- Opowiadanie: MPJ 78 - Bombonierka

Bombonierka

Spóźnione. Jakoś tak pisało mi się długo, potem edytowałem, zmieniałem, przerabiałem i jeszcze dalej chętnie bym w nim podłubał.  

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Bombonierka

Warszawa, drugi października tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku.

 

Samochód wiozący prezydenta Rzeczpospolitej przed świtem sunął ulicą Rakowiecką. Wreszcie wjechał na dziedziniec nowego budynku Kwatery Głównej Naczelnego Dowództwa. Wartownicy wyprężyli się w postawie na baczność. Adiutant otworzył drzwiczki i zasalutował.

– Dzień dobry, panie prezydencie.

– Witam panów.

– Proszę za mną – rzekł oficer.

Wnętrze budynku było jeszcze niedokończone. Nic dziwnego wszak oficjalne oddanie do użytku, było planowane dopiero na jedenastego listopada. Krótki spacer plątaniną korytarzy, trzy piętra w dół windą i wreszcie prezydent znalazł się na miejscu. Sala stanowiąca centrum dowodzenia miała wysokość dwóch kondygnacji. Środek zajmował olbrzymi stół pokryty mapą terenu operacji. Dokoła niego była wolna przestrzeń, gdzie czuwali adiutanci, oddelegowani do przesuwania figurek symbolizujących konkretne oddziały. Jakieś dwa trzy metry od krawędzi stołu, pod ścianami, stały szeregi kabin. Radiotelegrafistki i telefonistki na razie się w nich nudziły, kiedy operacja ruszy, to one będą odbierały informacje z terenu i przekazywały je dalej, uruchamiając ruch żetonów. Prezydent patrzył na to wszystko z galerii. Otaczała ona niczym trybuna w antycznym cyrku centralny stół.

Trochę się zdziwił, widząc tu dwóch, unikających się zazwyczaj marszałków, Kazimierza Sosnkowskiego i Józefa Hallera. Przywitał się z nimi jak nakazywał protokół. Po chwili jednak patrzył na mapę Zaolzia. Było w niej coś przyciągającego wzrok niczym magnes. Zgrupowania czerwonych pionków symbolizowały wojsko polskie. Każdy z żetonów miał nad sobą proporczyk. Prezydent w skupieniu wysłuchiwał raportu wojskowych. Szpicę sił inwazyjnych miały stanowić Wielkopolska Brygada Kawalerii i 10 Brygada Pancerna. W razie oporu wspierać je miała 21 Podhalańska Dywizja Piechoty, pociąg pancerny i dwa pułki artylerii, konny i zmechanizowany. W drugim rzucie stały kolejne brygady kawalerii Pomorska i Wołyńska, trzy dywizje piechoty, 1 Legionów, 11 Karpacka i 14 Wielkopolska. Pomiędzy tymi zgrupowaniami znajdowały się samodzielne pułki: drugi pancerny, oraz szesnasty piechoty automobilnej. Na lotniskach stacjonowało sześć eskadr myśliwskich. Miały one zabezpieczać operację w powietrzu. Ze słów marszałków wynikało, iż ściągnęli tam nie tylko wysłużone jedenastki i nowsze dwudziestki czwórki, ale też najnowsze Wilki i Jastrzębie. Czaple i Mewy kilku eskadr towarzyszących i rozpoznawczych, co najmniej teoretycznie powinny zapewnić zarówno łączność jak i informacje o sytuacji po drugiej strony granicy. Oprócz nich, lądowiska czekały na rozkazy, jednostki eksperymentalne, pierwszy batalion spadochronowy oraz trzeci piechoty szybowcowej. Na samym skraju mapy znajdowały się lotniska zajęte przez samoloty dywizjonów bombowych. Łosie, Karasie i Sumy w razie potrzeby mogły torować drogę wojskom lądowym. Naprzeciwko tej potęgi, znajdowało się trochę niebieskich pionków, góra dwa pułki czeskiej piechoty, jakaś straż kolejowa i kompania saperów. Biorąc pod uwagę tylko siły pierwsze rzutu, Polacy mieli nad nimi przewagę liczebną w stosunku dziesięć do jednego.

– Czy musimy to robić? – Pytanie nurtowało go od jakiegoś czasu.

– Panie prezydencie, naszym obowiązkiem jest ochrona rodaków. – Haller mówił to tonem raczej wiecowym niż sztabowym.

– Przedstawcie mi optymistyczny wariant operacji.

– Czesi akceptują warunki naszego ultimatum. Za trzy kwadranse, to jest o szóstej piętnaście, ruszamy. Najdalej do godziny dziewiątej rano motocykliści ze zwiadu brygady pancernej osiągną wszystkie wyznaczone rubieże. Do południa na nowej granicy powstaną punkty kontrolne i gniazda oporu. O godzinie piętnastej marszałek Haller przyjmie w Cieszynie defiladę wkraczających oddziałów. – Sosnkowski był rzeczowy jak zwykle

– Dlaczego Haller? Przecież to dotyczy pańskiego obszaru operacyjnego – zdziwił się prezydent.

– Znaczna część jednostek pochodzi z okręgów podlegających Józefowi. Ponadto w ten sposób zademonstrujemy jedność naszej armii. – Podejrzanie gładko odpowiedział Kazimierz.

– A więc leci pan tam samolotem? – Prezydent zwrócił się do Hallera.

– To niemożliwe, wszystkie wojskowe samoloty zdatne do transportu są na lotniskach z batalionem spadochronowym, w sumie jest tam i część maszyn LOT-u. – Marszałek był wyraźnie zdziwiony niewiedzą polityka.

– To jak pan chce tam dotrzeć przed piętnastą?

– Na peronie dworca głównego czeka na mnie pociąg specjalny. Po godzinie szóstej opuszczam panów i rozpoczynam podróż na miejsce. PKP podstawiło mi luxtorpedę, toteż w przeciągu pięciu, góra sześciu godzin dotrę nią do Cieszyna. Myślę, że przy okazji ustanowi się rekord trasy Warszawa–Cieszyn na najbliższe sto lat.

– Nie boi się pan, że straci łączność ze swoimi oddziałami?

– Na miejscu operacją dowodzi generał Kutrzeba, mogący w każdej chwili liczyć na wsparcie ze strony Kazimierza, który będzie pilnował spraw w sztabie. Jak pan prezydent zauważył, to jego obszar operacyjny. Ponadto w pociągu specjalnym mamy wagon radiowy z silną radiostacją. Będę więc na bieżąco z rozwojem sytuacji.

– A jak wygląda wariant pesymistyczny?

– Czesi odrzucają ultimatum. O godzinie szóstej piętnaście wchodzimy z nimi w kontakt bojowy. Stracimy trochę czasu, na rozwinięcie i zrobienie wyłomów. Żeby do dwunastej osiągnąć zakładane rubieże, będziemy musieli użyć spadochroniarzy i szybowców. Straty tych formacji najprawdopodobniej będą wysokie.

– Dlaczego tak ważne jest zdążenie do południa?

– Później pojawią się tam Niemcy, jeśli oni pierwsi zajmą te węzły komunikacyjne – Sosnkowski wskazał punkty na mapie oznaczone zielonymi proporczykami – to tak naprawdę przegraliśmy.

– Rozumiem.

Prezydent skinął głową i zamyślił się głęboko. Wyczuwał kłopoty. Nie dotyczyły one tego, co widział na stole sztabowym. Mapy, żetony jednostek, proporczyki, rubieże, to wszystko było królestwem wojskowych, a ci byli podejrzanie zgodni. Ich porozumienie, stanowiło dla niego zagadkę. Chyba że… Nagle go olśniło. Wybory prezydenckie mają się odbyć w tysiąc dziewięćset czterdziestym. Po raz pierwszy będą powszechne. Sam na to nalegał, licząc, że zmiana ordynacji pozwoli mu kandydować po raz trzeci. Nie dostrzegł konkurenta, który wyrasta mu pod bokiem. Haller zawsze był zwierzęciem politycznym. Było oczywiste, iż w luxtorpedzie mknącej do Cieszyna oprócz marszałka znajdzie się miejsce dla fotoreporterów i korespondentów najważniejszych ogólnopolskich i stołecznych dzienników. Dzięki temu, jeśli wszystko pójdzie dobrze, jutrzejsze popołudniówki wydrukują zdjęcia marszałka z defilady w Cieszynie. Haller będzie człowiekiem, który przyłączył do Polski kolejną, prowincję. Da mu to olbrzymi kapitał społecznego poparcia. Mit męża opatrznościowego zyska kolejny element. Haller i tak miał w swoim dorobku całkiem sporo. Był dowódcą Błękitnej Armii, przybywającej do Polski w czasie walk o granice. Formacji budzącej w zrujnowanym kraju zachwyt jakością i ilością wyposażenia. Dokonał zaślubin z morzem. Wykorzystano jego popularność do tworzenia armii rezerwowej w roku dwudziestym. Teraz dopisze do swoich sukcesów, udaną rewindykację Zaolzia. Operacja nie mogła się nie udać. To dlatego zgromadzono tak potężny korpus uderzeniowy. Ściągnięto jednostki elitarne, najnowocześniejszy sprzęt, a nawet formacje eksperymentalne, spadochroniarzy i szybowce. Perspektywy walki wyborczej, z kimś mającym takie atuty, były dla obecnego prezydenta raczej marne. Tylko dlaczego Sosnkowski mu na to pozwala? Przecież musi wiedzieć o ambicjach drugiego marszałka. Odpowiedź jest prosta. Józef by zostać prezydentem, będzie musiał odejść ze służby czynnej. Wówczas w armii zostanie tylko jeden marszałek. Jak mógł do tego doprowadzić? Co było przyczyną, że oto dziś siedział przed stołem sztabowym, a dwóch wojskowych, nie dość, że ograło go politycznie, to mogło wpakować w kabałę, z której może wyjść wojna z Rzeszą, Sowietami, albo rozpad Konfederacji? Pogrążył się we wspomnieniach.

 

Warszawa, poniedziałek dwudziesty piąty maja roku tysiąc dziewięćset trzydziestego szóstego.

 

W gabinecie prezydenta zebrała się elita armii. Generałowie z różnych formacji choć przybyli razem, to zgrupowali się wedle politycznych sympatii. Piłsudczycy stali wokół Wieniawy–Długoszewskiego i Orlicza-Dreszera. Ich adwersarze wokół Sikorskiego

– Panie prezydencie jak pan ustosunkowuje się do naszej prośby. – Orlicz–Dreszer jak zwykle występował pierwszy.

– Musimy parę kwestii przedyskutować.

– Sprawa jest prosta. Armia potrzebuje nowego wodza. O czym tu dyskutować?

– Kandydatura Rydza – Śmigłego jest dla mnie, nie do przyjęcia. Przez ostatni rok on się zajmował niemal wyłącznie polityką, a nie wojskiem.

– Panie prezydencie, obiecał pan świętej pamięci marszałkowi Piłsudskiemu, że po zakończeniu żałoby powołany zostanie jego następca na tym stanowisku.

– Słowa dotrzymam, ale widziałbym na tym stanowisku Rozwadowskiego. – Generałowie zebrani wokół Sikorskiego wydali z siebie pomruk aprobaty. Grupa piłsudczyków zamilkła. Zgodnie z przewidywaniami powinni zaprotestować.

– Rozwadowski w dwudziestym ósmym miał ostrą formę choroby wrzodowej żołądka. Przeszedł operację ale nadal choruje. Od ośmiu lat jest na emeryturze. Nie nadaje się na marszałka i wodza naczelnego. – Szybko kontrował Orlicz. Prezydent udawał, że rozważa przedstawione mu argumenty.

– W takim razie Józef Haller i Kazimierz Sosnkowski.

– Oczywiście Kazik. – Piłsudczycy kiwali głowami.

– Ależ skąd. Jeśli już to Haller. – Kontrowała grupa Sikorskiego.

– Źle mnie zrozumieliście. Nie proponuję wyboru pomiędzy nimi, ale obydwu naraz.

 

Zapadła cisza. Tym razem, udało mu się generałów zaskoczyć.

– Wojsko nie powinno mieć dwóch wodzów naczelnych. – Orlicz znów pierwszy zabrał głos.

– Sami podzieliliście kraj, na dwa obszary operacyjne, jeden dla wschodu, drugi dla zachodu. Każdy z proponowanych przeze mnie marszałków będzie odpowiedzialny za swój rejon. Wodza naczelnego powoła się w zależności od tego skąd przyjdzie zagrożenie.

– Tam gdzie dwie głowy, tam są trzy zdania. Wojsko musi mieć jednego zwierzchnika.

– Chciałem zauważyć, iż zgodnie z konstytucją, to ja jestem zwierzchnikiem sił zbrojnych.

– Ale my potrzebujemy…

– Wszyscy potrzebujemy profesjonalistów. Haller i Sosnkowski są nimi w każdym calu. Nie politykują za bardzo, dbają o porządek oraz mają wystarczająco dużo charyzmy by sprawować tę funkcję. Zgadzają się panowie z moim tokiem rozumowania?

– Tak panie prezydencie. Aprobujemy to rozwiązanie. – Co ciekawe decyzję w imieniu piłsudczyków podjął Wieniawa.

– Tak to dobre rozwiązanie. – W imieniu obozu przeciwnego wystąpił Sikorski.

 

Prezydent rzucił okiem na zegar. Wskazówki powolutku odmierzały czas wyznaczony w ultimatum. Znów zaczął rozmyślać. Wtedy, tylko wykorzystywał zdobytą wcześniej pozycję. Chciał stworzyć system równoważący siłę obydwu obozów, w którym byłby arbitrem. Zdecydowanie nie był to powód obecnych kłopotów. Władzę, dzięki której mógł wówczas sobie na to pozwolić, zdobył dzięki dyplomacji dziesięć lat wcześniej.

 

Sulejówek, dziesiąty maja tysiąc dziewięćset dwudziestego szóstego roku.

 

Panie Maria i Aleksandra zostały w pokoju przy herbatce i ciastkach. Panowie wyszli do ogrodu aby swobodnie porozmawiać.

– Co sprowadza w moje skromne progi, gościa tak znamienitego? – Piłsudski ostrożnie sondował sytuację.

– Wojsko.

– Dali mi ochronę, z uwagi na pewne incydenty. – Marszałek wzrokiem powiódł w stronę kilku ułanów pilnujących dworku.

– Dużo się ostatnio mówi o planowanych manewrach, pod pana dowództwem.

– A co mówią?

– Że, będzie coś więcej.

– Witos coś tam sobie ubzdurał i po gazetach lata.

– Nie tylko on. Rozwadowski wczoraj ze mną rozmawiał.

– A nie powiedział może, gdzie znikły z archiwum sztabu generalnego moje rozkazy dotyczące uderzenia zaczepnego znad Wieprza?

– Jakie rozkazy?

– W archiwach dywizyjnych jednostek, które brały udział w kontruderzeniu, są ich kopie, ale oryginały ze sztabu generalnego wyparowały.

– Ja wiem, że z Rozwadowskim masz od jakiegoś czasu na pieńku. Problem w tym, że nikt nie chce odpuść.

– A jak odpuścić. Ludzi, co krwi swojej nie szczędzili walcząc o Polskę, utrącają mendy, co za biurkami gwiazdki wysiedziały, albo je od zaborców dostały.

– Jak pójdziecie na konfrontację, to krew się poleje.

– Po zakończeniu manewrów, przedefilujemy przez Warszawę, to im rura zmięknie. Znam ja ich aż za dobrze. Silni są tylko wtedy, gdy wokół jest burdel. Jak się trzaśnie pięścią w stół, od razu pokornieją.

– Witos co prawda po chłopsku ceni siłę, ale też czasem potrafi się po włościańsku zaprzeć. Wokół niego są dziś generałowie gotowi walczyć z panem do upadłego. To oznacza wojnę domową.

– Myślisz, że jak nic nie zrobię, to spokój będzie? Mylisz się. Dużo jeżdżę po kraju. Widzę wielki zawód tych, co krew za Polskę przelewali. Oni poświęcali dla niej wszystko, zdrowie, szkoły, kariery, majątki. Wiesz, jaki gniew w nich wzbiera, kiedy patrzą na to, co się wyprawia?

– Jeśli spróbujesz  zbrojnej demonstracji, naruszysz demokratyczne procedury.

– Pal diabli procedury, jeśli premiują one świnie kosztem bohaterów.

– Moja piękna pani twierdziła, iż powiesz coś takiego. Tyle, że to będzie jak kamień, który budzi lawinę. Wojna domowa u nas, naruszy filary Konfederacji Międzymorza. Cesarzowa Rusi Kijowskiej, Anastazja już teraz podważa nasze znaczenie w tej organizacji. Sowiety będą miały pokusę do ekspansji, a Weimarczycy do odzyskania poznańskiego.

– Anastazja jest manipulatorką o olbrzymim tupecie, ale atamani Wrangel i Petlura wiedzą, że bez nas, czerwoni natychmiast by ich zaatakowali. – Marszałek westchnął – Niemców pilnują Francuzi.

– A Stalin?

– Tak wiem, oni w Moskwy mają ambicje obejmujące cały świat.

– Potrzebne jest inne rozwiązanie, dyplomatyczne, nie łamiące prawa.

– Jest jedno wyjście, ale… – Piłsudski skrzywił się jakby jadł cytrynę. – Pakt, którego gwarantami będziemy osobiście.

– Co konkretnie proponujesz?

– Ty prezydent, ja premier.

– To da się załatwić. Jeśli twoi i moi ludzie będą w sejmie współpracować, to do czternastego powinniśmy powołać nowy rząd i odwołać Wojciechowskiego. Piętnastego zrobimy zaprzysiężenie mnie jako prezydenta.

– Zrobimy jeszcze jedno. Szesnastego w niedzielę na zakończenie manewrów, jako nowo wybrany prezydent odbierzesz defiladę i wszyscy rozjadą się do domów.

 

Prezydent rzucił okiem na zegar. Do terminu ultimatum został kwadrans. Z perspektywy czasu, zdobycie prezydentury nie wydawało się aż tak wielkim sukcesem. Jeszcze w roku dwudziestym pierwszym dołożył wielu starań by znacznie ograniczyć uprawnienia głowy państwa. Miało to i swoje dobre strony, nie musi się tak użerać ze wszystkimi jak premier. Szczerze powiedziawszy znacznie lepiej czułby się, jako stojący z boku teoretyk. Piłsudski też za codziennym znojem biurokracji nie przepadał, dlaczego więc został premierem i zgodził się na tamten układ? Nigdy nie rozumiał tamtego człowieka, co innego Maria.

 

Warszawa, niedziela, czternasty listopada tysiąc dziewięćset dwudziestego roku.

 

– Bez sensu, zupełnie bez sensu. – Powiedział odwieszając kapelusz i płaszcz.

– Co jest bez sensu? – spytała Maria poprawiając włosy przed lustrem.

– Cała dzisiejsza uroczystość.

– Dlaczego?

– Po pierwsze złamali wszystkie procedury, by dać Józefowi tego marszałka. Są generałowie o dłuższym stażu, jest kilku bardziej doświadczonych. Zasady promocji na kolejne stopnie ominięto uchwałą sejmową. Trudno, jakoś można to przeboleć, zrobiono uroczystość i co? I zamiast najwyższych władz wręcza mu ją jakiś szeregowy. Przecież to istne szaleństwo.

– Wprost przeciwnie misiu, ten gest był bardzo dobrze przemyślany.

– Moja piękna pani raczy żartować.

– Ty go zupełnie nie rozumiesz, jesteś niemal idealnym pozytywistą. On jest w znacznej mierze romantykiem, biorącym przykład z Napoleona.

– Czyli co, cesarzem się obwoła! – oburzenie sprawiło, iż podniósł głos.

– Na to mu nie pozwala socjalistyczny światopogląd. – Pani Maria roześmiała się lekko.

– Duszko ja nadal nic nie rozumiem. Napoleon i socjalizm, to dwie różne bajki.

– Misiu, słuchaj mnie uważnie. Bonaparte wiedział, iż żołnierze lepiej walczą dla kogoś, kogo lubią, niż dla człowieka im obojętnego. Pozyskiwał ich na różne sposoby, przechadzał się incognito po obozowiskach, rozmawiał z nimi jak równy z równym, niekiedy osobiście prowadził natarcia. Gdy chciał podkreślić znacznie czynów jakiegoś żołnierza, odznaczał go orderem zdjętym z własnej piersi. Józef wykorzystuje napoleońskie doświadczenia. Podczas najcięższego ostrzału pod Kostiuchówką chodził na pierwszą linię okopów, by żołnierze widzieli, iż jest jednym z nich. W sierpniu jeździł automobilem w asyście jedynie kierowcy i adiutanta, pomiędzy kontratakującymi dywizjami, by mieli świadomość, iż ryzykuje tak samo jak oni. Dziś sprawił, iż to oni, rękami najmłodszego kawalera orderu Virtuti Militari, symbolicznie wręczyli mu buławę. Podkreślił w ten sposób, że wszystko co zdobył im zawdzięcza.

– Czarno widzę przyszłość Polski jeśli dla zdobycia poklasku ludu należy łamać zasady i popisywać się nieodpowiedzialnymi czynami.

– Będzie dobrze zobaczysz.

 

Maria, jej wiedza, pomysły i upór. Czasem żałował, iż się w ogóle ożenił. Żeby choć ona była uległa jak Japonki. Niestety, piękna pani była charakterna i uparta. Choć z drugiej strony czasem wychodziło to wszystkim na dobre, tak jak z konfederacją. Przed zawarciem pokoju z bolszewikami, w sejmie ścierały się dwie koncepcje. Państwo jednolite etnicznie walczyło z koncepcją federacji. Wielu było takich, tu prezydent nieco się zawstydził, którzy na przekór Piłsudskiemu forsowali pozostawienie wojennych sojuszników na pastwę losu. Maria się jednak uparła i dotąd nad mężem pracowała, aż ustąpił. Traktat pokojowy z czerwonymi dotyczył nie tylko Polski i Sowietów, ale też Petlury i terenów które kontrolował Wrangel. Z uwagi na silną infiltrację bolszewicką, ataman i biały generał zmuszeni byli do daleko idącej współpracy. Potrzebowali też jakiegoś symbolu, dającego tożsamość kontrolowanym przez nich terytoriom. Szukając wyjścia z sytuacji, reaktywowali Wielkie Księstwo Kijowskie. Pomysł był niezły, ale szybko okazało się, iż potrzeba jest czegoś świeższego. Wtedy pojawiła się Anastazja, cudownie ocalona córka ostatniego cara. Ona, armie wierne atamanowi i białemu generałowi, oraz strach przed komunizmem scaliły Ruś Kijowską. Księstwo zmieniło się w Cesarstwo i jakoś trwało.

Prezydent uśmiechnął się lekko. Czytał swego czasu raport polskiego wywiadu sugerujący, iż kijowska caryca ma mniej więcej tyle wspólnego z prawdziwą Anastazją Romanowną, co Dymitr Samozwaniec z Rurykiewiczami. Nawet, jeśli to była faktycznie Franciszka Szankowska, a nie Anastazja, zadanie swoje wypełniła bezbłędnie. Szybko nauczyła się rosyjskiego, francuskiego, arystokratycznych manier i dbania o własne interesy. Jej romans, a potem małżeństwo z Edwardem VIII Windsorem był na ustach wszystkich. Zamieszkała z mężem w Anglii, do Kijowa zaglądając z rzadka, co bardzo cieszyło tych, którzy faktycznie rządzili cesarstwem. W końcu, kto powiedział, że symbol musi być ciągle na miejscu?

 

Wskazówki zegara już dawno minęły szóstą. Haller się odmeldował i wyjechał. W sumie prezydent mógłby zrobić to samo, ale został. Chciał zobaczyć jak wygląda wojna z punktu widzenia sztabu. Grupa adiutantów zaczęła przesuwać po mapie symbole jednostek. Początkowo ruch dotyczył jedynie tych z biało-czerwonymi proporczykami. Jednak już pół godziny później napływające informacje ożywiły żetony oznaczające wojsko czechosłowackie. Wyglądało to niczym dziecinna zabawa ołowianymi żołnierzykami. Miniaturowe samoloty, czołgi, piechurzy i działa poruszały się po mapie niczym pionki na szachownicy. Od czasu do czasu wzrokiem wzywał do siebie Sosnkowskiego. Prestiż urzędu prezydenckiego wymagał, aby informacji udzielał mu marszałek, a nie jakiś tam przesuwający figurki po mapie porucznik.

 

Dochodziła już dziewiąta, dopijał przyniesioną przez złotowłosą telefonistkę kawę, kiedy coś go zaintrygowało. Zwrócił się więc do siedzącego obok Sosnkowskiego.

– Panie marszałku co się dzieje? – Wzrokiem wskazał na adiutanta zbierającego z mapy małe czołgi i piechurów z czeskimi proporczykami.

– Panie prezydencie, jak panu wiadomo Czesi nie odpowiedzieli na nasze ultimatum. Zmuszeni byliśmy użyć spadochroniarzy i szybowców transportowych. Jednostki aeromobilne szybko zajęły zakładane rubieże. O godzinie ósmej, nasze samoloty zwiadowcze zameldowały o kolumnie składającej się z czołgów w sile pułku pancernego i ciężarówkach z piechotą szacowaną na dwa bataliony. Czeski generał Jan Syrowy postanowił zrobić przysługę Niemcom i z nami powalczyć. Kompania spadochroniarzy, która zdobyła ważne dla nas mosty nie byłaby w stanie zatrzymać Czechów…

– Aha, rozumiem. Szwejkowie poddali się naszym zuchom, dlatego zbieracie z mapy tamte żetony. Co za szczęście! – Prezydent chciał wykazać, iż w sprawach wojskowych nie jest zupełnym ignorantem.

– Woleliśmy nie pozostawiać sprawy cudownym zbiegom okoliczności. – Sosnkowski uśmiechnął lekko. – Przeciwko temu zgrupowaniu rzuciliśmy wszystkie dostępne bombowce „Łosie”, „Sumy”, „Karasie”, nawet pod myśliwskie „Wilki” podwiesiliśmy bomby, a dwudziestkom czwórkom i jedenastkom z osłony, kazano ostrzeliwać cele naziemne, jeśli nie będzie w powietrzu czeskich Avii. Samoloty dotarły dosłownie w ostatniej chwili. Czoło kolumny było niecałe dwa kilometry od stanowisk naszych żołnierzy. Po zakończeniu nalotu, wysłano patrole spadochroniarzy i aeroplany rozpoznawcze, by sprawdzić jego skuteczność. Z meldunków wynika, iż siły generała Syrowego przestały istnieć.

– A więc to tak.

 

Prezydent patrzył, jak śliczna, czarnowłosa telefoniskta pieczołowicie odkłada do pudełka zdjęte z mapy figurki. Wyglądały niczym czekoladki z bombonierki. Wróciły wspomnienia.

 

Wilno, dwunasty maja roku pańskiego tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego piątego.

 

Niedzielne popołudnie zachęcało do spacerów. Starówka roiła się od różnokolorowych kapeluszy, noszonych przez damy. Gdzieniegdzie sennie kiwały się jadące ulicami dorożki. Wielu kawalewrów wykorzystywało słoneczne letnie popołudnie, by udać się, do wybranek swego serca. Grzeczność nakazywała, by nie szli tam z pustymi rękami. Nic więc dziwnego, że przed bramą pewnego domu przystanęło dwóch młodych dżentelmenów, taszczących duże bombonierki. Panowie powitali się grzecznie, acz ozięble. Fedora i melonik, uchyliły się nie o zwyczajowe trzydzieści stopni oznaczające przyjaźń, lecz jedynie o stopni piętnaście. Nie będzie zdradzeniem wielkiej tajemnicy, iż konkurowali o względy tej samej damy. Poza miłością do pani Marii, pięknej brunetki oraz bakcylem polityki, dzieliło ich wszystko. Jeden był warszawiakiem, konserwatystą, wzbogaconym mieszczaninem, drugi wilnusem, socjalistą – rewolucjonistą, zubożałym szlachcicem. Również bombonierki pochodziły od różnych wytwórców. Jeden przywiózł z rodzinnego miasta czekoladki Wedla, drugi niósł miejscowe wyroby Sztralla. Piękna pani obu powitała równie serdecznie, chętnie przysłuchiwała się ich dyskusji, lecz nim wieczór dobiegł końca, pudełko czekoladek warszawiaka świeciło pustkami, zaś wilnusa było ledwie napoczęte. Józef uznał to za znak, iż starania o względy Marii są skazane na porażkę. Zazwyczaj nie poddawał się łatwo. Był przecież rewolucjonistą gotowym kruszyć głową mury, co prawda jedynie tylko wtedy, gdy zawiodą inne sposoby, ale jednak. Tym razem, był to kolejny już zły omen dla tej miłości. Parę lat temu syberyjski szaman z plemienia Czukczów podczas widział przyszłość. Józef miał zostać wielkim wodzem, spotkać kilka ważnych kobiet. Prawdziwej miłości nie powinien jednak szukać w rodzinnym mieście. Jeśli jednak w nim się ożeni, uczucia nie znajdzie, jeno wroga zyska. Kilka dni temu stara Cyganka, za pięćdziesiąt kopiejek, wywróżyła mu, iż prawdziwą miłość znajdzie w Krakowie. No i ostatni postawiony pasjans nie wskazywał na szczęście w miłości. Od tego dnia piękna Maria miała już tylko jednego adoratora.

 

Prezydent wówczas tego nie wiedział. Dopiero wiele lat później, chory Piłsudski zwierzył mu się na łożu śmierci. Dziś, zamiast w oczy żony, patrzył na mapę, gdzie przesunięcie żetonu oznaczało przemieszczanie się tysięcy ludzi, a zdjęcie figurki przelaną krew i zniszczenie. Umysł nie analizował jednak bieżącej sytuacji. Myśli uporczywie wracały do bombonierki Wedla. Co by się stało, gdyby wtedy w Wilnie, Marii bardziej posmakowały czekoladki Sztralla? Może wówczas zostałaby ona żoną Józefa? Jak wyglądałyby losy Polski, gdyby przez to stali się wrogami? Przez chwilę przed oczami przemknęły mu obrazy jakby z innej rzeczywistości, mapa świata gdzie nie ma Konfederacji a Polska sąsiaduje z ogromnym CCCP, zabici na ulicach w maju dwudziestego szóstego, mury jakiejś twierdzy i znajome twarze więźniów, Rydz-Śmigły z buławą marszałkowską, jakaś wielka wojna, zabijani strzałami w tył głowy polscy oficerowie, morze krwi.

Otrząsnął się z upiornych wizji. Przecież to niemożliwe, aby z powodu jednej bombonierki mógł się zmienić los świata.

 

 

Koniec

Komentarze

Na razie tylko zajrzalam do przedmowy i spieszę z pocieszeniem:

Termin: 30 września !!!! 15 października 2016. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Pewno, że nie spóźnione ;)

 

“Warszawa[+,] drugi października tysiąc dziewięćset trzydziestego ósmego roku.“

 

“Samochód wiozący prezydenta Rzeczpospolitej[-,] przed świtem sunął ulicą Rakowiecką.”

 

“– Dzień dobry, panie prezydenta.” – prezydencie

 

“– Proszę za mną[-.]Rrzekł oficer.”

 

‘– Wnętrze budynku było jeszcze niedokończone.“ – Zbędna półpauza na początku. To opis, a nie dialog ;)

 

“Nic dziwnego, wszak oficjalne oddanie do użytku[-,] było planowane dopiero na jedenastego listopada.“

 

“Środek jej zajmował olbrzymi stół[+,] pokryty mapą terenu operacji. Dokoła niego była wolna przestrzeń, którą zajmowali adiutanci, oddelegowani do przesuwania figurek symbolizujących konkretne oddziały. Jakieś dwa[+-]trzy metry od krawędzi stołu, pod ścianami, stały szeregi kabin, zajmowanych przez telefonistki i radiotelegrafistki.“

 

“To one odbierały informacje z terenu i przekazywały je dalej[+,] uruchamiając ruch żetonów.“

 

Okej, interpunkcja generalnie szaleje, pozwolisz, że nie będę się na niej skupiać.

 

“– Czy musimy to robić? – pPytanie nurtowało go od jakiegoś czasu.“

 

“Najdalej do godziny dziewiątej rano motocykliści ze zwiadu brygady pancernej osiągają wszystkie wyznaczone rubieże. Do południa na nowej granicy powstaną punkty kontrolne i gniazda oporu. O godzinie piętnastej marszałek Haller przyjmie w Cieszynie defiladę wkraczających oddziałów.“ – zachowaj konsekwencję. Skoro powstaną, przyjmie itp., to nie osiągają, tylko osiągną.

 

“– Dlaczego Haller? Przecież to dotyczy pańskiego obszaru operacyjnego[-.]Zzdziwił się prezydent.“

 

“– Znaczna część jednostek pochodzi z okręgów polegających Józefowi.“ – literówka: podlegających.

 

“– A więc leci pan tam samolotem? – pPrezydent zwrócił się do Hallera.“

 

Niestety, zapis dialogów też pozostawia do życzenia ;( Nad nim również nie będę się pochylać, ok?

 

“Myślę, że przy okazji ustanowi się rekord trasy Warszaw-Cieszyn na najbliższe sto lat.“ – Warszawa

 

“Był dowódcą błękitnej armii, przybywającej do Polski w czasie walk o granice.“ – Nie zwróciłam na to uwagi przy nazwach formacji wojskowych, bo się na tym kompletnie nie znam, ale tu nie mam wątpliwości: to nie jest błękitna armia, tylko Błękitna Armia. Konkretna armia, nazwa własna, musi być pisana wielkimi literami. Przypuszczam, że te pułki wielkopolski jakiśtam itp., to też nazwy własne, konkretne, zapisane w historii formacje, i jako takie też powinny być nazwane odpowiednio. Co innego polskie wojsko, a co innego Wojsko Polskie, prawda?

 

Anyway, stosujesz miejscami bardzo długie akapity, wielkie bloki tekstu, które kiepsko się czyta. To zły pomysł, lepiej porozbijać takie bloki na mniejsze akapity, bo inaczej czytelnik dla świętego spokoju, jak straci koncentrację, od razu przeskoczy na koniec fragmentu.

 

“To dla tego zgromadzono tak potężny“ – dlatego łącznie

 

“Jak mógł do tego doprowadzić. Co było przyczyną, że oto dziś siedział przed stołem sztabowym, a dwóch wojskowych, nie dość, że ograło go politycznie, to mogło zapakować w kabałę, z której może wyjść wojna z Rzeszą, Sowietami, albo rozpad Konfederacji.“ – te dwa zdania to tak naprawdę pytania, powinny się kończyć znakami zapytania.

 

“Wieniawy – Długoszewskiego i Orlicza -Dreszera“ – W nazwiskach łączonych stawiamy krótki myślnik, bez spacji. Wieniawa-Długoszewski i Orlicz-Dreszer.

 

“– Źle mnie zrozumieliście. Nie proponuję wyboru pomiędzy nimi, ale obydwu naraz. Zapadła cisza. Tym razem, udało mu się generałów zaskoczyć.“ – Kwestia dialogowa i opisowa nie zostały oddzielone. “Zapadła cisza” powinno już się znaleźć w nowym akapicie.

 

“jeden dla wschódu, drugi dla zachódu“ – A skąd tutaj te “ó”?… Wschodu i zachodu.

 

‘mają wystarczająco dużo charyzmy by sprawować tą funkcje.“ – tę funkcję

 

“Wskazówki powolutku odmierzały czas wyznaczonego w ultimatum.“ – Czas wyznaczony

 

“Wtedy, tylko wykorzystywał zdobytą wcześniej pozycję. Chciał stworzyć system równoważący siłę obydwu obozów, w którym byłby arbitrem. Zdecydowanie nie był to powód obecnych kłopotów. Wykorzystywał wówczas jedynie…”

 

“Marszałem wzrokiem powiódł“ – Marszałek

 

“– Jak nie pójdziecie na konfrontację, to krew się poleje.“ – Zgubiłam się. Z kontekstu rozmowy wynika mi raczej, że powinno być: Jak nie pójdziecie na konfrontację, to krew się nie poleje – ale mogę się mylić…

 

“– Bezsensu, zupełnie bez sensu” – bez sensu rozdzielnie

 

– Co jest bez sensu. – Maria poprawiając włosy przed lustrem“ – Raz, że to pytanie, więc po sensu powinien być “?”. Dwa, że w zdaniu po półpauzie czegoś brakuje (np. “spytała”). Trzy, że na końcu zdania brakuje kropki.

 

“– Czarno widzę przyszłość Polski jeśli dla zdobycia poklasku ludu należy łamać zasad i…” – zasady

 

“Wielu było takich, tu prezydent nieco się zawstydził, którzy na przekór Piłsudskiemu forsowało pozostawienie…” – którzy forsowali

 

“…forsowało pozostawienie wojennych sojuszników samymi sobie.“ – samym sobie

 

“Ona, armie wierne atamanowi i białemu generałowi, oraz strach przed komunizmem scalił Ruś Kijowską.“ – scalili

 

“W końcu, kto powiedział, że symbol musi być ciągle na miejscu?

(…)

Grupa adiutantów zaczęła przesuwać po mapie symbole jednostek. Początkowo ruch dotyczył jedynie jednostek z biało-czerwonymi proporczykami.“

 

“Wyglądało to niczym dziecinna zabawa ołowianymi żołnierzykami. Miniaturowe samoloty, czołgi i figurki żołnierzy z proporczykami…”

 

“…informacji udzielał mu marszałek a nie jakiś tam przesuwający figurki po mapie porucznik.

Dochodziła już dziewiąta, dopijał przyniesioną przez jakąś telefonistkę kawę…”

 

“Kompania spadochroniarzy, która zdobyła ważne dla nas mosty nie byłaby w stanie powstrzymać zatrzymać Czechów…“ – Albo jedno, albo drugie.

 

“Prezydent chciał wykazać, iż w sprawach wojskowych nie jest zupełnym ignorantem..“ – Podwójna kropka na końcu zdania.

 

“Przeciwko temu zgrupowani rzuciliśmy…” – zgrupowaniu

 

“…śliczna, czarnowłosa telefoniskta…” – telefonistka

 

“…noszonych przez damy. Gdzieniegdzie sennie kiwały się jadące ulicami dorożki. Wielu kawalewrów wykorzystywało słoneczne letnie popołudnie, by udać się, do domów dam swego serca. Grzeczność nakazywała, by nie szli tam z pustymi rękami. Nic więc dziwnego, że przed bramą pewnego domu…” – Poza powtórzeniami literówka w kawalerach.

 

“Kapelusze, melonik, uchyliły się nie o zwyczajowe trzydzieści stopni“ – Literówka – “kapelusz i melonik”, oba w liczbie pojedynczej.

 

“Józef uznał to za znak, iż starania o względy Marii są przegrane.“ – Nie wydaje mi się, aby starania mogły być przegrane.

 

“…inne sposoby, ale jednak. Tym razem jednak, był to już zły omen dla tej miłości. (…) Jeśli jednak tam się ożeni, to tylko wroga zyska.”

 

“Parę lat temu syberyjski szaman z plemienia Czukczów podczas widział przyszłość.” – Podczas widział przyszłość? Czegoś tu zabrakło.

 

“Kilka dni temu stara cyganka…” – Jeśli chodzi o narodowość, to Cyganka wielką literą.

 

“Przez chwile przed oczami przemknęły mu obrazy jakby z innej rzeczywistości” – literówka: chwilę; poza tym “przez chwilę” oznacza pewną ciągłość czasową, a zatem przez chwilę przemykały, a nie przemknęły.

 

“…zabijani strzałami w tył głowy polscy oficerowie, morze krwi.

Lekko potrząsnął głową…”

 

Historia niewątpliwie jest alternatywna ;) Ale normalnie do oceny tekstu będę musiała się najpierw przygotować, bo dla mnie historia zawsze kończyła się na Kongresie Wiedeńskim i nie bardzo się orientuję w niuansach. Co tam niuansach, ja nawet nie wiem, kim jest Twój prezydent… ; (

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Też się słabo orientuję, ale mam wrażenie, że porządnie się przygotowałeś. Tam, gdzie zahaczasz o coś, o czym czytałam stosunkowo niedawno, chyba wszystko się zgadza. Piłsudski faktycznie rywalizował z kimś znanym o kobietę, pod którąś carewnę faktycznie ktoś się podszywał… Ładnie pokazane, jak jeden drobiazg może zmienić historię. Lubię takie motyle wymachujące skrzydełkami bez opamiętania.

Gorzej z wykonaniem. Zapis dialogów do remontu, przecinki strajkują, literówki, zapis podwójnych nazwisk…

w sumie jest tam i część maszyn LOTu

Jeśli odmieniamy takie skrótowce, to dodajemy dywiz: LOT-u.

 

Babska logika rządzi!

A ja utknęłam w zawiłościach strategiczno-politycznych i nie zdołałam przeczytać do końca. Ale ten typ tak ma. Natomiast w przeczytanym fragmencie usterek technicznych co niemiara. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Zaraz się wezmę za poprawki

 

Wskazane błędy poprawiłem. Joseheim wierz mi. Prezydent z tego opowiadania nie musi mieć nazwiska. W końcu to historia alternatywna ;)

 

Parę podpowiedzi historycznych 

– W naszej rzeczywistości Kazimierz Sosnkowski i Józef Haller nigdy nie otrzymali buław marszałkowskich

 

–  PZL 24 w opowiadaniu nazywane “dwudziestkami czwórkami” sprzedawaliśmy do Rumunii. Choć lepsze od PZL P11 (szybsze i lepiej uzbrojone) polskie lotnictwo nigdy ich nie otrzymało. Inne samoloty z opowiadania np Wilki, Jastrzębie, Mewy i Sumy istniały tylko w pojedynczych egzemplarzach prototypowych.

 

– W 1938 podczas manewrów wołyńskich faktycznie zrobiliśmy test formacji spadochronowej. Z tego co pamiętam skoczków było nie więcej jak dwudziestu czterech i wypadli świetnie. Szybowców transportowych nie posiadaliśmy. Bodajże do 1941 posiadali je wyłącznie Niemcy.

 

– w 1926 Wojciechowski choć posadę prezydencką zawdzięczał Piłsudskiemu poszedł na konfrontacje. Efekt ponad setka zabitych, Bereza Kartuska i zapiekła nienawiść miedzy partiami politycznymi.

 

– Edward Windsor ożenił się z wesołą rozwódką made in USA do tego na pensji Abwehry. Nie wiem czy znalazł miłość, ale na pewno stracił koronę. 

 

– Anastazję Romanowną, Dzierżyński zabił, ale Franciszka Szankowska podawał się za nią na tyle skutecznie (choć nie znała rosyjskiego) że ocaleni członkowie carskiej rodziny płacili za nią rachunki. Na ich szczęście długo to nie trwało, bo dziewczyna szybko znalazła sobie męża,  milionera z USA.

 

– Ani Petlura, ani Wrangel nie odtworzyli Rusi Kijowskiej. Jeden chciał zostać władca Ukrainy, drugi prawdopodobnie restaurować Imperium Rosyjskie. Ten ostatni z łaski proponował polakom autonomię w zamian za wspólną ofensywę na Moskwę. 

 

– Stół sztabowy z mapą i figurkami stosowało dowództwo RAF w 1940. U nas zadowalano się rysowaniem kolorowymi kredkami symboli na mapach.

 

– Piłsudski ożenił się z Marią, nawet miał z nią córkę, ale szybko rozwiódł się i ożenił z Aleksandrą.

;)

 

 

skoczków było nie więcej jak dwudziestu czterech i wypadli świetnie.

A jak wylądowali? Przepraszam, NMSP. ;-)

Babska logika rządzi!

Ok precyzuję.  Wypadli świetnie, skakali z samolotu pożyczonego od LOT.  Wylądowali szczęśliwie i zrealizowali zadania z sukcesem. 

:D

 

Tak na marginesie ci z nich którzy po kampanii 1939 dotarli do Anglii byli ojcami założycielami brygady spadochronowej. Na ich doświadczeniach wzorowali się Angole a nawet Amerykanie 

 

 

Historia alternatywna całkiem możliwa, natomiast otoczka wojskowo-militarna, jak dla mnie, podana w sposób szalenie nużący, a początek zdał mi się tak monotonny, że ledwo przezeń przebrnęłam.

Wykonanie woła o pomstę do nieba!

 

zjazd trzy pię­tra w dół windą… – Masło maślane. Czy zjazd mógł być w górę?

 

w sumie jest tam i część ma­szyn LOTu. – …w sumie jest tam i część ma­szyn LOT-u.

 

– To jak pan chce pan tam do­trzeć przed pięt­na­stą? – dwa grzybki w barszczyku.

 

Myślę, że przy oka­zji usta­no­wi się re­kord trasy War­szaw-Cie­szyn na naj­bliż­sze sto lat.Myślę, że przy oka­zji usta­no­wi się re­kord trasy War­szawa – Cie­szyn na naj­bliż­sze sto lat

 

dwóch woj­sko­wych, nie dość, że ogra­ło go po­li­tycz­nie, to mogło za­pa­ko­wać w ka­ba­łę… – …to mogło wpa­ko­wać w ka­ba­łę

 

albo je od od za­bor­ców do­sta­ły. – Dwa grzybki w barszczyku.

 

– Jest jedno wyj­ście, ale … – Zbędna spacja przed wielokropkiem. 

 

in­for­ma­cje oży­wi­ły że­to­ny ozna­cza­ją­ce woj­sko Cze­cho­sło­wac­kie. –…in­for­ma­cje oży­wi­ły że­to­ny ozna­cza­ją­ce woj­sko cze­cho­sło­wac­kie.

 

jeśli nie bę­dzie w po­wie­trzu cze­skich Avi. – …jeśli nie bę­dzie w po­wie­trzu cze­skich Avii.

 

dwóch mło­dych dżen­tel­me­nów, tasz­czą­cych duże pudła bom­bo­nie­rek. – …dwóch mło­dych dżen­tel­me­nów, tasz­czą­cych duże bom­bo­nie­rki.

Masło maślane. Bombonierka to pudełko.

Za SJP: bombonierka «ozdobne pudełko z czekoladkami; też: samo pudełko»

 

Rów­nież pudła bom­bo­nie­rek po­cho­dzi­ły od róż­nych wy­twór­ców.Rów­nież bom­bo­nie­rki po­cho­dzi­ły od róż­nych wy­twór­ców.

 

pu­deł­ko bom­bo­nie­rek war­sza­wia­ka świe­ci­ło pust­ka­mi… – …pu­deł­ko czekoladek war­sza­wia­ka świe­ci­ło pust­ka­mi… Lub: …bom­bo­nie­rka war­sza­wia­ka świe­ci­ła pust­ka­mi

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hm, a czy Piłsudski to czasem nie ożenił się z Aleksandra dopiero po śmierci Marii, mimo że de facto z nią przez wiele lat żył, w tym splodzil dzieci? Z tego wszystkiego zdecydowanie najlepiej orientuję się w historii Romanowow, bo akurat o tym czytałam sporo, więc Anastazja zagadką dla mnie nie była :-) Wybaczcie jakość komentarza, jestem pozbawiona internetow i piszę z telefonu, a tu słownik żyje własnym życiem…

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Wiem że podpadam ale dziś już nie zdążę poprawić.

 

Joseheim co do Piłsudskiego. Żeby się ożenić z Aleksandrą musiał się rozwieść z Marią, co wymagało zmiany wyznania na protestanckie. Dopiero po śmierci Marii już jako marszałek i wrócił na katolicyzm. 

 

Regulatorzy no właśnie zauważyłem, że otoczka wojskowa to może wzbudziła by zainteresowanie ale na historycy.org  ;)  mój błąd

A ja myślałam, że to Henryk VIII kombinował jak koń pod górkę… ;-)

Babska logika rządzi!

Henryk przyspieszał proces rozwodowy przy pomocy kata 

 

Zazwyczaj. Ale czy kościół anglikański nie powstał dlatego, że papież nie chciał dać władcy rozwodu?

Babska logika rządzi!

Powstał. Z tego co pamiętam w tym jednym przypadku nie można było przyspieszyć procedury rozwodowej za pomocą ścięcia głowy. Żona była powiązana z Habsburgami.

 

ps. wskazane błędy poprawiłem

 

Nowa Fantastyka