- Opowiadanie: Tomusiatko - Ziemie żywiołów "Gwiezdna noc"

Ziemie żywiołów "Gwiezdna noc"

Przed­sta­wiam jedno z moich opo­wia­dań z ga­tun­ku Fan­ta­sy :). Utwór na­pi­sa­łem w 2008 roku, dzi­siaj go mocno po­pra­wi­łem (nie­mal­że prze­pi­sa­łem od nowa) i je­stem gotów go Wam za­pre­zen­to­wać :).
Opo­wia­da­nie pod wzglę­dem fa­bu­lar­nym jest strasz­nie na­iw­ne i głup­ko­wa­te, świat przed­sta­wio­ny od tam­tej pory prze­szedł dużą me­ta­mor­fo­zę, ale... mam na­dzie­ję, że w tej sta­rej for­mie rów­nież da się to czy­tać.
Po­wo­dze­nia!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Ziemie żywiołów "Gwiezdna noc"

Ra­qu­el szedł mię­dzy ką­pią­cy­mi się w cie­płym słoń­cu drze­wa­mi, świet­nie przy­go­to­wa­ny na po­lo­wa­nie. Jego przy­szła zdo­bycz z pew­no­ścią nie bę­dzie miała żad­nych szans z tak do­brze wy­ekwi­po­wa­nym łowcą. Po­lo­wał na wenę twór­czą. Jego broń sta­no­wi­ło białe pióro, tar­czą zaś była kart­ka pa­pie­ru.

Nosił białe spodnie i ko­szu­lę. Czar­ne włosy opa­da­ły mu na plecy. Na gład­kiej, ja­snej twa­rzy błysz­cza­ły nie­bie­skie oczy. Spo­glą­dał na po­zło­co­ne li­ście drzew. Ptaki sie­dzą­ce na drze­wach śpie­wa­ły swoje naj­słod­sze pio­sen­ki, a lekki wiatr niósł je w czte­ry stro­ny świa­ta, by na twa­rzy każ­de­go na­ma­lo­wać sze­ro­ki uśmiech. Przy­jem­ny szum koił sko­ła­ta­ne nerwy, a otu­lo­na mchem zie­mia prze­ka­zy­wa­ła ener­gię tym, któ­rzy choć­by od­wie­dzi­li las. Kra­ina ta zda­wa­ła się pięk­nieć z każ­dym dniem, jed­nak w po­rów­na­niu z wyspą Ysa­na­ar była je­dy­nie małym pro­my­kiem pięk­na…

Mi­nę­ło le­d­wie kilka mie­się­cy, odkąd wy­ru­szył z Ysa­na­aru na kon­ty­nent Tri­st­glen, by nieco roz­wi­nąć swą ar­ty­stycz­ną ka­rie­rę. Tam gdzie teraz prze­by­wał młody ar­ty­sta, jego zie­mia była na­zy­wa­na rów­nież Gwiezd­ną wyspą, gdyż, sam jej wy­gląd na ma­pach przy­po­mi­nał gwiaz­dę. Raqel mu­siał pły­nąć da­le­ko na wschód by do­trzeć na miej­sce. Po­dróż za­ję­ła równe trzy ty­go­dnie, na szczę­ście droga mor­ska nie two­rzy­ła prze­szkód.

Ysa­na­ar. Wyspa zło­ci­stych lasów i przej­rzy­stych wód i naj­pięk­niej­szych nocy, kiedy to niebo po­kry­wa się szatą ja­śnie­ją­cych gwiazd, a ca­lut­ką zie­mię za­le­wa księ­ży­co­wa po­świa­ta. Męż­czy­zna wspo­mi­nał chwi­le, gdy leżąc na tra­wie, oglą­dał roz­ma­rzo­nym wzro­kiem mi­lio­ny ja­snych gwiazd i po­dzi­wiał blask dwóch księ­ży­ców – koła i ro­ga­la – pa­nu­ją­cych na dwóch stro­nach nieba.

W całej hi­sto­rii Ysa­na­aru za­pi­sa­no tylko jedną po­waż­ną wojnę, kiedy to sprzed setek lat siły nie­umar­łych chcia­ły znisz­czyć wszyst­ko, co znał świat.

Śmierć i spu­sto­sze­nie na długo uwię­zi­ły tę kra­inę w swo­ich si­dłach, jed­nak w końcu oj­czy­znę ar­ty­stów wy­zwo­lo­no dzię­ki od­no­wie­niu sta­ro­żyt­nej cy­wi­li­za­cji Pa­ste­rzy Dusz, z którą póź­niej kon­takt znów się urwał.

Bli­skość po­wro­tu na oj­czy­ste zie­mie wy­wo­ły­wał na twa­rzy poety i wróż­bi­ty wyraz szcze­rej ra­do­ści. Wresz­cie wróci do uko­cha­nych miejsc, uwiel­bio­nych lasów, za­przy­jaź­nio­nych istot… Cze­ka­ła na niego jego ro­dzi­na. A ro­dzi­ną było wszyst­ko, co żyje na Księ­ży­co­wej Wy­spie.

Nagły biały błysk wy­rwał ar­ty­stę z roz­my­ślań…

 

*****

 

Zo­ba­czyw­szy błysk, Raqel od razu ru­szył w jego stro­nę. Przy­szło mu na myśl, że to ja­kieś zwie­rze wpa­dło w za­sadz­kę tro­pi­cie­li. Męż­czy­zna przy­śpie­szył kroku, chcąc pomóc bied­nej ofie­rze.

Wkrót­ce za­uwa­żył trzech bro­da­tych kra­sno­lu­dów trzy­ma­ją­cych w dło­niach noże. Okrą­ży­li bez­bron­ną ko­bie­tę.

Raqel przy­brał po­stać czar­ne­go kruka, szy­bu­jąc w małym od­stę­pie od ziemi, wy­brał drze­wo bę­dą­ce bli­skim świad­kiem zda­rze­nia i wy­lą­do­wał na ga­łę­zi wy­ra­sta­ją­cej kilka cen­ty­me­trów pod jego ko­ro­ną.

Na­past­ni­cy mieli na sobie brud­ne, po­ła­ta­ne ciu­chy. Wy­glą­da­li na zło­dziei.

Dziew­czy­na le­ża­ła bez­wład­nie na ziemi, a kra­sno­lu­dy pod­cho­dzi­ły coraz bli­żej niej, z każ­dym kro­kiem uno­sząc noże coraz wyżej w go­to­wo­ści do ataku. Cią­gle brzmiał ich szy­der­czy śmiech…

Raqel sfru­nął na zie­mię i przy­brał po­now­nie swą wła­ści­wą po­stać. Spo­koj­nie uniósł rękę w górę, a z niej z gło­śnym grzmo­tem wy­ło­nił się błę­kit­ny pio­run. Trzej ło­trzy­ko­wie aż pod­sko­czy­li z prze­ra­że­nia, a póź­niej od­wró­ci­li się w stro­nę maga. Ro­ze­śmia­li się na widok nie­zbyt mu­sku­lar­ne­go męż­czy­zny.

Ban­dy­ci ru­szy­li szyb­kim kro­kiem w stro­nę ar­ty­sty, ich ruchy były gwał­tow­ne, a oczy pełne żądzy krwi. Gdy tak pę­dzi­li w jego stro­nę, Raqel wy­cią­gnął ręce z otwar­ty­mi dłoń­mi oraz luźno od­da­lo­ny­mi od sie­bie pal­ca­mi. Jego dło­nie ogar­nę­ła szara mgieł­ka, po czym przy­cią­gnął ręce do sie­bie a na­stęp­nie pchnął lekko do przo­du. Mgła gęst­nia­ła z każdą chwi­lą.

Gdy opa­dła, przed cza­ro­dzie­jem uka­za­ły się trzy po­są­gi.

Nie­wia­sta le­ża­ła nie­ru­cho­mo na twar­dej ziemi. Poeta za­mie­nił w ka­mień je­dy­nie tych ło­trów, więc z nią wszyst­ko po­win­no być w po­rząd­ku…

Raqel przy­klęk­nął przy dziew­czy­nie. Miała dłu­gie czar­ne pro­ste włosy opa­da­ją­ce jej tro­chę po­wy­żej łokci. Lekko sko­śne piwne oczy zdo­bi­ły ślicz­ną buzię o ciem­nej kar­na­cji. Czuł, jakby zo­ba­czył co naj­mniej Bo­gi­nię…

Wyjął z sa­kiew­ki przy pasie zwój te­le­por­ta­cji, który na­pi­sał dzię­ki swej zna­jo­mo­ści magii. Wziął pięk­ność w ra­mio­na, prze­czy­tał za­war­tość kart­ki i oboje znik­nę­li z lasu, po­zo­sta­wia­jąc upusz­czo­ny przez poetę zwój pa­pie­ru, który swo­bod­nie po­szy­bo­wał na wie­trze mię­dzy drze­wa.

 

*****

 

 

Po szyb­kim po­wro­cie z lasu poeta wszedł do ma­łe­go po­ko­ju, w któ­rym było tylko kilka mebli z ciem­ne­go drew­na, na ścia­nach kilka ob­ra­zów i mięk­kie łóżko, na któ­rym uło­żył ko­bie­tę…

Czu­wał przy niej i po­ma­gał jej przez całą noc. Sie­dząc na łóżku obok niej i wpa­tru­jąc się w nią nie czuł po­trze­by snu ani ja­kie­go­kol­wiek zmę­cze­nia.

 

…A pięk­no twe jak gwiaz­dy świat roz­ja­śnia…

 

Po­wta­rzał w my­ślach frag­ment wier­sza dla Ameny, bo jak się do­wie­dział, wła­śnie tak miała na imię jego pięk­ność.

Gdy po­wró­ci­ły jej siły, opo­wie­dzia­ła, jak to kra­sno­lu­do­wie wy­bie­gli zza ścia­ny drzew i za­czę­li go­ni­twę. Ucie­ka­ła, po­ty­ka­jąc się o ko­rze­nie drzew…

Jed­nak w końcu ją zła­pa­li, zo­sta­ła kilka razy ude­rzo­na i padła na zie­mię. Wię­cej nie pa­mię­ta­ła. Raqel wy­peł­nił pust­kę w jej umy­śle.

Na py­ta­nia skąd po­cho­dzi, dziew­czy­na od­po­wie­dzia­ła, że ar­ty­sta dowie się o tym kiedy in­dziej, przy czym słod­ko się uśmiech­nę­ła.

Od­wza­jem­nił uśmiech.

Roz­ma­wia­li przez cały na­stęp­ny dzień. Ko­bie­ta zdro­wia­ła tym szyb­ciej, im dłu­żej była przy Ra­qe­lu. Nie mieli żad­nych pro­ble­mów ze ro­zu­mie­niem sie­bie.

 

*****

 

Sie­dząc przy biur­ku z gład­kie­go drew­na w swo­jej pra­cow­ni ar­ty­stycz­nej, roz­my­ślał nad tym, jak mocno ją po­ko­chał. Już od pierw­sze­go wej­rze­nia, gdy uj­rzał w lesie bez­wład­nie le­żą­cą nie­wia­stę, pod­jął de­cy­zję, że odda się jej bez­gra­nicz­nie. Bę­dzie wiel­bił ku koń­co­wi swych dni, dbał o nią do końca życia, two­rzył z myślą o niej aż po kres świa­ta…

I czas nad­szedł, aby jej to wszyst­ko po­wie­dzieć, chciał to zro­bić, ale nie wie­dział, czy ona od­wza­jem­nia uczu­cie. Przy­pusz­czał, że ich wza­jem­ne więzy się za­cie­śnia­ją, nawet pra­wie to wy­czu­wał, ale nie był pe­wien… wszyst­ko było takie za­mie­sza­ne…

Mu­siał z nią po­mó­wić, i on to wie­dział.

W końcu pod­jął się wy­zwa­nia, i po­szedł do niej. Serce za­czę­ło coraz ży­wiej bić. Wziąłw­szy głę­bo­ki wdech, gło­śno wy­pu­ścił po­wie­trze.

Wszedł pew­nie, przez uchy­lo­ne drzwi, spo­glą­da­jąc na pięk­ną Amenę le­żą­cą pod cien­ką ciem­no­zie­lo­ną po­ście­lą. Na widok męż­czy­zny, który ją ura­to­wał, dziew­czy­na nie skry­wa­ła uśmie­chu.

– Czuję się coraz le­piej, jeśli tak dalej pój­dzie, nie będę mu­sia­ła dłu­żej cię kło­po­tać – po­wie­dzia­ła ła­god­nym i przy­ja­znym gło­sem..

– nie­zwy­kłym za­szczy­tem jest mi cie­bie go­ścić, pani, ucie­szy­ło­by mnie gdy­byś zo­sta­ła jesz­cze na jakiś czas, bo­wiem nie go­ści­łem tu jesz­cze tak pięk­nej ko­bie­ty. – od­po­wie­dział.

Na twa­rzy Ameny po­ja­wi­ły się de­li­kat­ne ru­mień­ce, a uśmiech po­głę­bił się, uka­zaw­szy białe zęby.

– A były inne? – Za­py­ta­ła nie­spo­dzie­wa­nie.

– Tylko prze­jezd­ne, szu­ka­ją­ce noc­le­gów – tym razem to on się uśmiech­nął – ale żadna nie do­rów­ny­wa­ła urodą, ani ze­wnętrz­ną ani we­wnętrz­ną, tobie. – Dodał.

– Dzię­ku­ję – Za­ru­mie­ni­ła się jesz­cze bar­dziej i scho­wa­ła część twa­rzy za ko­la­na­mi, na­szły ją dość głu­pie chęci uca­ło­wa­nia go w po­li­czek. – Przej­dzie­my się?

– Ale twoje…

– Nogi są zdro­we – miłym tonem do­koń­czy­ła jego wy­po­wiedź na swój spo­sób.

Po­mógł jej pod­nieść się z łóżka.

Coś pchnę­ło ją na­przód. Nie do­wie­dział się, że to ona z wła­snej woli po­stą­pi­ła gwał­tow­nie do przo­du.

Krót­ki, trwa­ją­cy za­le­d­wie ułam­ki se­kund mo­ment i le­że­li na łóżku, pa­trząc sobie głę­bo­ko w oczy. Wpa­tru­jąc się w nią, za­gu­bił się w pę­dzą­cym wirze myśli.

De­li­kat­nie uca­ło­wa­ła go w usta.

Amena…

W chwi­li roz­ko­szy wy­zna­li sobie mi­łość.

Uczu­cie dziew­czy­ny rosło od chwi­li, gdy do­wie­dzia­ła się, że dzię­ki Ra­qe­lo­wi może wciąż cie­szyć się ży­ciem, a kiedy zna­la­zła i prze­czy­ta­ła wiersz ar­ty­sty jej po­świę­co­ny, zro­zu­mia­ła, że to wza­jem­na mi­łość

Dwa ciała stały się jed­nym

 

*****

 

Szli głów­ną ścież­ką ogro­do­wą po­środ­ku osie­dla na któ­rym miesz­kał Raqel.

Będąc jesz­cze z nim w łóżku, po­wie­dzia­ła mu, że na nią już czas, że musi wra­cać do sie­bie. Nie bar­dzo mu się po­do­ba­ła wizja po­dró­żu­ją­cej nocą ko­bie­ty, ale ona mó­wi­ła, że wie, co robi i uwie­rzył jej.

Stali już w cen­trum ogro­du, gdzie jego roz­wi­dlo­ne ścież­ki się spo­ty­ka­ły. Miej­sce ota­cza­ły wie­lo­barw­ne od­dzia­ły kwia­tów, po każ­dej stro­nie środ­ka ogro­du stała jedna drew­nia­na ła­wecz­ka.

Po ostat­nim po­ca­łun­ku, ko­bie­ta ka­za­ła męż­czyź­nie się od­su­nąć…

Po­pa­trzy­ła w górę

Kilka gwiazd jakby ze­szło z nieba, i za­czę­ło wi­ro­wać wokół niej. Wy­mie­ni­li jesz­cze kilka po­że­gnal­nych słów, po czym na­stą­pił błysk.

Gdy otwo­rzył oczy, ko­bie­ty już nie było…

Pa­ste­rze Dusz te­le­por­to­wa­li się w taki spo­sób… czyż­by ona…?

Raqel wkrót­ce wróci do Ysa­na­aru.

Może wtedy spo­tka­ją się po­now­nie.

Koniec

Komentarze

My­śla­łam, że panna jest uoso­bie­niem weny lub czymś w tym stylu. Za­koń­cze­nie mnie za­wio­dło, bo fakt, że dziew­czy­na oka­za­ła się Pa­ste­rzem Dusz, ni­cze­go nie wniósł. Bra­ku­je w tym ja­kie­goś… sensu, głębi czy cho­ciaż re­zul­ta­tu. Zo­sta­łam z myślą “i co z tego?”. Może epi­log w po­sta­ci bla­sku i dziec­ka pod­rzu­co­ne­go na progu już byłby czymś wię­cej, lecz nadal ni­czym ory­gi­nal­nym.

Za­czę­ło się cał­kiem do­brze, choć może przy­dłu­gi­mi opi­sa­mi. Potem wszyst­ko się roz­my­wa­ło. Jak dla mnie, za dużo było prze­sko­ków fa­bu­lar­nych do przo­du. Przy­kła­do­wo przy­da­ło­by się może przed­sta­wić bar­dziej pierw­sze roz­mo­wy bo­ha­te­rów (gdy wy­ja­wia­ła imię oraz oko­licz­no­ści na­pa­du) za­miast wspo­mnieć o nich opi­so­wo.

Przed­sta­wie­nie wła­ści­cie­la karcz­my było bez­ce­lo­we. Bo­ha­ter kom­plet­nie nic nie wno­sił do fa­bu­ły, nawet się w żad­nej sce­nie nie po­ja­wił. Po­wią­za­ne z nim plot­ki cał­kiem cie­ka­we, ale nie mają racji bytu w tym opo­wia­da­niu, skoro ni­cze­go nie wno­szą.

Może to tylko ja, ale po­gu­bi­łam się w kra­inach: gdzie bo­ha­ter był, gdzie jest i skąd wła­ści­wie po­cho­dzi.

Sporo bra­ku­je prze­cin­ków. Czę­sto nie­po­trzeb­nie mno­żysz aka­pi­ty, np. nad­mier­nie two­rzysz jed­noz­da­nio­we, co wręcz utrud­nia czy­ta­nie.

Nie pod­kre­ślaj, nie pisz wprost, że bo­ha­ter używa magii, a tym bar­dziej nie wchodź w szcze­gó­ły, jaki to za­kres magii. Bar­dzo psuje to akcję, a czy­tel­nik głupi nie jest i do­my­śli się, że przy­kła­do­wo prze­mia­na w ptaka to magia.

 

Te zda­nia wy­jąt­ko­wo zwró­ci­ły moją uwagę:

 

Śmierć i spu­sto­sze­nie na długo uwię­zi­ły tę kra­inę w swo­ich si­dłach, jed­nak w końcu udało oj­czy­znę ar­ty­stów wy­zwo­lo­no dzię­ki od­no­wie­niu sta­ro­żyt­nej cy­wi­li­za­cji Pa­ste­rzy Dusz

Za­pew­ne “udało” zo­sta­ło z ja­kiejś wcze­śniej­szej wer­sji zda­nia ;P

A cho­dzi chyba o od­no­wie­nie kon­tak­tu, a nie od­no­wie­nie cy­wi­li­za­cji?

 

 z którą póź­niej kon­takt znów za­nikł.

Bar­dziej by mi pa­so­wa­ło “urwał się”.

 

Zo­ba­czyw­szy błysk, Raqel od razu ru­szył w jego stro­nę. Przy­szło mu na myśl, że to ja­kieś zwie­rze wpa­dło w za­sadz­kę tro­pi­cie­li.

Nie wiem, jak błysk sko­ja­rzył mu się ze zwie­rzę­ciem w za­sadz­ce…

 

Sko­rzy­staw­szy ze swo­ich umie­jęt­no­ści z za­kre­su magii prze­mie­nie­nia, Raqel przy­brał po­stać czar­ne­go kruka, szy­bu­jąc w małym od­stę­pie od ziemi, wy­brał drze­wo bę­dą­ce bli­skim świad­kiem zda­rze­nia i wy­lą­do­wał na ga­łę­zi wy­ra­sta­ją­cej kilka cen­ty­me­trów pod jego ko­ro­ną.

Po pierw­sze, za dłu­gie zda­nie. Na­le­ża­ło­by je po­dzie­lić na dwa lub wię­cej. Po dru­gie, pierw­sza część zda­nia (sko­rzy­staw­szy… …prze­mie­nie­nia) brzmi nie­li­te­rac­ko, nie­kli­ma­tycz­nie. Jak już, wy­star­czy­ło­by “ko­rzy­sta­jąc z magii”.

 

Cały czas w po­wie­trze ob­cią­żał ich szy­der­czy śmiech…

Jakoś śmiech ob­cią­ża­ją­cy po­wie­trze nie brzmi do­brze. No i nie­po­trzeb­ne “w“.

 

Ban­dy­ci ru­szy­li szyb­kim kro­kiem w stro­nę ar­ty­sty, ich ruchy były gwał­tow­ne, a oczy pełne żądzy krwi. Poeta stał się na­ocz­nym świad­kiem próby po­peł­nie­nia po­waż­ne­go prze­stęp­stwa. Nie było wyj­ścia, mu­sie­li go zli­kwi­do­wać.

Naj­pierw o żądzy krwi, a potem o “na­ocz­nym świad­ku próby po­peł­nie­nia po­waż­ne­go prze­stęp­stwa“ jak w po­li­cyj­nym ra­por­cie. Bar­dzo to nie współ­gra, szcze­gól­nie że nar­ra­cja wcho­dzi tu chwi­lo­wo w głowy tych­że ban­dy­tów – przy­naj­mniej tak to od­bie­ram.

 

Nie mógł temu za­prze­stać. Stwier­dził u sie­bie brak wąt­pli­wo­ści w to, że zna­lazł skarb, któ­re­go po­żą­da­li ar­ty­ści.

Te dwa zda­nia wy­wo­ła­ły u mnie re­ak­cję “… że co?“ ;P

 

Po­mógł jej wstać.

Coś pchnę­ło ją na­przód. Wróż­bi­ta nie do­wie­dział się, że to ona z wła­snej woli po­stą­pi­ła gwał­tow­nie do przo­du.

Wy­star­czy­ła krót­ka chwi­la i padli na łóżko.

Skoro wsta­ła, a coś po­pchnę­ło ją na­przód… nie po­win­ni upaść na pod­ło­gę? Nie wiem, skąd tu się nagle wzię­ło okre­śle­nie “wróż­bi­ta“. I nie wiem, do ja­kie­go wnio­sku mógł dojść bo­ha­ter. Co ją niby miało po­pchnąć? Jak mógł nie po­czuć, że ona sama nie po­stą­pi­ła na­przód?

 

Przy­zna­jesz, że fa­bu­ła na­iw­na, ale da­ło­by się zro­bić z tego ładną, po­etyc­ką, ro­man­tycz­ną hi­sto­rię – w końcu mi­łość jest głów­ną czę­ścią fa­bu­ły. Tym­cza­sem bra­ku­je przed­sta­wie­nia emo­cji, ro­dzą­ce­go się uczu­cia. Można by się było po­sta­rać o cie­kaw­szą nar­ra­cję, wy­ko­rzy­stu­jąc fakt, że bo­ha­ter jest poetą, np. wię­cej po­ka­zać ro­dzą­ce się w jego gło­wie wersy w re­ak­cji na oto­cze­nie lub zda­rze­nia.

Widzę tu ja­kieś po­my­sły, zga­du­ję, że je póź­niej roz­wi­ja­łeś w in­nych opo­wia­da­niach, ale warsz­tat wy­ma­ga sporo po­pra­wy.

Wiem, że warsz­tat po­ma­ga po­pra­wy, ale tę po­pra­wę uła­twia­ją takie osoby jak Ty.

Dzię­ki za pomoc :)

Dość to­por­nie po­da­jesz czy­tel­ni­ko­wi wy­gląd bo­ha­te­ra. Le­piej być bar­dziej sub­tel­nym w tej kwe­stii, wspo­mnieć niby mi­mo­cho­dem przy ja­kiejś oka­zji, po­wią­zać to z czymś. Bo tak – na­wy­mie­nia­łeś w co jest ubra­ny, jakie ma oczy i tak dalej, ale nic nie spra­wia, że za­pa­mię­tu­ję te cechy.

 

Kra­ina ta zda­wa­ła się pięk­nieć z każ­dym dniem, jed­nak w po­rów­na­niu z wyspą Ysa­na­ar była je­dy­nie małym pro­my­kiem pięk­na

Raz na­zy­wasz bo­ha­te­ra Ra­qu­el, a raz Raqel.

 

na szczę­ście droga mor­ska nie two­rzy­ła prze­szkód.

Jak droga może two­rzyć prze­szko­dy? Może le­piej: na dro­dze mor­skiej nie na­po­tkał prze­szkód?

 

– nie­zwy­kłym za­szczy­tem jest mi cie­bie go­ścić, pani, ucie­szy­ło­by mnie gdy­byś zo­sta­ła jesz­cze na jakiś czas, bo­wiem nie go­ści­łem tu jesz­cze tak pięk­nej ko­bie­ty.

+ zda­nia roz­po­czy­na­my od dużej li­te­ry.

Sta­raj się pisać wię­cej i bar­dziej kom­pli­ko­wać sy­tu­ację w swo­ich tek­stach. Tutaj jest bar­dzo na­iw­nie. Bo­ha­ter wpada po­mię­dzy ra­bu­siów i ni­czym bóg no­kau­tu­je ich bez naj­mniej­szej za­dysz­ki. Mi­łość wy­zna­je swo­jej to­wa­rzysz­ce rów­nież bar­dzo szyb­ko. Mało tego, ona też go kocha i też nie ma nic prze­ciw­ko. Wszyst­ko jest zbyt per­fek­cyj­ne, a czy­tel­nik lubi, gdy bo­ha­te­ro­wi się nie wie­dzie, przy­naj­mniej przez jakiś czas, bo dzię­ki temu może mu po­ki­bi­co­wać.

Po­zdra­wiam ;)

Opo­wia­dan­ko ma pe­wien na­iw­ny nieco urok – przy­po­mi­na po­etyc­ką bajkę. Jest tro­chę ku­la­wych zdań. Jed­nak daje się za­uwa­żyć u au­to­ra pe­wien po­ten­cjał li­te­rac­ki. Po­zdra­wiam.

Dzię­ku­ję MrBri­ght­si­de za wni­kli­wą opi­nię i Tobie ry­szar­dzie – czy też Ry­szar­dzie :). Miło było mi czy­tać, że uwa­żasz mój świat za baj­ko­wy, bo taki wła­śnie ma być :). MrBri­ght­si­de, masz świę­tą rację z tym przed­sta­wia­niem bo­ha­te­ra. Po­win­no być ina­czej, jed­nak w pier­wot­nej wer­sji opo­wia­da­nie było, jak było i po­sta­no­wi­łem to tak zo­sta­wić. W ogóle we wszyst­kim masz rację :).

Tak to jest z tym po­pra­wia­niem sta­rych tek­stów – tu się coś po­mi­nie, tu zo­sta­nie coś, co po­win­no wy­paść, tego się nie do­pa­trzy…

Oczy­wi­ście nie chce się tu bro­nić, błędy są i mo­głem sta­ran­niej ich po­szu­kać. Moja wina.

Po­my­śla­łem sobie, że za­miast po­pra­wiać tek­sty sprzed lat, może le­piej na­pi­sać je zu­peł­nie od nowa ;).

Dodam jesz­cze, że kiedy pi­sa­łem to opo­wia­da­nie, mia­łem ja­kieś 15 lat. Czło­wiek ma wtedy takie głup­ko­wa­to na­iw­ne my­śle­nie. Tro­chę się wsty­dzę swo­ich tek­stów z tam­tych lat. Ale do tego utwo­ru aku­rat po­sta­no­wi­łem wró­cić. Jak to mówią – raz kozie śmierć :D.

Zga­dzam się z Bri­ght­si­de – jeśli bo­ha­ter wszyst­ko osią­ga bez wy­sił­ku, to robi się nudno. Mu­sisz go tro­chę po­mę­czyć, prze­czoł­gać po bło­cie. ;-)

Cza­sa­mi masz nie­zgrab­ne kon­struk­cje. Ro­bisz błędy w za­pi­sie dia­lo­gów.

– Dzię­ku­ję – Za­ru­mie­ni­ła się jesz­cze bar­dziej i scho­wa­ła część twa­rzy za ko­la­na­mi, na­szły ją dość głu­pie chęci uca­ło­wa­nia go w po­li­czek.

Na le­żą­co? To chyba dzi­wacz­na po­zy­cja. Może nawet wy­uz­da­na.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ko­lej­ne głu­pie nie­do­pa­trze­nie. W cza­sie po­wsta­wa­nia tego utwo­ru pi­sa­łem na­praw­dę bar­dzo kiep­sko :D.

Ależ ta @Fin­kla ma wy­obraź­nię… Znam lep­sze po­zy­cje do upra­wia­nia mi­ło­ści. Po­le­cam po­wieść pt. “Błę­kit­ny pokój”. Po­zdra­wiam roz­ba­wio­ny.

Jasne, zwal wszyst­ko na mnie. A kto tak na­pi­sał? ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ale autor to zro­bił bez “wy­uz­da­nych” myśli, bo jest ro­man­ty­kiem i poetą. Po pro­stu tak mu wy­szło, bez ko­sma­tych in­ten­cji. Po­zdra­wiam.

Tak, to było zu­peł­nie przy­pad­ko­we.

Ale wy­szło na­praw­dę za­baw­nie laugh.

Nie ukry­wam, To­mu­siat­ko, że wo­la­ła­bym prze­czy­tać coś, co na­pi­sa­łeś teraz. Opo­wia­da­nie sprzed ośmiu lat z pew­no­ścią nie od­zwier­cie­dla Two­ich obec­nych moż­li­wo­ści i umie­jęt­no­ści. Jest tyleż baj­ko­we, co na­iw­ne, a miej­sca­mi wręcz za­baw­nie nie­po­rad­ne.

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia sporo do ży­cze­nia.

Mam na­dzie­ję, że lek­tu­ra Two­ich przy­szłych opo­wia­dań do­star­czy mi więk­szej sa­tys­fak­cji. ;-)

 

Spo­glą­dał na po­zło­co­ne li­ście drzew. Ptaki sie­dzą­ce na drze­wach… – Po­wtó­rze­nie.

 

jego zie­mia była na­zy­wa­na rów­nież Gwiezd­ną wyspą… – …jego zie­mia była na­zy­wa­na rów­nież Gwiezd­ną Wyspą

 

kiedy to sprzed setek lat siły nie­umar­łych chcia­ły znisz­czyć wszyst­ko, co znał świat. – …kiedy to przed set­ka­mi lat, siły nie­umar­łych chcia­ły znisz­czyć wszyst­ko, co znał świat.

Czy to za­mie­rzo­ny rym?

 

 Bli­skość po­wro­tu na oj­czy­ste zie­mie wy­wo­ły­wał na twa­rzy poety i wróż­bi­ty wyraz szcze­rej ra­do­ści. – Li­te­rów­ka. 

 

że to ja­kieś zwie­rze wpa­dło w za­sadz­kę tro­pi­cie­li. – Li­te­rów­ka.

 

Raqel przy­brał po­stać czar­ne­go kruka, szy­bu­jąc w małym od­stę­pie od ziemi… – Ra­czej: Raqel przy­brał po­stać czar­ne­go kruka, szy­bu­jącego na nie­wiel­kiej wy­so­ko­ści

 

Na­past­ni­cy mieli na sobie brud­ne, po­ła­ta­ne ciu­chy. – Ra­czej: Na­past­ni­cy mieli na sobie brud­ne, po­ła­ta­ne ubra­nia

 

Spo­koj­nie uniósł rękę w górę… – Masło ma­śla­ne. Czy mógł unieść rękę w dół?

 

Raqel wy­cią­gnął ręce z otwar­ty­mi dłoń­mi oraz luźno od­da­lo­ny­mi od sie­bie pal­ca­mi. Jego dło­nie ogar­nę­ła szara mgieł­ka, po czym przy­cią­gnął ręce do sie­bie… – Po­wtó­rze­nia.

 

Miała dłu­gie czar­ne pro­ste włosy opa­da­ją­ce jej tro­chę po­wy­żej łokci. – Skoro dziew­czy­na le­ża­ła, jej włosy nie mogły opa­dać, bo też le­ża­ły.

 

Czuł, jakby zo­ba­czył co naj­mniej Bo­gi­nię… – Dla­cze­go bo­gi­ni jest na­pi­sa­na wiel­ka li­te­rą?

 

wszedł do ma­łe­go po­ko­ju, w któ­rym było tylko kilka mebli z ciem­ne­go drew­na, na ścia­nach kilka ob­ra­zów i mięk­kie łóżko, na któ­rym uło­żył ko­bie­tę… – Do­my­ślam się, że łóżko na ścia­nie to taka fa­na­be­ria pana ma­ga-ar­ty­sty. ;-)

 

wpa­tru­jąc się w nią nie czuł po­trze­by snu ani ja­kie­go­kol­wiek zmę­cze­nia. – Czy w in­nych oko­licz­no­ściach czuł­by po­trze­bę bycia zmę­czo­nym? ;-)

 

wy­bie­gli zza ścia­ny drzew i za­czę­li go­ni­twę. Ucie­ka­ła, po­ty­ka­jąc się o ko­rze­nie drzew – Po­wtó­rze­nie.

 

Już od pierw­sze­go wej­rze­nia, gdy uj­rzał w lesie… – Po­wtó­rze­nie.

 

Bę­dzie wiel­bił ku koń­co­wi swych dni… – Z tego wy­ni­ka, miał za­miar wiel­bić pannę, kiedy już bę­dzie star­cem. ;-)

Może: Bę­dzie wiel­bił po kres swo­ich dni

 

nie wie­dział, czy ona od­wza­jem­nia uczu­cie. Przy­pusz­czał, że ich wza­jem­ne więzy… – Po­wtó­rze­nie.

 

Wziąłw­szy głę­bo­ki wdech, gło­śno wy­pu­ścił po­wie­trze.Wziąw­szy głę­bo­ki wdech, gło­śno wy­pu­ścił po­wie­trze.

 

po­wie­dzia­ła ła­god­nym i przy­ja­znym gło­sem.. – Jeśli na końcu zda­nia miała być krop­ka, jest o jedną krop­kę za dużo, a jeśli miał być wie­lo­kro­pek, jest o jedną krop­kę za mało.

 

zro­zu­mia­ła, że to wza­jem­na mi­łość

Dwa ciała stały się jed­nym – Na końcu obu zdań bra­ku­je kro­pek.

 

Będąc jesz­cze z nim w łóżku, po­wie­dzia­ła mu, że na nią już czas, że musi wra­cać do sie­bie. Nie bar­dzo mu się po­do­ba­ła wizja po­dró­żu­ją­cej nocą ko­bie­ty, ale ona mó­wi­ła, że wie, co robi i uwie­rzył jej. – Przy­kład za­im­ko­zy. Czy wszyst­kie za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Miej­sce ota­cza­ły wie­lo­barw­ne od­dzia­ły kwia­tów… – Ja­kież to od­dzia­ły two­rzy­ły kwia­ty?

Może: Miej­sce ota­cza­ły ra­ba­ty wie­lo­barw­nych kwia­tów

 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za opi­nię, po­sta­ram się ją do­kład­nie prze­ana­li­zo­wać :).

Myślę, że moje świe­że opo­wia­da­nia będą – są – lep­sze. A przy­naj­mniej będę się sta­rał, by takie były.

 

 Dzię­ki raz jesz­cze za po­świę­co­ny mi czas :).

Jeśli w czym­kol­wiek po­mo­głam, to bar­dzo się cie­szę. ;-)

 

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­mo­głaś, każda opi­nia po­ma­ga :)

;-D

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

“Nie­po­rad­ne” to chyba naj­wła­ściw­sze okre­śle­nie, jakie przy­cho­dzi mi do głowy, po prze­czy­ta­niu tego tek­stu. Od sie­bie nie będę rzu­cał żad­nych kry­tycz­nych uwag, bo to co po­win­no zo­stać po­wie­dzia­ne, wła­ści­wie zo­sta­ło już po­wie­dzia­ne. 

Choć czy­ta­ło mi się ten tekst dość bez­bo­le­śnie, jedna rzecz tro­chę mnie nu­ży­ła. Mówię tutaj o braku kon­tek­stu. W opo­wia­da­niu po­ja­wia­ją się różne po­ję­cia i nazwy, ale przy tak nie­wiel­kich roz­mia­rach tek­stu nie ma miej­sca, by na­le­ży­cie je wy­ja­śnić, ani tym bar­dziej na­le­ży­cie wy­kre­ować więź mię­dzy nimi a czy­tel­ni­kiem. Stąd za­koń­cze­nie, które po­win­no za­ska­ki­wać i bu­dzić uczu­cia, skła­nia je­dy­nie do wzru­sze­nia ra­mio­na­mi.

Chyba ni­cze­go no­we­go nie dodam, nie czy­ta­ło się źle.

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka