- Opowiadanie: Realuc - Poszukiwany: Ogr Gwałciciel Dziewic

Poszukiwany: Ogr Gwałciciel Dziewic

Miłej lektury życzę i czekam z niecierpliwością na wszelkie komentarze ;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Poszukiwany: Ogr Gwałciciel Dziewic

– Mam dość swojego nędznego życia. Praca w polu od świtu do zmierzchu, sen i tak w kółko.

– Nie pierdol tylko pij.

Luka się napił. A w zasadzie wydoił na raz cały kubek ciemnego, ostrego wina. Za każdy następny wyda tyle miedziaków, ile dostaje za pięć dni pracy. Ta myśl przybiła go jeszcze bardziej.

– Mówię ci… – zaczął lekko już bełkotliwie.

– Nie, to ja ci mówię zamknij się i chlej! Tylko cztery razy w roku nasz pan wyjeżdża na jarmark i tylko wtedy możemy zalać się w trupa, żeby zapomnieć o tej szarej, codziennej rzeczywistości. Na co dzień, machanie jakimkolwiek narzędziem na kacu nie wchodzi w grę. Raduj się więc tym dniem i skończ psioczyć.

Durek był o wiele starszy od siedzącego naprzeciwko przygnębionego Luki. Obaj pracowali na tej samej farmie i obaj nie byli z tego faktu zadowoleni. Delikatnie rzecz ujmując. Młodszy chłop był jednak o wiele bardziej buntowniczy, za co nieraz otrzymał lanie drewnianym kijem bądź pracę po zmierzchu.

– Ja nie chcę zapominać. Chcę coś zmienić.

Luka machnął ręką w stronę starej, przygarbionej karczmarki prosząc o kolejny kubek wina.

– A co my możemy? Gówno. Pomyśl o czymś przyjemnym. Na przykład… o tym, że zawsze jest ktoś, kto ma od ciebie bardziej przejebane. Chociażby ci wszyscy niewolnicy co machają kilofami w Królewskich Kopalniach. Im to nawet nie jest dane dziewki na oczy widzieć. A my, nie dość, że możemy popatrzeć na jędrne, zwisające dwie piękności jakiejś zginającej się na polu baby, to czasami z jakąś gdzieś na sianie się skończy.

Młody pokiwał tylko beznamiętnie głową, po czym zabrał się za kolejny kubek wina. Wciągnął ostrą woń trunku, gdyż była jedynym przyjemnym zapachem w tej gospodzie. Jednak owa karczma była z kolei jedyną w tej wiosce, toteż wyboru nie mieli. Inne, z lepszym jadłem, napitkami i na pewno z bardziej atrakcyjnymi karczmarkami stały dopiero w Królewskim Mieście. Za grubymi, kamiennymi murami, za które tacy jak oni w życiu by się nie dostali. Tak więc zmuszeni byli wdychać kocie odchody, wielodniową, śmierdzącą kaszę ze skwarkami, spocone i niemyte cielska innych chłopów i jeszcze wiele innych drażniących nozdrza zapachów. Luka pociągnął dwa głębsze łyki, przeczesał palcami swoje słomiane włosy, przystrzyżone na kłobuczka czy też na grzybka bądź garniec, jak mawiały śmiejące się za rogiem panny i powiedział patrząc w stół:

– Ten cały wielki Bóg nie jest chyba taki sprawiedliwy jak to mawiają. Bo czymże my mu zawinili? Jestem pewien, że niejedno panisko na dworze ma więcej za uszami, niż pół naszej wsi.

– A żebyś wiedział. Wypijmy na pohybel tym wszystkim paniczkom i niesprawiedliwemu Boga!

Stuknęli się glinianymi naczyniami, po czym opróżnili je z ciemnoczerwonej zawartości. Jakiś zarośnięty jak pustelnik chłop, siedzący przy innym stole, zawołał do nich:

– Nie bluźnij głupcze! Pan wszystko słyszy!

– Ta, wszystko prócz naszych modlitw chyba – odparł jakiś rudy chudzielec.

Zaraz włączyli się jeszcze inni. Posypały się przekleństwa, groźby, a żeby uniknąć nieuniknionego w tej sytuacji, czyli mordobicia, Durek wstał pośpiesznie i złapał Luke za ramię.

– Zbieramy się stąd. Pijana banda chłopów i ciężki temat. Dwie rzeczy, które w połączeniu ze sobą nigdy nie wróżą nic dobrego.

– Ale… mi ledwo w głowie szumi… – Luka wstał niechętnie. Durek zdzielił go lekko otwartą dłonią w porośnięty rzadkim, młodzieńczym zarostem policzek i odpowiedział:

– Zaraz ci zaszumi jak ci kto pięścią w ryj przyłoży. Spadamy, ale już!

Udało im się opuścić karczmę bez większych szkód. Co prawda niewiele brakowało, bo gdy Durek zamykał za sobą stare spróchniałe, skrzypiące drzwi to zdążył zobaczyć jeszcze wirujący w powietrzu stołek. Stali przez moment w milczeniu, wpatrzeni w nocne, lekko tylko okraszone niewielkimi chmurami niebo. Chłopi mieli na sobie białe, sięgające do połowy uda lniane koszule przewiązane skórzanymi paskami. podtrzymującymi jednocześnie czarne nogawice. Było przyjemnie ciepło, jak to w samym środku lata. Teraz to Luka czuł się już podwójnie źle. Nie dość, że nie miał pomysłu jak zmienić swoje życie, to na dodatek położy się spać tej nocy niemal trzeźwy.

– Witajcie zacni panowie. Może nie w smak wam spędzać taką piękną noc w samotności, hm?

Rozetka, zwana też Niezdobytą, wyrwała ich niespodziewanie z osłupienia. Durek spojrzał na nią nie kryjąc swojego obrzydzenia i odpowiedział:

– Tak jak poprzednim jak i każdym innym razem nie jesteśmy aż tak zdesperowani. Ale w razie czego wiemy, gdzie cię szukać, pani. Miłego wieczoru życzymy.

Rozetka spochmurniała. Luka nie raz zastanawiał się nad jej dziwnymi zachowaniami. Mimo swojego młodego jeszcze wieku była najbrzydszą kobietą w wiosce (ci bardziej światowi mówili nawet o całym Królestwie). Jej twarz pokrywały dziesiątki mniejszych bądź większych wzgórkowatych narośli, jedno oko było zawsze skierowane w przeciwną stronę niż drugie, a włosy miała tak rzadkie i postrzępione, jakby jakiś ptak przerwał w trakcie budowę swojego gniazda. Dziwnostka polegała na tym, iż Niezdobyta bardzo pragnęła być zdobyta, co jest oczywiście naturalne, jednak przy każdej odmowie zachowywała się jakby była nieświadoma swego wizerunku. Albo jakby zapomniała, że ten czy tamten chłop odmówił jej już ze sto razy. Musi mieć coś z głową – pomyślał Luka – choć z drugiej strony, w rozmowach wydaje się być mądra i w ogóle.

– Och, słyszę, że w karczmie dużo się dzieje. Wchodzę tam zatem czym prędzej. Bo jak to mawiała moja kochana babunia, pijanemu mężczyźnie różnicy nie zrobi, czy to z piękną księżniczką o złotych włosach czy z kozą zza zagrody noc spędzi. Bywajcie!

Pełna nowego entuzjazmu pobiegła do karczmy. Kiedy znikała w wejściu Durek rzucił do niej jeszcze:

– Tylko uważaj na…

Zatrzasnęła za sobą drzwi.

– …latające krzesła. – dokończył.

Luka uśmiechnął się pod nosem i szturchając zaczepnie Durka w ramię powiedział:

– Wiesz co, miałeś racje. Niektórzy mają gorzej.

Roześmiali się gromko obaj.

– Nawet ten cały Ogr Gwałciciel Dziewic by jej nie tknął, haha!

– Jaki zaś Ogr? – zapytał Luka łapiąc się za bolący od śmiechu brzuch.

– Jak to jaki? Nic nie słyszałeś? Od miesiąca głośno o nim w całym Królestwie. Kryje się gdzieś w tutejszych lasach. O, spójrz! Nawet na ścianie tej śmierdzącej karczmy wisi ogłoszenie.

Luka podszedł i wielce zaciekawiony spojrzał na przybity do desek kawałek pergaminu, na którym prócz jakiegoś tandetnego, karykaturalnego malowidła przedstawiającego spasionego ogra, widniał też napis. 

– Co tam jest napisane? – zapytał Durka, który pierwszą część swojego życia spędził w mieście i dane mu było zgłębić sztukę czytania. Przeczytał na głos:

 

Poszukiwany!

Ogr Gwałciciel Dziewic

Nagroda za łeb bestii:

Sto Koron oraz tytuł rycerski nadany przez samego Króla

 

– O rany, nie słyszałem o nim.

– To bez znaczenia. Nie jesteś dziewicą więc nic ci nie grozi.

Durek zaśmiał się przeciągle z własnego dowcipu. Luka wpatrywał się jednak w ogłoszenie pełen powagi i skupienia.

– Tytuł rycerski – przeczytał raz jeszcze na głos. – Być rycerzem Króla, to by było coś. Jak tak sobie przypomnę, kiedy byłem mały to zawsze marzyłem właśnie o tym. Żeby mieć swojego konia, swój miecz i swoją damę, o którą mógłbym się pojedynkować.

– Ale już na pewno nie o tym, żeby narażać swój tyłek na wojnach, na jakie twój Król zapewne by cię posłał. I to nie na takich szlachetnych, honorowych wojnach za Królestwo. Takich nie ma, przyjacielu. Wszędzie liczą się korzyści i zdanie tych siedzących na tronach, a oni nie wojują na bitewnym polu, tylko zbierają z niego plony. Tak czy owak, wielu rycerzy próbowało już zgładzić tego Ogra. Żaden nie wrócił.

Luka oderwał się od ogłoszenia, założył rękę na bark przyjaciela i rzekł:

– Chyba masz racje, za dużo czasu spędzam w obłokach. Wyobraź sobie, że przez moment nawet chciałem rzucić to wszystko i po prostu pójść ukatrupić tego ogra, rzucić pod nogi Króla jego łeb i tak spełnić swoje marzenie. Śmieszne, co?

– Chodźmy spać. Jutro wraca nasz Pan. – Odpowiedział tylko Durek.

Ruszyli wydeptaną, błotnistą ścieżką wijącą się wśród małych chat. Luka próbował uspokoić bulgoczący kocioł myśli w swojej głowie wrzucając tam tylko jeden składnik. Skupiając się na jednej rzeczy. I tak udało mu się wbić sobie do głowy obraz potrawki z jelenia, którą ich Pan obiecał im okazjonalnie zaserwować, kiedy tylko wróci z Jarmarku. Oczywiście tylko w przypadku, kiedy wróci zadowolony. W przeciwnym razie, czyli jak co roku, dostaną to co zwykle: zupę na starych jarzynach albo pieczone szczury. Jednak trzeba mieć nadzieję. Z tym przekonaniem Luka wracał do swej chaty, czując i widząc już niemal tę pyszną dziczyznę polaną sosem, obłożoną młodymi marchewkami i świeżym chlebem. Co jakiś czas do pysznego posiłku wpychał się na siłę karykaturalny wizerunek Ogra Gwałciciela Dziewic.

 

*

 

Jak co dzień obudziło go natrętne pianie koguta. Przetarł oczy i patrząc w strop swej mizernej chaty, którą dzielił jeszcze z trzema innymi chłopami, uświadomił sobie, że do głębokiej jesieni tak będzie zaczynał się każdy jego dzień. Miał ochotę zamknąć oczy i nie otwierać ich już nigdy. Niech go ktoś wytarga z posłania i zrobi z nim co zechce. Ale nie wstanę do tej niewdzięcznej pracy! – pomyślał przygryzając wargi.

Wstał.

Niedługo potem był już w pełni odziany i gotowy do wykonania narzuconego mu na ten dzień obowiązku. A jakież wybitne zadanie to było. Co prawda ostatnio mówił sobie, że chciałby robić cokolwiek innego niż praca na roli, jednak nie spodziewał się awansu na opiekuna trzody w zagrodach. Czyli innymi słowy ma babrać się w gnoju.

Zacnie – pomyślał, porwał opartą o ścianę łopatę po czym opuścił chatę.

Pierwsze promienie ciemnopomarańczowego słońca zaczęły prześwitywać  między  zbożem falującym na porannym wietrze. Parę kur przebiegło pod nogami młodego chłopa, gdacząc jedna po drugiej, gdzieś zza jego pleców jakiś kot zamiauczał piskliwie co z kolei spowodowało odzew jakiegoś narwanego psa po drugiej stronie wsi. W innych chatach też budzili się już ludzie, dając znaki życia rozpalanymi świecami.

Luka minął kilkanaście domostw aż w końcu stanął przed swym miejscem pracy. Otworzył niską, drewnianą bramkę i wszedł między swoich dzisiejszych towarzyszy dnia.

Świnie przywitały go serdecznym chrumkaniem.

Chlust.

Na dzień dobry wdepnął w gówno. Omiótł wzrokiem zagrodę, chcąc wytrzeć w jakąś trawę swój but, jednak wszędzie była tylko goła, błotnista ziemia. Pozostało mu tylko westchnąć, uspokoić skołatane nerwy i zabrać się do pracy. I myśleć pozytywnie. Myśleć pozytywnie przede wszystkim.

Resztki dobrych myśli opuściły go około południa, kiedy słońce górujące nad głową nie dodawało w żaden sposób otuchy w ten bezchmurny dzień. Koszula przyklejała się mu do mokrych pleców a czoło skrzyło od potu. No, ale w końcu należy mi się mała przerwa – pomyślał, jednak zanim zdążył odłożyć łopatę ktoś podszedł do zagrody. Nie był to kto inny niż jego Pan. Brzuszysko wypływało mu spod ciasnego, skórzanego kaftana a łysa głowa o pulchnej twarzy przedłużonej kozią bródką nie wróżyła nic dobrego. Luka znał ten grymas, te małe zwężone oczka i ściśnięte wąskie usta.

– Nawet na chwilę z oka cię spuścić nie można? Stoi i łopatą się podpiera, jakby nic do roboty nie miał. Coś mi się wydaje, że się parę kijów szykuje.

Luka zacisnął mocno zęby i tłumiąc w sobie wszelki gniew i zmęczenie ruszył w kierunku kolejnej kupy świńskich odchodów.

– A i mam nadzieję, że nie zapomniałeś o zagrodzie dla kóz, która też dzisiaj ma być wyczyszczona. Lepiej się sprężaj, bo ostatnio jestem dla was zbyt łaskawy i aż mnie ręka świerzbi, żeby powrócić do przywracania porządku za pomocą nagrzanego pogrzebacza.

Grubas odszedł. Luka zatopił szpadel w gównie i znieruchomiał.

Spokojnie, tylko spokojnie.

Myśleć pozytywnie, to wszystko.

Dosyć.

Mam tego dość.

Łopata poszybowała pod błękitnym niebem i niemal trafiła niczemu winną świnię. Młody chłop rozwalił lichą bramkę kopniakiem, wyszedł między pochłoniętych pracą mieszkańców wsi i spojrzał w stronę pola. Dostrzegł tam wypinającego tyłek Durka. Ludzie mijali Lukę pędząc to w jedną, to w drugą stronę, a on stał tak dłuższą chwilę, jakby jeszcze się wahał.

Nie. Nie tym razem. Zawahałem się ostatni raz w swoim życiu.

Biegł najszybciej jak potrafił.

 

*

 

Wbiegł do magazynu, zatrzasnął za sobą drzwi i otarł rękawem koszuli pot z twarzy. Dobrze wiedział co może tu znaleźć, jednak przeszedł wzdłuż czterech ścian chyba z pięć razy. W końcu może jakimś magicznym trafem, gdzieś między cepem a sierpem wisi legendarny miecz o wielkiej mocy.

No niestety nie.

W końcu porwał w obie ręce kosę. Jest długa i ostra, wystarczy się raz porządnie zamachnąć i już. W końcu i tak wszystko stawiał na jedną kartę. Jeśli ma być mu to pisane, to nieważne czy będzie miał zbroję i piękny oręż, czy zwykłe rolnicze narzędzie. Tak się przynajmniej próbował motywować.

Czując już z daleka swąd swego Pana, który zapewne go szuka, postanowił nie zwlekać ani chwili dłużej. Opuścił magazyn i pobiegł przez pole rzepy, w stronę lasu.

Nie mam planu, prawdopodobnie też tego dnia umrę. Jednak zostawiam za sobą poprzednie życie. Tych wszystkich biedaków, biernie godzących się na to co się im każe, tę całą kupę gówna, którą dzisiaj przerzucałem i tę spasioną świnię z bródką, która już nigdy nic mi nie każe. Nigdy.

Kiedy dotarł na skraj lasu, zatrzymał się, aby nabrać tchu. Obrócił się ostatni raz w stronę wsi. Z daleka wyglądała nawet ładnie. O wiele dalej, za paroma wzgórzami, ujrzał trzy wysokie czubki wież, sterczące nad Królewskim zamkiem.

Jutro albo będę tam podążał, w stronę nowego życia, albo będą mnie żreć wilki.

Tak czy siak, musiał obmyśleć jakiś plan, gdzie ma szukać tego całego Ogra. Lasy Królestwa są przecież bardzo rozległe.

Nie musiał.

Kobiecy wrzask zerwał do lotu przysiadujące na pobliskich drzewach ptaki. Choć nagle i niespodziewanie nogi Luki zaczęły trząść się jak oszalałe, to zdołał jakoś ruszyć w stronę, z której dobiegł krzyk. Z walącym pod spoconą koszulą sercem i tysiącami myśli, które mówiły: zawróć! szedł przed siebie. Kiedy przedarł się przez gęsto rosnące paprocie i pokrzywy, stanął na skraju małej polany otoczonej młodymi brzozami.

Nie był tam sam.

Jasnowłosa wieśniaczka w brudnych łachmanach czołgała się w wysokiej trawie, szlochając i wzywając Boga na ratunek. Tuż za nią, wolnym i spokojnym krokiem podążał Ogr. Był od niej dwa razy większy i co najmniej cztery razy szerszy. Muskularne cielsko przykrywała jedynie skórzana przepaska na biodrach z ukośnym pasem opinającym pierś i plecy. Gębę miał szkaradną, pełną blizn i bruzd. Z uszu zwisały mu różnej maści kły i pazury a nos był ostro przekrzywiony w jedną stronę. W wielkim łapsku trzymał obitą żelastwem drewnianą maczugę.

– Ratunku!!! – Krzyczała kobieta.

Luka w jakiś niewyjaśniony sposób stracił nagle cały strach, który wcześniej nim zawładnął. Poczuł się jak prawdziwy rycerz, który musi ocalić damę w potrzebie. To, że znalazł się tam właśnie teraz, nie może być przypadkiem. Wciągnął powietrze w płuca i wykrzyczał wymachując kosą:

– Hej, ty! Ogrze! Spróbuj się z równym sobie!

Ogr obrócił łeb, zmierzył chłopa wzrokiem i ryknął takim śmiechem, który musieli usłyszeć chyba nawet ludzie we wsi. Ku zaskoczeniu Luki potwór przemówił, i to w całkiem normalnym, ludzkim języku:

– Skąd ty się urwałeś, człowieczku? Oddaj mi to co masz w rękach, przyda mi się do dłubania w zębach, i wracaj skąd żeś przylazł. Nie lubię zabijać ludzi, ale ostatnio ciągle się o to proszą. Chyba nie chcesz być kolejnym?

Luka pewnie postawił trzy kroki do przodu.

– Gwałcisz nasze kobiety, potworze! To ty się prosisz o łomot, który zaraz dostaniesz!

Ogr zarechotał po raz kolejny. Nie zauważył nawet jak dziewka doczołgała się na skraj polany i zniknęła w lesie.

– Nie widziałem takiej pewności siebie nawet u zapakowanych w żelazne zbroje  ludzi. Podziwiam. Co nie zmienia tego, że jeśli postawisz jeszcze jeden krok do przodu, zamiast pójść w swoją stronę, nie omieszkam cię zabić.

– Dlaczego to robisz? Znajdź sobie jakąś ogrzycę albo coś!

Tym razem Ogr się nie zaśmiał. Zdawać by się mogło nawet, że pochmurniał.

– Problem w tym, mały człowieczku, że wcale nie robię tego bo chcę. Chciałbym mieć swoją ogrzycę, z którą co noc mógłbym zajadać się faszerowanymi królikami w naszej przytulnej jaskini. Jednak… żadna mnie nie chce. Wszystko przez ten mój nałóg. Nie lubię ludzkich kobiet! Ich skóra jest taka gładka, nie śmierdzi, nie mówiąc już o wielkości… Ale to jest silniejsze ode mnie. Dlaczego ci to w ogóle mówię, człowieku? Zjeżdżaj, no już!

Luka stał jak wryty, wstrząśnięty tym co usłyszał. Już na początku sam fakt, że ogry potrafią mówić go zaszokował, a teraz czuł się jakby narodził się wczoraj.

– Twierdzisz, że twoim nałogiem jest gwałcenie niewinnych ludzkich kobiet? Przecież to śmieszne. Jesteś potworem!

– Dziewic, zapomniałeś dodać. Muszą to być dziewice. Ale koniec już pogaduszek człowieka z jak mnie nazwałeś, potworem. Daję ci ostatnią szansę na…

Luka zacisnął pięści na drzewcu kosy najmocniej jak tylko potrafił i ruszył w stronę Ogra.

On potrafi gadać. Najnormalniej na świecie gadać.

I co z tego.

Może naprawdę nie ma złych intencji?

Nieważne! Teraz albo nigdy! Wszystko albo nic!

Wyobraził sobie, że ma na sobie piękną płytową zbroję, której nic nie przebije. Że w ręku trzyma legendarny miecz Zabójca Ogrów, który ukatrupia te bestie jeszcze zanim zatopi się w ich ciele. Już zaczął słyszeć w głowie oklaski, wiwaty i gratulacje od samego Króla.

Otwarta łapa Ogra chlasnęła go w twarz od niechcenia.

Wszystko ucichło.

 

*

 

– Żyjesz, wnusiu?

Powoli otworzył oczy. Niebo nad nim było ciemnopurpurowe, pierwsze gwiazdy wychodziły już z ukrycia. Prawa skroń pulsowała mu jak cholera, na dodatek wymacał niezłego guza z tyłu głowy. Ale żył.

– Co jest…

Zerwał się tak nagle, że klęczący nad nim starzec musiał odskoczyć, żeby nie oberwać w nos. Miał długą, skołtunioną siwą brodę i takież same włosy. Popielata, brudna koszula sięgała mu do kolan gołych nóg, na których nie było nawet butów. Swoje zgarbione i kościste ciało podtrzymywał za pomocą drewnianego kostura.

– To całe szczęście, wnusiu. Całe szczęście. Babka się już o ciebie martwiła.

Luka wstał. Zakręciło mu się w głowie, ale utrzymał równowagę i po chwili przyjrzał się dokładniej starcowi.

– Zaraz, jak mnie nazwałeś? Ja nie mam dzia…

– Tak, tak, wiem wnusiu. Mówiłem jej to setki razy. Ale ona i tak dodaje to cholerstwo do tej zupy!

Ach, no tak. Kiedy był już bliski tego, żeby stwierdzić, że uderzenie w głowę pozbawiło go zdrowych zmysłów, przypomniał sobie plotki wiejskich dziewuch o rzekomym szalonym pustelniku, co to ponoć jada ludzkie mięso.

To przecież tylko stary dziad. Spławię go jakoś i sobie pójdę. Pójdę… Tylko dokąd?

Dopiero teraz do Luki w pełni dotarł fakt, że odniósł porażkę. Co prawda powinien już nie żyć, jednak Ogr z niewiadomego powodu go oszczędził.

Wolałbym dostać tą wielką maczugą.

Teraz równie dobrze ten cały świrnięty pustelnik może zrobić z niego zupę, i tak nie ma na siebie lepszego pomysłu w tej sytuacji.

– To jak będzie, wnusiu? Musimy jakoś to przetłumaczyć babce. Moja babka mawiała mi, że jeśli chcesz, aby ktoś przestał coś robić, to spraw, żeby mu to obrzydło.

– Nie jestem twoim…

Zaraz, zaraz. To trochę szalone, ale cóż mam do stracenia!

– Dzięki dziadku!

Wykrzyczał Luka i ucałował kościsty policzek pustelnika. Kiedy dobiegł na skraj polany, obrócił się jeszcze w stronę starca, który machał do niego na pożegnanie jakby nigdy nic, po czym rzucił na koniec:

– Pozdrów babkę!

 

*

 

Pod osłoną nocy i liściastego krzaka czuwał na skraju wsi. Nikt nie mógł go tutaj dostrzec, on z kolei miał doskonały widok na karczmę.

Prędzej czy później się tam pojawi.

I stało się to całkiem prędko. Kiedy zdołał w końcu zabić jednego z upartych krwiopijców, rozgniatając natręta na czole, Niezdobyta wyszła z gospody. Jak się można było spodziewać, sama. Poczekał jeszcze chwilę, i kiedy weszła w jakąś pustą, ciemną ścieżkę między chatami, szybkim krokiem poszedł jej śladem. Usiadła niespodziewanie na jednym z ułożonych w stos drewnianych bali. Zapach świeżo ściętych drzew unosił się intensywnie w powietrzu. Kiedy do niej podszedł, swoją mało atrakcyjną twarz miała ukrytą w rozłożonych dłoniach. Szlochała cicho.

– Eee… witaj. – zaczął nieśmiało.

Wszystko to, co działo się od momentu ceremonialnego opuszczenia zagrody ze świniami, wydawało mu się jednym, niekończącym się snem. Wciąż czekał aż obudzi go pianie cholernego koguta.

Rozetka odkryła swoją twarz i utkwiła w nim załzawione i pełne smutku oczy.

– To ja, Luka. Pewnie mnie, to znaczy na pewno mnie kojarzysz.

– No kojarzę. – wymamrotała – Czego chcesz? Jeśli tak jak tamci nazwać mnie czarownicą z krainy ohydy to nie trudź się, już cię ktoś wyprzedził.

Znowu schowała twarz w dłoniach i tym razem rozpłakała się na dobre. Luka stanął nad nią i powiedział, starając się brzmieć wiarygodnie:

– Nic z tych rzeczy. Przynoszę ci wspaniałe wieści. Przynajmniej wydaje mi się, że się ucieszysz.

Popatrzyła na niego z ukosa milcząc.

– Spotkałem ostatnio kogoś, kto powiedział mi, że z chęcią by się z tobą, no wiesz, umówił.

Zerwała się na równe nogi i Luka był pewien, że zaraz mu nieźle przywali. Powstrzymała się jednak i odrzekła rozgniewana:

– Nie żartuj sobie ze mnie!

– Ależ ja nie żartuję!

W zasadzie to rzeczywiście nie żartował.

– Przysięgam na Boga! I na wszystko co tam jeszcze można. Zresztą, sama się przekonaj. Ja tylko miałem ci to przekazać, bo twój cichy wielbiciel jest trochę nieśmiały.

W końcu zobaczył w jej oczach ten charakterystyczny błysk pewności siebie. Rozpromieniała tak nagle, jakby nastrój zmieniał się z szybkością uderzającej błyskawicy.

– Ale… jak, gdzie, kiedy?

Kręciła się w miejscu podekscytowana.

– Jutro tuż przed świtem. Na polanie, zaraz za wioską, w lesie. Chciał, żeby nikt was nie widział. Wiesz jacy są ludzie. Lubią dużo gadać. – Odpowiedział Luka zadowolony.

– Hehe, już go lubię. Dziękuje Luka.

Pocałowała go w policzek tak nagle, że nawet nie zdążyłby mrugnąć powiekami.

W żabę się nie zamieniłem, więc nie jest tak źle.

 

*

 

Stanie w środku nocy na polanie i darcie gęby może nie było najlepszym pomysłem, ale na inny nie wpadł. A najważniejsze, że okazał się skuteczny, gdyż muskularny Ogr wyłonił się nagle zza zarośli, przecierając zaspane oczy. Świt był już blisko, co oznajmiały śpiewające ptaki.

– Nie wierzę. To znowu ty. A darowałem ci życie, bo miałem cię za mądrą istotę.

Luka rozłożył ręce w przyjacielskim geście i odpowiedział:

– Przyszedłem tutaj, żeby ci podziękować. I jakoś wynagrodzić ci to, że cię obraziłem.

Ogr podrapał się pod owłosioną pachą.

– Nie czuję urazy. Już dawno przyzwyczaiłem się do miana potwora i wielu gorszych określeń.

– Tak czy owak, mam coś dla ciebie.

Gdzieś we wsi kogut rozpiał się na całego. Ogr podszedł bliżej, mierząc podejrzliwym wzrokiem młodego chłopa.

– Cóż takiego? – zapytał.

– Znalazłem pewną dziewicę, która z chęcią ci się odda. Nie będziesz musiał jej gonić, straszyć, ani nic z tych rzeczy.

– Jaja sobie ze mnie robisz człowieku? Jeśli tak, to tym razem chyba urwę ci ten mały łebek.

Luka przełknął głośno ślinę.

– Po prostu bądź tutaj jutro tuż przed świtem, a sam się przekonasz. To wszystko.

Ogr wycelował w niego swój krzywy, gruby paluch.

– Jeśli coś kombinujesz, to wiedz, że cię odnajdę.

– Może i odnajdziesz. Ale tylko po to, żeby mi podziękować.

Głośny pierd Ogra przywitał pierwsze tchnienie świtu.

 

*

 

Tej nocy wszyscy mieszkańcy wsi słyszeli pełne rozkoszy kobiece krzyki, dobiegające gdzieś z lasu, oraz przeraźliwy krzyk jakiejś bestii, który towarzyszył pierwszym promieniom słońca.

 

*

 

To musi być sen.

Sala Tronowa była ogromna. Ze ścian zwisały czerwone sztandary z wizerunkiem ryczącego lwa, a wśród nich pełno było pięknych, kolorowych obrazów i wypolerowanych, lśniących oręży. Sam tron wydawał się prostym siedziskiem, jednak ozdabiały go liczne kryształy i szlachetne kruszce. Pozłacane podłokietniki kończyły się lwimi głowami, na których swe dłonie opierał Król. Władca miał krótko przystrzyżoną siwą brodę i surowy wyraz twarzy. Zmierzył znajdujących się w sali rycerzy, damy, skrybów i minstreli, po czym zatrzymał wzrok na klęczącym naprzeciw chłopie. Podniósł jedną rękę, aby uciszyć grajków i wszelkie szmery, a następnie skierował swe słowa wprost do Luki:

– Mówisz, że mam ci uwierzyć jedynie na słowo, kiedy to jasno określiłem, iż chcę dostać łeb tego parszywego stwora.

Luka pochylił głowę jeszcze bardziej niż dotychczas.

– Mości Królu, nie zabiłem bestii, nie zamierzam łgać. Jednak przepędziłem ją raz na zawsze. Niech Bóg będzie mi świadkiem. Jeśli jeszcze kiedykolwiek jakaś dama ucierpi z jego powodu, utnij mi język za moje czcze gadanie i zrób ze mną co należy.

Król raz jeszcze przeszył wzrokiem wszystkich zebranych po czym odrzekł uśmiechnięty:

– Każdy mógłby tak sobie przyjść i powiedzieć: to ja przepędziłem Ogra! Ale, na wszystkie dziewice tego świata, wierzę ci. Albo po prostu myślę, że byłbyś niezłym szaleńcem chcąc mnie oszukać. Niech lud zatem wyda ostateczny werdykt! Mianujemy tego poczciwego farmera na rycerza za to, czego rzekomo dokonał?

– Tak! – rozbrzmiał odzew większości.

– Ale jeśli mnie okłamałeś, wiedz, że nie utnę ci języka, a ten sam narząd, którym posługiwał się Ogr Gwałciciel Dziewic w swoich napadach.

– Tak!!!

Ten odzew ludu był o wiele bardziej entuzjastyczny.

Nie wierzę, że to się dzieje.

Król wstał z tronu, wyciągnął z pochwy miecz o zdobnej rękojeści kończącej się, rzecz jasna, lwią głową i zapytał klęczącego:

– Zdradzisz mi tylko, jak tego dokonałeś?

Luka uniósł wzrok, odważył się już popatrzeć wprost w oczy Króla. Uśmiechnął się w duchu. Uśmiechnął się jak jeszcze nigdy dotąd.

– Ktoś powiedział mi kiedyś, że jeśli chcesz, aby ktoś przestał coś robić, spraw aby mu to obrzydło. Ale co innego jest tutaj najważniejsze.

– Cóż takiego?

– Wszyscy dostali to, czego pragnęli.

Chwilę później Luka poczuł zimny dotyk stali na swym ramieniu. Sala Tronowa wypełniła się gromkimi oklaskami i wiwatami.

Obym tylko nie dostał już od nikogo z liścia.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Przeczytane. Choć tytuł był, powiedzmy, że intrygujący, to samo opowiadanie nie specjalnie mnie porwało. Rozmowa chłopów w karczmie, jak i prace Luki w zagrodzie dla świń były nieszczególnie interesujące. Zamiast tego lepiej by było skupić się na samych poszukiwaniach ogra, bo wydaje się trochę mało wiarygodne to, że zaraz po wejściu do ogromnego lasu, usłyszał krzyk kobiety i spotkał potwora. Sam ogr jak dla mnie ma trochę zbyt wyszukany język, to samo tyczy się późniejszych słów Luki w rozmowie z królem.

Natomiast sama idea na pozbycie się ogra całkiem ciekawa, mam na myśli “aby ktoś przestał coś robić, spraw aby mu to obrzydło”. Wykonanie już niekoniecznie najlepsze, bo trochę za bardzo… monotematyczne. Wiecznie szukająca kochanka Rozetka jakoś… no nie bardzo mi pasuje. Poza tym jeśli się nie mylę to ogr i Rozetka przypadli sobie do gustu, więc wcale ogrowi nie obrzydło to co robił.

Sam tekst wymaga jeszcze sporo poprawek, interpunkcja i szyk zdań kuleje w wielu miejscach. To jednak bardzo łatwo naprawić, a im więcej będziesz pisał, tym warsztat będzie lepszy. Poniżej kilka uwag odnośnie błędów. Na pewno jak się zjawią regulatorzy, tekst pod tym kątem będzie zbadany dokładniej ;)

 

…to jeszcze raz za czas z jakąś gdzieś na sianie się skończy. – troszkę pogmatwane to zdanie i tak naprawdę nie bardzo wiem o co chodziło

 

Inne, z lepszym jadłem, napitkami i na pewno z lepszymi karczmarkami – powtórzenie

 

Jestem pewien, że nie jedno panisko na dworze ma więcej za uszami(+,) niż pół naszej wsi. – przecinek

 

Stuknęli się glinianymi naczyniami(+,) po czym opróżnili ich ciemnoczerwoną zawartość do dna. – przecinek

 

Rozetka pochmurniała – raczej spochmurniała

 

jedno oko było zawsze skierowane w przeciwną stronę niż drugie(+,) a włosy miała tak rzadkie i postrzępione… – przecinek

 

wielu rycerzy próbowału już zgładzić tego Ogra. – literówka

 

W przeciwnym, czyli jak co roku, dostaną to co zwykle. Zupę na starych jarzynach albo pieczone szczury. – chyba powinno być: W przeciwnym razie, – poza tym przydało by się trochę przebudować te zdania i złączyć w jedno.

 

Czubek ciemnopomarańczowego słońca zaczął prześwitywać nieśmiało między falującymi na porannym, rześkim wietrze zbożami – trzeba by przebudować, trochę mi te zboża na końcu nie pasują, a do tego szyk: “zaczął nieśmiało prześwitywać”, no i nie wiem czy można powiedzieć czubek słońca.

 

Koszula przyklejała się mu się do mokrych pleców a czoło skrzyło od potu. – troszkę za dużo tych “się” ;)

 

No, ale w końcu należy mi się mała przerwa – pomyślał, jednak zanim zdążył chociaż odłożyć łopatę ktoś podszedł do zagrody. – chociaż można, a nawet trzeba by wykreślić.

 

Coś mi się wydaję, że się parę kijów szykuję. – literówka

 

Łopata poszybowała pod błękitnym niebem i niemal nie trafiła w niczemu winną świnię. – to zdanie też mi nie bardzo pasuje, wydaje mi się, że zupełnie by wystarczyło tak: “i omal nie trafiła w świnię”.

 

– Nie widziałem takiej pewności siebie nawet u zapakowanych w żelazne zbroje i z wielkimi toporami w rękach ludzi. – znowu trochę szyk szwankuje. Wystarczyłoby “zapakowanych w żelazne zbroje ludzi”, a jeśli mają być i topory to trzeba w zdaniu co nieco poprzestawiać.

 

Popielata, brudna koszula sięgała mu do kolan gołych nóg, na których nie było nawet butów. – to zdanie można by śmiało skrócić. Poza tym, czy kolana są jeszcze w innym miejscu niż nogi? ;)

 

...bo wiosło było za długie.

Pomysł na pozbycie się ogra całkiem całkiem. Gorzej z resztą, a najbardziej szwankuje wykonanie.

Masz błędy w zapisie dialogów, literówki, kulejącą interpunkcję, a nawet paskudny ortograf.

Bohater miał się opiekować bydłem, a tu świnie.

Chłopi posługują się zbyt wyszukanym językiem (dlaczego w ogóle potrafią czytać?), znają słowo “fenomen”. Czasami pada jakiś zbyt współczesny zwrot i psuje nastrój.

Jednak ów karczma była

Ów odmienia się przez przypadki i rodzaje, a karczma jest żeńska.

gdy Durek zamykał za sobą stare spruchniałe, skrzypiące drzwi

I edytor Ci tego nie podkreślił?

Niebo nad nim było ciemno-purpurowe,

Jeden kolor, bez dywizu.

Babska logika rządzi!

Opowieść jako żywo skojarzyła mi się z bajką o wawelskim smoku. Smoka pokonał szewczyk, a ogra chłop. W obu przypadkach zostało uratowanych wiele dziewic (zakładam, że w tamtych czasach jeszcze było wiele dziewic). Twoja opowieść ma tę przewagę, że ogr, choć kawał drania, nie zjadał panien. Podoba mi się także, że Luka znalazł sposób na pozbycie się potwora i nie musiał go zabijać.

Tak jak wcześniej komentującym, nie podoba mi się język, którym kazałeś mówić swoim bohaterom – jest zbyt współczesny, zbyt elegancki, niewiele ma wspólnego z chłopską mową.

Przykro mi to pisać, ale w sprawie wykonania także zgadzam się z Sarmatą i Finklą – jest fatalne.  

 

Tylko czte­ry razy w roku nasz Pan wy­jeż­dża na Jar­mark… – Dlaczego panjarmark napisano wielkimi literami?

 

za co nie raz otrzy­mał lanie drew­nia­nym kijem… – …za co nieraz otrzy­mał lanie drew­nia­nym kijem

 

to jesz­cze raz za czas z jakąś gdzieś na sia­nie się skoń­czy. – Co to znaczy raz za czas?

 

Jed­nak ów karcz­ma była z kolei je­dy­ną w tej wio­sce… – Jed­nak owa karcz­ma była z kolei je­dy­ną w tej wio­sce

Sprawdź, jak należy odmieniać zaimek ów.

 

spo­co­ne i nie myte ciel­ska in­nych chło­pów… – …spo­co­ne i niemyte ciel­ska in­nych chło­pów… 

 

Je­stem pe­wien, że nie jedno pa­ni­sko… – Je­stem pe­wien, że niejedno pa­ni­sko

 

Wy­pij­my na po­hy­bel tych wszyst­kich pa­nicz­ków i nie­spra­wie­dli­we­go Boga!Wy­pij­my na po­hy­bel tym wszyst­kim pa­nicz­kom i nie­spra­wie­dli­wemu Bogu!

 

Stuk­nę­li się gli­nia­ny­mi na­czy­nia­mi po czym opróż­ni­li ich ciem­no­czer­wo­ną za­war­tość do dna.

Stuk­nę­li się gli­nia­ny­mi na­czy­nia­mi, po czym opróż­ni­li je z ciem­no­czer­wo­nej za­war­tości.

Opróżnili kubki, nie zawartość. Skoro opróżnili, to oczywiste, że do dnia.

 

– Ta, wszyst­ko prócz na­szych mo­dlitw chyba. – Od­parł rudy chu­dzie­lec… – – Ta, wszyst­ko prócz na­szych mo­dlitw chyba – od­parł rudy chu­dzie­lec

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

rudy chu­dzie­lec sie­dzą­cy zaraz obok nich. Zaraz włą­czy­li się jesz­cze inni. – Powtórzenie. Pierwsze zaraz zbędne.

 

Udało im się opu­ścić karcz­mę bez wiek­szych szkód. – Literówka.

 

Durek za­my­kał za sobą stare spruch­nia­łe, skrzy­pią­ce drzwi… – …Durek za­my­kał za sobą stare, spróch­nia­łe, skrzy­pią­ce drzwi

 

lnia­ne ko­szu­le, które prze­pla­tał skó­rza­ny pasek pod­trzy­mu­ją­cy jed­no­cze­śnie czar­ne no­ga­wi­ce. – Pasek, w żaden sposób nie przeplata koszuli. Koszule były dwie, to i dwa paski zapewne.

Proponuję: …lnia­ne ko­szu­le przewiązane/ ściągnięte skórzanymi paskami, podtrzymującymi jed­no­cze­śnie czar­ne no­ga­wi­ce.

 

Było przy­jem­nie cie­pło, jak to w sam śro­dek lata.Było przy­jem­nie cie­pło, jak to w samym śro­dku lata.

 

Luka nie raz za­sta­na­wiał się nad jej fe­no­me­nem.Luka nieraz za­sta­na­wiał się nad jej fe­no­me­nem.

 

spoj­rzał na przy­bi­ty do drew­nia­nych desek ka­wa­łek per­ga­mi­nu… – Masło maślane. Czy deski mogły być inne, nie drewniane? 

 

Durek za­śmiał się prze­cią­gle do wła­sne­go dow­ci­pu.Durek za­śmiał się prze­cią­gle z wła­sne­go dow­ci­pu.

 

Jak tak sobie przy­pom­ne… – Literówka.

 

chcia­łem rzu­cić to wszyst­ko i po­pro­stu pójść uka­tru­pić tego ogra… – …chcia­łem rzu­cić to wszyst­ko i po­ pro­stu pójść uka­tru­pić tego ogra

 

wi­dząc już nie­mal pysz­ną dzi­czy­znę… – …wi­dząc już nie­mal pysz­ną dzi­czy­znę

 

ka­ry­ka­tu­ral­ny wi­ze­ru­nek Ogra Gwał­ci­cie­la Dzie­wic z ogło­sze­nia. – Ze zdania wynika, że ogr był amatorem dziewic, ogłaszających się.

 

Prze­tarł oczy i pa­trząc w skle­pie­nie swej mi­zer­nej chaty… – Obawiam się, że chata Luki nie miała sklepienia.

Proponuję: Prze­tarł oczy i pa­trząc w powałę/ pułap/ strop swej mi­zer­nej chaty

 

chcąc wy­trzeć w jakąś trawę swo­je­go buta… – …chcąc wy­trzeć w jakąś trawę swój but

 

Coś mi się wy­da­ję, że się parę kijów szy­ku­ję. – Literówki.

 

je­stem dla was zbyt ła­ska­wy i aż mnie ręka śwież­bi… – …je­stem dla was zbyt ła­ska­wy i aż mnie ręka świerzbi

 

Ło­pa­ta po­szy­bo­wa­ła pod błę­kit­nym nie­bem i nie­mal nie tra­fi­ła w ni­cze­mu winną świ­nię. – …i nie­mal tra­fi­ła ni­cze­mu winną świ­nię.

 

Lu­dzie mi­ja­li Luke pę­dząc to w jedną… – Lu­dzie mi­ja­li Lukę, pę­dząc to w jedną

 

Do­brze wie­dział co może tu zna­leść… – Do­brze wie­dział co może tu zna­leźć

 

całą kupę gówna, którą dzi­siaj prze­rzu­ca­łem i spa­sio­ną świ­nię z bród­ką… – … całą kupę gówna, którą dzi­siaj prze­rzu­ca­łem i  spa­sio­ną świ­nię z bród­ką…

 

i ty­sią­ca­mi myśli, które mó­wi­ły: za­wróć!, szedł przed sie­bie. – Po wykrzykniku nie stawia się przecinka.

 

Kiedy przedarł się przez gęsto po­ro­śnię­te pa­pro­cie i po­krzy­wy… – Czym były porośnięte paprocie i pokrzywy?

Powinno być: Kiedy przedarł się przez gęsto rosnące pa­pro­cie i po­krzy­wy

 

Znajdź sobie jakąś ogrzy­ce…– Literówka.

 

Chciał­bym mieć swoją ogrzy­ce… – Literówka.

 

Może na praw­dę nie ma złych in­ten­cji? – Może napraw­dę nie ma złych in­ten­cji?

 

Niebo nad nim było ciem­no-pur­pu­ro­we… – Niebo nad nim było ciem­nopur­pu­ro­we

 

– Ja… żyje. Żyje! – Literówki.

 

Spła­wie go jakoś i sobie pójdę. – Literówka.

 

Usia­dła nie­spo­dzie­wa­nie na jed­nej z uło­żo­nych w stos drew­nia­nych bali.Usia­dła nie­spo­dzie­wa­nie na jednym z uło­żo­nych w stos drew­nia­nych bali.

Bal jest rodzaju męskiego.

 

Przy­naj­mniej wy­da­ję mi się, że się ucie­szysz. – Literówka.

 

– Nie wie­rze. To znowu ty. – Literówka.

 

– Tak czy owak, mam coś dla cie­bię. – Literówka.

 

Gdzieś ze wsi kogut roz­piał się na ca­łe­go. – Pewnie miało być: Gdzieś we wsi kogut roz­piał się na ca­łe­go.

 

Po­pro­stu bądź tutaj jutro tuż przed świ­tem… – Po­ pro­stu bądź tutaj jutro tuż przed świ­tem

 

Na ścia­nach zwi­sa­ły czer­wo­ne sztan­da­ry… – Na ścia­nach wi­sia­ły czer­wo­ne sztan­da­ry… Lub: Ze ścia­n zwi­sa­ły czer­wo­ne sztan­da­ry

 

za­trzy­mał wzrok na klę­czą­cym na prze­ciw chło­pie. – …za­trzy­mał wzrok na klę­czą­cym naprze­ciw chło­pie.

 

Pod­niósł jedną ręke, aby uci­szyć graj­ków… – Literówka.

 

jasno okre­śli­łem, iż chce do­stać łeb tego par­szy­we­go stwo­ra. – Literówka.

 

Ale, na wszyst­kie dzie­wi­ce tego świa­ta, wie­rze ci. – Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na pewno jak się zjawią regulatorzy, tekst pod tym kątem będzie zbadany dokładniej ;)

Sarmato, miło mi, że pokładasz we mnie tyle ufności. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za wszystkie opinie i tyle poprawek. Cieszy mnie fakt, że chociaż jako taki pomysł czy niektóre rozwiązania przypadły komuś do gustu. Najpóźniej jutro zabiorę się za edycję ;) 

Aha, jeszcze jedno – Durek kojarzył mi się z rosyjskim durakiem. Tak miało być?

Babska logika rządzi!

A mnie z małym durkiem brzusznym. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Finkla

To akurat przypadek, ale poniekąd pasuje ;p 

@Sarmata

Co do ogra i dziewki: Właśnie nie przypadli sobie do gustu. To znaczy Niezdobyta była zadowolona, stąd te ,,kobiece krzyki rozkoszy” zaś ogr, który ujrzał ją o świcie wydał ,,przeraźliwy krzyk bestii”, co nie było krzykiem rozkoszy ogra, a raczej jego przerażeniem. Ja tam wiem coś o tym. Jak raz napisała do mnie dziewczyna, z którą na imprezie poprzedniej nocy gruchałem po wielu kuflach i zobaczyłem jej zdjęcie, wydałem podobny krzyk ;)

Jest w tym jakieś takie chore poczucie humoru jakie lubię ;)

 

Wszystkie błędy poprawione. Wykorzystałem też pewne rady co do treści, nieco zmieniając miejscami tekst. Wiem, że od strony technicznego warsztatu nie jest u mnie jeszcze najlepiej, ale na wszystkie dziewice tego świata, to, że wstawiłem Tutaj swoje opowiadanie dało mi chyba więcej niż ostatnie trzy miesiące pisania i czytania. W wielu kwestiach zostałem oświecony, także dzięki wielkie wszystkim i działam dalej. Mam nadzieję, że kolejny tekst będzie miał znacznie mniejszą ilość błędów ( A najlepiej nie będzie miał ich wcale ;p ). ;)

Czytało mi się gładko i to jest jedyny powód dla którego dotrwałam do końca. W czasie lektury raziło mnie:

– schematyczność postaci (chłop jest sprytnym pijusem, arystokrata grubym leniem itd)

– niekonsekwentny język postaci (praktycznie wszyscy bohaterowie mówią tak samo, mieszanką języka potocznego i eleganckiego, z dodatkiem współczesnych zwrotów na dodatek)

– silenie się na humor

– miejscami – zaimkoza.

Autorze – masz lekkie pióro, proszę nie marnuj swojego czasu i talentu na kolejne, odtwórcze dzieła.

 

Na koniec jedna DUŻA uwaga:

mimo swojego młodego wieku była najbrzydszą kobietą w wiosce

Od kiedy młodość stypuluje piękno?!

Hmm... Dlaczego?

Wiesz, Drewian, z kobietami chyba jest niezupełnie tak jak z winem. ;-) Dziewczyna zestawiona ze staruteńką zielarką, powykręcaną reumatyzmem, chyba jednak powinna wyjść na prowadzenie, czyż nie?

Babska logika rządzi!

@Drewian

Co do języka, jakim posługują się bohaterowie to masz rację, muszę nad tym popracować i zwracać na to większą uwagę. Zaś co się tyczy ogólnej schematyczności w opowiadaniu, był to zabieg umyślny. Uwierz mi, w głowie kipi mi od ,,twórczych” pomysłów. W tym tekście chciałem, aby w tonie humorystycznym niósł ze sobą jakieś przesłanie itp. Tak więc użycia np. wizerunku ryczącego lwa na sztandarze (który  jest już w setkach książek, filmów itd.) nie wynika z braku pomysłowości. Tak czy owak, następny tekst na pewno nie będzie odtwórczy ;) A odnośnie tej DUŻEJ uwagi, to może młodość nie stypuluje piękna, ale przecież nie bezpodstawnie mówi się ,,piękni i młodzi” :P Ja tam więc widzę jakieś wpływy, które młodość ma na piękno. ;) 

@Finkla

Dokładnie :D

…ale przecież nie bezpodstawnie mówi się ,,piękni i młodzi”

Tak, ale bywa, że z czasem młodość mija, a uroda zostaje… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finklo, Realuc – młodość i uroda sa zupełnie niezależnymi od sobie cechami. Można być brzydkim i młodym jak i pięknym i starym. Jednocześnie nie rzadko zdarza się, że osoba piękna za młody z wiekiem brzydnie, lub też odwrotnie.

Hmm... Dlaczego?

Wszystko się zgadza, jednak tutaj chodziło o taką ogólną, stereotypową prawdę. Tak jak napisał Finkla, raczej marne są szanse na to, że gdy zestawisz ze sobą starą wiejską babę z młodą dziewką to ta pierwsza wygra w konkursie piękności ;)

Ciekawa, lekka “przekąska” między poważniejszymi lekturami. Po wytłumaczeniu już wiem, że dziewica nie przypadła do gustu ogrowi. Z tekstu się tego nie domyśliłem. Masz fajny sposób pisania, który sprawia, że czyta się przyjemnie. A warsztat z biegiem czasu się poprawi.

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

O rany, Anet, jak Ty tu trafiłaś :o Toż to opowiadanie sprzed 5 lat chyba, jak dopiero co tu trafiłem i jeszcze raczkowałem :D Ale dzięki za odwiedziny :) Umyślnie nie usuwam żadnych starych tekstów, nawet tych beznadziejnych, aby mieć zachowaną drogę rozwoju ;)

Realucu xD

 

Czasem mam jakieś napady i lubię sobie poprzeglądać stare teksty wyjadaczy. I powiem Ci, że dałeś mi nadzieję. :D

Postęp, który uczyniłeś w przeciągu ostatnich 6 lat jest niezaprzeczalnie wielki, aż mnie zaskoczyła przepaść pomiędzy tym opowiadaniem, a najświeższymi.

 

A samo opko, to pewnie już dobrze wiesz jak wypadło, ale muszę przyznać, że miało swoje naprawdę dobre momenty. Tego nie można zaprzeczyć :D

Każdy gdzieś zaczynał, toteż cieszę się, że należysz do grona Użyszkodników, którzy nie usuwają starych tekstów.

 

Pozdro!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Barbarzyńco, nie powiem, zaskoczyła mnie Twoja wizyta w tym miejscu wielce :D Wiesz, z jednej strony usunął bym większość nie bibliotecznych tekstów, a przede wszystkim te stare właśnie. Ale z drugiej strony to jest pełna historia mojej pracy na warsztatem i historia bycia na portalu w ogóle. To właśnie w tych i innych gniotach spoczywają cenne wskazówki, dzięki którym mogłem się rozwijać. I choć mógłbym się wstydzić tych tekstów, to staram się je traktować właśnie jako potwierdzenie progressu dla samego siebie. Pozdrawiam!

Dla mnie „wieczni lokatorzy poczekalni” to właśnie historia, to archiwa, które dokumentują moją podroz. Tak, jak u Ciebie.

Cieszę się, że nie jestem w tym sam :D

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Fajne :) (na lic. Anet), nie horror, z pomysłem i z humorem. 

Nowa Fantastyka