- Opowiadanie: ttsz - Nowy świat

Nowy świat

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Nowy świat

Nowy świat

od Twórców:

nie jest to może do końca opowiadanie, jest to raczej próba spisania myśli które kłębią się nam w głowie pod postacią książki… Stąd wynika sposób publikowania kolejnych części.

 

Przedmowa

-Ubierajcie się! Idziemy do cioci! – W domu rozległ się głos mamy.

Na te słowa, do kuchni, wpadła młoda dziewczyna. Mogła mieć około szesnastu lat. Była średniego wzrostu. Na sobie miała zwykłe dżinsy i zieloną koszulkę. Jej jasne włosy w nieładzie spadały na ramiona. Na jej twarzy pojawił się wyraz złości.

-Przecież miałam iść z dziewczynami do miasta! – Powiedziała z wyrzutem.

-To pójdziesz jutro, bo skąd miałam wiedzieć, że ciocia akurat dzisiaj będzie chciała wyprawiać imieniny? – mama wzruszyła ramionami.

-Nigdzie nie idę! – Oburzyła się dziewczyna. – Przecież zanudzę się tam na śmierć.

W tym momencie, do kuchni wbiegł jej bliźniaczy brat. Był chudy, wysoki i w ogóle do niej nie niepodobny. Na sobie miał zwykłe spodnie i za dużą, szarą koszulkę. Nie lubił chodzić do fryzjera, wiec jego ciemne włosy były troszkę dłuższe niż normalnie i sterczały chyba we wszystkie strony.

-Co? Siostrzyczka idzie do cioci? – zapytał złośliwie.

-Ty też idziesz – powiedziała mama.

-Ja mam szlaban -odparł mądrze. – Nie mogłem nigdzie iść wczoraj, to dzisiaj nie mogę iść do cioci.

-Szlaban nie obejmuje imienin cioci.

-To może Aleks pójdzie do cioci, a ja posprzątam w domu? – powiedziała dziewczyna.

-Nie, to Wiktoria pójdzie do cioci, a ja pomaluję swój pokój – zaprzeczył jej brat.

-Pokój pomalujesz jutro, a potem oboje posprzątacie piwnicę – zaproponowała mama.

-Ale jutro miał przyjść Drucik – Aleks próbował jeszcze się wywinąć od pracy.

-To ci pomoże, tylko żadnego graffiti na ścianach. A tymczasem je idę do cioci, a wy posprzątacie w domu.

-To nie fair – jęknęła Wiktoria. – Jutro miałam iść do kina.

-Całe życie jest nie fair – uśmiechnął się złośliwie jej brat. – A chcesz o tym porozmawiać? – nagle spoważniał.

– Weź się zamknij, dobrze?

– A czy to ma jakiś głębszy sens moralny? Mamo, co o tym sądzisz? Może to ma jakieś podłoże w jej nieszczęśliwym dzieciństwie?

– To bądźcie grzeczni, ja idę – powiedziała mama.

-Ona jest perfidna – stwierdził Aleks, kiedy mama wyszła.

-I to jeszcze jak – dodała jego siostra.

Chłopak, markotny wrócił do swojego pokoju. Usiadł na łóżku i zaczął myśleć. Był zły na ciocię, że akurat dzisiaj wpadła na genialny pomysł wyprawiania imienin, kiedy on miał już pewne plany. Chciał namówić mamę, żeby mógł jechać na weekend na biwak (teraz powinna się zgodzić, nie tak, jak w lutym). A tu wszystko diabli wzięli. Już nawet swoje rzeczy, które miał dawno spakowane zostawił u Drucika – swojego najlepszego przyjaciela. Był umówiony z chłopakami. Przecież nie mógł się teraz wycofać. „Mama się wścieknie", pomyślał, wziął swój plecak i otworzył okno. Właściwie, to mógłby wyjść drzwiami, ale tą drogą było tak bardziej oryginalnie.

Pokój Aleksa, tak, jak jego siostry, znajdował się na piętrze, ale, na szczęście, akurat pod nim znajdował się garaż. Wystarczyło więc tylko wyjść przez okno, zeskoczyć z dachu garażu i już było się wolnym.

W tym samym czasie, ścianę obok, Wiktoria myślała, co mogłaby zrobić. Usiadła na kanapie obok Wampirka, ich kota. Jego imię wzięło się stąd, że kiedyś nie umiał mruczeć, za to na wszystkich warczał i nikomu nie pozwalał się dotknąć. Pogłaskała jego rudo-czarne futerko. Nagle usłyszała jakiś hałas za oknem. Wyjrzała na zewnątrz i zobaczyła brata, który właśnie podnosił się z kolan na dachu garażu.

Chwilę się zastanowiła. „Skoro on może wyjść, to ja też", stwierdziła. „Nie dam się zostawić sama ze sprzątaniem." Trzeba było tylko wymyślić sobie jakąś wymówkę. Usiadła na łóżku i wtedy jej wzrok padł na pomarańczową torebkę Moniki, która zostawiła ją tu niedawno. Wystarczającym powodem na to, żeby wyjść z domu wydawała się konieczność oddania jej koleżance. Upchnęła więc ją w swoim plecaku, pogłaskała kota i wyszła z domu, tyle, że drzwiami.

Wiktoria skierowała się do miasta, bo jej dom znajdował się na jego uboczu, a właściwie na Pasiece, jak to wszyscy mówili. Szybkim krokiem doszła do parku, jednocześnie ciesząc się wolnym popołudniem. Był czerwiec, a dokładniej trzynasty czerwca. Niedługo wakacje, pogoda była znakomita, nauczyciele już nic nie zadawali, cóż wiec więcej można chcieć? „Na pewno nie sprzątać piwnicę", pomyślała ze zniechęceniem.

Przechodziła właśnie wąską aleją w parku pod wielkimi kasztanami, kiedy zobaczyła brata opartego plecami o pomnik orła (kiedyś białego, teraz niestety szarego), gdzie było miejsce spotkań nastolatków z Bienna.

– Co ty tu robisz?! – Zapytała niemal z oburzeniem.

– To samo, co ty – Aleks wzruszył ramionami.

– Czyli?

– Nie wiem, uciekasz z domu?

– Ale ja wcale nie uciekam – Wiktoria uważnie przyjrzała się bratu. – A ty?

– No jakże bym śmiał – odparł ironicznie.

– Nie myśl, że sama będę sprzątała piwnicę – zagroziła mu.

– Możesz jeszcze pomalować mój pokój – uśmiechnął się Aleks.

– Nie ma mowy, a poza tym… – chciałaby jeszcze porządnie nawymyślać bratu, ale w przyrodzie zaczęło dziać się coś dziwnego. Niebo, które jeszcze przed chwilą było błękitne, zaszło ciemnymi chmurami, które wzięły się nie wiadomo skąd i zawisły tuż nad ziemią. W parku zapanowała niezwykła cisza, dokładnie taka, jak przed burzą. Ptaki, psy i wszystkie inne zwierzęta zamilkły. Zrobiło się ciemno i zimno. Wszystko straciło swój kolor, zieleń trawy i drzew poszarzała. Zawiał chłodny wiatr, który zerwał kilka liści. Ziemia się zatrzęsła.

– Co się dzieje? – zdumiała się Wiktoria.

– Może trzęsienie ziemi? – głupio zapytał Aleks.

– Tak, jasne, w naszym klimacie – zdenerwowała się.

Wiatr się wzmógł. I wtedy usłyszeli czyjeś głosy. Nie dochodziły z daleka, ale brzmiały jakby zza gęstej mgły. Ktoś się chyba kłócił. Rodzeństwo rozejrzało się dookoła, ale nikogo nie zobaczyli.

– Nie będę latał – ktoś krzyknął. – Gdybym miał latać, bogowie daliby mi skrzydła!

– Za głupi na to jesteś – ktoś odparł. – Z rękoma nie możesz sobie poradzić, a co dopiero ze skrzydłami.

– Uspokójcie się, to się zaczyna robić nudne – westchnął ktoś inny.

Wiatr się wzmógł. Pobliskie drzewa, budynki, dosłownie wszystko, co ich przed chwilą otaczało znikło.

Głosy z każdą chwilą stawały się głośniejsze, aż nagle zamilkły. Aleks niespodziewanie stracił oparcie, którym był pomnik orła i runął na ziemię. Wiktoria zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła nie była wcale w parku.

– Aleks, coś ty zrobił? – zapytała przestraszona dziewczyna.

– To nie ja – bronił się chłopak. – Dlaczego wszystko zawsze jest na mnie?

– Bo ty zawsze wszystko psujesz.

Było ciemno. Na czarnym niebie świeciły tysiące gwiazd, a przed nimi wielkie ognisko, przy którym siedziało kilka osób i coś jadło. Wokół stało kilka szarych, wysokich namiotów ze spiczastymi czubkami. Odchodziło od nich wiele linek. Ale nie to było najdziwniejsze. Otóż Wiktoria stała twarzą w twarz z kimś dość dziwnym, delikatnie mówiąc. Był on niewiele wyższy od niej, miał gęstą, czarną, krótko obciętą brodę, i dziwną okropną czapkę na głowie. Ubrany był w brudną koszulę, która kiedyś była chyba biała i brązowe spodnie. Z pomarszczonej twarzy spoglądały na nią małe, przebiegłe oczka.

– A to co? – zapytał.

Wiktoria nic nie odpowiedziała, nie miała nawet pojęcia, co mogłaby mu powiedzieć, a Aleks nadal siedział na ziemi i nie miał najmniejszego zamiaru wybawić jej z tej sytuacji.

– Jesteś szpiegiem? – zapytał ten ktoś z podejrzliwością.

– Czy ona durniu wygląda ci na szpiega? – zapytał ktoś, siedzący przy ognisku

– Czy nam się zawsze musi przytrafiać coś dziwnego? I to w tak mało odpowiednim czasie? – jęknął wysoki mężczyzna z długimi, czarnymi włosami.

– Niech ktoś z nimi pogada, bo mnie się chyba boją – powiedział ten, co stał obok Wiktorii, po czym usiadł przy ognisku.

– A mogę ja? – zapytał jakiś mały człowieczek, gwałtownie wstając i potrącając przy tym czyjś kielich, z którego coś się wylało na tego wysokiego. Był on bardzo niski (niewiele wyższy od Wiktorii), miał ciemne, krótko przystrzyżone, kręcone włosy i roześmiane oczy.

– Nie! – krzyknęło naraz kilka osób.

– Phi, nie to nie…

– A więc, kim jesteście i skąd się tu wzięliście? – tamten wysoki spojrzał z politowaniem na Aleksa.

Chłopak szybko się podniósł i zapytał wojowniczo:

– A ty, kim jesteś?

– Niech ktoś odwiezie ich do króla – orzekł któryś. – Będzie spokój. Może, jak posiedzą w lochach, to będą bardziej uprzejmi.

– Cicho bądź – warknął ten wysoki. – A więc ja jestem Wospad. A wy, w końcu, kto?

– To Wiktoria. A ja jestem… – chłopak zastanowił się przez chwilę – Mona Liza.

– Miło mi. A teraz powiedzcie, skąd się tu wzięliście?

– Może sam mi to powiesz? – Aleks oberwał od siostry po żebrach.

– My, ee… byliśmy w takim tym, no, parku i było to, chyba, bo to dziwne, takie trzęsienie i znikł orzełek i było tak ee… ciemno – zaczęła Wiktoria.

– A ty to głupia jesteś – stwierdził jej brat. – Powstało kontinuum czasoprzestrzenne i dostaliśmy się przypadkiem w jego zasięg promieniowania i przeniosło nas tutaj…

– A ty to może mądrzejszy?

– Cicho – szepnął Aleks. – Zobacz, nic nie rozumieją.

– Ja bym też nic nie zrozumiała, jakbyś ty tłumaczył…

– A ty to może lepsza jesteś?

– Uspokójcie się! – ten wysoki, chyba Wospad podniósł głos. – Byliście w jednym miejscu, a zaraz potem w drugim, tak?

– No tak – odparł Aleks.

– Zawołajcie tu Korynesa – Wospad westchnął głęboko. – Albo nie, niech lepiej ich ktoś do niego zaprowadzi.

Wiktorii wydawało się, jakby miała dziwny, a raczej dość głupi sen, zaś Aleks nie brał tego wszystkiego na poważnie.

– Hej, Lancelocie – odezwał się. – Ja nigdzie nie zamierzam iść, dopóki nie powiesz mi, o co tutaj chodzi.

– Chcemy zabrać was do Korynesa, elfa, który zna się na takich rzeczach – wyjaśnił ktoś inny.

– Czubki, tak? – Olśniło nagle chłopaka, po czym znowu oberwał od siostry. – Dobra, psychiczni – poprawił się.

– Nie wiem, o czym mówisz – poważnie odparł Wospad.

– Jak nie to nie – powiedział jeden taki, co miał czarne włosy do ramion i twarz pełną blizn. Wyglądał jakby właśnie uciekł z więzienia zabijając przy tym kilka osób i teraz rozglądał się za nowymi ofiarami. – Las stoi otworem, a do najbliższej osady jest kilkanaście kilometrów – wskazał na ciemny bór za namiotami.

– To my jednak możemy tam pójść, do tego, ee Kory-coś tam – stwierdziła Wiktoria.

– Nie strasz ich – powiedział mężczyzna tak wielki, jakiego jeszcze w życiu nie widzieli. Musiał mieć sporo ponad dwa metry wzrostu, a do tego był niesamowicie potężny. Ubrania musiał pewnie szyć na miarę. Miał nie za długie siwe włosy, choć nie wyglądał na starego, związane z tyłu czarną wstążką. Prawie nic się nie odzywał, ale wyglądał na kogoś całkiem miłego.

– Dajcie mu chociaż spokój do rana – odezwał się jeden z nich.

– Tego by mi na pewno nie wybaczył, bo co by było, gdyby ci dwoje nagle znikli i nie zdążyłby z nimi nawet porozmawiać?

– Nie przyznalibyśmy mu się, że ich znaleźliśmy. •••

– Ja przepraszam bardzo, ale my też tu jesteśmy – powiedział z irytacją Aleks.

– No rzeczywiście – ten morderca udał jakby dopiero teraz ich zauważył.

– To ja ich zaprowadzę – zaoferował się ten, co wylał zawartość cudzego kielicha. Jakimś cudem nikt nie zaprotestował przeciw jego ofercie. – Chodźcie za mną.

Wiktoria spojrzała na brata. Ten wzruszył ramionami i poszedł za małym człowieczkiem. Minęli ognisko i weszli do jednego z namiotów. Choć było tam dość ciemno, zobaczyli kogoś śpiącego na grubym futrze.

– Panie… – odezwał się ten niski, ale to nic nie dało. – Panie! Obudź się!

– Co za… – śpiący się podniósł. – Ach, to ty, Aradzie. Co się stało?

– Przyprowadziłem ci kogoś… są trochę dziwni, ale sądzę, że się nimi zainteresujesz.

„Zupełnie jakby mówił o jakimś ciekawym zwierzątku", pomyślała Wiktoria.

– Tak? – mężczyzna spojrzał uważnie na rodzeństwo. – No i?

– Oni tak nagle się pojawili przy naszym ognisku. Najpierw ich nie było, a w następnej sekundzie już byli… To jest chyba Wiktoria, a ten tu, to Mona Liza…

Aleks przez cały czas zastanawiał się, o co tu właściwie chodzi. Denerwowało go, że nie wiedział, gdzie jest i o co tu chodzi. Mógł się jedynie domyślać, co niedawno się stało. W pierwszej chwili przyszło mu na myśl, że cofnął się w czasie, tyle, że nie uczył się na historii o żadnych elfach żyjących w średniowieczu, bo to wszystko wyglądało na średniowiecze, albo coś w tym rodzaju a poza tym, to wyobrażał je sobie jako małe, latające stworki.

Kiedy spojrzał na Wiktorię i zobaczył jej skupiony wyraz twarzy, mało, co nie parsknął śmiechem. Może ona wpadła na jakiś pomysł w związku z tym, jakim cudem się tu znaleźli.

– A jak to się wszystko stało? – zaciekawił się elf. Jego ciemne oczy z zainteresowaniem przypatrywały się bliźniakom. Był wysoki, szczupły, miał długie, ciemne włosy i podłużną twarz z dość mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi.

Rodzeństwo na zmianę opowiedziało mu, co zaszło tego popołudnia. Czuli się przy tym dość dziwnie, bo mówili coś, w co by nigdy sami nie uwierzyli, ale elf słuchał ich, jak małe dziecko słucha z otwartą buzią opowieści, od której nie można się wprost oderwać.

– Fascynujące – stwierdził na koniec.

– To teraz niech pan nam powie, o co tu chodzi – odezwał się Aleks.

– A skąd ja mam to wiedzieć? Słyszałem kiedyś, że coś takiego jest możliwe, ale nigdy się z tym nie spotkałem. Chociaż trochę czytałem…

– Dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy nienormalni – mruknął Aleks.

– A jak możemy wrócić do domu? – Zapytała Wiktoria.

– Nie możecie.

– Co?! – Wykrzyknęli niemal równocześnie.

– To znaczy, sami nie możecie – poprawił się elf. – Wrócicie, kiedy zajdzie taka potrzeba.

– A kiedy ona zajdzie?

– Tego akurat nikt nie wie. Może nigdy?

– Jak to? – Przestraszył się Aleks, a Wiktoria nagle zbladła.

– Spokojnie, nie wracali ci, z tego, co słyszałem, którzy nie mieli, po co wracać.

– Na przykład?

– Nie mam pojęcia. Ale każdy, kto się tu znalazł miał jakiś powód. Wiecie może, dlaczego tu jes… – Korynes zmarszczył brwi. – Arad, zawołaj mi tu Wospada.

– Się robi.

– To już wiem, po co to jesteście – ucieszył się.

– Czyli?

– Poczekajcie chwilkę. O, Wospadzie, dobrze, że jesteś. Wierzysz w przeznaczenie, prawda? Właśnie jedziecie do Kironu…

– O nie, nie ma mowy – odezwał się nagle Wospad.

– Tak już musi być i nie zmienisz tego.

– Ale ja nie zamierzam przekonywać o tym reszty.

– Ponoć to ty jesteś tam przywódcą – Korynes wzruszył ramionami.

– Panie, wyobrażasz sobie tylko marudzenie Damanda? Oni wszyscy będą się wściekać…

– Kto będzie się wściekał? – do namiotu wszedł Arad.

– I o co? – zapytał ktoś następny.

– Nikt – odparł Korynes, – tylko Wospad chce zabrać tą dwójkę z wami.

– Co?! – wykrzyknęli wszyscy trzej naraz.

– Ja wcale nie… – zaparł się Wospad, ale na widok groźnej miny Korynesa zamilkł.

– O nie, nigdzie ich nie zabieramy – postanowił ten trzeci.

– Panie, to nie ma sensu – powiedział Arad. – I tak będziemy mieli problemy z Mglistym Lasem, a ty dorzucasz nam do tego jeszcze jakieś dzieciaki.

– Tylko nie dzieciaki – oburzył się Aleks.

– Hej, a może najpierw byście nas zapytali, czy chcemy gdziekolwiek iść? – zapytała Wiktoria.

– No właśnie, jak mogliście nawet się ich nie zapytać?

– To, czy wy chcecie, nie ma żadnego znaczenia – Korynes wzruszył ramionami. – To po prostu przeznaczenie.

– Jasne, a ja w to wierzę – Aleks zaczął chodzić w te i z powrotem.

– My musimy wrócić do domu. Nawet nie wyobrażacie sobie, co będzie się działo w domu, jak rodzice zobaczą, że tak po prostu znikliśmy – powiedziała Wiktoria.

– To już jest zupełnie inna sprawa, ale nie musicie się tym martwić – zapewnił spokojnie król.

– Jak to, nie musimy?

– Ja bym stawiał na to, że czas w waszym świecie leci zupełnie inaczej, tak przynajmniej mówią…

– A inaczej, to jak? Wrócimy za sto lat? – Zapytała dziewczyna.

– Trudno to określić.

– No super – jęknął Aleks.

– Ej, Aleks, poczekaj, jak się cofnęliśmy tutaj przed czwartą po południu, to… – Wiktoria odruchowo zerknęła na zegarek – Aleks? Mama szła do cioci na czwartą, wiec wyszła z domu po trzeciej, a my troszkę później, tak?

– No i? – Zapytał chłopak.

– To, jakim cudem mam na zegarku pierwszą?

– Takim, że o pierwszej zepsuł ci się zegarek – westchnął chłopak. – Ty w ogóle dzisiaj nie myślisz.

– Ale o trzeciej jeszcze obliczałam ile mamy czasu do powrotu mamy.

– A nie masz czasem zaników pamięci? – Zażartował chłopak.

– Oj, przestań. Ja już swoje wiem i wierzę temu, no, Korynesowi.

– Czyli sprawa jest już wyjaśniona – ucieszył się Korynes .

– Wcale, że nie – zbuntował się Arad. – Ja nie zamierzam ich niańczyć.

– Jak ty się zwracasz do królewskiego brata? – Wospad zrobił groźną minę. – A poza tym, to ty nie potrafisz nawet sam sobą się zająć.

– Spokojnie, nie dziwię mu się – powiedział Korynes. – Dlatego ty będziesz się nimi zajmował.

– Co?! Nie, proszę…

– Ja przepraszam bardzo, ale my nie jesteśmy żadnymi bachorami i potrafimy sami o siebie zadbać – odezwał się Aleks.

– Z pewnością – Arad zrobił poważną minę. – Ciekawe, czy w ogóle potraficie jeździć konno.

– Potrafimy – odparła dumnie Wiktoria, ale w głębi duszy wiedziała, że oboje mają z tym trochę problemów. „No, nauczymy się", stwierdziła.

– Ja jutro porozmawiam z całą resztą, a mi chyba nie odmówią – zapewnił Korynes. – A tak w ogóle, to dlaczego Luksmina nie jedzie? Ona by się nimi zajęła.

– Bo razem z ojcem i braćmi gdzieś wyjechała – powiedział Wospad.

– To szkoda, bo macie przyprowadzić ich całych z powrotem – powiedział elf. – Chcę dowiedzieć się wszystkiego o ich świecie. Więc żegnam was – położył się na posłaniu.

Aleks i Wiktoria spojrzeli po twarzach pozostałych. Widać było po nich, że nie uśmiechało im się to, w co się wpakowali. Za to rodzeństwo nie było zachwycone tym, że dziś całe ich życie wywróciło się do góry nogami, a jedyna osoba, która mogła im to wyjaśnić wysyła ich gdzieś w świat. Oboje byli zmęczeni i chcieliby z powrotem znaleźć się w domu. Na dzisiaj mieli już dość tych wszystkich przygód.

– Czy my zawsze musimy mieć jakieś kłopoty? – Zapytał Aleks, kiedy zaprowadzono ich do małego namiotu.

– My? To przecież ty zawsze musisz pakować się w kłopoty – stwierdziła Wiktoria.

– Ale tym razem to nie moja wina – orzekł chłopak.

– Gdyby była twoja, już dawno byś ode mnie oberwał.

– I tak się ciebie nie boję – powiedział i podszedł po cichu do ściany namiotu. – Ale co o tym wszystkim myślisz?

– Ty nie wiesz? – zdziwiła się.

– No jakoś nie…

– Gdybyś był troszkę bardziej oczytany, to może byś wiedział – ucieszyła się, że ma pewną przewagę nad bratem.

– Jasne.

– Ty nic nie rozumiesz? Skąd biorą się książki fantasy? Przecież sam wysunąłeś tezę, że musi istnieć jakiś świat, z którego by się brały te wszystkie pomysły. Nie wiem, czy byłby ktoś w stanie wymyślić te elfy, krasnoludy i całą resztę. A potem niektórzy po prostu to zgapili. Ale musiał być jakiś pomysłodawca, który może po prostu wylądował tu i opisał to, co widział.

– Może… – Aleks podrapał się w głowę, przez co włosy zaczęły jeszcze bardziej mu odstawać. – A jednak, w końcu, przyznałaś mi rację! – Ucieszył się.

– No i co z tego? – Żachnęła się. – Hej, gdzie tym razem leziesz? Chcesz mieć naprawdę jakieś kłopoty?

– Ty masz normalnie jakiś kompleks – powiedział swoje ulubione stwierdzenie, kiedy podszedł do ścianki namiotu. – Przecież nie zabraniali nam tu chodzić. – Przyłożył ucho do płótna i zaczął nasłuchiwać.

– Co się stało? – Zapytała jego siostra. Ręką dał jej znak, aby do niego podeszła.

– Tam chyba o nas gadają – szepnął. Dziewczyna również zaczęła się przysłuchiwać.

– Przecież to jest chore – powiedział ktoś. – Wiem, że on ma czasami dziwne pomysły, ale dzisiaj pobił chyba samego siebie, a na dodatek, mój głupi braciszek go słucha.

– Nie możemy ich wziąć na wyprawę.

– To co z nimi zrobimy?

– Ja nie mam ochoty mieć ich na sumieniu.

– Czyli? Wiesz, jakoś nie rozumiem twojego rozumowania…

– Posłuchajcie, nasza wyprawa nie będzie łatwa, szczególnie dla kogoś nie przyzwyczajonego do czegoś takiego. Nie wierzę w przeznaczenie tak, jak Korynes, więc uważam, że wcale ich nie potrzebujemy, a wręcz będą nam przeszkadzać.

– Niestety, nie mamy już wyjścia. Tak, czy siak, musimy ich wziąć. Korynes nie zmieni zdania, Wospad zrobi wszystko, co ten mu rozkaże, a poza tym, to chyba nawet nikt z nas nie odważy mu się sprzeciwić. Nie ma takiej siły, która zapobiegłaby temu, że musimy ich wziąć.

– Ja jednak twierdzę, że jest.

– Czyli?

– Oni sami muszą zrezygnować z wyprawy.

– Z tym, że jeśli zaczniesz ich teraz do tego przekonywać, Korynes dowie się o tym.

– Dlatego zaczniemy ich zniechęcać dopiero, jak on się od nas odłączy.

– Racja. Tak im uprzykrzymy podróż, że będą nam jeszcze dziękować, że, się poświecimy, sprzeciwimy prośbie królewskiego brata i puścimy ich z powrotem do Gimanu.

– Wospad na pewno tego nie zauważy i nie ma Luksminy, która by się nad nimi zlitowała. Dopiero urządzimy im szkołę przetrwania.

– Już im współczuję.

Rodzeństwo, z dziwnymi minami, odsunęło się od ścianki.

– A to wredoty – stwierdził po cichu Aleks, kiedy usiedli na skórach. – Ale my im na złość tam pójdziemy i się nie damy.

– To się nazywa męska duma – zażartowała Wiktoria.

– A może wolisz zostać i ułatwić im całą sprawę?

– I tak bym nie wolała zostać, bo nigdy nie wiadomo, co po jakimś czasie by z nami zrobili.

– Czyli?

– Słuchaj, nie jesteśmy bogaci…

– No, oprócz ubrań, to nie mamy właściwie nic.

– Nie jesteśmy też wysoko urodzeni…

– Nawet, gdybyśmy byli, to i tak byśmy im tego nie udowodnili.

– Mógłbyś mi nie przerywać? – zapytała z rozdrażnieniem.

– No mów, przecież ci nie przeszkadzam.

– Wiec, nie mamy powodu, aby za darmo przebywać na jakimkolwiek dworze. I co się stanie, jak Korynesowi przejdzie takie zainteresowanie nami i naszym światem?

– Fakt, mogą wyrzucić nas na ulicę, czyli chcemy, czy nie chcemy, musimy iść – powiedział chłopak.

 

Koniec

Komentarze

"jest to raczej próba spisania myśli które kłębią się nam w głowie pod postacią książki" - macie jedną, wspólną głowę w kształcie książki? To jakaś choroba? Ile (ilu?) was jest? Swoją drogą, to w tej waszej głowoksiążce "kłębi się" dość nudna sztuka teatralna, w której didaskalia ktoś przerobił na opisy. Sztuka nawet nie "teatralna", a do kółka teatralnego w wiejskiej podstawówce. Takiej jeszcze za cara. 

dlatego wystawiłem to tutaj, aby nie być subiektywnym. dziękuje za opinie

Nowa Fantastyka