- Opowiadanie: Mały Słowik - Wspaniałego imienia Senasune

Wspaniałego imienia Senasune

Na po­czą­tek (dłu­giej przed­mo­wy), po­dzię­ko­wa­nia dla bet: Varga i Black­to­ma, któ­rzy prze­trze­bi­li w tak krót­kim tek­ście tak wiele uste­rek, że po­wi­nie­nem im cy­ster­nę piwa pod dom, każ­de­mu z osob­na, pod­rzu­cić, a sa­me­mu marsz po­kut­ny od­pra­wić. Do­dat­ko­wo i su­ge­stii tro­chę pod­rzu­ci­li i wąt­pli­wo­ści kilka roz­wia­li. No, mi­strzo­wie be­to­we­go rze­mio­sła. Jeśli coś się w tek­ście po­ja­wi, co budzi nie­pew­ność, albo błę­dem rze­czy­wi­ście jest, jam winny po dwa­kroć, bo gdzie­nie­gdzie trwa­łem przy swoim. A i tekst tro­chę się roz­rósł i muszę już koń­czyć w oba­wie, że za­czy­na prze­kra­czać limit i bu­rzyć kom­po­zy­cję :) (stąd nie­któ­re aka­pi­ty po­wsta­ły póź­niej i pod skal­pel nie tra­fi­ły, cho­ciaż były czę­ścio­wo kie­ro­wa­ne su­ge­stia­mi). Ża­łu­ję, że tekst nie miał czasu od­le­żeć.

Hasło tra­fi­ło mi się z kolei tak pro­ste, że co za­czy­na­łem pisać tekst, to wy­da­wa­ło mi się, że zbyt słabo je wy­ko­rzy­stu­ję. No, wal­czy­łem z tym po­twor­nie. W ten spo­sób, po­mi­ja­jąc wiele prób zu­peł­nie nie­tra­fio­nych, za­pre­zen­to­wa­ne tutaj opo­wia­da­nie ma rów­nież od­po­wied­nik pi­sa­ny z innej per­spek­ty­wy, który do kon­kur­su nie leci, ale że gra na in­nych mo­ty­wach i po­my­sły ma (mam na­dzie­ję!) cie­ka­we, być może je kie­dyś wrzu­cę.

 

Koń­czę, bo przed­mo­wa wyj­dzie dłuż­sza od tek­stu. Wszyst­kim życzę miłej lek­tu­ry (cho­ciaż za­pew­ne, jak na tego sło­wi­ka przy­sta­ło, nie­ko­niecz­nie lek­kiej).

 

Za sło­wa­mi (na­mo­wą) Co­bol­da, wer­sja w innym “for­ma­cie”:

PDF

 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Wspaniałego imienia Senasune

Naj­pierw przy­szli uczyć ich mowy i wi­dzieć wspól­nym okiem: chcie­li tchnąć wła­sny pier­wia­stek w Wiel­ką Ciszę. Świat roz­brzmiał dźwię­kiem, któ­re­go ma­te­ria po­ską­pi­ła przy dzie­le stwo­rze­nia. Były słowa i była wie­dza bez od­nie­sie­nia; hi­sto­rie przy­nie­sio­ne z krain tak od­le­głych, że nie doj­dziesz do nich stopą, do­pły­niesz płe­twą, czy do­le­cisz skrzy­dłem; obce uczu­cia, któ­ry­mi na­le­ża­ło przy­kryć tru­chła wła­snych.

Kiedy zro­zu­mie­li, że Wiel­ka Cisza nie po­zwo­li się od­mie­nić, z chmur przy­by­li Pa­ste­rze. Niebo nad nimi pła­ka­ło, a zie­mia drża­ła w po­sa­dach.

 

Ta­ki­mi wspo­mnie­nia­mi był kar­mio­ny, tak opo­wia­da­ła prze­szłość wy­ry­ta w fi­la­rze Tańca Od­de­chów. Wszyst­kie te stare myśli, któ­ry­mi go wy­peł­nio­no, roz­brzmie­wa­ły teraz ze strasz­ną siłą.

Stał na skar­pie, pa­trząc na ciem­nie­ją­ce chmu­ry. Naj­wraż­liw­szy ze stada, wspa­nia­łe­go imie­nia Se­na­su­ne, na samo uczu­cie któ­re­go skóra kur­czy się w roz­ko­szy. W Wiel­kiej Ciszy, gdzie ist­nie­je przede wszyst­kim dotyk, każdy chciał­by z nim roz­ma­wiać. Teraz jed­nak mu­siał pil­no­wać ziemi. Dbać, czy nie drży coraz moc­niej, czy nie prze­ma­wia szyb­ciej. Badał ją dłoń­mi o nie­zwy­kłej wśród swej braci, ja­sno­czer­wo­nej bar­wie.

Nikt nie po­tra­fił czy­tać w niej rów­nie do­brze, co Se­na­su­ne; syn ste­pów naj­do­sko­nal­szy, krew nie­odrod­na. Teraz, kiedy każdy dotyk był ni­czym krzyk, wie­dział, co Wiel­ka Cisza chcia­ła po­wie­dzieć. Umie­ra­ła, po­że­ra­na od środ­ka: sta­dem, które po­dą­ża­ło za Pa­ste­rza­mi.

Pa­mię­tał do­sko­na­le ten gniew ma­te­rii, wodę z chmur, która pa­rzy­ła i zie­mię wy­brzu­sza­ją­cą się po sam ho­ry­zont, jakby kto na­prę­żał jej de­li­kat­ne błony. Wi­dział wtedy Pa­ste­rzy, ale bał się spoj­rzeć uważ­niej za ich plecy. Strach pa­ra­li­żo­wał, skóra i de­li­kat­ne włosy tward­nia­ły bo­le­śnie, jakby wtó­ru­jąc zlęk­nio­nym my­ślom.

Bar­dzo chciał­by na­pra­wić tam­ten błąd, udo­wod­nić od­wa­gę i przy­wró­cić utra­co­ny smak skóry, który wy­blakł strasz­ne­go dnia. Dla­te­go wpa­try­wał się w dal, szu­kał stada idą­ce­go pod czar­ny­mi chmu­ra­mi. Po­zo­sta­wa­ło nie­do­strze­gal­ne, cho­ciaż Wiel­ka Cisza opo­wia­da­ła te kształ­ty do­sko­na­le, każ­dym drgnię­ciem i śla­dem po­stę­pu­ją­cej ago­nii.

Mó­wi­ła, że peł­zną pod jej skórą, którą naj­pierw zmięk­cza­ją chmu­ry. Są nie­zwy­kle dłu­gie i cho­ciaż sty­ka­ją się z Wiel­ką Ciszą całym swoim ciel­skiem, mil­cza­ły. Ich życie roz­no­si się wy­łącz­nie echem cier­pią­cej ziemi. Nie mają jed­ne­go roz­mia­ru, nie­któ­re Se­na­su­ne mógł­by roz­dep­tać pod stopą ni­czym zwy­kłe ro­bac­two, inne są tak ol­brzy­mie, że opo­wie­ści o nich trak­to­wał jak kłam­stwa umie­ra­ją­ce­go świa­ta. Nie mógł­by uwie­rzyć w coś rów­nie strasz­ne­go, a jesz­cze bar­dziej nie po­tra­fił­by prze­ka­zać myśli swej braci, która nie czuła rów­nie do­brze.

Dla­te­go cie­szył się, że wzrok ma słaby, a ciem­ność pod chmu­ra­mi jest nie­prze­nik­nio­na. Ko­lej­na myśl tchó­rza, która nie­chcia­nym ryt­mem roz­brzmie­wa na opusz­kach pal­ców.

Po­trze­bu­je­my cię.

Skóra na ra­mie­niu wy­bu­chła cie­płem mięk­kiej dłoni. Wszę­dzie roz­po­znał­by te uczu­cia, tak pięk­nie for­mu­ją­ce myśl. Stała za nim. Pierw­sza z braci, wspa­nia­łe­go imie­nia Ninu, które pły­nie po tobie szyb­ciej niż fale zni­ka­ją na wy­brze­żu.

Ob­ró­cił się, żeby uto­nąć. Oczy miała spę­ka­ne jak po­wierzch­nia Wiel­kiej Ciszy, ry­sa­mi prze­ska­ku­jąc na de­li­kat­ne ob­li­cze, sunąc dalej jak wo­do­spad, ku smu­kłej szyi. Była w tym har­mo­nia, w po­łą­cze­niu dwóch zmy­słów tak do­słow­nym, że mógł­by pal­ca­mi po­znać, samym tylko skóry do­tknię­ciem, jak Ninu pa­trzy na świat. Dla­te­go cie­szył się, że po­zwo­li­ła zadać py­ta­nie.

Co się stało?

Bo wy­ma­ga­ło to mu­śnię­cia jej cu­dow­nej twa­rzy. Po­tra­fił ha­mo­wać się, by nie po­wie­dzieć wtedy zbyt wiele, ale nie z każdą myślą przy­cho­dzi to łatwo. Od­ru­cho­wo cof­nę­ła się, de­li­kat­nie i nie na tyle, by ze­rwać roz­mo­wę. Bała się tego, co mówią opusz­ki jego pal­ców: bała się tego stra­chu, tam­te­go dnia, kiedy nie spoj­rzał za plecy Pa­ste­rzy.

Wiel­ka Wę­drów­ka stoi. Brać ze­bra­ła się, żeby za­de­cy­do­wać. Po­trze­bu­ją Se­na­su­ne, po­trze­bu­ją naj­wraż­liw­sze­go.

Mó­wi­ła, sunąc dłoń­mi od ra­mie­nia do łok­cia, po­wo­li i nie­śpiesz­nie jakby opo­wia­da­ła dziec­ku bajkę. Trwa­ło to chwi­lę, bar­dzo smut­ną, któ­rej nie chciał prze­ry­wać. Był wy­so­ki, więc mogła tkać myśli roz­le­głe, czego jed­nak nie chcia­ła. Ro­zu­miał, że też miała czu­cia, w które wo­la­ła­by nie wie­rzyć, za­kła­mać rze­czy­wi­stość. Wię­cej do­ty­ku.

Prze­paść blo­ku­je drogę, nie mo­że­my iść dalej. Nie­któ­rzy chcą wyjść Pa­ste­rzom na­prze­ciw. Zła­mać Prawo. Musi za­paść de­cy­zja.

Nie wie­dział, co od­po­wie­dzieć. We­dług jego wy­obra­żeń Wiel­ka Wę­drów­ka nie mogła się za­trzy­mać. Trwa­ła od wielu cykli słoń­ca, wszyst­kich pod któ­ry­mi przy­szło mu żyć. Nie znał świa­ta, w któ­rym jego ple­mię mogło za­po­mnieć o wiecz­nej uciecz­ce.

Jed­nak gdy Ninu su­nę­ła dło­nią wzdłuż jego przed­ra­mie­nia i za­trzy­ma­ła się do­pie­ro na nad­garst­ku, ro­zu­miał, że nie ma w tym kłam­stwa czy żartu, żad­nej bajki. Chciał­by po­ka­zać, że jest pewny sie­bie, ale dło­nie drża­ły coraz sil­niej. Po­sta­rał się uspo­ko­ić na krót­ką cho­ciaż chwi­lę, jesz­cze raz, jesz­cze jeden. Nar­ko­tycz­ny ta­niec pal­ców wę­dru­ją­cych po jej skó­rze.

Po­bie­gniesz razem ze mną?

Za­drżał, wi­dząc jak tym razem to Ninu po­dą­ża dłoń­mi w stro­nę jego twa­rzy. Py­ta­nia za­wsze sta­no­wi­ły trud­ną formę wy­ra­zu. Były jak eks­plo­zja peł­ga­ją­ca w ciele jesz­cze długo po roz­mo­wie. Wiele czasu mi­nę­ło od ostat­nie­go razu, bar­dzo wiele.

A był­byś w sta­nie do­trzy­mać mi kroku?

Nie spo­dzie­wał się, że uczu­cie ude­rzy tak mocno, nie­mal ze­tnie z nóg. Wy­jąt­ko­wo silne, jak no­wo­po­zna­ne słowo, do­zna­nie na kra­wę­dzi bólu i przy­jem­no­ści. Nie wie­dział, czy tak długo się wahał, czy może ru­szy­ła na­tych­miast, ale do­bie­gła już na kra­wędź ho­ry­zon­tu. Miał pew­ność, że od­po­wiedź by­ła­by prze­czą­ca. Ninu, szyb­ka jak samo imię, fale zni­ka­ją­ce na wy­brze­żu.

Do­tknął wła­snej twa­rzy, na któ­rej wciąż roz­brzmie­wa­ły jej słowa. Ro­zu­miał się brzyd­kim, nie­peł­nym w czu­ciu, jakby coś ha­mo­wa­ło imię na dro­dze do ide­ału. Po­wierzch­nia sta­wa­ła się przez to gład­ka, bez cha­rak­te­ru. Tylko nos i oczy prze­ry­wa­ły ten kształt, ina­czej po­dob­ny kuli uto­czo­nej z czer­wo­ne­go pia­chu.

Rze­czy­wi­stość pod sto­pa­mi drża­ła coraz sil­niej. Wie­dział, że po­dróż nie bę­dzie sa­mot­na: wy­peł­ni ją krzyk Wiel­kiej Ciszy.

 

***

 

Całą drogę śpie­wa­ło mu o bólu, stado idące za Pa­ste­rza­mi. Czuł ich pieśń pod sto­pa­mi, ko­lej­ne rany za­da­ne świa­tu. Był bez­sil­ny wobec ich ogro­mu, tej masy nie­prze­li­czo­nej, która prze­wa­la­ła się pod sko­ru­pą ziemi. Ta tutaj, zie­mia, zu­peł­nie inna. Twar­da, cho­ciaż sprę­ży­sta, bie­gnie się po niej przy­jem­nie. Nie męczy ciała żad­nym zbęd­nym bodź­cem, po­zwa­la na czy­sty dotyk. Tamta: grzą­ska i mięk­ka, tak że stopa za­pa­da się do wnę­trza, spra­wia­jąc że roz­mo­wa jest nie­sa­mo­wi­cie gło­śna. Gło­śna i bo­le­sna, bo łzy chmur wciąż parzą. Jest nimi prze­siąk­nię­ta, a mor­du­ją­ce Wiel­ką Ciszę stado taką wła­śnie lubi. W ta­kiej tylko pełź­nie, pod ciem­nym nie­bem.

Było już nie­da­le­ko, bo wy­czu­wał rów­nież kroki swo­jej braci. De­li­kat­ne, le­d­wie od­zna­czo­ne po­śród nie­ustan­ne­go drże­nia. Se­na­su­ne wie­dział, jak słu­chać. Teraz bę­dzie mu­siał wie­dzieć, jak mówić.

Pierw­szy znad spę­ka­ne­go w słoń­cu ho­ry­zon­tu wy­ło­nił się Ta­niec Od­de­chów: ol­brzy­mi na­miot utka­ny z błon la­ta­ją­cych stwo­rzeń. Im gwał­tow­niej się uno­sił, tym więk­sze drże­nie po­wie­trza wy­wo­ły­wał. Był jak la­tar­nia po­śród in­nych bodź­ców, po­tra­fił opo­wia­dać. Teraz mówił, że we­wnątrz za­sie­dli wszy­scy naj­waż­niej­si z braci, setki unie­sień pier­si ubra­nych w jedno płót­no.

To tam po­wi­nien skie­ro­wać kroki, ale było w po­wie­trzu coś wię­cej, drżą­ce sła­biej niż Ta­niec Od­de­chów, jed­nak wciąż wy­czu­wal­ne po­śród krzy­ku Wiel­kiej Ciszy. Pa­ste­rze zbli­ża­li się rów­nym ryt­mem, bra­kło czasu. Se­na­su­ne uznał, że spró­bu­je za­kła­mać rze­czy­wi­stość.

Na szla­ku tego drże­nia spo­ty­kał brać, która mil­cza­ła. Wiel­ka Cisza pełna nie­gdyś roz­mów, teraz roz­brzmie­wa­ła tylko krzy­kiem umie­ra­ją­cej ziemi. Do­ty­ka­li jego ra­mie­nia, dłoń­mi sza­ry­mi jak dyski na noc­nym nie­bie. Zdaw­ko­we przy­wi­ta­nie, na które nie mu­siał od­po­wia­dać.

 

***

 

Przy źró­dle od­na­lazł Ninu pa­trzą­cą w prze­paść. W pierw­szym od­ru­chu chciał się przy­wi­tać, prze­słać myśl po skó­rze Wiel­kiej Ciszy, ale nie mógł, bo ta nie po­zwo­li­ła­by się prze­krzy­czeć. Za­miast tego Se­na­su­ne po­dą­żył za wzro­kiem Ninu w dół skar­py i wtedy zro­zu­miał, dla­cze­go Wiel­ka Wę­drów­ka mu­sia­ła się za­trzy­mać. Zo­ba­czył morze, któ­re­go nigdy nie było.

Brać prze­mó­wi­ła, że Zie­mia od­da­je soki, które z chmur przy­no­szą Pa­ste­rze.

Po­wie­dzia­ła, do­ty­ka­jąc jego ra­mie­nia. Fale roz­bi­ja­ne o wy­brze­że. To, co przed ocza­mi i to, co na skó­rze.

Min­tu­vi­se­cotl i Tan­chi­ti­li­tlan po­szli w prze­ciw­ne stro­ny skar­py, ale już wró­ci­li. Opo­wie­dzie­li, że morze jest wszę­dzie. To pu­łap­ka. Ta woda parzy, boli i za­bi­ja.

Se­na­su­ne znał te imio­na. Roz­brzmie­wa­ły długo na skó­rze, jak stare wspo­mnie­nie, bu­dzi­ły za­ufa­nie. Im dłu­żej ktoś kro­czył pod słoń­ca­mi, tym dłuż­sze było czu­cie, jakie sobą niósł. Tylko jego imię nie rosło, tylko on wciąż roz­brzmie­wał tak samo.

Nie było po­wo­du, żeby nie wie­rzyć, poza jedną tylko myślą, że w ten spo­sób wszyst­ko stra­co­ne. Do­tknę­ła go jesz­cze raz, sunąc po­wo­li od karku w stro­nę głowy, któ­rej gład­ką po­wierzch­nię za­bu­rza­ło nic in­ne­go, jak tylko otwar­te w prze­ra­że­niu oczy.

Idą po nas, praw­da?

Chciał­by od­po­wie­dzieć, ale nie po­tra­fił­by zro­bić tego bez uka­za­nia po­two­rów, które nad­cią­ga­ją. Myśli wi­ro­wa­ły, a wśród nich obraz Ninu krzy­czą­cej jak Wiel­ka Cisza. Nie mógł. Ro­zu­mia­ła.

Ta­niec Od­de­chów, cze­ka­ją tam. Po­trze­bu­ją cię. Idź.

 

***

 

Przej­ście do wnę­trza skła­da­ło się z dwóch płacht czar­nych błon, które do­ty­kiem opo­wia­da­ły sza­leń­czą wolę walki i za­cie­kłość. Wspa­nia­łe­go imie­nia Sy, które bę­dzie ostat­nim co po­czu­jesz; isto­ta, która za­bi­ła wielu z braci, zanim po­słu­ży­ła za ce­re­mo­nial­ne wrota. Była bez­gło­śna jak daw­niej Wiel­ka Cisza i tylko nad­la­tu­jąc w osta­tecz­nym ataku, drże­niem po­wie­trza zwia­sto­wa­ła kres życia. Jako pierw­sza zmu­si­ła stado do spo­glą­da­nia na niebo w celu innym, niż ob­ser­wo­wa­nie scho­dzą­cych z chmur Pa­ste­rzy.

Se­na­su­ne był tym, który wy­tro­pił be­stię i zadał śmier­tel­ny cios. Jako je­dy­ny po­tra­fił ją wtedy wy­czuć. Wie­dział, że tylko Wiel­ka Cisza nie od­zy­wa­ła się nigdy, że tylko dzię­ki tej do­bro­ci mogli roz­ma­wiać przez jej skórę. On, po­grom­ca be­stii, naj­wraż­liw­szy z braci. On, który teraz był prze­ra­żo­ny.

Cze­ka­li, zgro­ma­dze­ni wokół fi­la­ru utrzy­mu­ją­ce­go Ta­niec Od­de­chów. Był pięk­nej fak­tu­ry, która za­głę­bie­nia­mi opo­wia­da­ła hi­sto­rię Wiel­kiej Wę­drów­ki. W trak­cie drogi nio­sło go wielu ze stada, a dla każ­de­go sta­no­wi­ło to honor ze wszech miar naj­wspa­nial­szy. Czę­sto była to je­dy­na moż­li­wość, by po­znać opo­wieść ze skóry fi­la­ru, a nie naj­waż­niej­szych z braci.

Któ­rych były dwie setki, jak na­ka­zy­wa­ło Prawo przy­nie­sio­ne z chmur. Sie­dzie­li w taki spo­sób, że każdy do­ty­kał ra­mion dwóch człon­ków stada. Two­rzy­li w ten spo­sób po­łą­czo­ną czu­ciem Jed­nię, w któ­rej myśl mogła pły­nąć z jed­ne­go krań­ca na drugi, gdzie za­ni­ka­ła toż­sa­mość jed­nost­ki i tylko barwa myśli mogła opo­wie­dzieć, kto w danej chwi­li prze­ma­wia. Se­na­su­ne prze­ra­ził się, kiedy sko­ja­rzył ten roz­le­gły sznur z dłu­go­ścią istot idą­cych za Pa­ste­rza­mi.

Nie pod­nie­śli wzro­ku z ziemi, kiedy sta­nął za jed­nym z nich. Ro­zu­miał, co musi zro­bić, nie po­trze­bo­wał uwagi w spoj­rze­niach, jeśli za chwi­lę otrzy­ma ją w do­ty­ku. Wej­ście do ich Jedni za­wsze sta­no­wi­ło nie­zwy­kłe prze­ży­cie. Tak jak dotyk na twa­rzy, gra­ni­ca bólu i przy­jem­no­ści.

Po­ło­żył dło­nie na ple­cach jed­ne­go z braci.

Długo ka­za­łeś nam cze­kać.

Ode­zwa­li się, zanim w pełni po­czuł ich obec­ność. Było to przy­tła­cza­ją­ce, zwłasz­cza dla naj­wraż­liw­sze­go, który do­świad­cza dużo moc­niej. W Jedni za­da­wa­nie pytań nie było mile wi­dzia­ne, dla­te­go nie mógł cze­kać, aż to zo­sta­nie po­sta­wio­ne. Chciał mówić, ale oka­za­ło się to nie­po­trzeb­ne. Drże­nie pal­ców opo­wie­dzia­ło wszyst­ko, co po­trzeb­ne. Całym sobą sta­no­wił świa­dec­two dla nad­cho­dzą­cych po­two­rów.

Brać za­ko­ły­sa­ła się w prze­ra­że­niu, do­sko­na­le od­czy­tu­jąc nie­chcia­ny obraz. W Jedni za­pa­no­wał chaos myśli, gdzie każdy chciał coś po­wie­dzieć, a więk­szość z tego sta­no­wił krzyk i szloch. Skóra cier­pła na ten jęk wzmo­żo­ny set­ka­mi róż­nych czuć.

Mu­siał to prze­rwać, nie miał wy­bo­ru. Po­słał uczu­cie, po­tęż­ne i do­mi­nu­ją­ce. Sunął dłoń­mi wzdłuż ra­mie­nia człon­ka braci. Po chwi­li ro­bi­li to już wszy­scy, ciąg sil­nej myśli pły­ną­cy wzdłuż jed­ne­go or­ga­nu.

Mu­si­my wyjść im na­prze­ciw, albo cze­kać na śmierć jak tchó­rze.

W szu­mie, który wy­rósł na nowo, roz­po­znał głosy ak­cep­ta­cji i sprze­ci­wu. Nie wy­czu­wał na­to­miast in­nych ście­żek. Tylko tak, albo nie, żad­nej nowej su­ge­stii, cze­goś co mo­gło­by nieść na­dzie­ję. Bał się tego braku po­my­słów, ocze­ki­wa­nia na naj­gor­sze. Teraz dys­ku­sja do­ty­czy­ła tylko jed­ne­go.

Nie po­win­ni­śmy łamać Prawa.

Ta jedna myśl prze­krzy­ki­wa­ła wszyst­kie inne i tylko Wiel­ka Cisza wtó­ro­wa­ła jej wrza­skiem strasz­niej­szym niż wszyst­ko co czuł do tej pory. Pa­ste­rze jesz­cze nigdy nie byli tak bli­sko. Zie­mia drży coraz moc­niej, po­two­ry opo­wia­da­ją ból coraz gło­śniej. Wszyst­ko bar­dziej i bar­dziej. Eska­la­cja złych emo­cji. Chaos.

Prawa, które przy­nie­śli ci, któ­rzy nad­cho­dzą, by nas zabić.

Tak jak wszyst­ko inne, co nam przy­nie­śli. Nasze myśli i tra­dy­cje, to czym dzi­siaj je­ste­śmy. Od­bi­ciem ich wła­snej woli. To może być test. Spraw­dza­ją nas po raz ostat­ni.

Nie ostat­ni, a ko­lej­ny raz przez te wszyst­kie słoń­ca, które za­wi­sły na nie­bie. To nigdy się nie skoń­czy i cią­gła uciecz­ka może być cię­ża­rem po kres na­szych dni, jak była kre­sem wszyst­kich po­przed­nich braci.

Nie je­ste­śmy w sta­nie się im sprze­ci­wić. Czu­li­ście, co opo­wie­dział Se­na­su­ne.

Próba jest za­wsze lep­sza od bier­nej śmier­ci. Pa­mię­taj­cie Sy. Pa­mię­taj­cie co wisi na wro­tach Tańca Od­de­chów.

 

Słu­chał uważ­nie i pa­trzył jak za­hip­no­ty­zo­wa­ny na ten ta­niec ciał wi­ją­cych się przy sobie, do­ty­ka­ją­cych wza­jem­nie w nie­po­ha­mo­wa­nym sza­leń­stwie. Wie­dział, do czego to zmie­rza. Po raz pierw­szy Wiel­ka Wę­drów­ka miała się po­dzie­lić, Jed­nia prze­mó­wić dwoma my­śla­mi.

Prze­ra­że­nie Se­na­su­ne było tym więk­sze, im bar­dziej ro­zu­miał, że więk­szość pój­dzie za nim. Za de­cy­zją, któ­rej sam nie ro­zu­miał. Nie dla stada, a wła­sne­go su­mie­nia i cze­goś wię­cej. Jed­nost­ka, nie ko­lek­tyw. Nie chciał być już tchó­rzem, po to tylko, żeby jesz­cze jeden raz, bez obaw, do­tknąć Ninu.

 

***

 

Chmu­ry jesz­cze nigdy nie były tak czar­ne i strasz­ne. Po­wie­trze pa­li­ło płuca. Same kro­ple chlu­po­czą­ce o skórę Wiel­kiej Ciszy sta­no­wi­ły tylko nie­wiel­kie drga­nie w sto­sun­ku do ziemi, która nie­mal pod­ska­ki­wa­ła w rytm peł­zną­cych po­two­rów.

Wciąż nie wie­dział, jak wy­glą­da­ją, mógł się jed­nak do­my­ślać. Cho­ciaż­by z kształ­tu wy­so­kich jak góry uwy­pu­kleń, które co chwi­la prze­ry­wa­ły linię ho­ry­zon­tu za­mglo­ną przez ulewę, by po chwi­li po­now­nie zrów­nać się jedną linią. Skala be­stii na jaką chcie­li się po­rwać była nie­wy­obra­żal­na. Stado prze­ciw­ko stadu.

Tak jak po­dej­rze­wał, więk­szość po­szła za nim, z włócz­nia­mi w dło­niach. Au­to­ry­tet naj­wraż­liw­sze­go wy­star­czył, by prze­lać czarę go­ry­czy Wiel­kiej Wę­drów­ki i po­wo­du­ją­ce­go nią Prawa. Cie­szył się i ża­ło­wał jed­no­cze­śnie, że Ninu ob­ra­ła inną drogę. Tak było le­piej.

 

 Wtedy do­strzegł idą­ce­go przed burzą Pa­ste­rza. Punkt na nie­skoń­czo­nej pu­sty­ni, coraz wy­raź­niej­szy. Se­na­su­ne po­dej­rze­wał, że na­le­ży do stada, które przy­szło z nieba jako pierw­sze, bo je­dy­ną za­uwa­żal­ną róż­ni­cą była jego skóra: mar­twa, prze­czą­ca temu, że isto­ta idzie przed sie­bie. Nie dało się z niej od­czy­tać żad­nej mowy, a gład­ka w do­ty­ku fak­tu­ra nie skry­wa­ła żad­nej hi­sto­rii. Abo­mi­na­cja z in­ne­go świa­ta. Pierw­si na­uczy­cie­le mó­wi­li na to ska­fan­der, jak gło­sił filar spod Tańca Od­de­chów. Jedno z wielu słów, które chcie­li bez­sku­tecz­nie prze­ka­zać, które wpierw mu­sia­ły doj­rzeć w kul­tu­rze, zo­stać ty­sią­ce razy do­tknię­ty­mi.

Pa­sterz po­ru­szał się rów­nym kro­kiem, jak widmo bez wła­snych myśli, pusta sko­ru­pa wę­dru­ją­ca po świe­cie pra­gną­cym kon­tak­tu. W tym ob­ra­zie był strasz­niej­szy niż po­two­ry peł­zną­ce pod desz­czem. One opo­wia­da­ły przy­naj­mniej ból.

Se­na­su­ne bał się. Do­strze­gał zwia­stun wła­snej śmier­ci, ale nie mógł tego oka­zy­wać. Szedł na szpi­cy, pierw­szy spo­śród wielu. Sa­mot­nie miał sta­wić czoła mar­twej isto­cie, tak bar­dzo prze­cież po­dob­nej do jego stada. Tak mówił filar: obcy chcie­li na­uczać, bo wi­dzie­li po­do­bień­stwo. Do­strze­ga­li wzór swój i ślad mię­dzy my­śla­mi.

Ale za­wie­dli się, a wtedy przy­by­li Pa­ste­rze i Wiel­ka Cisza mu­sia­ła zo­stać prze­mie­nio­na. Po­wo­li, na wzór i po­do­bień­stwo ich wła­sne­go domu. Stado Se­na­su­ne zo­sta­ło samo, z Pra­wem w umy­słach i Wiel­ką Wę­drów­ką przed sobą. A Prawo mó­wi­ło, że nie można tar­gnąć się na życie ob­cych. Naj­waż­niej­sza ze wszyst­kich zasad. Przo­dow­nik po­śród uczuć.

Jed­nak zbli­ża­jąc się do Pa­ste­rza, nie od­czu­wał ro­sną­ce­go stra­chu. Zbyt wiele ich było jed­no­cze­śnie, tych po­two­rów praw­dzi­wych, pod skórą Wiel­kiej Ciszy idą­cych, by oba­wiać się be­stii za­sia­nych w umy­śle. Po­stać sta­wa­ła się coraz wy­raź­niej­sza i, co dziw­ne, zwal­nia­ła kroku. Pierw­szy raz widmo su­nę­ło wol­niej, a razem z nim ścia­na desz­czu.

 

Stali na­prze­ciw sie­bie. Se­na­su­ne oraz jeden z tych, któ­rych nie po­tra­fił czy­tać. Pa­mię­tał po­dob­ną chwi­lę. Od­bi­ja­ła się w pa­mię­ci pod bar­dzo sta­rym słoń­cem, kiedy po­peł­nił pierw­szy czyn stra­chu. Wtedy bał się spoj­rzeć za jego plecy. Bał się tego, co peł­zło za Pa­ste­rzem. Teraz pa­trzył i wi­dział prze­miesz­cza­ją­ce się góry. Coś, czego sam nie po­tra­fił­by opo­wie­dzieć braci.

Coś in­ne­go za­drża­ło w po­wie­trzu. Inny rytm, chaos myśli bez zna­cze­nia. Chmu­ry na chwi­lę roz­stą­pi­ły się, a spo­mię­dzy nich, wpra­wia­jąc świat w strasz­ny ta­niec, zle­cia­ły wiel­kie isto­ty o sre­brzy­stej bar­wie. Spod ich skrzy­deł bu­cha­ły ko­lej­ne fale cie­pła, two­rzą­ce ob­ło­ki pary jak od­dech pod­czas zim­ne­go cyklu.

Prze­le­cia­ły tuż nad nim, dalej i dalej, nie za­trzy­mu­jąc się przy tym nad żad­nym ze stada. Znał ich cel. Wie­dział, że lecą do Tańca Od­de­chów, do Ninu i wielu in­nych. Nie ro­zu­miał jesz­cze do końca, cho­ciaż ja­kieś prze­czu­cie ka­za­ło mu się cie­szyć.

A serce drża­ło, bo góry były coraz bli­żej.

 

Gdyby Se­na­su­ne mógł od­gad­nąć słowa Pa­ste­rza mó­wią­ce­go teraz, jakby w na­dziei na zro­zu­mie­nie, być może od­czuł­by praw­dę. Usły­szał­by o Pra­wie, które zła­ma­li i te­ście, w któ­rym po­now­nie za­wie­dli. Usły­szał­by z tych ust nutę roz­pa­czy i ra­do­ści, mie­szan­kę emo­cji tak mu teraz bli­ską.

Wie­dział­by, że po­pro­wa­dził stado na śmierć i prze­ży­ją tylko ci, któ­rzy nie po­słu­cha­li czu­cia naj­wraż­liw­sze­go. Że isto­ty z nieba pro­wa­dzą se­lek­cję, a nowy świat, wy­ro­sły na tru­pie Wiel­kiej Ciszy, mo­gli­by dzie­lić.

Nie miało to jed­nak zna­cze­nia, bo nie­po­sia­da­ją­cy ust ni uszu Se­na­su­ne, głu­chy i niemy Se­na­su­ne, wspa­nia­łe­go imie­nia Se­na­su­ne, na samo czu­cie któ­re­go skóra kur­czy się w roz­ko­szy, nie słu­chał­by nawet mając moż­li­wość. Do­ko­nał­by tych sa­mych wy­bo­rów nie bez wie­dzy, a po­mi­mo niej.

Czuł prze­cież peł­zną­ce po­two­ry i ostat­ni jęk ko­na­ją­ce­go świa­ta, myśli znacz­nie gło­śniej­sze niż roz­są­dek. Pa­trzył w dal, na be­stie odzia­ne w cudzą skórę, stado peł­zną­ce pod zie­mią, jakby uczy­niw­szy z niej wła­sny ska­fan­der. Wszyst­kie te rze­czy, które daw­niej prze­śla­do­wa­ły wspo­mnie­nia. Wszyst­ko to, co po­wstrzy­my­wa­ło czu­cie przed roz­kwi­tem.

Ale nie teraz. Gdyby chciał, mógł­by do­tknąć Ninu bez żad­nych obaw. Wolny od wła­snych po­two­rów, cze­ka­ją­cy na przyj­ście cał­kiem in­nych, ogrom­nych, choć wcale nie tak prze­ra­ża­ją­cych.

Se­na­su­ne­til­nu­vi, naj­wraż­liw­szy ze stada, na­resz­cie szczę­śli­wy. Uniósł włócz­nię, by zadać pierw­szy cios.

Koniec

Komentarze

Nar­ra­cja ko­smi­ty po­słu­gu­ją­ce­go się in­ny­mi zmy­sła­mi w od­bio­rze świa­ta z jed­nej stro­ny trud­na, z dru­giej cie­ka­wa. Ktoś kto na­zwał to forum przed­szko­lem chyba miał na­strój do żar­tów. Nie wiem czy nie ma paru miejsc pro­ble­ma­tycz­nych ję­zy­ko­wo, ale ge­ne­ral­nie mnie prze­ko­na­łeś.

No to dałeś czadu!

Kiedy zo­ba­czy­łem tytuł na be­ta­li­ście, po­my­śla­łem że wy­lo­so­wa­łeś tego ke­dy­wa i bę­dzie po­wtór­ka z Be­iFen­ga. A tu takie COŚ. In­spi­ro­wa­łeś się trosz­kę ostat­nim wstęp­nia­kiem z NF?

Jest pięk­nie jak zwy­kle, ale chyba trud­niej niż kie­dy­kol­wiek. Uwag do szyku prze­staw­ne­go i pod­mio­tów do­myśl­nych bę­dzie co nie­mia­ra. Mo­men­ta­mi fak­tycz­nie prze­kom­bi­no­wa­łeś. Ale ja nie mam ocho­ty wy­szu­ki­wać gdzie, ko­pio­wać i wkle­jać w ko­men­ta­rze, bo chcę się temu tek­sto­wi pod­dać, a nie ana­li­zo­wać go. Jak dla mnie wszyst­ko jest dru­go­rzęd­ne wobec po­tę­gi kre­acji.

Oba­wiam się tylko, że źle wy­bra­łeś no­śnik dla ta­kie­go tek­stu. Są opo­wia­da­nia, które wy­ma­ga­ją pa­pie­ru i nie spraw­dzą się na ekra­nie mo­ni­to­ra czy te­le­fo­nu. Mała su­ge­stia – zrób z tego pdf i udo­stęp­nij jak zyg­fryd.

Żem do­pie­ro teraz za­uwa­żył, że odro­bi­nę nie ta wer­sja zo­sta­ła za­pi­sa­na. Po­praw­ki na­nie­sio­ne; w sen­sie, że jeden aka­pit mniej i dwa zda­nia na samym po­cząt­ku wię­cej. Zna­czy, nie dużo, ale za­wsze. Za ewen­tu­al­ne pro­ble­my przy pi­sa­niu ko­men­ta­rzy prze­pra­szam.

 

Ra­fill

Kto? Kto śmiał przed­szko­lem nas tutaj na­zy­wać? Prze­cie to już pra­wie ze­rów­ka jest! W szcze­pion­kę było dzia­da!

Dzię­ku­ję za ko­men­tarz :).

 

edit:

Co­bol­dzie

Jeśli o szyk prze­staw­ny cho­dzi, wszyst­ko za­le­ży od tego, gdzie ta­ko­wy wy­pa­trzy­łeś. Było sporo miejsc pró­bu­ją­cych ta­ko­we­go uży­wać, by nar­ra­cji nadać wy­dźwięk nieco bar­dziej ple­mien­ny. Pod­mio­ty mó­wisz po­gu­bio­ne? Eh, no to szu­kam jesz­cze raz ;). Wrzu­ce­nie tego na pdf ra­czej nie bę­dzie sta­no­wi­ło wiel­kie­go wy­sił­ku, a skoro mó­wisz, że to dobra dla tek­stu opcja… – cho­ciaż sam już na tyle ztech­ni­cy­zo­wa­ny je­stem, że ma­te­ria, z któ­rej czy­tam, róż­ni­cę robi mi do­pie­ro wobec tek­stów dłuż­szych.

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i cie­szę się, że zro­bi­ło na ja­kimś polu wra­że­nie :).

 

edit 2:

Wstęp­nia­ka do NF’u nie mia­łem jesz­cze oka­zji czy­tać. Czeka mnie mała wy­ciecz­ka po zakup, zwłasz­cza jeśli do­ty­ka mo­je­go po­my­słu w jakiś spo­sób (a tu jesz­cze King i świet­ne re­cen­zje! :o)

edit 3: // Ha, rze­czy­wi­ście. Czy­sty przy­pa­dek, chyba że wy­chwy­tu­ję już fale mó­zgo­we ludzi, któ­rych kie­dyś czy­ta­łem. Strzeż­cie się, nie­świa­do­mi mej mocy au­to­rzy, bo kraść wam będę po­my­sły! (żeby tylko, kruca fiks, zanim zdą­ży­cie je wydać :P)

Bar­dzo mi przy­kro Mały Sło­wi­ku, nie po­ję­łam. Prze­czy­ta­łam opo­wia­da­nie, a potem jesz­cze raz, z na­dzie­ją, że coś do mnie do­trze. Nie do­tar­ło. Choć ro­zu­miem po­szcze­gól­ne słowa, to usta­wio­ne w zda­nia prze­sta­ją mówić mi co­kol­wiek.

Nie wiem, o czym jest Twoja opo­wieść. Nie wiem nawet, które hasło Ci przy­pa­dło. :(

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

To ja mam jesz­cze go­rzej niż Reg. Pró­bo­wa­łam chyba z osiem razy, ale ani razu nie udało mi się prze­czy­tać w ca­ło­ści – za­li­cza­łam tylko frag­men­ty. Niby zda­nia pięk­ne, ale ich za dużo; niby po­mysł cie­ka­wy, ale się roz­my­wa; niby po­win­nam wszyst­ko zro­zu­mieć, ale nic do mnie nie do­cie­ra.  

Przy­kro mi bar­dzo, chcia­łam na­pi­sać coś kon­struk­tyw­ne­go, ale zwy­czaj­nie nie po­tra­fię. In­ny­mi słowy w moim przy­pad­ku biez wodki nie ra­zbier­josz.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

To może ja pod­po­wiem jak to widzę. Oczy­wi­ście mogę się kom­plet­nie mylić, bo tekst jest bar­dzo wie­lo­znacz­ny (dla mnie to aku­rat na plus):

*SPO­ILER ALERT*

 

W war­stwie fa­bu­lar­nej:

Se­na­su­ne na­le­ży do in­ne­go ga­tun­ku. Jest ko­smi­tą, który nie po­sia­da zmy­słu słu­chu, nie po­tra­fi też wy­da­wać dźwię­ków. Jego pod­sta­wo­wym zmy­słem jest zmysł do­ty­ku, stąd gdy mowa o jego rę­kach, po­win­ni­śmy to trak­to­wać tak jak nasze oczy (stąd np. ważny jest kolor rąk tego stwo­rze­nia, tak jak u nas kolor oczu).

Kiedy do­ty­ka ja­kiejś fak­tu­ry, ona do niego “mówi”, “opo­wia­da” itd.

Stwo­rze­nia tego ga­tun­ku ko­mu­ni­ku­ją się po­przez po­stu­ki­wa­nie po wła­snych cia­łach pal­ca­mi.

Oto­cze­nie od­bie­ra­ją po­przez drże­nie prze­strze­ni. Stąd dziew­czy­na (sa­mi­ca? :P) mogła do­biec do ho­ry­zon­tu. U nas to ab­sur­dal­ne, bo wzrok sięga na wiele ki­lo­me­trów, a drże­nie na pla­ne­cie Se­na­su­ne roz­my­wa się widać dużo szyb­ciej i isto­ty z jego ga­tun­ku nie wie­dzą co jest dalej.

Wiel­ka Cisza, to chyba po pro­stu oto­cze­nie, albo sze­rzej – pla­ne­ta na któ­rej żyje Se­na­su­ne.

Pa­ste­rze to Zie­mia­nie lub inne hu­ma­no­idy. “Ro­ba­ki”, “Stado” które idzie za Pa­ste­rza­mi to praw­do­po­dob­nie ma­szy­ny, sta­wiam że prze­pro­wa­dza­ją ja­kieś wy­ko­pa­li­ska, albo do­ko­nu­ją prze­kształ­ce­nia śro­do­wi­ska pla­ne­ty (przy­szły desz­cze). Ma­szy­ny wi­bru­jąc wpro­wa­dza­ją zmy­sły miesz­kań­ców Wiel­kiej Ciszy w błąd, wzbu­dza­ją w nich trwo­gę. Coś co drży tak mocno musi być w ich ro­zu­mie­niu mon­stru­al­nie wiel­kie, a po wy­łą­cze­niu sil­ni­ka – nagle się zmniej­sza.

To że Se­na­su­ne jest naj­bar­dziej wraż­li­wy, ozna­cza że w ludz­kich ka­te­go­riach ma naj­lep­szy “wzrok”. Mamy tutaj fajną grę słów i zna­czeń ;)

 

Tzw. “Dru­gie dno”:

Hi­sto­ria w uni­wer­sal­ny spo­sób opi­su­je kon­flikt dwóch kul­tur, które z racji róż­ne­go poj­mo­wa­nia świa­ta nie umie­ją się ze sobą po­ro­zu­mieć.

 

To, czy moja in­ter­pre­ta­cja jest traf­na, mu­siał­by wy­ja­wić sam autor :)

 

Parę słów jesz­cze dodam od sie­bie:

Mały Sło­wik po­rwał się na za­da­nie wręcz kar­ko­łom­ne, za co na­le­żą Mu się brawa. Kie­dyś z do­brym przy­ja­cie­lem roz­ma­wia­łem o tym, że per­spek­ty­wa ko­smi­ty jest rzad­ka w li­te­ra­tu­rze SF, a tutaj mamy per­spek­ty­wę i nar­ra­cję isto­ty, która nie po­słu­gu­je się zmy­słem słu­chu. Jak to opi­sać?

Takie stwo­rze­nie w ko­mu­ni­ka­cji nie po­słu­gi­wa­ło by się sło­wem, po­nie­waż mowa jest zja­wi­skiem dźwię­ko­wym. Wy­ni­ka z tego, że nie­obec­ne by­ło­by rów­nież pismo – jest ono bo­wiem za­pi­sem mowy.

Być może jakaś forma pisma – w tym wy­pad­ku od­wo­łu­ją­ca się do do­ty­ku by­ła­by obec­na – filar utrzy­mu­ją­cy Ta­niec Od­de­chów?

 

Z kwa­sów – stwo­rze­nie nie ma ust? Ro­zu­miem, że ma trąbę, ssaw­kę czy coś po­dob­ne­go? Chyba że jest sa­mo­żyw­ne? Sa­mo­dziel­na syn­te­za, jak u ro­ślin? Teo­re­tycz­nie by­ło­by to moż­li­we… Ale i tak mu­sia­ło­by ab­sor­bo­wać skład­ni­ki od­żyw­cze z oto­cze­nia. Czym? Że nie ma uszu – ok, to się zda­rza. Ale otwór gę­bo­wy to ra­czej “must have” ;)

Ra­fill – po­dej­rze­wa­łam coś ta­kie­go, ale wie­lość in­ter­pre­ta­cji jakoś mnie prze­ro­sła i nie byłam w sta­nie sku­pić się na kon­ty­nu­owa­niu jed­nej idei. Dzię­ki Ci za te wy­ja­śnie­nia.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Oj, Sło­wi­ku… Ty to umiesz utrud­nić czy­tel­ni­ko­wi życie ;)

Z lek­tu­rą, po przej­rze­niu po­cząt­ku, wstrzy­my­wa­łem się do czasu gdy ktoś umie­ści in­ter­pre­ta­cję, bo – cóż po­cząć – zbyt lotny nie je­stem ;(

 

JED­NAK. Wbrew obiek­cjom i znie­chę­ce­niu, które na­ra­sta­ło wraz z czy­ta­niem, pod ko­niec, gdy Se­na­su­ne do­strzegł nad­cho­dzą­ce­go czło­wie­ka, coś za­czą­łem ja­rzyć. ;)

Po­mysł przy­po­mi­na mi trosz­kę dzie­ło Asi­mo­va Równi Bogom. Po­le­cam ser­decz­nie tę lek­tu­rę za­ra­zem Tobie jak i Ra­fil­lo­wi – jest tam przed­sta­wie­nie świa­ta z per­spek­ty­wy ko­smi­tów, któ­rzy, cóż… rów­nież po­ro­zu­mie­wa­ją się/od­czu­wa­ją w nieco inny spo­sób niż czło­wiek :)

 

Pod­su­mo­wu­jąc – tekst czyta się do­brze ze wzglę­du na zgrab­ny język (je­dy­nie w in­ter­punk­cji na­po­tka­łem po­je­dyn­cze po­tknię­cia), plus rów­nież za po­mysł i per­spek­ty­wę ko­smi­ty.

Za­koń­cze­nie śred­nie, choć naj­więk­szą wadą jest wła­śnie owa “nie­przy­stęp­ność”.

No i – dzię­ki za in­ter­pre­ta­cję, Ra­fil­lu :)

 

Tyle ode mnie, trzym się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Ja tak krót­ko, bo do­czy­tam jutro. Jak czy­ta­łem ok. 20.00 to nie wiem jakie za­klę­cie za­war­łeś w tek­ście ale od­pły­wa­łem. Na po­cząt­ku mia­łem pro­blem z in­ter­pre­tacjà więc po­sze­dłem na skró­ty, i po­słu­ży­łem się wzo­rem Ra­fi­la. Z jego po­mo­cą­czy­tam sobie i nagle urywa mi się film tak, że tego nie za­uwa­ży­łem. Wy­da­wa­ło mi się że dalej czy­tam, mógł­bym przy­siąc a w rze­czy­wi­sto­ści sam sobie do­kła­da­łem wy­ra­zy, ba całe zda­nia i nagle bah otwie­ram oczy. Mówie sobie, śpią­cy nie je­stem, czy­tam dalej i znowu to samo. I tak kilka razy. Tak więc do­koń­czę jutro, ale za­klę­cie po­dzia­ła­ło na moją wy­obraź­nię pod­su­wa­jąc mi ob­ra­zy, wi­bra­cje i takie inne… tylko nie wiem ile z tego co pa­mię­tam z tek­stu prze­czy­ta­łem a ile sam sobie do­po­wie­dzia­łem "na jawie" :) Po­zdra­wiam!

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Re­gu­la­to­rzy, Bemik,

Nie no, dziew­czy­ny (bo “panie” brzmi mi jakoś pre­ten­sjo­nal­nie w in­ter­ne­tach – a może wła­śnie po­wi­nie­nem? – “Sło­wik ucie­ka w po­pło­chu, hen hen za ho­ry­zont, zro­zu­miaw­szy, że wła­śnie za­py­tał ko­bie­tę o wiek.”), na­praw­dę zo­bo­wią­za­nym za takie próby, ale nie męcz­cie się tak wię­cej. Nie o to cho­dzi przy ja­kich­kol­wiek opo­wia­da­niach, żeby się nimi ka­to­wać. Jeśli komuś przy­pa­su­je, spodo­ba się, bę­dzie rad z lek­tu­ry – cie­szę się nie­zmier­nie. Ale jeśli ktoś się przy lek­tu­rze męczy, pro­szę się nie bać od­pu­ścić, nie po­gnie­wam się w żad­nym wy­pad­ku!

“biez wodki nie ra­zbier­josz” – a z dru­giej stro­ny sie­dzi Mały Sło­wik i pi­sa­nie za­czy­na od hasła “Chto­by ruki nie try­asut­sya” :P. Za­sta­na­wia mnie tylko rze­ko­ma “mno­gość” in­ter­pre­ta­cji. Mam wra­że­nie, że zbyt mocno spią­łem wiele fak­tów, żeby po­zwo­lić na opacz­ne zro­zu­mie­nie głów­nej linii fa­bu­lar­nej, po­mi­ja­jąc szcze­gó­ły (co do któ­rych ta­kiej pew­no­ści nie mam, wręcz prze­ciw­nie). No, nie po­ra­dzę. Obie­cu­ję wrzu­cić kie­dyś coś pro­ste­go (kie­dyś to jest cu­dow­nie nie­do­okre­ślo­ny ter­min – może za życia, może po śmier­ci :P).

 

Ra­fill,

W punkt, punkt, punkt, punkt… i punkt. No, z jed­nym wy­jąt­kiem, jeśli cho­dzi o to, że stado peł­zną­ce za Pa­ste­rza­mi to ma­szy­ny. Bycie ma­szy­na­mi nie wy­ja­śnia ko­niecz­no­ści wę­dro­wa­nia wy­łącz­nie pod chmu­ra­mi, z któ­rych leje spe­cy­ficz­ny deszcz, a który jest bar­dzo dla tego kon­kur­so­we­go tek­stu ważny :P. Mia­łem też na­dzie­ję, że przy­rów­na­nie do ro­bac­twa odro­bi­nę po­mo­że w spra­wie. Ale praw­dą jest, że można by to tak od­czy­tać i tek­sto­wi wcale nie szko­dzi, skoro isto­ty peł­zną­ce za Pa­ste­rza­mi są przede wszyst­kim łatwo kon­tro­lo­wa­nym w rę­kach ludz­kich na­rzę­dziem i ka­ta­li­za­to­rem wy­da­rzeń (szko­dzi tylko hasłu :P).

Bety od­ga­dły hasło kon­kur­so­we ra­czej bez pro­ble­mów. Inna spra­wa, że ja bar­dzo in­te­li­gent­nych fa­ce­tów do tej ro­bo­ty zna­la­złem (cukru, za­bierz­cie tego cukru! :P), któ­rzy wi­docz­nie po­dob­ny mi spo­sób my­śle­nia prze­ja­wia­ją, przy­naj­mniej czę­ścio­wo. Bar­dzo spodo­ba­ło mi się po­rów­na­nie Black­to­ma wobec tre­ści tek­stu (jak cie­ka­wie można to od­nieść, a co z po­cząt­ku nie było pla­no­wa­ne), co po­skut­ko­wa­ło nawet drob­ną zmia­ną w po­sta­ci prze­mia­no­wa­nia czuć (imion) dwóch bar­dzo bar­dzo epi­zo­dycz­nych po­sta­ci (i roz­wią­za­ło pro­blem ich nip­po­no­brz­mie­nia).

 

Wasza hra­biow­ska mość,

Bar­dziej się spo­dzie­wa­łem, że język jesz­cze do­dat­ko­wo męczy, niż uprzy­jem­nia czy­ta­nie. Cie­szę się, że można to od­czuć od­wrot­nie. Ja tu życia czy­tel­ni­ko­wi nie utrud­niam! Je­stem tylko nie­zro­zu­mia­łym ar­ty­stą! :P

Na pro­sto­tę koń­ców­ki (a tym samym li­nio­wość fa­bu­ły) zwró­cił mi już uwagę Black­tom w trak­cie bety. Ale w ten spo­sób się hi­sto­ria w gło­wie wy­kry­sta­li­zo­wa­ła, a i spe­cjal­ne jej kom­pli­ko­wa­nie w za­koń­cze­niu, które i tak czy­ni­łem wbrew sobie nieco ło­pa­to­lo­gicz­nym, ra­czej by obec­nej sy­tu­acji nie po­pra­wi­ło ;).

 

Dzię­ku­ję wszyst­kim za ko­men­ta­rze i po­świę­co­ny czas.

 

edit:

My­tri­xie

Mó­wisz, że mogę sprze­da­wać tekst jako lek na­sen­ny, albo jakiś nar­ko­tyk? Czuję w tym pie­niądz.

Po­waż­niej, no ja nie wiem, jak, ale to chyba nie­do­brze. Zna­czy, do­brze, jeśli mie­wasz pro­ble­my ze snem, albo szu­kasz cze­goś mniej in­wa­zyj­ne­go niż al­ko­hol. Wtedy masz już roz­wią­za­nie :P.

 

Dzię­ki za wpis i cze­kam na ewen­tu­al­nie dłuż­szy ko­men­tarz.

Uprzy­jem­nił, po­nie­waż ja­ko­ścio­wo pi­szesz bar­dzo do­brze, Sło­wi­ku :) Tempo opo­wie­ści też jest fajne, teraz, gdy już ro­zu­miem, snuję się po tek­ście i to czuję.

Zresz­tą, też lubię po­ci­snąć me­ta­fo­rą, użyć dziw­ne­go słowa i prze­sta­wić szyk… Nie­któ­rych to wku­rza XD

Szcze­rze mó­wiąc, to szko­da mi tego tek­stu, gdyż mia­łeś na­praw­dę zacny po­mysł, a utrud­ni­łeś przy­swo­je­nie go… A dało się ła­twiej! Ty po­wi­nie­neś wie­dzieć to naj­le­piej ;)

Cóż, nie­zro­zu­mia­ły ar­ty­sto – cze­kam na ko­lej­ny tekst, tym razem bar­dziej przy­ja­zny w od­bio­rze :P

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Sło­wi­ku, jako lek na­sen­ny chyba nie, bo dziew­czy­ny czy­ta­ły po kilka razy i nie po­snę­ły. Warsz­ta­to­wo świet­nie, ale tego się po Tobie spo­dzie­wa­łem (inni też), więc nie za­wio­dłeś. Tekst dosyć cięż­ki w od­bio­rze, lecz z klu­czem jest lżej. Czyta się za to płyn­nie i hi­sto­ria staje się dość przej­rzy­sta z jed­nym tylko, że nie wiem co idzie za pa­ste­rza­mi (ludź­mi). Nie wiem też jakie masz hasło. Acy­do­fi­le? Za ludź­mi idzie kwa­śny deszcz? A może od­wrot­nie, ko­smi­ci to Acy­do­fi­le, a lu­dzie przy­le­cie­li na nową pla­ne­tę i ją ter­ra­for­mu­ją, znika kwa­so­we śro­do­wi­sko i tego boi się bo­ha­ter i stado? Nie wiem, skoro to nie ma­szy­ny idą za pa­ste­rza­mi… ale ptaki to prze­cież jakiś ro­dzaj stat­ków po­wietrz­nych był, z dy­sza­mi wy­da­la­ją­cy­mi cie­pło… w każ­dym razie mam wra­że­nie, że o ile jeden z pa­ste­rzy na końcu do­sta­nie włócz­nią i ra­czej tego nie prze­ży­je tak, włócz­nie na nie­wie­le się zda­dzą prze­ciw po­tę­dze pa­ste­rzy. Po­wiem tak: motyw na­pi­sa­nia całej po­wie­ści wi­dzia­nej z dru­giej lu­stra bar­dzo cie­ka­wy. Samo na­zew­nic­two i hi­sto­ria też. Ge­nial­ny po­mysł na po­ro­zu­mie­wa­nie się czu­ciem, na ho­ry­zont, na deszcz po­wo­du­ją­cy drże­nie skóry Wiel­kiej Pust­ki… a imię Se­na­su­ne czy ra­czej Se­na­su­ne­til­nu­vi – też zacne: od słowa zmysł? (ang. sense) til nuvi – aż do no­we­go? Wy­ja­śnij pro­szę en­ty­mo­lo­gię imie­nia bo­ha­te­ra ;) aaa i roz­ja­śnij­że czło­wie­ku co idzie za pa­ste­rza­mi. // W trak­cie czy­ta­nia byłem scep­tycz­ny. Teraz po wszyst­kim po­dzie­lam en­tu­zjazm Co­bol­da. Well done, sir. Gre­etings!

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Bar­dzo dobry tekst i ośmie­lę się to po­wie­dzieć po­now­nie, bo zmia­ny są dość ko­sme­tycz­ne. Myślę, że na­le­ży mu się miej­sce w bi­blio­te­ce, gdzie bra­ku­je tak od­waż­nych prób. Przy­mknę nawet oko na pe­wien an­tro­po­mor­fizm ob­cych, bo cóż, w innym wy­pad­ku nie da­ło­by się tego prze­czy­tać w ogóle.

Tu się dało (choć wy­ma­ga to spo­rej kon­cen­tra­cji – inna spra­wa, że ja lubię takie abs­trak­cyj­ne roz­ryw­ki umy­sło­we) i za to wiel­kie brawa. Druga burza braw za unik­nię­cie pa­to­su rodem z Awa­ta­ra – gdy sam pró­bu­ję ob­ra­cać się w tych te­ma­tach, za­wsze muszę z tego po­wo­du wy­rzu­cać efekt do kosza :)

Hmmm. Też nie zro­zu­mia­łam. Czyż­by ko­lej­ny dam­sko-mę­ski tekst? ;-)

Z ha­słem też mia­łam pro­blem. Acy­do­fi­le?

Jakoś tak cią­gnę­ło mnie w stro­nę mi­kro­or­ga­ni­zmów – może bak­te­rie? Imio­na to inna bajka – tro­chę ja­poń­sko­brz­mią­ce, tro­chę jakby z Ame­ry­ki Środ­ko­wej…

A w ogóle to mie­li­śmy kie­dyś kon­kurs “Nie widzę, nie sły­szę”. Nie­źle by się tekst nada­wał…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Do­kład­nie o tym samym my­śla­łam, Fin­klo, czy­ta­jąc to opo­wia­da­nie.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Oj Sło­wik, Sło­wik… Tak już jest… Tak po pro­stu jest… I tak bę­dzie tu, czy gdzie­kol­wiek in­dziej, nie za­leż­nie od płci! Nie­któ­rzy lu­dzie ku­pu­ją cu­kier wa­ni­li­no­wy, my­śląc, że to cu­kier wa­ni­lio­wy i tego nie prze­sko­czysz ;D

Wiem, że je­steś tego świa­dom, to cho­ciaż nie muszę Cię po­cie­szać ;P

 

 

 

Ile ko­men­ta­rzy :o. A ja mam nawet chwil­kę, żeby od­po­wie­dzieć :o (żar­tu­ję, od­po­wie­dział­bym nawet jak­bym miał sobie snu od ust odjąć, tak uwiel­biam opi­nie! “i pi­sa­nie mon­stro-ko­men­ta­rzy”, do­da­jąc szep­tem :P).

 

Pri­ma­gen (dzi­siaj bez hra­bie­go, w for­mie pro­te­stu wobec po­dzia­łu kla­so­we­go spo­łe­czeń­stwa :P),

Ja wiem, że dało się ła­twiej. Po­wiem nawet wię­cej, dało się i ła­twiej i le­piej, a i po­mysł mógł być cie­kaw­szy. Tak jest za­wsze i można to od­nieść do wszyst­kie­go, bo nie ma rze­czy do­sko­na­łych (za wy­jąt­kiem sho­ko­bons’ów). Nie­ste­ty, to ja wzią­łem rzecz na warsz­tat :P. Muszę przy­znać, że mam w gło­wie szu­flad­ki z to­na­mi po­my­słów, które wier­cą ol­brzy­mie dziu­ry w my­ślach, a nie mogę tych­że po­my­słów wy­pu­ścić. Nie mogę, bo widzę, że im jesz­cze nie po­do­łam, że warsz­tat nie ten i wy­czu­cie au­tor­skie (to przede wszyst­kim) nie to. Kie­dyś uwol­nię te po­two­ry, jak po­czu­ję się go­to­wy. A wtedy! Ro­zu­miesz?! Wtedy świat za­drży! Albo wy­buch­nie śmie­chem. No tak, w sumie tak.

 

My­trix,

Ano, acy­do­fi­le. Ja tam bał­bym się ro­ba­li tak ol­brzy­mich, że mo­gły­by nawet nie po­czuć jak wpa­dam im mię­dzy zęby, a któ­rych “zasad ist­nie­nia” bym nie ro­zu­miał. To taki ge­ne­ral­nie spryt­ny po­mysł na ter­ra­mor­fing, wy­ko­rzy­sty­wać siły “na­tu­ry”, któ­ry­mi łatwo kie­ro­wać (acy­do­fi­le po­dą­ża­ły za kwa­śnym desz­czem jak apor­tu­ją­cy pies). “Ptaki” to były oczy­wi­ście ma­szy­ny, zga­dza się. Takie sci-fi ple­mien­nym okiem ;).

Nikt nie po­wie­dział, że włócz­nia zro­bi­ła­by wra­że­nie na tym nawet jed­nym Pa­ste­rzu. Tak samo jak nikt nie po­wie­dział, że Se­na­su­ne idzie po zwy­cię­stwo :). W mojej opi­nii, on idzie po utra­co­ne “czu­cie”. No, pew­nie nie tylko.

Co do imie­nia – ety­mo­lo­gią pierw­sze­go czło­nu Cię za­wio­dę: miało przede wszyst­kim brzmieć oraz ra­czej śred­nio ko­ja­rzyć się z czymś kon­kret­nym. W sen­sie – być obce (cho­ciaż nip­po­no-wi­bra­cji nie po­tra­fi­łem usu­nąć, a być może nawet nie chcia­łem). Til­nu­vi oczy­wi­ście roz­szy­fro­wa­łeś do­brze, taki miał iść za tym czło­nem prze­kaz: wciąż nie po­sia­dać na­zbyt wy­raź­ne­go sensu w ka­te­go­riach ludz­kich, ale mimo wszyst­ko na­pro­wa­dzać na myśl “o zmia­nie”, która w bo­ha­te­rze za­szła.

 

Varg,

An­tro­po­mor­fizm był tutaj po­trzeb­ny nie tyle ze wzglę­du na “przej­rzy­stość” tek­stu, ale na ści­słe po­wią­za­nie fa­bu­lar­ne. Po­do­bień­stwo do ludzi sta­no­wi­ło wymóg, dla któ­re­go Ci wła­śnie pró­bo­wa­li­by obcą rasę na­uczać, po­ro­zu­mieć się na wła­snej płasz­czyź­nie po­strze­ga­nia. Tro­chę taki kom­pleks boga. Isto­ty zu­peł­nie od­mien­ne nie da­wa­ły­by ta­kiej moż­li­wo­ści – głów­nym celem by­ło­by po­ro­zu­mie­nie się i ba­da­nie, nie przy­sto­so­wy­wa­nie do nad­cho­dzą­cych zmian – w sen­sie, ich po­strze­ga­nie, po­mi­mo wy­ka­za­nej in­te­li­gen­cji, by­ło­by zu­peł­nie inne.

Mam szu­flad­kę po­my­słów na ob­cych bar­dziej le­mo­wych (przyp. So­la­ris, w sen­sie skali róż­nic, nie po­do­bień­stwa), ale wiem, że tego jesz­cze nie udźwi­gnę, nawet od stro­ny ludz­kiej (a So­la­ris miał zna­ko­mi­tą wła­śnie stro­nę ludz­ką – żeby nie po­wie­dzieć, że cała hi­sto­ria na tym wła­śnie się opie­ra­ła.). Bra­ku­je mi wy­czu­cia w pi­sa­niu.

 

Fin­kla,

Może ja na tym forum do­ko­nu­ję ja­kie­goś li­te­rac­ko-fi­lo­zo­ficz­ne­go, wie­ko­pom­ne­go od­kry­cia w aspek­cie dam­sko-mę­skim? Nigdy nie wia­do­mo! :P Da, acy­do­fi­le. Na kon­kurs by się nie nada­wa­ło, bo cho­ciaż bar­dzo bar­dzo kiep­ski, to moi obcy jakiś tam po­moc­ni­czy zmysł wzro­ku po­sia­da­ją. Gdy­bym jesz­cze ten uciął… mamma mia.

 

Black­tom,

Świa­do­mość to jedna spra­wa, druga rzecz, że to wciąż jed­nak moja wina. Tekst nie jest wy­star­cza­ją­co dobry, by po­ry­wać tłumy nie­za­leż­nie od gustu. Mógł zo­stać wy­ko­na­ny le­piej i przed­sta­wio­ny kla­row­niej, to oczy­wi­ste. Droga do do­sko­na­ło­ści jest nie­skoń­czo­na (ale mi kuźwa wy­szło pa­te­tycz­ne zda­nie). Po to tutaj je­stem, żeby się tego w ja­kim­kol­wiek stop­niu wy­uczyć, po­słu­chać opi­nii, do­wie­dzieć co jest nie­zro­zu­mia­łe i bu­do­wać sobie to kry­tycz­ne wy­czu­cie wła­snych two­rów – a nie po to, żeby zgar­niać okla­ski.

Źle tylko do­bra­łem formę wzglę­dem kon­kur­su. W sen­sie, że skoro biorę już udział, to po­wi­nie­nem za­cią­gnąć nieco wodze fan­ta­zji i po­trze­by uwal­nia­nia po­my­słów, a nieco po­rze­mieśl­ni­czyć, przy­sto­so­wać się do tu­tej­sze­go smaku. Nie za­szko­dzi­ło­by mi. A tak, to przy­bę­dzie Cie­niu, spo­chmur­nie­je po pierw­szym aka­pi­cie, a potem zje­dzie tekst. Potem wpad­nie Gra­vel i też bę­dzie burza (:P). Druga spra­wa, że skoro dzię­ki tym wła­śnie bu­rzom rów­nież mogę sporo wy­nieść, to czemu nie sko­rzy­stać z faktu, że i tak muszą prze­czy­tać :P (bo muszą, co nie? :o).

Na­pi­sa­łeś (wpraw­dzie nie do mnie, ale co tam!), że chcesz się do­wie­dzieć, co było nie­zro­zu­mia­łe. No to mój pro­blem z Two­imi tek­sta­mi chyba po­le­ga na tym, że od­bi­jam się od nad­mier­nej (dla mnie) po­ezji. Nie­ste­ty, nigdy nie po­tra­fi­łam wy­łu­ski­wać sen­sów z ba­ro­ko­wych zdań. Jeśli ktoś za­miast “deszcz pada”, na­pi­sze “pod­nieb­ne ba­ran­ki, po­sza­rza­łe od świtu, miast kar­mić się zie­lo­no­ścią po­szy­cia, same ob­da­rza­ją je ży­ciem”, to ja tego nie roz­szy­fru­ję. Prze­czy­tam, zro­zu­miem słowa i uto­pię się w wacie. Po na­stęp­nym zda­niu już tylko prze­śli­zgnę się ocza­mi, my­śląc “nadal żad­nych kon­kre­tów”.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Da­ła­byś radę, Fin­klo, jesz­cze raz rzu­cić okiem i wy­no­to­wać kilka przy­kła­dów, które sta­wia­ją ten mur wiel­ki jak obiet­ni­ca Trum­pa (:P)? Wiem, że tro­chę (i jesz­cze) tego jest, ale chciał­bym po­znać te “naj­bar­dziej” miej­sca, gdzie prze­gi­nam. Po­mi­nął­bym przy tym opis Ninu (i naj­pierw­siej­sze aka­pi­ty, gdzie pewna abs­trak­cyj­ność była sto­sun­ko­wo po­trzeb­na), bo tam wiem, że od­le­cia­łem hen wy­so­ko, ale zbyt mi się po­do­ba, żebym uci­nał. To już nie bez­na­dziej­ne wy­czu­cie au­tor­skie, ale chwi­lo­we za­uro­cze­nie w tych zda­niach i brzmie­niu :( (za jakiś ty­dzień by mi prze­szło, i pew­nie wtedy mógł­bym ciąć/zmie­niać dużo spraw­niej).

Jedno zda­nie Sło­wik:) Do­sko­nal się tak, by coś z tej bły­sko­tli­wo­ści zo­sta­ło, a bę­dzie do­brze :)

 

Peace and love jak ma­wiał kla­syk :)

Kur­czę, Sło­wi­ku, wszyst­ko. Na­da­je­my na róż­nych fa­lach.

Przej­rza­łam po­czą­tek. Teraz, kiedy ktoś w ko­men­ta­rzach wy­ja­śnił, o co cho­dzi – wszyst­ko wy­da­je się jasne. Ale sa­mo­dziel­nie… Spró­bu­ję Ci po­ka­zać, jak ja to od­bie­ra­łam:

Naj­pierw przy­szli uczyć ich mowy i wi­dzieć wspól­nym okiem: chcie­li tchnąć wła­sny pier­wia­stek w Wiel­ką Ciszę.

Zbyt wie­lo­znacz­ne, żeby kom­bi­no­wać. Wspól­ne oko dla wielu istot? Me­ta­fo­ra jakaś. Pier­wia­stek? Ale z czte­rech czy kadm? Jakaś nazwa wła­sna?

Świat roz­brzmiał dźwię­kiem, któ­re­go ma­te­ria po­ską­pi­ła przy dzie­le stwo­rze­nia.

Heloł! Jeśli jest ruch i jest ma­te­ria (moż­li­we, że w po­sta­ci gazu lub cie­czy – cie­ka­we, czy w cia­łach sta­łych może się roz­cho­dzić dźwięk…), to roz­cho­dzą się fale aku­stycz­ne. Inna spra­wa, czy ktoś je re­je­stru­je… A przy dzie­le stwo­rze­nia za­zwy­czaj się dzie­je…

Były słowa i była wie­dza bez od­nie­sie­nia;

Error! Czym jest “wie­dza bez od­nie­sie­nia”?!

hi­sto­rie przy­nie­sio­ne z krain tak od­le­głych, że nie doj­dziesz do nich stopą, do­pły­niesz płe­twą, czy do­le­cisz skrzy­dłem;

Aha. Czyli baśń, za sied­mio­ma gó­ra­mi…

obce uczu­cia, któ­ry­mi na­le­ża­ło przy­kryć tru­chła wła­snych.

Emo­cje… Bla, bla, bla. I tak nie sku­mam.

Kiedy zro­zu­mie­li, że Wiel­ka Cisza nie po­zwo­li się od­mie­nić, z chmur przy­by­li Pa­ste­rze. Niebo nad nimi pła­ka­ło, a zie­mia drża­ła w po­sa­dach.

Ale o so chozi? Jeśli nie po­zwo­li się od­mie­nić, to po kiego grzy­ba Pa­ste­rze? Apo­ka­lip­sa? Ale Pa­ste­rza­mi? Oni ra­czej po­win­ni dbać o owiecz­ki.

No i moje re­ak­cje nijak nie chcia­ły się zło­żyć w spój­ną ca­łość…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jak mó­wi­łem, mam świa­do­mość spe­cy­fi­ki naj­pierw­siej­szych aka­pi­tów (w sen­sie – wy­edy­to­wa­łem tam­ten kom. do­słow­nie kilka se­kund po tym, jak go na­pi­sa­łem, do­da­jąc o nich wzmian­kę. Jeśli tego jesz­cze nie było, jak czy­ta­łaś, to po­wiem, że masz strasz­nie szyb­ki re­fleks :P).

 

Aka­pit po “prze­rwie” stara się przy­piąć te dwa wcze­śniej­sze do sta­bil­niej­sze­go grun­tu, jakim jest Se­na­su­ne. Być może źle zro­bi­łem, bu­du­jąc wie­rze­nia i per­spek­ty­wę ob­cych (w tym wy­pad­ku pod po­sta­cią Se­na­su­ne, bo filar Tańca Od­de­chów nie każ­de­mu może po­wie­dzieć to samo) tak bar­dzo na samym po­cząt­ku, i w tym tkwił­by ha­czyk. Ino prawo pierw­sze­go aka­pi­tu – po­tra­fi źle na­sta­wić czy­tel­ni­ka. Ale chcąc po­pro­wa­dzić taką hi­sto­rię, nie mo­głem sobie po­zwo­lić na zbyt­nie uprasz­cza­nie. Nie mo­głem po­wie­dzieć, że “Z nieba przy­by­li lu­dzie, któ­rzy pró­bo­wa­li nas na­uczać, ale że nie nada­wa­li­śmy na tych sa­mych fa­lach, z miej­sca prze­szli do ter­ra­mor­fin­gu” :P. Nie przy tej per­spek­ty­wie.

Wciąż wstęp wy­da­je mi się fajny, ale jak też już wspo­mnia­łem – czas zwe­ry­fi­ku­je mnie wkrót­ce i już nie­dłu­go po­wi­nie­nem na ca­łość pa­trzeć innym okiem. Nie było, cho­le­ra, czasu na le­ża­ko­wa­nie.

Je­stem prze­ko­na­na, że kiedy czy­ta­łam Twój ko­men­tarz po raz pierw­szy, wzmian­ki o pierw­szych aka­pi­tach tam nie było. Za szyb­ko klik­nę­łam na gwiazd­kę. ;-)

Ano nie mo­głeś. Ale czy nie było ja­kichś wer­sji po­śred­nich? ;-)

Wi­dzisz, w ogóle nie po­my­śla­łam, że Wiel­ka Cisza to nazwa pla­ne­ty. I chyba nie mo­głam tak po­my­śleć. Bo pla­ne­cie imię na­da­je się sto­sun­ko­wo wcze­śnie (u nas tak było, in­nych przy­kła­dów nie znam). Lu­dzie nie mają zmy­słu wy­ła­pu­ją­ce­go pole ma­gne­tycz­ne, ale to jesz­cze nie powód, żeby na­zy­wać Zie­mię “Wiel­kim Bez­ma­gne­so­wiem”. Mogę się mylić, ale nasze okre­śle­nie chyba wzię­ło się od tego, co mamy pod no­ga­mi, po czym cho­dzi­my. Roz­wój nauki, umoż­li­wia­ją­cy po­zna­nie zja­wisk fi­zycz­nych nie­do­stęp­nych bez­po­śred­nio zmy­słom, na­stą­pił dużo póź­niej. Zresz­tą, Se­na­su­ne nie wy­glą­da na na­ukow­ca. Ergo: dla mnie taka nazwa pla­ne­ty wpada do zbio­ru nazw wy­klu­czo­nych. Od­rzu­ci­łam je­dy­ną słusz­ną in­ter­pre­ta­cję, jesz­cze zanim ją świa­do­mie doj­rza­łam. I do końca lek­tu­ry nie wie­dzia­łam, czym ta Cisza wła­ści­wie jest.

Oba­wiam się, że jak­kol­wiek bym się nie od­wra­ca­ła, dupę będę miała z tyłu sta­ra­ła, nie dam rady stwo­rzyć na­praw­dę nie­lo­gicz­ne­go bo­ha­te­ra. OK, jak stanę na gło­wie, to pew­nie wy­kreu­ję kogoś kie­ru­ją­ce­go się emo­cja­mi, nie in­te­lek­tem. Ale on nadal bę­dzie lo­gicz­ny, nadal bę­dzie wie­rzył w za­leż­no­ści przy­czy­no­wo-skut­ko­we i roz­ma­ite ak­sjo­ma­ty ma­te­ma­tycz­nie, nie łamał praw fi­zy­ki itd.

Gdyby moja po­stać była acy­do­fi­lem, da­ła­bym jej zmysł po­zwa­la­ją­cy na okre­śle­nie PH. Pew­nie też da­ło­by się nie­źle zmy­lić czy­tel­ni­ka, na­zy­wa­jąc stę­żo­ny kwas siar­ko­wy słod­ką cie­czą o sma­ko­wi­tym za­pa­chu. ;-) Ale chyba pró­bo­wa­ła­bym to jakoś wy­ja­śnić. Na przy­kład wspo­mi­na­jąc o “esen­cji sło­dy­czy – sub­stan­cji, w któ­rej na jeden atom wo­do­ru przy­pa­da jeden atom chlo­ru“.

Nie twier­dzę, że Twoi bo­ha­te­ro­wie są nie­lo­gicz­ni. Ale uży­wa­ją ja­kiejś innej lo­gi­ki niż ja. Roz­mi­nę­li­śmy się. Dobra, coś tam zro­zu­mia­łam – głów­ny bo­ha­ter (wy­róż­nia się, bo jest naj) po­dej­mu­je cho­ler­nie ważną de­cy­zję dla spo­łecz­no­ści. De­cy­du­je źle, ale trud­no, opie­ra się na ja­kichś tam prze­słan­kach. Tylko z kim się zma­gał – Wiel­ka Pust­ka.

Fi­la­ru tańca nawet nie pró­bo­wa­łam roz­gryźć. Ot, mają jakiś ry­tu­ał, a w nim coś waż­ne­go.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Za­sta­na­wia­łem sie w jaki spo­sób swoim czu­ciem wi­dzie­li czar­ne chmu­ry, ale jed­nak mieli jakiś upo­śle­dzo­ny wzrok, hm… Prze­ro­śnię­te acy­do­fi­le do ter­ra­mor­fin­gu :O Sło­wi­ku, prze­bi­łeś nawet kult Wiel­kie­go Czer­wia w “Me­trze”…

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Ja nie mia­łem pro­ble­mu z Wiel­ką Ciszą – ale nie od­bie­ra­łem jej do­słow­nie. Dla tych istot dźwię­kiem jest czu­cie (pal licho, dla­cze­go tak) i uwa­ża­łem za upraw­nio­ne takie prze­ło­że­nie ich sys­te­mu po­ję­cio­we­go na nasz, jak rów­nież na­zwa­nie świa­ta “czymś wiel­kim, co się nie ko­mu­ni­ku­je”. I pięk­nie mi pa­so­wa­ło to, że nagle – z bólu – za­czy­na.

Nie wiem czy dla wła­sne­go kom­for­tu nie nad­in­ter­pre­to­wa­łem, być może nie­zgod­nie z in­ten­cją Au­to­ra. Na­to­miast po­dej­rze­wam, że nie ma żad­ne­go opo­wia­da­nia z punk­tu wi­dze­nia Ob­cych (w to wli­cza­my też np. ma­szy­ny), które nie zła­ma­ło­by się pod na­po­rem Lo­gi­ki. Dla­te­go wła­śnie jest to tak cho­ler­nie trud­ne. Ina­czej – tekst w pełni lo­gicz­ny byłby zwy­czaj­nie nie­czy­tal­ny. Cho­ciaż, kto wie, pew­nie i tak zna­la­zł­by swo­je­go fana.

(edit) A zatem, Fin­klo, to że “roz­mi­nę­łaś się“ z bo­ha­te­ra­mi i ich lo­gi­ka jest “jakaś inna od Two­jej”, jest wła­ści­wie ol­brzy­mim kom­ple­men­tem dla opo­wia­da­nia.

Na całe szczę­ście Fin­klo, Se­na­su­ne nie jest acy­do­fi­lem ;). Gdzie wy­czy­ta­łaś taką za­leż­ność? Nie­jed­no­krot­nie za­zna­czy­łem, że deszcz ich parzy i boli, że się go boją. Jest nawet morze, któ­re­go nie mogą prze­kro­czyć, bo po­wsta­ło z “soków” wy­la­nych z tak sil­nie za­kwa­szo­nej gleby. Jest to nawet powód, dla któ­re­go Wiel­ka Wę­drów­ka stoi. Abs­tra­hu­jąc: czemu obcy ga­tu­nek miał­by okre­ślać tą sło­dycz, skoro może ją po­czuć, albo prze­ka­zać ten smak w jakiś spo­sób? Jak by to zro­bił, mając sam zmysł smaku? I atomy? To do­pie­ro jest ludz­kie po­dej­ście :P.

W tym może być pro­blem, że fil­tru­jesz nad­mier­nie przez naszą wła­śnie, ludz­ką lo­gi­kę Fin­klo. Wpy­chasz ją tam, gdzie ja pró­bu­ję łamać. Bo po­patrz – dla­cze­go na­zwa­li­śmy Zie­mię w taki spo­sób? Jaki jest tego głęb­szy sens, czemu aku­rat te dźwię­ki? Wła­śnie. Sama nazwa Wiel­kiej Ciszy po­cho­dzi w spo­rej mie­rze od nauk na­uczy­cie­li (masło ma­śla­ne) w tym wy­pad­ku. To ich wcze­śniej­sza in­ge­ren­cja po­zwa­la mi W OGÓLE opo­wia­dać tą hi­sto­rię. Tak okre­śla­li rze­czy­wi­stość ota­cza­ją­cą ga­tu­nek Se­na­su­ne: Wiel­ką Ciszą. Tak pró­bo­wa­li ko­re­lo­wać to po­ję­cie z ro­zu­mo­wa­niem ob­ce­go ga­tun­ku. Stąd nie jest to nawet nazwa pla­ne­ty sensu stric­te, a “ tego co wokół”. I tutaj na plan wcho­dzi uwaga Varga (a słusz­nie prawi). Rze­czy­wi­stość pod sto­pa­mi nie daje zna­ków życia. Może opo­wia­dać prze­szłość, ale nie emo­cje. Stąd i Cisza, która za­czy­na umie­rać, kiedy scho­dzą Pa­ste­rze. Znów, mało ludz­kie po­dej­ście – że coś prze­ry­wa mil­cze­nie, bo za­czy­na prze­sy­łać emo­cje (w for­mie czu­cia). No wła­śnie. Nie o lu­dziach jest to opo­wieść, cho­ciaż ludz­ki­mi sło­wa­mi muszę ją opo­wie­dzieć.

Ale, to już prze­ka­zy­wa­nie hi­sto­rii, którą spró­bo­wa­łem prze­ka­zać li­te­ra­mi w tek­ście. To nie obro­na. To zwró­ce­nie uwagi na pewne wy­ma­ga­nia co do tek­stu, któ­rych z sa­me­go za­ło­że­nia nie mo­głem speł­nić. Po­kręt­ne zda­nia to już inna spra­wa :P. Wciąż mo­głem to na­pi­sać le­piej, innym sty­lem, inną myślą. Ale żaden ze mnie jesz­cze Wiel­ki Ar­ty­sta by two­rzyć rze­czy pie­kiel­nie trud­ne ba­nal­nie pro­sty­mi. Nie­zro­zu­mia­ły (nie mylić z Nie­ro­zu­mia­nym), to prę­dzej.

Dzię­ku­ję za uwagi. Bar­dzo się cie­szę, że tak wiele osób pró­bu­je pomóc, ma­glu­jąc tekst wię­cej razy niż pod­po­wia­da wolna wola :). Się cie­plej na sercu robi. Z wszel­kich wska­zó­wek wy­cią­gam wnio­ski na przy­szłość, a przy­naj­mniej pró­bu­ję. Bo może kie­dyś to Ted Chiang bę­dzie ob­rzu­cał mój dom pa­pie­rem, nie od­wrot­nie ;) (Hue, muszę spraw­dzić ile ma facet na licz­ni­ku. Nie wiem czy sam przed sześć­dzie­siąt­ką wy­ro­bię tak am­bit­ny plan – za­kła­da­jąc hur­ra­op­ty­mi­stycz­nie, że w ogóle :P).

 

My­tri­xie, ano, prze­ro­śnię­te acy­do­fi­le do ter­ra­mor­fin­gu :O.

 

Se­na­su­ne nie jest acy­do­fi­lem? To kto, do licha al­che­micz­ne­go, jest?! My­śla­łam, że woda w morzu im nie pa­su­je, bo na przy­kład za­sa­do­wa.

Oczy­wi­ście, że pró­bu­ję fil­tro­wać przez ludz­ką lo­gi­kę. Innej nie mam. I nie po­tra­fię jej od­rzu­cić. Jest zbyt głę­bo­ko wbu­do­wa­na w mój sys­tem. Bez niej nie by­ła­bym Fin­klą. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ro­ba­le idące za Pa­ste­rza­mi. Jak ślicz­nie okre­ślił My­trix: “Prze­ro­śnię­te acy­do­fi­le do ter­ra­mor­fin­gu” ^^. Stąd nawet nazwa tych kon­kret­nych ludzi ;) – Pa­ste­rze – zgod­nie z jej zna­cze­niem, jakie pró­bo­wa­li nadać na­uczy­cie­le. Oczy­wi­stym jest, że przez ludz­ką lo­gi­kę fil­tro­wać mu­sia­łaś i dla­te­go sporo jej za­war­łem. Nawet bar­dzo dużo, wbrew sobie za dużo. Kon­takt stada Se­na­su­ne z ludź­mi mi na to po­zwo­lił. Inna spra­wa, że nie da­jesz jej sobie zła­mać. Fin­klo, tak że­la­zne my­śle­nie na por­ta­lu fan­ta­stycz­nym? Wstydź się! :P

Wiem, że tro­chę późno, ale usta­wi­łam twoje opo­wia­da­nie w ko­lej­ce i do­pie­ro teraz jakoś się za nie za­bra­łam.

 

Będę szcze­ra – ogól­nie nie prze­pa­dam za ta­ki­mi opo­wia­da­nia­mi w NF. W sen­sie, że wła­ści­wie tylko autor wie do­kład­nie, co chciał prze­ka­zać. Po­nie­waż jed­nak po­dzie­li­łeś się opo­wia­da­niem za darmo i na do­da­tek mogę po­czy­tać wy­ja­śnia­ją­ce fa­bu­łę ko­men­ta­rze, opo­wia­da­nie spra­wi­ło mi dużą przy­jem­ność. Co do fa­bu­ły to nie tak że nie zro­zu­mia­łam tylko… No dobra. Nie zro­zu­mia­łam. Zna­czy zro­zu­mia­łam ina­czej, ale to dla­te­go, że zanim za­czę­łam czy­tać nawet nie zer­k­nę­łam, że to sf. No więc po­do­ba mi się ta dwu­znacz­ność fa­bu­lar­na. Cały czas my­śla­łam, że czy­tam o czymś kom­plet­nie innym (w sumie nie wiem czy ro­zu­mu­jesz to jako kom­ple­ment, czy jako obe­lgę, ale miało być tym pierw­szym ;))

Ro­zu­miem, że opo­wia­da­nie na­pi­sa­ne jest tak spe­cy­ficz­nie ce­lo­wo, jed­nak parę zgrzyt­nięć w cał­ko­wi­cie moim su­biek­tyw­nym od­czu­ciu:

 

Całą drogę śpie­wa­ło mu o bólu, stado idące za Pa­ste­rza­mi.

Nie wiem czy tak miało być (z racji nie­co­dzien­ne­go nar­ra­to­ra), ale mnie to zda­nie w tej kon­struk­cji jakoś bar­dzo dziw­nie brzmi. Nie ukła­da mi się w gło­wie.

 

Na szla­ku tego drże­nia spo­ty­kał brać, która mil­cza­ła.

Dużo le­piej by brzmia­ło: spo­tkał mil­czą­cą brać.

 

Chciał mówić, ale oka­za­ło się to nie­po­trzeb­ne. Drże­nie pal­ców opo­wie­dzia­ło wszyst­ko, co po­trzeb­ne.

Po­wtó­rze­nie na pewno ce­lo­we, jed­nak znowu jakoś dziw­nie brzmi. Ja bym na­pi­sa­ła: oka­za­ło się zby­tecz­ne.

 

Poza tym tro­chę nad­uży­łeś który, która, itp. Szcze­gól­nie, że w nie­któ­rych miej­scach śmia­ło można było użyć imie­sło­wy :)

 

Ogól­nie po­do­ba­ło mi się przez swoją ory­gi­nal­ność i świet­ne wy­ko­rzy­sta­nie otrzy­ma­ne­go hasła. To opo­wia­da­nie jest takie wraż­li­wie. Wiem, że moim Śmier­cio­daw­cą tego nie uka­za­łam, ale wła­śnie tak lubię pisać i czy­tać naj­bar­dziej – z wy­ko­rzy­sta­niem cie­ka­wych me­ta­for i epi­te­tów. Z takim innym spoj­rze­niem na świat.

 

Po­zdra­wiam i in­for­mu­ję, że z chę­cią prze­czy­tam twoje ko­lej­ne opo­wia­da­nie! ;)

 

 

Nie wy­sy­łaj kra­sno­lu­da do ro­bo­ty dla elfa!

Wspo­mnia­ne zda­nie ge­ne­ral­nie jest bar­dzo dziw­ne. Takim je, cho­le­ra, ko­cham ;). Za ty­dzień pew­nie usunę.

 

“Dużo le­piej by brzmia­ło: spo­tkał mil­czą­cą brać.” – zga­dzam się! Wy­da­je mi się, że w chwi­li pi­sa­nia za­le­ża­ło mi na dłu­go­ści zda­nia – dla uspo­ko­je­nia rytmu. Do­dat­ko­wo część “któ­rych” wy­ni­ka z chęci wpro­wa­dze­nia do nar­ra­cji in­diań­skie­go szny­tu “Ten, Który Wi­dział”, “Ten, Który Nie­sie Sobą Słoń­ce”. Ten tutaj rów­nież na­le­ży do tego przy­pad­ku, ale że burzy brzmie­nie, to su­ge­stia bar­dzo słusz­na. Będę mu­siał za­de­cy­do­wać, na czym mi bar­dziej w tym wy­pad­ku za­le­ży. Przej­rzę pew­nie jesz­cze raz ca­łość, pod tym wła­śnie kątem, ale pew­nie nieco póź­niej, bo za­sta­na­wiam się, czy kon­kurs po­zwa­la na zmia­ny po ter­mi­nie. Na tą chwi­lę – nie ru­szam i wpro­wa­dzę te po­praw­ki, jak Jury już prze­czy­ta­ją.

 

Po­wtó­rze­nie bar­dzo nie­ce­lo­we i bar­dzo brzyd­ko brzmi ;). Dzię­ku­ję. Jak wspo­mnia­łem, po­pra­wię póź­niej, cho­ciaż palce świerz­bią, takie to pa­skud­ne jest D; .

 

Dzię­ku­ję za opi­nię. Dwu­znacz­ność fa­bu­lar­na nieco prze­ra­ża, cho­ciaż cie­szę się, że może być po­trak­to­wa­na jako plus ;).

Rów­nież po­zdra­wiam, ale lo­jal­nie ostrze­gam, że na­stęp­ny tekst może być in­ne­go ka­li­bru. Chyba już wiem co mi cho­dzi po gło­wie, jaką szu­flad­kę w wy­obraź­ni do swo­je­go celu otwo­rzyć. I jest to szu­flad­ka rów­nież nieco dzi­wacz­na.

Czy­tam sobie te ko­men­ta­rze (przy­jem­ność nie mniej­sza niż lek­tu­ra opo­wia­da­nia) i mam tak: ja nie mogę, Fin­kla do­brze prawi! A za chwi­lę: Nie no, Mały Sło­wik ma cał­ko­wi­tą rację! I tak dalej, i tak dalej… Zna­czy: je­stem ko­niunk­tu­ra­li­stą? No pew­nie, że je­stem, ina­czej nie uczył­bym się tutaj pisać tak, żeby się czy­tel­ni­kom po­do­ba­ło… Ale czy nie mam wła­sne­go zda­nia? Mam, i wy­glą­da to mniej wię­cej tak:

Zwo­len­ni­kiem frazy Sło­wi­ka je­stem za­cie­kłym i nie­re­for­mo­wal­nym. Szczyt­ne to uczu­cie wy­ni­ka oczy­wi­ście z za­zdro­ści. Też chciał­bym tak umieć. Inna spra­wa, że gdy­bym umiał, to uży­wał­bym wy­jąt­ko­wo i ostroż­nie. Dla mnie tek­sty Sło­wi­ka to nie tyle fa­bu­ły, co wy­zwa­la­cze od­mien­nych sta­nów świa­do­mo­ści. Pod­da­ję się kli­ma­to­wi, nie ana­li­zu­ję. Je­że­li widzę w nich hi­sto­rie, to hi­sto­rie opar­te na lo­gi­ce snu lub transu. Lub, jak w tym przy­pad­ku lo­gi­ce ob­cych (prze­ko­na­nie o zbież­no­ści któ­rej z na­szym spo­so­bem my­śle­nia jest pod­sta­wo­wym grze­chem SF; prze­ła­ma­nie tego sche­ma­tu wy­ma­ga z kolei nie lada od­wa­gi i spraw­no­ści li­te­rac­kiej – ogrom­ne brawa, że pod­ją­łeś się tego za­da­nia). Ma­ja­czą mi tutaj jacyś In­dia­nie, Az­te­ko­wie, może nawet naj­bar­dziej Abo­ry­ge­ni. Morze ko­ja­rzy się z „So­la­ris”, a sami bo­ha­te­ro­wie budzą wspo­mnie­nia z „Mówcy umar­łych”. Ale to cały czas emo­cje, re­flek­sje, a nie upo­rząd­ko­wa­na opo­wieść, z bar­dzo kon­kret­ny­mi od­nie­sie­nia­mi do na­szej rze­czy­wi­sto­ści. Je­że­li miał­bym od­ga­dy­wać hasło to ob­sta­wia­łem me­zo­fil (czyli sły­sza­łem, że dzwo­nią bo­ta­nicz­ne dzwo­ny, tylko w innym ko­ście­le).  I było do­brze.

A potem prze­czy­ta­łem sobie in­ter­pre­ta­cje czy­tel­ni­ków i au­to­ra i mia­łem ko­lej­ną przy­jem­ność, tak jak­bym czy­tał nową wa­ria­cję zna­nej opo­wie­ści. I też było do­brze.

Py­ta­nie tylko: czy chcesz Sło­wi­ku ta­kich czy­tel­ni­ków, któ­rym przy­jem­ność spra­wia lek­tu­ra Two­ich opo­wie­ści, łapią ich ogól­ny sens i kli­mat, ale któ­rzy nie do końca do­słow­nie od­czy­tu­ją Twoje kon­kret­ne za­mia­ry fa­bu­lar­ne. Je­że­li tak, to idź dalej tą drogą.

“frazy Sło­wi­ka” “uży­wał­bym wy­jąt­ko­wo i ostroż­nie.“ – o to to to. Po­wi­nie­nem się ha­mo­wać. Wy­gła­dzać te ciągi słów opi­sa­mi dużo bar­dziej przy­ziem­ny­mi, my­śla­mi prost­szy­mi. Ja to wiem, ale na walkę po­trze­bu­ję czasu – w sen­sie, pracy nad tek­stem i samym sobą. Mam po­mysł jak się do tego zmu­sić już na eta­pie two­rze­nia – ude­rzyć w nar­ra­cję pierw­szo­oso­bo­wą po­sta­ci, która nie ma prawa tak mówić. Tak, tak mogę po­tre­no­wać.

W ogóle, ja to bym chciał tra­fiać do wszyst­kich czy­tel­ni­ków. Ale że po­je­dyn­czym tek­stem się nie da, muszę po­sze­rzać re­per­tu­ar wła­snych umie­jęt­no­ści, żeby pisać tek­sty róż­no­rod­ne nie tylko te­ma­tycz­nie, ale i ję­zy­ko­wo/sty­lo­wo. Zanim jed­nak będę pró­bo­wał ska­kać po ob­cych chmu­rach, nadam tej swo­jej peł­niej­sze kształ­ty.

Przy czym ja­kieś od­skocz­nie na pewno mi nie za­szko­dzą, tak samo jak ich tutaj umiesz­cze­nie :).

 

Dzię­ki Co­bol­dzie za tak cie­ka­wy opis wra­żeń z lek­tu­ry. Daje do my­śle­nia.

 

 

. & G

 

Peace!

 

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Nie wiem, co na­pi­sać. Czy­tam, czy­tam i nie za wiele poj­mu­ję. Niby były mo­men­ty, gdy coś mi tam prze­bły­ski­wa­ło, ale inny frag­ment po­tra­fił mi to wszyst­ko zbu­rzyć. Nie mam to­tal­nej awer­sji do po­ety­zo­wa­nia i ba­ro­ku, jed­nak w tym przy­pad­ku chyba mnie to prze­ro­sło.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Mogę tylko po­wie­dzieć, że jest dla mnie nie­ma­łym za­sko­cze­niem brak nawet jed­ne­go, bied­ne­go punk­tu do bi­blio­te­ki w przy­pad­ku tego opo­wia­da­nia. Wła­ści­wie mu­siał­bym dodać, że nie tylko nie­ma­łym, ale i nie­mi­łym.

Zo­sta­łem krop­nię­ty i nawet jakiś ini­cjał wy­pa­lo­no na de­li­kat­nej, pta­siej skó­rze :o.

 

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę Śnią­co :). Prze­gią­łem? No­oooo, ociu­pin­kę, dro­bin­kę, rzut li­ter­ką ;).

 

Ra­fil­lu – bi­blio­te­ka­rze oce­nia­ją zgod­nie z wła­snym su­mie­niem i w dużej mie­rze gu­stem. Nie na­le­ży mieć ni­ko­mu za złe, a ewen­tu­al­nych pro­ble­mów szu­kać albo w tek­ście, albo w jego spe­cy­fi­ce, która do nie­wie­lu może tra­fiać. Tutaj myślę, oby­dwa czyn­ni­ki mają zna­cze­nie, może z drob­ną prze­wa­gą dru­gie­go (bo i czę­ści czy­tel­ni­ków po­tra­fił się spodo­bać). Łup w kla­wia­tu­rę i się­gnij po piór­ko, a do­dasz do kli­ma­tu bi­blio­te­ki swój wła­sny pier­wia­stek. Tak to chyba dzia­ła ;).

 

A ja szy­ku­ję się psy­chicz­nie na ewen­tu­al­na wi­zy­tę (roz­le­glej­szy ko­men­tarz, nie wiem w sumie czy pla­nu­ją takie) ju­ro­rów. Pa­ra­fra­zu­jąc.

Brace your­self.

Storm is co­ming.

Jasna spra­wa Sło­wik. Prze­cież nie na­pi­sa­łem, że mam komuś coś za złe. Od tego bi­blio­te­ka­rze mają te punk­ty, żeby je dawać we­dług wła­sne­go uzna­nia, to oczy­wi­ste. A ja mogę wy­ra­żać opi­nię jaką sobie życzę – to też jasne ;)

Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie.

Od­gra­ża­łem się pod “Klat­ka­mi Bei Fenga”, że będę wal­czył o piór­ko, żeby tamto opo­wia­da­nie klik­nąć do bi­blio­te­ki. Nie zdą­ży­łem.

“Se­na­su­ne”, po­mi­mo swo­jej her­me­tycz­no­ści jest tek­stem na tyle ory­gi­nal­nym i śmia­łym, że rów­nież za­słu­gu­je na umiesz­cze­nie w L-prze­strze­ni. Klik!

No to się Ra­fill do­cze­kał. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem jako ostat­nie kon­kur­so­we. I to nie przez chęć zje­dze­nia de­se­ru. Przy­zna­ję, tytuł i kilka pierw­szych zdań tro­chę mnie od­stra­szy­ło. Nie moja sty­li­sty­ka. Nie zła, zwy­czaj­nie nie moja. Nie moja opty­ka. Nie zła, zwy­czaj­nie obca, nie ludz­ka. W miarę po­stę­pów czy­ta­nia tekst po­twier­dzał moje naj­gor­sze obawy. Z każ­dym aka­pi­tem, z każ­dym zda­niem było go­rzej. Po­dob­ne od­czu­cia to­wa­rzy­szy­ły mi przy lek­tu­rze „Łatwo być bo­giem” Ro­ber­ta J. Szmid­ta. Tam też ob­szer­ne frag­men­ty na­pi­sa­ne są z per­spek­ty­wy innej formy życia niż ziem­ska. Po kilku stro­nach czu­łem się, jak­bym go­dzi­na­mi orał pole – w roli konia lub wołu. Na szczę­ście (dla mnie) Szmidt po­prze­pla­tał te frag­men­ty zwy­kłą opo­wie­ścią, wkom­po­no­wał w więk­szą ca­łość. Na szczę­ście (dla niego też) miał do dys­po­zy­cji kil­ka­set stron na taki za­bieg. Nie wiem, czy w li­mi­cie 20k zna­ków udał­by się taki myk. Pew­nie nie. Gdzieś tak w 3/4 tek­stu czu­łem ulgę, że mę­czar­nie wkrót­ce się skoń­czą. Wy­do­bę­dę się z nie swo­jej skóry, z nie swo­ich zmy­słów. Niby sam wsko­czy­łem i po­pły­ną­łem w stro­nę Błę­kit­nej Głębi, ale jaki no­wi­cjusz uwie­rzy na słowo, że Ona woła, kusi, wcią­ga? Czu­łem się, jakby mnie ktoś wy­rwał z głę­bo­kie­go snu i otwo­rzy­łem oczy oto­czo­ny je­dy­nie Nią. I tym wszyst­kim, co kryło się za nią – ciszą, dud­nie­niem od­le­głych fal o brzeg lub ka­dłub stat­ku. Dla mnie, lą­do­we­go szczu­ra, to inny świat, nie­bez­piecz­ne uni­wer­sum. I wtedy stało się… Coś prze­sko­czy­ło, za­sko­czył jakiś try­bik. Nie wska­żę do­kład­ne­go mo­men­tu. Gdy uświa­do­mi­łem sobie, że się stało, to już było prze­szło­ścią. Zo­ba­czy­łem ostat­nią krop­kę i napis „Ko­niec”. A prze­cież już byłem Tam, a teraz po­zo­sta­ła tylko tę­sk­no­ta. Zo­sta­łem za­cza­ro­wa­ny. Na smut­no, ale nie szko­dzi. Po­do­ba­ło się. A z ze­msty ;) teraz ja po­sta­wię ostat­nią krop­kę – o wła­śnie taką: .

Co­bol­dzie, to za­szczyt do­stać czy­jąś pierw­szą bi­blio­tecz­ną no­mi­na­cją (hmm, chyba. W sen­sie, że chyba pierw­szą :P).

 

Lis­san Al-Ga­ib, dawno nie wi­dzia­łem w ot­chła­niach in­ter­ne­tu ko­men­ta­rza, który tak mocno za­chę­cił­by mnie do się­gnię­cia po jakąś po­zy­cje. Ba, nawet na tyle, że wsko­czy­ła na pierw­sze miej­sce dłu­giej ko­lej­ki.

Do­ce­niam też prze­wrot­ność ko­men­ta­rza i bar­dzo cie­szę się z pu­en­ty ;). Mam na­dzie­ję kie­dyś cza­ro­wać czy­tel­ni­ków tak szyb­ciej jak i dłu­żej. Dzię­ki.

 

Bar­dzo­Gru­ba­Lo­lu, aż tak? ;)

Sło­wi­ku, aż tak byłam, co po­ra­dzić ;-)

A ko­men­tarz po­kon­kur­so­wy brzmi tak:

 

Ooo, po­je­cha­na hi­sto­ria, lubię takie :) Taki tekst, który za­chę­ca do dru­gie­go czy­ta­nia. Tyle że tutaj nie do końca zro­zu­mia­łam zwią­zek z ha­słem i nie do końca zro­zu­mia­łam wybór Se­na­su­ne (tzn. sam wybór tak, ale nie to, że wy­brał­by nawet, gdyby wie­dział). I w ten spo­sób zo­sta­ję z po­czu­ciem nie­do­sy­tu.

A ja aż tak prze­ga­pi­łem, że jury miało trzy­oso­bo­wy skład :(. Wy­bacz mnie głu­pie­mu.

 

Cie­szę się, że opo­wia­da­nie dało radę wy­wo­łać po­zy­tyw­ne wra­że­nia :).

Więc mó­wisz, Sło­wi­ku, że jak prze­gi­nać, to na ca­łe­go?

Wo­dzi­ło mnie dia­bląt­ko małe na po­ku­sze­nie (gło­śno, wy­raź­nie i nie­mal bła­gal­nie), by tek­stu nie do­czy­ty­wać i skwi­to­wać go krót­kim: nie ogar­nął, sorry. Na Twoje szczę­ście, mego pecha i ku dia­ble­mu utra­pie­niu, je­stem jed­nak upar­ty i za­wzię­ty w wielu kwe­stiach opo­kom na po­do­bień­stwo, toteż i do­czy­ta­łem. Na tym jed­nak róż­ni­ca mię­dzy ko­men­ta­rzem praw­dzi­wym a nie­do­szłym sy­mu­lan­tem się koń­czy, bo, mimo wszyst­ko, nie ogar­nął.

Zna­czit ogól­ny zarys (chyba!) łapię, ale wcale nie czyni mnie to szczę­śliw­szym. Praw­da jest bo­wiem taka, że ni­niej­sze opo­wia­da­nie to jeden wiel­ki zle­pek po­twor­nie, ale to po­twor­nie mę­czą­cych abs­trak­cji, które były dla mnie nie­zro­zu­mia­łe czę­sto nawet na po­zio­mie po­je­dyn­czych zdań. Co tu do­pie­ro mówić o ca­łych sce­nach i opo­wie­ści jako ta­kiej? Za­miast pró­bo­wać wgłę­bić się w treść, wal­czy­łem – i prze­gry­wa­łem – z formą. Prze­po­ety­zo­wa­nie (ja­kieś dwa i pół ty­sią­ca pro­cent do­pusz­czal­nej dawki;) też nie po­ma­ga­ło.

Pi­sar­sko może i nie ma tra­ge­dii, ale z punk­tu wi­dze­nia czy­tel­ni­ka – dra­mat. Na­praw­dę. A szko­da, bo po­mysł – choć mam de­li­kat­ne wra­że­nie, że co naj­mniej jeden z nas nie roz­k­mi­nił zna­cze­nia Two­je­go hasła kon­kur­so­we­go – zły nie był, by­naj­mniej. Gdy­byś tylko nie po­sta­wił sobie za punkt ho­no­ru za­mę­czyć czy­tel­ni­ków (a przy­naj­mniej co naj­mniej jed­ne­go Jurka) i utrud­nić im zro­zu­mie­nie tego opo­wia­da­nia tak bar­dzo, jak to chyba tylko moż­li­we – nigdy nie zro­zu­miem ta­kiej kon­cep­cji pi­sa­nia – mogło wyjść coś na­praw­dę cie­ka­we­go.

Nu, ale nie­ste­ty.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Dobra, czy­ta­łam to opo­wia­da­nie trzy razy, wie­dzio­na płon­ną na­dzie­ją, że może za któ­rymś razem zro­zu­miem. Za pierw­szym wy­mię­kłam gdzieś w po­ło­wie, za dru­gim tro­chę póź­niej, za trze­cim prze­czy­ta­no mi je na głos i chyba tylko dzię­ki temu do­trwa­łam do końca. I w tym mo­men­cie czuję, że je­stem go­to­wa pisać ma­gi­ster­kę na temat „Jak bar­dzo nie ro­zu­miem tego opo­wia­da­nia”.

Dobra, pod­sze­dłeś do te­ma­ty­ki pierw­sze­go kon­tak­tu od nie­ty­po­wej, a przez to in­try­gu­ją­cej stro­ny, a przy­ję­cie ta­kiej, a nie innej per­spek­ty­wy im­pli­ku­je po­ja­wie­nie się pew­nych pro­ble­mów na polu ja­sno­ści prze­ka­zu. Mnie to oso­bi­ście od­rzu­ca od tek­stu, za­pew­ne dla­te­go, że jako autor za­wsze dążę do tego, żeby moje opo­wia­da­nia czy­ta­ło się przede wszyst­kim lekko. Jako czy­tel­nik nie je­stem cier­pli­wa – jeśli na­po­ty­kam ja­kieś prze­szko­dy w trak­cie lek­tu­ry (czy to li­te­rów­ki, czy to błędy lo­gicz­ne, czy po pro­stu kiep­ski, udziw­nio­ny albo zwy­czaj­nie prze­zro­czy­sty styl), rzad­ko star­cza mi sa­mo­za­par­cia, by lek­tu­rę skoń­czyć.

W Twoim przy­pad­ku nie można mówić o kiep­skim lub prze­zro­czy­stym stylu, za to o udziw­nio­nym – jak naj­bar­dziej. Pod­ją­łeś próbę przed­sta­wie­nia świa­ta z per­spek­ty­wy isto­ty po­słu­gu­ją­cej się in­ny­mi zmy­sła­mi niż czło­wiek, a to za­wsze nie­sie ze sobą ry­zy­ko nie­zro­zu­mie­nia. Ja na przy­kład nigdy nie wie­rzy­łam, że da się na­pi­sać wia­ry­god­ny tekst o ob­cych z per­spek­ty­wy ob­cych, któ­rzy fak­tycz­nie są obcy, a nie są tylko ludź­mi po­ma­lo­wa­ny­mi na zie­lo­no i z do­kle­jo­ny­mi do róż­nych czę­ści ciała wy­pust­ka­mi ;) Czło­wiek jest prze­cież ska­żo­ny su­biek­tyw­no­ścią – spra­wia nam pro­blem nawet wczu­cie się w in­ne­go czło­wie­ka, choć dzie­li­my po­dob­ny bagaż do­świad­czeń, kul­tu­rę, hi­sto­rię, wy­cho­wa­nie.

Twoje opo­wia­da­nie trak­tu­ję jako eks­pe­ry­ment li­te­rac­ki; nie do końca udany, bo zbyt nie­ja­sny.

(A, na do­miar złego, styl do­dat­ko­wo utrud­nia czy­ta­nie. Zda­rza­ją się ładne zda­nia, ale w więk­szo­ści są tak za­gma­twa­ne i sur­re­ali­stycz­ne, że wy­mię­kam.)

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Styl bar­dzo po­etyc­ki a treść na­sy­co­na ele­men­ta­mi sy­ne­ste­zji. Nie­ste­ty tym razem nie prze­mó­wi­ło, więc tylko za­zna­czę, że byłem i prze­czy­ta­łem.

Bar­dzo cie­ka­we opo­wia­da­nie.

Świet­nie na­pi­sa­ne: ma­lu­jesz sło­wa­mi, fan­ta­stycz­nie.

In­te­re­su­ją­cy po­mysł na po­ka­za­nie i ob­ce­go świa­ta, i braku moż­li­wo­ści po­ro­zu­mie­nia ze wzglę­du na zbyt dużą od­mien­ność, i innej per­spek­ty­wy.

Nie ro­zu­miem, czemu tego tek­stu nie ma w bi­blio­te­ce.

To jest dobre, kli­ma­tycz­ne opo­wia­da­nie.

Przy­no­szę ra­dość :)

Ja to się za­wsze tro­chę boję in­ter­pre­to­wać takie abs­trak­cje. Ale jak potem prze­czy­ta­łem ko­men­tarz Ra­fil­la, oka­za­ło się, że coś tam za­ja­rzy­łem. Potem prze­czy­ta­łem ko­men­tarz Co­bol­da o tych od­mien­nych sta­nach świa­do­mo­ści i po­ki­wa­łem głową. Tekst ko­ja­rzy mi się tro­chę z mu­zy­ką am­bien­to­wą, w któ­rej cho­dzi o brzmie­nie, na­strój. Po­dob­nie tutaj. Zmu­szasz, Sło­wi­ku, wy­obraź­nię do nad­ludz­kie­go wy­sił­ku. A ra­czej nie­ludz­kie­go – bo o nie­lu­dziach rzecz była. Temat cie­ka­wy, po­mysł cie­ka­wy, próba am­bit­na i im­po­nu­ją­ca. Wy­ra­zy uzna­nia się na­le­żą, bo do pi­sa­nia ta­kich rze­czy trze­ba mieć jaja (me­ta­fo­rycz­nie; niech się panie nie ob­ra­ża­ją). Więc klik­nę bi­blio­te­kę, jak tylko for­mal­no­ści zo­sta­ną do­peł­nio­ne. 

Ale na­le­ży się też opieprz. Pi­szesz świet­nym ję­zy­kiem. Te zda­nia są po pro­stu ładne. Tylko dla­cze­go to mar­no­wać i zo­sta­wiać tylko dla ko­ne­se­rów? Znowu na­wią­żę do mu­zy­ki – w każ­dym ga­tun­ku można pójść w tro­chę przy­stęp­niej­szą stro­nę. (Choć­by Be­he­moth gra­ją­cy eks­tre­mal­ny metal, w isto­cie gra pop eks­tre­mal­ny metal). Ja wiem, czemu miał­byś się sprze­dać i te spra­wy, nie­za­leż­ność ar­ty­stycz­na i w ogóle. Ale czło­wie­ku, daj Ty nam dobrą hi­sto­rię po­da­ną tym ję­zy­kiem – to bę­dzie coś! 

Opieprz przede wszyst­kim za po­czą­tek. Tego frag­men­tu wciąż nie ro­zu­miem. A po­czą­tek jest nie­sa­mo­wi­cie istot­ny. Ja lubię wie­dzieć, co mam sobie wy­obra­zić. Bo­ha­ter i miej­sce. Czy żądam tak dużo? Daj mi jakiś obraz (wiem, że opo­wia­da­nie opo­wia­da o nie­wi­dzą­cym ko­smi­cie, ale po­dob­na sy­tu­acja była przy Bei-Fen­gu), a potem od­la­tuj. Punkt za­cze­pie­nia jest ko­niecz­ny. Czy­tel­nik musi się przy­zwy­cza­ić do po­etyc­ko­ści.

Dalej też przy­da­ło­by się tro­chę ma­łych kom­pro­mi­sów. 

Oczy­wi­ście mo­żesz te uwagi zi­gno­ro­wać, bo znaj­dą się tacy, któ­rzy do­ce­nią bez­kom­pro­mi­so­wość.  Ale moim zda­niem szko­da zmar­no­wać po­ten­cjał, który tkwi w Two­ich stylu i wy­obraź­ni. Rzu­cam luźne wy­zwa­nie, byś na­pi­sał coś, co sztur­mem zdo­bę­dzie bi­blio­te­kę, taki kom­plet-kli­ków-in­stant :D Pop eks­tre­mal­na proza – da­ło­by się? 

 

PS Bę­dzie bra­ko­wa­ło jed­ne­go klika, więc przy­po­mi­nam o no­wych moż­li­wo­ściach, które się po­ja­wi­ły. Vargu, ty chyba coś wspo­mi­na­łeś, że opo­wia­da­nie po­win­no zna­leźć się w bi­blio­te­ce…? ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Rze­czy­wi­ście wspo­mi­na­łem i nadal tak uwa­żam, ale jed­no­cze­śnie be­to­wa­łem ten tekst i, moim zda­niem, to jed­nak nie wy­pa­da… Nawet jeśli moje uwagi nie­spe­cjal­nie na osta­tecz­ny kształt tek­stu wpły­nę­ły.

To już chyba za­le­ży od tego, jak wy­glą­dał tekst, zanim za­bra­łeś się do be­to­wa­nia :) Ale ro­zu­miem. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Wy­wo­ła­ny do ta­bli­cy, muszę od­po­wie­dzieć ;). Daję tylko na wstę­pie znać, że cho­ciaż pod sta­ry­mi tek­sta­mi nie za­wsze zo­sta­wiam ko­men­ta­rze do now­szych ko­men­ta­rzy, to jed­nak wszyst­kie czy­tam i tra­fia­ją do mo­je­go pta­sie­go ro­zum­ku, włącz­nie z wszel­ki­mi uwa­ga­mi.

 

Fun, kwe­stia “do­brej hi­sto­rii” jest dość in­dy­wi­du­al­na. Ja ra­czej nie piszę ta­kich, któ­rych sam nie chciał­bym prze­czy­tać, bo mam wtedy blo­ka­dy twór­cze i tego nie prze­sko­czę. Je­stem prze­ko­na­ny, że to nie kwe­stia tego, że rze­czy, które opo­wia­dam nie są jakoś szcze­gól­nie zaj­mu­ją­ce, a ja to po pro­stu za­ta­jam zja­dli­wym sty­lem. Winą obar­czył­bym wła­sną per­cep­cję, która zdaje się być mocno skrzy­wio­na i od­se­pa­ro­wa­na od czy­tel­ni­ków (w sen­sie – mój gust leży gdzieś na obrze­żach krzy­wej gaus­sa). Nad tym wła­śnie muszę pra­co­wać. Nie nad po­my­sła­mi sa­my­mi w sobie, a spo­so­bem ich po­ka­zy­wa­nia. Takie przy­naj­mniej mam wnio­ski po tych dzie­siąt­kach (set­kach?) ko­men­ta­rzy, które otrzy­ma­łem.

 

Zatem:

Rzu­cam luźne wy­zwa­nie, byś na­pi­sał coś, co sztur­mem zdo­bę­dzie bi­blio­te­kę, taki kom­plet-kli­ków-in­stant :D Pop eks­tre­mal­na proza – da­ło­by się? 

Czyli elfy i kra­sno­lu­dy? ;) Nie je­stem jakoś do­bit­nie prze­ko­na­ny co do ma­gicz­ne­go zna­cze­nia bi­blio­te­ki. W sen­sie, że nie po­win­na być celem samym w sobie, a ra­czej czymś, co cie­szy, kiedy wpada przy­pad­kiem. I to wcale nie dla­te­go, że nie­czę­sto tam lą­du­ję! :P

Ale dać się pew­nie da, a przy­naj­mniej spró­bo­wać. Co­bold do­ra­dzał w po­dob­ny spo­sób, cho­ciaż nie przy­rów­nał idei do spo­po­wa­nia twór­czo­ści ;). Jak tylko znaj­dę czas (a przede wszyst­kim od­blo­ku­ję się – mam ostat­nio wy­raź­ny pro­blem z do­my­ka­niem opo­wia­dań), to do­koń­czę, co mam. Znaj­dzie się nawet coś w kla­sycz­nym szta­fa­żu, choć nie­kla­sycz­nej sce­ne­rii.

 

A po­dej­ście Varga bar­dzo zdro­we, po­pie­ram (i sto­su­ję). Cie­ka­wost­ka – Varg w trak­cie be­to­wa­nia zwró­cił uwagę na pewną nie­ja­sność tych pierw­szych aka­pi­tów. Po­le­cił, bym jeśli nie chcę tego usu­wać, to cho­ciaż jak naj­szyb­ciej przy­cze­pił nar­ra­cję do bo­ha­te­ra/dał punkt za­cze­pie­nia w czymś fi­zycz­nym. Tyle dało się zro­bić, cho­ciaż dwa pierw­sze aka­pi­ty wciąż po­zo­sta­ły w mniej wię­cej nie­zmie­nio­nej for­mie ;). Tutaj jest kwe­stia tego, że jest to frag­ment bar­dzo mi po­trzeb­ny w opo­wia­da­niu i dość wzglę­dem niego istot­ny. A jak wspo­mnia­łem wcze­śniej, moja per­cep­cja uważa to (nawet po dłuż­szym cza­sie) za cał­kiem fajne otwar­cie. Wi­dzisz, muszę wal­czyć z wła­snym mó­zgiem ;).

Tutaj jest kwe­stia tego, że jest to frag­ment bar­dzo mi po­trzeb­ny w opo­wia­da­niu i dość wzglę­dem niego istot­ny.

No tu jest wła­śnie sedno spra­wy. Jest po­trzeb­ny TOBIE. Rodzi się py­ta­nie, czy rzu­casz czy­tel­ni­ko­wi coś, co zro­bi­łeś dla sie­bie, czy też my­ślisz o od­bior­cy w trak­cie two­rze­nia? Tutaj można by wy­zna­czyć gra­ni­cę mię­dzy twór­czą swo­bo­dą a czy­stym “popem”. Ale gra­ni­cy nie ma. Nie widzę prze­szkód w tym, żeby tekst sa­tys­fak­cjo­no­wał obie stro­ny – i au­to­ra, i od­bior­cę. Sam mam cza­sem ten pro­blem, że różne frag­men­ty czy zda­nia wy­da­ją mi się istot­ne, a potem nie­któ­rzy czy­tel­ni­cy za­rzu­ca­ją, że tekst jest za długi… ;)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Mia­łem tutaj ra­czej na myśli, że frag­ment ten na­da­je hi­sto­rii pew­ne­go sensu. Zna­cze­nia na­stę­pu­ją­cym wy­da­rze­niom. Jest takim za­stęp­stwem dla dłu­ga­śnych opi­sów świa­ta, jakie lubią wkle­jać au­to­rzy na samym po­cząt­ku, oraz ko­re­spon­den­cją z za­koń­cze­niem, na­da­ją­cą od sa­me­go po­cząt­ku nieco ple­mien­ny wy­dźwięk ca­ło­ści. Jak wy­szło, to druga spra­wa.

Za­pew­niam, że nie cho­dzi­ło o moje au­tor­skie wi­dzi­mi­sie :P. To jest próba wpro­wa­dze­nia czy­tel­ni­ka, wy­raź­nie nie­uda­na. Wciąż nie wiem, jak zro­bił­bym to ina­czej, ale to już ra­czej wina per­cep­cji, któ­rej nie po­tra­fię tutaj po­sze­rzyć. Je­stem ogra­ni­czo­ny wła­sną lo­gi­ką :(.

Nowa Fantastyka