- Opowiadanie: kanexos - "Ballada o rzeźniku"

"Ballada o rzeźniku"

Witam, jestem tu nowy więc mogę jeszcze nie za bardzo ogarniać, dlatego z góry proszę o wyrozumiałość  w razie jakiś pomyłek  :)

 

Tekst który zamieściłem poniżej jest jedynie fragmentem, dlatego jego zakończenie może nie być zbytnio fascynujące. Głównie chciałem się dowiedzieć jak oceniacie mój styl, czy jest dostatecznie dobry , czy może jestem kompletnym beztalenciem bez przyszłości i powinienem się powiesić albo rzucić pod jakiś autobus :D

 

Mam nadzieję ,że będzie się wam dobrze czytało.

Oceny

"Ballada o rzeźniku"

Wokół panowała grobowa cisza , jedynie wiatr jak zwykle nieuchwytny dla ludzi przemierzał spopieloną krainę unosząc do góry pył i prochy spalonych wcześniej ciał. Samotny i niewidoczny dla oka delikatnie ocierał się o liście stojących jeszcze drzew, po czym przebiwszy się przez ściany dymu, uniósł się do góry w stronę przyciemnionego nieba. Mroczne kruki i wrony czując go pod swoimi skrzydłami ze spokojem zaczęły siadać na ocalałych z pożaru drzewach, po czym obserwowały jak kilka niewyraźnych postaci przechadza się między tysiącami świeżych trupów. Mądre zwierzęta wiedziały ,że kiedyś odejdą , zawsze odchodzili zostawiając ciepłe jeszcze ciała na pożarcie.  

-Będą miały dzisiaj ucztę… – mruknął Nechtu oparty o przechylony filar starego, zrujnowanego domu. Jego oczy mimo młodego wieku przypominały oczy starca. Zmęczone , podkrążone , z lekko opadającą lewą powieką ale mimo wszystko… bystre , z łatwością mogące dostrzec czarne ptaszyska powoli dobierające się do poćwiartowanych trupów w oddali. Były jego najsilniejszą bronią i nieraz uratowały mu życie… choć, nie tylko one. Podczas bitwy liczyły się umiejętności i szczęście, wszystko inne traciło na wartości. Odwaga, zaciętość, wola walki stawały się bezużyteczne gdy ktoś odrąbał ci rękę albo zmiażdżył gardło swoją żelazną stopą. Pośród krzyków i trzaskającej stali , w paskudnym dymie i dopiero co przelanej krwi tworzącej czerwone strumyki, można było liczyć tylko na siebie. Nawet najwierniejsi przyjaciele i towarzysze broni ulegali powszechnemu ferworowi walki, szarżując na zatracenie w stronę wrogów i bez opamiętania nabijając się na ich piki i miecze. Ich oczy płonące zapałem i wiarą, ich okrzyki i pewność siebie zdawały się czynić ich nieśmiertelnymi lecz i tak nie zdołały uchronić ich przed niechybnym końcem pośród setek innych dawno już martwych. Najczęściej byli młodzi i niedoświadczeni , mający przed sobą całe życie , mający wielkie oczekiwania od świata i ambicje, które… nigdy już się nie spełnią. Jedno dobre pchnięcie miecza, jeden czysty zamach kilkukilogramowego topora wystarczy bowiem by zakończyć bezcenne, ludzkie życie.

-Znów się zamyśliłeś – powiedział swoim zachrypniętym głosem Bohr, po czym usadowił się zaledwie trzy metry dalej na dużym kawałku skały stanowiącym dawniej kawałek wielkiego pieca. Nechtu słysząc przyjaciela w jednej chwili otrząsnął się z zadumy po czym spojrzał jak wielki olbrzym opiera o ścianę swój zakrwawiony topór. Masywny, dobrze zbudowany jako jedyny z całego oddziału potrafił posługiwać się tą śmiercionośną bronią. Miał siłę niedźwiedzia i długą brodę barbarzyńcy lecz mimo wszystko był człowiekiem. Nechtu od razu spostrzegł jak małe kropelki potu spływają mu po czole mieszając się z krwią powoli wypływającą z ran na twarzy.

-Dobrze ,że to już koniec – mruknął Bohr ciężko oddychając – Stary już jestem, za szybko się męczę.

-Przesadzasz – odparł Nechtu, lecz nim zdążył cokolwiek jeszcze dodać Bohr powoli położył dłoń dla swojej klatce piersiowej.

-Dostałem od takiego jednego w żebra buławą… źle mi się oddycha… ledwo łapię powietrze… 

-Połamał ci kości ?

-Nie wiem… ale miał skurwiel siły – rzekł olbrzym po czym delikatnie przesunął skórzane odzienie na bok, odsłaniając tym samym pancerz – Widzisz… cała blacha wbita.

-Dobrze ,że nie dostałeś w serce – trafnie zauważył Nechtu lekko nachylając się w stronę przyjaciela. Już na samym początku spostrzegł ,że wgłębienie jest zaledwie dwa centymetry od jednego z najważniejszych organów w ciele – Gdyby nie to, leżałbyś teraz pewnie tam na polanie.

Bohr słysząc słowa kompana w jednej chwili spojrzał w stronę pola bitwy. Wyglądało teraz jak ocean stworzony z ludzkich ciał, które w miejscach gdzie było ich więcej przypominały trupie fale przewracające się pod własnym ciężarem i pomyśleć ,że wystarczyło tak niewiele by do nich dołączył.

-Miałeś szczęście ale i tak musi to zobaczyć medyk – rzekł Nechtu po dokładniejszej analizie.

-Szkoda tylko ,że żaden nie przeżył.

-Naprawdę ?

-Tak… leżą teraz gdzieś nieopodal lasu , dorwali ich ci z oddziału AS.

-Szlag by to trafił – przeklną Nechtu ponowie opierając się o filar za plecami  – Skoro nie ma u nas to może będzie jakiś wśród jeńców.

-Nie ma jeńców…– odparł lakonicznie Bohr podnosząc wzrok w stronę nieba – Zarżnęliśmy wszystkich.

-A  tych z AS ?

-Też wszystkich… nikt nie przeżył, chociaż.. nic dziwnego, nawet u nas zostało zaledwie kilkudziesięciu – rzekł olbrzym po czym z lekkim uśmiechem dodał – Dawno nie mieliśmy takiej bitwy.

-Dawno… – przytaknął po chwili namysłu Nechtu po czym spojrzał na swój ociekający krwią pancerz. Dopiero teraz zorientował się jak często otarł się o śmierć. Długie rysy na najemnikach , wgniecenia na przedzie… rozdarcie po rykoszecie strzały. Nie czuł ich kiedy walczył ale… to już było nieważne. Wrogowie byli martwi a on żył i tylko to się teraz liczyło.

-I co teraz zrobimy ? – zapytał Bohr kierując swoje zmęczone oczy na przyjaciela.

-Najpierw musimy wypocząć i opatrzyć twoją ranę – odparł po krótkim namyśle Nechtu jednocześnie chwytając powoli swój zakrwawiony miecz – A potem… pewnie pojedziemy do miasta , może nawet uda nam się zdążyć dojechać do Białpru przed końcem tygodnia.

-W sam raz przed wypłatą – zarechotał Bohr jednocześnie pokaszlując i trzymając rękę na piersiach.

-Mam taką nadzieję – uśmiechnął się przyjaciel po czym podniósł się do góry i podszedł do towarzysza – No dobra, czas wracać do obozu, może jednak znajdziemy jakiegoś medyka albo przynajmniej znachora.

-Może… – sapnął ciężko Bohr po czym z pomocą kompana wstał i chwytając swój topór razem z nim ruszył w stronę polany na której stały dziesiątki rozstawionych namiotów, zostawiając za plecami trupi ocean i spopielony las.

W obozie panowały pustki. Dawne krzyki i wrzawa chlejących piwsko wojaków zamieniły się w głuchą ciszę a nieustannie zatłoczone drogi stały się nagie i zimne. Namioty dawniej pełne młodych żołnierzy i prostytutek były teraz zamieszkałe jedynie przez wiatr a radość i zabawa które przed bitwą gościły w ich sercach zniknęły, pozostawiając upiorne pustki. Nieliczni, którzy zdołali przeżyć zaciekłą batalię błąkali się teraz po błotnistych uliczkach szukając swoich dawno zabitych dowódców. Z żalem spoglądali w stronę nadchodzących po czym widząc ,że to nie ich przyjaciele odchodzili w inną stronę. Nechtu tak jak i Bohr byli przyzwyczajeni do takiego widoku. Jako doświadczeni weterani i elita walczących najemników nie raz spotkali się z podobną grobową atmosferą, toteż nawet nie spostrzegli jakiś znaczących zmian.

-Gdzieś tutaj powinien być szpital – Powiedział Nechtu rozglądając się dookoła i zaglądając do co większych namiotów. Prawdę mówiąc nie za dobrze pamiętał mapę obozowiska, lecz kierowany intuicją postanowił ruszyć w stronę dużego , białego namiotu nieopodal placu zbiórkowego na którym żołnierze królewscy odprawiali apel.

-Tak, to tutaj – Sapnął stłamszonym głosem Bohr dalej mocno obejmując kompana– Czujesz ten smród ? Tylko w szpitalach wojskowych może tak cuchnąć.

Nechtu zerknął na swojego towarzysza, po czym nie czekając na zaproszenie wszedł z nim do środka. Wewnątrz znajdowało się kilkadziesiąt małych , prowizorycznych leżanek na których położono rannych żołnierzy. Nechtu od razu spostrzegł ,że większość z nich jest martwa ale w obecnej sytuacji nikt się tym nie przejmował. Po podłodze walały się zabrudzone bandaże i kawałki szpitalnego jedzenia, które co jakiś czas były podkradane przez zabłąkane psy czekające na swoich martwych właścicieli. Niektórzy ranni ze względu na bark miejsca musieli leżeć na podłodze a inni mogący być źródłem chorób zakaźnych od razu byli od razu wyrzucani do zewnętrznego skrzydła przez pracujących tam asystentów. W kącie zaś, przykryty przez przesączone krwią tkaniny był mały stos amputowanych ludzkich członków co samo w sobie mówiło jaki poziom higieny tam panował.

-Ej ty – powiedział Nechtu chwytają za ramię młodego chłopaka – Jest jakiś wolny medyk? Mój przyjaciel jest ranny i potrzebuje…

-Niech pan zapyta tych na zapleczu , ja jestem teraz zajęty – odparł sztywno młodzik, po czym ruszył w stronę jęczących inwalidów pod ścianą. Mężczyzna słysząc to zerknął na przyjaciela i ocierając się o leżących obok rannych, ruszył w stronę odosobnionego pomieszczenia za rogiem. Co prawda Nechtu był z natury pesymistą, od samego początku nastawiał się na to ,że wszyscy medycy rzeczywiście zginęli i przyjdzie mu samemu opatrzyć przyjaciela, lecz nim jeszcze wszedł na zaplecze usłyszał mocny, kobiecy głos.

-Trzeba to jak najszybciej zaszyć – rzekła wysoka, wyglądająca na jakieś trzydzieści lat kobieta, po czym nie odrywając wzroku od leżącego przed nią  oficera sięgnęła po igłę i nici chirurgiczne. Nie trwało to nawet sekundy gdy małe stalowe przyrządy przebiły skórę biedaka. Dwaj przybyli wojownicy widząc to stanęli w wejściu i obserwowali. Na nic zdało się jego szamotanie i próba wyplucia szmaty uniemożliwiającej krzyczenie. Trzymany przez dwóch asystentów mógł jedynie patrzeć jak szeroka na kilkadziesiąt centymetrów rana zostaje starannie zaszyta i przetarta jakimiś starymi tkaninami oderwanymi z ubrań.

-Gotowe – rzekła zadowolona z siebie kobieta – Szybko przemyjcie ranę i załóżcie opatrunek, inaczej może wdać się infekcja

Asystenci słysząc to kiwnęli głowami i za pomocą leżanki przenieśli wyczerpanego oficera.

-Myślałem, że wszyscy medycy nie żyją – rzekł przytłumionym głosem Bohr tym samym informując zabieganą nieznajomą o swojej obecności.

-Nie jestem medyczką – odparła kobieta zerkając w stronę nowo przybyłych i jednocześnie wycierając ręce z krwi – Pochodzę z pobliskiej wioski i tylko pomagam przy rannych

-Nie wyglądasz na wieśniaczkę – wtrącił się Nechtu.

-A wy nie wyglądacie na królewskich żołnierzy – odparła ze spokojem – Jesteście najemnikami ?

-Tak, przybywamy z Białpru – rzekł z wyczuwalną dumą Nechtu po czym wskazując na swojego kompana dodał – Mój przyjaciel ma chyba zmiażdżone płuca, a przynajmniej wszystko na to wskazuje, mogłabyś go obejrzeć?

Medyczka słysząc znajomą nazwę w jednej chwili znieruchomiała.

-Co prawda mam jeszcze kilku do obejrzenia ale… ludziom z Białpru nie powinno się odmawiać – rzekła ściszonym głosem, po czym odłożyła poplamiony ręcznik na bok i spojrzała na nieznajomych – Niech zdejmie zbroję, zobaczę co da się zrobić. 

Koniec

Komentarze

Wokół panowała grobowa cisza , jedynie wiatr jak zwykle nieuchwytny dla ludzi przemierzał spopieloną krainę unosząc do góry pył i prochy spalonych wcześniej ciał. – Pierwsze zdanie, a już pokaleczone jak Murzyn napadnięty przez bandę skinów. Przed przecinkiem bez spacji. Wiatr generalnie ciężko złapać, ale o jakie uchwycenie chodzi? Według mnie to niepotrzebny wtręt. Nie da się unosić czegoś w dół, więc po prostu unosił. Z kontekstu wynika też, że to wiatr spalił wcześniej tych ludzi. 

 

Samotny i niewidoczny dla oka delikatnie ocierał się o liście stojących jeszcze drzew, po czym przebiwszy się przez ściany dymu, uniósł się do góry w stronę przyciemnionego nieba. – Samotny wiatr – trochę to nie bardzo brzmi. A ma wiatr jakiegoś towarzysza? Co do dymu, to raczej by go rozgonił, w sumie zależy od siły powiewów, ale i tak zgrzyta. Unoszenie do góry było w pierwszym zdaniu. 

 

Mroczne ( bez przesady, czemu te kruki były mroczne?) kruki i wrony czując go pod swoimi skrzydłami ze spokojem zaczęły siadać (lepiej by brzmiało usiadły, bo czasy się tu nie zgrywają z dalszą  cęścią zdania )na ocalałych z pożaru drzewach, po czym obserwowały jak kilka niewyraźnych postaci przechadza się między tysiącami świeżych trupów. (Hej, w pierwszym zdaniu był proch ze spalonych ciał. Skąd nagle te trupy?

 

Te trzy zdania tak dla przykładu. Niechlujnie to napisane i chaotycznie. Przemyślenia bohatera na początku są pisane chyba strumieniem świadomości, bo nie bardzo wiadomo o co w nich chodzi. Zbyt wiele zaimków, nietrafione porównania i kulawe opisy. 

Wiele jeszcze pracy przed Tobą. Samobójstwa nie polecam, za to solidny trening. Pisz krótkie scenki, opisy, wrzucaj. Część ludzi wyśmieje i dogryzie ( z tym też trzeba się liczyć), część doradzi i pouczy. Trening, upór i szlifowanie warsztatu. To moja rada na początek i jednocześnie koniec.

Pozdrawiam. 

 

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Fasoletti już zajął się początkiem, to ja może wspomnę jeszcze o początku początku, czyli przedmowie:

 

Tekst który (przed który ZAWSZE przecinek) zamieściłem poniżej jest jedynie fragmentem, dlatego jego zakończenie może nie być zbytnio fascynujące. Głównie chciałem się dowiedzieć jak oceniacie mój styl, czy jest dostatecznie dobry , (przed przecinkiem/kropką nigdy nie dajemy spacji) czy może jestem kompletnym beztalenciem bez przyszłości i powinienem się powiesić albo rzucić pod jakiś autobus :D (jasne, żarty żartami, ale proszę cię, bez wstawek o wisielcach i inszych samobójcach)

 

Mam nadzieję ,że (po przecinku/kropce zawsze dajemy spację) będzie się wam dobrze czytało.

 

Przejdźmy do treści:

 

-Będą (w dialogu zawsze spacja pomiędzy – a zdaniem) miały dzisiaj ucztę…

 

opadającą lewą powieką ale (przed ale zawsze przecinek) mimo wszystko

 

Rób więcej akapitów, rozbijaj nimi bloki tekstu.

 

Ich oczy płonące zapałem i wiarą, ich okrzyki i pewność siebie zdawały się czynić ich nieśmiertelnymi lecz i tak nie zdołały uchronić ich przed niechybnym końcem pośród setek innych dawno już martwych. ← unikaj powtórzeń

 

wystarczy bowiem by (przed by zawsze przecinek) zakończyć bezcenne, ludzkie życie.

 

na dużym kawałku skały(+,) stanowiącym dawniej kawałek wielkiego pieca. ← części zdania w zdaniach wielokrotnie złożonych rozdzielaj przecinkami. Tam gdzie kolejny samodzielny czasownik, tam przeważnie przecinek

 

-Dobrze ,że to już koniec – mruknął Bohr ciężko oddychając – Stary już jestem, za szybko się męczę.

 

W powyższej wypowiedzi masz DWA zdania. Podkreśliłam je na dwa sposoby. Po oddychając potrzeba kropki. Zapoznaj się z zasadami pisania dialogów, są dwa najpopularniejsze sposoby i łatwo je przyswoisz. Pokażę ci, kiedy miałbyś trzy dania i trzy kropki:

 

– Dobrze, że to już koniec. – Bohr ciężko oddychał. – Stary już jestem, za szybko się męczę.

 

A kiedy nie ma dwóch zdań?

 

-Gdzieś tutaj powinien być szpital – Ppowiedział Nechtu ← na przykład tutaj. Nie możesz napisać powiedział/stwierdził/mruknął itp. z dużej litery, ponieważ kontynuujesz zdanie!

 

Kończę pokazywanie błędów technicznych, choć jest ich jeszcze mnóstwo. Może ktoś inny wskaże ci kolejne ;) Twój język mi się podoba, ale błędy musisz koniecznie wyeliminować. Czytaj teksty, czytaj porady, pisz, publikuj, ucz się. Co do fabuły, nic porywającego. Opowiadasz o czymś, co nie wiadomo gdzie, w jakim świecie, w jakich okolicznościach ma miejsce. Można taki zabieg wybaczyć, jeśli zaciekawisz, wciągniesz w akcję, a na wyjaśnienia przyjdzie czas. Ale w tym krótkim fragmencie nie dajesz odbiorcy zbyt wiele.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

No cóż, Kanexosie, nie jest dobrze.

Fragment niewiele opowiada – ot, mamy krajobraz po bitwie, dwóch ocalałych, kilku niedobitków i scenkę w lazarecie. Nie wiem kto z kim i dlaczego wojował, a po tak skąpym fragmencie trudno ocenić cokolwiek. Nie zorientowałam się, kiedy rzecz się dzieje – z racji obecności mieczy, toporówzbroi najemników wnoszę, że dawno, z drugiej strony z opisu lazaretu dowiaduję się o igłach i niciach chirurgicznych, tudzież o fatalnej higienie i możliwości infekcji i wnoszę, że to terminy raczej dość współczesne.

Wykonanie, o czym już wiesz, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Do uwag wcześniej komentujący dorzucam swoje i sugeruję byś na jakiś czas zawiesił prace nad tworzonym dziełem i na razie skupił się na przypomnieniu sobie choćby szkolnych wiadomości z języka polskiego. Dużo czytaj. Ćwicz, pisząc krótkie opowiadania – łatwiej w nich wskazać błędy i usterki.

Mam nadzieję, że za jakiś czas, kiedy nieco poprawisz warsztat, będziemy mieć szansę przeczytać ciekawsze i lepiej napisane opowiadanie.

 

-Będą miały dzi­siaj ucztę… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

Źle zapisujesz dialogi. Może przyda się ten wątek: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

na­bi­ja­jąc się na ich piki i mie­cze. Ich oczy pło­ną­ce za­pa­łem i wiarą, ich okrzy­ki i pew­ność sie­bie zda­wa­ły się czy­nić ich nie­śmier­tel­ny­mi lecz i tak nie zdo­ła­ły uchro­nić ich przed nie­chyb­nym koń­cem… – Nadmiar zaimków.

Bardzo często nadużywasz zaimków, przeważnie zupełnie zbędnych.

 

na dużym ka­wał­ku skały sta­no­wią­cym daw­niej ka­wa­łek wiel­kie­go pieca. – Powtórzenie.

 

-Szlag by to tra­fił – prze­klną Nech­tu po­no­wie opie­ra­jąc się o filar za ple­ca­mi Szlag by to tra­fił – prze­klął Nech­tu, po­no­wnie opie­ra­jąc się o filar za ple­ca­mi.  

 

za­py­tał Bohr kie­ru­jąc swoje zmę­czo­ne oczy na przy­ja­cie­la. – Zbędny zaimek. Czy mógł kierować na przyjaciela cudze oczy?

 

za­re­cho­tał Bohr jed­no­cze­śnie po­kasz­lu­jąc… – Raczej: …za­re­cho­tał Bohr, jed­no­cze­śnie ­kasz­ląc/ pokasłując

 

uśmiech­nął się przy­ja­ciel po czym pod­niósł się do góry i pod­szedł do to­wa­rzy­sza… – Masło maślane. Czy mógł podnieść się do dołu?

Proponuję: …uśmiech­nął się przy­ja­ciel, po czym wstał/ podniósł się i pod­szedł do to­wa­rzy­sza

 

sap­nął cięż­ko Bohr po czym z po­mo­cą kom­pa­na wstał i chwy­ta­jąc swój topór razem z nim ru­szył w stro­nę po­la­ny… – Czy w stronę polany ruszył z kompanem, czy z toporem?

 

W obo­zie pa­no­wa­ły pust­ki. – Ile pustek panowało?

 

toteż nawet nie spo­strze­gli jakiś zna­czą­cych zmian. – …toteż nawet nie spo­strze­gli jakichś zna­czą­cych zmian.

 

od razu byli od razu wy­rzu­ca­ni do ze­wnętrz­ne­go skrzy­dła… – Dwa grzybki w barszczyku.

 

W kącie zaś, przy­kry­ty przez prze­są­czo­ne krwią tka­ni­ny był mały stos… – W kącie zaś, przy­kry­ty prze­są­czo­nymi krwią tka­ni­nami, był mały stos

 

i za po­mo­cą le­żan­ki prze­nie­śli wy­czer­pa­ne­go ofi­ce­ra. – A nie na noszach?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się, pomijając to, co napisali ci już przedmówcy i z czym w większości muszę się zgodzić, to masz dobry język. Czyta się to łatwo i bez ciągłego ściągania brwi. Zaznaczyłeś, że to fragment, więc nie oczekiwałem porywającej fabuły i pełnego opisu świata. W odróżnieniu od wielu wiekopomnych dzieł, jakie pojawiają się na NF, twoje może kiedyś doczekać się wydania. Jak będziesz trenował, a pokora będzie ci siostrą ;)

Publikowanie fragmentów ma ten minus, że trudno napisać cokolwiek o fabule. W Twoim wypadku również.

Można za to o języku, a tu niestety na razie nie jest dobrze. Dużo błędów. Przedmówcy napisali sporo przykładów.

Nowa Fantastyka