- Opowiadanie: Czarna_Nina - Rozmowa wigilijna

Rozmowa wigilijna

Niedługo Wigilia, a jak wiadomo jest to jedyny wieczór w roku, kiedy to zwierzęta mówią ludzkim głosem. Co byście usłyszeli, gdybyście je podsłuchali? Przeczytajcie.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Rozmowa wigilijna

– Już jest! – krzyknął uradowany chłopiec, przyklejając nos do szyby, a kiedy szkło zaparowało od ciepłego oddechu, przetarł je dłonią.

Patrzył na ośnieżone pola, ponad którymi na ciemnym niebie rozbłysła pierwsza gwiazda – ta, na którą tego wieczoru czekali wszyscy.

– Możemy zasiadać do stołu – powiedziała Mama, zdejmując kuchenny fartuch.

Pod spodem miała jedwabną bluzkę z kołnierzykiem i plisowaną spódnicę. Ubrania te wkładała tylko na specjalne okazje.

W domu pachniało świeżym makowcem. Barszcz z uszkami stygł w porcelanowej wazie, która wiekiem starsza była nawet od Dziadunia.

Goście zajęli miejsca przy stole. Pod biały obrus tradycyjnie podłożono garstkę siana.

Tuż po opłatku, wujek Maniek zaczął kręcić się niespokojnie na krześle.

– Muszę zapalić – rzucił krótko. – To już trzy godziny bez papierosa. Za długo…

– Bój się Boga, Maniuś – powiedział Dziadunio, biorąc porcję karpia w galarecie. – W taki wieczór będziesz palił?

Wujek bezradnie rozłożył ręce.

– Jak mus, to mus. – Mama uśmiechnęła się łagodnie. – Tylko uważaj, jak będziesz mijał oborę, bo dziś Wigilia, a to jedyna noc w roku, kiedy zwierzęta mówią ludzkim głosem.

Tata, Babunia i ciocia Teresa zachichotali porozumiewawczo, a wujek z paczką papierosów w dłoni zniknął za drzwiami.

Chłopiec był podekscytowany tym, co przed chwilą usłyszał.

– Czy to prawda dziadku? Słyszałeś, jak mówią zwierzęta?

– A skąd! – Dziadunio machnął ręką. – Wiadomo, że jeśli ktoś je podsłucha, to umrze.

Dziadek przewrócił oczy białkami do góry, a język wypadł mu z ust bezwładnie, co sugerować miało zgon owego nieszczęśnika, który usłyszałby mowę żywego inwentarza.

– Ja bym chciał usłyszeć nasze krowy – ciągnął dalej chłopiec, nie przejmując się niebezpieczeństwem.

– Uważaj, smyku, bo marzenia się spełniają. – Dziadek błysnął zębami.

– Tato, Pawełek ma dopiero sześć lat! – zgromiła go ciotka Teresa.

– Teraz to dzieci takie wrażliwe… – prychnął senior. – Jak ja byłem mały, to była wojna.

Po chwili rozmowa zeszła na inny temat.

Wujek Maniek długo nie wracał, a przyszedł już czas na otwieranie prezentów.

– Pójdę po niego – powiedział Tata. – Pewnie zagadał się przez telefon. Nawet w Wigilię klienci żyć mu nie dają.

Tata w kapciach wyszedł poszukać szwagra. Pawełek stojąc przy szybie, próbował dostrzec jak najwięcej, ale sylwetka ojca szybko zniknęła w mroku nocy.

Rozmowa przy stole rozgorzała na nowo.

– Gdzie on się szwenda? – zapytała w końcu Mama. – Mam nadzieję, że nie piją razem z Mańkiem gdzieś w szopie.

– Ty siedź, a ja po nich pójdę. Tak im dam do wiwatu, że się nie pozbierają! – zagroziła ciotka; zawsze miała wybuchowy charakter.

Po kilku minutach, gdy cała trójka nadal nie wracała, mama wyjęła z torebki komórkę. Zadzwoniła najpierw do swojego męża, a potem do siostry, ale żadne z nich nie odbierało, więc nie pozostało jej nic innego, jak tylko włożyć buty i wyjść na zewnątrz.

– Jeśli to wasz kolejny wigilijny psikus, to niezbyt śmieszny – powiedziała, wychodząc.

Dziadunio wzruszył tylko ramionami. Nic o żadnym kawale nie wiedział.

– Dziadku, muszę siusiu – skłamał Pawełek.

– To leć do łazienki, smyku.

Chłopiec, upewniwszy się, że senior nie widzi, wyszedł na ganek. Założył zimowe buciki i pobiegł w kierunku zabudowań gospodarczych tak szybko, jak tylko potrafił. Podejrzewał, że przyłapie rodzinę na przebieraniu się za Świętego Mikołaja, tak jak w ubiegłym roku, kiedy to wujek Maniek z krzywo doklejoną brodą zniszczył jego dziecięcą wiarę.

Przez uchylone drzwi chlewa sączyła się smuga światła. Pawełek przycupnął na śniegu, dyskretnie zaglądając do środka.

– Całe życie w stresie – Usłyszał nieznajomy głos. – Mówię ci, nie znasz dnia ani godziny. Normalnie robisz sobie poranny obchód, wracasz a tam kolejnej brak. Ostatnio zniknęła Anarietta, a po niej Kosia. Kosia, no wiesz ta z wyskubanym ogonem. Śliczna nie była, ale myślę sobie, tego już za wiele. Tak być nie może. Te nerwy mnie wykończą.

– Tak, tak, przyjacielu, dobrze, że to w końcu zrobiliśmy.

Chłopiec przyjrzał się dokładnie – to kogut i knur rozmawiali ze sobą. Nieprawdopodobne! Był uradowany, że świąteczna opowiastka była prawdziwa. Tylko, gdzie podziali się wszyscy? Chciał im jak najszybciej powiedzieć o tym, co właśnie usłyszał.

– Bez Hektora nasz plan by się nie powiódł – powiedział kogut. – Konie to w końcu silniejsze istoty niż taki, chociażby drób. Z początku nie był przekonany, mówił, że w sumie to nawet lubił starszego pana. Tyle lat ciężkiej roboty za zatęchły owies, a ten twierdzi, że go lubi. Niepoważny.

– Musimy pozbyć się ciał. – Knur zmienił temat, dumnie paradując po chlewie na brudnych racicach.

Gdy chłopiec przyjrzał się dobrze, na moment odebrało mu mowę, bo zobaczył coś przerażającego. W chlewie tuż przy ścianie leżał wuj Maniek, z nogami skrępowanymi powrozem.

Nagle Pawełek zdał sobie sprawę, że skoro prawdą jest, iż zwierzęta w noc wigilijną mówią ludzkim głosem, to zapewne druga część opowieści także będzie prawdziwa. Trzeba więc albo szybko stąd uciec, albo szykować się na śmierć.

– Stać! – krzyknął kogut. – Kto tam jest?!

Chłopiec skulił się w zaspie.

– Czysto – stwierdził knur, wyglądając zza drzwi. – Nikogo nie ma, nie popadaj w obłęd. Można wołać Hektora.

– Hektor! – krzyknął kogut. – Hektor! Chodź no tu!

– Został nam jeszcze starszy pan i dzieciak. Damy radę.

Chłopiec poruszył się nieznacznie, a wtedy zobaczył go kogut.

– Alarm! Alarm! – wrzeszczał. – Szpieg! Łapać go!

Nie wiadomo skąd coś skoczyło Pawełkowi na głowę.

Kura. Biła zaciekle chłopca skrzydłami po twarzy, aż stracił równowagę.

– Lola! Dawaj! Mocniej! – dopingował kogut, zastanawiając się, czy nie wkroczyć do akcji.

Nagle coś okrutnie ciężkiego przygniotło dziecko do ziemi. Leżąc z twarzą w śniegu, nie mógł oddychać. Chwila i kręgosłup Pawełka pękł z trzaskiem pod ciężarem knura.

– Ty to masz masę – rzucił kogut z podziwem, ale chłopiec już go nie słyszał.

Z mroku wyłoniła się końska sylwetka.

– Hektor, nareszcie – przywitał się knur. – Przenieś małego do boksu i wróć po Mańka, leży w chlewie. Jakoś daliśmy mu radę we dwóch, a nie było łatwo.

– Wiedziałem, że tego nie skrewicie – rzekł koń, chwytając zębami Pawełka za sweter.

Zaniósł ciało chłopca do stajni, gdzie położył je w boksie obok martwego Taty, Mamy i cioci Teresy, po czym wrócił do chlewa po kolejnego trupa.

– Ej, Hektor – zagaił nerwowo kogut. – A stary?

– Co? – mruknął koń przez zaciśnięte zęby, taszcząc wuja Mańka.

– No co robimy z panem starszym? Z domem? Ze stajnią?

– Doprowadźmy to do końca – odparł spokojnie.

Kiedy wszystkie ciała zebrali już w jednym miejscu, podłożyli ogień pod stajnią, a gdy buchnęły płomienie trawiące ciała ofiar, ruszyli ku domowi.

Byli wszyscy: Hektor, knur, kogut i dwanaście niosek, cztery krowy i maciora Niunia.

– Niunia, zabezpiecz tyły – rozkazał knur, a potem wszyscy umilkli, by nie wzbudzić podejrzeń gospodarza.

Kogut skoczył na klamkę, otwierając reszcie drzwi.

Zdawało się, że starszy pan gdzieś zniknął.

– Nie ma go? – zapytała któraś z kur.

– Cicho.

Weszli, rozglądając się bacznie.

W domu panowała cisza. Podejrzana cisza.

Nagle drzwi wejściowe zamknęły się z łoskotem. Zobaczyli Dziadunia uzbrojonego w niemiecki sztucer myśliwski i zamarli w bezruchu. Zrozumieli, że to zasadzka.

Gospodarz zacisnął palce na spuście. Broń była nabita, a oko celne.

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Goście zajęli miejsca przy stole zakrytym – chyba raczej “przy nakrytym stole”

to kogut i knur rozmawiały ze sobą – rozmawiali, bo i kogut, i knur top rodzaj męski

podłożyli ogień pod stajnią – jak to zrobili? 

Całkiem udana opowieść, ale mimo że trup ściele się gęsto, horroru nie widzę.

Będę musiała uważać na psa i kota, chociaż może mnie lubią na tyle, żeby nie mordować?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bardziej rozśmieszyło niż przestraszyło.

Szczęście (w tym przypadku), że mój ojciec ma uczulenie na wszelką sierść i nigdy nie miałem nawet chomika. Za to mam młodsze rodzeństwo – prawie jak chomiki :)

F.S

FoloinStephanus to horror komediowy ;) nawet w tagi dała “komedia”.

 

bemik – dzięki, że wypunktowałaś braki, nie wiemdlaczego napisałam “rozmawiały” a nie “rozmawiali”, być może miałam na myśli, że “zwierzęta rozmawiały”.

Pisz i pozwól czytać innym :)

A, rzeczywiście :) Wybacz moje gapiostwo :)

F.S

Jest jakiś pomysł na nietypowe rozegranie gadających zwierząt. Ale jakoś nie wystarczył, żeby rzucić mnie na kolana. Może dlatego, że nie przepadam za horrorami. A może te gęsto ścielące się trupy jakoś nie wywołują emocji.

Foloinie, z tym rodzeństwem to prawda. Tylko pyskuje przez okrągły rok. ;-)

Babska logika rządzi!

Wigilijna kolacja zmieniająca się w horror. Pomysł ciekawy, wykonanie również, całkiem przyjemnie się czytało :)

Jeszcze jeden dowód na to, jak zgubny może być nałóg palenia. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziadunio wiedział, co się święci, ale nie zrobił nic, żeby obronić swoją rodzinę.

Nowa Fantastyka