- Opowiadanie: Wicked G - Źródło bólu [Euijin]

Źródło bólu [Euijin]

Ostatnia część cylku “Euijin”.

 

Do pobrania wszystkie części w jednym pliku (PDF, EPUB, MOBI lub ODT)

 

Ogromne podziękowania dla Morgiany i Belhaja za betę i za to, że wspierali mnie od początku do końca.

 

Wypadałoby oddać hołd utworowi muzycznemu (jak również i jego twórcy), bez którego chyba nie powstałby ten cykl: Om Unit – Wall of Light

 

Miłej lektury.

Oceny

Źródło bólu [Euijin]

Mi thyus nev dhraa.

Przez umysł Hirama przewinęło się jeszcze kilka zaklęć. Bariera otaczająca mieszkanie wyparowała. Zamek zazgrzytał, klamka opadła. Devylańczyk odrodzony w ciele Bezkresowianina kodował już następną zmianę informacji, różnicę napięć pomiędzy jego dłonią, a osobą, która wchodziła do środka.

Dla jednej mógł zrobić wyjątek i nie dokończyć ataku.

Raya.

Był niemal pewny, że to ona, w końcu przekazała mu telepatycznie hasło. Lecz ostatnie wydarzenia utwierdziły Hirama w przekonaniu, że należy spodziewać się wszystkiego.

Drzwi się otworzyły. Piękna jak zawsze, rzuciła się Hiramowi w objęcia. Przytulali się przez chwilę, po czym Raya zdjęła plecak, a jej ukochany ponownie zabezpieczył wejście.

– Mieliśmy żyć normalnie – powiedział Hiram, spoczywając na trzeszczącym krześle. – Z dala od wielkich spraw. I co? Znowu się przemieniasz, mimo iż miałaś już nie być Tur Zijimr, ciągłe akcje z metafizymem i nawracaniem ludzi na wiarę w Zazugha, sabotowanie policji… Nie mogę tego znieść! Boję się o nas. O ciebie…

– Nie ufasz Mu nawet po tym, co dla nas uczynił? – zarzuciła mu Raya. – Czego się lękasz? Śmierci? Już raz Pan przywrócił cię z martwych.

– Istnieją gorsze rzeczy niż śmierć. Zazugh już raz poległ przez Gadayro, i zgadnij co? Teraz wszystkie korporacje i rząd skumały się przeciwko niemu.

Raya zrobiła zniesmaczoną minę i odwróciła wzrok.

– Ech – westchnął Hiram. – Też zależy mi na tym, żeby odmienić los ludzkości. Po prostu… Boję się, że może się nam nie udać. Dobrze wiesz, że jestem tchórzem.

– Nie jesteś. – Raya wstała z sofy i usiadła Hiramowi na kolanie. – Miałeś odwagę zostać przy mnie, choć po drodze spotkało nas wiele trudności.

– Chodźmy już spać. Co zakłada plan na jutro?

– Musimy dostarczyć metafizym do Skalmiasta. Potem mamy osobiście spotkać się z Zazughiem.

– To będzie ciężki dzień… Mogę cię o coś prosić?

– Hm?

– Zmień postać na tę, którą miałaś, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz.

Raya uśmiechnęła się i przeobraziła w szczupłą, bladoniebieską Devylankę o długich frędzlach na skórze. Hiram, mimo że został okłamany, cieszył się z faktu, iż jego ukochana na powrót stała się Tur Zijimrem, aby móc lepiej służyć Zazughowi w tym kluczowym momencie dziejów.

– Zawsze będziesz tym zapyziałym Lodogóralem – stwierdziła Raya, kręcąc głową. – Może poprosimy o powrót do starego ciała, kiedy będzie już po wszystkim?

– Nie wiesz, jak bardzo na to czekam – wyznał Hiram i pocałował swoją ukochaną w szyję, po czym wstał i zaniósł ją do sypialni.

 

*

 

Grupka naukowców i inżynierów siedziała w zadymionym pokoju socjalnym bazy na Czarnej Wyspie. Przybyli tu z różnych stron Euijin, by stanąć w obliczu nadchodzącego kryzysu. Atmosfera była wyjątkowo napięta.

– Jesteśmy po uszy w bagnie – żachnęła się Hysya, zaciągając się skrętem z kaigorii. Normalnie nie pozwalała sobie na korzystanie z używek, lecz stres sprawiał, że z chęcią sięgnęła po uspokajające zioło, którym poczęstowali ją badacze.

– Myślałem, że na Zielokradłach to standard – powiedział Kaim. – W końcu większość tamtejszych terenów jest podmokła.

– Widzę, że humor dopisuje. Ciekawe, czy też będziesz taki wesoły, kiedy dopadną nas poplecznicy Zazugha.

– Do tej pory nie pojmuję, w jaki sposób udało mu się zyskać tylu zwolenników wśród ludzi w tak krótkim czasie – rzekł Rareon.

– Dziwisz się? – Hysya zakaszlała i podała papierosa dalej. – Po pierwsze, był o krok przed nami. Zanim kretyni z rządowej i korporacyjnej wierchuszki ustalili, które z poufnych informacji mają zostać podane do publicznej wiadomości, żeby ich interesy jak najmniej ucierpiały, nasz kochany bóg zdążył już sprzedać masom wizję raju. Po drugie, komu wolałbyś zaufać, fantastycznej istocie pokazującej ci cuda na kiju za Ścianą Światła i obiecującej, że będziesz mógł żyć w niemal totalnej swobodzie, czy grubasom w garniturach, którzy gonią cię do roboty za psie pieniądze i przez wiele lat prawdę o świecie ujawniali jedynie uprzywilejowanym jednostkom?

– Sprawa wygląda na przegraną – stwierdził Kaim. – Zamieszki w Gwieździe Południa i Grodzie Drahana, zrabowane magazyny Medcentry w Środku Świata, wysadzona rafineria BVFZ w Kijil, siatka szpiegowska nie może wykryć wichrzycieli przez deficyt mikrosond. Wrogowie mają do dyspozycji potężnych magów i stwory z Przedstrzeni, a my nawet nie potrafimy zmobilizować ludzi do armii… Może rzeczywiście Zazugh ma rację i powinniśmy porzucić ten świat?

– Skończ pieprzyć – warknęła Hysya. – Tu nie chodzi o to, kto ma rację, tylko o wolność wyboru. Mam w nosie jego sposób życia, jakkolwiek świetny by nie był, skoro drugą proponowaną opcją jest anihilacja. Będę walczyła o Euijin aż do końca, a jeśli będzie trzeba, to zatłukę Zazugha gołym rękami, a jego duszę zamknę w sejfie zabezpieczonym zaklęciami entropijnymi.

– Gadayro próbowało już podobnego numeru, i nic z tego nie wyszło – zauważył Kaim. – Był to co prawda wynik sabotażu dokonanego przez Bynuwa i jego ludzi.

– Może Navar Faolis znajdzie jakiś lepszy sposób. – Zastanawiał się Rareon.

– Oby – powiedziała Hysya. – Dowiemy się tego niedługo, jak tylko dupki z rządu przylecą tu na naradę generalną.

 

*

 

Nie potrafił odnaleźć jego duszy. Na poszukiwaniach spędzał każdą wolną chwilę, choć nie było ich zbyt wiele w związku z przygotowaniami do misji. Z całych sił starał się odsunąć to na dalszy plan, przekonać, że Saie właśnie tego pragnął, że sam odrzucił wybaczenie Zazugha. Lecz nie mógł się znieczulić, pozostać niewrażliwym na te wszystkie wspomnienia z ulic Grodu Drahana. Braci się nie traci.

Czasami zaczynał wątpić w słowa Pana o bezwarunkowej integralności informacji o żywym bycie. Wszystko się obracało w proch i scalało w nowej formie. Na Euijin, jak również i w Przedstrzeni, choć tutaj procesy transmutacji odbywały się znacznie swobodniej i raptownie. Królestwo Zazugha jeszcze kilka godzin temu – a przynajmniej tak długi wydawał się ten odcinek czasu dla Ryva – spowijała gęstwina pnączy o grubości filaru wspierającego sporej wielkości most, teraz znajdowało się tu miasto fraktalicznych konstrukcji z gąbek i stali. Niektóre przemiany następowały samorzutnie, inne z woli inteligentnych istot, nieco trwalszych od otoczenia, z racji bycia źródłami rzeczywistości.

Trwalszych, ale czy niezniszczalnych?

Musiał znaleźć Saiego, wyjaśnić jeszcze tyle spraw… Był mu to winien. Jego przyjaciel nie zasługiwał na śmierć w tak młodym wieku, choć zgrzeszył wiele razy, to w głębi serca miał zakorzenione dobro. Ryvo żałował, że nie udało mu się przekonać tego wariata do posłuchania Zazugha.

Najbardziej bolał go jednak fakt, że właśnie ten bóg, w którym pokładał nadzieję na odnowę bezlitosnego świata, przyczynił się do odejścia Saiego.

Nie chciał, aby cel uświęcał środki. Jednak już za późno, żeby się wycofać.

Armia Zazugha już wkrótce miała zostać rozmieszczona na Euijin. Wojska powoli się gromadziły. Roje kryształowych smoków i tytanicznych orłosępów przysłaniały krążące po widnokręgu niebieskie słońca. Na ogromnym placu tłoczyły się wilki o czterech głowach, ludzie spowici aurami ognia i lodu, duchy w ciałach z płynnego metalu, ożywione formy geometryczne. Wszyscy czekali, aż jedna z niewielu stałych, choć stworzona dopiero niedawno struktura, będzie gotowa do działania.

Wtedy nastąpi atak.

 

*

 

Wieżowce i bloki mieszkalne wkomponowane pomiędzy grzyby i wąwozy uformowane z piaskowca wyglądały dosyć nietypowo, lecz nadawały Skalmiastu unikatowy urok, zwłaszcza z lotu ptaka.

Hiram dosiadający pustynnego orła zmierzał do stolicy Bezkresnych Piasków. W plecaku miał dwadzieścia kilogramów metafizymu oraz jego eksperymentalnych analogów wykradzionych przez Rayę z laboratoriów Medcentry. Były one jednym z kluczowych elementów planu Zazugha.

Musieli działać szybko. Nie było czasu na lądowanie w rogatkach miasta, kontakt czekał w ścisłym centrum, więc tam musieli przeprowadzić desant. Aby nie wzbudzić podejrzeń, użyli małego komputera runicznego służącego do kodowania przeźroczystości obiektu, a Hiram za pomocą prostego zaklęcia zmniejszył ich masę, by mogli bezpiecznie opaść na ziemię.

Ze współpracownikiem spotkali się w wąskim zaułku pomiędzy starą kamienicą a formacją skalną, w której wydrążono przestrzeń mieszkalną. Odbiorcą towaru był młody, niespełna siedemnastoletni chłopak wyglądający na mieszańca Rdzennego i Bezkresowianina.

– Mamy Sakrament – poinformowała Raya. – Pamiętajcie, że ludzie muszą go spożyć, zanim nastąpi Unicestwienie, inaczej mogą nie dostać się do Królestwa Zazugha.

Przyjęcie metafizymu miało zagwarantować, że dusze wiernych po zagładzie, jaka czeka Euijin, zostaną przeniesione do Przedstrzeni. Oczywiście, substancji nie wystarczało dla wszystkich. Ci, dla których zabrakło narkotyku, musieli próbować złączyć się ze światem za Ścianą Światła za pomocą medytacji. Co prawda metoda opracowana przez Pana ułatwiała proces, lecz nie była w pełni skuteczna.

Hiram odbył już swoją podróż i po części zrozumiał, dlaczego Tur Zijimr uwierzył w Zazugha. Ta kraina była niezwykła. Mogłeś odkrywać rzeczy o których nie śniłeś, kreować własne światy, a przy tym czułeś się bezpiecznie i nie musiałeś się o nic martwić. Twój głód zaspokajał eter, schronienie dało się znaleźć wszędzie…

– Ręce do góry!

Oddziały Specjalne. Musieli wypatrzeć ich za pomocą termowizorów albo wskaźnika wymuszonej zmiany informacji. Trzeba przeprowadzić ewakuację. Hiram utworzył barierę, a Raya przemieniła się w czteroskrzydłego smoka z płytami pancernej stali zamiast łusek. Hiram, nastolatek i jego obstawa znaleźli schronienie w paszczy bestii, która wzbiła się w powietrze. Ostrzał z maszynowych magmiotów nie robił na niej najmniejszego wrażenia.

– Wstrzymać ogień! – wrzasnął kapitan jednostki. – Zrobię to inaczej.

Satra Xha hai mi sui marte Dhe.

Wilgoć zawarta w atmosferze w otoczeniu Tur Zijimra zmieniła się w chmurę gorącego kwasu.

Raya zaryczała z bólu, gubiąc pasażerów. Hiram ponownie musiał użyć zaklęcia zmniejszenia masy. Policjanci otworzyli ogień i zanim Lodogóral w ciele Bezkresowiania zdołał ustanowić barierę, jeden z przybocznych odbiorcy towaru oberwał w klatkę piersiową. Tur Zijimr z trudem wylądował na ulicy i przemienił się w człekokształtnego potwora wystrzeliwującego jadowe kolce z dłoni, tym samym regenerując ciało.

Wymiana ciosów trwała, przechodnie uciekali w popłochu. Jakiś miejscowy gang przyłączył się do atakowania policji, zwiększając szanse popleczników Zazugha.

Kapitan jednak znów wziął sprawy w swoje ręce. Zakodował zmianę położenia i przeniósł się za plecy Rayi, po czym przyłożył magmiota do jej głowy. Hiram wycelował w kapitana, lecz ten zaklęciem wytrącił broń z jego ręki.

Sytuacja wydawała się beznadziejna, lecz nagle dowódca jednostki i jego podkomendni padli na ziemię, zdzierając gardła w agonii, by po chwili zastygnąć w bezruchu.

Na pasie zieleni oddzielającym jezdnię pojawił się łysy człowiek w futrzanym płaszczu, unoszący ręce w górze w geście zwycięstwa.

– Tak kończą ci, którzy ośmielają się ciemiężyć biednych!

– Panie! – krzyknął radośnie Tur Zijimr, wstając z ziemi i przemieniając się z powrotem w Bezkresowiankę.

– Tyle razy powtarzałem ci, żebyś nie nazywała mnie Panem. – Zazugh uśmiechnął się delikatnie. – Nadszedł już czas, przyjaciele. Wkrótce przybędzie tu moja armia!

 

*

 

– Jesteście pewni, że Źródło jest dobrze bronione? – Navar Faolis czuła się niepewnie, opuszczając miejsce, w którym spędziła ostatnie stulecia. Panujący przy nim szum informacyjny uniemożliwiał odbieranie komunikatów z Euijin, na co nie mogli sobie pozwolić. Dlatego narada odbywała się w bazie badawczej.

– Daliśmy na posterunek pięciuset ludzi, więcej nie byliśmy w stanie – wyjaśnił Generał Naczelny Daian Mavryo, siwobrody Rdzenny. – Mimo posiadania teleportera mamy ograniczone możliwości transportowe.

– Obawiam się, że niewiele mogę powiedzieć na temat planów Zazugha – powiedziała Strażniczka Źródła. – Jego terytoria są zbyt dobrze kontrolowane, bym się tam przedostała.

– A więc nadal nie wiemy nic. – Grymas niezadowolenia pojawił się na twarzy pochodzącego z Bezkresnych Piasków szefa rządu Nhurrwy.

– Zaprzeczam temu, panie premierze – odezwał się ubrany w żałobną czerń Nasan Gadayro, syn Filema. – Wiemy, jak można powstrzymać boga.

– Jak wam to się udało? – Hysya umierała z ciekawości.

– Przyznaję, że obecna sytuacja może być winą działań mojego ojca – kontynuował Nasan, nie zważając na nalegania Hysyi na przejście do sedna. – Rozzłościł Zazugha swą zuchwałością, i w celu dalszej realizacji projektu musieliśmy go unieszkodliwić, aby nam nie przeszkadzał. Zaprosiliśmy go do siebie pod pozorem przeprosin i poinformowania o zaprzestaniu prac na elektrownią eterową. Podczas spotkania podaliśmy mu MSV-15, silny anestetyk dysocjacyjny. Pozbawiony świadomości nie był w stanie nam zagrozić, więc postanowiliśmy przeprowadzić na nim kilka eksperymentów. Po podłączeniu interfejsu mózg-komputer udało nam się wyizolować coś wyjątkowego… Coś przypominającego duszę w rozumieniu religijnych osób. Informacje o osobowości, wspomnienia, algorytmy postępowań. Odłączone od tkanki nerwowej pozostawały w niezmienionym stanie, lecz gdy próbowaliśmy je unicestwić lub zmodyfikować, po pewnym czasie wracały do stanu w jakim je zastaliśmy, więc „zamknęliśmy” je w komorze runicznej. Ciało, którego nie udało nam się zniszczyć – wymagałoby to zbyt dużych nakładów i jednoczesnej dekonspiracji – ukryliśmy w Morzu Powietrza. Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby nie niejaki Artram Bynuwe, prawa ręka mojego ojca. Okazał się być wyznawcą Zazugha. Wykradł jego duszę i ujawnił innym sługom Przedstrzennego władcy położenie fizycznego awatara, przez co bóg z powrotem zaczął nam zagrażać.

Wyglądało na to, że naprawdę był nieśmiertelny. Dlaczego więc nie zaczął ścigać Hysyi po tym jak wysadziła samochód? Rzeczywiście zależało mu na tym, żeby przeszła na jego stronę?

– Czy MSV-15 można podać drogą wziewną? – zapytała Vadeloot.

– Tak właśnie uczyniliśmy – poinformował Gadayro. – To może być jakiś sposób na tymczasowe unieszkodliwienie Zazugha.

– To byłoby ostateczne wyjście. – Navar Faolis znów zabrała głos. – Jedyny sposób, w jaki możemy powstrzymać na stałe, to przekonanie boga do oszczędzenia Euijin.

– Musimy go pokonać! – Generał trzasnął pięścią w stół, rozlewając kawę siedzącego obok prezesa Kombinatu Elektromagicznego. – Załatwcie ten specyfik i ściągnijcie go tutaj. Zwabimy Zazugha do Źródła – w końcu jak przypuszcza Faolis, o nie mu chodzi – i obezwładnijmy, a potem coś wymyślimy, żeby się go pozbyć.

– Mamy jeszcze trochę zapasów, na szczęście MSV-15 nie został wykradziony – powiedział Khirim Dazno, szef Medcentry.

– Co z zasłonięciem Źródła Ścianą Światła? – chciał się dowiedzieć premier.

– Minie jeszcze kilka dni, zanim KEM-3 skończy wykonywać zaklęcia – rzekła Hysya. – Odwrócenie procesu zajmuje więcej czasu. Gdybym wiedziała, że przez to otworzymy Zazughowi drogę do zniszczenia Euijin…

– Nie miałaś prawa o tym wiedzieć – pocieszyła ją Navar Faolis.

Nagle zabrzęczał magsmiter generała.

– Czerwony Alarm! Ogromne grupy niezidentyfikowanych obiektów latających nad Rdzenną Puszczą, zmierzają na północ! Straciliśmy blisko dwadzieścia samolotów zwiadowczych…

 

*

 

Fascynujące, jak łatwo było wszystko ukryć…

Chmary potworów sunęły po bezchmurnym niebie, niosąc na grzbietach żołnierzy mających siać chaos w szeregach wroga, podczas gdy Pan będzie dokonywał ostatecznego zniszczenia abominacji zwanej Euijin.

Artram Bynuwe stał u podnóża odbiornika eteru, który miał zasysać energię z Przedstrzeni. Na tym oficjalnie kończyły się możliwości instalacji, jednak Bynuwe i kilku innych wiernych Zazughowi pracowników, w tajemnicy zaprojektowali go tak, aby przeniesienie informacji, a zatem żywych istot, również było wykonalne. Pobrany eter umożliwiał sługom Zazugha zza Ściany Światła utworzenie fizycznych awatarów oraz dawał im siłę do walki.

To bóg był głównym pomysłodawcą elektrowni. Rozwiązała problem, przez który musiał opóźnić swoje plany wyzwolenia ludzi. Dostanie się z Euijin do Przedstrzeni było względnie proste, podróż w drugą stronę wymagała większego wysiłku. Teraz, gdy portal dla Armii Wyzwolenia stał otworem, nie było już żadnych przeszkód.

Może za wyjątkiem oporu korporacji i rządu.

Gdy Bynuwe wsiadał na pokryte różową skórą stworzenie unoszące się w powietrzu za pomocą wirujących skrzydeł, jeden z komputerów bojowych zakodował detonację odbiornika eteru.

Eksplozja powaliła drzewa w promieniu kilometra i zgładziła wszystkich żołdaków Zazugha, którzy nie zdołali się oddalić od elektrowni, w tym Artrama.

Jednak były pracownik Gadayro umierał z uśmiechem na ustach. Wiedział, że dla Pana śmierć nie stanowi wyzwania.

 

*

 

– Udało nam się zlikwidować punkt przerzutu wojsk – Generał przystanął na chwilę w tym momencie, zastanawiając się, czy rój dziwolągów, jakich większość z Euijinczyków nie widziała w najśmielszych snach, można nazwać wojskiem. – Wroga, jednakże nadal mają o wiele więcej jednostek, niżbym pragnął. Te przeklęte pomioty doskonale władają magią, czego nie mogę powiedzieć o naszych żołnierzach.

Ciszę w prowizorycznym centrum dowodzenia zakłócał jedynie dowódca armii odpowiadający na komunikaty z podpiętego do słuchawek magsmitera. Nasan Gadayro milczał jak grób, czując się współwinnym całej sytuacji. Pozostali również nie mieli ochoty na komentarze.

– Wygląda na to, że ku Źródłu z zawrotną prędkością zmierza największa z grup najeźdźców, pozostałe zajmują się atakami na miasta i bazy wojskowe – kontynuował Daian Mayvro. – Straciliśmy kontakt z Grodem Drahana i Kijil.

Vadeloot pokręciła głową i opuściła pomieszczenie łączności. Nie mogła więcej już tego słuchać. Czas na łyk świeżego powietrza, być może jeden z ostatnich w życiu. Po wyjściu na zewnątrz zamiast morskiej bryzy poczuła ostry dym stymulującego mechorostu, którego dla odmiany palił teraz Kaim.

– Nie przesadzasz? – zapytała Hysya. – Jesteś już nieźle wcięty. Żebyśmy zaraz nie musieli zbierać cię z podłogi.

– Wybacz, kaigora trochę za bardzo mnie zamuliła – wyjaśnił mieszaniec Zieluda i Bezkresowianina, biorąc kolejnego bucha. – Z resztą i tak nie zrobiłbym żadnej różnicy w walce.

– Zastanawia mnie, skąd wy w ogóle bierzecie towar.

– Naukowcom wolno trochę więcej. – Kaim uśmiechnął się pod nosem. – Poza tym, na tej wyspie rośnie pełno mechorostu, wystarczy przejść się kawałek na wschód od bazy. Ech, szkoda, że ten świat został spisany na straty – dodał po chwili.

Hysya chciała zaprzeczyć, lecz i ona powoli zaczęła tracić nadzieję. Nawet jeśli uda się powstrzymać Zazugha tuż przy źródle, zniszczenia dokonanego przez jego sługusów nie da się odwrócić. Konwencjonalna broń była dosyć nieskuteczna, zaś masowego rażenia zagrażała cywilom.

Gdyby tylko istniał jakiś sposób na powstrzymanie Przedstrzennych potworów tak, aby nie zaszkodzić ludziom…

Eter.

Nie jest niezbędny do życia Euijinczykom, ale jak wspomniał Gadayro, żywią się nim istoty zza Ściany Światła. KEM-3 i tak nie zdoła odciąć drogi do Źródła na czas, więc można przerwać program i wykorzystać komputer do czegoś innego – wypompowania eteru z miast.

– Wybacz, ale muszę cię opuścić – powiedziała Hysya. – Potrzebuję skontaktować się z Maornem.

 

*

 

Chaos był tym, co poplecznicy Zazugha kochali najbardziej.

Zmiecenie kilkudziesięciu niewinnych Rdzennych uciekających przed zagładą Środka Świata przy okazji ataku na wyrzutnię rakiet było tylko szczegółem, podobnie jak rozszarpywanie na strzępy poddających się żołnierzy.

Nieistotne. I tak każdy na Euijin zostanie unicestwiony. Bóg pewnie powie im, że ta rzeź to kara za grzechy. Za urodzenie się po złej stronie Ściany Światła.

Przedstrzenni pałali gniewem i żądzą zemsty za działania Gadayro.

Hiram zaczynał wątpić, czy chce spędzić wieczność z takimi istotami. Ślepo wierni swemu Panu – czy raczej Przyjacielowi. Nawet ona.

Nie mrugnęła okiem, kiedy Zazugh rozkazał Lodogóralowi wziąć udział w zagładzie stolicy i dosiąść obślizgłej bestii o długich żuwaczkach i skrzydłach ze światła, podczas gdy Raya miała polecieć do Źródła razem z bogiem.

Hiram chciał zostać przy niej do końca walki. Tur Zijimr wolał spełnić widzimisię boga.

To była błaha sprawa, lecz podminowała uczucie Devylańczyka.

Czy gdy Zazugh kiwnie palcem, Raya bez skrupułów pozbędzie się tego, którego nazywa ukochanym?

Cały Plac Postępu był zasłany trupami. Jego podniebny wierzchowiec krążył nad nim przez chwilę, by potem skierować się w jedną z wychodzących z rynku ulic. Przerośnięty owad sam kierował lotem, Hiram jedynie miał służyć jako wsparcie poprzez ostrzeliwanie lub rzucanie zaklęć na wroga.

Potwór wypatrzył swoją ofiarę i zaczął obniżać lot. Lodogóral dotrzegł, w czyim kierunku zmierzają. Był to jeden z Euijinskich żołnierzy osłaniający dziecko.

Hiram nie zdążył zareagować. Przestrzenny utworzył przed sobą kulę ognia wystrzelił nią w dwójkę ludzi. Nie mieli szans przeżyć. Eksplozja wyrzuciła w powietrze płyty chodnikowe i zrobiła sporą wyrwę w ścianie pobliskiego budynku.

Dość. Tym razem przesadzili.

Lodogóral wypalił z magmiota kilka pocisków prosto w tył głowy świetlistoskrzydłego robala. Bestia runęła w dół, Hiram zakodował zmniejszenie masy własnego ciała, by bezpiecznie opaść na ziemię.

W umyśle słyszał szepty: Zdrajca, zdrajca. Wiedział, że zaraz zginie. Dziesiątki pomiotów Zazugha sunęło w jego stronę by pomścić poległego brata. Hiram ustanowił barierę i uniósł magmiota w górę. Będzie walczył do końca.

Nagle stało się coś dziwnego. Magiczna osłona wyparowała, i Devylańczyk za nic nie mógł jej przywrócić. Ustały świsty magmiotów, bębenki w drgania wprawiał jedynie terkot klasycznych karabinów maszynowych i eksplozje.

Eter zniknął, eter zniknął.

Hiram zastanawiał się, czy w ten sposób Euijinczycy starają się zneutralizować zagrożenie. To mogła być myśl, teraz do dyspozycji Przedstrzennych pozostały jedynie fizyczne ataki… Może im też zabraknąć energii.

Każdy kij miał jednak dwa końce. Wyposażenie armii w znacznym stopniu opierało się na sprzęcie elektromagicznym. Niektórzy żołnierze pozostali praktycznie bezbronni.

Podobnie jak i Hiram, któremu w starciu z przybyłym przed chwilą czworogłowym wilkiem do dyspozycji pozostały jedynie pięści oraz nóż o niezbyt długim ostrzu.

 

*

 

Nadciąga zagłada.

Formacja wroga nadlatywała z zawrotną prędkością w szyku klucza. Na jego czele znajdowała się ogromna bestia, kilkunastokrotnie większa od Euijińskich sterowców, przypominająca płaszczkę ze skrzydłami ułożonymi w literę X.

Nie można było ich powstrzymać. Gdy ekipa z Kombinatu Elektromagicznego próbowała usunąć skądś eter – setki Przedstrzennych dostarczały go zaklęciami w te miejsce. Gdy wypompowywali powietrze, bestie unosiły się w górze za pomocą magii. Gdy tworzyli bariery, natychmiast je rozbijano. Nie działały klasyczne ładunki wybuchowe, broń jądrowa, detonacje kodowane przez komputery. Większość przechwytywano lub neutralizowano.

Ludzie nie stanowili wyzwania dla Zazugha. Jego podwładni byli potężniejsi i bardziej biegli w sztuce zmieniania rzeczywistości. Los tej walki rozstrzygnął się, zanim została zaczęta.

W kierunku Czarnej Wyspy zmierzało wywołane przez boga tsunami. Generał, premier i prezesi korporacji porzucili swe stanowiska i uciekli do helikopterów w popłochu przed wielką falą. W pojazdach niestety nie wystarczyło miejsca dla wszystkich.

– Tchórze. – Hysya ostro skomentowała zachowanie przywódców świata. – I idioci. Nie mają dokąd się udać. Jeśli Zazugh ich dogoni, a zrobi to z pewnością, strąci ich niczym muchy.

– Masz jakiś lepszy pomysł? – zapytał Kaim, niepewnie patrząc w stronę morza.

– Tak. Zamknąć się w kuli z eteru i w razie potrzeby konwertować dwutlenek węgla na tlen. Chyba nie muszę wam tłumaczyć, jak to się koduje?

Garstka naukowców, która pogodziła się z losem i pozostała przy bazie, nie tracąc energii na bezsensowne próby oddalenia się piechotą, pokręciła głowami.

– Sprytny pomysł – przyznał Kaim. – Wątpię, żeby specjalnie nas szukali, kiedy wyspa znajdzie się pod wodą. Pewnie polecą prosto do Źródła.

– Przygotujcie się, zaraz uderzy fala! – krzyknęła Vadeloot.

Badacze utworzyli bariery. Sekundy później niszczycielski żywioł dotarł do lądu, porywając ludzi ze sobą.

 

*

 

Bóg leciał na przemienionym Tur Zijimrze, uśmiechając się triumfalnie. Już prawie byli u celu. Pamiętał ten mur. Czasy, w którym go wznoszono na dobre utkwiły w pamięci Zazugha. Biedni ludzie, tak bardzo zatroskani o swój plugawy materialny świat. Na darmo się trudzili, wkrótce umocnienia razem z całą resztą Euijin zostaną odesłane w niebyt.

Parszywi żołnierze mieli zamiar ostrzeliwać jego przyjaciół z żałosnych broni… Teraz ich trupy pływały wokół obelisku, który wzniesiono ku bluźnierczej czci źródła. Nad lustrem toni lewitowała Navar Faolis wraz z Devylańczykiem o imieniu Johaze.

Zazugh polecił Rayi, aby przemieniła się w pływające stworzenie i wylądowała w wodzie. Przedstrzenne bestie nadal krążyły wysoko nad kulą oślepiającego światła.

– Zdejmij z ramion to brzemię, chłopcze. – Bóg zwrócił się do Lodogórala z grzbietu gigantycznego żółwia morskiego. – Nie masz tam już aerozolu z MSV-15, tylko sprężone powietrze, które na nic ci się nie przyda.

– Cieszę się, że przybyłeś, Przyjacielu – rzekła Navar Faolis. – Długo czekałam na ten moment.

– „Przyjacielu”? – zdziwił się Johaze. – Czy to znaczy, że trzymałaś… trzymasz jego stronę?

– Nie od zawsze – wyjaśniła Faolis. – Kiedyś czułam powołanie do bycia Strażnikiem Źródła, lecz po latach oglądania przemocy, głodu, bólu, bezsensownego cierpienia, zrozumiałam, że jedynym godnym domem dla myślących istot jest Przedstrzeń. Masz dobre serce, Johaze. Możesz dołączyć do nas, jeżeli przysięgniesz wierność Zazughowi.

Lodogóral przypuszczał, że nie ma innego wyboru. Co mu po Euijin, skoro zostało doszczętnie zniszczone. Zresztą, Przedstrzeń była o wiele ciekawsza…

– Przysięgam – powiedział, a Zazugh włączył jego duszę w poczet zbawionych od anihilacji.

– Czas zacząć. – Zazugh wzniósł ręce ku Źródłu.

Swymi myślami wpływał na Nie, sprawiał, że materia zaczyna się rozszczepiać i przekształcać w eter. Nie używał słów ani run, wyłącznie czystej woli zamiany harmonii w chaos, uporządkowania w entropię. Zapadły się Lodogóry, wyparowało Morze Powietrza, rozwiały Bezkresne Piaski. Informacje o duszach niewiernych uległy bezpowrotnemu zatraceniu. Ściana Światła pękała.

Zazugh miał w ustach smak zwycięstwa. Spełniała się jego wizja rzeczywistości. Do konwersji pozostał jedynie malutki fragment Czarnej Wyspy, na którym ukryto Źródło…

– Zgadnij, kto wrócił.

Przemawiająca do niego osoba ukazała to, czego bał się najbardziej. Dusze przyjaciół zostały zniszczone, część jego własnej też. Nagle poczuł, jakby utracił część swojego umysłu. Nie potrafił już wycofać swojej świadomości do Przedstrzeni, choć próbował z całych sił.

To nie mogła być prawda.

Jak to się stało?!

 

*

 

Hiram zastanawiał się, ile razy jeszcze będzie musiał zmienić ciało. Tym razem wylądował w kryształowym smoku.

Dziwiło go, dlaczego w ogóle jeszcze istnieje, skoro odważył się sprzeciwić Zazughowi. Pewnie bóg był zbyt zajęty mordowaniem niewinnych ludzi albo niszczeniem świata, żeby to zauważyć. Albo po prostu wybaczył mu chwilową słabość.

Jednak Lodogórala bardziej trapiły dwie jeszcze dziwniejsze rzeczy.

Po pierwsze, w ciele znajdował się jeszcze poprzedni właściciel.

– Czy ja oszalałem? Czuję w sobie obcą świadomość.

– Nie zwariowałeś. Nazywam się Hiram, i nie wiem jakim cudem się tu znalazłem.

– Pochodzisz z Euijin… Przed chwilą zakończyłeś swój żywot… Przyjaciel Zazugh ma obdarzyć tych, którzy uznali prawdę nowymi awatarami, gdy dokona już Anihilacji. Wygląda na to, że w pewien sposób twoja dusza wniknęła w moje ciało. Będziemy musieli poprosić o pomoc Zazugha. Zaraz, zamordowałeś jednego z moich braci?

Myśli Hirama i smoka o imieniu Thasarlom przenikały się wzajemnie i ukrycie czegokolwiek przed drugim mieszkańcem ciała stanowiło rzecz niemożliwą. Lodogóral dowiedział się, że Thasarlom jest młodą istotą, która nie wzięła udziału w walce przeciwko Euijińczykom ze względu na brak doświadczenia.

– Twój brat zabił dziecko. Małą dziewczynkę, która nie wiedziała, co znajduje się za Ścianą Światła, ani tego, że popierdoleńcy z Gadayro budują tu jakąś zafajdaną elektrownię. Większość z nas nawet nie zdawała sobie sprawy, że istniejecie, dopóki nie zaczęliście rozwalać naszego świata.

Thasarlom był zdziwiony obrazem Euijin, jaki tkwił w pamięci Hirama. Znacząco się różnił od opowieści Zazugha. Nie wszyscy byli tam zachłannymi, przesiąkniętymi do cna złem potworami, a niecne uczynki niektórych z nich wynikały wyłącznie z bezsilności wobec problemów. Chciał wierzyć, że wspomnienia Devylańczyka są kłamstwem, lecz w głębi serca ufał, że to prawda, jakby był naocznym świadkiem tych wydarzeń.

– Przykro mi. Zdawało mi się, że to wszystko wygląda inaczej – wyznał Thasarlom.

– Żal niczego nie zmienia – przekazał mu myśl Hiram. – Naucz się tego na przyszłość. Czekaj, czujesz to?

Po drugie, miał wrażenie, że przebywa w dwóch miejscach naraz. Oprócz idealnie paraboloidalnej góry porośniętej drzewami z kolorowymi wstążkami zamiast liści, na zboczu której stał kryształowy smok, znajdował się jeszcze w czymś bardzo nietypowym. Przypominającym zbiornik na dusze.

Wszystkie były pasywne, nieświadome, niezmienne. Jedynie Hiram mógł odczytywać zawarte w nich informacje. Domniemywał, że jego dusza mogła się rozszczepić i jeden z fragmentów utknął w smoku.

Wszystkie pneumy były podłączone do jednej, zawierającej w sobie znacznie więcej wspomnień, bardziej złożonej.

– Czy to Zazugh? Twoja dusza znajduje się wewnątrz Przyjaciela? – dociekał Thasarlom.

– Chyba masz rację – odparł Hiram.

Lodogóral miał pełnię kontroli nad swoimi działaniami poza ciałem. Postanowił się dowiedzieć czegoś więcej o Zazughu.

I odkrył prawdę.

 

*

 

Prymitywna wioska gdzieś na obrzeżach rdzenia. Mieszka tu młody chłopak o dobrym sercu. Choć rodzina dba o to, żeby włos mu nie spadł z głowy, dookoła widzi tylko zdradę, niesprawiedliwość, przemoc. Wyjeżdża do miasta. Nie ma tu asfaltowych dróg, samochodów, latarni, ludzie nie korzystają z zaawansowanej magii. Mimo to społeczeństwo wygląda podobnie – bogaci panowie i biedni robotnicy, przeciętni złodzieje i ci kradnący w świetle prawa, szanowani arystokraci i pogardzany plebs. Udaje się na pielgrzymkę do Źródła, lecz kult materii nie zaspokaja jego duszy. Młodzieniec ucieka przed brudem w krainę marzeń. I pewnej nocy znajduję tę, która istnieje naprawdę. Widzi ukryte w chaosie piękno, możliwości, jakie daje przebywanie w niej. I setki istot, którym może pomóc. A wszystko dzięki Temu…

Bóg kiedyś był tylko zwykłym człowiekiem, który nienawidził całego świata za ból i krzywdy, które mu wyrządził. We śnie objawiła mu się Przedstrzeń, dokąd uciekał coraz częściej, aż przeniósł tam swoją świadomość na stałe, dzięki odkryciu tego, w czym znajdował się teraz Hiram. Ogromnego przetwornika danych, prawdopodobnie pozostałości czegoś podobnego do Euijińskiego Źródła. Przetwornikowi brakowało duszy, by stać się prawdziwym Źródłem, więc Zazugh wykorzystał go jako trwały awatar w Przedstrzeni, tym samym stając się potężnym bogiem. Poprzysiągł sobie zniszczenie Euijin i stworzenie własnego świata. Swych Przyjaciół zyskał poprzez obietnicę wieczności polegającej na zarchiwizowaniu informacji w Źródle. Przyzwyczajone do chaosu i walki między sobą Przedstrzenne istoty skusiła ta propozycja.

Chłopak dorósł, przekraczając granicę człowieczeństwa. Stworzył raj, pozbawiony zła zwykłego świata. Lecz na jego sumieniu wciąż ciążyła przeszłość. Nie mógł zrealizować swego naczelnego celu. Euijin nie dało się unicestwić z zewnątrz, a nie mógł tam wrócić, gdyż fizyczne ciało Zazugha obumarło. Wykorzystał więc do tego innych ludzi, którzy w późniejszym czasie przenosili się za Ścianę Światła. Przekonał ich do swoich racji, a ci za pomocą magii utworzyli nowy organizm. Zazugh umieścił w nim kopię duszy i mógł swobodnie działać na Euijin. Podrzucił ludziom w Gadayro pomysł stworzenia elektrowni eterowej. Budowana z dwóch stron magicznego muru, miała stanowić portal pomiędzy światami. Nie ujawnił prawdziwych planów Przedstrzennym, którzy wierzyli, że możliwość dostania się do Euijin była jedynie efektem ubocznym szkodliwej działalności korporacji, za którą znienawidzili ludzi.

 

*

 

– Oszukał nas! Okłamał!

Hiram nie odpowiadał na zawodzenia Thasarloma. Odnalazł przetwornik, który operujący w Euijin nie miał wpływu, na to co się, z nim dzieje po drugiej stronie Ściany Światła, podobnie jak nieprzytomny ćpun pod wpływem metafizymu.

Zniszczenie Źródła najprawdopodobniej wiązało się z bezpowrotnym zniknięciem wszystkich powiązanych z nim dusz, w tym też i Rayi.

Lecz Hirama przestało to obchodzić. W imię sprawiedliwości musiał rozwalić tego sukinsyna, choćby cała rzeczywistość wyparowała…

– Wybacz, Thasarlomie, ale właśnie czynię cię ateistą.

 

*

 

Hysya dopłynęła do Źródła cudem. Pozostałych prawdopodobnie pochłonął niebyt. Tuż za nią urywała się materia i zaczynała eteryczna Przedstrzeń. Co dziwne, proces konwersji w pewnym momencie zatrzymał się.

Vadeloot nie czuła już strachu, wyłącznie gniew i pragnienie choćby najmniejszej zemsty na Zazughu. Potem mogła choćby się rozpaść na kawałki. I tak z Euijin niewiele zostało.

Wynurzyła się z dala od żółwia. Blask źródła przygasł, nie było słychać charakterystycznego wcześniej szumu. Zazugh klęczał na kolanach i przeklinał ludzi, krzycząc coś o porażce i o tym, że został odłączony od Źródła w Przedstrzeni. Faolis próbowała wyciągnąć od niego, co się stało, zaś Johaze milczał, i nawet nie odważył się drgnąć. Nie zauważyli jej, co dziwne, bo przecież Zazugh już dawno powinien był odczytać jej myśli. Trochę żałowała Lodogórala, ale nie mogła go ostrzec, inaczej straciłaby element zaskoczenia.

Przekształciła ogromną masę wody pod żółwiem w paradevanghon, który gwałtownie z nią zareagował. Eksplozja zniszczyła mózg Rayi, przez co nie mogła zregenerować swojej powłoki i umarła, podobnie jak Navar Faolis i Johaze. Wybuch mógł być jednak zbyt słaby, by zabić Zazugha. Dla pewności Hysya błyskawicznie zlokalizowała miejsce, w którym wylądował, i uwięziła go w bloku lodu. Podpłynęła do boga, wspięła się na stworzona przez siebie krę, zmniejszyła masę zamrożonego ciała i cisnęła nim o pozostały po wybuchu fragment obelisku, roztrzaskując Zazugha na drobne kawałki.

 

*

 

Wiedział, że zasługuje na taki los.

Cały czas oszukiwał siebie, że plan boga jest dobry, że skorzystają na nim wszyscy. Że drobne uchybienia zostaną przyćmione przez dobro, które z niego wyniknie.

Zaskakujące, jak ludzie łatwo czynią swoją wiarę ślepą.

Przyjaciel go oszukał. Informacja o duszy była integralna jedynie wtedy, gdy została wcielona do Źródła, ukrytego za pomocą zaklęć pośrodku Królestwa. Pobranie danych wymagało zbliżenia się do Zazugha, dlatego ściągał tu ludzi za pomocą metafizymu. Pozostałe dusze – w tym i Saiego, którą bóg uznał za niegodną – rozpadały się wraz z nietrwałymi przetwornikami, umysłami w fizycznych awatarach. Taki los podzielił również i Przyjaciel, gdy Źródło zostało unicestwione od środka.

Zazugha już nie było, za to Potwory z Przedstrzeni pragnęły zemsty na jednym z jego najlepszych sług, Ryvie. Wiedział o tym, że elektrownia eterowa to pomysł boga, lecz nie zapobiegł niepotrzebnej nienawiści i zagładzie. Mógłby próbować uciec przed sprawiedliwością, udać się w któryś zakamarków chaotycznego świata, lecz postanowił się wydać, dla własnego odkupienia. I dla Saiego, który zawsze twierdził, że Ryvo Ghanam jest idiotą.

Przybyli po niego rycerze w aurze ognia, odpowiedzialni za wykonanie wyroku.

Przepraszam, przyjacielu.

 

*

 

– W jaki sposób Hysyi udało się pokonać Zazugha? – zapytała młoda kryształowa smoczyca, spoglądając w karmazynowe oczy ojca.

– Gdy zniszczyłem przetwornik, Zazugh stał się znacznie słabszy – wyjawił jej Hiram Thasarlom. – Pozbycie go było łatwym zadaniem dla kogoś tak wprawionego w magii jak Vadeloot. Ciekawe, co się z nią dzieje, nie widziałem jej od dawna. Przypuszczam, że wtedy po prostu już się poddał i nawet nie chciał walczyć.

– Gniewasz się na Hysyę za to, że zabiła Rayę?

– Nie, kotku. Postąpiła słusznie w stosunku do okoliczności. Mimo wszystko było mi żal, że Raya nie przeżyła. Lecz sam sobie mówiłem, że żal niczego nie zmieni. Przez jakiś czas starałem się ją odnaleźć, jednak się nie udało. Miałem w pamięci słowa Tur Zijimra o tym, że ich świadomość nie jest związana z fizyczną postacią. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że owszem, dusze Zmiennokształtnych są nieco inne, lecz podlegają tym samym prawom co te innych istot i ulegają zniszczeniu razem z ciałem.

– Co to jest kotek?

– Takie stworzenie, które kiedyś żyło na Euijin.

– To dziwna historia. Ciężko mi zrozumieć, czym są te całe Źródła.

– Musiałem zgłębić wiele tajemnic, aby wszystko sobie wyjaśnić. Widzisz, Źródła to istoty, takie jak ja i ty. Mogą powoływać do życia inne Źródła, tak jak mama urodziła ciebie. Mogą też stawać się odrębnymi światami. Mogą być świadome, jak Zazugh, bądź nieświadome, lecz noszące w sobie myślące byty, jak Euijin.

– Chciałabym być tak mądra jak ty, tato.

– Kiedyś będziesz, Mavrali.

Był wdzięczny losowi, że ma taką wspaniałą córkę. Zapomniał już, czym jest samotność.

Hiram i Thasarlom próbowali odnaleźć sposób na rozdzielenie dusz, lecz poszukiwania skończyły się fiaskiem. Informacja o Lodogóralu trwale interferowała z tą o kryształowym smoku, więc z czasem stali się jedną osobą, która przeżyła dwa życia. Powoli się do tego przyzwyczaili, tak samo jak część osobowości pochodząca od Hirama przyzwyczaiła się do nietypowego ciała i nieustannie zmieniającego się otoczenia.

Po tym, jak Hysya pokonała boga, Źródło Euijin zostało zniszczone, by ktoś nie próbował powtórzyć wyczynu Zazugha. Hiram Thasarlom wiedział jednak, że nie sposób temu całkowicie zapobiec. Gdzieś w Przedstrzeni zawsze może znaleźć się ktoś, kto w wyniku rozwoju właśnie stał się bogiem lub panteistycznym światem. Nie spędzało mu to jednak snu z powiek. Prędzej czy później wszystko się rozpadnie, by doświadczyć słodkiego niebytu i dać początek nowemu…

Koniec

Komentarze

Cześć.

Mam uwagę do dialogów (oprócz tej: tą != tę). Poświęciłem im kilka minut. Są dalekie od naturalności. Znaczna część tych przeczytanych nie powstałaby raczej nigdzie poza literaturą.

I, jak zawsze, mogą się bronić tylko tym, że mówiący są literatami czy naukowcami, badaczami z jakiejś humanistycznej dziedziny.

Sztucznie brzmiące dialogi zawsze zarażają tą cechą tych, którzy je wypowiadają.

 

Kilka błędów interpunkcyjnych (w około 20% tekstu przejrzanego przeze mnie) nie zachwyca, ale też nie razi.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

Dziękuję za przeczytanie i komentarz!

Racja, zdarza mi się zbytnio formalizować dialog, już parę razy dostałem takie uwagi… Pozostaje poprawić się na przyszłość. Może to przez to, że “zapominam” wyjść z roli narratora i wcielić się w postać.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

No cóż, Wickedzie, pogubiłam się. Zaczęłam czytać i okazało się, że nie bardzo wiem, co czytam.

Pamiętam Hirama i Rayę, pamiętam jak się poznali, ale co było potem, tonie w mrokach  niepamięci. Myślałam, że w trakcie lektury tej części coś drgnie, coś się rozjaśni, wrócą jakieś wspomnienia, ale nie udało się. Przykro mi, zbyt wiele czasu dzieli kolejne fragmenty.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję, że mimo wszystko przeczytałaś, chociaż tekst pozadyżurowy.

Miałem pełną świadomość tego, że opowiadanie trudno będzie zrozumieć bez pamiętania o poprzednich, zwłaszcza, że kolejne części dzieliły spore odstępy czasu. Dlatego oznaczyłem jako fragment. Dla tych, którzy wcześniej nie czytali poprzednich części i chcieliby poznać całą historię na raz, skleiłem ją w jeden tekst zawarty w pliku w przedmowie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dziękuję za zrozumienie, że mogę nie rozumieć. :-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam pierwszą część, do której odesłałeś w linku o poznaniu Ray i Hirama i bardzo mi się spodobała. Reszta niekoniecznie

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka