Umościłem się wygodnie w miękkim, wysiedzianym fotelu, który dopasował się do mojego ciała już wiele lat temu. Założyłem wabik. Pewien, że w końcu złowię Grubą Rybę, czekałem cierpliwie. Spławik ani drgnął. Ściągnąłem żyłkę, zmieniłem przynętę, zarzuciłem nieco dalej. Coś się poruszyło. Szarpnąłem zbyt energicznie . Zerwałem, jak zwykle. Nie zmartwiłem się zbyt mocno. Każdy, kto ma choć trochę ambicji wie, że nie łatwo jest wyciągnąć Grubą Rybę przez duże G. A zadowalanie się płotkami jest dla rybaczków przez małe r. Dlatego, będę czekał co dzień – szepnąłem – jeszcze do mnie przypłyniesz i będę Cię łowił sieciami, bo wędka nie wystarczy, Weno.
Cześć.
Fabuła… Nie, lepiej nie.
Może interpunkcję da się uratować, bo obecnie dość słaba. Za mało spacji, czasem za dużo. Podobnie z przecinkami.
Gdy wymyślę sygnaturkę, to się tu pojawi.
Krótkie zdania, sprawiające raczej mierne wrażenie, a sam zamysł – choć przyznam, że ciekawy – zawodzi. Pomysł na “wędkowanie” jak najbardziej okej, ale musiałbyś to jednak inaczej napisać, bo tutaj kładzie Ciebie przede wszystkim warsztat.
Faktycznie warsztat niezbyt dobry, sam pomysł niezły, ale o poszukiwaniach weny było już na wiele różnych sposobów.
Podejrzewam że każdy albo napisał, albo miał zamiar, albo chociaż o tym myślał chociaż raz….
F.S
To, moim zdaniem, raczej chybiony pomysł. Wena łapana na wędkę???
Nie kupuję tego i nigdy nie przyszłoby mi do głowy mówić o Pani Wenie – gruba ryba.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przeczytałem, ale nic więcej nie dodam, bo nie wiem, co miał na celu ten twór.
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Z tymi rybakami i rybami to najczęściej jest tak, że po rybie nie został znak. Tylko wydychane 0.5 promila. No ale cóż za pożytek z trzeźwego poety? Wina na te łowienie weny trzeba było kupić jako zanęty i zanęcać do upadłego :)
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Granat do stawu i ryby (wena) wypłynie.
Nie porwało.
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
A ja – przeciwnie, uśmiechnąłem się pod koniec. Pisanie o poszukiwaniu weny może mało oryginalne, ale to z której strony to ugryźć – już jak najbardziej. Osobiście zgadzam się, że stwierdzeniem, iż wena twórcza to taki “mit dla amatorów”, a jeżeli faktycznie chce się na poważnie pisać, to podstawami są samozaparcie i systematyczność, więc trudno mi empatyzować. Może parę lat temu jeszcze bym mógł.
Niemniej ogólnie – całkiem nieźle. Jeden z lepszych drabble jakie czytałem.
"Nie wierz we wszystko, co myślisz."
Oj, było już w wielu wariantach…
Babska logika rządzi!
Znów mi ktoś w pasie przydaje?
Ot, na chwilę poczytać ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Jedna sprawa: pierwsze zdanie to maksimum formy, minimum treści. Jasne, budujesz nim klamrę spinającą tekst wraz z pointom (kto łowi ryby w fotelu?), ale trochę tego za wiele. Gość się umościł i do tego wygodnie (co już mieści się w znaczeniu pojęcia "umościć"), w miękkim, wysiedzianym i tak dalej, co jest tylko biciem piany. W króciaku to grzech, bo treści w tym zdaniu jest jedynie na "umościłem się w fotelu".