- Opowiadanie: szoszoon - Ofiary

Ofiary

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ofiary

Lokomotywa, ciągnąca za sobą wagony towarowe, zajechała pod rampę i zatrzymała się, wypluwając z siebie niczym smok, gęste kłęby dymu. Była noc i ciemność rozświetlały światła reflektorów. Te jedyne w okolicy lampy, umieszczone na strażnicach, kręciły się dookoła niczym po niewidzialnej orbicie wokół zła. Do rampy podeszli żołnierze trzymając na smyczy ujadające nieznośnie psy. Zwierzęta instynktownie wyczuły strach, który dodatkowo wzmagał ich agresję. Wewnątrz wagonów kłębili się ludzie. Ich przerażone twarze wyzierały ze szczelin między deskami wagonów szukając nadziei. Wylęknione i otumanione strachem oczy ofiar błądziły dziko, próbując jednocześnie wyżebrać litość. Z nieba, do którego wznosili swe namiętne modły, padał gęsty śnieg. Biel przesłoniła wszystko dookoła, osiadając na budynkach niczym biały dywan. Zakryła szarość i prymitywny choć doskonale zorganizowany kombinat śmierci. W wagonach tych przewożono niegdyś bydło. Wewnątrz cuchnęło łajnem a podłoga oblepiona była grubą warstwą zaschniętego gówna. Wcześniej, przed transportem, odkażono je chlorem. A może wagony te teraz właśnie służyły do przewożenia bydła a dawniej transportowano nimi zwierzęta? Tym, którzy rozsunęli drzwi wagonów, było wszystko jedno. Żołnierze zaczęli rozładunek. Wykrzykując polecenia, zagłuszali lament i błagania więźniów. Prosto z rampy kierowali zbitą ciżbę ludzką ku betonowemu barakowi. Kobiety rozdzielono od mężczyzn, a przerażone dzieci wydzierano z kurczowo zaciśniętych rąk ogłupiałym z rozpaczy matkom. Jęki strachu i rozpaczy unosiły się ponad przykrytym białym puchem placem. Krótka seria z karabinu maszynowego przywraca spokój, a upadające bezwładnie na biały puch ciała znaczą ślad korowodu śmierci. Ludzka posoka haftuje biel idealnymi kropelkami. Jakby w zamian za piękny i gęsty śnieg, wraz z żarliwymi modłami, ku niebu buchały kłęby gęstego dymu unoszącego się z wysokiego komina krematorium. Ale o tym, że to komin krematorium, wiedziało tylko niebo i oprawcy.

Tam, wysoko w górze, zgromadzili się bogowie. Wszyscy, jakich ludzie przywoływali w modłach: Jahwe, Bóg, Jehowa, Allah, Assur, Brahman, a nawet… Diabeł. Stali dookoła i w milczeniu spoglądali w dół. Dym z komina krematorium i swąd palonych ciał dotarły do nich i teraz zaczęły piec w oczy. Żaden z nich się nie odezwał ani nie zareagował na błagania o pomoc. Nie mogli nic zrobić gdyż nie mogli zmienić praw, które dawno temu, w mroku przeszłości, sami ustanowili.

Bo czyż bogowie mogli się pomylić?

 

Bóg, Ten, który miał być miłością, stwierdził wyraźnie: Mnie tam nie ma!

 

– Czego zatem szukasz tu? – zapytali pozostali, kaszląc i krztusząc się w oparach gęstniejącego dymu.

Kiedy powstał świat pierwotne siły pozostawały bez imion. Nie mieli kształtu ani siedziby. Nie wiedząc o swoim istnieniu błąkali się samotnie po świecie i zaświatach. Dopiero człowiek rozpoznał ich i nazwał. Bogowie, z wdzięczności, dali ludziom prawa i opiekę, jednak nie zapomnieli o sobie. Zażądali ofiar! Odtąd woń ofiarnych zwierząt i krwi syciła ich, dawała życie i napawała dumą. Tak na wieki utrwalił się kruchy, ale możliwy do utrzymania porządek, w który żaden z bogów nie śmiał ingerować. Cóż mogły obchodzić ich jęki biedaków składanych w ofiarach?

 

Przecież bogowie nie znają współczucia.

Teraz stali w milczeniu dusząc się coraz bardziej dymem z komina. Moc składanej im właśnie ofiary powoli dławiła bogów. Nie mieli nawet siły zareagować – przerosła ich. Ludzie składali ofiary z ludzi w imię nowego porządku, w którym nie było miejsca dla bogów. A bogowie zrozumieli, że tracą powód do egzystencji, gdyż pozwolili innym ludziom składać ofiary dla dobra ludzkości. Stali się ofiarami własnych praw natomiast człowiek uzyskał absolutną samoświadomość.

Dym grzęznący w gardle, swąd ciał oraz krzyki prowadzonych na śmierć stały się nową formą .

 

Bogów zadusili ludzie ofiarą z ofiar…

Koniec

Komentarze

Całkiem sprawnie napiszane, chociaż akurat pomysł taki sobie. Doczepie się tylko do puenty: "Bogów zadusili ludzie ofiarą z ofiar..." ofiarowawszy im ofiarowaną ofiarę z ofiar ofiary. Ofiary mają zwykle to do siebie że są z ofiar. Radzę ją zmienić bo trochę głupio brzmi.

Ja też zwrócę uwagę na szczegół. Treść, styl opowiadania nie uzasadnia "gówna" w opisie wagonów. Jedno słowo, a coś nadpsuwa...
Gwoli ścisłości należy dodać, że w bardzo wielu starych religiach bogowie domagali się ofiar z ludzi.

To ja się bezczelnie przyczepię do tego opisu:

 

Te jedyne w okolicy lampy, umieszczone na strażnicach, kręciły się dookoła niczym po niewidzialnej orbicie wokół zła.

 

Kręciły się, i to niczym po orbicie, znaczy że dookoła czegoś się kręciły i że tym "czymś" nie jest własna oś. Bo gdyby kręciły się wokół własnej osi, czy wręcz wirowały, to zostałoby to tak właśnie opisane.

 

Pomysł jest i wykonanie też nie najgorsze, tylko jakieś to niepełne takie. Jak nie opowiadanie, a scenka z mało sprecyzowaną puentą. AdamKB napisał to, co i mnie chodziło po głowie - bogowie nie powinni się dziwić i bulwersować bo ludzkość od tysiącleci składała im ofiary ze swych przedstawicieli. To nie jest wymysł współczesności.

 

4 to sprawiedliwa ocena IMO

Może ja inaczej zrozumiałam, ale tutaj chyba nikt nie składał ofiar bogom. Ten dym nie był przeznaczony dla nich. To ofiary przyzwały swoich bogów, nie "oprawcy".
 
Błędy wytknięte... 4

Ciut po czasie, ale: nie ma racji Lassar. Ostatnie zdanie jest dobre. To słowo ma dwa znaczenia...

Gdy byłem w zamku naprawić zamek rozpiął mi się zamek- jestem za tym aby nie powtarzać słów nawet w innych znaczeniach.

Ale czasami jest do ładny zabieg stylistyczny.

Pomysł moim zdaniem ciekawy, ale niewykorzystany. Końcowa argumentacja dla mnie osobiście mętna i nieprzekonująca.

"A bogowie zrozumieli, że tracą powód do egzystencji, gdyż pozwolili innym ludziom składać ofiary dla dobra ludzkości. Stali się ofiarami własnych praw natomiast człowiek uzyskał absolutną samoświadomość." - nie rozumiem, co tutaj jest napisane. Proszę o łopatologiczne tłumaczenie ;)

Jeśli chodzi o kwestie stylistyczne, to w pełni zgadzam się z opinią Lassara.
Niepotrzebne jest też przejście na czas teraźniejszy w dwóch zdaniach pod koniec pierwszego akapitu. Zaburzają rytm czytania.

Ocena - 4.

Nowa Fantastyka