- Opowiadanie: blacken - Karta pamięci

Karta pamięci

Witajcie. Tekst wyszedł dość sentymentalny, więc jeśli ktoś nie trawi takich ‘klimatów’ to nie polecam czytać.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Karta pamięci

Ten dzień zapamiętam na zawsze. Ogarnięty głębokim lękiem, nie potrafiłem wyobrazić sobie szczęśliwej przyszłości. Musiałem to jednak zrobić.

*

Spojrzałem na szare kable podpięte do hełmu na mej głowie, ciągnące się spiralną wiązką wprost do komputera. Technik skontrolował wtyczki, wprowadził ostatnie ustawienia do programu.

– Tak jak już wcześniej wspominałem, próba ponownego wprowadzenia danych do umysłu w przyszłości może się już nie przyjąć. Pamięta pan o tym?

– Pamiętam.

– Możemy zaczynać?

W końcu padło to pytanie, którego tak bardzo nie chciałem usłyszeć. Nie chcę wydawać wyroku, czemu on nie może tego zrobić bez pytania?!

– Tak. Proszę zaczynać – odparłem, nie dopuszczając sprzeciwu do głosu, gnębiąc go i wdeptując w ziemię, nim się wydobył. Wiedziałem, że z każdym kolejnym ułamkiem sekundy wątpliwości rozrastałyby się w szalonym tempie, jak materia po Wielkim Wybuchu. Serce w mej wątłej piersi biło ciężko, jakby z wyrzutem, że musi pracować dla tak podłej istoty, jak ja. Mięśnie grzbietu miałem spięte do bólu, a nogi drgały powodowane mym lękiem. Czułem się bezbronny, ale też poniżony przez samego siebie.

I wtedy przyszedł impuls.

Ból.

Wyrzut adrenaliny.

Znacie to uczucie, pojawiające się w pierwszych sekundach bezwładnego zjazdu kolejką w parku rozrywki? Ja właśnie tak się wtedy czułem. Spadałem, choć nie wiedziałem gdzie. Odruchowo zacisnąłem palce na brzegach kozetki. Tylko przez krótką chwilę pomstowałem na siebie, że porwałem się na takie szaleństwo. Ogarnięty gwałtownymi emocjami poddałem się biegowi zdarzeń.

Traciłem coś tak bardzo mojego, prywatnego – moje uczucia były wyrywane niczym drzewo z korzeniami przez bezduszną maszynę. Jak przez mgłę widziałem na pulpicie postępujący zapis pliku. Około trzydziestu procent… połowa… potem już prawie cały pasek był zapełniony. Szczęki miałem zesztywniałe, zęby stukały o siebie z niewiarygodną częstotliwością, a dźwięk ten wypełniał mój zszokowany umysł. Było mi zimno. Potwornie zimno.

*

Gdy w końcu otworzyłem oczy, komputer był wyłączony. Wiązka kabli z oprzyrządowaniem leżała na kartonach w rogu pomieszczenia, a zza ściany dobiegał cichy stukot klawiszy. Po dłuższej chwili usiadłem na brzegu łóżka. Miejsce dojmującego niepokoju i lęku zajęła częściowa apatia. W końcu wstałem i popchnąłem przymknięte drzwi, które okazały się cięższe niż się spodziewałem.

Palce technika zastygły w bezruchu nad klawiaturą, gdy obrócił się w moją stronę. Podszedł do mnie, tylko na chwilę spuszczając ze mnie swój, jak mi się wydawało, oskarżycielski wzrok. Dopiero teraz poczułem zapach jego wody po goleniu.

– I jak się pan czuje?

– Wyżymanie mózgu. Taką informację powinniście zamieszczać na wizytówkach – wymamrotałem z trudem.

–  Przez parę dni może doskwierać poczucie zagubienia, oszołomienia. Proszę się nie przejmować. Wszystkie skutki uboczne powinny minąć – odparł, nie przejmując się moją uwagą.

Wyłapałem słowo-klucz – „powinny”. Nie miałem jednak siły na dalszą dyskusję, więc tylko skinąłem głową.

Technik usadził mnie na krześle, przeprowadził rutynowe badanie, po czym wręczył kartę pamięci.

– Proszę nie zgubić. Nie dajemy kopii zapasowych.

Wziąłem mały kawałek czarnego plastiku z białą etykietą, na której było napisane „Anna”, tak jak sobie życzyłem. Podziękowałem zdawkowo i wyszedłem na korytarz. Kątem oka zobaczyłem jak podniosły się głowy trójki ludzi siedzących przy drzwiach gabinetu, ale nie zwróciłem na nich większej uwagi. Odchodząc, słyszałem jedynie stukot butów na obcasie i dźwięk cicho zamykanych drzwi.

Kamienica, w której się znajdowałem, była bardzo leciwa. Podobno cierpliwie oczekuje na rozbiórkę. Mówią, że inwestorzy pragną w tym miejscu postawić kolejny wysokościowiec i nie w smak im spoglądanie na trzy piętra minionej epoki.

Wolno ruszyłem schodami w dół, a drogę oświetlały mi jarzeniówki. Krok i ciche skrzypnięcie desek. Krok i skrzypnięcie. Krok i skrzypnięcie. Patrzyłem na swoje nogi i wydały mi się obce, jakby nie moje. Miałem wrażenie, że zamieszkuję czyjeś ciało, jak nieproszony gość. Doznania były nieprzyjemne – sztuczne, oniryczne.

Gdy w końcu otworzyłem drzwi wejściowe, promienie przebijającego się tu i ówdzie słońca oślepiły mnie. Na szczęście powiew świeżego powietrza trochę osłabił poczucie odrealnienia.

Śnieg pod wpływem temperatury intensywnie topniał, krople spadające z krawędzi dachów tworzyły niezliczone ilości kałuż. Moje wypastowane buty szybko utytłały się w błocie zmieszanym ze śniegiem. Lawirowałem po chodniku, obchodząc lub przeskakując co większe kałuże, a poły rozpiętego płaszcza łopotały w podmuchach wiatru. Marzyłem, by znaleźć się już w domu, byłem wyczerpany, zupełnie wyssany z energii. Wyssany – tak, to dobre słowo.

Znalazłszy się w mieszkaniu, od razu skierowałem się do salonu i opadłem na miękki fotel. Nawet nie kłopotałem się zdjęciem butów ani płaszcza. Odczekałem, aż serce się uspokoi, po czym wyłowiłem kartę z obszernej kieszeni i chwilę obracałem ją bezmyślnie w palcach, gładząc krawędzie. Trochę plastiku, trochę elektroniki i w magiczny sposób uwięzione emocje jak dżin w butelce.

Karta pamięci.

Ludzie między sobą mówią na nie trochę inaczej: karta pamięci – dla tych, co chcą skopiować swoje wspomnienia i karta emocji – dla tych, co chcą zachować swoje uczucia. Jest też trzecie rozwiązanie – nic nie zatrzymywać. Na zawsze zapomnieć, odesłać w niebyt to, co nam przeszkadza. Mało ludzi się na to decyduje, nie lubią tracić czegoś bezpowrotnie. Przez chwilę sam myślałem, by wyciąć wspomnienia z tobą. Uznałem jednak, że byłoby to dla mnie zbyt drastyczne. Zresztą w świetle naszego prawa okazało się także nielegalne.

– Możemy usuwać uczucia, a wspomnienia jedynie kopiować – powiedziano mi podczas rozmowy telefonicznej jakiś miesiąc temu.

Otrząsnąwszy się z marazmu, włożyłem kartę do koperty i położyłem na stolik. Czułem ulotny ból, ból wspomnień gdzieś na obrzeżach umysłu. „Kończyna fantomowa”.

Moja Anna. Tyle czasu minęło… No właśnie, ile? Sam już nie byłem pewien, wszystko wydawało się takie poplątane. Wśród wielu obrazów, głosów w mej głowie wysunęło się jedno wspomnienie – gdy pewnego wieczoru wróciłaś cała zmoknięta, nie wziąwszy ode mnie parasola przed wyjściem. Byłaś przekonana, że się mylę, że nie będzie padać. I oto stałaś przede mną jak zmokła kura. Nie patrzyłaś na mnie, jak gdyby nigdy nic zaczęłaś mówić o Danielu, o tym, jak bardzo się zmienił, ale czułem w kościach, że byłaś zła. Tak bardzo podobał mi się twój zadziorny charakter. Niektórzy znajomi zastanawiali się, dlaczego wziąłem taką jędzę, jak ty, za żonę. Nie dostrzegali jednak tego, co ja, tego, jak wiele miłości dawałaś nie w słowach, a w niepozornych czynach.  

Nigdy nie pogodziłem się z twoją stratą. Długo oszukiwałem sam siebie, ale te cholerne wspomnienia nie dawały żyć. Niszczyły mnie powoli, sukcesywnie, jak wytrawny szachista przygotowujący się do ostatecznego zwycięstwa. Ale to się zmienia. Niewiele już czuję. Moja miłość to już bardziej zasuszone wspomnienie niż wciąż żywe uczucia, a minęło raptem kilka godzin. „Ból pooperacyjny”, który prawdopodobnie jeszcze dzisiaj zgaśnie.

Wiem, że dzieci mi nie wybaczą, choć mam cichą nadzieję, że kiedyś mnie zrozumieją. Musiałem to zrobić. Tak Anno, jestem słaby. Tak, wolę trzymać emocje obok siebie niż w sobie. Niektórzy mówią, że tak jest bezpieczniej i nie boli.

Chcę w to wierzyć, bo Eliza nie zasłużyła na miłość pełną moich wątpliwości. Po twej śmierci ona jedyna była prawdziwie obecna w mym życiu. Dzieci, starzy znajomi, oni wszyscy wspierali mnie w najgorszych chwilach, a Eliza była obecna także w tych zwyczajnych dniach, ani dobrych ani złych, których były setki. Kocha mnie i najwyższy czas bym dał jej to, co kiedyś ofiarowałem tobie.

Koniec

Komentarze

Niezłe. Choć dałoby się lepiej napisać ten pomysł. Przede wszystkim krócej. Po drodze dodałbym coś o Annie i o narratorze, żeby czytelnik mógł się bardziej utożsamić. Parę szczegółów czasem działa bardziej wymownie niż nazywanie uczuć po imieniu czy opis powrotu przez zabłocone miasto. A, no i dosyć szybko można się domyślić, o co chodzi. Są też błędy, ale może inni je wytkną. 

Opis poczynań bohatera wydaje mi się trochę niejasny i nie wiem, czy dobrze rozumiem, że ledwie wspomniany Daniel stał się powodem, dla którego bohater jest z Elizą, a Anna odeszła na zawsze. Także w niepamięć.

Wykonanie mogłoby być lepsze – interpunkcja pozostawia sporo do życzenia, przeszkadzał mi nadmiar zaimków. Trafiają się zdania, których konstrukcja sprawia, że nie są zbyt czytelne.

 

Ten dzień mia­łem za­pa­mię­tać na za­wsze. Od sa­me­go rana byłem zde­ner­wo­wa­ny, a ręce mia­łem zimne i ze­sztyw­nia­łe z na­pię­cia. To był jed­nak do­pie­ro po­czą­tek. – To mogą być pierwsze objawy miałozy i byłozy. Radzę się wystrzegać!

 

Spoj­rza­łem jak szare kable pod­pię­te do hełmu na mej gło­wie, cią­gnę­ły się spi­ral­ną wiąz­ką wprost do kom­pu­te­ra. – Raczej: Spoj­rza­łem na szare kable pod­pię­te do hełmu na mej gło­wie, cią­gnące się spi­ral­ną wiąz­ką wprost do kom­pu­te­ra.

Spoglądamy na coś, nie jak.

 

Od­ru­cho­wo za­ci­sną­łem palce na brze­gach ko­zet­ki, by nie upaść. – Jeśli leżał na kozetce, to nie mógł upaść, a jeśli mógł upaść, bo stał, to raczej nie mógł zaciskać palców na brzegach kozetki.

 

Szczę­ki mia­łem mocno ści­śnię­te, zęby stu­ka­ły o sie­bie z nie­wia­ry­god­ną czę­sto­tli­wo­ścią… – Skoro miał zaciśnięte szczęki, w dodatku mocno, zęby nie mogły stukać o siebie.

 

Do­pie­ro teraz po­czu­łem jego za­pach wody po go­le­niu. – Raczej: Do­pie­ro teraz po­czu­łem za­pach jego wody po go­le­niu.

 

Po­dob­no cier­pli­wie ocze­ku­je na prze­dłu­ża­ją­cą się roz­biór­kę. – To nie rozbiórka się przedłuża, a oczekiwanie na nią.

 

buty szyb­ko uty­tła­ły się w bło­cie zmie­sza­nym z kru­chym śnie­giem. – Czy mokry, topniejący śnieg może być kruchy?

 

La­wi­ro­wa­łem po chod­ni­ku, ob­cho­dząc lub prze­ska­ku­jąc co więk­sze ka­łu­że, a poły mego roz­pię­te­go płasz­cza ło­po­ta­ły w po­dmu­chach wia­tru. – Zbędny zaimek. Zazwyczaj nosimy własne ubranie.

 

Zna­la­zł­szy się w swoim miesz­ka­niu, od razu skie­ro­wa­łem się do sa­lo­nu i opa­dłem na mięk­ki fotel. – Zbędny zaimek. Czy istniała możliwość, że poszedł do cudzego mieszkania?

 

chwi­lę ob­ra­ca­łem bez­myśl­nie w pal­cach, gła­dząc jej kra­wę­dzie. – Drugi zaimek zbędny.

 

I oto sta­łaś przede mną mokra jak kura. I oto sta­łaś przede mną jak zmokła kura.

Wyglądać jak zmokła kura, to związek frazeologiczny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

witam ponownie!

Na szybko: dziękuję za przeczytanie i wypunktowanie błędów. Gdy będę miał dłuższą chwilę poprawię je. Co do interpunkcji – niestety to mój słaby punkt… choć staram się zawsze postawić przecinek tam gdzie trzeba

Opis poczynań bohatera wydaje mi się trochę niejasny i nie wiem, czy dobrze rozumiem, że ledwie wspomniany Daniel stał się powodem, dla którego bohater jest z Elizą, a Anna odeszła na zawsze.

Anna umarła, a bohater nie mógł sobie poradzić z jej stratą co było powodem usunięcia silnych uczuć z nią związanych. Daniel nie miał wpływu na relacje między bohaterem i Anną. Był tutaj jedynie elementem ‘tła’ w tym wspomnieniu.

pozdrawiam

 

No cóż, to w takim razie Daniel trochę zamącił mi obraz całości. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie lubię romansów, ale cóż, zostałam ostrzeżona. Zresztą, nie było tak źle.

Interesująca koncepcja na radzenie sobie z trudnymi emocjami. Tekst nie porwał, ale pomysł zaciekawił.

Babska logika rządzi!

Całkiem interesująca próba napisania emocjonalnego tekstu. No, ale tylko próba, bo niektóre dziwne zdania wybijały z klimatu. A pomysł z kartą hmm… nie jestem przekonany, że emocje można by zgrać. No ale to nie zarzut.

Nie dość, że tekst jest o niczym to na dodatek przegadany. Czytając miałam wrażenie, że 1/5 tekstu to zbędne zaimki („hełmu na mej głowie”, „serce w mej wątłej piersi”, „nogi drgały powodowane mym lękiem”), powtórzenia („patrzyłem na swoje nogi i wydały mi się obce, jakby nie moje”) czy też tak zwane masła maślane („zastygły w bezruchu”, „śnieg pod wpływem temperatury topniał”).

Hmm... Dlaczego?

Dzięki jeszcze raz za opinie. Wezmę do serca, wyciągnę wnioski z błędów (mam nadzieję :) )

Mnie się podobało.

Zrozumiałam, o co chodzi z Anną. Może rzeczywiście trochę za mało emocji, żeby móc się zidentyfikować z bohaterem, ale to tak na przyszłość ;)

Przeczytałam z przyjemnością.

Przynoszę radość :)

dzięki:)

Nowa Fantastyka