- Opowiadanie: trzy szylingi - Benben, czyli Igła Kleopatry

Benben, czyli Igła Kleopatry

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Benben, czyli Igła Kleopatry

– Niech kedyw nie ma mi za złe, że po­wtó­rzę słowa nie­wier­nych.

– Mów.

– An­gli­cy żą­da­ją pie­nię­dzy. Chcą żebyś sprze­dał im akcje Suezu.

Tau­fik Pasza za­zgrzy­tał zę­ba­mi:

– Wtedy będą kon­tro­lo­wać cały kanał – rzekł w przy­gnę­bie­niu. – Chci­we psy.

– Niech wład­ca mój wie, że grożą ode­bra­niem mu wła­dzy i znie­wo­le­niem jego ludu. Jeśli im nie za­pła­cisz, zbom­bar­du­ją Alek­san­drię i znisz­czą nasze woj­ska. Będą za­rzą­dzać kra­jem, przez tego nędz­ni­ka, Eve­ly­na Ba­rin­ga.

– Da­li­śmy im zie­mię, porty, a nadto ty­siąc nie­wol­ni­ków, aby mogli skró­cić sobie drogę z Lon­dy­nu do Bom­ba­ju. A co otrzy­ma­li­śmy w za­mian?

– Allah po­mści nasze krzyw­dy, ke­dy­wie.

– Sta­nie się, co za­rzą­dzi Przed­wiecz­ny. Ile żą­da­ją An­gli­cy?

– Je­ste­śmy im winni dwie­ście mi­lio­nów, ale przez pięć lat za­do­wo­lą się dzie­się­cio­ma pro­cen­ta­mi tej sumy. Pod wa­run­kiem, że dasz im Suez. I po­da­ru­jesz sta­ro­żyt­ne fi­gu­ry.

– Sta­ro­żyt­ne fi­gu­ry? – kedyw – znad bi­no­kla – uniósł lewą brew. Był zdzi­wio­ny proś­bą. – A czy oni ofia­ru­je nam, w za­mian Big Bena?

– To nie wszyst­ko, o ła­ska­wy.

– Nie wszyst­ko?

Ach­mad Arabi po­chy­lił głowę; do­tknął czo­łem mar­mu­ro­wej pod­ło­gi. Cze­kał co kedyw roz­ka­że.

– Mów, co jesz­cze zsyła mi Allah?

– Królu, Allah do­świad­cza twój naród plagą za­ra­zy.

– Gdzie?

– W mie­ście słu­pów.

– W Misr al-Dża­di­dzie?

– Tak panie. W miej­scu po­świę­co­nym sta­ro­żyt­nym dia­błom. Przy­wio­dłem do cie­bie świad­ka tej cho­ro­by. – Egip­cja­nin uniósł głowę i wska­zał na klę­czą­ce­go obok sie­bie ma­me­lu­ka.

– Ten był z le­ka­rza­mi w mie­ście. Je­że­li ze­chcesz, opo­wie, co wi­dział.

– Chcę. Może mówić – przy­zwo­lił Tau­fik Pasza.

– Mi­ło­sier­ny – za­czął syn kau­ka­skich nie­wol­ni­ków. – We­zwa­ny przez two­je­go sługę przy­by­łem bez zwło­ki, dla­te­go pył pu­sty­ni po­kry­wa me odzie­nie. Niech mój wład­ca nie po­są­dza mnie, prze­to, o brak sza­cun­ku, a je­dy­nie o gor­li­wość w peł­nie­niu woli ke­dy­wa i Al­la­ha.

Tau­fik Pasza ski­nął głową i ma­me­luk uspra­wie­dli­wio­ny z uchy­bie­nia ety­kie­cie, uniósł ogo­rza­łe ob­li­cze nad po­sadz­kę.

– Je­stem sługą twego sługi – roz­po­czął. – Z jego po­le­ce­nia prze­by­wa­łem z An­gli­ka­mi w mie­ście, które Grecy na­zy­wa­ją He­lio­po­lis. W po­bli­żu gar­ni­zo­nów tych psów wy­bu­chła cho­le­ra. Plaga za­bi­ła sześć tu­zi­nów ro­dzin. Nie­wier­ni pró­bu­ją spo­rzą­dzić szcze­pion­ki, po­nie­waż boją się o swoją skórę. Jeśli wład­ca ze­chce, opo­wiem, czego byłem świad­kiem.

Pasza ru­chem ręki ze­zwo­lił, aby ma­me­luk roz­po­czął re­la­cję.

– Do mia­sta słu­pów we­szli­śmy “pierw­szej wio­sny”, kiedy młody księ­życ uka­zał się po raz pierw­szy na nowiu – cicho wy­mó­wił pod­da­ny.

Kedyw ski­nął na Ach­ma­da i Arabi z na­ci­skiem zwró­cił się do sługi:

– Gło­śniej, czło­wie­ku. Gło­śniej.

– Ke­dy­wie – ma­me­luk wy­rzekł to od­waż­niej. – Epi­de­mia zgła­dzi­ła więk­szość dzie­ci i ko­biet. Nie ma przed nią żad­ne­go ra­tun­ku, po­nie­waż nie­zna­na jest ni­ko­mu jej przy­czy­na. – Tu, męż­czy­zna skło­nił się nisko, a pod­no­sząc głowę kon­ty­nu­ował swój wywód:

– Ob­ser­wo­wa­łem, jak w wy­mar­łych do­mach za­bi­ja­no de­ska­mi drzwi i okna. U ludzi, któ­rzy prze­cho­dzi­li mimo, ów widok wy­wo­ły­wał widmo śmier­ci i trwo­gi. Zgła­dzo­ne, w ten spo­sób ro­dzi­ny zo­sta­ły już za­po­mnia­ne. Po­zo­sta­ło po nich cmen­ta­rzy­sko. Me­dy­cy mówią, że bramy Kairu nie będą bez­piecz­ne, do­pó­ki kor­don woj­ska nie oto­czy Misr al-Dża­di­dy.

Ma­me­luk za­milkł, a Kedyw za­my­ślił się głę­bo­ko i po­wo­li ski­nął głową. Miał już od­pra­wić sługę, kiedy syn nie­wol­ni­ków ude­rzył czo­łem o mar­mu­ro­we płyty pod­ło­gi i rzekł:

– Niech król mój, po­zwo­li mi wy­rzec jesz­cze jedno słowo.

Ach­mad spoj­rzał na ke­dy­wa. Ten, jakby zbu­dzo­ny ze snu, uniósł wy­so­ko brodę, oczy zwró­cił w stro­nę ma­me­lu­ka, wydął usta i nie­znacz­nie przy­mknął po­wie­ki. To było zna­kiem dla Ara­bie­go, aby w imie­niu wład­cy wy­ra­ził zgodę.

– Mów – roz­ka­zał za­rząd­ca.

– Niech wład­ca wy­ba­czy sza­leń­stwo mej wy­obraź­ni – rzekł zła­ma­nym gło­sem ma­me­luk. – Ale duch mój nie zazna spo­ko­ju, póki nie uczy­nię przed mi­ło­sier­nym wy­zna­nia i nie opo­wiem hi­sto­rii, jaka mnie spo­tka­ła w mie­ście pra­sta­rych de­mo­nów.

– Do rze­czy, nie­wdzięcz­ny – nie­cier­pli­wił się Ach­mad Arabi.

– W dniu, w któ­rym przy­by­łem do Misr al-Dża­di­dy na­pa­dła na mnie ko­bie­ta – drżał głos po­tom­ka Kau­ka­zów. – Nie miała na gło­wie choć­by ubo­giej khi­ma­ry. Włosy jej były w nie­ła­dzie, roz­czo­chra­ne. Szata jej ubło­co­na i sztyw­na. Po­my­śla­łem, że jest obłą­ka­na, że może nie­szczę­ścia, które spa­dły na jej ród przy­wio­dły ją do obłę­du. Tylko, że jej mrocz­ne, strasz­ne oczy, oczy, wiel­kie, jak czar­ne jaja żmii, nie po­zwa­la­ły my­śleć o niej ina­czej, jak o cza­row­ni­cy. Zła to mu­sia­ła być ko­bie­ta, po­my­śla­łem. Zła­pa­ła mnie za rękę i za­sy­pa­ła gra­dem słów. Nie­zna­nych mi, sta­rych i dia­bel­skich. A że ta­ki­mi one były, świad­czy­ła moc, jaką z sobą nio­sły. Po­wie­trze tę­ża­ło, ka­mie­nie po­ru­sza­ły się w bruku. To­wa­rzysz mój, który wprzó­dy od­pro­wa­dził An­gli­ków na po­si­łek, wi­dząc, kto stoi nam na dro­dze, szty­le­tem ugo­dził cza­row­ni­cę w szyję. Ostrze wbiło się jej w oboj­czyk. Krwa­wi­ła nie­wie­le. Za­sko­wy­cza­ła pi­skli­wie, jak zra­nio­ny sza­kal. Osu­nę­ła się na zie­mię. Ale gdy chcie­li­śmy odejść, chwy­ci­ła mnie za nogę. Przy­ja­ciel za­mie­rzył się mie­czem i byłby zgła­dził upa­dłą, gdy­bym nie za­krzyk­nął – stój! Duch mój chciał po­znać przy­czy­nę nie­spro­wo­ko­wa­nej ni­czym na­pa­ści. Nie wie­rzy­łem w przy­pa­dek. Nie są­dzi­łem, by ko­bie­ta mogła być sza­lo­na. Może czart, który w niej za­miesz­kał, znał przy­czy­nę plagi? Za­bra­li­śmy ją zatem ze sobą, aby w do­god­nym cza­sie ją wy­ba­dać. Po­sła­łem po uczo­ne­go, który znał sto­ro­egip­ski i przy­stą­pi­li­śmy do prze­słu­cha­nia, wprzó­dy opa­tru­jąc nie­szczę­snej oboj­czyk. Pod­da­ła się roz­grza­ne­mu przez ko­wa­la ostrzu i wy­zna­ła praw­dę. Była ka­płan­ką dia­bła, który nosił imię Ra. Jemu to, kie­dyś po­świę­co­no tamto mia­sto. On to, wedle słów prze­klę­tej, znów się od­ra­dzał w ka­mien­nych pro­mie­niach ben­ben, w tych, które nie­wier­ni na­zy­wa­ją Igła­mi Kle­opa­try.

Po­zna­jąc we mnie od­da­ne­go tobie ke­dy­wie i Al­la­ho­wi sługę, chcia­ła rzu­cić klą­twę, bym uległ za­ra­zie. Nie zdo­ła­ła do­koń­czyć za­klę­cia, ale rze­kła, że obe­li­ski zro­bią to za nią. I, że wkrót­ce, cały –  wedle słów cza­row­ni­cy – zdra­dziec­ki Egipt, od­czu­je skut­ki dia­bel­skie­go gnie­wu.

– Dość – za­koń­czył wywód ma­me­lu­ka Ach­mad Arabi. Do­strze­ga­jąc w ge­ście ke­dy­wa wolę od­pra­wie­nia sługi, po­le­cił po­tom­ko­wi nie­wol­ni­ków, usu­nąć się sprzed ob­li­cza króla.

Kiedy ten, który zdał re­la­cję z mia­sta, od­szedł, wład­ca zwró­cił się do Ach­ma­da sło­wa­mi:

– Czy­żeś nie wspo­mi­nał, że An­gli­cy żą­da­ją do­wo­du przy­jaź­ni w po­sta­ci sta­ro­żyt­nych figur?

– Tak, o naj­wyż­szy, w samej rze­czy. Te nie­wier­ne psy tego wła­śnie ocze­ku­ją.

– Zatem – uśmiech­nął się Tau­fik Pasza i z roz­pro­mie­nio­ną twa­rzą ru­szył przez salę po­słu­chań. – W za­mian za długi, ofia­ru­je­my im obe­lisk, jeden z ka­mie­ni ben­ben, czy jak oni wolą to na­zy­wać, Igłę Kle­opa­try.

Koniec

Komentarze

A czy oni ofia­ru­je nam, w za­mian Big Bena? – li­te­rów­ka i zbęd­ny prze­ci­nek

Zgła­dzo­ne, w ten spo­sób ro­dzi­ny zo­sta­ły już za­po­mnia­ne. – zbęd­ny prze­ci­nek

Ma­me­luk za­milkł, a Kedyw za­my­ślił się głę­bo­ko – kedyw

 

Jeśli ugo­dzi­li cza­row­ni­cę szty­le­tem w szyję, to czemu ostrze wbiło się w oboj­czyk?

 

Hmmm, tro­chę prze­szka­dza­ła mi ilość ke­dy­wa w opo­wia­da­niu ;) Pierw­szy dia­log mię­dzy wład­cą a Ara­bim też mnie jakoś nie prze­ko­nał. Bar­dziej wia­ry­god­ne wy­da­ło mi się za­cho­wa­nie ma­me­lu­ka i jego re­la­cja. Ogól­nie druga część opo­wia­da­nia oraz za­koń­cze­nie na plus.

Za­bra­kło mi też twór­cze­go wy­ko­rzy­sta­nia hasła. Je­śli­by za­stą­pić słowo kedyw sło­wem wład­ca albo król to wła­ści­wie nie wpły­nę­ło­by to na opo­wia­da­nie.

 

It's ok not to.

Witaj, opko na moją miarę cie­ka­we, ale po­zo­sta­je mi się zgo­dzić z do­gs­dum­pling wła­ści­wie we wszyst­kim. Za gęsto pada słowo kedyw, pierw­szy dia­log słab­szy, re­la­cja me­me­lu­ka dobra i za­koń­cze­nie cie­ka­we. Czy hasło zo­sta­ło do­brze wy­ko­rzy­sta­ne to już w rę­kach ju­ro­rów. Tekst czyta się spraw­nie ;) Po­zdra­wiam!

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Ach­mad

Em. Nie Ahmad?

In­ter­punk­cja dość słabo, przy­kła­dy:

Cze­kał [+,]co kedyw roz­ka­że.

Tu [-,] męż­czy­zna skło­nił się nisko, a pod­no­sząc głowę [+,]kon­ty­nu­ował swój wywód:

Zgła­dzo­ne[-,] w ten spo­sób ro­dzi­ny zo­sta­ły już za­po­mnia­ne

oczy, oczy[-,] wiel­kie[-,] jak czar­ne jaja żmii,

Nie zgłę­bia­łem zasad kon­kur­su, więc pod tym kątem nie oce­niam. Zga­du­ję tylko, że sło­wem klu­czem był kadyw.

A poza tym tekst mocno prze­cięt­ny. Fa­bu­ła mnie nie wcią­gnę­ła, wsku­tek neu­ro­tycz­ne­go im­pul­su za­czą­łem w trak­cie spraw­dzać fakty hi­sto­rycz­ne, za­miast prze­czy­tać na raz. A to prze­cież tylko 6k zna­ków. Chyba też nie zro­zu­mia­łem koń­ców­ki. Czy cho­dzi­ło o to, że Im­pe­rium Bry­tyj­skie upa­dło, bo otrzy­ma­ło ob­cią­żo­ny klą­twą ka­mień? Tylko czy to nie miała być za­ra­za? Męt­nie wy­szło to za­koń­cze­nie.

Vargu w tek­ście stoi, że ka­mień ten zsy­łał za­ra­zę: "(Wiedź­ma) chcia­ła rzu­cić klą­twę, bym uległ za­ra­zie. Nie zdo­ła­ła do­koń­czyć za­klę­cia, ale rze­kła, że obe­li­ski zro­bią to za nią."

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

To też stoi w moim ko­men­ta­rzu, lecz nie ko­ja­rzę żad­nej epi­de­mii, która za­gro­zi­ła­by Wiel­kiej Bry­ta­nii w dru­giej poł. XIX w. Gdyby tak było, by­ło­by to ład­nie spi­na­ją­ce ca­łość za­koń­cze­nie. A tak mamy nie­ste­ty tylko do­da­nie do fak­tów nic nie wno­szą­cej fan­ta­sty­ki.

BTW, w po­przed­nim ko­men­ta­rzu nie wspo­mnia­łem, że moja ocena to takie ni to trzy, ni to czte­ry, coś wy­brać trze­ba było.

Wy­bacz nie zro­zu­mia­łem co chcia­łeś po­wie­dzieć ;) rze­czy­wi­ście gdyby to było pod­par­te fak­ta­mi to i efekt dużo lep­szy.

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Istot­nie, nie można się nie zo­rien­to­wać, które hasło za­in­spi­ro­wa­ło Cię do na­pi­sa­nia opo­wia­da­nia.

Hi­sto­ria taka sobie, nie­ste­ty, nie za­cie­ka­wi­ła mnie zbyt­nio – ot, opi­sa­nie epi­zo­du z czasu, kiedy w Egip­cie pa­no­szy­li się Bry­tyj­czy­cy. W do­dat­ku nie do­strze­głam fan­ta­sty­ki – ko­bie­ta rzu­ca­ją­ca klą­twę, to dla mnie tro­chę za mało.

 

– Sta­ro­żyt­ne fi­gu­ry? kedyw znad bi­no­kla – uniósł lewą brew. – Ra­czej: – Sta­ro­żyt­ne fi­gu­ry? – Kedyw, znad bi­no­kli,  uniósł lewą brew.

Nie za­wsze po­praw­nie za­pi­su­jesz dia­lo­gi. Może przy­da się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

By za­cho­wać czy­tel­ność dia­lo­gu, nie uży­wa­my do­dat­ko­wych pół­pauz.

Bi­no­kle wy­stę­pu­ją tylko w licz­bie mno­giej.

 

Zgła­dzo­ne, w ten spo­sób ro­dzi­ny zo­sta­ły już za­po­mnia­ne. – Jeśli za spra­wą za­ra­zy, to ro­dzi­ny nie zo­sta­ły zgła­dzo­ne, a umar­ły.

 

Włosy jej były w nie­ła­dzie, roz­czo­chra­ne. Szata jej ubło­co­na i sztyw­na. Po­my­śla­łem, że jest obłą­ka­na, że może nie­szczę­ścia, które spa­dły na jej ród przy­wio­dły do obłę­du. Tylko, że jej mrocz­ne, strasz­ne oczy… – Nad­miar za­im­ków.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

W moim od­czu­ciu do naj­więk­szych mi­nu­sów opka na­le­ży słaba im­mer­sja – mimo atrak­cyj­nej lo­ka­li­za­cji nie po­tra­fi­łeś roz­świe­tlić wy­obraź­ni czy­tel­ni­ka egip­skim słoń­cem, a także prze­wi­ja­ją­ca się przez treść mo­no­to­nia, jed­no­staj­ność akcji. To nie­do­brze, szcze­gól­nie przy nie­wiel­kiej ilo­ści zna­ków :/

Za­koń­cze­nie cał­kiem zmyśl­ne, po­do­ba mi się takie “upie­cze­nie dwóch pie­cze­ni na jed­nym ogniu” ;)

 

Tyle ode mnie, po­zdra­wiam.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Mam wra­że­nie, że tek­sto­wi po­mo­gło­by więk­sze uroz­ma­ice­nie. W tej chwi­li mamy wy­łącz­nie roz­mo­wę trzech osób. A gdyby tak jakaś re­tro­spek­cja, prze­nie­sie­nie czy­tel­ni­ka do miej­sca akcji, za­miast ska­zy­wa­nia go na słu­cha­nie re­la­cji?

Koń­ców­ka cie­ka­wa, ale fak­tycz­nie, prze­ma­wia­ła­by moc­niej, gdyby dało się ją po­przeć fak­ta­mi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem, ale szcze­rze mó­wiąc nie bar­dzo wiem gdzi tkwi clue opo­wie­ści. Ot po­ga­da­li sobie, w za­sa­dzie fa­bu­lar­nie nie wy­da­rzy­ło się nic. Scena roz­gry­wa się w za­wie­sze­niu, pew­nie gdzieś w pa­ła­cu itp. ale faj­nie jakby autor to na­kre­ślił. In­ter­punk­cja i kilka nie­zręcz­no­ści, ale ogól­nie język tek­stu przy­zwo­ity.

G

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Mi aku­rat koń­ców­ka przy­pa­so­wa­ła, cho­ciaż tak jak po­przed­ni­cy – wo­la­ła­bym, gdyby tekst był bar­dziej uroz­ma­ico­ny. Forma dia­lo­gu spra­wia, że szyb­ko się go czyta, ale mam takie dziw­ne wra­że­nie pust­ki…

.

 

Peace!

 

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Dość spraw­nie po­pro­wa­dzo­na hi­sto­ryj­ka, taka do uśmiech­nię­cia się. Tro­chę je­steś na ba­kier z prze­cin­ka­mi ;)

(Pra­wie) Jak­bym czy­tał książ­ki Maya z serii o Kara Ben Nemzi, co mi się po­do­ba. Co wię­cej, wła­śnie na­bra­łem ocho­ty, by znów wró­cić w tamte czasy i re­jo­ny świa­ta (da­le­ko ni ma, bo do półki i z po­wro­tem, wszyst­kie­go z sześć me­trów), za co po­dzię­ko­wał.

Po­do­ba­ła mi się sty­li­za­cja i “wgry­zie­nie” w… może nie tyle kul­tu­rę, co spe­cy­fi­kę Le­wan­tu (na tyle, na ile ją znam – a tu głów­nie, nie­ste­ty, tylko May, Sien­kie­wicz i ja­kieś kla­sycz­ne filmy przy­go­do­we – je­stem ukon­ten­to­wa­ny). Ge­ne­ral­nie, od stro­ny ję­zy­ko­wej ku­pi­łeś mnie, ale za uczci­wą cenę.

Tech­nicz­nie wyż­szy po­ziom sta­nów śred­nich. Za­kła­dam, że z czy­stej uczci­wo­ści nie po­pra­wi­łeś dotąd błę­dów, które – je­stem pe­wien – po­przed­ni czy­tel­ni­cy Ci wska­za­li (wiem, że Reg tu była).

Fa­bu­lar­nie jest jed­nak po­su­cha. Jesz­cze nie Sa­ha­ra co praw­da, ale pu­sty­nia Błę­dow­ska już, już pra­wie. Tego, że cała, ekhem, “akcja” dzie­je się w jed­nym miej­scu i za­sad­ni­czo spro­wa­dza do za­wra­ca­nia brody Al­la­ho­wi, to się już nawet nie cze­piam, bo zda­rza­ją się tek­sty (i nie tylko tek­sty) w po­dob­nej kon­wen­cji, któ­rych zgłę­bia­nie spra­wia sporo ra­do­chy. Z dru­giej stro­ny są też dzie­ła, w któ­rych się w sumie dzie­je, a jest nudno jak na Pol­sa­cie pod­czas Świąt. Ge­ne­ral­nie kwe­stia gustu, a Ty tutaj w mój utra­fi­łeś.

Go­rzej z dru­gim dnem, opo­wie­ścią w opo­wie­ści, ma­triosz­ką czy, po­wiedz­my, in­cep­cją w Twoim opo­wia­da­niu. Niby nie ma nic złego ani tym bar­dziej głu­pie­go w opo­wie­ści o wiedź­mie (no, może po­mi­ja­jąc oboj­czyk w szyi, ale tu po pro­stu do­bro­dusz­nie za­kła­dam, że przy­ja­cie­lo­wi na­sze­go ma­me­lu­ka drgnę­ła ręka), jed­nak jakoś tak mnie nie prze­ko­na­ła. Praw­do­po­dob­nie wina kła­dzie się po dłu­go­ści tego frag­men­tu, bo naj­bar­dziej doj­mu­ją­cym wra­że­niem jest, że to wszyst­ko było po pro­stu zbyt pła­skie i… sie­ro­ce jak na część tek­stu, która za­sad­ni­czo jest krę­go­słu­pem ca­łe­go opo­wia­da­nia – tutaj mamy fan­ta­sty­kę i głów­ną linię fa­bu­lar­ną; to, wokół czego tekst oscy­lu­je. Po pro­stu mało w tym… wszyst­kie­go. Prosi się o roz­wi­nię­cie, choć nie ko­niecz­nie w for­mie re­la­cji.

Finał też na plus. Nie wgniótł w fotel – i to nie tylko dla­te­go, że aku­rat­nie le­ża­ku­ję – ale jest takim faj­nym, za­baw­nym ak­cen­tem na ko­niec jak by nie było przy­jem­nej lek­tu­ry.

 

Peace!

"Za­ko­chać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, cza­sem pisać wier­sze." /FNS – Su­per­mar­ket/

Jako że czy­tam opo­wia­da­nia gru­pa­mi, nigdy nie wie­dząc, kto jest au­to­rem i ile opo­wia­da­nie po­trwa (ani nawet, że to kon­kur­so­we), to tak szyb­ko ko­niec mocno mnie roz­cza­ro­wał. Opo­wia­da­nie sta­tycz­ne, ale w cie­ka­wej sce­ne­rii, na końcu po­ja­wia się in­te­re­su­ją­cy wątek fa­bu­lar­ny i wraz z nim ko­niec opo­wia­da­nia. 

Znu­dzi­ło mnie. Tekst jest pła­ski, po­zba­wio­ny kli­ma­tu i przez cały czas mia­łam wra­że­nie, że także fa­bu­ły. Wszyst­kie wy­da­rze­nia dzie­ją się gdzieś obok, po­zo­sta­ją dla czy­tel­ni­ka obo­jęt­ne, bo sta­wiasz go gdzieś z boku.

Jed­nym z moich ulu­bio­nych mo­men­tów lek­tu­ry za­wsze jest ta chwi­la, w któ­rej uświa­da­miam sobie, że książ­ka wcią­gnę­ła mnie tak bar­dzo, iż za­po­mnia­łam, że jest tylko książ­ką. Hi­sto­ria, bo­ha­te­ro­wie, sce­ne­ria wy­da­ją się tak re­al­ne, że przy­sła­nia­ją na chwi­lę rze­czy­wi­sty świat. U Cie­bie jest do­kład­nie na od­wrót – nie po­zwa­lasz czy­tel­ni­ko­wi nawet na bycie świad­kiem wy­da­rzeń, o któ­rych pi­szesz. 

three go­blins in a trench coat pre­ten­ding to be a human

Hmm, jest w tym za­lą­żek na­praw­dę faj­nej hi­sto­rii – choć chyba ja oso­bi­ście, jako czy­tel­nicz­ka, wo­la­ła­bym wię­cej iro­nicz­nie po­trak­to­wa­nej po­li­ty­ki (im­pe­rium, które żąda i do­sta­je, na wła­sne nie­szczę­ście) niż tego ma­gicz­no-sta­ro­egip­skie­go szta­fa­żu, który na do­da­tek jest tro­chę in­fo­dum­pem. Tro­chę go za dużo jak na tę pro­stą pu­en­tę. 

ninedin.home.blog

Tro­chę się za­wio­dłam, bo spo­dzie­wa­łam się ja­kiejś bar­dziej roz­wi­nię­tej hi­sto­rii, a nie tylko kon­cep­tu.

 

No i z re­alia­mi tak sobie, bo za Ba­rin­ga to już da­aaaw­no nie ma ma­me­lu­ków. W la­tach 1811-20 roz­pra­wio­no się z nimi osta­tecz­nie i nie zro­bi­li tego by­naj­mniej Eu­ro­pej­czy­cy. Ską­d­inąd po­dej­rze­wam, że ostat­nich żoł­nie­rzy w stro­jach ma­me­lu­ków można było zo­ba­czyć w 1840 pod­czas spro­wa­dze­nia do Pa­ry­ża pro­chów Na­po­le­ona, po­nie­waż tam po­ja­wi­li się we­te­ra­ni z fran­cu­skich od­dzia­łów ma­me­luc­kich.

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka