą. Mama posłała mojemu bratu chłodne spojrzenie. Tata czknął głośno, jeden z guzików jego marynarki wystrzelił jak z procy i uderzył w parkiet, miażdżąc walczącego o życie ślimaka. Tata zlizał ślimaka i połknął razem z guzikiem.

– Co tu tak śmierdzi? – zmienił temat, prawe oko zwracając na dziadka, który w dalszym ciągu wyławiał myszy z gula. Babit odruchowo odwrócił Puckę do góry nogami, żeby obwąchać jej pieluchę.

– Ona nie – zakomunikował.

– Moja pieczeń! – Z łazienki wybiegła babcia, po drodze rzucając telefon na kanapę. – Stoisz przy garach i nie czujesz!? – huknęła na dziadka, który zasyczał przepraszająco. – Cała się spaliła od spodu! Aż łuski poodłaziły!

– Czy to ta pieczeń? – czknął tata nadzwyczaj przytomnie.

– Idź się lepiej połóż – odpowiedziała mama łagodnie.

– Czy to ta pieczeń!? – powtórzył tata.

– Trochę podleję wodą i oskrobię, może jeszcze… – zaczęła babcia.

– Czy to ta pieczeń!!!? – zawył przeraźliwie tata.

W kuchni zapanowała cisza jak makiem zasiał.

Chcąc ratować sytuację odchrząknąłem i po raz pierwszy dzisiaj skupiłem wzrok na tekście w moim podręczniku. Wybór padł na niebieską ramkę:

– „Czy wiecie, że… 66 milionów lat temu o naszą planetę niemal otarł się meteoryt? Nie wiadomo dlaczego zboczył z kursu. Gdyby uderzył w kulę ziemską, najprawdopodobniej wyginęłyby wszystkie dinozaury, a na świecie nigdy nie pojawiłby się repto sapiens. Naukowcy przypuszczają, że na Ziemi królowałyby wówczas owady, ptaki, bądź ssaki”. Mamo, co to są ssaki?

Nogi taty rozjechały się we wszystkie strony. Mama stanęła nad nim milcząc złowieszczo. Cisza przed burzą. Przeszły mnie ciarki.

– To takie małe włochate zwierzątka pijące mleko z ciała swoich matek – odezwał się w końcu dziadek nie patrząc na mnie.

– Obrzydliwe – skomentował Babit.

Taty język wysunął się z pyska i wylądował na podłodze jak kolejny podłużny ślimak.

– Moja pieczeń z ogona! – zawyła zrozpaczona babcia, zeskrobując przypalone łuski z tatowego mięsa.

No cóż, został jeszcze gul.

 

 

 

Koniec

Komentarze

O matulu, toż tego nie da się czytać!

Autorko przeformatuj tekst jak najszybciej. Bo zwykłych czytelników nie będzie, a jurorzy też w zachwyt nie wpadną…

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

O, faktycznie coś dziwnego z nim się porobiło. To przez to, że kopiowane z open offica.

Edytuj i wklejaj jeszcze raz, bo faktycznie, w ten sposób czytać się nie da ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ok, poprawione. Dzięki za zwrócenie uwagi!

Tekst niestety roi się od błędów interpunkcyjnych oraz wadliwie zapisanych dialogów.

 

“– Nie wiem[+,] czego mu brakuje“

 

“Wszyscy mieli w dupie[+,] czego brakuje jej gulowi.“

 

“– Nie, nie[+spacja]– gorączkowo zaprzeczyła babcia[+spacja]– soli jest dosyć. Chodź tu[+,] Jerzyku“

 

“i zapierając się poręczy fotela podjął próbę wstania.“ – z pewnością nie zapierał się poręczy, co najwyżej o poręcze

 

“Usłyszałem[+,] jak jej ślina wędruje z cichym pacnięciem w garze z gulem.“ – Wędruje? Chyba ląduje?

 

“– Teraz spróbuj! Dziadek znowu siorbał.“ – Albo dziadka do nowego akapitu, albo chociaż półpauza przed nim.

 

“– Chodź tu ty[+,] Havi! – zwróciła się do mnie[+.] – Powiedz[+,] czego brakuje.“

 

“– Babciu[+,] nie mogę – odpowiedziałem grzecznie[+.+spacja]mMam taki katar, że nie czuję smaku.“

 

“– Dobrze[+,] synek! Nauka najważniejsza![+spacja]– Kochany dziadek stanął w mojej obronie.[+spacja]– Ja bym dodał…“

 

“– Nic tylko chodzę i po was sprzątam! – wrzasnęła[+.] –“

 

“– Ile razy ci mówiłam, żebyś nie rozkładał swoich…[+spacja]bBla[+,] bla[+,] bla…[+spacja]Wyłączyłem się“

 

“jak jedna wielka przepuklina. …“ – wielokropek ma trzy kropki, nie ma takiej konstrukcji jak “kropka-spacja-wielokropek”…

 

“– iI ciebie też się to tyczy! – mMama wskazała na mnie…“

 

“–[+spacja]Bueeeeeeeee! – wydarła się Pucka“

 

“– Masz ci los…[+spacja]– westchnęła mama. – Babit, nakarm proszę siostrę, bo za cokolwiek się zabiorę, to nie mogę dokończyć. Babit zostawił te swoje serwetki…“

I znowu: Albo zdanie zaczynające się od “Babit zostawił” powinno się znaleźć w nowym akapicie, albo powinno zostać oddzielone od kwestii dialogowej odpowiednim znakiem (–).

 

“Przez to, że mnie karmił tata[+,] miałem“

 

“lekarz nie pozwolił mi ćwiczyć na w-fie.“ → wf-ie, a nie w-fie.

 

“– Ale gul jest bardzo zdrowy – oponowała babcia.[+spacja]– Wrzuciłam tam tyle mleczu!“ – Jeśli mowa o mleczu w sensie rośliny, to “mlecza”, a nie “mleczu” powinno być.

 

“A wy jesteście tacy chudzi[+,] chłopcy.“

 

“– Nie[+,] babciu – odpowiedzieliśmy chórem.”

 

“– Naleję! W taką małą miseczkę.[+spacja]– Nie musiałem…”

 

“– To tobie[+,] Havi!“

 

“– Czego chcesz!? – gGłos mamy dobiegł z drugiego pokoju.“

 

“– Dzwoni Kara w sprawie jutra. I mówi, że ona zatrzyma co najmniej ze trzy. Babit teatralnie przewrócił oczami“

Ponownie mamy zdanie, które powinno być wyraźnie oddzielone od dialogu, a nie w jednym ciągu z nim…

 

“Na każdym był napis: „witamy na tym świecie Ochra”.“ – Na pewno “witamy” małą literą?

 

“– Kochanie[+,] co się dzieje?“

 

“– Kochanie[+,] ja wiem… – mówiła mama.[+spacja]– Ja wszystko wiem. Tak to już niestety w życiu jest… Nie… Kara…. Już o tym mówiłyśmy… Możesz zostawić tylko jedną samiczkę… Córuś[+,] wiem, że…“

 

“Jej zawartość przez nasze wyczyny uraczyła podłogę podłodze.“ – podłogę podłodze…?

 

‘Pamiętasz, co się przytrafiło cioci Vivi?.“ – zbędna kropka

 

“– O zmarłych źle się nie mówi – żachnęła się babcia[+,] zlizując gul z podłogi.“

 

“– Daj mi ją![+spacja]– Babcia bezparadonowo wyrwała mamie słuchawkę. – Kara[+,] tylko pilnuj temperatury! – zaskrzeczała[+.+spacja]– Pilnuj, bo…“

 

“– Pator! Bój się Ognia![+spacja]mMama rozdziawiła usta w geście dezaprobaty.“ – Usta nie wykonują gestów…

 

“uznałem, ze może być ciekawie. Babcia wyszła z telefonem do łazienki. Od razu rozpoznałem, że tata był wyraźnie w stanie wskazującym, ale pozycja na czworaka tak skutecznie niwelowała zataczanie się, że mama chyba miała jakieś wątpliwości.“ – powtórzona trzykrotnie konstrukcja z “że”, a poza tym w pierwszym jest literówka (ze).

 

“– Nie wstyd ci? – mMama uderzyła w mocniejsze tony. – Wychodzisz do pracy nago, a wracasz w cudzej marynarce? Ile ty masz lat? 40 czy 137!?“ – liczby w podobnych przypadkach zapisujemy słownie; rzadko w tekstach beletrystycznych użycie cyfr jest uzasadnione.

 

“– Daj spokój[+,] Żabko. Ona nie jest pożyczona…[+spacja]cCzknięcie i niestety przełknięcie cofającej się treści żołądkowej[+.] – Kupiłem ją“

 

“uderzył w parkiet[+,] miażdżąc walczącego o życie ślimaka.“

 

“– Co tu tak śmierdzi? – zmienił temat[+,] prawe oko zwracając“

 

“– Ona nie[+spacja]– zakomunikował.“

 

“Z łazienki wybiegła babcia[+,] po drodze rzucając telefon na kanapę.“

 

“– Czy to ta pieczeń[-spacja]!?[+spacja]– powtórzył tata.“

 

“Mamo[+,] co to są ssaki?“

 

“Taty język wysunął się z pyska i wylądował na podłodze jak kolejny podłużny ślimak. – Moja pieczeń z ogona![+spacja]– zawyła zrozpaczona babcia[+,] zeskrobując przypalone łuski z tatowego mięsa.“

I mamy do czynienia z sytuacją podobną, choć nieco inną niż poprzednio – tym razem to kwestia dialogowa jest doklejona do opisu, a powinna znaleźć się już w nowym akapicie.

 

Możliwe, oczywiście, a nawet pewne, że coś gdzieś przegapiłam, jeśli chodzi o te wszystkie spacje, kropki i przecinki.

 

Hm… Sama nie wiem. To absurdalna (i obrzydliwa… ;O) humoreska, ale czy alternatywa?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Alternatywa interesująca. Końcówka przyjemnie zaskoczyła. Ale wydaje mi się, że trochę niepotrzebnie poszłaś w stronę bizarro. No, w każdym razie ja za tym nie przepadam. Bez szczegółów na temat gula spodobałoby mi się bardziej.

O usterkach warsztatowych już pisała Jose. Poprawiaj, poprawiaj…

Babska logika rządzi!

Joseheim, dzięki że chciało Ci się to wszystko sprawdzać. Rzeczywiście sporo tego się nazbierało, zwłaszcza, że tekst jest krótki. Poprawiłam błędy, które mi wskazałaś. W następnym będzie dużo mniej podobnych ;) Co do alternatywy, to jednak obstaję przy tym, że to jest swoistego rodzaju alternatywa historyczna: nikt przecież nie zabronił namieszać w biegu prehistorii :) 

Dobrze się czytało i zaciekawiło. Podoba mi się pomysł:)

Tekst w porządku, ale wolałbym się dowiedzieć, dlaczego domownicy nie chcieli zupki. Jeśli z powodu składników, to przekaz zostaje osłabiony, bo się nie dowiaduję, w czym gady gustują. Albo co im nie pasuje.

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Uradowanczyk: z tą zupą wzorowałam się na tym, jak jest u mnie z zupami w domu: tzn. dla domowników płci męskiej zupa to nie jedzenie :) Bo prawdziwym jedzeniem jest mięso. W ogóle zamysł był taki, by na początku, wydawało się, że jest to scenka, która rozgrywa się w domu zwykłej rodziny. Stopniowo, przez elementy odbiegające od normy, reszta miała doprowadzić do wniosku, że nie tylko, nie mamy do czynienia ze zwykłą rodziną, ale nawet nie z ludźmi. Może mi się to nie udało, ale miałam frajdę, kiedy pisałam ten tekst :)

Ta zupka wygląda na dosyć zawiesistą. ;-)

Babska logika rządzi!

Wdam się zatem w dalsze wyjaśnienia : z puenty wynika, że całe opowiadanie jest kontrapunktem do obowiązującej wersji ewolucji. Za to kiedy wprowadzasz marudnych niejadków, to wygląda jak kontrapunkt do zwyczajów żywieniowych w innych gadzich rodzinach. Nie wiem, czy w innych gadzich rodzinach też się je takie paskudności, czy babcia jest wyjątkiem. 2 kontrapunkty  to za dużo na tak króki tekst, o ten 1 niuans za dużo. Ale poza tym spoko, lekkie pióro się przyda na przyszłość.

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Zabrakło, jak dla mnie, interesującej historii ale ciekawa wizja. Dobrze się czytało.

 

Uradowanczyk: to nie jest kontrapunkt do zwyczajów żywieniowych w innych gadzich rodzinach, tylko marudzenie nastolatków, którym proponuje się zupę do jedzenia (przy założeniu, że ludzkie nastolatki (nie studenci :P ) również wybrzydzają przy zupach :) Ale chyba faktycznie, to nie jest takie oczywiste i nie wynika jednoznacznie z tekstu.

Dzięki wszystkim za komentarze.

Świetny pomysł. Czytało się gładko, uśmiechło tu i tam :)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Wybacz, ale w momencie, gdy babcia dodaje do gara plwocinę (fuj!), przestałam czytać. Nie na moje nerwy takie rzeczy. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Oj tam, oj tam. A ptaszki na przykład, to jak się karmią? ;)

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Śniąca: jeśli masz wrażliwy żołądek, to była słuszna decyzja, bo reszta jest jeszcze mniej apetyczna ;) Fleur, dzięki za komentarze!

Ten początek to strasznie niedobry był, wulgarny i dziwny.

Potem – lepiej. Ale chyba nie na tyle, żeby wpaść w zachwyt. Podobno pierwsze wrażenie się liczy najbardziej i chyba tu też tak było.

Pomysł interesujący, choć już przy pluciu i muchach wiadomo, że to nie są ludzie (a przynajmniej nie do końca). Ale ach, dinozaury. Dinozaury zawsze są fajne :3

 

Do cholery, jak nie umiesz trafić, to sikaj na stojąco!

Chyba na siedząco? Jak sikają dinozaury?

 

Na każdym był napis: „Witamy na tym świecie Ochra”.

Ochra to imię nowego dinozaura? Już postanowione, mimo że jeszcze nie znają jego płci? PS. Brak przecinka przed imieniem.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Kam_mod dzięki za komentarz!

 

Zgadzam się, że początek był dziwny – taki właśnie miał być, liczyłam, że wzbudzi zainteresowanie. Ale polemizowałabym czy był wulgarny – słowo “dupa” chyba już nikogo nie gorszy, a tekst nie był pisany na potrzeby podręcznika, więc nawet wulgaryzmy powinny ujść mi na sucho:) Na portalu trafiałam już na “brzydsze” słowa :)

 

Z sikaniem na stojąco się nie pomyliłam. To miał być swoisty paradoks. Ludzkim chłopcom też zwraca się w ten sposób uwagę, z tym, że rekomenduje im się sikanie na siedząco :) Zamysł był taki, by zapalić czerwoną lampkę w głowie czytelnikom, którzy do tego momentu łudzili się, że mają do czynienia z jakąś rodziną Adamsów. Ta kwestia mamy miała zasygnalizować, że to jednak nie są ludzie.

 

Co do płci dziecka – u gadów o płci młodego decyduje temperatura, w której spoczywają złożone jaja. Dlatego babcia upominała wnuczkę, by się nie pomyliła i pilnowała temperatury. W ten sposób Kara zaprogramowała sobie, że będzie miała córkę. Przecinek już poprawiam.

 

Szkoda, że nie wzbudza zachwytu, przy następnym przyłożę się bardziej :) Póki co zachęcam do przeczytania mojego drugiego opowiadania pt. “Koronki”. Jest napisane w zupełnie innym stylu i od początku do końca przemyślane. Poza tym poświęciłam mu więcej niż 2 godziny, więc mam nadzieję, że bardziej się spodoba niż “Babyshower” :)

 

 

Z sikaniem na stojąco się nie pomyliłam. To miał być swoisty paradoks. Ludzkim chłopcom też zwraca się w ten sposób uwagę, z tym, że rekomenduje im się sikanie na siedząco :) Zamysł był taki, by zapalić czerwoną lampkę w głowie czytelnikom

Czerwona lampka ok, ale gdzie w tym logika? W jaki sposób sikają dinozaury, że na stojąco mniej pryskają? Czy nie chodzi o pryskanie? Ja wiem, takie czepianie się nie jest zbyt istotne, ale korzystam z okazji, że jestem na forum i mogę sobie wyjaśnić wszystko, czego nie rozumiem. Więc korzystam ;)

 

Myślę, że każdy ma swoją miarę wulgarności. Mnie to wystarczyło, kogoś innego chuje w co drugim zdaniu mogą nie ruszać.

 

I żeby nie było, że mi się nie podobało. Pomysł był dobry (przynajmniej mi przypadł do gustu), ale wykonanie mniej.

 

Postaram się zajrzeć do Koronek niedługo :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Niech to, jak dinozaury sikają zostanie owiane tajemnicą :P Nasuwa mi się na myśl wątek z filmu “Człowiek demolka”, z Sylvestrem Stallone: akcja dzieje się w przyszłości. Głównemu bohaterowi wybudzonemu po iluśtam latach hibernacji, przychodzi żyć w świecie, gdzie już przestano używać papieru toaletowego. Zamiast tego używa się muszelek. Tylko, że on nie wie, w jaki sposób się z nich korzysta, nikt nie chce mu tego wytłumaczyć, a jego pytania wzbudzają ogólne rozbawienie. Do końca filmu widz nie dowiaduje się, jak do cholery działają te przeklęte muszelki.

W przypadku sikania przez dinozaury, również zostawiam ten wątek otwarty :D Liczy się to, żeby zdanie o sikaniu na stojąco wzbudziło zdziwienie, zaciekawienie, a być może rozbawienie. A jeśli to zdanie nie bawi, to trudno. Przynajmniej ja miałam niezły ubaw pisząc ten komentarz :D

Szczerze mówiąc, tekst nie przypadł mi do gustu, choć podoba mi się fakt, że alternatywa jest tu faktycznie alternatywna.

:) BartekS, dzięki za komentarz.

Masz “+” za dinozaury.

Na początku czytania zaczęło mi się kojarzyć ze starymi bajkami od Hansona (ten od Fraglesów – tak, stary jestem), potem poszło trochę w obrzydlistwa i entuzjazm spadł, który całe szczęście nadrobiła końcówka, bo przez całe opowiadanie tak naprawdę nie wiedziałem z kim/czym mam do czynienia.

W sumie szkoda, że to tylko scenka.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Wielkie dzięki Zalth!

zakomunikowała babcia(+,) mieszając gul w wielkim garze drewnianą łyżką.

 

– Nie, nie – gorączkowo zaprzeczyła babcia(+.)

 

 

– Chodź tu ty, Havi!- zwróciła się do mnie. – Powiedz czego brakuje.

– Babciu, nie mogę– odpowiedziałem grzecznie. ← co to za straszliwe kulfony, czemu po takim czasie od publikacji jeszcze takie rzeczy można znaleźć, jak brak spacji czy zły znak?

 

– Nie, nie chcę. – powiedziałem twardo(+,) licząc, że to utnie dyskusję.

 

Mama rozdziawiła usta(+,) wyrażając dezaprobatę.

 

Jakiś straszliwy chaos tu panuje, raz są błędy, raz ich nie ma, raz szwankuje zapis dialogu, raz nie, raz akcja pędzi, raz staje, krzyki, westchnięcia, bluzgi… Ja się w tym tekście nie odnalazłam.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Zasiliłam grupę czytelników, którym opowiadanie, niestety, niespecjalnie się spodobało. :-(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

C21h23…, regulatorzy: szkoda, mam nadzieję, że następne spodoba się bardziej. Dzięki za komentarze.

Nowa Fantastyka