- Opowiadanie: othersun - Zapowiada się ładna pogoda

Zapowiada się ładna pogoda

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

śniąca, regulatorzy, Użytkownicy, cobold

Oceny

Zapowiada się ładna pogoda

Czasem panny młode uciekają od ołtarza, ale panom to jakoś nie wypada. Słyszy się też, że przed śmiercią całe życie przelatuje przed oczami. Może ślub to jakiś rodzaj śmierci, śmierć samotności. Z drugiej strony – widzę tylko fragmenty. I stoję bez ruchu, przed księdzem i wszystkimi zebranymi, choć coś każe mi uciekać.

Wiało tak mocno, że bałem się wyjść z mieszkania. Zresztą, nie miałem po co wychodzić. Kolejny samotny weekend w wielkim mieście. Nie mogłem zasnąć, więc słuchałem, jak wiatr porusza światem. Deszcz bębnił o okna, a przeciąg od czasu do czasu szarpał drzwiami. Zacząłem przysypiać, więc początkowo ignorowałem nowe odgłosy. Po chwili okazały się pukaniem, które przenosiło się na coraz wyższe piętra. Gdy dotarło na przedostatnie, przerodziło się w walenie. Podszedłem do drzwi i wyjrzałem przez judasza. Na klatce stała czarnowłosa dziewczyna w białych majtkach i podkoszulku. Ociekała deszczem i łzami. Moje drzwi były ostatnie, więc zrezygnowana uderzyła w nie tylko raz. Odsunąłem się. Wiatr nagle zelżał.

– Proszę…

Potem zaczerpnęła gwałtownie powietrza i chyba zaczęła mocno szlochać, ale nie jestem pewien, bo wiatr znowu się rozszalał. Spojrzałem jeszcze raz. Oparła się o poręcz i drżała wstrząsana spazmami płaczu.

Czasem nocą mówi się rzeczy, których nie powiedziałoby się w dzień. Może po to tkwimy o tej porze w łóżkach, by nie robić głupich rzeczy. Ja zrobiłem. Wpuściłem nieznajomą do środka. Trzęsła się z zimna, więc dałem jej koc i poszedłem parzyć herbatę. Ona chyba wychrypiała „dziękuję”, po czym weszła do mojego pokoju i skuliła się na łóżku. Gdy herbata była gotowa, dziewczyna spała. Nie budziłem jej. Wróciłem do kuchni i chciałem przeczekać tam z nożem w garści. Przysnąłem.

Rano dziewczyny nie było. Został tylko mokry ślad szczupłego ciała na prześcieradle. Pachniało latem.

Nie mówiłem o tym nikomu – po co miałem się chwalić własną głupotą, skoro skończyło się dobrze. Nic z mieszkania nie zniknęło, żaden z sąsiadów o nic nie pytał ani nie patrzył w dziwny sposób. Prześcieradło wyschło, a po praniu straciło zapach lata.

To był też ostatni samotny weekend. Kilka dni później poznałem dziewczynę. Miała włosy koloru słońca, a jej śmiech budził we mnie chęć do życia. Na imię miała Łucja. Zaczęliśmy się spotykać. Pierwsze wakacje spędziliśmy na jeżdżeniu po festiwalach muzycznych, na drugich ruszyliśmy w podróż stopem do Portugalii – tam, na krańcu Europy poprosiłem ją o rękę. Nasze wspólne chwile powinny mi stanąć przed oczami przed ślubem z kobietą, którą kocham.

Zamiast tego widzę pustą drogę. Nie pamiętam, dokąd jechałem. Wycieraczki pracowały z maksymalną częstotliwością, ale grad był za silny. Zjechałem na pobocze, włączyłem światła awaryjne, zgłośniłem muzykę.

W szybę od strony kierowcy coś uderzyło. Podskoczyłem i krzyknąłem, a kiedy obróciłem się w stronę źródła dźwięku, ujrzałem zniekształconą twarz. Prawie popuściłem, choć ostatni raz zdarzyło mi się to, gdy przebrany za ducha brat próbował uczynić mnie pierwszym pięciolatkiem, który zmarł na zawał. Chciałem odjechać, ale postać wpełzła na maskę, po czym przylgnęła do szyby. Zrozumiałem, że strugi wody zniekształciły oblicze dziewczyny.

Była tylko w majtkach i podkoszulku: białe ubranie, biała skóra. Tylko włosy czarne.

Otworzyłem drzwi od strony kierowcy, żeby coś do niej powiedzieć. Była dzika niczym zwierzę. Wsunęła się, przeszła po moich kolanach i skuliła się na tylnym siedzeniu. Podałem jej marynarkę.

– Jedź – szepnęła. – Bo będzie tylko gorzej.

Pojechałem. Od czasu do czasu zerkałem w lusterka na drżącą i ociekającą wodą pasażerkę, a także na drogę, którą zostawiałem za sobą. Miałem wrażenie, że zbliża się do nas ściana jeszcze groźniejszego gradu, więc przyspieszyłem.

Na stacji benzynowej zostawiłem dziewczynę i poszedłem kupić kawę. Gdy wróciłem, siedzenie było puste i mokre. Marynarka została. Powąchałem ją. Tak musiał pachnieć Eden.

Nie powiedziałem o tym Łucji. Ani o następnych razach, gdy dziewczyna potrzebowała mojej pomocy. Zazwyczaj wystarczało, bym wpuścił ją do środka. Ona znajdowała jakiś kąt, szeptała słowo czy dwa, po czym zasypiała. Nie wiedziałem, czy jest realna, a nie mogłem nikogo spytać, bo miałem narzeczoną. Nie chciałem, żeby wszystko się rozpadło. Dziewczyna zostawiała tylko mokry ślad, który wysychał, i zapach lata – który przemijał tak, jak przemija każda pora roku.

Raz musiała mnie błagać. Przyszła w czasie wigilijnej kolacji. Na zewnątrz szalała straszna śnieżyca. Wyjaśniłem, że jej obecność w domu będzie bardzo dziwna.

– Tylko mnie wpuść i wracaj do reszty. Błagam.

Zostawiłem ją w garażu. Odchodząc, wydawało mi się, że w jej oczach widzę smutek. Po kolacji zaniosłem resztki jedzenia. Nie chciała niczego tknąć. Kazała wracać do reszty.

– Nie chcę, żeby mnie teraz zobaczyli – powiedziała. – Nie teraz, gdy jestem słaba.

Wiosną zjawiała się w czasie burzy. Nie odbijało się to nijak na moim życiu, więc uznałem, że zostawię sprawę taką, jaka jest.

Innym razem ujrzałem ją w czasie trudnego egzaminu ustnego. Weszła, ubrana normalnie, ale poznałem jej twarz. Rzuciła mi uśmiech, zostawiła coś na biurku profesora, po czym wyszła. Przelotna jak zawsze.

– Dobrze, egzamin zaliczony – usłyszałem, choć nie wydukałem z siebie ani słowa.

Potem mama była chora i wszyscy lekarze wróżyli jej śmierć. Czuwałem przy niej samotnie, gdy przyszła pielęgniarka. To znów była ta dziewczyna. Zmieniła mamie kroplówkę, powiedziała „wszystko będzie dobrze” i wyszła, a ja śledziłem ją wzrokiem.

Nie kochałem jej ani nie pragnąłem. Czasem tylko tęskniłem za zapachem lata. Udawało mi się o tym nie myśleć za dużo. Pomagałem jej, gdy przychodziła, a ona czasem się odwdzięczała. Kimkolwiek była.

Dzisiaj rano przypomniałem sobie o niej. Gdy wyszedłem pierwszy raz z domu, brat powiedział:

– To ci się pogoda udała na ślub.

Niebo nieskazitelnie błękitne, słońce przyjemnie grzejące, orzeźwiające powiewy. I zapach. Uświadomiłem sobie, że dziewczyna zawsze pomagała mi podczas dobrej pogody.

Potem nie miałem czasu o tym myśleć. Ślub pochłonął moją uwagę. Włożyłem garnitur, uściskałem płaczącą ze wzruszenia i zdrową mamę, poszedłem do kościoła.

Teraz wprowadzają pannę młodą i to wszystko przelatuje mi przed oczami. Uciec czy nie? Patrzę na kobietę w bieli, którą prowadzi mój brat. Suknia jest wspaniała. Welon zakrywa tylko oczy.

Spod niego wystają czarne włosy.

Nie wiem, czy inni tego nie dostrzegają. Kobiety płaczą ze wzruszenia, mężczyźni kiwają z uznaniem głowami. Łucji nigdzie nie widać. Wymieniam z bratem spojrzenia. Puszcza do mnie oko. Przecież nie zażartowałby tak, jak kiedyś to zrobił przebierając się za ducha. W takich sytuacjach nie ma miejsca na żarty. Nie ma też miejsca na błędy.

Dziewczyna uśmiecha się i wyciąga rękę. Odwzajemniam gest. Nim nasze palce się stykają, dociera do mnie zapach lata. 

Koniec

Komentarze

Ależ mi się spodobało! Nie wiem, kim jest tajemnicza dziewczyna, co się stało z Łucją, ale wcale mi to nie przeszkadza. 

Troszkę się zagubiłam przy drugim akapicie, gdy nagle przeszedłeś do innego wątku i cofnąłeś się w czasie, ale późniejsze przejścia przeszły gładko. 

 

Rano dziewczyny nie było(+.) Został tylko mokry ślad

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Czytało się przyjemnie i choć gustuję w opowiadaniach fantasy, to ten tekst naprawdę mnie wciągnął. Z każdym akapitem coraz bardziej ciekawiło mnie co to za dziewczyna.

Jednak zakończenie, choć ciekawe, to pozostawia lekki niedosyt. Myślałem, że tajemnicza dziewczyna to ktoś w rodzaju anioła stróża, który najpierw wystawił narratora na próbę, a gdy ten ją przeszedł, pomógł mu w trudnych chwilach. Na koniec jednak zamiast Łucji pojawia się ona, czarnowłosa nieznajoma, a czytelnik pozostaje z nurtującym pytaniem “O co chodzi?”.

...bo wiosło było za długie.

A na mnie nie zadziałało. Może za dużo w tym z romansidła, może zbyt chaotycznie. W jednym akapicie wspominasz o podróży stopem, a w drugim bohater prowadzi samochód, pewnie własny. Na początku bohater mieszka sam w bloku (pukanie do drzwi na różnych piętrach), potem w domku z garażem. Zapewne z rodziną, bo jak się budzi przed ślubem, to brat tam jest. No i nie wiem, z kim chciałby się ożenić, a z kim nie. Z kim w końcu się żeni, też pewnie nie wie. ;-)

Babska logika rządzi!

Dość tajemnicza historia, sporo opowiada, ale niewiele mówi. Pozostawia lekki niedosyt, choć zdaję sobie sprawę, ze jakiekolwiek dociekania i wyjaśnienia tylko zepsułyby wszystko.  

 

Na­zy­wa­ła się Łucja.Na imię miała Łucja.  

 

Nasze wspól­ne chwi­le powin­ny mi sta­nąć przed ocza­mi przed ślu­bem z ko­bie­tą, którą ko­cham. – Czy to celowe powtórzenie?

 

Na ze­wnątrz sza­la­ła strasz­na śnie­ży­ca. Wy­ja­śni­łem, że jej obec­ność w domu bę­dzie strasz­nie dziw­na. – Powtórzenie.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć.

  1. Ze dwa potknięcia interpunkcyjne.
  2. Zakończenie rzeczywiście rozczarowuje. Do tego stopnia, że jest według mnie pójściem na łatwiznę.
  3. Zaś do czasu zakończenia czyta się wspaniale! Początek trochę nudzi i coś się popsuło przy fragmencie o “kochaniu i pragnieniu” (mam na myśli nastrój utworu). Zaś całą reszta bardzo, bardzo dobra.

Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.

@śniąca, cieszę się, że choć ty jedna w pełni akceptujesz brak wyjaśnienia! Gdyby takowe było, odebrałoby szortowi cały urok. 

@Sarmata, właśnie o to nurtujące pytanie chodzi ;) Czy jak patrzysz na obraz “Krzyk” to czujesz niedosyt i masz pretensje do malarza, że nie wyjaśnił, dlaczego przedstawiona postać krzyczy? Szort to przecież taki obraz w formie krótkiej historii. 

@Finkla. Czy naprawdę w tak krótkim tekście musiałbym dosadnie wyjaśniać, że bohater na początku jest studentem, więc mieszka w wynajętym mieszkaniu, a Wigilię spędza w rodzinnym domu i stamtąd też wyrusza na ślub? I czy uważasz, że autostop jest tylko dla tych, którzy nie mają samochodu?  Precyzowanie tych rzeczy nic nie wnosi do historii, a takie dziury czytelnik może sobie sam załatać. No ale jak ci nie siadło, to nie siadło ;)

@regulatorzy, dwa błędy poprawione, cieszę się, że mnie oświeciłaś w sprawie używania zwrotu “nazywam się…”. Odnośnie powtórzonego przyimka “przed” – czy to jest błąd? Czy chodzi o to, żeby zastosować konstrukcję typu: “Przed ślubem z kobietą, którą kocham, to nasze wspólne chwile powinny mi stanąć przed oczami”? 

@Piotr, a wiesz, że ja właśnie najbardziej lubię zakończenie tego szorta? ;) A jeśli podoba ci się mój sposób pisania, to zapraszam do ciut dłuższej “Hipotermii”!

 

 

Nooo…. tak. A przynajmniej jakieś słówko “studia” by coś wyjaśniło. Zresztą, chyba student mieszkający samotnie to rzadkość. Raczej się zbierają w grupki.

Z samochodem też mi się wydaje, że człowiek się bardzo szybko przyzwyczaja do luksusu i niechętnie wraca do zapitalania z plecakiem. ;-)

Babska logika rządzi!

Ocenię, jak będę miał samochód. Na razie zapitalam z plecakiem, ewentualnie na rowerze :)

To tak jak ja. Ale mam wrażenie, że znajomym błyskawicznie dupcie przyrastają do fotela kierowcy. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie, Othersunie, niczego nie zmieniaj. W ogóle nie nazwałbym tego błędem. Po prostu zauważyłam powtórzenie i czepnęłam się. Czytałam opowiadanie dość późno, a że mnie zainteresowało, nie wzięłam pod uwagę, że chłopak opowiadający całą historię, ma prawo tak powiedzieć.

 

Zauważyłam, że nosisz się z zamiarem wyciągnięcia z archiwum starszych opowiadań i bardzo się z tego cieszę, bo z przyjemnością zobaczyłabym je na pierwszej stronie, szczególnie Być bogiem jest modnie, ale trochę nudno. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładne, klimatyczne, obrazowe. Bardzo dobry pierwszy akapit, wciągający i z mrugnięciem okiem do czytelnika (ślub to jakiś rodzaj śmierci). Fajne drobiażdżki, jak postać brata-trickstera. Nieścisłości nie zauważyłem, troszkę mnie zdezorientowały przeskoki czasowe (drugie spotkanie z dziewczyną, przez chwilę myślałem, że to już po ślubie). Poprawiłbym “Kilka dni później poznałem dziewczynę” na “Kilka dni później poznałem Łucję” – czarnowłosa, chwilę wcześniej też funkcjonuje jako “dziewczyna” i jest to trochę mylące – chyba, że tak ma być. Karkołomna jest też wizja mokrej dziewczyny przepełzającej po kolanach kierowcy na tylne siedzenie samochodu – albo ona taka chuda, albo samochód wypasiony.

@cobold, miło, że doceniłeś drobne smaczki. Przeskoki może faktycznie dałoby się lepiej wpleść, ale myślałem trochę o takim efekcie przelatywania przed oczami kolejnych scen. 

Dobrze napisane, fabuła nieco oderwana, mglista, zastanawiająca, ale jakby tak trochę tego wszystkiego za mało. Ledwie mignął mi świat stojącego przed ołtarzem człowieka, otworzyło się przed nim życie, którego się nie spodziewał, a tu już koniec.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

@c21h23no5.enazet, a czy wyobrażasz sobie jakąś sensowną kontynuację tej historii? ;)

Ooo, moja wyobraźnia jest bardzo szeroka… ;) Po prostu lubię poczytać więcej, a to dodatkowo czytało się bardzo dobrze, dlatego żal mi, że mało.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Postaram się, żeby moje następne teksty były ciut dłuższe, skoro komuś chce się to czytać ;)

Fajne. Lubię takie klimaty.

Zabrakło mi na końcu żyli długo i szczęśliwie :-)

Dzięki :)

Bardzo fajne opowiadanie, przyjemne.

Takie jakieś delikatne, subtelne. Namalowane słowami. I niedopowiedziane, ale w ogóle mi to nie przeszkadza.

Dobrze mi się czytało.

Miło spędziłam tu czas :)

 

 

Przynoszę radość :)

Dziękuję :)

Nowa Fantastyka