- Opowiadanie: Kora - Zdumiewające, że trupy potrafią płakać

Zdumiewające, że trupy potrafią płakać

Blackburn, Nevaz, Finkla, Banshee- chciałam wam bardzo podziękować za zbetowanie mojego tekstu, opinie i pokazanie wielu błędów, których nie udało mi się zauważyć :) 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Zdumiewające, że trupy potrafią płakać

 Ola obudziła się ze świadomością, że jest martwa. Czuła to każdą komórką swojego nie gnijącego, póki co, ciała, każdą wysuszoną tkanką i każdym fragmentem nienaturalnie zimnej skóry. Ola była martwa i wiedziała o tym aż zbyt dobrze.

Po raz pierwszy uświadomiła sobie, jak muszą się czuć trupy, które godzinami badała w prosektorium. Puste oczy, zsiniałe wargi, łamliwe włosy wypadające garściami. Teraz to był również jej dokładny opis. Zawsze myślała, że mieszkańcom kostnic "żyje" się łatwiej, nie muszą w końcu przejmować się śniadaniem, czynszem czy też fryzurą na kolejny dzień. Ona też już nie musiała.

Z trudem powstrzymała się, żeby nie zacząć krzyczeć. Co by to dało? Do mieszkania wpadłby sąsiad i zobaczył trupa, rozpartego wygodnie na łóżku? Nie, taka wizja się jej nie uśmiechała. Z niemałym wysiłkiem opanowała drżenie rąk, zacisnęła zimne powieki. Wiedziała, że musi dokładnie przeanalizować swoją sytuację. Przypomnieć sobie, co się działo, nieważne jak bardzo przerażające by to nie było.

Maleńki pokój, ledwo mieściło się w nim stare łóżko okryte lekko śmierdzącą, czarną pościelą. Na łóżku ona, martwa, myślący trup. Czemu nie żyje? Za moment, tym zajmie się za moment. W pomieszczeniu czuć było zatęchły zapach, jakby ktoś nie wietrzył od średniowiecza. Na podłodze piętrzyły się książki, które niedbale rzucone jedna na drugą, tworzyły niebezpiecznie wyglądające wieże bliskie zawalenia. Brudnobeżowe ściany pokrywały plakaty: niedbale przyklejona twarz Leonarda Cohena, z jednej strony naddarta, portret Edwarda Stachury z tak typowym dla niego lekkim, melancholijnym uśmiechem. I wiele, wiele innych.

Ola szeroko otwartymi oczyma przyglądała się miejscu, w których przyszło jej wyzionąć ducha. Nie we własnym domu, szczęśliwa, otoczona przyjaciółmi, nawet nie w szpitalu, w towarzystwie uspokajającego pikania aparatury. Nie, ona umarła w dusznej kawalerce studenta, wypełnionej po brzegi książkami Owidiusza, Homera, Szekspira i Marksa. A także wieloma innymi, to byli ci autorzy których wypatrzyła w plątaninie tytułów. I Poe. Wszędzie leżały tomy opatrzone nazwiskiem Edgara Allana Poe, wiersze, opowiadania, eseje.

Jak tutaj trafiła? Jak to możliwe, że chociaż nie żyje, nadal kręci się jej w głowie? Przed oczami przelatywały jej odłamki wspomnień, jak fragmenty trafionego pociskiem statku. Pulsujące hipnotycznie światła, czerwone, żółte, zielone, ludzie wijący się konwulsyjnie przy dźwiękach muzyki, dłonie błądzące po jej ciele, szybko, jakoś tak niechlujnie, i ona – szczęśliwa, krzycząca światu o własnej wolności. Impreza. Czemu poszła na imprezę, przecież zwykle tego nie robiła, powinna uczyć się do kolokwium, to już za chwilę… Zrozumiała, że nie ma już żadnego kolokwium. Przynajmniej nie dla niej.

Ach tak, to jej przyjaciółka, Marta. Wyciągnęła ją do klubu, coś tam mrucząc pod nosem, że nie można wiecznie gnić nad książkami. Zresztą Ola miała depresję, jakiś czas temu zostawił ją chłopak, Adam. Pewnego dnia po prostu przyszedł do jej mieszkania, akurat w momencie gdy zrobiła pyszną sałatkę z pestkami słonecznika i małymi grzaneczkami, po czym oznajmił jej, że…

"Nie ma co myśleć o Adamie"– zbeształa się Ola. – "Teraz to nie ma znaczenia, on nie ma znaczenia". A jednak. Wspomnienia, znowu wspomnienia, obmyły ją upiornie zimną falą. Ile dni, długich, męczących dni nie była w stanie myśleć, mówić, żyć. Dni zmieniały się w tygodnie, te niespostrzeżenie przechodziły w miesiące. Oczywiście, uśmiechała się, nawet chodziła na ćwiczenia i wykłady, czytała o ludzkich ciałach, o medycynie. Ale kiedy tylko wracała do domu umierała cicho i samotnie we własnym łóżku, nie otwierając oczu. Potem brała tabletkę, poprawiała włosy i szła żyć dalej. Nawet trudno stwierdzić, że to była wina Adama, to uczucie pustki tkwiło w niej od dawna.

"Jaki dzisiaj dzień– zadała sobie nieme pytanie– Piątek? Czwartek? Chyba czwartek… znaczy już piątek, w końcu zdążyłam zginąć w ciągu nocy. Czemu nie poszłam na imprezę dzisiaj, to byłoby logiczniejsze, tak, miałoby znacznie więcej sensu. Coś miało się dzisiaj zdarzyć. Rozmowa. Miałam z kimś rozmawiać. Z kim? Martwili się o mnie, o mój stan psychiczny… No tak, chcieli dowiedzieć się czy nie ma żadnych problemów, przeprowadzić jakieś testy."– Zaczęła niepowstrzymanie chichotać, ale zaraz śmiech zmienił się w ciche łkanie.

Ale nie, to nie przez Adama poszła do klubu, żeby się upić. Też nie przez testy psychologiczne, no może trochę, bała się, że wyrzucą ją ze studiów. Ale kto by się nie bał?

To te pamiętne zajęcia w szpitalu. Stała wraz z grupką studentów– nosy prawie przyklejone do szyby, w dłoniach notatniki, pisali. Całą operację obserwowali zza tafli szkła oddzielającej ich od wnętrza sali. Ponoć był to raczej prosty zabieg, ale nastąpiły niespodziewane powikłania. Pacjent źle zareagował na narkozę, a może wydarzyło się coś zupełnie innego. Nie była pewna. Tak czy inaczej zmarł na stole operacyjnym. To dlatego poszła się upić. Żeby zapomnieć twarze przerażonych lekarzy, ich podniesione głosy przypominające zawodzenie osaczonych zwierząt, skontrastowane z szybkimi, rutynowymi czynnościami ratującymi życie. Ich rozczarowanie, gdy nie udało się ocalić pacjenta. Ale najbardziej chciała zapomnieć maleńkie nasionko zazdrości kiełkujące w jej sercu. Oraz dłoń martwego człowieka, która zsunęła się ze stołu i wskazywała oskarżycielsko w kierunku Oli, tak jakby pacjent wiedział, co myślała i pytał "A co, chcesz się zamienić?".

Wtedy też zaczęła się zastanawiać, co by było, gdyby on rzeczywiście w tym momencie zadał jej nieme pytanie. Gdyby, mimo tego, że nie żył, jego dusza pozostawała połączona z bezwładnym ciałem. Gdyby śmiał się pod nosem ze zdenerwowanych lekarzy i z niej, przerażonej, zafascynowanej małej dziewczyny wpatrującej się w niego szeroko otwartymi oczami.

Teraz zdała sobie sprawę, że to mogła być prawda. Mężczyzna – trup, martwy ale wciąż połączony ze swoim ciałem. Może tak po prostu jest, po śmierci. Nie ma zaświatów, dusza nigdzie nie odchodzi. Pozostaje tam, gdzie była: nie ma żadnych drzwi, świateł, tunelu. Jesteśmy z ciałem tak długo, aż ono nie zgnije, a potem? Co potem? Co potem… Tylko on leżał nieruchomo, to lekarze uwijali się wokół niego jak małe mróweczki. A ona, Ola, ona może mówić, nawet chodzić. Ktoś mógłby zasugerować, że może żyć, ale to już by była spora przesada.

Ale impreza, impreza… Co było na imprezie? Spotkała tam ciemnowłosego chłopaka, o miłym, lekko nieśmiałym uśmiechu – przetańczyli razem dobre parę godzin. Sporo rozmawiali. Opowiadał jej o… O czym właściwie jej opowiadał? Coś o książkach, tak, z całą pewnością. Mówił, że literatura zdominowała go całkowicie, że teraz to ona gra pierwsze skrzypce. Że żyje literaturą a może nawet się od niej uzależnił. Opowiadał o tym jak bardzo chce  zostać pisarzem. Wiele słów opuszczało jego spierzchnięte wargi i kiedy szukał jej kolana, żeby położyć na nim dłoń, to jednak jego oczy bardziej się świeciły na myśl o Bukowskim, co było dość niepokojące. Mówił, że dobry pisarz tworzy powieści na podstawie tego, co sam przeżył. Że trzeba c z u ć, żeby tworzyć. Chichotała kiedy o tym opowiadał. On, drobny studencina z wielkimi okularami na nosie, niewiele miał w sobie z Byrona. A jednak mówił z takim entuzjazmem, jakby… Słowa się rozmywają, ale wiedziała, pamiętała, że chłopak mówił coś jeszcze o Poe, który stworzył pierwszą w historii świata postać detektywa. Ciemnowłosy chłopaczek też chciał pisać kryminały, ale takie inne, nie typowe. Z elementami okultyzmu, dziwnych rytuałów, strachu.

Te urywki wspomnień, które tańczyły jej w głowie – dłoń spleciona z dłonią, podskoki, krzyki i wciąganie kokainy w obrzydliwym, klubowym kiblu. Obydwoje, zarówno ona, przepracowana studentka medycyny jak i on, pisarzyna od siedmiu boleści, chcieli zacząć odczuwać. Żyć. Wylądowała u niego w mieszkaniu, właśnie w tej małej, studenckiej kawalerce. Jakieś słowa, jakieś piwo, parę skrętów. To nie był jej styl, a jednak wtedy wszystko wydawało się takie zabawne. Skończyli u niego w łóżku, w tej, czarnej, cuchnącej pościeli, a potem… Potem, to on ją zabił.

Dłonie zaciśnięte na szyi, jakieś jego niewyraźne, przytłumione szepty i jej świadomość, powoli odpływająca gdzieś, daleko, w stronę ciemności. Tak, nie ulega wątpliwości, że właśnie w tym momencie ją zamordował. Ale czemu? Przecież zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Czy zrobił to dla literatury? Czy to miało być takie, "ciekawie zagranie", żeby potem móc się "zainspirować". Czy zamordował ją tylko dlatego, żeby później stworzyć dobry rys psychologiczny dla bohatera? Bezwzględny morderca zabijający dla udoskonalenia swej powieści. Zbyt stereotypowa postać. Chociaż, jedni piją, żeby ich twórczość była przekonywująca, inni podróżują po świecie, jeszcze inni… Jeszcze inni wolą zabijać.

Ale czemu, do kurwy nędzy, czemu ona nadal zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje wokół i leży w tym śmierdzącym łóżku, sama, smutna i martwa? Czemu jej dusza nie poleciała w kierunku nieba, piekła, albo gdziekolwiek znajduje się osławiona "Druga Strona", tylko nadal jest połączona z tym zimnym, zsiniałym ciałem? Czy właśnie tak wygląda przyszłość każdego człowieka?

Zdumiewające, że trupy potrafią płakać. Kropelki wody skapywały jej z nosa, ześlizgiwały się po policzkach i ciemnych odciskach dłoni na szyi. Zeszła z łóżka, wzdrygając się z obrzydzenia, kiedy stanęła na którejś z porzuconych książek. Nigdy nie spojrzy już na literaturę w ten sam sposób. Pewnie już nie będzie musiała. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. W końcu czemu martwi nie mogli by czytać? Tak długo jak mają sprawne oczy.

Jak w książkach tak ukochanych przez jej mordercę, zbrodnia zawsze powinna mieć karę. Zemsta jest w końcu pierwotnym prawem człowieka. Czuła jak myśli, które dotychczas szybowały w różnych kierunkach, zaczynają ogniskować się w jednym zdaniu, jednym prostym stwierdzeniu. Zrozumiała czemu została na ziemi, połączona tylko ze swoim ciałem, które za chwilę zacznie gnić i rozpadać się. Wiedziała. Musiała zemścić się za swoją śmierć, zabić człowieka, który ją zabił. Oko za oko, ząb za ząb. Czy jakoś tak. Nawet jeśli to nic nie zmieni… To właściwie jaka różnica?

"Ale czemu on zostawił moje ciało, tak zupełnie bez sensu, leżące na łóżku? Przecież ktoś może tutaj wejść. Może zobaczyć… Ten chłopak musi być naprawdę szalony, skoro nie zachował nawet najprostszych środków ostrożności. Powinien pozbyć się zwłok. Chyba, że chce to zrobić wieczorem. W takim wypadku muszę po prostu na niego zaczekać”.

Usiadła na brzegu łóżka. Niechciane, falami zaczęły nachodzić ją myśli i konkluzje. Dotarło do niej, że nie będzie już oddychać, bo wcale tego nie potrzebuje. Krew nie płynie jej w żyłach, nerki nie pracują, nie musi mrugać, przełykać śliny. Nigdy już nie usłyszy jak robi wdech i wydech, nie będzie spała, jadła, żyła. Nie będzie już nic. A niebawem, za jakiś czas, ludzie się zorientują, że jest martwa. Zakopią ją w ziemi. A nawet jeśli uśmierci swojego mordercę i zostaną razem w tej małej, studenckiej kawalerce, ona w końcu zacznie gnić. W tym wypadku on też, ale to bez znaczenia. Jej organy przestaną istnieć. Smród kogoś zaalarmuje, będzie policja, w gazetach artykuły o dwóch tajemniczych morderstwach i grób. Dla niej. A ona nadal będzie przywiązana do tego ciała, nawet gdy ono zniknie, będzie błąkać się w tym nie-życiu, nie-śmierci. Chyba że, jeżeli zabije tego chłopaka, to wszystko się skończy? Wróci do realnego świata, albo pójdzie dalej…

Siedziała bez ruchu przez parę godzin. Nie odważyła się pójść do lustra, nie była w stanie zmierzyć się jeszcze z tym, kim teraz się stała. Znowu zaczęły nawiedzać ją wspomnienia, Adam, który rzucił ją ze słowami: "Jesteś, kurwa, szalona! Masz nierówno pod sufitem!", przyjaciele, którzy szybko odwracali się na pięcie i odchodzili, studia, kostnica, operacje i nauka. Tabletki, które brała na depresję. Teraz to wszystko się skończyło. Nigdy więcej ludzi. Nigdy więcej życia.

Jak we śnie poszła do kuchni, wzięła ostry, długi nóż. Na mordercę. Usiadła na łóżku i czekała. Z nudów zdążyła jednak pójść do łazienki, przejrzeć się, uświadomić sobie jak "blado" teraz wygląda, znowu wrócić na łóżko, czekać, przyjrzeć się nożowi, czekać, poszperać po szufladach, znaleźć zdjęcia, przejrzeć je, znudzić się i czekać. Minęło sporo czasu, a jej coraz trudniej było się skupić. Złapała się na tym, że specjalnie kaleczy się o ostrze, by z fascynacją obserwować brak jakiejkolwiek krwi.

Zaciekawiło ją to. Przecież nawet trupy mają krew, ona nie znika, ot tak, po prostu. A jednak, z jej żył wyciekło zaledwie kilka zbłąkanych kropelek. Być może to znowu wina tego szalonego chłopaka, może jest psychopatą, który upuścił jej całą krew w wannie, a potem położył jej zimne ciało na łóżku? Może, może, może…

Z letargu wyrwał ją odgłos kroków na korytarzu. Ukryła się w kuchni, w dłoni nadal ściskała nóż. Czekała. Usłyszała szczęk klucza w zamku, odgłos otwieranych drzwi i… głośny krzyk.

– Skąd, tu, kurwa, tyle krwi?!

“Teraz albo nigdy. Muszę go zabić, bo inaczej… Inaczej zostanę tu na zawszę”. Wyskoczyła z wyciągniętym nożem, szczerząc zęby jak zombie z filmu klasy C.

– Ola… Ola! Co ty? Czemu masz w ręku nóż? Ja pierdolę, co się dzieje?!

Ale ona nie słuchała. Doskoczyła do niego z wyciągniętą bronią, gotowa pchnąć w brzuch. "I tak mi nic nie zrobi – myślała z zimną satysfakcją – nikt mi nic nie zrobi." Przeliczyła się jednak. Chłopak złapał ją za nadgarstki, wykręcił ręce i zmusił do upuszczenia noża.

– Ola… – szepnął. – Co ci się stało?

– Zabiłeś mnie! To mi się kurwa stało! Ty zboczeńcu, morderco, psychopato… Ale jeszcze zobaczysz! Dosięgnie cię kara. Oko za oko, ząb za ząb! Zobaczysz!

– Jezu Chryste, Ola! Kurwa, ty krwawisz. Odsuń się, dzwonię na pogotowie.

W tym momencie Ola nie zważając na nic, ugryzła go w prawe ramię. Chłopak krzyknął z bólu, spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Ty suko!

Popchnął ją mocno, tak, że z głośnym łomotem upadła na podłogę. Uderzyła się w głowę, ale nie poczuła bólu. Zrobiło się jej tylko trochę słabo. Syknęła. Jej wzrok padł na leżący nieopodal nóż. Usiłowała powstrzymać cisnący się na wargi bezwiedny uśmiech, leżała bez ruchu. "Jest coś zabawnego w udawaniu martwej kiedy… no… Jestem martwa". – to irracjonalne zdanie przemknęło jej przez głowę, a potem… Cała feeria barw i myśli chaotycznych, niejasnych, dziwnych, rozgorzała pod czaszką. Tylko jedna rzecz zdawała się absolutnie oczywista. Zemsta.

– Ulica Krucza dwadzieścia dwa. Mam tutaj silnie krwawiącą dziewczynę, chyba usiłowała popełnić samobójstwo! Uwaga, jest agresyw… – Chłopak zaczął rozpaczliwie krzyczeć do słuchawki.

Ale Ola dosięgnęła już noża, zacisnęła na rękojeści długie, blade palce. Chłopak popełnił błąd. Uznał, że straciła przytomność, co byłoby logiczne. Gdyby… Gdyby, no, żyła. Brutalnie, jednym ruchem, ucięła w połowie rozpoczęte przez niego zdanie. Słowa utonęły w pełnym zdziwienia krzyku. Student ze zdumieniem przyglądał się wystającemu z ciała kuchennemu nożowi, takiemu z czarną rączką ze srebrnym paseczkiem. Ostatnio kroił nim chleb, to było przed tą imprezą kiedy… Poznał… Ola… Ola… Kim do cholery… Czemu… Ola…

Gasnącym spojrzeniem dostrzegł jeszcze, jak dwie plamy krwi łączą się w jedną. Jego jasna, tętnicza, wypływająca gdzieś z okolic płuc i jej ciemna, sącząca się z niewielkich cięć na rękach, przedramionach…

 

***

 

Dwie blondynki siedziały w poczekalni domu dla psychicznie chorych w Tworkach. Jedna, o nieco dłuższych włosach i pogardliwie wydętych wargach, odezwała się:

– Zawsze wiedziałam, że coś z nią jest nie tak, ale żeby zespół Curzona? Kto by się spodziewał.

– Jakiego Curzona? To linia Curzona była, cholera! Ola choruje na Zespół Cotarda.

– Curzona, Cotarda, co za różnica.– wzruszyła ramionami pierwsza– Tak czy inaczej

j a zawsze wiedziałam, że ona nie jest normalna. Ale szkoda tego studenta… Biedak nie zdawał sobie sprawy z tego, na co się pisze. Dziwka zabiła go z zimną krwią, jak gdyby nigdy nic.– dziewczyna ściszyła głos– Dźgnęła go podobno nożem kuchennym. Rozumiesz? Obłęd!

– To jakieś szaleństwo… W naszym mieście? Do tego dziewczyna, z którą się rozmawiało… Bryyy… Aż dostaje się gęsiej skórki. Swoją drogą, co to za choroba, żeby myśleć, że jest się trupem? Przecież to gorsze nawet od schizofrenii! Jak można być przekonanym o tym, że jest się, kurwa, martwym?! Jak?

– Do tego słyszałam o tym, że ponoć się jeszcze pocięła… Po co, skoro myślała, że nie żyje?!

-Wariatka… A ona chciała być lekarzem.

-Nawet studiowała medycynę. Nie pytaj mnie jak, to niemożliwe.

– Nie będę teraz chodzić do lekarzy, boję się! A jak inni to też tacy psychole?

-No właśnie… Wiesz, mój chłopak jest dziennikarzem i napisał kilka artykułów o współczesnej służbie zdrowia. Ale to będzie sensacja! Wyobrażasz sobie taki nagłówek: "Czy apokalipsa zombie na pewno jest taka odległa?" A potem: "Wszystko zaczęło się od pewnej studentki medycyny…"

Koniec

Komentarze

Nikt nie komentuje?

Streszczę opinię z bety: pomysł połączenia zespołu Cotarda z zombiakami interesujący, spodobał mi się.

Babska logika rządzi!

Może i był tu jakiś pomysł, ale został podany w sposób, który nie zdołał mnie zainteresować. Opowiadanie zdało mi się szalenie monotonne i straszliwie rozwleczone, historia Oli wręcz nudna, a cała rzecz zgoła pozbawiona fantastyki.

Do nie najlepszego odbioru przyczyniło się zapewne wykonanie, pozostawiające nieco do życzenia – liczne usterki utrudniały lekturę. :(

 

nie­waż­ne jak bar­dzo prze­ra­ża­ją­ce by to nie było – Brak kropki na końcu zdania.

 

Brud­no-be­żo­we ścia­ny po­kry­wa­ły pla­ka­ty… – Brud­nobe­żo­we ścia­ny po­kry­wa­ły pla­ka­ty

 

nie­dba­le przy­kle­jo­na twarz Le­ona­dra Co­he­na… – Literówka.

 

przy­glą­da­ła się miej­scu, w któ­rych przy­szło jej wy­zio­nąć ducha. – Literówka.

 

tomy opa­trzo­ne na­zwi­skiem Ed­gar­da Al­la­na Poe… – Literówka.

 

„Nie ma co my­śleć o Ada­mie”– zbesz­ta­ła się Ola.– "Teraz… – Brak spacji przed półpauzami. Ten błąd występuje wielokrotnie w dalszej części opwiadania.

 

Z ele­men­ta­mi okul­ty­zmu, dziw­nych ry­tu­ałów, stra­chu, – Na końcu zdania powinna być kropka, nie przecinek.

 

Te uryw­ki wspo­mnień, które tań­czy­ły jej w gło­wie–dłoń sple­cio­na z dło­nią… – Brak spacji przed i po półpauzie.

 

– Ola… – szep­nął,– Co ci się stało? – Zamiast przecinka powinna być kropka, a po niej spacja.

 

no… je­stem mar­twa". – to ir­ra­cjo­nal­ne zda­nie… – Nowe zdanie rozpoczynamy wielką literą.

Ten błąd powtarza się w dalszej części opowiadania.

 

– Curzona, Cotarda, co za różnica.– wzruszyła ramionami pierwsza– Tak czy inaczej j a zawsze… – – Curzona, Cotarda, co za różnica. – Wzruszyła ramionami pierwsza – Tak czy inaczej ja zawsze

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi.

 

-Wa­riat­ka… A ona chcia­ła być le­ka­rzem. – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd występuje też w końcówce opowiadania.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy– Dziękuje za komentarz i wskazanie błędów :) Masz racje, opowiadanie jest nieco rozwleczone. W przyszłości postaram się tego unikać.

Jeśli uwagi okazały się przydatne, to bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą coraz lepsze. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytając przemyślenia studentki leżącej w barłogu, w zapyziałej kawalerce nie mogłem pozbyć się wrażenia, że biedna Ola wcale nie jest trupem, ale zwyczajnie ma kaca. 

Niestety, nie czytało się lekko. Tekst był ociężały i męczył. Nie chodzi nawet o rozwlekłość bo jest dosyć krótki, ale o to, że non stop wałkujesz ten sam temat. 

Poza tym nie ma słowa przekonywujący. Jest przekonujący, albo przekonywający. Dla pewności sprawdziłem co o tym mówi PWN i przeczytałem taką ciekawostkę:

 

http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/przekonywujacy;10188.html

 

Mimo wszystko uznałbym to za błąd, ale nie kłócę się z tym co mówi Mirosław Bańko. 

 

Powodzenia z kolejnym tekstem!

 

 

Na podłodze piętrzyły się książki[-,] które[+,] niedbale rzucone jedna na drugą, tworzyły niebezpiecznie wyglądające wieże bliskie zawalenia.

 

“…niedbale rzucone jedna na drugą, tworzyły niebezpiecznie wyglądające wieże bliskie zawalenia. Brudnobeżowe ściany pokrywały plakaty: niedbale przyklejona twarz…”

 

"Nie ma co myśleć o Adamie"– zbeształa się Ola. – brak spacji przed półpauzą

 

"Jaki dzisiaj dzień– zadała sobie nieme pytanie– Piątek?” – j.w. Poza tym w takim układzie “piątek” winien zaczynać się małą literą

 

“…żadnych problemów, przeprowadzić jakieś testy."– Zaczęła niepowstrzymanie chichotać…” – j.w.

 

“Stała wraz z grupką studentów– nosy prawie przyklejone do szyby…” – j.w.

 

“Że żyje literaturą[+,] a może nawet się od niej uzależnił.”

 

“Wylądowała u niego w mieszkaniu, właśnie w tej małej, studenckiej kawalerce. Jakieś słowa, jakieś piwo, parę skrętów. To nie był jej styl, a jednak wtedy wszystko wydawało się takie zabawne. Skończyli u niego w łóżku….“

 

“Czy to miało być takie[-,] "ciekawie zagranie", żeby potem móc się "zainspirować”[-.+?]

 

“…nieba, piekła[-,] albo gdziekolwiek znajduje się…“

 

“W końcu czemu martwi nie mogli by czytać?“ – mogliby

 

“Zrozumiała czemu została na ziemi, połączona tylko ze swoim ciałem, które za chwilę zacznie gnić“ – A z czym jeszcze była połączona za życia…?

 

“Wróci do realnego świata[-,] albo pójdzie dalej…“

 

“Złapała się na tym, że specjalnie kaleczy się o ostrze, by z fascynacją obserwować brak jakiejkolwiek krwi.

Zaciekawiło ją to. Przecież nawet trupy mają krew, ona nie znika, ot tak, po prostu.“

O ile dobrze rozumiem, kiedy brak akcji serca, krew nie krąży, spada temperatura ciała itp., to krew bardzo szybko krzepnie. W tej sytuacji, po iluś godzinach od śmierci, to oczywiste, że nie będzie płynąć. Studentka medycyny nie powinna dziwić się czemuś takiemu…

 

“Inaczej zostanę tu na zawszę“ – zawsze

 

“to irracjonalne zdanie przemknęło jej przez głowę, a potem…“ – To wielką literą.

 

“– Curzona, Cotarda, co za różnica.– wzruszyła ramionami pierwsza– Tak czy inaczej

j a zawsze wiedziałam…” – Znowu brak spacji przed półpauzami. W kolejnych dialogach jest to samo., Ponadto – “Wzruszyła” wielką literą. A po trzecie masz albo enter albo nadmierną liczbę spacji po “inaczej”.

 

Zły zapis dialogu. Jest:

“Dziwka zabiła go z zimną krwią, jak gdyby nigdy nic.– dDziewczyna ściszyła głos[+.] – Dźgnęła go podobno nożem kuchennym. Rozumiesz? Obłęd!“

 

“-Wariatka… A ona chciała być lekarzem.

-Nawet studiowała medycynę. Nie pytaj mnie jak, to niemożliwe.

(…)

-No właśnie…“

Dywizy “-“ zamiast półpauz “–”, brak spacji po nich.

 

 

Dłużyło mi się to opowiadanie. Sam pomysł całkiem ciekawy, nie słyszałam wcześniej o zespole Cotarda, ale jednak część poświęcona na przemyślenia dziewczyny i retrospekcje jest zbyt długa. Odchudzenie o przynajmniej 2-3.000 znaków znacznie by pomogło. Także przeczytałam, ale z pewnym znużeniem.

Popracuj nad zapisem dialogów. Regulatorka wskazała Ci miejsca, gdzie są błędy, ale ich nie poprawiłaś, mimo że poprawiłaś inne rzeczy?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Z początku mnie wciągnęło, zaciekawiło, bo nawet całkiem dobrze poprowadzona jest narracja– myśli, przeskoki, wspomnienia, choć bohaterka leży w łóżku. Opowiadaniu dobrze zrobiłby skrót, akcja zamiast wspomnień, ale ogólnie tekst robi dobre wrażenie. No i ciekawy pomysł.

F.S

Pomysł całkiem ciekawy, ale chyba lepiej by było, gdyby nie został napisany w większej mierze jako wspomnienia. 

Szaleństwo Oli zostało zasugerowane nieźle, bo przecież z jednej strony mamy podejrzaną dziewczynę,  która uważa chorobę za wydumaną i obawia się, że lekarze będą chcieli jej na siłę wcisnąć poważne schorzenie,  a z drugiej strony jawi się czytelnikowi jako trochę depresyjna i smutna po rozstaniu z chłopakiem. 

Tytuł też na plus, ale na mój gust nie trzeba było już go powtarzać słowo w słowo w opowiadaniu:)

Scena z morderstwem chłopaka i rozmowa ok. Opis dyskoteki też całkiem całkiem.  Natomiast dialog między dziewczynami na samym końcu wypadł moim zdaniem trochę płasko. 

Aaa, i skojarzyło mi się z serialem i Zombie;)

 

Znowu jestem uwiązana do urządzenia z popsutym padem, dlatego nie wypunktuję ci błędów z cytatami. Ale:

w pierwszej części za dużo słowa trup;

wiele zdań jest przesadnie złożonych, powinny być osobnymi tworami, lepiej by się czytało i ładniej by wyglądało;

masz zły zapis dialogów, sprawdź trzy rodzaje zapisu, bo mieszasz je ze sobą;

opowiadanie jest przegadane; pomysł jest, umiejętności widać, ale jeszcze forma do dopracowania – nie ma zwrotów akcji, szerszej perspektywy, spójności zwierzeń;

Mimo zarzutów bohaterka wydaje mi się dość wiarygodna, a motyw powiązań z Poe jest nieźle wpleciony. Finał nadaje ładny sens.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nowa Fantastyka