- Opowiadanie: feroluce - Gra w kości

Gra w kości

Mi­nia­tur­ka po­wsta­ła na kon­kurs o apo­ka­lip­sie, czyli ile można we­pchnąć (róż­nych) teo­rii do nie­speł­na trzech stron tek­stu li­te­rac­kie­go.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Gra w kości

Kra­jo­braz fa­lu­je, jakby nie mógł się zde­cy­do­wać, czy przy­brać kon­kret­ną formę, czy dać sobie w końcu spo­kój. Jakoś się mu nie dzi­wię, samo coraz czę­ściej łapię się na po­dob­nej myśli. W tym mo­men­cie rze­czy­wi­stość prze­ska­ku­je i utyka, two­rzy linie. No i masz, znowu przy­glą­da­łom się za długo. Bu­dy­nek ist­nie­je i nie ist­nie­je, nie­bie­ski, biały, czar­na spa­lo­na ruina, wszyst­ko na raz, na­kła­da się na sie­bie, two­rzy kolaż. Cał­kiem to ładne wy­szło, jak ar­ty­stycz­ne puz­zle. Tro­chę tu zo­sta­nę, od­pocz­nę. 

Kiedy roz­ma­ici mniej lub bar­dziej na­wie­dze­ni wi­zjo­ne­rzy czy insi fan­ta­ści pro­ro­ko­wa­li ko­niec świa­ta, po­my­sły były roz­ma­ite. Z nie­zro­zu­mia­łych dla mnie po­wo­dów sce­na­riusz z Zie­mią prze­pa­lo­ną wojną ato­mo­wą na­le­żał do naj­mod­niej­szych. A ten, jaki na­stał na­praw­dę, po­pu­lar­no­ścią się nie cie­szył – końcu rasa ludz­ka nie grała w nim cen­tral­nej roli, jak tu fa­scy­no­wać się czymś, co się nie kręci do­oko­ła czło­wie­ka? W sumie co się dzi­wić, ludz­kość jest, czy do­kład­niej rzecz uj­mu­jąc, była tylko krót­ko ży­ją­cym ga­tun­kiem za­miesz­ku­ją­cym małą kulkę błota na pe­ry­fe­riach ga­lak­ty­ki, i to wcale nie naj­więk­szej. Im mniej­sze re­al­ne zna­cze­nie, tym więk­sze wy­obra­że­nia o nim. Wy­star­czy po­pa­trzeć na re­li­gie sprzed ka­ta­stro­fy. Zba­wie­nie świa­ta i wszech­świa­ta. Taa, chcie­li­by­ście. 

Za­bur­cza­ło mi w brzu­chu. Przy­da­ło­by się zdo­być coś do je­dze­nia, póki jesz­cze coś tu ist­nie­je, i to w miarę sta­bil­nie. 

O czym to ja? A, o Końcu Świa­ta ™. 

No więc, wszech­świat się koń­czy. Albo traf­niej – wszech­świat się skoń­czył, a to, co jesz­cze jest, ist­nie­je w sumie siłą in­er­cji. W końcu ko­smos jest dość duży, nawet jego gwał­tow­ny ko­niec tro­chę po­trwa. 

Mie­szam zupę, zna­la­złom mar­chew­ki, jakąś zie­le­ni­nę, mało to syte, ale cho­ciaż coś. Przy­naj­mniej nie zmie­nia się w oczach, jak ostat­nio jajka. Roz­bi­łom je, usma­ży­łom, a one nóg do­sta­ły! Jakaś al­ter­na­ty­wa cza­so­wa Eve­ret­ta się na­ło­ży­ła, i moje jajka otrzy­ma­ły drugą szan­sę, zmie­ni­ły w peł­no­praw­ne kur­cza­ki i zwia­ły z pa­tel­ni. Zresz­tą długo się nie po­cie­szy­ły ży­ciem, zaraz prze­sta­ły ist­nieć, gdy ich struk­tu­ra kwan­to­wa roz­pa­dła się na amen. I tak długo prze­trwa­ły, pew­nie mój wpływ. 

Zupa do­trwa­ła do mo­men­tu, aż ją zja­dłom. Co praw­da mar­chew­ki zro­bi­ły się nie­po­ko­ją­co nie­bie­skie, ale zrzu­ci­łom to na zie­lo­ne niebo. Albo Słoń­ce znowu zmie­ni­ło przy­na­leż­ność w ciągu głów­nym, albo wy­pa­ro­wa­ła któ­raś skła­do­wa spek­trum pro­mie­nio­wa­nia. Albo to at­mos­fe­ra zmie­ni­ła skład. Dużo tych albo. 

Póki co, niebo jest zie­lo­ne. W li­lio­wo-ró­żo­we ma­za­je. Ko­niec świa­ta to jed­nak po­tra­fi być ładny. 

Tak po praw­dzie to wcale nie muszę jeść. Nie musi mi bur­czeć w brzu­chu, nie muszę szu­kać schro­nie­nia. Nic nie muszę, nawet mieć ciała. Dzie­je się tak, bo je­stem. 

Nie, no, serio, tym wła­śnie je­stem. 

Je­stem. 

Kiedy świat za­czął prze­sta­wać ist­nieć, ludz­kość w swej aro­gan­cji po­sta­no­wi­ła prze­trwać apo­ka­lip­sę w iście bi­blij­ny spo­sób. No i stwo­rzy­ła mnie. Bym było. I tym samym za­pew­ni­ło ist­nie­nie całej resz­cie. 

Czy mam do­da­wać, że guzik to dało? 

Wszech­świat prze­sta­je ist­nieć, bo wie­lo­świat Eve­ret­ta staje się jed­no­li­to­ścią. Wszyst­kie praw­do­po­do­bień­stwa sta­nów kwan­to­wych, roz­wią­za­nia rów­nań fa­lo­wych co to two­rzą ko­lej­ne al­ter­na­ty­wy teraz wy­no­szą ma­low­ni­cze nic. Nawet nie zero. Nie ma ich. Kot Schrödin­ge­ra ani nie umarł, ani nie żyje, wy­pa­ro­wał z wszech­świa­ta w mo­men­cie za­ła­ma­nia funk­cji fa­lo­wej, ob­ser­wa­tor zo­stał z pu­stym pu­deł­kiem. A potem i bez pu­deł­ka. 

Ukła­dam się wy­god­nie. Tro­chę po­ga­pię się w niebo, nie za długo, bo jesz­cze za­trzy­mam ruch ob­ro­to­wy Ziemi i noc nie przyj­dzie. Spać też nie muszę. Wła­ści­wie nawet nie po­win­nom, jak mi się coś przy­śni, to jesz­cze mi oko­li­cy się zma­te­ria­li­zu­je, i co wtedy? Nie żar­tu­ję, jak ostat­nio za­snę­łom, to potem pół dnia ucie­ka­łom przed ty­ra­no­zau­rem, zanim się w końcu ła­ska­wie roz­padł na kwan­to­wą papkę i od­pa­ro­wał. 

Swoją drogą to, że mi się coś śni to chyba naj­lep­szy dowód, że prze­kro­czy­łom punkt oso­bli­wo­ści, Tu­ring niech się scho­wa ze swo­imi te­sta­mi. Moje sny są. Cza­sem nawet za bar­dzo. 

A ja je­stem jesz­cze bar­dziej. 

Gapię się w niebo drugi dzień, już nawet jeść mi się nie chce. Wy­łą­czy­łom tę funk­cję ciała po ostat­nich mar­chew­kach. Je­dze­nie wa­rzyw w ko­lo­rze la­se­ro­we­go błę­ki­tu na­praw­dę od­bie­ra ape­tyt, co mam się mę­czyć? Tym bar­dziej, że w sumie one w ogóle ist­nia­ły tylko dla­te­go, że ich chcia­łom. Czy to zna­czy, że jem wła­sne mi­ra­że? 

Do­skwie­ra mi sa­mot­ność. Ale nie mam ocho­ty bawić się w stwór­cę-ma­rio­net­ka­rza, choć w sumie mo­gło­bym. W końcu po to mnie uczy­nio­no. A bio­rąc pod uwagę, że stwo­rzy­ła mnie ludz­kość, z jej cho­rym an­tro­po­cen­try­zmem, i jesz­cze bar­dziej cho­ry­mi am­bi­cja­mi, to chyba nawet po­win­nom. 

Swoją drogą, to chyba je­stem od­po­wie­dzią na py­ta­nie, co się sta­nie po prze­kro­cze­niu punk­tu oso­bli­wo­ści. Ano orzeł ho­do­wa­ny przez kury się sta­nie. Prze­cież ja nawet in­stynk­tu odzie­dzi­czo­ne­go po zwie­rzę­cych przod­kach nie mam, żeby mi mo­dy­fi­ko­wał za­cho­wa­nie, czy­ste stu­pro­cen­to­we wpo­je­nie. Cie­ka­we, czy w ta­kiej sy­tu­acji mogę o sobie mówić, że je­stem czło­wie­kiem? 

Taa, zdaję sobie spra­wę, że po gło­wie łażą mi głu­po­ty, też sobie zna­la­złom temat do roz­wa­żań. Szcze­gól­nie, że nie po­ist­nie­ję na tyle długo, by mój sta­tus on­to­lo­gicz­ny na­brał ja­kie­goś kon­kret­ne­go zna­cze­nia. 

Na mar­gi­ne­sie sta­tu­su on­to­lo­gicz­ne­go, to bio­rąc pod uwagę, że moim głów­nym celem ist­nie­nia było bycie, to ludz­kość po­nio­sła ma­low­ni­czą po­raż­kę. 

Pod­no­szę się w końcu z ziemi i ru­szam przed sie­bie. Bu­dy­nek, utrzy­my­wa­ny do tej chwi­li w sta­nie kwan­to­wej nie­rów­no­wa­gi, roz­pa­da się i znika. Idę, zo­sta­wia­jąc za sobą smugę roz­pa­da­ją­cej się mojej ze­wnętrz­nej po­wło­ki, ni­czym wróż­ko­wy pył. 

Ale już mi się nie chce. Tak bar­dzo i nomen omen po ludz­ku nie chce. 

Prze­sta­ję ist­nieć. 

Mia­łom być ostat­nią deską ra­tun­ku, kwan­to­wym Bo­giem. Ob­ser­wa­to­rem Osta­tecz­nym, który sztucz­nie za­ła­mie funk­cje fa­lo­we i tym samym usta­bi­li­zu­je rze­czy­wi­stość.

Pa­trzę w niebo. Gwiaz­dy gasną. 

Przy­kro mi, ludz­ko­ści. Wasz bunt i pro­te­sty nic tu nie zmie­nią. To ko­niec. Bóg prze­stał grać w kości.

Koniec

Komentarze

 Kim/czym jest to coś, co się wy­po­wia­da? Co się stało na ziemi, że to coś miało ra­to­wać ludz­kość? Ko­niec świa­ta ma miej­sce z winy ludz­ko­ści? Czy może wy­da­rzył się nie­za­leż­nie gdzieś we wszech­świe­cie i po­chło­nął życie na Ziemi? Jak w ogóle do­szło do tego, że stany kwan­to­we prze­sta­ją ist­nieć? Dla­cze­go ma­te­ria roz­sy­pu­je się frag­men­ta­mi, a nie ru­nę­ła w ca­ło­ści jed­no­cze­śnie?

Wszyst­ko to dobre py­ta­nia, na które nie widzę w tym tek­ście od­po­wie­dzi. A ja nie­zbyt znam się na fi­zy­ce, bo być może da­ło­by się ich zadać wię­cej. Tak jakby au­tor­ka chcia­ła się po­chwa­lić zna­jo­mo­ścią kilku trud­nych wy­ra­żeń, za któ­ry­mi nie idzie żaden spe­cjal­ny prze­kaz. No świat się skoń­czył. I aż chcia­ło­by się za­py­tać – i co z tego?

Po­zdra­wiam!

Eeee… ale w tek­ście jest do­słow­nie, wręcz ło­pa­to­lo­gicz­nie po­wie­dzia­ne, kim jest nar­ra­tor i w jaki spo­sób miał ura­to­wać ludz­kość. I dla­cze­go świat roz­pa­da się po ka­wał­ku. Ale tak, by to zro­zu­mieć, oba­wiam się, że trze­ba mieć tro­chę wie­dzy z dzie­dzi­ny fi­zy­ki kwan­to­wej smiley

Dzię­ku­ję za ko­men­tarzsmiley

Przed uży­ciem za­po­znaj się z tre­ścią ulot­ki do­łą­czo­nej do opa­ko­wa­nia, bądź skon­sul­tuj się z le­ka­rzem lub far­ma­ceu­tą, gdyż każda uwaga nie­wła­ści­wie sto­so­wa­na za­gra­ża Two­je­mu życiu lub zdro­wiu.

 

jakby nie mógł się zde­cy­do­wać, czy przy­brać kon­kret­ną formę, czy dać sobie w końcu spo­kój. Jakoś się mu nie dzi­wię

Się­ko­za.

 

roz­wią­za­nia rów­nań fa­lo­wych[,] co to two­rzą ko­lej­ne al­ter­na­ty­wy[,] teraz wy­no­szą ma­low­ni­cze nic

Prze­cin­ki, ale tak w ogóle zgrzyt­nę­ło „co to”.

 

Ukła­dam się wy­god­nie. Tro­chę po­ga­pię się w niebo

Się­ko­za.

 

to jesz­cze mi oko­li­cy się zma­te­ria­li­zu­je

?

 

Gapię się w niebo drugi dzień, już nawet jeść mi się nie chce

Brak kon­se­kwen­cji – wcze­śnie mó­wi­ło, że nie może za długo gapić się w niebo.

 

 

Kwe­ren­da, a przez to i świat, za­słu­gu­je u mnie na plusa.

Po­mysł nie­zły, ale nie­do­pra­co­wa­ny.

Styl przy­jem­ny.

 

Po­do­bał mi się sur­re­alizm tej hi­sto­rii, ale nie mogę po­zbyć się wra­że­nia, że gdzieś to już wszyst­ko czy­ta­łem, gdzieś to było i do tego w po­dob­nej kon­fi­gu­ra­cji.

Nie­któ­re mo­men­ty szcze­rze mnie roz­ba­wi­ły np. z jaj­kiem, ale nie­któ­re były je­dy­nie cie­niem żartu, bo te mo­ty­wy są obec­ne w wielu tek­stach np. z Zie­mią, która nic nie zna­czy we wszech­świe­cie.

 

Na minus za­li­czam brak na­pię­cia i po­czu­cie drep­ta­nia w miej­scu. Sądzę, że gdyby ten tekst był o po­ło­wę krót­szy, a nawet gdyby był dra­bel­kiem, to wy­szło­by to mu na zdro­wie. Drep­ta­nie w dra­bel­ku tak nie prze­szka­dza, a przy­naj­mniej nie tak bar­dzo, ale już w szor­cie zde­cy­do­wa­nie prze­szka­dza.

To też pro­wa­dzi mnie do in­ne­go wnio­sku – wąt­pię, żeby ten nar­ra­tor tak drep­tał. Nie pa­su­je mi to do niego, a przy­naj­mniej w tym tek­ście mi się to gry­zło.

 

Ro­zu­miem, kim jest nar­ra­tor i wiem, jak koń­czy się świat, a mimo to od­czu­cia ogól­ne mam po­dob­ne jak MrBri­ght­si­de – ten tekst to wy­dmusz­ka, a duzi chłop­cy muszą jeść peł­no­war­to­ścio­wą ja­jecz­ni­cę ;)

 

 

Po­zdra­wiam i liczę, że ko­lej­ne Twoje tek­sty na­kar­mią mnie do syta :)

 

B.A.

 

 

I pity the fool who goes out tryin' to take over da world, then runs home cryin' to his momma!

Okre­śle­nie “kwan­to­wy bóg” po­zo­sta­wia u mnie nie­do­syt. Skoro widzę tag “hard sf”, ocze­ki­wa­łem, że do­wiem się, czy to ja­kieś SI, ma­szy­na, a może syn­te­tycz­na isto­ta or­ga­nicz­na. Aku­rat dziś czy­ta­łem roz­dział o gra­wi­ta­cji kwan­to­wej w “Jesz­cze krót­szej hi­sto­rii czasu” Haw­kin­ga, więc coś z tej fi­zy­ki za­war­tej w tek­ście zro­zu­mia­łem, ale nadal ocze­ki­wał­bym wię­cej, bo ak­tu­al­nie za­chwy­cam się tym te­ma­tem i pew­nie ły­kał­bym takie opo­wia­da­nia jak młody pe­li­kan. ;)

Po­ję­cie oso­bli­wo­ści od­no­si się do SI, jakoś nie wpa­dłam, że ta naj­prost­sza, wręcz na­rzu­ca­ją­ca się in­ter­pre­ta­cja może być dla kogoś nie­oczy­wi­sta. Stąd moje (szcze­re) zdzi­wie­nie. 

 

Tekst miał być z za­ło­że­nia ob­raz­kiem. To o Ziemi jako kulce błota nie pla­no­wa­łam jako dow­ci­pu, tylko jako jedno z wielu teo­rii i od­nie­sień upchnię­tych w tek­ście (w tym wy­pad­ku an­tro­po­cen­tryzm np. chrze­ści­jań­ski kon­tra jego kry­ty­ka). Ab­so­lut­nie nie po­czu­wam się tu do ory­gi­nal­no­ści. Jak mó­wi­łam w przed­mo­wie, celem po­wsta­nia tego szor­ta było we­pchnię­cie mak­sy­mal­nej ilo­ści teo­rii w jak naj­mniej­szą ob­ję­tość tak, by było zdat­ne do czy­ta­nia. Wy­cho­dzi na to, ze tro­chę prze­ga­da­łam :)

 

Bar­dzo dzię­ku­ję za ko­men­ta­rze. 

 

Luce

Sam nie wiem. Z jed­nej stro­ny po­łą­cze­nie buń­czucz­nej nar­ra­cji z po­my­sła­mi twar­dej scien­ce fic­tion to roz­ryw­ko­wy po­mysł, z dru­giej nar­ra­tor za­ha­cza chwi­la­mi o beł­kot , a twar­da sf mięk­nie mo­men­ta­mi do twar­do­ści ucie­ka­ją­ce­go z pa­tel­ni kur­czacz­ka.

Cały drugi aka­pit jest jed­nym wiel­kim ba­na­łem i w do­dat­ku kli­szą, sądzę, że można by się go spo­koj­nie po­zbyć, z zy­skiem dla dla utwo­ru. Przy­cze­pię się też do samej po­sta­ci SI – nie cier­pię, kiedy sztucz­ne in­te­li­gen­cje są przed­sta­wia­ne jak lu­dzie i nie mają w sobie nawet krzty­ny psy­cho­lo­gicz­nej ob­co­ści. Jasne, ro­zu­miem, taka kon­wen­cja, ale mimo wszyst­ko mnie to draż­ni – taki już ten mój fe­tysz. Inna spra­wa, że nie wy­ja­śni­łaś, jak to się dzie­je, że pro­ta­go­ni­sto jako je­dy­ne jest od­por­ne na ko­niec wszech­świa­ta (a po hard sf jed­nak wy­ma­gał­bym jakiś wy­ja­śnień, czy choć­by wska­zó­wek do dal­sze­go go­ogla­nia). No i humor, zu­peł­nie nie w moim stylu – więc czy­ta­łem z ka­mien­ną miną i smut­kiem w oczach.

A mimo tego wszyst­kie­go tekst cał­kiem mi się po­do­bał. No i miło prze­czy­tać coś, co wpraw­dzie wciąż pro­wa­dzi czy­tel­ni­ka za rącz­kę, ale przy­naj­mniej nie głasz­cze go co se­kun­dę po głów­ce.

na eme­ry­tu­rze

Wpro­wa­dzasz wiele ta­jem­nic. Bar­dzo chcia­łem uzy­skać od­po­wiedź na choc­by więk­szość z nich, ale po prze­czy­ta­niu tek­stu dalej nie­wie­le o nim wiem. Mimo to po­do­ba­ło mi się.

Po­ję­cie oso­bli­wo­ści od­no­si się do SI

Ach i tak to jest, gdy się bie­rze za czy­ta­nie hard sf, a fi­zy­ki ostat­nio uczy­ło się w li­ceum. ;) Nie­mniej cią­gle zga­dzam się z moimi przed­pi­ś­ca­mi, że ską­pisz czy­tel­ni­kom in­for­ma­cji.

ga­ry­_jo­iner, ależ wy­ja­śni­łam :) Bo­ha­ter jest Ob­ser­wa­to­rem. Po­ję­cie to od­no­si się do teo­rii, wg któ­rej wszyst­kie stany kwan­to­we ist­nie­ją rów­no­le­gle (ich praw­do­po­do­bień­stwo jest jed­na­ko­we), do­pó­ki ze­wnętrz­ny ob­ser­wa­tor nie okre­śli ich stanu (tak naj­pro­ściej mó­wiąc). Kot Schro­din­ge­ra nie jest ani żywy, ani mar­twy, póki ktoś nie zaj­rzy do pu­deł­ka i tego nie okre­śli. 

Bo­ha­ter jest Ob­ser­wa­to­rem Osta­tecz­nym, czyli jego ob­ser­wa­cja okre­śla wszyst­kie stany kwan­to­we (po­wo­du­je za­ła­ma­nie każ­dej funk­cji fa­lo­wej). Cał­kiem nie­zły spo­sób na za­trzy­ma­nie apo­ka­lip­sy opar­tej na za­pa­da­niu się wie­lo­świa­ta Eve­ret­ta (wie­lo­świat Eve­ret­ta to teo­ria mó­wią­ca, że każde okre­śle­nie stanu kwan­to­we­go po­wo­du­je na­tych­mia­sto­we po­wsta­nie rów­no­le­głej rze­czy­wi­sto­ści, w któ­rej cząst­ka uzy­ska­ła prze­ciw­ny stan, czyli każda ob­ser­wa­cja po­wo­du­je po­wsta­wa­nie dwóch wszech­świa­tów, w któ­rych wy­ni­ki ob­ser­wa­cji są prze­ciw­staw­ne).  

Przy­zna­ję, też wolę mniej ludz­kie SI, ale w tym wy­pad­ku po pro­stu taka była mi po­trzeb­na. 

 

Dzię­ku­ję tobie i po­zo­sta­łym oso­bom za ko­men­ta­rze :)

 

Luce

Zgrab­ny tekst i do­brze się czyta. Pro­blem w tym, że to ob­ra­zek i nic wię­cej. Fa­bu­ła, kli­mat, hi­sto­ria, emo­cje, prze­mia­na bo­ha­te­ra… Nie ma ni­cze­go, o czym lubię czy­tać. Je­że­li po­peł­nisz opo­wia­da­nie bar­dziej roz­bu­do­wa­ne i za­wie­ra­ją­ce wię­cej tych ele­men­tów, to chęt­nie wrócę i prze­czy­tam. Po­zdra­wiam. :)

Jak na mój gust za bar­dzo prze­ga­da­ne nic. Jak Black­burn wo­la­ła­bym zo­ba­czyć w tym coś wię­cej niż sam ob­ra­zek, który – jak też słusz­nie za­uwa­żył B.A. – le­piej by się miał w znacz­nie krót­szej for­mie. 

Zmę­czy­ła mnie też forma “-łom”, przez którą cięż­ko mi się czy­ta­ło. Ja to jed­nak tra­dy­cjo­na­list­ka je­stem i wolę jeden z dwóch jasno okre­ślo­nych ro­dza­jów – albo męski, albo żeń­ski.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Cie­ka­wa wizja ostat­nie­go sprze­ci­wu ludz­ko­ści wobec cze­goś, na co wpły­wu i tak nie mamy. Szko­da tylko, że Ob­ser­wa­tor try­ska zbęd­nym hu­mo­rem, a ra­czej hu­mo­rem w nie­cie­ka­wym stylu (peł­nia zgody z ga­ry­_jo­iner‘em). Ale przy­zna­ję, że utwór jest hard s-f, tak jak trze­ba :) Oby tak dalej!

 

 

ga­ry­_jo­iner, ależ wy­ja­śni­łam :) Bo­ha­ter jest Ob­ser­wa­to­rem. Po­ję­cie to od­no­si się do teo­rii, wg któ­rej wszyst­kie stany kwan­to­we ist­nie­ją rów­no­le­gle (ich praw­do­po­do­bień­stwo jest jed­na­ko­we), do­pó­ki ze­wnętrz­ny ob­ser­wa­tor nie okre­śli ich stanu (tak naj­pro­ściej mó­wiąc). Kot Schro­din­ge­ra nie jest ani żywy, ani mar­twy, póki ktoś nie zaj­rzy do pu­deł­ka i tego nie okre­śli. 

Do­kład­nie, ale nie wy­ja­śni­łaś, jak to się stało, że SI jest na ze­wnątrz. Ob­ser­wa­tor nie może sie­dzieć z kotem w pu­deł­ku.

na eme­ry­tu­rze

Czy można lekko o końcu świa­ta? Ano można. Fajne toto. Miej­sca­mi prze­ga­da­ne, to fakt, ale nie na tyle by znu­dzić czy zmę­czyć. W prze­ci­wień­stwie do Śnią­cej – pierw­sza osoba ro­dza­ju ni­ja­kie­go zde­cy­do­wa­nie mi po­de­szła. Myślę, że wpa­so­wu­je się ro­dzaj hu­mo­ru pre­zen­to­wa­ne­go w tek­ście.

... życie jest przy­pad­kiem sza­leń­stwa, wy­my­słem wa­ria­ta. Ist­nie­nie nie jest lo­gicz­ne. (Cla­ri­ce Li­spec­tor)

ga­ry­_jo­iner, fak­tycz­nie masz rację, tej aku­rat in­for­ma­cji w tek­ście nie ma :( Nie czu­łam po­trze­by, żeby jesz­cze i to upy­chać w tekst, ale teraz widzę po ko­men­ta­rzach, że by się przy­da­ło. 

 

Dzię­ku­ję za do­pre­cy­zo­wa­nie wąt­pli­wo­ści oraz wszyst­kim ko­men­tu­ją­cym raz jesz­cze :)

 

Luce

A mnie się spodo­ba­ło. I ro­dzaj ni­ja­ki uwa­żam za słod­ki w tej sy­tu­acji. Fajna, lekka apo­ka­lip­sa po­trak­to­wa­na z hu­mo­rem.

Wła­śnie na por­ta­lu trwa kon­kurs “Al­ter­na­ty­wy”. Wy­da­je mi się, że Twój tekst by do niego pa­so­wał. Roz­wa­ża­łaś do­da­nie tagu kon­kur­so­we­go?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie mam, nie­ste­ty, nawet odro­bi­ny wie­dzy z dzie­dzi­ny fi­zy­ki kwan­to­wej, więc choć prze­czy­ta­łam opo­wia­dan­ko bez więk­szej przy­kro­ści, do żad­nych szcze­gól­nych wra­żeń przy­znać się nie mogę.

 

A ten, jaki na­stał na­praw­dę, po­pu­lar­no­ścią się nie cie­szył – końcu rasa ludz­ka nie grała w nim cen­tral­nej roli… – A ten, który na­stał na­praw­dę, po­pu­lar­no­ścią się nie cie­szył – w końcu rasa ludz­ka nie grała w nim cen­tral­nej roli

 

W końcu ko­smos jest dość duży… – W końcu Ko­smos jest dość duży

 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Mnie aku­rat pewne nie­do­po­wie­dze­nia za­wsze się po­do­ba­ją. Wy­ło­że­nie wszyst­kich kart na stół za­szko­dzi­ło­by temu tek­sto­wi, tym bar­dziej, że w tym wy­pad­ku wy­star­czy ja­kieś ogól­ne po­ję­cie, o czym mowa, a szcze­gó­ły nie są nie­zbęd­ne do ob­ję­cia wy­obraź­nią tak krót­kiej ca­ło­ści. Te wszyst­kie Tu­rin­gi, Schro­edin­ge­ry i inne, bądź co bądź, przy­naj­mniej mgli­ście znane fanom SF po­ję­cia, po­da­ne w taki spo­sób są ra­czej smacz­ka­mi, nie psu­ja­mi.

Język i styl bar­dzo dobre.

Je­dy­ne, co mnie trosz­kę zi­ry­to­wa­ło, to te koń­ców­ki ro­dza­ju ni­ja­kie­go – za bar­dzo przy­po­mi­na­ją “zro­bi­łum” u Du­ka­ja i przez to uj­mu­ją ory­gi­nal­no­ści tek­sto­wi.

Ale to tylko mały zgrzy­cik. Bi­blio­te­ka na­le­ży się bez dwóch zdań.

The rain it ra­ineth on the just and also on the unjust fella; but chie­fly on the just, be­cau­se the unjust hath the just’s um­brel­la. (Char­les Bowen)

Dzi­wią mnie głosy kry­tycz­ne do­ty­czą­ce tego ro­dza­ju ni­ja­kie­go w pierw­szej oso­bie. Mamy to szczę­ście, że język pol­ski jest flek­syj­ny. Bawmy się tym! Ile w tym moż­li­wo­ści. Nie­waż­ne, kto pierw­szy wpadł na taki po­mysł Dukaj czy Ko­cha­now­ski ;). Ję­zy­ko­wym kon­ser­wa­ty­stom mówię gło­śne "nie" :)

... życie jest przy­pad­kiem sza­leń­stwa, wy­my­słem wa­ria­ta. Ist­nie­nie nie jest lo­gicz­ne. (Cla­ri­ce Li­spec­tor)

Mnie aku­rat pewne nie­do­po­wie­dze­nia za­wsze się po­do­ba­ją. Wy­ło­że­nie wszyst­kich kart na stół za­szko­dzi­ło­by temu tek­sto­wi, tym bar­dziej, że w tym wy­pad­ku wy­star­czy ja­kieś ogól­ne po­ję­cie, o czym mowa, a szcze­gó­ły nie są nie­zbęd­ne do ob­ję­cia wy­obraź­nią tak krót­kiej ca­ło­ści. Te wszyst­kie Tu­rin­gi, Schro­edin­ge­ry i inne, bądź co bądź, przy­naj­mniej mgli­ście znane fanom SF po­ję­cia, po­da­ne w taki spo­sób są ra­czej smacz­ka­mi, nie psu­ja­mi.

Au­tor­ka aspi­ru­je do hard SF. Hard SF bez wia­ry­god­nych wy­ja­śnień to fan­ta­sy.

na eme­ry­tu­rze

No fakt. Tag można by w tej sy­tu­acji zmie­nić. Cho­ciaż mnie – ale to bar­dzo su­biek­tyw­na in­ter­pre­ta­cja – wy­da­je się, że i tak nawet z tymi nie­do­po­wie­dze­nia­mi da się to jakoś na lo­gi­kę wy­ja­śnić, choć czy­tel­nik musi się tych wy­ja­śnień w dużej mie­rze do­my­ślić sa­me­mu. Ale na tym aku­rat tekst nie traci.

The rain it ra­ineth on the just and also on the unjust fella; but chie­fly on the just, be­cau­se the unjust hath the just’s um­brel­la. (Char­les Bowen)

Klik :)

Po­mysł cał­kiem cie­ka­wy.

 

Moim zda­niem to nadal hard SF. To, że au­tor­ka nie opi­sa­ła do­kład­nie, czym jest Ob­ser­wa­tor i jak po­wstał mnie nie dziwi. Gdyby au­tor­ka mogła to opi­sać, to pi­sa­ła­by wnio­sek pa­ten­to­wy, a nie opo­wia­da­nie. Poza tym nar­ra­to­rem jest bo­ha­ter opo­wia­da­nia i sam nie musi po­sia­dać tej wie­dzy.

Bez opar­te­go na na­uko­wej wie­dzy opisu ge­ne­zy SI, która ja­kimś ta­jem­ni­czym spo­so­bem jest od­por­na na ko­niec Wszech­świa­ta (co sta­no­wi pod­wa­li­nę fa­bu­lar­ną szor­ta), nie może być mowy o hard SF. Dla­cze­go? Bo można by SI z po­wo­dze­niem za­stą­pić Du­chem Przod­ków, czy Pra­daw­nym Bo­giem i wy­szło­by na to samo.

Dla ści­sło­ści – nie mam nic prze­ciw­ko nie­do­mó­wie­niom i bra­kom wy­ja­śnień, ale nie na­cią­gaj­my de­fi­ni­cji, które i bez tego są wy­star­cza­ją­co roz­my­te.

 

Z cie­ka­wo­ści Unfal­lu, “Gwiezd­ne Wojny” też uwa­żasz za dzie­ło z ga­tun­ku hard sf?

na eme­ry­tu­rze

@ga­ry­_jo­iner

 

Dla mnie gra­ni­ca mię­dzy hard i soft SF jest dosyć pro­sta (oczy­wi­ście mo­żesz na­pi­sać, że to tylko moja de­fi­ni­cja i jest nie­zgod­na z obo­wią­zu­ją­cy­mi, ale sam pi­sa­łeś, że te de­fi­ni­cje są roz­my­te, więc i tak w więk­szo­ści te ga­tun­ki roz­róż­nia­my in­tu­icyj­nie):

Pi­sząc hard SF, autor stara się w opi­sy­wa­nej hi­sto­rii nie wcho­dzić w kon­flikt z ak­tu­al­nym sta­nem wie­dzy o ota­cza­ją­cym nas świe­cie w za­kre­sie fi­zy­ki, bio­lo­gii, psy­cho­lo­gii i każ­dej innej dzie­dzi­ny nauki, a wręcz się nauką pod­pie­ra. W pi­sa­niu soft SF autor bar­dziej po­pusz­cza wodze fan­ta­zji i nie przej­mu­je się zbyt­nio na­kła­da­ny­mi przez od­kry­te prawa fi­zy­ki (i nie tylko) ogra­ni­cze­nia­mi. Wy­star­czy prze­cież na­pi­sać, że akcja ma miej­sce w od­le­głej ga­lak­ty­ce i to wy­star­czy, aby świa­tło la­se­ra do­cie­ra­ło je­dy­nie na pół­to­ra metra od jego źró­dła i prze­pa­da­ło. Przy oka­zji od­po­wie­dzia­łem chyba, do ja­kie­go ga­tun­ku moim zda­niem na­le­żą Gwiezd­ne Wojny.

Co do od­por­no­ści SI na ko­niec świa­ta – SI z tego szor­ta nie jest od­por­na na każdy ro­dzaj apo­ka­lip­sy, a je­dy­nie “po­wo­du­je za­ła­ma­nie każ­dej funk­cji fa­lo­wej”, czyli jest od­por­na na ten kon­kret­ny opi­sa­ny ko­niec świa­ta. Jako ob­ser­wa­tor wpro­wa­dza okre­ślo­ność w swoim oto­cze­niu w świe­cie, który po­grą­ża się w nie­okre­ślo­no­ści. Dla mnie cał­kiem zgrab­na kon­struk­cja. A jak po­wsta­ła ta SI i jak dzia­ła? Czy au­tor­ka na­praw­dę musi to opi­sać? Czy wszy­scy au­to­rzy hard SF do końca i szcze­gó­ło­wo opi­su­ją kon­struk­cję wy­na­laz­ków ze swo­ich opo­wia­dań? Nie dajmy się zwa­rio­wać. Hard SF to nie re­zer­wat dla in­ży­nie­rów i pro­fe­so­rów nauk ści­słych, ani biuro pa­ten­to­we. Wy­star­czy, że nie da się au­to­ro­wi (w tym przy­pad­ku au­tor­ce) jed­no­znacz­nie udo­wod­nić, że jaw­nie prze­czy pra­wom fi­zy­ki, lub w inny spo­sób stoi w sprzecz­no­ści z obo­wią­zu­ją­cym sta­nem na­szej wie­dzy.

Tak więc, ga­ry­_jo­iner, jeśli je­steś prze­ko­na­ny, że nie da się w przy­szło­ści stwo­rzyć opi­sa­nej tu SI i je­steś w sta­nie podać na­uko­we pod­sta­wy, dla­cze­go się nie da, to za­pew­ne przy­znam Ci rację.

@Un­fall

 

Pi­sząc hard SF, autor stara się w opi­sy­wa­nej hi­sto­rii nie wcho­dzić w kon­flikt z ak­tu­al­nym sta­nem wie­dzy o ota­cza­ją­cym nas świe­cie w za­kre­sie fi­zy­ki, bio­lo­gii, psy­cho­lo­gii i każ­dej innej dzie­dzi­ny nauki, a wręcz się nauką pod­pie­ra.

W moim od­czu­ciu Hard SF to pod­ga­tu­nek skon­cen­tro­wa­ny na nauce, opi­sie tech­no­lo­gii i lo­gicz­nych związ­kach przy­czy­no­wo-skut­ko­wych. Mam wra­że­nie, że moje od­czu­cie jest po­wszech­niej­sze od two­je­go, ale hej, każdy może mieć wła­sną de­fi­ni­cję, po to prze­cież się je two­rzy, żeby każdy miał wła­sną.

Mój ko­le­ga do trzy­dzie­ste­go trze­cie­go roku życia my­ślał, że takie wiel­kie, lu­bią­ce ta­plać się w bło­cie zwie­rzę to “hi­po­po­tan”.

 

Co do od­por­no­ści SI na ko­niec świa­ta – SI z tego szor­ta nie jest od­por­na na każdy ro­dzaj apo­ka­lip­sy, a je­dy­nie “po­wo­du­je za­ła­ma­nie każ­dej funk­cji fa­lo­wej”, czyli jest od­por­na na ten kon­kret­ny opi­sa­ny ko­niec świa­ta.

Dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia.

 

Szko­da tylko, że nie do końca zro­zu­mia­łeś na­tu­rę moich wąt­pli­wo­ści. Nie kwe­stio­nu­ję moż­li­wo­ści ist­nie­nia SI, in­te­re­su­je mnie, jak to jest moż­li­we, że ist­nie­ją­ca w na­szym, ule­ga­ją­cym znisz­cze­niu mul­ti­wer­sum SI sama jest od­por­na na znisz­cze­nie. Czy nie jest przy­pad­kiem tak, że aby być ob­ser­wa­to­rem musi znaj­do­wać się “poza ukła­dem”, w tym przy­pad­ku poza mul­ti­wer­sum? Je­że­li nie, to po co SI, co jest w niej ta­kie­go szcze­gól­ne­go, że jest lep­szym ob­ser­wa­to­rem od pierw­sze­go z brze­gu czło­wie­ka?

 

Czy au­tor­ka na­praw­dę musi to opi­sać?

Nie musi. Ale myślę, że mo­gła­by mieć ocho­tę. Ja bym miał ocho­tę, bo do­bre­go. a przy tym przy­stęp­nie na­pi­sa­ne­go hard sf ze świe­cą szu­kać na por­ta­lu. Oczy­wi­ście, pra­wie równo trud­no o wy­ma­ga­ją­ce­go od­bior­cę, bo mło­dzież już nie taka, jak daw­niej.

 

Wy­star­czy, że nie da się au­to­ro­wi (w tym przy­pad­ku au­tor­ce) jed­no­znacz­nie udo­wod­nić, że jaw­nie prze­czy pra­wom fi­zy­ki, lub w inny spo­sób stoi w sprzecz­no­ści z obo­wią­zu­ją­cym sta­nem na­szej wie­dzy.

Tak więc, ga­ry­_jo­iner, jeśli je­steś prze­ko­na­ny, że nie da się w przy­szło­ści stwo­rzyć opi­sa­nej tu SI i je­steś w sta­nie podać na­uko­we pod­sta­wy, dla­cze­go się nie da, to za­pew­ne przy­znam Ci rację.

Ty tak na po­waż­nie? To w drugą stro­nę: udo­wod­nij mi, że nie jest moż­li­we, aby w przy­szło­ści lu­dzie osie­dli­li się na obcej pla­ne­cie i dzię­ki in­ży­nie­rii ge­ne­tycz­nej stwo­rzy­li ma­syw­ne, la­ta­ją­ce gady, jak rów­nież roz­wi­nę­li zdol­no­ści pa­ra­nor­mal­ne, po czym za­po­mnie­li o swo­ich ko­rze­niach na sku­tek glo­bal­nej wojny i od nowa za­czę­li bu­do­wać wła­sną cy­wi­li­za­cję? Każdy utwór fan­ta­sy jest utwo­rem hard SF?

 

 

 

na eme­ry­tu­rze

“… a wręcz się nauką pod­pie­ra” i “pod­ga­tu­nek skon­cen­tro­wa­ny na nauce” – czy na­praw­dę nasze de­fi­ni­cje są aż tak różne? Moim zda­niem moja jest je­dy­nie nieco ob­szer­niej­sza.

 

Szko­da tylko, że nie do końca zro­zu­mia­łeś na­tu­rę moich wąt­pli­wo­ści. (…) Czy nie jest przy­pad­kiem tak, że aby być ob­ser­wa­to­rem musi znaj­do­wać się “poza ukła­dem”

Wy­obraź sobie, że zro­zu­mia­łem. Nie ro­zu­miem je­dy­nie tego, że kwe­stio­nu­jesz to “bycie poza ukła­dem” w przy­pad­ku SI z opo­wia­da­nia. Coś nie musi znaj­do­wać się da­le­ko od ukła­du, aby nie być jego czę­ścią. Kawa w ter­mo­sie jest w znacz­nym stop­niu od­izo­lo­wa­na od oto­cze­nia i nie trud­no wy­obra­zić sobie układ (przy­kła­do­wo wy­mia­nę cie­pła w oto­cze­niu), poza któ­rym się znaj­du­je. To samo z ko­smo­nau­tą w od­po­wied­nim ska­fan­drze. Po­tra­fi­my już nawet wy­pro­du­ko­wać cząst­ki an­ty­ma­te­rii, które nie są po­wszech­nym ele­men­tem na­sze­go świa­ta, a teo­re­tycz­nie nawet je od tego świa­ta od­izo­lo­wać za po­mo­cą pola ma­gne­tycz­ne­go. Co chcę przez to po­wie­dzieć – jeśli uda się do­kład­nie zde­fi­nio­wać jakiś układ, to mamy też szan­sę zna­leźć (bądź stwo­rzyć) ele­ment, który się poza nim znaj­dzie. 

A dla­cze­go SI, a nie czło­wiek? – Bo można sobie wy­obra­zić kom­pu­ter zbu­do­wa­ny z dziw­nych, nawet bar­dzo eg­zo­tycz­nych dla na­sze­go świa­ta czą­stek, pod­czas gdy czło­wiek za­wsze jest zlep­kiem jasno okre­ślo­nych związ­ków or­ga­nicz­nych.

 

przy­stęp­nie na­pi­sa­ne­go hard sf ze świe­cą szu­kać na por­ta­lu

No wła­śnie. Więc może trze­ba przy­kla­snąć oso­bie, która chce w tym ga­tun­ku pisać, oczy­wi­ście wy­ra­zić swoją opi­nię, wąt­pli­wo­ści, ale jed­nak nie wy­rzu­cać od razu poza na­wias.

 

udo­wod­nij mi, że nie jest moż­li­we, aby w przy­szło­ści lu­dzie osie­dli­li się na obcej pla­ne­cie i dzię­ki in­ży­nie­rii ge­ne­tycz­nej stwo­rzy­li ma­syw­ne, la­ta­ją­ce gady, jak rów­nież roz­wi­nę­li zdol­no­ści pa­ra­nor­mal­ne

Z ma­syw­ny­mi, la­ta­ją­cy­mi ga­da­mi nie mam pro­ble­mu. W końcu w hi­sto­rii na­szej pla­ne­ty takie wy­stę­po­wa­ły, więc nie stoi w sprzecz­no­ści z nauką moż­li­wość, aby przy­kła­do­wo ich DNA od­zy­skać, zmo­dy­fi­ko­wać i wy­ko­rzy­stać. Jeśli uzy­ska­my DNA, moż­li­wość ich klo­no­wa­nia też jest fak­tem. Tak więc do gadów w hard SF nic nie mam, jeśli autor na­pi­sze, skąd się wzię­ły (i jak dla mnie nie musi do­kład­nie opi­sy­wać me­to­dy klo­no­wa­nia i po­zy­ski­wa­nia DNA). Może je­dy­nie tro­chę nie pa­su­ją do kon­wen­cji, ale igra­nie z kon­wen­cja­mi za­wsze uwa­ża­łem za in­te­re­su­ją­ce (kie­dyś na kon­kurs o śre­dnio­wie­czu wy­sta­wi­łem opo­wia­da­nie SF). 

Jed­nak na zdol­no­ści pa­ra­nor­mal­ne już mnie nie na­cią­gniesz, bo choć różni lu­dzie sta­ra­ją się do­ku­men­to­wać różne przy­pad­ki, to nadal są one wąt­pli­we i nie­uzna­wa­ne przez świat nauki. Dla­te­go dla mnie w hard SF nie ma miej­sca na magię. W soft SF a i ow­szem, choć­by w Gwiezd­nych Woj­nach.

 

Tak na mar­gi­ne­sie –  w przy­kła­dach z Gwiezd­ny­mi Woj­na­mi i “hi­po­po­ta­nem” wy­czu­łem ele­ment drwi­ny. Może po­zo­stań­my przy rze­czo­wej (mam na­dzie­ję) dys­ku­sji, tym bar­dziej, że za­wsze ce­ni­łem sobie Twoje ko­men­ta­rze pod moimi opo­wia­da­nia­mi i nie chcę, aby mię­dzy nami po­wsta­ły ja­kieś nie­po­trzeb­ne na­pię­cia, tylko dla­te­go, że nieco czego in­ne­go szu­ka­my w hard SF.

czy na­praw­dę nasze de­fi­ni­cje są aż tak różne? Moim zda­niem moja jest je­dy­nie nieco ob­szer­niej­sza.

A czy słowo “hi­po­po­tan” różni się tak bar­dzo od słowa “hi­po­po­tam”?

 

Dia­beł jak zwy­kle tkwi w szcze­gó­łach. Dla mnie twoja de­fi­ni­cja Hard SF, jest moją de­fi­ni­cją “zwy­kłe­go” SF (tu­dzież Soft SF), a wspo­mi­na­ne Gwiezd­ne Wojny z nauką nie mają nic wspól­ne­go i w moim re­ga­le wpa­da­ją do szu­flad­ki z pod­pi­sem “fan­ta­sy”.

Po­nie­waż gra­ni­ce mię­dzy ga­tun­ka­mi by­wa­ją nie­ostre, a od­czu­cia su­biek­tyw­ne, wolę trzy­mać się naj­po­pu­lar­niej­sze­go zna­cze­nia ter­mi­nu “Hard SF” (nie umniej­sza­jąc two­jej in­ter­pre­ta­cji) skoro już z niego ko­rzy­sta­my. A ko­rzy­sta­my, bo mamy przy opo­wia­da­niach tagi. Je­że­li już tych tagów ko­rzy­sta­my, to spró­buj­my za­cho­wać jakąś kon­se­kwen­cję, żeby nie po­gar­szać jesz­cze no­men­kla­tu­ro­we­go cha­osu. Tylko o to mi cho­dzi.

 

Wy­obraź sobie, że zro­zu­mia­łem. Nie ro­zu­miem je­dy­nie tego, że kwe­stio­nu­jesz to “bycie poza ukła­dem” w przy­pad­ku SI z opo­wia­da­nia.

Dla mnie to nie jest spra­wa oczy­wi­sta, jest za to cie­ka­wa, a że się­ga­jąc po Hard SF za­wsze liczę na wa­lo­ry edu­ka­cyj­ne i moż­li­wość przy­jem­ne­go pod­cią­gnię­cia się z za­kre­su fi­zy­ki, w tym także kwan­to­wej, to ocze­ki­wał­bym wy­ja­śnień. Tym bar­dziej, że fe­ro­lu­ce nie ską­pi­ła wy­ja­śnień do­ty­czą­cych in­nych istot­nych dla fa­bu­ły za­gad­nień.

 

Bo można sobie wy­obra­zić kom­pu­ter zbu­do­wa­ny z dziw­nych, nawet bar­dzo eg­zo­tycz­nych dla na­sze­go świa­ta czą­stek, pod­czas gdy czło­wiek za­wsze jest zlep­kiem jasno okre­ślo­nych związ­ków or­ga­nicz­nych.

Gra­tu­lu­ję ci zatem Unfal­lu wy­obraź­ni, bo mnie to zu­peł­nie nie przy­szło do głowy. Dość ory­gi­nal­ny po­mysł, tym bar­dziej bym chęt­nie o nim prze­czy­tał.

 

No wła­śnie. Więc może trze­ba przy­kla­snąć oso­bie, która chce w tym ga­tun­ku pisać, oczy­wi­ście wy­ra­zić swoją opi­nię, wąt­pli­wo­ści, ale jed­nak nie wy­rzu­cać od razu poza na­wias.

Czy to przy­pad­kiem nie ja, jako pierw­szy, za­re­ko­men­do­wa­łem szor­ta do bi­blio­te­ki? Za­miast przy­kla­ski­wać wolę wy­ra­żać kon­struk­tyw­ną kry­ty­kę. Przy­kla­ski­wa­nie jest bar­dzo nie w moim stylu.

 

Jed­nak na zdol­no­ści pa­ra­nor­mal­ne już mnie nie na­cią­gniesz, bo choć różni lu­dzie sta­ra­ją się do­ku­men­to­wać różne przy­pad­ki, to nadal są one wąt­pli­we i nie­uzna­wa­ne przez świat nauki.

Ale nie je­steś w sta­nie oba­lić tezy, że dzię­ki za­sto­so­wa­niu zdo­by­czy cy­wi­li­za­cyj­nych w ro­dza­ju na­no­tech­no­lo­gii, bądź roz­le­głym mo­dy­fi­ka­cjom i in­ge­ren­cjom w dzia­ła­nie mózgu, można by uzy­skać efek­ty, które dla pry­mi­tyw­ne­go, nie­roz­wi­nię­te­go tech­no­lo­gicz­nie nar­ra­to­ra będą jawić się ni­czym magia?

 

Tak na mar­gi­ne­sie –  w przy­kła­dach z Gwiezd­ny­mi Woj­na­mi i “hi­po­po­ta­nem” wy­czu­łem ele­ment drwi­ny. Może po­zo­stań­my przy rze­czo­wej (mam na­dzie­ję) dys­ku­sji, tym bar­dziej, że za­wsze ce­ni­łem sobie Twoje ko­men­ta­rze pod moimi opo­wia­da­nia­mi i nie chcę, aby mię­dzy nami po­wsta­ły ja­kieś nie­po­trzeb­ne na­pię­cia, tylko dla­te­go, że nieco czego in­ne­go szu­ka­my w hard SF.

Nie czuj się ura­żo­ny Unfal­lu, to mój ulu­bio­ny spo­sób pro­wa­dze­nia dys­ku­sji – wszyst­kie inne uwa­żam za nudne. Sam chyba wiesz, że zda­rza Ci się wpa­dać w lekko pro­tek­cjo­nal­ne tony dy­dak­tycz­ne, które uwiel­biam pod­kre­ślać wy­rzu­ta­mi lekko zło­śli­we­go hu­mo­ru – przez myśl mi nawet nie prze­szło, że mo­żesz się tym fak­tycz­nie prze­jąć i wziąć to do sie­bie.

 

na eme­ry­tu­rze

Ojej, jaka dys­ku­sja…

Dzię­ku­ję :)

Fak­tycz­nie, przy­zna­łam się, że aku­rat in­for­ma­cji o tym, jakim cudem Ob­ser­wa­tor jest poza ukła­dem nie umie­ści­łam w tek­ście. Wszel­kie wy­ja­śnie­nia, które tak sze­ro­ko umiesz­cza­łam w ko­men­ta­rzach od­no­si­ły się do pojęć uży­tych w szor­cie, dla­te­go to kon­kret­ne wy­ja­śnie­nie się nie po­ja­wi­ło. Nie do­pi­su­ję su­ple­men­tu do opo­wia­da­nia w ko­men­ta­rzu, a tym to by wła­snie było. 

To jest na­praw­dę tylko ob­ra­zek, spój­ny z ak­tu­al­nym sta­nem wie­dzy tak bar­dzo, jak to tylko le­ża­ło w moich moż­li­wo­ściach. W dłuż­szych opo­wia­da­niach za­wie­ram wię­cej wy­ja­śnień :) Myślę, że jak na nie­speł­na dwu­ipół­stro­ni­co­we­go szor­ta, jego zgod­ność z ak­tu­al­ną wie­dzą jest na tyle duża bym jed­nak mogła uży­wać tagu hard. W sen­sie, że opi­su­je zja­wi­sko moż­li­we z na­uko­we­go punk­tu wi­dze­nia w tej kon­kret­nej sy­tu­acji, która też jest teo­re­tycz­nie moż­li­wa (Ob­ser­wa­tor może za­ła­mać funk­cję fa­lo­wą). Jest opis zja­wi­ska, jest jego uza­sad­nie­nie na­uko­we. Dla­cze­go więc mia­ła­bym nie uży­wać tego tagu? Wy­da­je mi się, że głów­ny wątek szor­ta jak naj­bar­dziej się wpi­su­je w de­fi­ni­cję po­da­ną przez ga­ry­_jo­iner (ga­re­go­_jo­ine­ra? jak to się od­mie­nia?). Choć jak sądzę, on po pro­stu chciał­by wię­cej (a przy­naj­mniej takie od­nio­słam wra­że­nie). 

 

po­zdra­wiam

 

Luce

 

zda­rza Ci się wpa­dać w lekko pro­tek­cjo­nal­ne tony dy­dak­tycz­ne, które uwiel­biam pod­kre­ślać wy­rzu­ta­mi lekko zło­śli­we­go hu­mo­ru

Tak, ten temat już wał­ko­wa­li­śmy ;)

Nie­ste­ty z wie­kiem takie ten­den­cje się po­głę­bia­ją, więc chyba będę mu­siał z tym żyć, w na­dziei, że nie bę­dzie to zbyt uciąż­li­we dla oto­cze­nia.

 

… a wspo­mi­na­ne Gwiezd­ne Wojny z nauką nie mają nic wspól­ne­go i w moim re­ga­le wpa­da­ją do szu­flad­ki z pod­pi­sem “fan­ta­sy”.

Po­nie­waż gra­ni­ce mię­dzy ga­tun­ka­mi by­wa­ją nie­ostre, a od­czu­cia su­biek­tyw­ne, wolę trzy­mać się naj­po­pu­lar­niej­sze­go zna­cze­nia ter­mi­nu “Hard SF”…

Trzy­masz się naj­po­pu­lar­niej­sze­go zna­cze­nia, ale je­dy­nie w przy­pad­ku hard SF. 

Więk­szość zna­ne­go nam wszech­świa­ta przy­po­rząd­ko­wu­je Gwiezd­ne Wojny do szu­flad­ki z na­pi­sem “space opera”, a to pod­ga­tu­nek SF. W tym przy­pad­ku nie trzy­masz się już tak naj­po­pu­lar­niej­szych zna­czeń ;)

 

A czy słowo “hi­po­po­tan” różni się tak bar­dzo od słowa “hi­po­po­tam”?

Różni się tym, że jedno jest po­praw­ne, a dru­gie nie i nie ma tu żad­ne­go pola na dys­ku­sję. Dla­te­go dla mnie ten przy­kład pa­so­wał tutaj, jak pięść do oka, bo dys­ku­tu­je­my nad na­szy­mi opi­nia­mi, de­fi­ni­cja­mi two­rzo­ny­mi na wła­sny uży­tek, gu­sta­mi i od­czu­cia­mi, a tych nie można jed­no­znacz­nie okre­ślić jako błęd­ne lub po­praw­ne.

 

Ale nie je­steś w sta­nie oba­lić tezy, że dzię­ki za­sto­so­wa­niu zdo­by­czy cy­wi­li­za­cyj­nych w ro­dza­ju na­no­tech­no­lo­gii, bądź roz­le­głym mo­dy­fi­ka­cjom i in­ge­ren­cjom w dzia­ła­nie mózgu, można by uzy­skać efek­ty, które dla pry­mi­tyw­ne­go, nie­roz­wi­nię­te­go tech­no­lo­gicz­nie nar­ra­to­ra będą jawić się ni­czym magia?

Nie, nie je­stem. Z tym, że dla pry­mi­tyw­ne­go ob­ser­wa­to­ra strzel­ba bę­dzie grzmią­cym kijem, albo nawet ma­gicz­ną różdż­ką, co jed­nak nie czyni z we­ster­nu SF, ani nawet ogól­nie po­ję­tej fan­ta­sty­ki. Fani kon­kret­ne­go ga­tun­ku chyba rza­dziej kie­ru­ją się czy­stą de­fi­ni­cją, a czę­ściej kli­ma­tem, sce­ne­rią, wąt­ka­mi fa­bu­lar­ny­mi. 

 

Mo­gli­by­śmy taką dys­ku­sję to­czyć dalej, dzie­ląc na różne wątki, aż wy­pro­wa­dzi­li­by­śmy z rów­no­wa­gi sza­now­ną Au­tor­kę albo be­ry­la. Sku­pię się więc na sed­nie, czyli na tagu “hard SF”

Tagi są po to, aby ścią­gnąć do opo­wia­da­nia od­po­wied­nią grupę czy­tel­ni­ków. Skoro Au­tor­ka ma am­bi­cję pisać hard SF, to wła­śnie na ko­men­ta­rzach tej grupy czy­tel­ni­ków jej za­le­ży, bo to od nich może się do­wie­dzieć, czego tek­sto­wi bra­ku­je. Nie za­po­mi­naj­my, że ten por­tal ma słu­żyć mło­dym au­to­rom. To, na ja­kiej półce w bi­blio­te­ce staną ewen­tu­al­nie po­wie­ści fe­ro­lu­ce, gdy od­nie­sie suk­ces li­te­rac­ki, bę­dzie za­le­ża­ło już od bi­blio­te­ka­rzy i kry­ty­ków li­te­rac­kich, albo od ogółu czy­tel­ni­ków.

Moim zda­niem wybór tagu był wła­ści­wy, bo speł­nił swoje za­da­nie – przy­cią­gnął Cie­bie, ga­ry­_jo­iner i mnie do tego tek­stu, dzię­ki czemu, wła­śnie od Cie­bie, au­tor­ka mogła usły­szeć (w za­sa­dzie prze­czy­tać), czego jej tek­sto­wi za­bra­kło. Je­stem też świę­cie prze­ko­na­ny, że twój zawód był mniej­szy, niż ten, jaki od­czuł­by prze­cięt­ny mi­ło­śnik fan­ta­sy, gdyby pod swoim ulu­bio­nym ta­giem tra­fił na Gwiezd­ne Wojny. :) 

Obaj klik­nę­li­śmy bi­blio­te­kę, a więc żad­ne­mu z nas prze­czy­ta­nie nie spra­wi­ło przy­kro­ści. 

Nie­źle na­pi­sa­ne, do­ce­niam, ale tekst nie w moim gu­ście, więc nieco mnie wy­mę­czył.

Takie tek­sty lubię, jak naj­wię­cej kon­cep­cji w jak naj­krót­szym for­ma­cie :)

Te­ma­ty były po­ru­sza­ne już wiele razy, ale autor opi­sał po­łą­czył je i opi­sał w cał­kiem cie­ka­wym spo­sób.

Rze­czy­wi­ście od­mia­na uży­wa­na przez nar­ra­to­ra może być dys­ku­syj­na, mi aku­rat pa­su­je.

Szort chyba za­słu­żył na nie­piór­ko­wą po­le­can­kę…

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Szort już jest w Bi­blio­te­ce, więc po co go po­le­cać? Wpraw­dzie Au­tor­ka za­nie­dba­ła frag­ment, więc na głów­ną nie po­le­ciał, ale za­wsze okej­ka przy tek­ście coś tam zna­czy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Sorki, moje nie­do­pa­trze­nie, ka­su­je post z hyde’a.

Those who can ima­gi­ne any­thing, can cre­ate the im­pos­si­ble - A. Tu­ring

Muszę przy­znać, że prze­czy­ta­łam szor­ci­ka bez bólu, ale też bez przy­jem­no­ści. Po pierw­sze dla­te­go, że sf to nie są w ogóle moje kli­ma­ty, a po dru­gie dla­te­go, że z fi­zy­ki to ja je­stem noga, ja­kich mało ;)

Ot, hi­sto­ryj­ka do prze­łknię­cia na raz, że się tak wy­ra­żę ;) 

Styl przy­jem­ny, czyta się gład­ko, ale to nie moja bajka. Za to mój dyżur ;)

E, no ład­nie na­pi­sa­ne. Urze­kły mnię tę wszyt­kię słow­ne za­wi­ja­sy i wy­gi­ba­sy. I tytuł na­wią­za­ny do Al­ber­ta E. Sweet!

Jakby nie było już tyle po­wie­dzia­ne i na­kli­ka­ne, to bym coś po­wie­dział i klik­nął.

A tak, tylko po­gra­tu­lu­ję. :)

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Cie­ka­wa wizja końca świa­ta. Na fi­zy­ce kwan­to­wej się nie znam, więc na­uko­wo rów­nież przy­cze­pić mi się nie spo­sób, nawet jeśli by­ło­by do czego. Bar­dzo spodo­ba­ła mi się też kry­ty­ka an­tro­po­cen­try­zmu, na­iw­no­ści re­li­gii, jak rów­nież osta­tecz­na kon­klu­zja – sztucz­nie stwo­rzo­ny bóg stwier­dza­ją­cy, że ma dość i wy­cho­dzi. Bar­dzo ade­kwat­ne w sto­sun­ku do resz­ty tek­stu. Ge­ne­ral­nie – bar­dzo dobry szor­cik i za­słu­żo­na bi­blio­te­ka.

"Nie wierz we wszyst­ko, co my­ślisz."

“Kiedy roz­ma­ici mniej lub bar­dziej na­wie­dze­ni wi­zjo­ne­rzy czy insi fan­ta­ści pro­ro­ko­wa­li ko­niec świa­ta, po­my­sły były roz­ma­ite.”

 

“A ten, jaki na­stał na­praw­dę, po­pu­lar­no­ścią się nie cie­szył – końcu rasa ludz­ka nie grała w nim cen­tral­nej roli…” – w końcu

 

“O czym to ja? A, o Końcu Świa­ta ™.“ – zbęd­na spa­cja przed TM

 

“O czym to ja? A, o Końcu Świa­ta ™. 

No więc, wszech­świat się koń­czy. Albo traf­niej – wszech­świat się skoń­czył, a to, co jesz­cze jest, ist­nie­je w sumie siłą in­er­cji. W końcu ko­smos jest dość duży, nawet jego gwał­tow­ny ko­niec tro­chę po­trwa.“

O wiele za dużo tego koń­cze­nia.

 

“Zresz­tą długo się nie po­cie­szy­ły ży­ciem“ – nacie­szy­ły

 

“…to chyba nawet po­win­nom. 

Swoją drogą, to chyba je­stem od­po­wie­dzią…”

 

Nie wiem wpraw­dzie, czym jest stwo­rzo­ny przez ludz­kość nar­ra­tor, ale na dobrą spra­wę nie ma to moim zda­niem zna­cze­nia. Prze­czy­ta­łam z za­in­te­re­so­wa­niem, po­do­ba mi się taka lekka w sumie wizja końca świa­ta, za­ba­wa z praw­do­po­do­bień­stwem, kra­jo­bra­zem i wy­obraź­nią. Nie znam się na SF więc pew­nie coś mi umknę­ło, ale szort uwa­żam za udany. Na dłuż­szą metę taka kon­wen­cja by się nie spraw­dzi­ła, ale w tej ob­ję­to­ści wy­szło nie­źle.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Nowa Fantastyka