- Opowiadanie: szoszoon - Obóz#3

Obóz#3

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Obóz#3

Indianie tradycyjnie okazali się świetnymi „tropicielami" i odnaleźli sporo rzeczy należących prawdopodobnie do tych, którzy kiedyś tu pracowali. Nie było tego zbyt wiele: nadające się do spożycia racje żywnościowe, środki opatrunkowe i lekarstwa oraz koce. Podarowali kilka Avramowi i Lynn i oboje powrócili do swojego hangaru w atmosferze triumfu.

 

Przez kilka następnych dni Avram starał się poznać jak najwięcej współtowarzyszy. Najczęściej jednak spędzał czas w towarzystwie Lynn. Była piękną i seksowną kobietą, a jednocześnie skrytą. Stanowiła dlań tajemnicę, którą – z braku ciekawszych zajęć w obozie – zamierzał odkryć.

 

– Cały czas jesteście w tym miejscu? – Avram wskazał rękąna wnętrze hangaru.

 

– Tak. I póki co czekamy, chociaż nie wiem, na co. – odparła z nutą smutku w głosie. – To wygląda jak jakiś koszmar, który nie chce się skończyć. Jakby nagle ktoś umieścił nas w jakiejś grze, a ustalenie jej reguł pozostawił nam samym.

 

– Albo eksperymencie – rzucił jakby od niechcenia, nie zastanawiając się nawet, jakie wrażenie zrobiły na niej te słowa. Zmierzyła go przenikliwym spojrzeniem.

 

– Skąd ci to przyszło do głowy, Avram?

 

– Mam na imię Izaak – poprawił ją.

 

– Wolę Avram. Zadałam ci pytanie!

 

– Jak już wspominałem, mam firmę zajmującą się między innymi produkcją gier RPG.

 

– Masz? – zadrwiła.

 

Avram speszył się. Chyba jako ostatnią cechę jej ekspresji zaczął dostrzegać inteligencję. Zasadniczy Błąd. Jak dotąd nietego szukał u kobiet.

 

– Miałem – poprawił się – choć nie można przesądzać, że świat, który pozostawiliśmy, przestał istnieć. To sugerowałoby kilka możliwości, a żadna z nich bynajmniej mi się nie podoba.

 

– Jak na przykład ta, że on już nie istnieje? Albo nie istnieje w takiej postaci, do jakiej nas przyzwyczaił? – wtrąciła mierzącgo wzrokiem.

 

– Pięknie to ujęłaś! Świat przyzwyczaił nas do siebie, był naszym więzieniem a jednocześnie rajem. ..domem, i czym jeszcze u licha?

 

– O czym rozmawiacie? – oddech, jaki poczuli, przesiąknięty był alkoholem.

 

– Usiądź Dymitr – Lynn wskazała mu kontener obok.

 

Dymitr postawił na stole manierkę, usiadłpo czym podsunął ją Lynn. Upiła spory łyk, otarła usta o wierzch rękawa i podała pojemnik Avramowi.

 

– To Dymitr – wyjaśniła – nasz obozowy… destylator.

 

Powiedziała to odrobinę za późno. Zanim Avram zdążył skojarzyć funkcję Dymitra z tym, co mu podano, poczuł w gardle przeraźliwe pieczenie. Zaczął łapczywie wdychać powietrze i krztusić się.

 

– Posmakuje mu – wtrącił ubawiony po pachy Dymitr.

 

– Co to jest do cholery?

 

– Alkohol! – Dymitr nadal wydawał się być ubawiony.

 

– Alkohol to Burbon albo Jameson – warknął oburzony.

 

– Dymitr znalazł gdzieś paliwo rakietowe i nieco je….

 

– Oczyściłem – dokończył destylator. – Spokojna głowa, nie jest szkodliwe dla… życia. Byłem chemikiem w MIT.

 

Większość czasu mijała mu na rozmowach i obserwacjach .Zawsze uważał się za człowieka, który potrafi znaleźć rozwiązanie każdej sytuacji. Chodził podobozie i przyglądał się pozostałym, uderzała go w nich bierność. Jedni, pogrążeni w apatii milcząco aprobowali swój los, inni starali się rozbudować i udoskonalić swoje legowiska. Kilkanaście osób utworzyło coś n kształt wspólnoty religijnej i po obraniu guru rozpoczęli wspólne modły. Od nich Avram wolał trzymać się jak najdalej. Ta myśl podsunęła mu pomysł o ucieczce. Po namyśle postanowił jednak nie wtajemniczać w to zbyt wielu osób.

Gdy wszyscy zebrali się już przy naszym prowizorycznym stole a głosy dyskusji ucichły, Avram wyszczególnił im swój plan.

– Uważam, że powinniśmy opuścić nasz obóz i udać się w poszukiwaniu pomocy! – stwierdził przekonany o swoim zdaniu. – Siedzimy tu jak jakieś ofiary czekając nie wiadomo, na co! Pora przekonać się, gdzie właściwie jesteśmy!

 

Na chwilę zapadła cisza. Słychać było tylko chrząknięcia i westchnienia. Wreszcie głos zabrał Noe.

 

– Dlaczego uważasz, że opuszczanie obozu i wędrówka po terenie, którego w ogóle nie znamy, może okazać się lepsza aniżeli pozostanie w obozie?

 

Wzrok wszystkich powędrował z Noe na Avrama, który spojrzał na Lynn, jakby szukając w jej oczach poparcia. Skinęła delikatnie głową, co miało oznaczać, że przeprowadziła wśród "anglojęzycznych"mieszkańców obozu niewielki rekonesans.

 

– Myślę, że dzięki temu uda się nam poznać naszą obecną sytuację. Dowiemy się przede wszystkim, czy nadal jesteśmy na Ziemi i czy jest jakaś możliwość ratunku. Zabierzemy ze sobą to, co najpotrzebniejsze i udamy się w jakimś obranym wspólnie kierunku, ale najlepiej na północ.

 

– Dlaczego akurat tam? – odezwał się nagle Dymitr, sącząc samogon z manierki.Po jego słowach wszyscy na powrót wbili w pomysłodawcę wycieczki swoje podejrzliwe spojrzenia.

 

– Z tego, co tu widzę, klimat jest ewidentnie półpustynny. Gorące dni i chłodne noce zdają się potwierdzać moje obserwacje – spojrzał po zebranych szukając zrozumienia – zatem musimy udać się w kierunku, który pozwoli nam opuścić tę strefę. Statystyki wskazują, że ludzkość najchętniej zamieszkiwała półkulę północną, zatem…

 

– A w jaki sposób wyznaczymy kierunek północny? – Noe zadał pytanie, którego przeraźliwa precyzja kompletnie zbiła Avrama z tropu. Zamilkł, wpatrując się tępo w betonową posadzkę. – Twoja propozycja jest równie dobra, co pozostanie tutaj. Chcesz udać się na wędrówkę, a przecież nikt z nas nie ma kompasu! – Głos Noe był niczym cięcia chirurgicznym obsydianem. – nie mamy żadnej nawigacji, komórek czy nawet zwykłej umiejętności ustalania pozycji z obserwacji przyrody! – Noe zawiesił głos niczym doświadczony spiker i spojrzał po zebranych.

 

Z oddali zebraniu bacznie przyglądał Polak, co nie uszło uwadze Avrama.

 

Wszyscy wpatrywali się teraz weń pytająco. Lynn chyba jako pierwsza zrozumiałą, o co chodzi Noe, bo odwróciła głowę w innym kierunku i starała się nie patrzećnaAvrama.

 

– Nie wiem, jak wy, ale ja obserwowałem niebo, pod którym przyszło nam zamieszkać i stwierdziłem, że nie widzę Gwiazdy Polarnej. Zatem raczej na pewno jesteśmy na półkuli południowej, jeśli oczywiście nadal jesteśmy na Ziemi. Znam też gwiazdozbiory, które są na nieboskłonie i muszę wam powiedzieć, że…. Nie znam żadnego!

 

– Skąd mamy mieć pewność, że masz rację? – Noe nie dawał za wygraną.

 

– Jeśli mogę… – do rozmowy wtrącił się Noah, który do tej pory nadal okazywał Avramowi nieuzasadnioną niechęć – pływałem trochę na jachtach i nawigacja to dla mnie rutyna. On mówi prawdę.

 

Joe wstał. Jego sylwetka dostojnie wyrosła ponad zebranymi niczym wiekowa sekwoja.

 

– Obaj mamy na swój sposób rację. Avram chce iść, a ja czekać. To sytuacja, w której znalazł się każdy będąc na jakimkolwiek szkoleniu czy obozie integracyjnym. W testach badają nasze kompetencje i potencjalne zachowania, a zapewne każdy z was rozwiązywał kiedyś zadanie typu: co zabierzesz z wraku samolotu gdy znajdziesz się na pustyni….

 

– Joe ma rację – Lynn odezwała się z typową energicznością – tyle, że nie bardzo mamy co ze sobą zabrać. Z drugiej strony – spojrzała w stronę Avrama – jeśli będziemy tu tkwić, być może nigdy nie znajdziemy odpowiedzi na masę pytań, które zadajemy sobie na co dzień!

 

Po magazynie rozszedł się szum aprobaty.

 

Proponuję zorganizować niewielką grupę, która uda się na rekonesans i spróbuje znaleźć pomoc. Jeśli nie znajdzie nigdzie pomocy, zawróci. – Zakończyła.

Koniec
Nowa Fantastyka